• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Zakątki świata > Pokój Życzeń > Wygaszacz > Karty postaci nieaktywnych > Gerard Carrow
Gerard Carrow
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Rupert Carrow, Elodie Carrow née Lestrange
Aspiracje
Opanowanie do perfekcji sztuki legilimencji
Amortencja
Zapachem deszczu, wonią zbliżającej się burzy, ostrą rdzą i słodyczą lilii
Różdżka
10 cali, sztywna, włos z głowy wili, orzech
Hobby, pasje
Czarna magia, polityka, wertowanie starych ksiąg, polowania
Bogin
Połamana różdżka
Umysł
Data urodzenia
10 I 1928
Miejsce urodzenia
Allerton Castle, Yorkshire
Miejsce zamieszkania
Allerton Castle, Yorkshire
Język ojczysty
Angielski
Genetyka
Czarodziej
Ukończona szkoła
Slytherin, Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
Zawód
Urzędnik w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów
Czystość krwi
Błękitna krew
Status majątkowy
Bezdenna sakiewka
Ciało
34
186
81
Wiek
Wzrost
Waga
Szaroniebieskie
Ciemny blond
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Wysoka i nienagannie wyprostowana sylwetka, szerokie ramiona, nieco węższe biodra, atletyczna budowa ciała z lekko zarysowanymi mięśniami torsu i brzucha.
Znaki szczególne
Surowość spojrzenia, zadbany zarost, pieprzyki na twarzy, w tym kilka skumulowanych na lewym policzku, jasne znamię na prawym biodrze.
Preferowany ubiór
Eleganckie garnitury trzyczęściowe, nienaganne koszule, buty typu oksford, półdługie płaszcze. Trzyma się stonowanych barw - czerń, szarości, brązy, beże.
Zajęty wizerunek
Ben Dahlhaus
Obrazek postaci

1928 - śmierć matki


1933 - objawienie magii

I wasn't born to be soft and quiet,
I was born to make the world shatter
and shake at my fingertips.

Pierwszy jego oddech został przypłacony ostatnim tchnieniem matki. Te narodziny i złączona z nimi ściśle śmierć były nieuniknione, bo podyktowane żelazną zasadą zachowania ciągłości rodu. Nikt nie pytał Elodie Lestrange czy chce zostać żoną i matką, pomimo chorowitej konstytucji ciała to wciąż były jej powinności, jedyna cena za życie pełne przywilejów. Wydanie na świat kolejnego potomka błękitnej krwi pozostawało sprawą wielkiej wagi, zaś ewentualna strata wżenionej w ród damy była akceptowalna. Rupert Carrow przywitał pierworodnego na świecie imieniem Gerard, niechętnie biorąc go na ręce. Wcale nie opłakiwał zmarłej żony, prawdopodobnie nie poświęcił jej ani jednej myśli, jak również nie zamierzał przez kilka najbliższych lat zaprzątać sobie głowy synem. Oddany do wychowania piastunce Gerard nie miał zaznać matczynego ciepła ani ojcowskiej troski, lecz zyskał z tego tytułu kuratelę sentymentalnej babci, szybko stając się jej oczkiem w głowie.
Ojcowskie spojrzenie musiało go wreszcie dosięgnąć. Zainteresowanie całej rodziny wzbudził w chwili, gdy po raz pierwszy ukazał magiczny talent w wieku pięciu lat. Dziecięcy gniew narastał w nim stopniowo, przybierał z każdym dociekliwym pytaniem opiekunki, gdy zaczęły przybierać zbyt natarczywy ton. Kilka zabawek uniosło się w powietrzu, lewitowało leniwie, aż w końcu zawisły nad jego głową jakby w oczekiwaniu na coś. Tylko on jeden wiedział, że niesamowita manifestacja była podszyta cichą groźbą kierowaną w stronę zbyt gadatliwej opiekunki, ale skończyła się równie szybko, co zaczęła, bo zabawki spadły na miękki dywan, więc niecny zamiar nie został ujawniony. Od tego momentu zaczęto organizować mu pierwsze lekcje etykiety, do których z czasem dołączyły kolejne dotyczące historii magii, starożytnych run oraz świata magicznych stworzeń. W niektóre popołudnia ojcowski głos żądał zrelacjonowania postępów w nauce, potem wieczorami już ten babciny tłumaczył zawiłości napotkane w trakcie zdobywania wiedzy. Snuła też opowieści o wielkich dokonaniach czarownic i czarodziejów, baśnie o smokach i cerberach, druidzkich sekretach, o żywotach odmierzanych zgodnie z kołem roku kolejnymi sabatami. To od niej się dowiedział, że pobierane lekcje języka francuskiego były jedyną spuścizną po zmarłej matce. Ponoć za życia wyraziła życzenie komunikowania się ze swym potomstwem w tym właśnie języku, jej zdaniem najbardziej melodyjnym i romantycznym.


