• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Wiltshire, Salisbury, La tenuta Medicea > Jadalnia
Jadalnia
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-12-2025, 20:10

Jadalnia
Jadalnię i salon łączy długi, opustoszały z czegokolwiek korytarz z lekko poobdzieranymi ścianami. Samo miejsce spotkań rodzinnych wydaje się puste — dawno nikt z niego w pełni nie korzystał, mimo dostosowania pomieszczenia do obecności kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu niegdyś żyjących członków rodziny. Mahoniowe meble dawno nie widziały renowacji, a największym pozytywem pomieszczenia są okna z okiennicami, które z łatwością można zasłonić w przypadku chęci ukrycia odbywanych wewnątrz spotkań przed oczami ciekawskich. Ściany jadalni zdobią obrazy przodków oraz ligurijskich krajobrazów, uwiecznionych po wojnie przez Claire Medici.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (3): « Wstecz 1 2 3
Odpowiedz
Odpowiedz
#21
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
11-09-2025, 14:53
Ponownie rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych, na każdym zatrzymując wzrok na niego dłużej. Był naprawdę ciekawe kto jeszcze wspiera sprawę. Nie znał większości zgromadzonych i była do doskonała sposobność ich poznać. Może nie należał do Akolitów jakoś specjalnie długo, ale słyszał już wystarczająco dużo opowieści i doniesień, aby wiedzieć, że ich członkowie wspierają się mimo wszystko. Dobrze by było mieć kogoś do kogo można by się zwrócić w razie potrzeby. Zawiesił na dłużej spojrzenie na Jasperze, który nachylał się do Leoni. Brew lekko powędrowała ku górze kiedy przyglądał się tej dwójce. Jaka relacja ich łączyła? I dlaczego o tym nie wiedział? Poczuł lekkie, ale chwilowego, ukłucie rozczarowania, że Leonie nie pochwaliła mu się taką znajomością, ale szybko się zreflektował, że przecież tak naprawdę wcale nie musiała mu mówić o wszystkim, nawet jeśli mogła, bo wszystko co mu mówiła zabrałby ze sobą do grobu. Oderwał w końcu od nich wzrok by po chwili skupić się już na tym co mówił Ned. Wiedza na temat tego jak wyglądało to ze strony Ministerstwa z całą pewnością była cenna, chociaż na obecną chwilę nie za bardzo widział jak mogliby to wykorzystać. Chaos panujący wśród urzędników mógł działać na ich korzyść, ale nie mogli działać pochopnie. Przeniósł po chwili spojrzenie na Riven i lekko się do niej uśmiechnął, znał jej wersję, słyszał ją od wczoraj wielokrotnie, ale jednak mimo wszystko miał nadzieję, że za każdym razem może uda mu się wyciągnąć jakieś nowe wnioski.
Wsłuchał się uważnie w słowa mężczyzny siedzącego obok pani Medici, jednocześnie przyglądając mu się uważnie, ale nie nachalnie. Lestrange, to nazwisko odbiło się echem w jego głowie, a kiedy wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsce poprawił się nerwowo na krześle. Nie poznał go nigdy osobiście, ale teraz uświadomił sobie, że wie kim jest ten człowiek. Wspomnienie twarzy uśmiechniętego kolegi z lat szkolnych pojawiło mu się przed oczyma jak natrętna mucha, która nie chciała odlecieć, a wyrzuty sumienia zaatakowały ze zdwojoną siłą. Żałował, że nie skuteczniej nie odwodził go od tego pomysłu…teraz było za późno. Czy powinien podejść do Atticusa i powiedzieć mu, że przyjaźnił się z jego bratem w szkole? Może to nie była najlepsza chwila na takie akcje jednak.
Słowa Philipy dały mu do myślenia. Czy faktycznie Grindelwald, teraz kiedy się ujawnił, będzie chciał się z nimi wszystkimi spotkać? Z jednej strony byłoby to jak najbardziej logiczne, ale z drugiej mogłoby byc również niebezpieczne i tutaj zgadzał się z panną Medici. Z cała pewnością teraz będą na większym celowniku, służby będą wypatrywać nawet najmniejszych oznak poparcia.
Utkwił na nowo spojrzenie w Nedzie. Wydawało mu się, że ten ma racje. Nie znał się co prawda na polityce, ale wydawało mu się, że otwarty konflikt z cała pewnością wywołałby panikę wśród ludzi zgromadzonych w ogrodach i nic dobrego by z tego nie wyszło. Nie zmieniało to jednak faktu, że to o czym mówili, oskarżenia jakie padły w stronę dyrektora Hogwartu z całą pewnością nie przejdą bez echa. Ośmielony wypowiedzią Jaspera wyprostował się na krześle.
