• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Wiltshire, Salisbury, La tenuta Medicea > Jadalnia
Jadalnia
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-12-2025, 20:10

Jadalnia
Jadalnię i salon łączy długi, opustoszały z czegokolwiek korytarz z lekko poobdzieranymi ścianami. Samo miejsce spotkań rodzinnych wydaje się puste — dawno nikt z niego w pełni nie korzystał, mimo dostosowania pomieszczenia do obecności kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu niegdyś żyjących członków rodziny. Mahoniowe meble dawno nie widziały renowacji, a największym pozytywem pomieszczenia są okna z okiennicami, które z łatwością można zasłonić w przypadku chęci ukrycia odbywanych wewnątrz spotkań przed oczami ciekawskich. Ściany jadalni zdobią obrazy przodków oraz ligurijskich krajobrazów, uwiecznionych po wojnie przez Claire Medici.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
11-01-2025, 18:13
Dwadzieścia cztery godziny. Jeden dzień; i wszystko, co dotychczas znane uległo zmianie.
Ledwie wczoraj spotkał się z Orianą na klifach w Kent, gdzie omawiali wspólną przyszłość, i gdzie padło jakże istotne dla tej przyszłości pytanie; po burzliwej rozmowie, po pokonaniu niedopowiedzeń i wątpliwości, mógł z dumą nazywać ją narzeczoną.
Ale tylko w teorii.
W praktyce pozostało przekonanie nestora o słuszności podjętej decyzji, ale tym postanowił martwić się później. Spędzili noc w Falmouth, i gdy Oriana była już na granicy snu, przypomniała mu o spotkaniu, które organizowała w swoim domu. Szczerze mówiąc, w obliczu ostatnich wydarzeń zdążył już zapomnieć o zgromadzeniu akolitów, ale nie zamierzał przepuścić okazji; pożegnali się rano, i bez ociągania wyruszył do pracy, by – w razie potrzeby – podsłyszeć jeszcze coś wartego uwagi w Ministerstwie Magii. Miejsce wrzało jak zawsze, a emocje po zaprzysiężeniu nowego, pożal się Merlinie, Ministra nadal zdawały się wrzeć w ludziach. Lestrange nie okazywał żadnych, by się nie zdradzić; współczująco kiwał głową na szepty przepełnione strachem i uśmiechał się kpiąco na wzmianki o ekscytacji – każdy zdawał się przeżywać objawienie Grindelwalda inaczej.
Dla niego było to wezwanie; błysk nadziei w otchłani mroku, która zdawała się trwać nieprzerwanie od uwięzienia Gellerta w Numergardzie.
Do domu Oriany przybył jako pierwszy, prosto z pracy; razem z Medici zdążyli po cichu przedyskutować kilka punktów zaplanowanych na dzisiaj rozmów i wrócić jeszcze do tego, co wydarzyło się wczoraj – uzgodnili, że wieść o zaręczynach na razie pozostanie ich tajemnicą. Nie był to ani czas, ani miejsce na towarzyskie ploteczki; obydwoje woleli skupić się na celu i nie rozpraszać innych.
Gdy goście zaczęli przybywać, witał się ze wszystkimi, przedstawiając się tym dotąd nieznanym (Leonie, Yavor, Keith, Riven, Ned) i zapamiętując ich imiona; Moirę i Jaspera powitał ze szczerym entuzjazmem i bez zbędnych ceremoniałów. Jego uwagę szczególnie zwrócił Alessio Medici; kuzyn Oriany, którego do tej pory znał jedynie z opowieści narzeczonej. Przyglądał mu się otwarcie, lecz twarz nie zdradzała cienia emocji; ani sympatii, ani niechęci. Wspierali co prawda to samo stronnictwo, ale zachowywał dystans – ostatecznie Medici zagrażał pozycji Oriany, a na to nie mógł pozwolić.
Zajął miejsce przy Orianie, słuchając jej przemowy; krótko uścisnął jej palce, nim cofnęła rękę. Uniósł kielich w geście toastu i upił łyk, skupiwszy chwilowo uwagę na Jasperze; zaraz przeniósł wzrok na Edwarda Bones, mierząc go uważnym spojrzeniem.
- To ten – odszepnął dyskretnie, próbując wyobrazić sobie minę Audelii na wieść, że siedział tak blisko jej idola; ale oczywiście nie mogła się o tym dowiedzieć. Jeszcze nie teraz.
Przeniósł wzrok na Neda, a potem na Riven, ze skupieniem wysłuchując ich relacji z zaprzysiężenia. Sam odmówił udziału, wymigując się obowiązkami rodzinnymi, chociaż było to oczywiście kłamstwem; gdy usłyszał o pojawieniu się Grindelwalda, szczerze żałował podjętej decyzji.
- Jaka była reakcja Leacha i Dumbledore’a? – wtrącił, próbując wyobrazić sobie przebieg tej rozmowy; nawet teraz gdy wypowiadał się o Nobbym Leachu, słowo „Minister” nie chciało przejść przez gardło.
- Osobiście dołączyłem do Akolitów podczas studiów – zaczął, odstawiając kielich na stół. – Wówczas czasy były inne. Na wielu frontach toczyły się aktywne potyczki, ale my, studenci, musieliśmy uważać by nie przyciągnąć zbytniego zainteresowania. Na uczelni aż roiło się od osób gotowych donieść na wszelkie przejawy poparcia dla Grindelwalda, więc działaliśmy ostrożnie. Razem z Jasperem – tu skinął przyjacielowi głową z uznaniem, nim podjął dalszą wypowiedź. – Ukrywaliśmy rannych w moim ówczesnym mieszkaniu, gdzie pan Prince mógł zająć się ich obrażeniami. Organizowaliśmy zbiórki funduszy, które później przekazywaliśmy przez łącznika na rzecz frakcji, a także – tutaj Lestrange uśmiechnął się na moment; krótko, niemal drapieżnie. – Niektórzy, w tym ja, dostąpili zaszczytu uczenia się magii od tych, którzy walczyli u boku naszego lidera.
Chyba nie musiał dodawać o to, o jaki rodzaj magii chodziło; było to przygotowanie do dołączenia na front, które jednak nigdy nie miało miejsca – porażka Grindelwalda w starciu z Dumbledorem jawnie ukróciła te marzenia.
- Skoro Grindelwald powrócił to znak, że wszystko znów wraca na właściwe tory. I musimy pozostać gotowi na moment, w którym nas wezwie… Zapewne niedługo.