O S T A R A
{ 21 March; spring equinox }
everything must be put through the fire and purifide with the water

Był dzieckiem cichym i wycofanym. Utrzymywanie odpowiedniego dystansu zdawało się najbardziej adekwatną strategią wobec żywiołowego rodzica. Gołym okiem widać było odmienność ich temperamentów. Rupert Carrow był ognistym wirem, Gerard z kolei zdawał się lodową bryłą. Zbyt cichy, zbyt spokojny, lecz przynajmniej nietchórzliwy i bystry. Sumienność w nauce nie była wystarczająca dla niecierpliwego ojca, brak natychmiastowego zrozumienia bardziej zawiłych kwestii zwieńczały wrzaski i bluzgi ze strony rodzica, zdarzało się nawet, że wprawiał w ruch rózgę. Wymierzona kara nigdy jednak nie wyrywała z gardła dziecka krzyku i z rzadka wyciskała bezdźwięczne łzy. Opanowanie Gerarda czyniło go posłusznym, lecz paradoksalnie to ono uznane zostało za jego największą przywarę, ponieważ ojcowski wzrok poszukiwał w synu znamion podobnego narwania, jakim sam się cechował. Być może to właśnie chęć posiadania podobnego do siebie syna skłoniła czarodzieja do ponownego ożenku.
Ponoć druga żona była urokliwsza od tej pierwszej. Zatroskana babcia próbowała go chronić przed podobnymi opiniami, jednak wnuk przysłuchiwał się im beznamiętnie, nie nosząc w sobie wielkiego sentymentu względem wyimaginowanego obrazu idealnej rodzicielki. Dla własnej wygody nie wchodził macosze w drogę, ona zaś nie próbowała na siłę krzyżować ich ścieżek. Nie chciała być mu matką, on zresztą żadnej matki nie potrzebował. Jej pojawienie się okazało się ożywcze niczym pierwszy powiew wiosny. Druga żona z całą pewnością była zdrowsza, co dobitnie udowodniła, gdy bez żadnych komplikacji wydała na świat drugiego syna Ruperta. O ile kilkuletni Gerard nie zamierzał szukać namiastki matczynego ciepła, to jednak ciekaw był postaci małego braciszka. Pewnego dnia odważył się zajrzeć do kołyski i momentalnie przelał całą masę ciepłych uczuć na to kruche stworzenie, co ledwo ściskało w swojej piąstce jego palec. Złożył przed samym sobą obietnicę, że dołoży wszelkich starań, aby brat mógł być głośny i nieokrzesany bez budzenia tym zgorszenia u ojca.
Jego obawy odnośnie postawy ojca okazały się bezpodstawne, ten w obecności drugiego syna – od kołyski głośnego, od pierwszego postawionego kroku ruchliwego, tego wymarzonego – nawet nie podnosił głosu. W przypadku Gerarda mężczyzna nie wybuchał już gniewem, w zamian stawiał nadmierne wymagania. Bawienie brata pod okiem piastunki lub babci było miłe, lecz nie mógł zapomnieć o swych powinnościach. Pobierał dalej nauki o starożytnych runach i historii magii, opanowywał coraz bardziej szczegółowe zasady etykiety, ćwiczył jazdę konną i stopniowo uczył się o kształcie czarodziejskiego społeczeństwa oraz panującym w nim ustroju politycznym. W wakacje przed rozpoczęciem nauki po raz pierwszy udał się z ojcem na polowanie, podczas którego rodzic szczegółowo wyłożył mu dlaczego nie może pod żadnym pozorem przynieść hańby ich nazwisku. Opowiedział o wspaniałości czarnej magii, o wyższości czystej krwi, również o wielkiej przyszłości czekającej tuż za rogiem dzięki działaniom Grindelwalda w Europie, przy boku którego powinni zabezpieczyć interesy rodu. Jednak nie tylko słowa miał synowi do przekazania, obraz dobijanego przez ojca jelenia był jednoznacznym ostrzeżeniem przed zrobieniem jakiejkolwiek głupoty z dala od domu. Po raz pierwszy udało im się znaleźć wspólną cechę – obaj spoglądali na konające zwierzę z niemym zachwytem.