-Jeśli mogę… - odezwał się trochę głośniej - Był taki czas kiedy to wszystko było mi obojętne, ale w momencie kiedy odkryłem swoją historię, historię swoich przodków i dotarło do mnie, że to właśnie przez mugoli straciłem najprawdopodobniej wszystkich członków rodziny ze strony matki wszystko stało się jasne. Może nie jestem w waszych szeregach tak długo jak Jasper, pani Sanderson, pan Lertrange i Karkaroff, może nie dorównuje wam umiejętnościami i wiedzą, ale doskonale rozumiem postulaty Gindelwalda, przemawiają do mnie jego wizje i wiem, że świat, który on chce osiągnąć byłby o wiele lepszy i bezpieczniejszy dla nas czarodziejów. Jeśli tylko moglibyśmy jawnie pokazać kim jesteśmy i do czego jesteśmy zdolni moglibyśmy zapobiec wielu katastrofom w przeszłości i przyszłości. - powiedział siląc się na spokój, jednocześnie zaciskając pod stołem dłonie w pięści by uspokoić swoje zdenerwowanie, przemawianie przed tak zacnym gronem nie było jego mocną stroną - Jeden z naszych członków otworzył mi oczy na to wszystko przed rokiem, wydaje mi się, że nie możemy odmawiać tym, którzy chcieliby dołączyć do naszej sprawy. Oczywiście, zgadzam się, że należałoby ich wcześniej porządnie sprawdzić aby uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności związanych z ewentualnym przeniknięciem szpiega w nasze szeregi. Ludzie w Cardiff gadają, port jest wylęgarniom informacji, myślę, że zarówno Riven jak i Philipa się ze mną zgodzą w tym temacie. W restauracji, w której pracuje ludzie gadają różne rzeczy sądząc, że skoro obsługa składa się w zasadzie z samych chińczyków, nikt niczego nie rozumie. Jeśli wyrazilibyście zgodę mogę na swój sposób zbierać te informacje i je odpowiednio filtrować. - zaproponował już pewniej patrząc na wszystkich.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#22
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
11-11-2025, 10:42
Gdy skończyliśmy opowiadać kolejne osoby, zaczęły zabierać głos. Zaciekawiło mnie pytanie mężczyzny, który przedstawił się jako Atticus, ponieważ zainteresowała go reakcja Dumbledore’a i nowego Ministra. Wygięłam usta w delikatny dzióbek, starając się przypomnieć sobie ich słowa. Ich reakcja dla mnie była niewspółmierna do wydarzenia. Powinni zareagować bardziej dosadnie, w końcu mieli do czynienia, teoretycznie, ze zbiegiem i bardzo groźnym przestępcą. A oni stali i spokojnie próbowali z nim rozmawiać. Może wiedzieli, że większa reakcja nie ma sensu? Może nie chcieli wzbudzać niepokoju wśród obecnych tam gości?
- Tak, symbol insygniów - zwróciłam się bezpośrednio do kolejnego mężczyzny, jeśli dobrze pamiętam, miał na imię Morty. - Tak, po prostu pozwolili mu mówić - zerknęłam na Leonie. - Minister był bardziej z tyłu, mam wrażenie, że Grindelwalda bardziej interesował profesor Dumbledore niż główny aktor tamtego wydarzenia. Dumbledore przytoczył wspomnienia sprzed dwudziestu laty, chciał chyba przypomnieć, że działania Grindelwalda przyczyniły się do śmierci wielu ludzi, kpił z jego idei przyszłości bez cierpienia, że swoim pojawieniem powoduje u ludzi lęk - prychnęłam pod nosem. - Oczekiwał od niego odłożenia różdżki i poddania się - prychnęłam znowu, bardziej rozbawiona tym razem niż zdenerwowana.
Gdy Ned znowu zabrał głos, zwróciłam się w jego stronę i na jego słowa wyraźnie pokiwałam głową. Zdecydowanie się z nim zgadzałam, że gdyby próbowali wznieść na niego różdżki, to wywołali by większy atak paniki niż by to było warte, przecież i tak by go nie pojmali. Nie takimi środkami, jakie mieli zgromadzone.
- Myślę, że uniesienie na niego różdżki nic by nie dało. W sensie, jeśli się go nie spodziewali, a mają do czynienia z jednym z najpotężniejszych czarodziejów, to z pewnością mogli zdawać sobie sprawę z faktu, że mają zbyt małe środki, aby móc go pojmać. A skoro pojawił się raz, może pojawić się po raz kolejny i Ministerstwo będzie na niego czekać - rzuciłam, w sumie sama nie wiedziałam do kogo, czy może bardziej do siebie?
W między czasie padło pytanie o to, czy nadal czujemy ten znak. Nikt nie zdążył na to pytanie odpowiedzieć, więc zwróciłam się w stronę mężczyzny (Jasper) i pokręciłam głową.
- Nie, trwało to tylko chwilę i już nie ma po tym śladu. Ale czy to nie dziwne? - Zapytałam, nawiązując z nim cichą rozmowę. - Skąd on wiedział o mnie, Nedzie czy Orianie? Jeszcze rozumiem Orianę, bo jej rodzina może być mu znana? Ale ja? - wzruszyłam lekko ramionami.
Nie tylko ja miałam wrażenie, że Grindelwald spojrzał mi w oczy. Ned i Oriana również odnieśli takie wrażenie, a ja poczułam, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Tak naprawdę podczas tego wydarzenia w Ogrodach i dzisiaj na tym spotkaniu, dopiero zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, z czym naprawdę mam do czynienia. Co innego opowieści ciotki, historie opowiadające o jego poczynaniach, a co innego spotkać Grindelwalda osobiście. I zostać wyróżnioną znakiem.
Słuchałam uważnie słów Keitha, który ośmielony wypowiedziami innych osób zaczął swoją wypowiedź. Chociaż starał się zachować spokój, to siedząc na tyle blisko byłam w stanie dostrzec te delikatne oznaki zdenerwowania. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, próbując dodać mu otuchy. To co powiedział, było ważne. Było wartościowe, bo zwracało uwagę tych wszystkich już doświadczonych czarodziejów, że my młodzi również możemy wnieść coś nowego i się bardzo mocno przydać. Słysząc swoje imię, wyprostowałam się i pokiwałam głową.
