• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Strony (14): 1 2 3 … 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-23-2025, 19:27
12 marca 1962 r.
Zaprzysiężenie Ministra Magii Nobby'ego Leacha


Tego dnia nad Tamizą już od świtu wznosiła się nisko mglista smuga. Przelewała się przez okoliczne ulice, podziurawiona przez latarnie i czerwone budki telefoniczne, rozgaszczała się na placach i nietrudno było przewidzieć, że dotrze także do mieszczących się nieopodal rzeki ogrodów przy Middle Temple. Przysłane z ministerstwa grono techników od rana walczyło z kłopotliwym żywiołem, bo jakże to tak: nie widzieć ministra w dniu jego zaprzysiężenia. Uroczystym planom nie sprzyjała wysoka wilgotność powietrza, nie sprzyjało pochmurne wejrzenie na nieboskłon. Dokładano więc wszelkich starań, aby przywrócić przejrzystość i uprzyjemnić zgromadzonym uczestnictwo w obchodach.
W ogrodach już wczoraj ustawiono dość pokaźną drewnianą platformę, ze środka której wyrastała dumnie mównica zdobiona złotym symbolem Ministerstwa Magii. Tuż za nią rozłożono rząd stojaków dzielnie znoszących ciężar zaklętych czarodziejskich sztandarów i angielskich flag. Te, wpędzone w ruch dzięki magii, doskonale prezentowały wyhaftowane symbole i barwne kombinacje. Jak zapowiadano już wcześniej, obchody miały mieć charakter skromny, ale z najwyższym poszanowaniem odwiecznych rytuałów. By zadbać o komfort gości, na terenie przewidzianym dla nich porozstawiano pionowe, pulsujące ciepłem paleniska, które dzięki magii nie mogły stanowić żadnego zagrożenia i dodatkowo skutecznie przeganiały niewygodną mgłę. Od wielu lat każdy nowy minister składał uroczystą przysięgę właśnie w tym miejscu. Za niezwykłą magiczną powłoką, która odgradzała czarodziejów od mugolskich oczu, zebrać się mieli wszyscy ci, którzy pragnęli wysłuchać Leacha i stać się naocznymi świadkami rozpoczynającej się kadencji. Spodziewano się licznego przybycia gości z całej Wielkiej Brytanii, zaproszono namiestników, byłych ministrów, cenionych ludzi nauki i wszystkich, którzy tylko pragnęli towarzyszyć tego dnia najwyższemu czarodziejskiemu urzędnikowi.
O jedenastej w pobliżu platformy można było dostrzec mnożące się elegancie sylwetki. Odświętne szaty poruszały się po ogrodach, a ich właściciele co jakiś czas spoglądali na zegarki i chętnie witali kolejnych przybyłych gości. Liczne grono urzędników zajmowało miejsca w wyznaczonej sekcji blisko sceny. Bez trudu dało się rozpoznać tych, którzy pieczołowicie dbali o organizację wydarzenia: wyraźne gesty dłoni i czasem nieco nerwowe komunikaty próbowały nakierować odpowiednio gubiących kierunek dostojników.