1939 - rozpoczęcie nauki w Hogwarcie


1945 - pierwsza lekcja czarnej magii

L I T H A
{ 21 June; summer solstice }
when you walk through fire you shall not be burned, and the flame shall not consume you

Przybycie listu z Hogwartu stanowiło słodką obietnicę czerpania lżejszych oddechów z dala od surowych spojrzeń ojca.  Zakupioną dwa miesiące przed wyjazdem różdżkę traktował z ostrożnością i czcią, wielce marząc o samodzielnym rzucaniu zaklęć. To pragnienie podsycała w nim babcia, gdy prezentowała podstawowe zaklęcia. Przekroczenie szkolnych murów nie wywołało u niego aż tyle ekscytacji co u innych, pozostawał bardzo mocno skupiony na czekającej go ceremonii przydziału. Werdykt Tiary Przydziału mógł być tylko jeden i został wykrzyczany, gdy stary materiał ledwie musnął jego skronie: Slytherin! Przy akompaniamencie oklasków zasiadł przy stole Ślizgonów z dumnie uniesionym czołem, ostrożnym spojrzeniem wyszukując mniej lub bardziej znajomych twarzy. Już pierwszego dnia szkoły odnalazł odpowiednie dla siebie towarzystwo pomiędzy innymi chłopcami z szanowanych rodzin stojących na straży czystości krwi.
Niewiele otrzymywał listów z domu i sam słał je rzadko, traktując je bardziej jako comiesięczne raporty, w których pozostawał bardzo konkretny. Od ojca otrzymywał krótkie i suche odpowiedzi, z których nigdy nie wypływała duma, a jedynie surowość podszyta groźbą ciężkiej kary w przypadku okrycia nazwiska wstydem. Gerard nie potrzebował podobnego przypomnienia, pozostawał niezwykle czujny w obecności innych uczniów oraz nauczycieli, doskonale dbając o swoją prezencję i maniery. Odniósł wrażenie, iż wszyscy spodziewali się po nim, że jako Carrow będzie otwarcie tępił mugolaków, jednak swoje opinie wyrażał tylko w odpowiednim gronie. Medialne doniesienia o toczącej się wojnie na globalną skalę utwierdzały go coraz mocniej w przekonaniu, że mugole są niczym zaraza, która na ślepo uśmierca wszystko wokół siebie, tym bardziej zasadna stawała się nienawiść żywiona wobec tych kreatur niższego rzędu.
Nauka nie sprawiała mu trudności, był pilnym uczniem, a dzięki skrupulatnie prowadzonym notatkom przyswajał materiał na bieżąco. Jedne przedmioty rzecz jasna były ciekawsze od innych, mimo to przykładał się do wszystkich, choć żaden nie wydawał się ekscytujący. Z eliksirami radził sobie przeciętnie, nie osiągając spektakularnych sukcesów, ale unikając też tragicznych porażek. Na zielarstwie brudził sobie ręce z konieczności, transmutacji musiał poświęcać dużo uwagi i czasu, aby pojąć w pełni trudniejsze zagadnienia. Polubił za to praktyczne podejście do nauki, dlatego całkiem nieźle radził sobie na zaklęciach i urokach, przyzwoicie szło mu też na obronie przed czarną magią. Historia magii była znośna, zapamiętanie wielu dat nie było wymagające, jeśli wiedzę przyswajało się systematycznie. Opieka nad magicznymi stworzeniami także nie przynosiła mu większych trudności, ponieważ wiele z podstawowych informacji wyniósł z domu. Prawdziwy głód wiedzy rozbudziły w nim dopiero na trzecim roku starożytne runy, o których uczył się już w rodowej rezydencji, samodzielnie rozwijając się w tym kierunku. Chętnie zaglądał do szkolnych podręczników starszych roczników zgromadzonych w bibliotecznych zbiorach, kiedy inni uczniowie swoją przygodę z runami zaczynali od zapamiętania znaczenia poszczególnych symboli. Astronomia nie była aż tak zajmująca, numerologię lubił za jej logiczność i stałość metod wyliczania wyników z ciągów liczb, które nigdy nie były przypadkowe. Jeśli gdzieś dostrzegał ciąg przyczynowo-skutkowy, łatwo łączył ze sobą kolejne zagadnienia czy fakty.
Lata nauki upływały jednym stałym nurtem, którego nie mogło zmącić otwarcie komnaty tajemnic, dalsze losy wojny, a nawet porażka Grindelwalda, która godziła w honor Carrowów opowiadających się po jego stronie. Będąc w Hogwarcie skupiał się na utrzymaniu jak najlepszych ocen, pogłębiając wiedzę z różnych dziedzin magii – tych cieszących się akceptacją czarodziejskiego społeczeństwa. Podczas wakacji i przerw świątecznych nie miał za wielu wolnych chwil, wszystkie za to oddawał młodszemu bratu, niby beznamiętnie przyglądając się jego radościom i dąsom. Te wolne dni spędzane w rodzimych stronach wypełniały mu różne nauki prowadzone przez prywatnych nauczycieli, czasem przez krewnych. Z korepetytorami omawiał historyczne wydarzenia i ich polityczne konsekwencje, dawne konflikty analizując pod kątem losów nie tylko zwycięzców, ale również przegranych. Uczył się o runach, które z czasem przy boku ojca i wuja zaczęły być kierowane na tematykę klątw oraz ich ewentualnego nakładania w ramach teoretycznych rozważań. Brał coraz częściej udział w polowaniach, te wpisywały się w rodowe tradycje, bo hartowały ciało i ducha, przy okazji stanowiły formę rozrywki, dla niektórych ulubioną. Z każdym kolejnym polowaniem ślady pozostawione na leśnej ściółce stawały się dla Gerarda czytelniejsze, a widok skórowania upolowanej zwierzyny wcale nie budził w nim lęku czy obrzydzenia. Większość krewnych czerpała największą satysfakcję z gonitwy, Gerard wolał cieszyć się jej efektem końcowym i przyglądać ostatnim tchnieniom zdobyczy, zwłaszcza wtedy, gdy pozwalano mu czasem spróbować odrywać skórę od tuszy.
Podczas wakacji przed ostatnim rokiem nauki wydarzyło się coś szczególnego. Ojciec wziął go na bok i oznajmił, że nadeszła już pora, aby zapoznać go bez ogródek z rodowym dziedzictwem. Zaczęło się od ksiąg poświęconych czarnej magii, rytuałom i klątwom. Potrafił całe dnie zaszywać się między cennymi zapiskami, chłonąć teoretyczną wiedzę z uporem maniaka, zapominać przy tym o śnie i jedzeniu. Chciał wiedzieć jak można dążyć do potęgi, jak zadać ból, a ojciec wyjątkowo chętnie podsuwał mu pod nos odpowiedzi w postaci kolejnych ksiąg. Nigdy nie był naiwnym dzieckiem, doskonale rozumiał jaką drogę wyznacza mu rodzic, tym bardziej marzył o dniu, w którym teorię przekuje w praktykę. Pierwsza okazja ku temu została wykreowana w czasie przerwy świątecznej. W bezpiecznych i sekretnych murach rodowej rezydencji uczył się wnikliwie o czarnej magii, po osiągnięciu pełnoletności rzucając pierwsze mroczne zaklęcia pod okiem ojca. Zaczął od męczenia przykutych łańcuchami do ścian ghuli. Mortifex. Dolor Profundis. Ardoris. Nieudolne pierwsze próby rzucania mrocznych czarów tylko bardziej skłaniały go do pogłębiania wiedzy z tej właśnie dziedziny magii. Z każdą kolejną lekcją dowiadywał się coraz więcej o metodach tortur męczących cielesną powłokę, jednak to wciąż wydawało się niewystarczające. Choć większość ofiar łatwo złamać poprzez ból, to można spotkać przypadki bardziej zahartowanych osobników. Młodzieńcza ciekawość nie pozwalała mu przystanąć w połowie drogi, chciał wiedzieć jak całkiem można złamać ludzkiego ducha. Natrafił w rodowych księgach na zapiski dotyczące legilimencji i zapragnął lepiej zrozumieć tę trudną sztukę.