- Tak jest - przytaknęłam. - Przez tawernę pod mewą i księżycem przewijają się różni ludzie. Głównie marynarze, przemytnicy, ale też podróżnicy. Słyszymy wiele - zerknęłam w stronę Philippy. - A moja ciotka, pani Boyle, która jest właścicielką tawerny, jest także szczerze oddana ideom Grindelwalda i za jej sprawą tu razem z Philippą jesteśmy. Jeżeli tylko to gdzie mieszkamy i pracujemy może nam jakoś pomóc, jeśli mamy zwracać uwagę na jakieś konkretne informacje… może brakuje nam doświadczenia, wiem, w porównaniu z niektórymi z was - mój wzrok padł tutaj na Jaspera, Moirę, Atticusa - jesteśmy głównie dzieciakami. Ale nie brakuje nam zapału - każdy z nas miał też przecież jakiegoś asa w rękawie, pomyślałam.
Wzięłam głębszy wdech. Nie spodziewałam się potoku takich słów z moich ust. Poczerwieniałam na twarzy i chcąc zakryć niezręczność, sięgnęłam po kieliszek z winem i upiłam łyk. Może i mi nie smakowało, ale przynajmniej skupiłam się na czymś innym. Ciekawe doświadczenie, wypowiadać się przed tak dużą grupą. A niby, jako barmanka, powinnam sobie z tym radzić, prawda? Jednak stanie za barem, to zupełnie coś innego niż to, co działo się dzisiaj tutaj.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#23
Yavor Karkaroff
Akolici
Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie czyni dobro.
Wiek
47
Zawód
Przedsiębiorca, rzemieślnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
6
6
3
Brak karty postaci
11-11-2025, 12:02
Pęczniejące zgłoski tego i tamtej, rozlane leniwie po przestrzeni, tworzyły coś na kształt światopoglądu, który z grzeczności postanowił wysłuchać ― choć daleko mu było do entuzjazmu. Siedział więc, niby uważny, w rzeczywistości jednak znużony tym przedstawieniem słów i gestów, jakby sam los zgotował mu miejsce w loży honorowej farsy. Ach, cóż za przewrotna kara dla człowieka o jego temperamencie ― słuchać i nie przerywać. Zastanawiał się, czy to właśnie miało być to dojrzewanie, o którym tyle klepano w towarzystwie ― ta umiejętność milczenia, gdy inni brną w banał. A może to tylko zwykła apatia, podszyta rozbawieniem, że i on zdążył już przesiąknąć tutejszym brzmieniem? Bo faktycznie, dwa lata na angielskim padole uczyniły swoje ― nie tylko nauczyły go pić herbatę bez bluźnierstw, ale i sprawiły, że język, ten jego rosyjsko-bułgarski kłąb dźwięków, zaczynał mięknąć, ustępować miejsca miejscowemu rytmowi mowy. Jeszcze nie płynął po nim jak rodowity Anglik, lecz akcent już nie grzmiał jak wódczany toast nad trumną. I może właśnie dlatego pozwalał sobie słuchać ― by z wolna zapominać, że kiedyś każde słowo brzmiało jak rozkaz.
― Dla większego dobra... ―odparł, grzmiąc leciwie aranżacją obcego tonu, naznaczenie bułgarskości nigdy nie miało go opuścić. Czuł się jak groteskowy cień samego siebie ― zniekształcony przez czas, przeszłość i niewygodną świadomość, że niegdyś bywał kimś o wiele bardziej… znaczącym. Ach, spędy Akolitów w Europie, te płomienne zgromadzenia zaprawione ideą i fanatyzmem, gdy każde słowo Grindelwalda brzmiało jak proroctwo, a oni ― lojalni, bezmyślni i niepokorni zarazem ― stawali się narzędziami, nie ludźmi. Wtedy miał sens, cel, a jego ręce maczały się w krwi, wciąż mogły udawać czystość. Wszak wykonywał rozkazy, by jego pozostały czyste ― jakże praktyczne usprawiedliwienie dla sumienia, które dawno już zdążyło zardzewieć. ― Ktoś z was słyszał te słowa, które nie tak dawno były na ustach wszystkich, naszych braci i sióstr? ― Westchnął, rozglądając się po sali. Starsza gwardia wyglądała jak kunsztowny relikt minionej epoki ― blade twarze, pogięte przez lata intryg, spisków i wiedzy. Znał tylko jednego ― medyka, który niegdyś składał jego rozbite ciało w całość, zapewne z równą starannością, z jaką dziś składał deklaracje. Ale to nie oni byli tu kluczem. Nie, to młodzi ― ci z błyskiem w oczach, z naiwnością i żarem, którego sam dawno się wyzbył. ― Inni się lękali, odnajdywali strach i widmo wojny, lecz tylko my... Akolici rozumieliśmy frazes naszego postępowania.
Jego spojrzenie zatrzymało się na Pannie Medici. Ach, panna z rozmachem ― dumna, ambitna, pewna siebie, jak na ten pokraczny świat. Skinął w jej stronę głową z wyraźnym uznaniem, może nawet lekkim uśmieszkiem pełnym aprobaty. Tak, doskonale ujęła istotę tego wieczoru ― nowy rozdział. Nie, poprawka: nowe rozdanie.