Nie dało się jednak ukryć, że przedwiośnie nie służyło tworzeniu malowniczej scenerii, ale sprowadzono specjalnie na tę okazję zimowe rośliny, a na ogołoconych z liści gałęziach okolicznych drzew osadzono delikatną, powolną i jakże symboliczną iluzję rozkwitających pąków. Światło przyniosły wznoszące się gdzieniegdzie lewitujące lampiony. Z prawej strony podwyższenia ustawiali się z instrumentami członkowie magicznej orkiestry reprezentacyjnej. Na całym terenie ogrodów dojrzeć można było czuwających przedstawicieli policji magicznej odzianych w tradycyjne odświętne mundury w kolorze ciemnej zieleni: ich przedłużona aż przed kolano górna część nawiązywała do tradycyjnych czarodziejskich szat, ale w krótszym wydaniu zapewniała swobodę ruchów, proste spodnie trzymały skórzane pasy - w wersji galowej skryte pod górną częścią. Tego dnia każdy złoty guzik policyjny błyszczał wyjątkowo mocno, a każde służbowe oko czujnie przyglądało się ochranianym obszarom. Wśród nich mieli także zjawić się aurorzy. Niektórzy oddelegowani do zajęcia pozycji na platformie, inni w nieformalnym stroju poruszający się gdzieś pod sceną. Niemniej już kwadrans przed godziną dwunastą zarówno komendant Barberus Clagg jak i szef aurorów Archibald Dawlish zajmowali honorowe miejsca z lewej strony podestu. Czujne oczy licznie przybyłych i niekiedy wręcz nadgorliwych reporterów ze wszystkich magicznych mediów odnotowywały już obecność kilku szefów departamentów, namiestnika Londynu i Albusa Dumbledore’a, który odziany w grafitową długą szatę ze spokojem przyglądał się przybywającym na obchody czarodziejom. A było ich z każdą kolejną minutą coraz więcej: niektórzy rozglądali się ciekawsko, próbując przepchać się do pierwszych rzędów, inni roztropnie decydowali się stanąć gdzieś z boku, a ich mimika wyrażała raczej znudzenie. Wnikliwy obserwator zdołałby wychwycić także i tych trzecich niespecjalnie zachwyconych, czasem burczących coś pod nosem, czasem rzucających pogardliwe spojrzenia. Otwarte dla wszystkich wydarzenie pozwoliło dojrzeć jak różnorodna pozostawała społeczność magów: od drogich, zdobnych eleganckich szat i wytwornych fryzur po zupełnie proste, skromne stroje, które nie przyciągały żadnej uwagi, a czasem nawet budziły skojarzenie z mugolami. Niektórzy goście przybywali za pomocą specjalnie zorganizowanych przez ministerstwo świstoklików, inni dotarli na obchody na miotłach lub teleportowali się bezpośrednio do ogrodów. Ministerstwo odradzało korzystanie z innych form podroży.
Kilka minut przed południem zdawało się, że na podeście wszyscy zajęli stosowne pozycje, lecz wciąż nigdzie nie było widać Nobby’ego Leacha. Wniesiono i osadzono na specjalnie uszykowanej podstawie uroczystą oraz naprawdę dużą pieczęć ministerialną - używaną wyłącznie podczas wielkich ceremonii.

Wasz Mistrz Gry pragnie powitać wszystkich na wydarzeniu.

Z uwagi na wakacyjny czas na Waszego pierwszego posta czekać będziemy do 30 sierpnia 2025 r, do końca dnia.
Postacie, które nie miały możliwości zapisać się na wydarzenie przed jego rozpoczęciem, wciąż mogą dołączyć - nie później niż do końca pierwszej tury.

Jeśli macie życzenie wziąć ze sobą coś więcej niż różdżkę i kamień powitalny, opiszcie zawartość ekwipunku pod postem przy użyciu opcji hideMG (ikonka maski w edycji posta).

Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania, nie zawahajcie się do mnie napisać. Zapraszam!

Udanej uroczystości!

Philippa Moss
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-24-2025, 22:11
Spodziewała się listu od komendanta, chociaż myślała, że przyjdzie wcześniej. W tej pracy trudno było szukać rutyny, a zmiany rozkazów mogły być raptowne, nieprzewidywalne, wezwania czasami przychodziły w środku nocy i nie było szansy na odmowę – chyba że los pieczętowała śmierć lub pobyt z ciężkimi ranami w Św. Mungu. Wszystko poza tym miało mniejsze znaczenie.
Tym razem należało stawić się oficjalnie w pełnym umundurowaniu, aby reprezentować jednostki policji magicznej z należytą godnością oraz aby nie przynieść wstydu nowemu Ministrowi Magii. Jeszcze przed pójściem spać przygotowała odświętny mundur w kolorze głębokiej zieleni ze złotymi guzikami, idealnie wyprasowany, należycie zadbany. Samym świtem zbudziła się, oporządziła i włożyła odzienie. Włosy zaplotła w długi warkocz, dbając o to, aby nawet niesforne kosmyki gładko splatały się z tyłu, dając jej poważniejszy niż zwykle wyraz.