Szczerze żywił taką nadzieję; miał dość świata, w którym to czarodzieje musieli się ukrywać i żyć pod dyktando tych, których magia nigdy nie dotknęła.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Edward Bones
Akolici
I'm only jokin', I don't believe a thing I've said
Wiek
25
Zawód
perkusista w Nocnych Nuciakach
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
20
Brak karty postaci
11-02-2025, 19:18
Walczył sam ze sobą, czy powinien pojawić się na tym spotkaniu. Brzmiało jakoś tak oficjalnie, wzniośle. Do tej pory widywał się raczej z pojedynczymi zwolennikami Grindelwalda, w ukrytych salach cichych pubów, skromnie, szeptem, w tajemnicy. Słuchał z zafascynowaniem ich postulatów i wyrazów oddania wobec idei i człowieka, który rozpłynął się w powietrzu. W takie miejsca zabierał go Victor, to takie kameralne spotkania otworzyły przed nim drzwi do pięknej wizji świata, w którym magia nie musi już być uporczywym sekretem, a jej potęgę poznają i docenią w końcu wszyscy. Stało się to ledwie kilka tygodni temu, więc Edward nie czuł jeszcze szczególnej przynależności, nawet nie był pewien, czy wypada, żeby zjawił się na zebraniu u Medicich. Nie miał pojęcia, kto tam będzie, Victor wyjechał, a informacje od Morty'ego były bardzo zdawkowe. Data i miejsce, zapewnienie, że będzie mile widziany i porozumiewawcze skinienie głową.
Te rozterki sprawiły, że w Wiltshire pojawił się stosunkowo późno. Jeszcze u progu posiadłości trochę ze sobą walczył, wpatrując się w nikły blask światła w zasłoniętych okiennicach. Czuł się... zdenerwowany? Poczucie tremy było mu raczej z natury obce, ale te kropelki potu zbierające się przy krawędzi włosów, rozgrzany kark i ścisk w żołądku chyba właśnie tym były. Do tej chwili jedynie bawił się pomysłem poświęcenia się jakieś idei, a przestąpienie tego progu w jego odczuciu stanowiło pewną deklarację. Jako człowiek nieszczególnie skory do zobowiązań w ostatnich latach, czuł się tym lekko zaniepokojony. Jednak musi tam wejść, zobaczyć, posłuchać, wybadać. Jeżeli Grindelwald faktycznie wrócił, to być może rzeczywiście jest nadzieja na świat o jakim marzy. Już nie tylko w opowieściach i mrzonkach akolitów, z którymi do tej pory się widywał. Powrót lidera na pewno rozpalał nowe pokłady nadziei i chęci do działania. A on chce być tego świadkiem.
W końcu przekroczył próg, lekko spóźniony, i szybkim krokiem skierował się do pomieszczenia wrzącego od pomruków grupy osób. Większość już siedziała kiedy wszedł, więc nie zwlekając podszedł do wolnego krzesła i usiadł wśród pozostałych. Dopiero teraz dał sobie chwilę na rozejrzenie się po zebranych tu twarzach, z zaskoczeniem rozpoznając niektóre z nich. Oriany się spodziewał, wiedział, kto spotkanie organizuje. Posłał jej przepraszający uśmiech, miał nadzieję, że gospodyni wybaczy mu minimalne spóźnienie. Jeszcze nikt nie przemawiał, trwały wciąż powitania i kurtuazje, chyba nic istotnego nie ominął. Dotarł w końcu wzrokiem do kobiety siedzącej po jego lewej i dość mocno wybiło go to z rytmu. Nie widzieli się od dawna, wyglądała trochę inaczej, ale to na pewno była Leonie. Uniósł lekko brwi, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, nachylił się do niego mężczyzna siedzący po drugiej stronie Figg. Uścisnął podaną mu dłoń trochę odruchowo i powoli, otrząsając się z otumanienia, uśmiechnął się do nieznajomego. A właściwie już znajomego, Jasper Prince, bo tak się przedstawił. Eddie przywykł do tego, że niektórzy go rozpoznają, bo mimo lekko ukrytego miejsca za perkusją, często pozwalał sobie na jakieś popisowe głupstwa. Zwykle byli to jednak fani w wieku szkolnym, ludzie, którzy kojarzyli go z innych miejsc, jakieś przelotne, niezobowiązujące twarze. Nie spodziewał się tego tutaj. Skinął jednak głową, poszerzył uśmiech i nawet pozwolił sobie na poczucie lekkiego rozbawienia, że ta scenka rozgrywa się nad głową nikogo innego, jak właśnie Leonie Figg, jego dawnej dziewczyny. - Bardzo miło to słyszeć! Jak widać człowiek o dobrym guście w wielu aspektach. Edward Bones - odpowiedział, kiwając głową z aprobatą i opierając się z powrotem na krześle. - Witaj, Leonie - dorzucił, a w jego tonie gdzieś tańczyła ta nutka rozbawienia. Nie chciał wprowadzać jej w dyskomfort, ale akurat o tę scenkę nie mogła go obwinić. Już zaczął się rozluźniać, oddawać myśli, że może jednak nie będzie tak źle, może nie będzie tak sztywno i oficjalnie jak się spodziewał, kiedy poczuł na sobie lekko przedłużające się spojrzenie. Odwrócił głowę, spodziewając się ujrzeć kolejnego konesera rock'n'rolla, a zamiast tego ujrzał personifikację nagłych wyrzutów sumienia. Po drugiej stronie stołu siedział auror, kolega Conrada z pracy. Zdaje się, że nazywał się Ned. Eddie tylko go kojarzył, trudno nawet powiedzieć, że znał, ale jego widok i spojrzenie wystarczyły, aby poczuć falę niepewności. Rozumiał aż za dobrze, że ścieżka na którą wszedł była zupełnie przeciwna od tej, którą zdawał się podążać jego brat, ale czy nie tego właśnie chciał dla siebie całe życie? Znaleźć coś zupełnie swojego i uwierzyć w to nie dlatego, że zrobili to inni, a dlatego, że faktycznie to poczuł? Odwrócił wzrok, nie pozwalając by zachwianie pojawiło się jakkolwiek na jego twarzy.
W końcu Oriana zabrała głos i Eddie skupił się na kolejnych wypowiedziach, chętnie zanurzając usta w serwowanym winie. Nie był na zaprzysiężeniu. Nieszczególnie interesowała go polityka i takie okazje, zdecydowanie wolał snuć się wtedy w Liverpoolskim porcie. Teraz trochę tego żałował, słuchając co zaszło w Londynie. Zobaczyć legendę na żywo, to jednak zupełnie inne doznanie. Słuchał uważnie, wyłapując każdy detal, bo najwyraźniej Grindelwald miał niebywały sceniczny talent. Te wszystkie efekty i ubarwienia przemowy! Może znalazłaby się w tym jakaś inspiracja do kolejnego występu Nocnych Nuciaków.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Morty Dunham
Akolici
L'ennemi, tapi dans mon esprit, fête mes défaites
Wiek
26
Zawód
muzyk - wiolonczelista, wróżbita
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
15
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
10
Brak karty postaci
11-02-2025, 19:28
Wiara w to, że wrócił, podgryzała dreszczami ekscytacji skórę, rozpalając w nim płomień nadziei, która dwa dni temu ledwie tlił się płową iskrą w trzewiach.