1946 - rozpoczęcie stażu w MM i nauki legilimencji


M A B O N
{ 22 September; autumnal equinox }
our light and our darkness is the duality that makes us whole

Wielu spośród jego szkolnych kolegów podjęło decyzję o kontynuowaniu nauki na brytyjskiej uczelni magicznej, jednak Gerard nie czuł takiej potrzeby pomimo obszernego programu proponowanego na kierunku Lex Magica. Problemu nie stanowił brak wiedzy czy zapału, przez wszystkie lata nauki osiągał bardzo dobre oceny, co potwierdził wynikami egzaminów w piątej i siódmej klasie. Sam postanowił, że woli jak najszybciej rozpocząć staż w Ministerstwie Magii, chcąc rozwijać polityczne umiejętności od podstaw. Staż w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów od początku na niego czekał, nie zamierzał przeciągać nieuniknionego. Początek zawodowej kariery od najniższego szczebla wymagał od niego skupienia i zaciekłości. Dzięki nazwisku – stojącymi za nim galeonami i wpływami – miał możliwość pobierać prywatne nauki od wielu specjalistów z zakresu prawodawstwa, ale przede wszystkim uczył się poprzez gromadzone doświadczenie u boku już wprawionych urzędników. Był cichym obserwatorem wszystkich działań, które miały na celu przywrócić ład magicznemu światu po wojennym chaosie. Prym wiodły trudne tematy dotyczące zmarłych krewnych, utraconych majątków oraz incydentów użycia magii w obecności mugoli w przypadkach wyższej konieczności. Sprawa obalenia Grindelwada szybko ucichła, wszak reżim czarnoksiężnika nigdy nie zdążył na dobre przeniknąć z kontynentalnej Europy na Wyspy Brytyjskie, mimo to pojawiały się jeszcze głosy o słuszności jego racji.
Pomiędzy nauką o złożoności prawa, metodach negocjacyjnych i zapamiętywaniu zasad prowadzenia postępowań administracyjnych, Gerard próbował jak najwięcej czasu poświęcać czarnej magii. Ojciec zresztą ułatwiał mu to zadanie, już otwarcie mówiąc o dokonaniach rodu w doskonaleniu zaklęć torturujących, samemu prezentując je synowi bez dylematów moralnych. Rozmawiali też o legilimencji, a do tych rozmów z czasem dołączył wuj, który zgodził się przekazać bratankowi tajniki tej sztuki. Konkretniejsze zapiski poświecone teorii trafiły w ręce ambitnego ucznia, lecz nie mogły go w pełni przygotować na stojące przed nim wyzwanie. Pierwsze lekcje były brutalnym pokazem możliwości, gdy Gerard raz za razem był dotkliwie obdzierany z najwrażliwszych wspomnień. Przede wszystkim musiał zrozumieć na własnej skórze jak bolesna jest to umiejętność i jak trudno wniknąć do cudzego umysłu w sposób subtelny. Gdy niewykrywalna infiltracja wydawała mu się niemożliwa, wuj za każdym razem udowadniał, że wszystko jest kwestią wprawy ćwiczonej latami.
Gerard z łatwością dzielił życie pomiędzy powinności a mroczne tendencje. Przebywając pośród ludzi nigdy nie tracił opanowania, wszelkie niecne intencje i skrajne opinie maskował dumną postawą, chłodem spojrzenia i eleganckim ubiorem. Szczególnie w Ministerstwie Magii ważył słowa, lobbując korzystne rozwiązania ustami innych osób, które przekonywał do siebie surowością i pragmatyzmem. Po zakończeniu dwuletniego stażu otrzymał stanowisko w Służbach Administracyjnych Wizengamotu, gdzie uczył się jak należy władać słowem, a dzięki czynionym obserwacjom łatwiej było mu wyczuć w jakie nuty musi uderzyć, aby wydobyć z innych emocjonalny ładunek. Ostrożnie budował sieć znajomości, w każdej szukając korzyści, ale również słabości, które mógłby wykorzystać w przyszłości. Marzył, aby bez mrugnięcia okiem sięgać do cudzych umysłów niezauważenie niczym wuj, lecz nie odważył się próbować, świadom tego, że ledwie opanował podstawy.