Zamknęła drzwi i nie tracąc czasu teleportowała się z progu na Middle Temple. Nie sądziła, że widząc za oknem gęsty dywan z mgły, znajdzie tak odmienione ogrody, które przypominały raczej majowy poranek zamknięty w szklanej kuli. Przez chwilę napawała się iluzją pąków kwiatów i lewitującymi lampionami, spoglądając też na równo, ale jednocześnie nienaturalnie falujące sztandary. Wszystko stało się teatrem, zaplanowanym spektaklem mającym odzwierciedlać tradycję, nawet jeśli żywioły nie współgrały z planami czarodziejów.
Udała się w kierunku grupki funkcjonariuszy, których dobrze znała. Przyjęła rozkazy oraz instrukcje, jak ma wyglądać ochrona, którym sektorem się ma zajmować oraz jak powinny wyglądać plany ewakuacji tłumu w razie potrzeby. Wszystko było standardową procedurą, którą niejednokrotnie omawiali i ćwiczyli przy mniejszych uroczystościach. Równocześnie dostrzegając paleniska poczuła się nieco pewniej, nie tylko przez ciepło, które wytwarzały, ale przez zadowolenie własne różdżki, która zawsze w pobliżu ognia sprawowała się lepiej. Niektórych języki płomieni mogły przerażać, a w niej wzbudzały właśnie pewność.
Spodziewała się czegoś, choć sama nie wiedziała do końca czego. Objęcie urzędu Ministra Magii przez kogoś, takiego jak Nobby Leach, nie było zdarzeniem, które miałoby przejść bez echa. Społeczeństwo miało swoje opinie, było podzielone, co dostrzec można było jak w otwartej księdze, patrząc na gromadzących się gości w ogrodach. Choć te najbardziej sprzeciwiające się tej decyzji głosy pozostały w domach – przynajmniej tak zakładała Weasley, skoro dość otwarcie niektórzy urzędnicy na łamach Proroka Codziennego zrzekali się swoich stanowisk w Ministerstwie.
Ustawiła się przy jednym z wejść, wyprostowana i przygotowana, czujnie spoglądająca na wchodzących czarodziejów i czarownice. Widziała te różne miny, nie potrzebowała magicznych urządzeń, czy zaklęć, aby dostrzec nastawienie gości wydarzenia. Chociaż może nie powinna polegać tylko na swojej intuicji i umiejętnościach? Ostatecznie splotła ręce za sobą, trzymając w prawej dłoni różdżkę, gotową, gdyby zaszła potrzeba ku działaniu.
Pogodnie przywitała uśmiechem kilka znajomych twarzy, choć w głównej mierze starała się być poważna i całą swoją uwagę skupiać na obserwacji potencjalnych niecodziennych zachowań. Cieszył ją widok Dumbledore’a, może nie było to wiele, ale należąc do grona jego zwolenników, miała poczucie, że jeśli wydarzy się coś naprawdę złego, tak potężny czarodziej był w stanie to powstrzymać. Przynajmniej w to wierzyła i pozwoliło jej to nie panikować, pomimo lekkiego podenerwowania splatającego węzeł lęku gdzieś między żołądkiem, tchawicą, a płucami. Zostało kilka minut do południa, a najważniejszej osoby, z której powodu wszyscy się tu zebrali wciąż nie było. Nie sądziła, by robienie wielkiego wejścia, było w stylu nowego Ministra, ale może…?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
08-25-2025, 06:31
Mgła otulająca Londyn nie zachęcała do wyjścia, ale Ned był dzisiaj wyjątkowo zmotywowany. Włożył różdżkę do specjalnie przygotowanej kieszonki wewnątrz czarnej marynarki – lekko wydłużonej z tyłu, zbyt fikuśnej jak na mugolską modę, ale stonowanej jak na modę czarodziejską. Chciał wyglądać elegancko, żeby nie wyróżniać się z tłumu, szczególnie jeżeli zamierzał usiąść bliżej sceny, ale zależało mu też na wygodzie i swobodzie ruchów, której tradycyjna szata wyjściowa nie zapewniała. Pod spodem nałożył koszulę w odcieniach głębokiej szarości, która skrywała łańcuszek z nefrytem. Chłód srebra na piersi dodawał mu otuchy.