Ledwie wczoraj, zmuszony przez igły bólu wtapiające się uporczywie w skronie do odwiedzenia gabinet Jaspera, wydawała mu się to jedynie mara majacząca na pograniczu jawy a snu. Lecz, gdy kotłujące się w umyśle myśli zwerbalizowały się końcu w słowa, pojął, że jego powrót to rzeczywistość, jaka zastała ich na progu wiosny.
Jak udało mu się zbiec z Nurmengardu, który stał się jego własnym więzieniem? I dlaczego pojawił się akurat tutaj - na angielskiej ziemi? Jakie miał wobec nich oczekiwania?
Kiedy kołtun pytań pęczniał pod sklepieniem jego czaszki, papieros kursowało z ręki do ust, a słońce dogasa na linii horyzontu. Gdy zbliżał się do pokrytej w półmroku niszczącej rezydencji, z pobliskiego drzewa wzbiły się do lotu ptaki - wyglądały na głodne, oszalałe, pragnące wolności, choć przecież znajdowała się w zasięgu ich trzepoczących w desperacji skrzydeł. Były zupełnie jak tysiące istnień, których każdego dnia wpływały na ulice budynki na ulice; zupełnie jak on. Pozwolił, zanim dym nie trafił do płuc, by na moment, zalała go fala równie zimnych, co wiatr obejmujący skrawki jego skóry wspomnień, choć ma wrażenie, że jego chłód mógł równać się wyłącznie ze stalą noża przebijającą tkanki ludzkiego serca.
Dziesięć uderzeń serca później znalazł schronie w nagryzionych zębem wojny murach i poczuł ulgę; noc jeszcze nie rozlała się gęstą ciemnością na okolice, a w jego głowie nie wybrzmiała symfonie szeptów. Oriana często wspominała o rodowej rezydencji, gdy jeszcze - dawno temu - byli razem, lecz nigdy nie miał okazji zwiedzić jej czeluści. I aż do wczoraj, zanim uzdrowiciel nie przekazał mu słownie wieści o zgromadzeniu akolitów, nie spodziewał się, że kiedykolwiek przekroczy próg tego domostwa.
W jadalni zastał go już tłum, a on, wciąż zaplątany w meandry własnego umysłu, dopiero po chwili, słysząc tuż obok głos Leoni, odłowił się na dobre spod sideł refleksji. Przywitał się z nią, nie skąpiąc wylewności, którą wspólnie sobie podarowali, a potem oszczędny rytuał kurtuazji odprawił na reszcie zgromadzonych wokół stołu akolitów, by finalnie usiąść między Yavorem a Phlippą, której posłał lekki grymas uśmiechu.
Oriana przemówiła jako pierwsza. Chociaż unikał jej spojrzenia, wnikliwie przysłuchiwał się jej słowom, by zaraz podróż jego spojrzenia zatrzymała się najpierw ma wywołanym do odpowiedzi Nedzie, a potem Riven i w końcu na Atticusie, który zadał kluczowe pytanie.
Jaka była reakcja Leacha i Dumbledore’a?
Zwłaszcza Dumbledore’a. W końcu sam uziemił go w austriackiej twierdzy.
- Symbol insygniów? - dopytał dla pewności, rozwiązując supeł milczenia, którym związał usta, bo znakowi poświecił lwią część swoich myśli. Skoro pojawił się na ich skórze, musiał zatem wiedzieć, kto dołączył w szeregi jego wyznawców, a więc śledzić sytuacje na Wyspach, bo przecież ani Oriany, ani Riven, ani Neda nigdy nie spotkał osobiście. – Jesteście w stanie przytoczyć, choćby w zarysie, słowa, które wypowiedział do zgromadzonych?
Z ich ust póki co nie padały żadne konkretny, lecz same ogólniki, a może tam, wśród lasu tych słów, ukrył wskazówkę, która otworzy im drzwi do zrozumienia jego oczekiwań?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
11-03-2025, 19:44
Nieoczywiste to było miejsce spotkania. Tych ludzi w większości nie rozpoznała, stanowili dla niej niewiadomą: części gości i gospodarze. Zaproszenie dotarło, a Philippa czuła, że niestosownie byłoby darować sobie spotkanie, na którym mogli wreszcie spojrzeć prosto w oczy, posłuchać ludzi, którzy dobrze znali widma i szanse dla tej misji. Tej sprawy, o której poprosiła ją kobieta, która kilka lat temu przepoczwarzyła słabą Annie Scott w silną Philippę Moss. Dla niej dziewczyna z portu gotowa była się poświęcić, w jej imię walczyć, jej służyć wszelkimi sposobami. Jej różdżka nie od dziś bowiem czuła nieposkromioną potrzebę działania. Nie lubiła stać z założonymi rękami, pragnęła działania. Była wojowniczką – jak bardzo uwielbiała właśnie tak o sobie myśleć. Jakiś czas temu pojęła, że gdy powierzano jej zadanie i dostrzegała przed sobą jasny cel, nic nie mogło stanąć jej na przeszkodzie. Tego wszystkiego nauczyła się, słuchając i obserwując panią Boyle. Ona opowiadała o mistrzu Grindelwaldzie, o jego potędze, jego misji, jego idei wyróżnienia czarodziejów. Choć od wielu lat Moss stała za portowym kontuarem i lała rum do łbów prostych chłopów, tlące się w niej ambicje wcale nie kończyły się na dokach i biednym, prostym życiu. Czuła w sobie iskrę, która potrzebowała tylko odpowiednich okoliczności, by przeobrazić się w nieposkromione ognisko. Czy przy twórcy Akolitów miała szansę rozwinąć skrzydła?
Ponad stołem w zapewne ostatniej ocalałej jadalni w zburzonym domostwie dzisiaj włoskiej gospodyni dane jej było pierwszy raz porządnie przyjrzeć się tym kilkunastu zgromadzonym postaciom. Część z nich była znajoma, z niektórymi przybyła, z innymi dzieliła krótsze i dłuższe historie. Upatrywała również ludzi młodych, pięknych, doskonałych – nietrudno było się domyślić, że w większości nie zdołali poczuć emocji wielkich walk, które znała z wygłaszanych ponad płomieniami świec legend pani Boyle. Do nich należała, do nowego głosu, do młodości, której pęczniejąca ambicja chciała wreszcie wynurzyć się z cienia. W rozmowach, wśród ludzi, których śmiało nazwałaby przyjaciółmi (i wcale nie chodziło o oddanie jednej sprawie), odnajdywała się, tak bardzo gotowa i całkiem nieskrępowana. Spojrzała na Riven, którą śmiało mogłaby nazwać młodszą siostrą i z którą dzieliła większość dni w ostatnich latach. Później przesunęła oko na Morty’ego, - ten siedział tuż obok równie skupiony, łączyło ich echo wspólnych dramatów z młodzieńczej tułaczki. Pod skórą gnieździła się niepowstrzymana ekscytacja: niedawne wydarzenia oznaczały prawdziwe ożywienie, wreszcie jakieś działania. Czy właśnie nie otwierał się kluczowy rozdział w osobistej historii każdego z nich? Przymarłe legendy z przeszłości gwałtownie ożywały ponad tym stołem, na twarzach ludzi, w ich ustach.