― Stąpałem u boku tego, kto winien kierować naszym światem, wyciągając nas z ukrycia Kodeksu Tajności. Moja różdżka była jego, widziałem jego czyny w Austrii ― Nawet zabiłem przyjaciela z jego rozkazu... Nie zdradza się tych, komu zawierzyło się życie i duszę. ― On zawsze wie, kto stoi po jego stronie. Wie, kto godzien go słuchać i kroczyć u jego boku, nigdy swoich nie zostawia. ― Zerknął na dłużej na aurora zasiadającego tutaj z nimi. Wtyka, czy zdrajca? Ach, aż przyjemne wspomnienie wybijania szczurów mu się przypomniało. Dosadnie perfidnie, gdy wzrok lekko przełamał się zmiękczeniem, gdy skinął na kobietę siedzącą obok niego. Prawdziwie dumna dama, aż miło popatrzeć. ― W was wszystkich jest siła i nasza duma; każdy z was przeżył coś, utraciło kogoś, by szeroko spojrzeć na świat. I mogę być pewny... Że świat o nas jeszcze usłyszy. ― Już to zrobił. Uśmiechnął się pod nosem, sięgając po łyk dobrego wina.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#24
Morty Dunham
Akolici
L'ennemi, tapi dans mon esprit, fête mes défaites
Wiek
26
Zawód
muzyk - wiolonczelista, wróżbita
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
15
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
10
Brak karty postaci
11-11-2025, 12:37
– Dumbledore od chwili, w której wtrącił Gellerta do Nurmengardu, wzmacnia swoją pozycje na arenie politycznej. Fakt, nie robi tego otwarcie. Działa w cieniu, wybierając drogę subtelnych wpływów i politycznych intryg, ale, chociaz jego cele wydają się szlachetne, nie stroni od manipulacji ludźmi, wykorzystując ich słabości i ambicje do realizacji swojego planu. Maskuje swoje prawdziwe intencje, osłaniając się płaszczem troski o wspólnotę, ale czy pod tym wszystkim nie kryje się stal zimnej kalkulacji? - Wymienił krótkie spojrzenie z Leonie, obejmując palcami nóżką kieliszka, chociaż, odkąd znalazł się w tej posiadłości, jeszcze nie skorzystał z dobrodziejstw serwowanego tu trunku. – Leach to kolejny pionek. Odkąd zaczęto szeptać o jego kandydaturze na Ministra Magii, coraz częściej pojawiają się głosy, że przemawia cudzymi słowami, a dokładniej, słowami samego Dumbledore’a – dodał. Kiedy jego kariera na dobre rozkwitła, gdy zapuścił korzenie pod kopułą największego magicznego teatru i zyskał opinię marzyciela bujającego w obłokach, już wtedy wsłuchiwał się w to, o czym szeptały tłumy. Wyczuwał nastroje, badał grunty, łowił w rzece ludzi tych, których ideologia Gellerta nadal pulsowała pod skórą. – Więc właściwie wydaje się jasne, kto pociąga za sznurki. Dumbledore doskonale wie, jak podsycać ambicje, by potem prowadzić ludzi jak lalkarz swoje marionetki, nawet jeśli sądzą, że działają z własnej woli, posłusznie podążają wyznaczoną ścieżkę. To czysty pragmatyzm - dodał, tym razem zerkając na Jaspera. Brzmiało znajomo. Brzmiało jak jego własny ojciec, może właśnie dlatego parokrotnie głos Mortiego chciał cofnąć się w głąb korytarza gardła. – Cel uświęca środki. I tu… pod tym względem nie różni się niczym od tego, którego sam zamknął w więzieniu.
Słowa, który wybrzmiały tuz obok niego obcym akcentem - On zawsze wie, kto stoi po jego stronie. Wie, kto godzien go słuchać i kroczyć u jego boku, nigdy swoich nie zostawia- powinny zamknąć jeden temat i rozpocząć kolejny, a mimo to zwerbalizował myśl, która narodziła się w jego głowie w akompaniamencie głosu Oriany, chociaż wydawało mu się, że Yavor, w kilku hasłach, powiedział wszystko, co powinno tutaj paść, bez mirażu pięknych figur oratorskich.
- Sądzę, że skoro Gellert wie, kto opowiedział się po jego stronie, to prędzej czy później znajdzie sposobność i odpowiedni moment, aby się z nami skontaktować. Bądź co bądź wyczekał dobrej chwili, by przypomnieć o swojej obecności i przed tym zanim się ujawnił, musiał dobrze rozeznać się – w chorobach, jakie toczą ten kraj - w obecnej sytuacji. Dlatego, podobnie, jak Jasper, nie skreślałbym możliwości rekrutacji, lecz oczywiście należy powziąć nadzwyczajne środki ostrożności, by nie wpuścić w nasze szeregi kolaboranta. Myślę, że nie tylko Ministerstwu może zależeć na infiltracji-
Urwał w połowie myśli, jakby nagle zgubił między jedną a drugą sedno wypowiedzi, albo jakby nagle zabrakło mu słów, a jego zawahanie, tłoczące się w otworze przełyku, mogli wyłapać nieliczni - Leonie, Jasper.
Przed oczami zamajaczyła mu czaszka i wysuwający się spomiędzy jej szczeki wijący się wąż, który zdobił bladą skórę Manon w ponurej koncepcji czyjeś własności. Czy powinien wspomnieć, że na popiołach klęski Grindelwalda, zaczęto wznosić fundament nowego stronnictwa, zamkniętego w ideologii, która już dawno była obecna, zwłaszcza w umysłach czystokrwistych rodzin, hołdujących czystość krwi ponad wszystko?
Instynktownie, bezwiednie wręcz zogniskował swoje odrobine wymowne spojrzenie na oblicze Atticusa, lecz nie powiedział nic. Kto jak nie on, powinien posiadać przynajmniej cząstkową wiedzę na ten temat tego, co się dzieje i o czym się mówi w kuluarach posiadłości elit tego kraju?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#25
Alessio Medici
Akolici
Wiek
32
Zawód
alchemik, handlarz ingrediencjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
18
0
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
28
Siła
Wyt.