Ród Carrow oficjalnie zaprzestał mrocznych praktyk, jednak niemożnością jest wyzbycie się z dnia na dzień dziedzictwa budowanego przez wieki. Ziemie Yorkshire były wystarczająco szerokie, aby z dala od wścibskich oczu spętać siłą zaklęć zwierzę i na żywym organizmie ćwiczyć się w mrocznych zaklęciach. Gerard nigdy nie śmiał działać na własną rękę, w każdej chwili mógł na pamięć wyrecytować jakie kary grożą mu za stosowanie czarnej magii, jeśli zostanie złapany na gorącym uczynku. Wuj, w przeciwieństwie do ojca, z ogromem cierpliwości prowadził go mroczną ścieżką, demostrując jakimi zaklęciami można zmasakrować zwierzęta i magiczne stworzenia. Do skrytych pod stajniami lochów, rozsądnie oddalonych od rodowej rezydencji, sprowadzali elfy, gnomy, wozaki, kudłonie i ghule do celów treningowych. Stworzenia kupowali pojedyńczo i poprzez zaufanych pośredników, a proceder trwał latami, na przestrzeni których wyklarował się jeden istotny problem  – do czarów dotyczących umysłu potrzebna była rozumna ofiara.
W grudniu tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego pierwszego roku Gerard otrzymał wyjątkowy prezent świąteczny. Nigdy nie spytał w jaki sposób wuj sprowadził do miejsca kaźni mugola, ten szybko został zdegradowany do roli obiektu badawczego i aby służył im dłużej, nie katowali jego ciała a umysł. Dementis Echo. Timor Maximum. Insania Mutabilis. Przywoływane do głowy ofiary obrazy nieustannie wydobywały z gardzieli wrzaski, które nie mogły sprowadzić pomocy. Chwilowe ukojenie przynosiło wyłącznie Obliviate, które usuwało wspomnienie przeżytych tortur, aby chwilę później zastąpić je nowymi kolejną długą serią okrutnych zaklęć. Kierowany wielkimi ambicjami niejednokrotnie próbował rzucać Imperio, jednak lepsze rezultaty udawało mu się osiągać przy korzystaniu z Legilimens. Porady wuja dotyczące odczytywania emocji i wydobywania myśli były niezwykle cenne, uczyły na co zwracać uwagę za każdym razem, gdy krzyżują się spojrzenia. Gdy umysł mugola przestał być zdatny do użytku, pozwolili mu się wykrwawić od zadanych magią ran, a kilka miesięcy później na jego miejscu pojawił się kolejny, łańcuchami przykuty do ściany. Gerard korzystając z legilimencji wdzierał się do jego głowy całymi tygodniami, próbując czynić to subtelnie, jednak wciąż brakowało mu wprawy, aby dokonać tej sztuki. Zdarzało się, że wchodził do umysłu ofiary za wyraźnym śladem wuja, choć ten swym wtargnięciem potrafił nie rozdzierać cudzej jaźni na strzępy. Dzięki jego cennym wskazówkom bratanek pojmował coraz więcej, jednak popełnione na początku nauki błędy w końcu uczyniły mugola bezużytecznym.
Na trzeci umysł do ćwiczeń czekał rok, wraz z wujem musieli mieć pewność, że ich proceder nie zostanie przez nikogo ujawniony, a pośrednik z odpowiednimi znajomościami wystawi im odpowiedni cel. Postanowili, że niezależnie od wyniku dalszej nauki legilimencji, poprzestaną na tym trzecim mugolu, póki nie upewnią się, że wszystkie ślady udało im się za sobą skutecznie zatrzeć. Trzymali się skrupulatnie rozpisanego sylabusa, aby małymi krokami badać myśli obiektu badawczego. Wpierw muskali umysł po jego powierzchni – ostrożnie, leniwie, tygodniami skupiając się na wyłapywaniu wyłącznie skrawków emocji i ledwo powstałych myśli, póki Gerard nie nauczył się jak czynić to bez zadawania bólu. Z czasem zapuszczali się głębiej w jaźń, a doświadczony legilimenta często torował drogę, aż w którymś momencie przestał drążyć tunele i prowadzić nimi ucznia za rękę. Kazał wyszukiwać konkretne wspomnienia, do których sam wcześniej dotarł, lecz Gerard miewał z tym trudności, aby przez fale aktualnych emocji i myśli odnaleźć sceny z przeszłości. Wielokrotnie musiał wycofywać się z umysłu mugola, gdy odkrywał pierwsze skrawki jego dyskomfortu w reakcji na zbyt długie próby szukania odległych treści. Przez wiele miesięcy dbali o fizyczny i psychiczny dobrostan ofiary, dopóki sukcesy Gerarda w odnajdywaniu wspomnień z niedalekiej przeszłości nie stały się powtarzalne. Kiedy jednak próbował dostrzec więcej, wejrzeć głębiej i dalej, spotykał się z porażką i przychodzącym wraz z nią bólem penetrowanego umysłu. Przesuwanie granic legilimencji ostatecznie doprowadziło ofiarę do zguby, a dalsza nauka zaczęła opierać się na wykrywaniu emocji ludzi z najbliższego otoczenia.