I słuchała po kolei wypowiedzi obecnych na zaprzysiężeniu Akolitów, sprawozdań ze spektakularnej przemowy, opowieści o znakach, dyskusji między dwoma wielkimi czarodziejami. Co to wszystko oznaczało? Intuicja podpowiadała jej, że wie.
– Choć nie poznałam Gellerta Grindelwalda, gdy was słucham jasne staje się, że naprawdę wrócił, pokazał się światu, wysłał oczywisty symbol swoim sojusznikom. Pokazał pasję i zdolność do zagrania na nosie wszystkim tym, którzy dawno temu go pogrzebali i przestali wierzyć, że kiedykolwiek się odezwie – podsumowała dumna, nie rezygnując z wyrazu głębokiego zadowolenia. – I muszę przyznać, że zrobił to w wielkim stylu, tak bardzo żałuję, że tego nie widziałam… – zacmokała lekko, z wyraźnym uznaniem, bo przecież państwowa uroczystość zabezpieczana przez aurorów to nie było byle co. On tam wszedł, wkroczył do dobrze pilnowanej przestrzeni. Zupełnie jakby nagle uznał, że chce zjawić się w ministerstwie. Człowiek, którego szukała cała magiczna Europa. Ależ to było imponujące! – Myślicie, że wkrótce się do nas odezwie? Pośle nam kolejne znaki? Z tego, co mówicie, to nasza tożsamość jest mu znana, choć nie poznał wszystkich z nas osobiście. Po czymś takim nikt nie chowa się w cieniu, nikt tak fascynujący i wielki jak on – stwierdziła, rozglądając się po twarzach zebranych. – Cieszę się, że mogę was wreszcie poznać, to wielka przyjemność – dodała na koniec, wieńcząc słowa czarującym uśmiechem. Nieco dłużej zawiesiła oko na siedzącym obok Alessio. Przystojniaków tutaj zdecydowanie nie brakowało. Wzniosła symbolicznie kielich, by wkrótce później zmoczyć wargi za ich zdrowie.
Nie mogła uciszyć przeczucia, że nadchodził czas wielkich rzeczy. A oni będą w tym uczestniczyć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Gerard Carrow
Nieaktywni
Violence is one of the most fun things to watch
Wiek
34
Zawód
urzędnik w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
15
18
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
9
4
Brak karty postaci
11-03-2025, 21:49
Zjawił się jako ostatni, kilka minut przed wyznaczoną godziną spotkania. Wieść o tym wyjątkowym zgromadzeniu przyszła nagle i niespodziewanie, mimo to brzmiała nad wyraz logicznie, ponieważ szczególnie potrzebowali poczucia jedności niezmąconego różnicami w statusach społecznych wśród popleczników Grindelwalda. Od jego pojawienia się nie minęło nawet kilka dni, jeden dzień wystarczył, aby po czarodziejskiej społeczności rozeszły się wszelkiej maści pogłoski dotyczące znaczenia wypowiedzianych przez niego słów. Gerard z nikim nie wymienił wylewnego powitania, popędliwie zdjął z siebie płaszcz, następnie skórzane rękawiczki, co było z jego strony poniekąd oznaką zaufania niźli koniecznością. Dopiero po zajęciu wskazanego miejsca przy stole dokładniej przyjrzał się twarzom zgromadzonych. Jedne poznawał, inne były mu całkiem obce, szczególnie te młode. Po to właśnie było to spotkanie, aby się poznali i wymienili informacjami, aby o sobie wzajemnie wiedzieli, gdy przyjdzie potrzeba skorzystać z różnych talentów czy kontaktów. Niektórzy z nich szli śladem bliskich, stopniowo mieli przejmować role starszych krewnych, którzy mieli przywilej już wcześniej działać pod sztandarem Grindelwalda.
Nie zamierzał przemawiać, wolał słuchać, zwłaszcza relacji naocznych świadków zdarzeń mających miejsce podczas zaprzysiężenia. W milczeniu spoglądał na Orianę, gdy rozpoczęła spotkanie, zachęcając też innych do dalszych wypowiedzi. Potem wysłuchał raportu Rinehearta, kojarząc go z lat szkolnych i ministerialnych korytarzy, następnie swoją relację przedstawiła młoda czarownica, do której zwrócono się imieniem Riven. Wniosek był oczywisty, ministerialne służby nie były w żaden sposób przygotowane na przybycie Grindelwalda, żadne scenariusze ewentualnych zamieszek nie zakładały takiego obrotu spraw. Gorzki posmak rozlewał się po ustach Carrowa, nawet smak wina nie mógł go przegonić, ponieważ jego kalkulacje także okazały się błędne, wszak całkowicie inaczej wyobrażał sobie sposób w jaki potężny czarnoksiężnik objawi swą obecność na brytyjskiej ziemi. Po światłych ideach rozchodzących się wzdłuż politycznych ambicji kładł się cień zawodu, którego źródłem była podjęta przez niego kilka dni temu decyzja. Nie spodziewał się, że będzie żałował niestawiennictwa na publicznej ceremonii zaprzysiężenia Ministra Magii, gdy najwyższe w urzędowej hierarchii stanowisko po raz pierwszy w historii obejmował mugolak. Już podczas kampanii wyborczej niechętnie zapoznał się z rażąco postępowymi poglądami Leacha, tym bardziej nie zamierzał ponownie słuchać tego bełkotu, na dodatek pełnoprawnie przesiąkniętego tryumfem, za którym stał Dumbledore. Być może to właśnie z powodu wręcz nienaturalnie aktywnej postawy dyrektora Hogwartu przy politycznych roszadach uroczystość została zakłócona przez pojawienie się samego Gellerta Grindelwalda. Tak jak Morty, na którym skupił stalowe spojrzenie nieco dłużej, był ciekaw słów wypowiedzianych przez czarodzieja, za którym pragnęli podążać.
Z teraźniejszości musieli na chwilę wrócić do przeszłości, o której wspomniał Atticus. Zazdrościł kuzynowi tej szansy działania jeszcze w latach czterdziestych, nawet jeśli jego możliwości jako studenta były ograniczone. Tym bardziej czuł potrzebę działania, aby obecnymi czynami przysłużyć się sprawie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
11-04-2025, 20:11
Wszyscy zaproszeni zjawili się w progu la tenuty i niedowierzanie nad tym faktem rozpromieniło twarz panny Medici. Było to wyjątkowo uprzejme, szczególnie zważywszy na atmosferę, która naturalnie łagodniała z każdą chwilą. Coś na wpół rodzinnego, braterstwo, które ten, który ich tu sprowadził, kultywował. Leonie od początku była jej niesamowicie pomocna, co tym bardziej uspokajało pannę Medici; była młoda, niedoświadczona w prowadzeniu takich spotkań, które jej ojciec wspominał zwykle jako... naturalne. Czyż nie takim się stawało to, gdy każda kolejna osoba wypowiadała się coraz swobodniej, a twarze zebranych emanowały całą paletą barw emocjonalności?