Ostatnie spojrzenie na siebie w lustrze; nie wyglądał na wypoczętego, oczy miał lekko podkrążone, ale i tak nie prezentował się najgorzej – nie dało się domyślić, że wrócił do służby stosunkowo niedawno po dość długiej niedyspozycji. Nałożył na rękę zegarek, schował do wewnętrznej kieszonki odznakę aurora, która mimo wszystko mogła okazać się przydatna, i teleportował się do ogrodów przy Middle Temple na kilkanaście minut przed dwunastą.
Najpierw zwrócił uwagę na pogodę, dużo lepszą niż w pozostałej części miasta. Mógł się tylko domyślać, że była to zasługa specjalnie do tego zatrudnionych czarodziejów, przecież nowy minister miał zwiastować nadejście nowych lepszych czasów, a mgła i szarówka temu nie sprzyjały. Przywitał się skinieniem głowy z funkcjonariuszką Magicznej Policji, która pokierowała go dalej w głąb ogrodu. Policjanci też nie mieli dzisiaj prostego zadania, w ogrodzie zbierał się niemały tłum. Nie marnował czasu na zbędne pogawędki, widząc ilu czarodziejów próbuje dostać się na sam przód. Zajął miejsce w pobliżu sceny, bardziej z boku, by w razie konieczności móc szybko się stamtąd przemieścić. Dopiero wtedy pozwolił sobie na dokładniejsze przyjrzenie się coraz liczniej zbierającym się gościom.
W lożach honorowych zauważył już swojego szefa, komendanta Magicznej Policji, kilku szefów departamentów. Na miejscu zjawił się już nawet Albus Dumbledore, Ned nieczęsto miał okazję widzieć go na żywo. Tak duża część magicznej elity zebrana w jednym miejscu aż prosiła się o jakiś atak, nic więc dziwnego, że wśród gości rozpoznał tak wiele znajomych twarzy kolegów i koleżanek po fachu. Rozejrzał się po ogrodach również po to, żeby porównać rzeczywistą realizację z planami, które oglądał kilka dni wcześniej. Wejścia, wyjścia, wysokie krzaki i drzewa, za którymi ktoś mógł się schować, podesty i balkony, z których niechciany czarodziej mógł mieć dobry widok na wydarzenie. Czuł presję, żeby dobrze dzisiaj wypaść, nie mógł sobie pozwolić na więcej błędów. Dawlish i tak go zaskoczył, wyznaczając mu to zadanie – obawiał się, że przyjdzie mu jeszcze poczekać na dopuszczenie do czegoś więcej poza przerzucaniem papierków i przesłuchiwaniem podejrzanych. Była to jednak presja podszyta ekscytacją, bo właśnie to lubił w swoim zawodzie: niewiadomą, a także adrenalinę jaką ta niewiadoma wyzwalała.

Wiadomość do Mistrza Gry
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
08-25-2025, 08:47
Normalnie bym się tutaj nie pojawiła. Nie pojawiłabym się, bo i po co. Polityka to nie było coś, co mnie interesowało. Zdecydowanie lepiej by było, gdybym została w Tawernie i zajęła się obsługą gości, przynajmniej coś bym zarobiła. Ale nie, ciotka uznała, że powinnam się pojawić. W związku z naszą sprawą, w którą ostatnio mnie zaangażowała. Miałam pojawić się tutaj wraz z Philippą, ale w ostatniej chwili okazało się, że idę sama. Nie byłam z tego powodu specjalnie zadowolona, ale ciotka Boyle kazała - nie mogłam jej odmówić.
Ubrałam się więc w najbardziej eleganckie ubranie, jakie tylko mogłam znaleźć w szafie. Miałam na sobie czarną wełnianą spódnicę, która sięgała mi do połowy łydek. Czułam się w niej jak cyrkowiec, ale ciotka powiedziała, że tam będą ludzie, którzy za sam nieodpowiedni strój mogliby mnie wyprosić, a na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Do tej spódnicy pasowały moje nowe kozaczki, więc gdy szłam, słychać było stukot obcasów. Pod płaszczem znajdowała się biała koszula, ale nie byłabym sobą, gdybym nie założyła kilka wisiorków z kolorowych kamyczków. Miałam ochotę także związać włosy, ale w ostateczności zostawiłam je rozpuszczone - stwierdziłam, że może będę się dzięki temu mniej rzucać w oczy. Idąc przez wyznaczone ścieżki w ogrodzie i mając na sobie najlepsze ubrania, jakie znalazłam i tak bardzo mocno odstawałam od innych. Idealnie skrojonych garniturów i pięknych garsonek szytych na miarę.