Szybkość
7
7
2
Brak karty postaci
11-11-2025, 19:44
Ned, Phlippa:

  Światło świec, sączące się po krawędziach stołu niczym płynne złoto, rozświetla nieco przestrzeń. Pozwala doznać twarzom zebranych kąpieli ciepła i rozruchu, gdy pojedyncze cienie z kaganka migoczą na sylwetkach gości, jak aksamitne muśnięcie. Wraz ze wzmożonymi przy stole oddechami, robi się parno od spiekoty słów. Ma wtedy wrażenie, że coś ciężkiego osiada na ramionach zebranych. Aura, przesycona aromatem podpijanego przez nich wina, pełna tajemnicy i znużonego piękna budującej się między czarodziejami współpracy, zdaje się unosić nad stołem niczym duch wiary, którą i on chciałby wyznawać. Towarzyszy mu jednak nieodparte wrażenie, że choć wszyscy dziś składają sobie wzajemny toast, jest w ich spotkaniu pewne napięcie, luka w bezpieczeństwie, której nie potrafi załatać nawet, a moźe przede wszystkim rozsądek. Wydaje mu się wręcz, że wszyscy bez wyjątku pragną oszukać nicość, pociągając z kryształowych naczyń tego spotkania do samego dna, ale nie zważając przy tym na smak samej dyskusji.
  Ta pozostaje wyjałowiona od szczegółów.
  Niewiele wiedzą, a brak tej wiedzy leży mu dziś na sumieniu, jak kamień zatopiony w głębinie sceptycyzmu, nieruchomy, ale zdolny wzburzyć wodę jednym poruszeniem myśli. Mimo tego, na gest Philippy i wzniesienie kielicha ku górze, reaguje podobnym gestem, co ona. Macza usta w chłodnym trunku, nawilżając wargi czerwienią wina. Nie z potrzeby serca, lecz z owej subtelnej przyzwoitości, którą świat nakłada na niego niczym maskę.
  Nosi ją szczelnie, by nie zdradzać własnych myśli.
  A może robi to dlatego, że obecność Philippy na siedzeniu obok niego – pełna subtelnej, kobiecej charyzmy – domaga się gestu, choćby i pustego. Czerwień trunku tańczy wtedy w trzymanym przez niego kielichu i odbija światło, jak krew złożona w ofierze idei. 
  — Jeśli mowa o kontaktach spoza Europy — korzysta z bliskości Neda względem siebie, nachylając się nieco w jego kierunku — mogę wyczuć grunt we Włoszech, jeśli miałoby nam to w czymś pomóc. Często bywam tam w interesach.
  Temat ten podejmuje głosem pewnym, ale zniżonym, trochę tak, jakby trzymał każde słowo na ostrzu brzytwy. Tak też się czuje, nie będąc pewnym tego, czy wszyscy z nich, domniemanych Akolitów, gotowi są trzymać tę stronę pod ostrzem presji — Wśród kupców genewskich języki są bardziej giętkie, a niektórzy z nich… Cóż, powiedzmy, że kupcy wiedzą wszystko, zanim jeszcze wieść o czymkolwiek rozejdzie się przez porty i pójdzie dalej. Zanim nawet stanie się faktem.
  Niedopity łyk wina pozostawia rubinowy ślad na jego wargach. Uśmiech, który po nim następuje jest krótki, domykający. To w nim zasysa następującą po tym geście ciszę.
  Jest to również moment, w którym zgromadzenie, dotąd jedynie szeptane w ukryciu i mgliste w odbiorze, nabiera dla niego kształtu, jakby od słowa do słowa, i od tej jednej decyzji pomocy, wskazującej na zaangażowanie, zaczynał zaprzysiężać w towarzystwie siebie.
  Reszta jego słów to podsumowanie tego, co słyszał już od wszystkich pozostałych gości:
  — Nie było mnie u boku Grindelwalda we wcześniejszych formacjach i nie mam doświadczenia w działaniach dywersyjnych, ale jedno wiem na pewno: bez dowodów nie ma oskarżenia. Działajmy więc z rozmysłem; w zgodzie z sumieniem i ideą, ale też z drzwiami zawsze na wpół otwartymi do ewentualnego odwrotu. Myślę, że każdy z nas wie, co to oznacza dla niego i jak uniknąć podejrzeń w jego lub jej przypadku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#26
Edward Bones
Akolici
I'm only jokin', I don't believe a thing I've said
Wiek
25
Zawód
perkusista w Nocnych Nuciakach
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
20
Brak karty postaci
11-12-2025, 00:07
Czuł się trochę jakby znów zawędrował na spotkanie nieoficjalnego kółka historycznego w Hogwarcie. Słuchał sprawozdań i opowieści o czynach i ludziach, które nic mu nie mówiły. Jego umysł skakał po kontekstach, niepełnych informacjach i urwanych emocjach, czasem przebijających się w wypowiedziach i gestach. Próbował złożyć to w całość i jakoś nadążać. Było zupełnie tak jak wtedy. Tylko na kółko historyczne zaprowadziło go porywcze, młode serce zapatrzone w dziewczynę, która gorliwie w nim uczestniczyła, a tu przyciągnęło go... Porywcze, młode serce, zapatrzone w ideały, które gorliwie przedstawił mu przyjaciel. Różnica była taka, że nie interesowała go kolejna dyskusja o pobudkach goblińskich rebelii, ale już niechęć wobec Kodeksu Tajności jak najbardziej.
Jego skupienie było niemal perfekcyjne. Udało mu się stłamsić różnorodne emocje na widok wielu znajomych twarzy. Udało mu się zignorować ciche i zdawkowe powitanie Leonie, jeżeli dało się to w ogóle nazwać powitaniem. Udało mu się opanować mimikę i chęć dopytywania o wszystko, co ktokolwiek wspomniał. Pozwolił sobie na chwilę rozkojarzenia, gdy absolutnie przepiękna kobieta siedząca dokładnie naprzeciwko niego odezwała się i wzniosła kielich z uśmiechem, który inspirował ballady. Uniósł własne naczynie, bezwiednie wystukując na nim bliżej nieokreślony rytm, niesłyszalny dla nikogo poza jego wyobraźnią zew natchnienia. Philippa, tak nazwała ją inna dziewczyna.