Koło niej usiadła Moira, co dało kobiecie poczucie bezpieczeństwa. Silny kobiecy charakter, silna osobowość, która nie jeden raz wskazywała jej słuszną naukowo drogę. Po drugiej stronie miała świeżo upieczonego narzeczonego, czego jednak nie mogli zdradzać w takich okolicznościach. Pozostały więc wątłe sygnały bliskości. Obecność Yavora była tym istotniejsza, że w otoczeniu Atticusa, Jaspera i Moiry tworzyli zgrane grono doświadczonych w działaniu — mogli nieść wiedzę, jakiej młodsi akolici nie mieli i nawigować na rozproszonym morzu wątpliwości. Gdzieś po drodze witała kolejne osoby, w tym ukochanego kuzyna, który nie wybrał miejsca na przeciwnej stronie stołu, gdzie w jej mniemaniu winien usiąść jako Medici. Nie powiedziała jednak ani słowa, nie chcąc wprowadzać grona zebranych w niuanse bratobójczych walk o władzę nad upadłością rodu.  To było piękne, jak wiele osób dołączało na przestrzeni lat do idei wolności czarodziejów. Nie tylko ona była przedstawicielką młodych twarzy, którzy mimo braku informacji od Gellerta, niezmiennie przy nim stali. Wierzyli, po prostu wierzyli w to, że potrzebowali więcej.

Zauważyła gest Jaspera w stronę Edwarda i fakt, że ten usiadł obok Leonie. Gdzieś w tle pamiętała ich relację, nic jednak nie powiedziała w związku z tym, licząc na podobny profesjonalizm co jej wobec Mortimera, na którego choćby się waliło i paliło, nie była gotowa spojrzeć.
Wysłuchała słów Neda oraz Riven, przytakując na to. Chwilę zawahała się na moment, by po wypowiedzi Riven dodać.
— Może to tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że on na tym wiecu na nas spojrzał - odparła, ciszej i w przerwie od wypowiedzi pozostałej dwójki  —  chociaż nigdy nas nie poznał. Dlatego też was tu zebrałam, bo... te słowa, spojrzenie; to, że nikt go nie powstrzymał. Prędzej czy później nas znajdzie, jestem o tym przekonana — dodała, wsłuchując się w kolejne pytania, w tym pytanie Atticusa i Morty’ego o reakcję Leacha i Dumbledore’a, na które najlepiej odpowiedź mogli znać Riven i Ned oraz słowa Gellerta, na co zdecydowała się odpowiedzieć, odrzucając prywatne niesnaski na bok.
—  Tak jak mówił Ned, wspominał o  krytykował obecną władzę; mówił, że nie dążył do wojny, że Albus szuka winy wśród nas, czarodziejów. Mówił, że politycy nas dzielą na lepszych i gorszych, że niemagiczni są pełni nienawiści by nas zgładzić...  —  próbowała przypomnieć sobie kolejne słowa  —  potem Dumbledore zaczął coś mówić i Gellert powiedział coś, żewoli dążyć do własnych celów w cieniu. Tak jakby Albus był cały czas szarą eminencją a Leach pionkiem... że Dumbledore coś przed nami ukrywa i mam wrażenie, że nie był sceptyczny stricte wobec Leacha, ale właśnie wobec Dumbledore’a. Jak sądzicie?  — Dopowiedziała ponownie do Riven i Neda, następnie podłapując słowa Atticusa o jego przeszłości i Phillipy o tym, że czeka ich coś wielkiego.
—  No właśnie, myślicie, że się do nas odezwie?  Jak wyglądało to wcześniej? - Podłapała od Phillipy, przytakując jej ochoczo. Spojrzała tutaj na Moirę, Jaspera i Yavora, którzy mogli dopowiedzieć coś do wypowiedzi jej narzeczonego. Po tym rozejrzała się po pozostałych członkach rozmowy i dodała.
- Czy powinniśmy próbować z nim kontaktu?  Wydaje mi się to nierozsądne, ludzie Dumbledore’a będą zapewne śledzić najmniejszych elementów dywersji. Ale może jest coś, co moglibyśmy zrobić? I czy to nie jest moment, w którym powinniśmy wyciszyć naszą obecność i nie sprowadzać nowych członków? Bo wiecie... nie wiem, może ministerstwo ma jakichś swoich tajniaków, którzy będą próbowali wejść w szeregi akolitów. Przecież wiedzą, że my dalej istniejemy. - Dodała, licząc, że starsi wskażą drogę pozostałym, ale i ci, których nie znała zbyt dobrze, wykażą się informacją co do własnych możliwości i chęci. Interesujące było zdanie każdego akolity co do potencjału ich działania i powoływania nowych akolitów — czy powinni, czy było to rozsądne? Czy był w ogóle grunt, na którym mogliby działać?

| Bracia i siostry, zapraszam do odpisu do wtorku 11.11 do godziny 20.00 <3 buziaki!! usadzenie
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#17
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
11-05-2025, 10:48
Odpowiedziała krótkim, pełnym porozumienia uśmiechem na słowa Jaspera: wcześniej lawirowali wokół sedna tematu jak w delikatnym i przeszytym niepewnością tańcu, a dzisiejsze spotkanie dobrze wróżyło na przyszłość. Rozwiązywało język, zachęcało do otwartości, do zaufania, które powinna żywić do każdej z zasiadających przy stole osób. Na to będzie potrzeba czasu, jednakże kiedy patrzyła na nich po kolei, oczekujących oficjalnego otwarcia przez Orianę, widziała sojuszników, nie obcych ludzi - i to pokrzepiało zrozumieniem, że są tu czarownice i czarodzieje myślący jak ona.
Natomiast pojawienie się Eddiego zadziałało na nią ogłuszająco. Leonie obróciła się ku niemu i zajrzała w oczy przeszłości, w jej pulsujące echem fibryny kłótni w Wielkiej Sali, w doganiające ją po latach wyrzuty sumienia i niedorzeczność dłoni Jaspera zaoferowanej Bonesowi ponad jej głową, jakby była płotem, nad którym postanowili sobie pogawędzić.
Zielarka zacisnęła zęby i nabrała oddechu, próbując ostudzić wlewającą się do umysłu irytację, chęć ugryzienia powitalnej ręki Prince'a jak rozjuszone zwierzę - ale wtedy perkusista Nuciaków odezwał się do niej i wzbierająca w ciele pożoga zgasła. Zmieniona w zdumienie. W niepewność. - Eddie - odpowiedziała szeptem i skinęła mu głową, sztywno, mechanicznie, patrząc na niego kątem oka, zanim spotkanie podarowało słodkie rozproszenie.