Wydarzenie się jeszcze nie rozpoczęło, więc głównie ten czas, który miałam, spędziłam na szukaniu sobie odpowiedniego miejsca. Dobrze byłoby wszystko widzieć i słyszeć, ale też nie chciałam stać na środku jak ten pajac. Na środku powinni stać ludzie ważni, wpływowi, a tacy jak my, czy też ja, z boku czujnie obserwując zgromadzenie. Stokroć więcej informacji i wiedzy można było dzięki temu uzyskać, a nigdy nie było wiadomo, kiedy to się przyda.
Stojąc i czekając, towarzyszyła mi pewna myśl, pewien obraz, który był dla mnie niezwykle intrygujący. Z jednej strony jasny i przejrzysty, wyraźnie wskazujący mi pewne kwestie. Z drugiej strony okrojony z otoczki, ze szczegółów powodował, że nie byłam pewna… Czekając na wystąpienie i zaprzysiężenie nowego Ministra, nie nudziłam się. Czekałam w napięciu, bo czułam, że dzisiejsze wydarzenie może być ciekawe. I chociaż nie chciałam tu przyjść, to poczucie emocji związanych z byciem w tłumie i braniem udziału w tak ważnym przedsięwzięciu powodowało, że powoli przestawałam żałować, że nie zostałam w Tawernie.

Wiadomość do Mistrza Gry
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
08-25-2025, 14:10
Gra toczyła się nieustannie. Sprzymierzeńcy stawali się wrogami szybciej, niż wysychał atrament na traktatach, a przyjaźnie były jak galeony – błyszczące, acz łatwe do wymiany i stracenia. Polityka nie znała ciszy; jej językiem były szepty za zamkniętymi drzwiami, układy zawierane w cieniu i zdrady skrywane pod warstwą kurtuazji. Koniecznością więc było zjawienie się na takiej uroczystości, choć ciężko w tym upatrywać głębokiego zainteresowania personą Ministra. Spoglądała raczej na okoliczności, sama w sobie, upatrując to jako potwierdzenie zajmowanej pozycji rodu Crouch, jej samej, jej męża, ale i rodziny Bulstrode'ów. W harmidrze poszukiwała chłodnego spojrzenia brata, ale też obecności panny Primrose Burke, której potrzebowała się bliżej przyjrzeć. Ubrała prostą sukienkę do pół łydki w odcieniu szałwii, na ramiona narzucając pobladły szal w odcieniu kości słoniowej, korespondujący z perłami na szyi. Wiedziała, że to w tym kryć się będzie przyszłość tego sezonu, a sprowadzone z Francji tkaniny obrzucą wszystkie, londyńskie butiki.
Pojawili się we troje, poza nią i mężem, towarzyszył im Nathaniel, którego już przed pojawieniem się w ogrodach przestrzegła, że to nie jest dzień na to, by prowadzić dyskusje i zdradzać swoje postanowienia. Wieża, paź mieczy i 3 kielichów. Młody mężczyzna i konflikt, do którego rozwiązanie nie dojdzie.