Na szczęście kolejne wypowiedzi były na tyle fascynujące, że szybko udało mu się otrząsnąć i z tego chwilowego oczarowania. Tak, Eddie, skup się. O czym oni mówią? O dawnej wojnie. O tych okropnych czasach, które kojarzyły mu się tylko ze stratą i ciszą. O czasach, o których wolał nie myśleć. Niektórzy zdawali się czerpać motywację z cierpienia, którego wtedy doświadczyli. Widział to w ogniu ich spojrzeń, w zaciętości niektórych wypowiedzi. On wolał by to wszystko odeszło w zapomnienie. Nie mógł nawet przedstawić jakieś pełnej goryczy historii o stracie, która pchnęła go na tę ścieżkę. Nie wiedział, co stało się z jego starszym bratem i ojcem. Nie rozumiał tego wtedy i nawet nie próbował rozumieć teraz. Być może to właśnie ta wojna i ideały ich wciągneły, przemieliły i pochłonęły do reszty. Nie chciał o tym myśleć. Nie miało to wpływu na jego własne przemyślenia, które przywiodły go na ukryte spotkania akolitów.
Mówili też o Dumbledorze. Dla Eddiego nie był on nikim interesującym. Lubił transmutację, dobrze wspominał jego lekcje. Wiedział, że został dyrektorem krótko po tym jak Bones skończył szkołę. Pokonał niegdyś Grindelwalda i był jakąśtam szychą polityczną. Rozumiał, czemu jego osoba jest ważna w tym wszystkim, ale nie miał żadnych wartościowych przemyśleń na jego temat. Nie miał nawet opinii, a niektórzy tutaj nie kryli pogardy, którą oplatali jego imię w swych wypowiedziach. Zanotował ten istotny szczegół na później. Całe to spotkanie było dla niego jedną wielką lekcją, z której stopniowo wyciągał nastroje, powiązania, historie i personalne zaangażowanie, elementy dające pełniejszy obraz tego, w co się wplątał.
Poczuł się trochę nieswojo, gdy padł temat nowych nabytków i ewentualnych szpiegów. Odważył się zawiesić znów wzrok na Nedzie, dokładnie rozważając jak on, Eddie, wypada w tym kontekście. Był młody, ledwie dołączył, nie miał historii rodzinnej oddania sprawie, nie kipiał niesiony wściekłością, która podsycała słuszne ideały. Mógł wydawać się mało wartościowym i wysoce ryzykownym nabytkiem. Był po prostu zafascynowany wizją świata, którą przedstawili mu akolici i absolutnie przesycony niechęcią wobec Kodeksu Tajności. Czy to jednak wystarczyło? Kiedy kończyło się zaintrygowanie, a zaczynało oddanie wobec sprawy? Pomyślał o koncertach, na których scenę zalewała czerwień, a nie raz pojawiały się odważniejsze, sugestywne gesty. O stale rosnącym tłumie fanów pod sceną, którzy z radością sami przywdziewali szkarłat i klaskali dziko, gdy na pelerynie Victora zabłysł na ułamek chwili niepozorny symbol z baśni. Co w tym widzieli? Czy był to dla nich tylko wybryk sceniczny, odważny wybór? A może ich umysły ekscytowała wizja tego, że być może kryje się w tym wszystkim coś więcej? Może byli gotowi za tym podążać? Edward był przekonany, że była cała masa młodych ludzi, którzy podzielali jego spojrzenie, którzy chcieli wolności i swobody. Chciałby wykrzyczeć ze sceny "Chodźcie z nami! Zmieńmy ten zatęchły świat!". Marzenie, które oczywiście zepchnął w odmęty umysłu jako zbyt ryzykowne i odległe. Zdawał sobie sprawę, że muszą być ostrożni. Oni? My? Nadal tego nie wiedział.
- Właściwie to jak to działa - zaczął w jednym z niewielu momentów chwilowej ciszy, gdy wszyscy rozważali wypowiedzi innych i dopiero układali własne. - Jest tu jakaś przysięga lojalności? Jakiś test wstępny? Ofiara? Trzeba obiecać pierworodnego? - wiedział, że lekkość jego tonu może zaskarbić mu kilka nieprzychylnych spojrzeń, ale tylko zanurzył usta w winie, licząc, że jednak ktoś rozwieje jego wątpliwości. Mieli być ostrożni w rekrutacji, ale co w sumie dawało pewność, że obecni tutaj od miesięcy czy lat są wierni sprawie? Mieli na to jakieś sposoby? Chciał po prostu zrozumieć jak ta grupa właściwie działała.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#27
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
11-12-2025, 13:27
Rzadko bywała czyimś gościem przy stole, prędzej to ona opiekowała się kieliszkami i dobrym nastrojem osiadłych wokół stołu czarodziejów. Tym razem było inaczej. Tym razem to ktoś polewał jej, to ktoś dzielił z nią przestrzeń do dyskusji niemal jak równy z równym. Wszystkie głosy otrzymywały stosowny czas i uwagę, nawet jeśli niektórzy z nas w tych szeregach cieszyli się już wieloletnim stażem i długą listą zasług. Obserwując i słuchając ich wszystkich nie mogła uniknąć przeanalizowania ról i charakterów: jedni mówili świeżym, energicznym głosem, lecz brakowało im udokumentowanego historią doświadczenia, ci drudzy, ci już dobrze obeznani z Grindelwaldem i wspólnymi akcjami wydawali się bardziej stonowani, ostrożniejsi, wcale nie umknęło jej uwadze, że część z nich ogranicza entuzjazm i z rozwagą podchodzi do niedawnych wydarzeń. Czuła, że ta postawa może być cenną wskazówką dla pozostałych. Słowa Pana Karkaroffa wnosiły wartość, podczas gdy niektórzy ze zgromadzonych, w tym ona, wciąż szukali dla siebie miejsca w zakurzonych strukturach Akolitów. Świat jeszcze o nas usłyszy.