Czy raczej skupienie, bo słuchała wszystkich relacji wnikliwie, z raczej zrozumiałą zazdrością, że nie wzięła w tym udziału. Myśl o insygniach rozpalonych na wnętrzach dłoni Akolitów była niesamowita, ale z drugiej strony - co nie było niesamowite w pojawieniu się Grindelwalda na zaprzysiężeniu? Do tej pory miała go za mitycznego tytana, a on prawie jak Prometeusz nagle zjawił się wśród śmiertelników.
- I oni po prostu... pozwolili mu mówić? - upewniła się skonsternowana, ze ściągniętymi brwiami. Ned i Riven wspomnieli o opieszałości przełożonego aurorów i pozostałych oficjeli; jeśli mieli w tym jakiś sprytny cel, był dla niej mglisty. - Nic z tym nie zrobili, nie próbowali go powstrzymać albo uciszyć? Nowemu Ministrowi Magii, który pierwszy raz zwraca się do ludzi, chyba powinno zależeć, żeby nie wypaść jak trzepotka - stwierdziła, nawiązując do magicznej, drżącej i mało użytecznej rośliny. Dlaczego go nie powstrzymali? Uważali swoje pozycje za tak pewne, że orędzie Grindelwalda nie mogło im zaszkodzić? Byli w błędzie, wystarczy spojrzeć na la Tenuta Medicea. Jego publiczna manifestacja puściła machinę w ruch.
Atticus opowiadający o przeszłości zachęcił Leonie do lekkiego pochylenia się nad stołem, by mogła na niego spojrzeć przez Jaspera. Wzrok momentami uciekał do Prince'a wplątanego we wspomnienia Lestrange'a, uśmiechnęła się potem do Philippy, podkreślającej przyjemność ze spotkania. Łuk warg trwał tylko przez chwilę, po której kąciki ust opadły, a zielarka odchyliła się w krześle, wyginając skryte pod stołem palce. To pomagało uspokoić myśli.
- Dumbledore chce niemożliwego świata - westchnęła cicho, poważnie, odnosząc się do kwestii dyrektora Hogwartu wspomnianej i wzmocnionej przez Orianę. Przed oczyma stanęła twarz brata złożonego w trumnie, papierowa, blada i pozbawiona życia. - Wysługuje się dłońmi młodych ludzi i lepi cegły z ich krwi, żeby zbudować swoją fantazję. Więc jeśli ktoś pasuje na szachistę, a nie pionka, to właśnie on - zgodziła się ponuro z Medici, zerknąwszy wtedy w kierunku Morty'ego, w którym jak zawsze szukała oparcia, nawet przez odległość dzielącego ich stołu. W jej słowach nie brakowało niechęci, nie brakowało zadry, stłumiła je jednak tak szybko, jak zdołała, ciekawa wniosków innych Akolitów co do tego, czy Grindelwald podejmie z nimi kontakt (oby!) i czy powinni rekrutować świeżą krew. W tej kwestii również przeniosła wzrok na siedzących naprzeciwko członków starej gwardii, Moirę i Yavora, którzy obok siebie wcale nie wyglądali źle. Intrygujące.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#18
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
11-05-2025, 14:35
Wysłuchiwała relacji Oriany, Neda i Riven z pierwszej linii frontu nieruchomo, nie zdradzając na ten moment żadnych przejawów przejęcia, ekscytacji, niepokoju. Sama nie miała złej opinii o Ministrze – oczywiście, jego poglądy były godne pożałowania, ale imponował jej jako człowiek. Czarodziej o brudnej krwi, który przejął stanowisko Ministra, wspiął się na ten nieznany dotąd szczyt. Czy zrobił to z pomocą Dumbledora? Czy oskarżenia były celne? To nie miało dla Sanderson żadnego znaczenia, bowiem od lat nie była już ślepą idealistką – wiedziała, że do władzy rzadko dochodziło się samemu.
Nie popierała go, ale nie gardziła nim. Po latach pogodziła się już ze słowami pogardy skierowanymi ku niej w czasach szkolnych i studenckich, wzbraniała się od oceniania ludzi poprzez pryzmat ich pochodzenia na wszelkie możliwe sposoby. Doceniała jak nikt ich niszczycielską siłę. Wiedziała, że gdyby nie hart ducha i silne nerwy – ugięłaby się pod ich ciężarem.
Na dłużej zatrzymuje spojrzenie na Nedzie Rineheartcie, dochodząc do wniosku, że ten posiadał silny związek z Ministerstwem. Atticus również w nim pracował, jemu ufała jednak od dziesiątek lat. Nie jest świadoma, że pracowników Ministerstwa jest tu więcej – nigdy nie poznawszy bliżej pana Carrowa.
Spod opuszczonych powiek przygląda się aurorowi z uwagą godną drapieżnego ptaka, jednak nie komentuje jego zależności. To co obecnie wydaje się jej zagrożeniem, w niektórych sytuacjach stawało się również zaletą. Gdyby nie Ned – nie mieliby przy stole osoby mogącej przedstawić punkt widzenia aurorów czy magipolicji.
Ponownie wezwana do przytoczenia swoich wspomnień, swoich przeżyć z innych czasów, uśmiecha się krótko zarówno do Jaspera, jak i do Atticusa, kiedy wspominają wspólne początki. Chyba grzecznościowo, bo czasy o których mówili nie były lekkie, nie były przyjemne…
– Czasy w których dołączyłam do akolitów nie były tak spokojne, jak dzisiaj. Mugolska wojna zrównała z ziemią całą moją dzielnicę. Zagrożenie budowało głębsze poczucie braterstwa i siostrzeństwa, ale wymagało większego ryzyka. Żałuję, że nie mogę być tu dziś z moim mężem, który stawał po stronie Grindelwalda od samego początku jego ruchu, jego słowa byłyby ważniejsze od moich – ucieka spojrzeniem ku gospodarz, byle nie patrzeć w kierunku siedzących przed nią mężczyzn – przyjaciela, który w sprawie śmierci Adama mógł się domyślić i Jaspera, który domyślać się nie musiał. – Po wszystkie kontakty, zarówno naukowe, jak i czysto ideologiczne – zwracaliśmy się za granicę. Za moich czasów to co dziś omawiamy było niemal niewyobrażalne. Grindelwald w Londynie? Wojna Czarodziei obecna fizycznie na Wyspach? – niewyobrażalne, kręci głową dając po sobie poznać, że wszystko to wydaje jej się pewnym… Przewrotem. Dziwnym. Niepokojącym. Obcym. W jakiś sposób ekscytującym, ale nie euforycznym. – Ideologia Gellerta zawsze była wodą na młyn nauki. Nie liczą się środki, liczą się cele. Cele, które pomagał wypełniać w zamian za oddanie jego wizji. Nie musieliśmy go szukać, on sam nas znajdował. W czasach o których mówił Atticus - byłam częścią zespołu całkowicie złożonego z akolitów – odpowiada w kontekście tego czy powinni właściwie się do niego zwracać. Nie miała nawet pojęcia jak miałaby to zrobić, jak ktokolwiek z nich miałby to zrobić. Spogląda przy okazji na swoją lewicę, w kierunku Yavora Karkaroffa. Jako człowiek z Europy kontynentalnej… Musiał mieć okazję do kontaktów niewymuszonych, na własnej ziemi. To jego doświadczenie może okazać się najważniejsze.