1957 - braterska zbrodnia


Y U L E
{ 21 December; winter solstice }
what you have said in the dark will be heard in the daylight

Lata mijały mu na pracy, nauce i zgłębianiu arkanów czarnej magii. W zaciszu rodowej biblioteki chłonął kolejne interpretacje prawne, akta prowadzonych spraw sądowych, projekty nowych ustaw oraz księgi poświęcone mrocznym klątwom i zaklęciom. Z biegiem lat ćwiczył różne umiejętności, również nakładanie klątw, w czym zaczynał czuć się coraz pewniej, choć większą atrakcję zapewniały mu bezpośrednie formy zadawania cierpienia tłamszonej w lochach zwierzynie. Do całego procesu nauczania w końcu dołączył brat, a Gerard naturalnie przyjął rolę pierwszego nauczyciela, prezentując mu podstawowe formy tortur. Młodszy brat był jednak niecierpliwy, narwany niczym ojciec i pragnął wszystko robić na własną rękę, tkwiąc w błędnym przekonaniu, że wszystko umie po raptem kilku próbach. Ta ślepa buta była nawet zabawna, póki prawie go nie zgubiła.
Pewnej nocy do jego sypialni wdarła się sowa z listowym wezwaniem do szybkiego stawiennictwa w londyńskim burdelu spisana ewidentnie roztrzęsioną ręką brata. Brak było czasu na kalkulacje, udał się na miejsce natychmiast, w jednym z pomieszczeń znajdując jedną martwą prostytutkę, drugą niemą z przerażenia i pośrodku całego rozgardiaszu oszołomionego brata ściskającego kurczowo różdżkę. Nie wiedział co aż tak wytrąciło go z równowagi, nie zamierzał zadawać pytań, gdy świadom był, że za drzwiami czyha osoba odpowiadająca za cały przybytek. Pomógł bratu dojść do siebie i nakazał powrót do domu. Dzięki obietnicy ogromnej sumy pieniędzy uciszył właściciela, przynajmniej na jakiś czas, w rozgorączkowaniu pod zastaw na początek oferując rodowy sygnet. Łatwo mógł też pozbyć się ciała, nie chciał jednak skierować na to pomieszczenie uwagi wychodzącym z niego fetorem gnijącego ciała. W myślach już szykował plan rozczłonkowania martwej kobiety i wyniesienia dowodu zbrodni kawałek po kawałku, lecz nadal był jeden problem – świadek zbrodni. Siedziała w kącie blada, niema, z zamglonymi oczyma pozbawionym już łez. Chciał ją zabić, powinien był, jednak po wejściu w jej umysł odkrył, że nie ma do czynienia z kolejną prostytutką, lecz czystokrwistą czarownicą, córką ważnego czarodzieja na politycznej scenie. Jej zniknięcie zostałoby szybko zauważone, mogło nawet doprowadzić do osoby jego brata, jeśli bywał z nią już wcześniej widziany w towarzystwie. Ciężarem własnego ciała przygniótł ją do podłogi, lewą dłonią tłumił jej wrzask, gdy w prawej trzymał różdżkę przystawioną do jej skroni i z pomocą legilimencji gwałtownie wdzierał się do jej umysłu, próbując rozerwać na strzępy najświeższe wspomnienia z tej nocy. Gdy na jego oczach straciła przytomność, Gerard postanowił podczas jej niemocy doprowadzić sprawy do końca. Dopiero po wszystkim zrozumiał, że w emocjach popełnił kilka błędów, które mogły przesądzić o jego zgubie.
Czuł wściekłość wobec siebie i rozczarowanie względem brata, nie mogąc wybaczyć mu przejawu młodzieńczej głupoty. Krył go przed całym światem, również przed najbliższą rodziną, już z większą surowością ucząc go arkanów czarnej magii. Trudno było mu jednak odbudować nadszarpnięte zaufanie, aż pewnego dnia wejrzał w umysł brata, aby ujrzeć wspomnienie spotkania z tą samą młodą czarownicą, której tamtej przeklętej nocy darował życie. Przestrzegł brata przed wujem mogącym wejrzeć w jego umysł i przed kontaktem z jedynym świadkiem zbrodni, czując narastające wątpliwości co do tego, czy aby na pewno usunął wszelkie ślady po zbrodni z umysłu czarownicy. Gdyby jednak tak się nie stało, czy miałaby odwagę wciąż utrzymywać znajomość z jego bratem?