- Będziemy czujne, będziemy słuchać i badać nastroje w Cardiff. Już dziś mogę wam powiedzieć, że czarujące głosy wielkich polityków niewiele mają wspólnego z tym, co czują zwykli obywatele, ludziom się ich nie chce słuchać, ckliwe przemowy tego całego Leacha ich nie obchodzą – zgodziła się ze słowami Riven, gdy ta zaproponowała słusznie przyjrzenie się nastrojom panującym w naszym środowisku. Była pewna, że zgromadzeni wokół sojusznicy pochodzili z na tyle różnorodnych regionów i klas społecznych, by mogli mieć całkiem szerokie spojrzenie na to, co się mówi o Grindewaldzie i jego ideach. To było potrzebne. To mogłoby pomóc ocenić, w których grupach potencjał na znalezienie pobratymców wydawał się najmocniejszy i jednocześnie… gdzie zdecydowanie nie powinni się zapuszczać.
– Jak widzi nas ten świat dzisiaj? – zapytała głośno, rozglądając się po twarzach zebranych. – Ja widzę to tak: dla świata umarliśmy, gdy Gellert Grindelwald przegrał i został uwięziony. – I to nic, że wtedy ona nie nosiła jeszcze nawet szkolnego uniformu. – Od kilku lat nie istniejemy, gnijemy gdzieś w podziemiu, jesteśmy jak to ponure wspomnienie, które kurzy się gdzieś na ostatniej półce, pod warstwą stu innych bibelotów. Pewnie tylko ci bardziej świadomi zdają sobie sprawę z tego, że gdy pokonasz szefa, jego ludzie pozostają, a w nich prowadzące ich idee, że musieliby wybić wszystkich Akolitów, ale to i tak nie zagwarantowałoby im sukcesu – dywagowała otwarcie, próbując wprost nazwać rzeczy po imieniu. – Tymczasem on mistrzowsko ucieka, zjawia się na wielkich brytyjskich uroczystościach. Właśnie tam, w Londynie, gdzie – jak mówicie – celowo w czasie największych walk pozostawał nieobecny. I nikt nie może go tam tknąć. Nikt nie może przerwać tej chwili. Nie robi tego nawet Dumbeldore, człowiek, który wtrącił go do celi. Fantastyczny pomysł, nie sądzie? Myślę, że gdyby pojawił się w takim Paryżu lub Berlinie, nie byłoby takiego efektu. On stanął przy samym Dumbledorze. Przed tłumem ludzi, którzy przyszli zobaczyć, jak zmienia się Wielka Brytania. Stanął tam, powiedział to, na co wszyscy czekaliśmy. Stanął tam, gdzie nie pojawiał się w godzinie swojej największej chwały. Tchnął w nas życie, sprawił, że siedzimy tu wszyscy razem gotowi do działania. Jest absolutnie fascynujący. Dziś mówi o nim znów cała Europa. On się nie boi. Ani Dumbledora, ani tych wszystkich aurorów. A jak on się nie boi, to i ja się nie boję działać. Pokazał siłę, w którą wierzę – przyznała natchniona czymś więcej niż tymi dwoma kieliszkami wina. Pod skórą czuła wędrujące iskry, gdy mówiła te słowa każda zasiana w nich myśl pęczniała, sprawiając, że jeszcze bardziej grzała się do działania. Od wysiadywania w tych salonach wolała wreszcie jakieś konkretne ruchy. Lecz jedno wciąż pozostawało dla niej oczywiste. Coś, co padło już z ust pozostałych gości. Że on po nich przyjdzie, że on wyśle kolejne znaki, że zasiana w nich tamtego dnia nadzieja nie była płowa. Sztandary wypełniły się czerwienią. Kurz zostanie uprzątnięty, a lider poprowadzi nowe pokolenie przeciwko wrogom czarodziejskiej społeczności. Nie mogła się tego doczekać. Dała się mu oczarować, dała się oczarować wizjom przyszłości, w której może być wyjątkowa, cenna, doceniona. Pierwszy raz w życiu mająca cel i pewne skarby na wyciągnięcie ręki. Za tym chciała podążać. Lubiła mężczyzn, którzy wiedzieli, czego pragną, a Gellert Grindewald potrafił wymknąć się najgorszym koszmarom. I ten koszmar urządzić tym, którzy godzili w czarodziejów.