Pomijając już to, że sama Sanderson nie wierzyła w to, by większość obecnych tu młodych ludzi rozumiała ideologię ich duchowego przywódcy tak, jak ona w ich wieku. Czasy się zmieniały.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#19
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
11-05-2025, 22:31
Upił trochę wina, bo od tego gadania zaschło mu w gardle. W międzyczasie słuchał co do powiedzenia miała Riven – może zauważyła coś więcej, coś co mu umknęło przez wykonywanie zawodowych obowiązków. Nieco się rozczarował, mówiła raczej ogólnikami, nie dodała nic czego już nie wiedział. Włączając w to uwagę o Lizzy – wiedział, że to ona była jedną z osób, które odważyły się podnieść głos na Grindelwalda. Ona i Conrad, tu wzrok znowu na moment przesunął się na Edwarda, ale nie zamierzał dzielić się tą informacją. Zachowali się głupio, ale nie na tyle, żeby rzucać ich nazwiska tutaj na forum. Jego uwadze nie umknął również nerwowy tik dziewczyny i jej zabawa naszyjnikiem. Ile mogła mieć lat? Jakie umiejętności zaoferowała sprawie? Zerknął dyskretnie na resztę obecnych – przy stole siedziało dużo młodych osób. Młodość sprzyjała podniosłej wierze w ideały, ale miał nadzieję, że potrafią coś więcej. Z przemowy powitalnej Oriany zrozumiał, że wśród nich siedzieli też doświadczeni członkowie organizacji, więc szczęśliwie zdawała się tutaj panować równowaga. To tych czarodziejów słuchał z największym zainteresowaniem.
– Leach, tak jak wspomniałem, namawiał Grindelwalda do rozmowy i oddania się w ręce służb – odpowiedział Atticusowi, którego nazwisko kojarzył z różnych opowieści kolegów z departamentu, choć nie miał jeszcze okazji go poznać osobiście. Dobrze było wiedzieć, że akolici zajmowali również wyższe stanowiska w Ministerstwie. – Nie przestraszył się, a przynajmniej nie dał tego po sobie poznać – dodał, uznając to za istotny szczegół. – Dumbledore... Nie słyszałem wszystkiego, ale też namawiał go do złożenia broni. Był spokojny, nie próbował go powstrzymywać – wspomnienia z tamtego dnia wciąż były świeże, ale trochę chaotyczne, tak jak całe zajście. Na pewno nie zauważył wszystkiego, nie był też w stanie wszystkiego zapamiętać, mimo to starał się złożyć obszerną relację, pewnie obszerniejszą niż raport, który miał dostarczyć Dawlishowi.
– Tak, też odniosłem takie wrażenie. Leacha prawie zignorował – zgodził się z Orianą. Zaraz potem zbystrzał, kiedy wspomniała o tajniakach z Ministerstwa. To głupie, ale nie pomyślał o tym, że zgromadzeni mogli go wziąć za szpiega. A mogli – każdy wiedział, że aurorzy przechodzili wieloletnie wymagające szkolenie i bynajmniej nie uczyli się tam tylko wytrącania różdżek z dłoni. Poczuł na sobie przedłużające się spojrzenie nowopoznanej kobiety (Moiry), siedzącej tuż obok młodej Medici. Nie uciekł wzrokiem, przeciwnie, chłodne szarobłękitne tęczówki wpatrywały się w nią wręcz wyzywająco. No dalej, powiedz co ci chodzi po głowie. Nie zamierzał się bronić, nie przyszedł tutaj z przypadku, musieli mu zaufać. Po chwili przeniósł wzrok na Carrowa, posyłając mu lekki uśmiech – przynajmniej nie infiltrował ich samotnie, szpiegów było tu więcej.
– To wbrew pozorom nie jest takie proste – odpowiedział Leonie na jej wątpliwości. – Gdyby zaatakowali Grindelwalda mogłaby wybuchnąć panika, a w Middle Temple było mnóstwo ludzi. Może nie chcieli ryzykować, może bali się prowokacji. Postanowili skupić się na działaniach defensywnych, a teraz pewnie rozpoczną śledztwo, żeby wyjaśnić całe zajście, dowiedzieć się czy to na pewno był on i jak udało mu się tam dostać – dodał, starając się wyjaśnić zawiłości takich procedur najprościej jak umiał. – Nie bronię ich, żeby było jasne – zaznaczył, spoglądając przelotnie na Moirę – tłumaczę możliwe motywacje – wyjaśnił, wzruszywszy ramionami.
– Wspominasz, że często zwracaliście się do sojuszników za granicą. Te kontakty przetrwały, wiecie co się dzieje poza Wyspami? Czy w ogóle coś się dzieje? Ktoś się odezwał, komentując co stało się u nas? – Dopytał Moirę, próbując zrozumieć jak duża jest (lub była) siatka połączeń. Jak wielu akolitów chowało się w Europie po kątach. Czy dołączył do podziemnej, ale mimo wszystko silnej organizacji, czy trzeba było ją budować od nowa. Jasper swego czasu opowiedział mu wiele historii, ale w końcu miał okazję do rozmowy z innymi, do konfrontacji swojej wiedzy ze stanem rzeczywistym.
Z ust Oriany padły jeszcze jedne ważne słowa, o tym że Gellert na nich spojrzał mimo że ich nie znał. Wtedy na ceremonii uznał to za oszustwo własnych oczu, przewidzenie wywołane otaczającym chaosem. A jednak to była prawda, dostał kredyt zaufania.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#20
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
11-07-2025, 19:20
Uścisnął serdecznie dłoń Eda i usiadł z powrotem, przegapiając całkowicie irytację Leonie (och, znali się z tym muzykiem? Pewnie z młodszego pokolenia akolitów...) uśmiechając się porozumiewawczo do Atticusa - skoro to ten idol, to spotkaniu koniecznie załatwią autograf.
Z uwagą wysłuchał sprawozdania obecnych na zaprzysiężeniu, oczy rozbłysły satysfakcją w odpowiedzi na komentarze Neda o tym, jak całą sprawę odbierali aurorzy, jak mówiono o niej w Ministerstwie. W przeszłości nie mogliby dotrzeć do informacji z wewnątrz.