Wieść o ucieczce Grindelwada z więzienia runęła na niego jak grom z jasnego nieba. Ojciec szybko zaczął snuć nowe plany odnośnie powrotu czarnoksiężnika, lecz Gerard pozostawał wobec tej wizji mocno sceptyczny. Był sfrustrowany przez butną postawę młodszego brata, ojcowskimi podchodami na ministerialnych korytarzach badających antymugolskie nastroje wśród urzędników oraz coraz bardziej szerzącym się promugolskim nurtem w polityce budowanym stopniowo przez samego Dumbledore’a. Ukojenie odnalazł przypadkiem, w rodzinnej rezydencji i pośród rodziny, w postaci młodszej kuzynki stanowiącej najjaśniejszy punkt każdego dnia wakacji. Była pełna uroku, dziewczęcego wdzięku i miała w sobie ogromną lekkość do wyrażania własnych opinii i pragnień. Nigdy nie musiała prosić wprost, szybko nauczył się jej wnikliwie słuchać, aby spomiędzy słówek wyłapywać ważną treść. Niepostrzeżenie z pomocą legilimencji chłonął również jej emocje i niektóre spontaniczne myśli. Kosztowne podarki czy rzadkie przysmaki były niewielką ceną za spokój, który ogarniał go za każdym razem na widok jej uśmiechu. Gdy znikała na czas nauki w szkolnych murach, pustkę wypełniał pracą, czarną magią i ćwiczeniem legilimencji.
Gdy w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym roku pogłoski o rosnącej aktywności popleczników Grindewalda stały się bardziej słyszalne dla uszu Gerarda, ten za przykładem ojca i wuja dołączył do grona Akolitów. Po blisko piętnastu latach pośród ludzi polityki doskonale rozumiał jak kluczowe jest przekonywanie do swych racji stopniowo, bez większego rozgłosu, poprzez zasianie drobnych wątpliwości. Wystarczyło wyłapać kilka emocji, parę powierzchownych myśli, aby wiedzieć jaki wątek poruszyć w pierwszej kolejności celem zachęcenia rozmówcy do dyskusji. Chora wizja stania ramię w ramię z mugolami wielu przerażała, postulat zrównania wszystkich czarodziejów był już łatwiejszy do przełknięcia, choć sam Gerard nie zgadzał się z nim w pełni, własne zdanie zachowując dla siebie.
Przez te wszystkie lata nie przejawiał choćby znikomego zainteresowania ożenkiem, w postaci żony widząc przeszkodę gotową zakłócić jego zwyczajowy rytm funkcjonowania. Ledwie starczało mu czasu na ogarnianie własnych spraw, tym bardziej nie widział możliwości poświęcania praktycznie codziennie uwagi innej osobie. Udawało mu się odwlekać ten jeden obowiązek wobec rodu za pomocą babci, która dzielnie broniła zdania wnuka, wciąż widząc w nim pozbawione matki i porzucone przez ojca dziecko. Również macocha pomagała mu za każdym razem ucinać temat rozpoczęcia poszukiwań przyszłej żony, z pomocą subtelnej perswazji kierując myśli męża na całkowicie inne tory. Czekał z ważną decyzją, nie był pewien na co, póki nie usłyszał o zamiarze nestora do rozpoczęcia rozmów odnośnie korzystnego wydania za mąż jego kuzynki. Nigdy niczego otwarcie nie żądał, lecz ten jeden raz zapragnął sięgnąć po swoje i nie oglądać się za siebie. Zwrócił się do babci, za pośrednictwem macochy do ojca, a także do wuja i brata, aby poparli go, gdy poprosi o rękę kuzynki. Zbyt dobrze rozumiał, że ślub pomiędzy kuzynostwem może wydać się kontrowersyjny, zwłaszcza w czasach politycznego chaosu, gdy szczególnie powinni umacniać sojusze, najlepiej poprzez zawiązywanie węzłów małżeńskich pomiędzy rodami. Rozumiał, jednak występował przeciw solidnej logice, narażając się tym na śmieszność. Nie był pewien, który z popierających go głosów zaważył na sprawie, jednak nestor wyraził zgodę na jego ślub, nie pozostawiając tym samym uroczej kuzynce wyboru, a już tym bardziej czasu do namysłu. Po nagłych zaręczynach i szybko zorganizowanym ślubie chciał wierzyć, że wciąż będziej znajdował przy boku swej wybranki to samo ukojenie, gdy dane mu będzie dalej zanurzać się w czarnomagicznych praktykach.