Gdy zawartość kieliszka zniknęła, a ona ostatni raz oblizała usta noszące ślady wonnego trunku, postanowiła otoczyć subtelnym uśmiechem siedzących po jej bokach dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich mówił o włoskich klimatach. – Nigdy nie byłam we Włoszech. Chętnie kiedyś posłucham o włoskim temperamencie i akcjach tamtejszych Akolitów – zwróciła się ciszej do Alessio, na moment przykładając dłoń do jego przedramienia. Tak naprawdę to nigdy nie była w żadnym obcym kraju, nie miała na to pieniędzy. Możliwości barmanki z biednej dzielnicy portowej były mocno ograniczone. Świat pozostawał dla niej zamknięty. Tym mocniej liczyła, że wkrótce jej los się odmieni. Potem obróciła się w stronę Morty’ego: – Jestem przekonana, że powinniśmy porozmawiać, gdy skończy się to spotkanie, mój drogi – zasugerowała, uznając, że minęło już zbyt wiele czasu. A kiedy ponownie rozprostowała plecy i powróciła do widoków znajdujących się naprzeciwko, ujrzała utkwione w niej spojrzenie Eddiego. Kojarzyła go z krzykliwych plakatów, do których tuliły się dziewczyny w porcie. Szkoda, że tylko do plakatów. Ale nie dziwiła się walijskim fankom. – Czy mógłbyś… dolać mi wina? – zapytała, orientując się, że butelka stoi dość blisko niego, a stół jest na tyle szeroki, że musiałaby się podnieść z krzesła. Chwyciła nóżkę kieliszka i przesunęła go ostrożnie w stronę mężczyzny.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#28
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
11-15-2025, 17:28
Każdy z zebranych wnosił coś do trwających przy stole rozmów; każdy miał opinię do wygłoszenia i historię do podzielenia się z resztą. Dzisiejszego wieczoru nie byli jednostkami, lecz całością; zebraną pieczołowicie grupą, która wyznawała te same ideały i zdecydowała się powierzyć swój los w ręce Gellerta Grindelwalda. Po upadku lidera zeszli do podziemi, wyciszyli się, lecz nadal trwali; rzucając sobie znaczące spojrzenia, ciche uwagi wymieniane w zaufanym gronie, myśli skoncentrowane na nieustającej nigdy nadziei – a ta tak wiele razy wydawała się bezsensowna w obliczu uwięzienia czarodzieja, który to wszystko rozpoczął.
A później uciekł. I objawił się ponownie na zaprzysiężeniu „Ministra”.
Jedno wydarzenie zmieniło wszystko i pozwoliło Akolitom spotkać się ponownie. Atticus po raz pierwszy poznał większość z nich, dlatego później umilkł, pozwalając reszcie dojść do głosu; zapamiętywał ich losy, gesty i przypisywał twarze do dotąd nieznanych imion. Mógłby przysiąc, że mężczyzna imieniem Keith przyglądał mu się w taki sposób, jakby się znali – ale kompletnie nie kojarzył Crofta i nie zagaił do niego w tej chwili. Upił łyk wina, głównie po to, by zająć czymś myśli, na moment zawieszając spojrzenie na Orianie; odczuwał ogrom dumy, ilekroć zabierała głos. Była też odpowiedzialna za dzisiejsze spotkanie, za co musiał podziękować jej później.
Uwagę Lestrange’a przykuł Ned, auror. Do tej pory pracował głównie z Francescą Goldsmith, ale dobrze było wiedzieć, że miał oparcie w kimś z tego samego wydziału; obiecał sobie, że przy następnej okazji spojrzy raz jeszcze w akta w swoim gabinecie w Ministerstwie, by w razie potrzeby rozpocząć współpracę. Przy okazji planował zapytać Reinharta o nastroje panujące wśród aurorów, bo sam niezbyt często widywał pozostałych; to mogło pomóc w temacie przyszłej rekrutacji. Skinął głową ku Jasperowi i Moirze, którzy trafnie dodali własne komentarze do wszystkiego, co powiedział wcześniej; z obecnego grona to ich znał najdłużej i ufał bezgranicznie. Uśmiechnął się do Leonie, gdy ta nieco wychyliła się ponad stołem, by na niego spojrzeć; najwyraźniej dawne opowieści wzbudzały zainteresowanie u młodszych wiekiem i stażem Akolitów. Nie mógł winić ich ani za zapał, ani za chęć działania; sam był przecież dokładnie taki sam w czasach, gdy Gellert dążył do władzy. Wówczas liczyło się działanie, każde, nawet to najmniejsze – zachowywali ostrożność, ale też nie trwali wiecznie w cieniu. Teraz sytuacja była o wiele bardziej napięta i wymagała dokładniejszego planowania; każdy z obecnych miał własne życie i kariery, które bardzo łatwo mogli stracić przez jeden nieostrożny ruch.
Wsłuchał się w słowa Yavora, który z nich wszystkich miał największe doświadczenie w boju; jego wypowiedź zdecydowanie podniosła morale, podobnie jak przemówienie Philippy; i kiedy mogło się wydawać, że wszystko zostało powiedziane, podchwycił spojrzenie Morty’ego. Chwilowo jednak zdecydował się odpowiedzieć Edwardowi.
- Dowiesz się w swoim czasie, panie Bones – odparł zdawkowo, chociaż komentarze Eddiego – zabawne i lekkie – nie wzbudziły wesołości. Grindelwald miał sposoby na sprawdzenie lojalności, ale nie jemu było o tym mówić; może Yavor rzuciłby nieco niebieskiego światła na sprawę.
Przez krótki moment słuchał szmeru rozmów; kolejna butelka wina została otwarta i kielichy znów były pełne. Atticus wyjął papierosa, odpalił różdżką i zaciągnął się głęboko, zbierając myśli.
- Padło wiele ważnych stwierdzeń i jestem wdzięczny za możliwość rozmowy z każdym z Was - zaczął, przesuwając spojrzeniem po twarzach zebranych. - Na chwilę obecną doradzałbym cierpliwość. Jeśli Grindelwald planuje następny ruch to z pewnością o tym usłyszymy, a na razie nie możemy zrobić nic, co mogłoby zaszkodzić przyszłym planom. On będzie wiedział kiedy uderzyć. Będzie wiedział kiedy po nas posłać i wskaże dalszą drogę.
Wydawało się to najrozsądniejszym wyborem; samodzielna akcja mogłaby faktycznie pokrzyżować plany, które - wedle Atticusa - Gellert na pewno już podejmował. Musieli wierzyć w jego wizję i trwać w gotowości, a chwila triumfu miała nadejść; oby szybciej, niż myślał.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): « Wstecz 1 2 3


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:06 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.