- Czyli ta bariera - nie znał się na białej magii, więc spróbował starannie sformułować pytanie żeby miało sens w uszach aurora  - była nieznanym dla służb czarem? Czy raczej zaskakująco potężnym? Albo możliwym do sforsowania, ale nie w tłumie? - podpytywał, usiłując zrozumieć czy Grindelwald dysponował teraz nowymi środkami, nową potęgą.  - Jakie wrażenie sprawiał ten symbol, jakby parzył? - z ciekawością zwrócił wzrok na Riven. - Czy nadal go... czujecie, mimo, że znikł, czy nie? - próbował wyobrazić sobie, jak medycznie mogłoby to zadziałać; ale na szczęście wśród obecnych na zaprzysiężeniu znajdowała się uzdrowicielka. - Oriano, miałaś okazję przebadać albo zdiagnozować potem własną dłoń? - zagaił do gospodyni.
Atticus trafnie streścił ich wspólną przeszłość, więc Jasper uśmiechnął się tylko skromnie i pokiwał głową i podchwycił spojrzenie Leonie i uśmiechnął się odrobinę mniej skromnie.
- Grindelwald omijał wtedy Wyspy Brytyjskie, nasza działalność skupiała się na przygotowaniu bezpiecznego azylu dla powracających z kontynentu i wspieraniu tych w Europie. - potwierdził słowa Lestrange'a i Moiry, z ciekawością spoglądając na Yavora, którego doświadczenia były pewnie inne. - Kontaktowali się z nami starsi akolici, nie Grindelwald bezpośrednio. Sprawiali wrażenie, że będziemy im... potrzebni. Przynajmniej ja garnąłem się wtedy do wyjazdu na kontynent, ale doradzono mi, że potrzebniejszy będę w Evershire i w Anglii. Prawdopodobnie do budowania dalszych kontaktów i szukania sojuszników, ale trudno spekulować czy Grindelwald już wtedy chciał powrócić na Wyspy, bo niedługo potem wojna gwałtownie się skończyła. To dobry znak, że wrócił teraz. - zwrócił się do Philippy, szerszym uśmiechem odpowiadając na jej zaraźliwy entuzjazm z poznania wszystkich tu obecnych; przy okazji odpowiadając też na pytanie Oriany: - Skoro wie o was... o nas, co zademonstrował znakiem na dłoniach, myślę, że możemy poczekać aż nawiąże kontakt sam. Tak będzie najbezpieczniej. - żadne z nich nie dysponowało mocą do stworzenia bariery dezorientującej aurorów czy wyczarowania znaków na dłoniach wybranych osób w tłumie; pokaz umiejętności Grindelwalda tchnął w Jaspera zaufanie, że ich lider najlepiej i najskuteczniej skontaktuje się z nimi jeśli będzie tego potrzebował. Gdyby wieści o pojawieniu się Grindelwalda w Anglii wyglądały inaczej, gdyby zdawało się, że czarodziej jest uciekinierem potrzebującym pomocy—miałby inne zdanie, rwąc się do działania. Zaprzysiężenie zachęcało jednak do cierpliwości.
Jego doskonały humor ostudziły momentalnie słowa Moiry, która wciąż  umniejszała sobie względem męża. Prawie otworzył usta by wypalić coś w stylu no nie wiem, czy jego słowa byłyby ważniejsze od twoich, BO NIE ŻYJE, ale ostatecznie uśmiechnął się tylko sztucznie przez zaciśnięte zęby i zacisnął pięści pod stołem — siedział obok Atticusa, więc mógł, a co. Leonie miała zapewne ciekawsze rzeczy do słuchania, na przykład słuchanie o bohaterskich wyczynach Adama Sandersona, ciekawe czy Ingrid to imponowało—
- Aczkolwiek - aczkolwiek jednak nie ugryzł się w język, a teraz było już za późno. - grupa badawcza doktora Sandersona skupiała się na nauce, a skoro rozmawiamy o przeszłości to warto przybliżyć, że tym co najskuteczniej zagrzewało nasz zapał  była walka i nadzieja na lepszą przyszłość. Wspólnota. Wszystkich czarodziejów i przekonanie, że możemy na sobie polegać. - a nie być bogatymi sybarytami, uwodzącymi cudze żony, na przykład.  Rozluźnił dłonie i odchylił się lekko na krześle, słysząc pytanie Oriany o zapraszanie nowych członków i widząc wymianę spojrzeń między Moirą i Nedem. Zmarszczył lekko brwi, jeszcze przed minutą nawet nie zwróciłby na to większej uwagi, ale teraz między nim i blondynką wisiało widmo Adama Sandersona. O co chodziło, może uważała, że zrekrutował aurora dzielącego się cennymi informacjami pochopnie? Albo, że Adam Sanderson zrobiłby to lepiej? (Prawdopodobnie, jako chirurg, faktycznie miałby częstszy dostęp do pokoju szpitalnego Rinehearta...). Wziął głębszy oddech i z pewną troską przesunął spojrzeniem po Mortiem, za którego wprowadzenie do akolitów czuł się bezpośrednio odpowiedzialny i Keithcie, którego wprowadzili wspólni znajomi, ale którego to on przyprowadził dzisiaj na spotkanie.
- Zawsze dobieraliśmy sojuszników ostrożnie. Dla żadnego czarodzieja nie jest łatwe przyznać ot tak, że nie zgadza się z Kodeksem Tajności. - odezwał się. - Przynajmniej w przypadku mojego dołączenia do organizacji i osób, które znam - spojrzał na Neda - to jest proces, wymagający zaufania, nawiązania znajomości, zrozumienia się wzajemnie; albo wspólnych relacji. - przecież nawet dzisiaj nie spotkali się w pełnym gronie, pamiętał, że pracodawczyni Philippy podzielała ich sympatie.  - Jeśli mamy wokół siebie osoby, których sympatie wydają się... zbieżne z naszymi albo które dobrze znamy, prawdopodobnie już o nich wiemy, a powrót Grindelwalda może ośmielić je do zajęcia bardziej zdecydowanego stanowiska. Osobiście nie skreślałbym możliwości rekrutacji, raczej widzę w tym wszystkim nowe możliwości, ale zachowując wszystkie środki ostrożności i skupiając się na osobach, które już znam, albo za które ktoś poręczył. Masz rację, Oriano, że jawny powrót Grindelwalda może przyciągnąć podejrzenia i prowokacje. Ned ma dostęp do Ministerstwa - przypomniał o wartości nowego akolity, zarazem poręczając, że samemu darzy go zaufaniem. - mógłbyś pomóc z ewentualną weryfikacją tajnych tożsamości, czy w waszych strukturach są też agenci czy infiltratorzy, którzy utajnieni są nawet przed tobą? - zakładał, że aurorzy są blisko szczytu hierarchii, ale szczerze mówiąc — nie był pewien.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:08 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.