I am not looking to escape my darkness,
I am learning to love myself there.

1960 - dołączenie do Akolitów


1961 - zawiązanie węzła małżeńskiego

0
Pozostało PP
mind
0
Pozostało PM
0
15
18
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
8
9
4
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka III — Opieka nad magicznymi stworzeniami
Wiedza i zrozumienie magicznych stworzeń
Ścieżka V — Starożytne runy
Wiedza o runach północnoeuropejskich
Runiczne klątwy i przekleństwa
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Historia cywilizacji
Znajomość obyczajów i etykiety
Ścieżka X — Polityka i prawo
Znajomość prawa i regulacji
Śledztwa i dochodzenia
Taktyka przesłuchań
Retoryka sądowa
Strategia i zarządzanie kryzysowe
Ścieżka XI — Ekonomia i handel
Zarządzanie finansami
Znajomość prawa handlowego i nielegalnych praktyk
Ścieżka XV — Przetrwanie
Tropienie i śledzenie
Łowiectwo i polowanie
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
Dyplomacja
Zastraszanie i manipulacja
Odczytywanie emocji i czujność
Sztuka kłamstwa i oszustwa
Ścieżka XVIII — Sport
Jazda konna
Ścieżka XX — Poliglotyzm
Francuski
Ścieżka XXI — Magiczna umiejętność
Legilimencja

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-20-2025, 12:09

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Vincent Rineheart

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-28-2025, 13:35

Gerard Carrow

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[02.10.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 SZYBKOŚĆ
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:11 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.