Uśmiechała się promiennie do przedstawicieli znamienitych rodów i tych mniej istotnych rodzin, za maską grzeczności kryjąc niestygnącą nadal niechęć. Nie zdradzała też opinii, choć nie potrafiła zaakceptować nowego Ministra — wszakże głos Crouchów opowiadał się za prawością, za rozsądkiem i sprawiedliwością, w tym ich własnym mniemaniu, choć do kłótni politycznych nie była skora w domu, w którym roznosiły się krzyki jej dzieci. Miast tego stanowiła ozdobę, w otwartości postury i śmiałości kroków, prowadzących na sam przód zgromadzonych, upatrując obraną dla siebie rolę. Nic o nich, bez nich, bez poparcia Crouchów aktualny Minister nie uzyska gorącego powitania w wielu filarach Ministerstwa. Ona zaś, choć w ciszy i za mgłą noszonych masek, zadba o to, aby utrzymać swoje własne wpływy i koneksje w obrębie działań dotyczących szkolnictwa, mając na celu nie tylko dobro swoich dzieci, ale i usilną obawę o utratę kontroli, którą i tak musieli wypuścić z rąk przed kilkoma chwilami, ale na tyle wieloma, by przed nią rysował się tłum tych cennych, co i niegodnych żywotów. Wiedziała, że polityka nie była jedynie grą mężczyzn, z dumą spoglądała na obecne tu kobiety. Bowiem i polityka, i kobieta, jako forma osoby, niedookreślona — była także sztuką subtelnych gestów, cieni i uśmiechów, które mogły przechylić szalę władzy. Ci, którzy zasiadali wysoko, ulegali urodzie, jak władcy ulegają gwiazdom – niechętnie, a jednak bezsilnie. Sama po tę władzę gotowa była sięgać; wchodziła w politykę nie jak gość, lecz jak aktorka, która znała swoją rolę i wiedziała, jak zmienić bieg przedstawienia. Wraz z Zachariasem i Nathanielem przystanęli więc na przedzie milcząco, ale z otwartością do dialogu. Dla dobra prawa, dla dobra wspólnego, choć od niego było coraz to dalej.


    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
08-25-2025, 18:34
W powietrzu czuć było powiew zmian. Dostrzegał to napiętych sylwetkach arystokratów, w pełnych nadziei spojrzeniach wszelkich idealistów tego kraju, w pomrukach dobiegających ze zwykle milczącego tłumu. Anglia się zmieniała, przybierała nowe barwy i stroje. Dwadzieścia lat po okrutnej wojnie odważyła się na zaznanie nowego, choć nie wszyscy zdawali się gotowi na nowy poranek. Zrzucała starą skórę, żegnała się ze zeszłym bytem i witała siebie na nowo.
Zajął miejsce obok kuzyna i Apolonii, egzemplifikacyjnej parze tego dostojnego świata, tak doskonałej i skrojonej grubymi nićmi dekad polityki rodowej. Nawet jeśli Zachary nie pałał miłością do najbardziej z wymagających lubych tego rodu, jaką była polityka, to nigdy nie mógł przed nią uciec. W crouchowskim domostwie zawsze to ona była im najdroższa, najbliższa i najbardziej krzywdząca. Trzeba było się tylko umieć z nią dobrze bawić, igrać póki nie stłamsiła do końca. Jego wzrok rozpoczął swój przemarsz po zebranych, oddając każdemu szczodrze swej uwagi. Wydarzenie jak te przyciągało wszelkie masy, z całego spektrum politycznego kraju. Wyliczał w głowie każdego szefa departamentu, lecz to Albus Dumbledore zdawał się górować nad nimi swoją sylwetką. Potężny i spokojny, na ile nowy minister był jego dziełem, a na ile dowodem zmian, które zachodziły w społeczeństwie? A może był on dziełem progresywnych rodów, które zapragnęły swojego człowieka na tronie? Następnie skierował swe oczy na arystokracje, dłużej przyglądając się tym najbardziej nieprzejednanym w swej wizji świata. Jakże był to ciężki dzień dla ludzi pokroju Carrowa. Może spowoduje to, że będą prostsi w obsłudze.
– Raduję mnie myśl, że nawet z tego miejsca mogę wyczuć ich nieszczęście i niezadowolenie – skomentował cicho, drwiną tkając swe słowa prawdy – Niby dorośli ludzie, lecz jednak zachowali w sobie tą szczyptę dziecka.
Brak umiejętności przegrywania, naturalny talent do dramatu i uwidocznioną obrazę majestatu. Wszelkie kamienne maski tego świata nie spowodują, że w świadomości wszystkich zaprzysiężenie mugolaka było dla nich potwarzą i porażką dotychczasowych wyborów. Jak dziecko jednak, byli również nieprzewidywalni. Zwłaszcza w momencie, gdy zauważą, że tracą kontrolę nad rozwojem wydarzeń. Zawsze uważał, że ich ekstremizm był dla nich zagrożeniem, przekreślających lata ciężkiej pracy i doprowadzający do zidiocenia przekazu. Ekstremizm, który agitował milczącą większość przeciwko pewnej wizji kraju. Ostatecznie jego wzrok spoczął na scenie w oczekiwaniu na gwiazdę wydarzenia. Mugolski Minister, jakże karykaturalne i intrygujące zjawisko, które miało miejsce na jego oczach. Mimo wielu prób nie mógł jeszcze rozwiązać zagadki jaką był Nobby Leach, który z hasłem dialogu i współpracy sięgał po najważniejsze stanowisko polityczne w kraju. Słyszał wiele na jego temat, wspaniałych i kpiących opinii, nie było jednego, spójnego przekazu. Pozostawał dla niego tajemnicą, mały prezent z mugolskiego świata. Tylko czas pokaże czy nie będzie też ich nową trucizną, zgniłym owocem, który przyjdzie im zjeść w ramach nowego, wspaniałego świata.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
08-25-2025, 19:15
Pogoda nie była specjalnie zachęcająca. Chmury nisko zawieszone na niebie sprawiały, że na dworze było ponuro nawet mimo tego, że nie było nawet południa. Normalnie pogoda nigdy nie wpływała na jego plany, podczas swoich wyjazdów miał do czynienia z o wiele gorszymi zjawiskami pogodowymi. Dzisiaj jednak szukał po prostu wymówki, żeby nie wychodzić z domu, mimo że wiedział, że i tak nie ma innego wyjścia. Pocieszał się tym, że przy dobrych wiatrach uda mu się zyskać jakieś nowe, interesujące informacje, które albo będzie mógł sprzedać za odpowiednią cenę albo wykorzystać na własny użytek. Taki już był, szukał okazji wszędzie i nie interesowały go konsekwencje, które mogły ponieść jego ewentualne ofiary. Jednocześnie również był ciekaw tego całego wydarzenia. Chociaż na forum nie obnosił się ze swoimi poglądami, ci, którzy go znali doskonale wiedzieli, że w żadnym razie nie jest zadowolony z powodu wyboru nowego Ministra. Kiedy dotarły do niego informacje o tym, że tak ważne stanowisko miał objąć człowiek, który nawet nie był czysto krwistym czarodziejem, nie omieszkał pokazać jak bardzo ten fakt go oburzył. Jego rodzina od pokoleń była zdecydowanie nastawiona przeciwko mugolom i czarodziejom krwi mieszanej. Już w czasach szkolnych omijał ich wszystkich szerokich łukiem, a kiedy został prefektem wszyscy ci mieszańcy wiedzieli żeby nie wchodzić mu w drogę, bo nie odmówi sobie nawet komentarza o ich pochodzeniu. Rodzina Burke była dumna ze swojej błękitnej krwi, do nie mieszania się z tymi gorszymi, a dodatkowo sam Xavier czerpał pewnego rodzaju przyjemność kiedy właśnie tym nieczystym nie szło w życiu. Dlatego postanowił się wybrać na obchody zaprzysiężenia nowego ministra aby oglądać powoli jego upadek. Wiedział, że nie tylko on był przeciwny nowym władzom i chociaż może nikt na razie nie powiedział tego głośno, oprócz kilku wyższych rangą urzędników, z pewnością niedługo do tego dojdzie.
Ubrany w dopasowany, trzyczęściowy, czarny garnitur i z zarzuconym na ramiona ciemnym płaszczem, wysiadł pierwszy z powozu, którym przybyli do Londynu. Wyciągnął dłoń w kierunku żony pomagając jej wysiąść, po czym nastawił dla niej ramię by mogła się na nim wesprzeć, a kiedy to zrobiła delikatnie ułożył dłoń na jej ręce.. Przez krótką chwilę patrzył na Vivienne, po czym uśmiechnął się do niej łagodnie i ruszyli w stronę bramy wejściowej do ogrodów. Xavier rozglądał się po okolicy gdy znaleźli się na miejscu. Organizatorzy zaradzili na brzydką pogodę na zewnątrz, co z całą pewnością miało za zadanie zapewnienie odpowiedniego nastroju na czas uroczystości. Wydawało się, że na miejscu pojawiła się większość czarodziejskiej śmietanki, Burke zauważył kilka znajomych twarzy. Wychodziło na to, że nie tylko on był ciekaw rozwoju sytuacji, inni członkowie rodzin o podobnych poglądach co jego pojawiła się na miejscu. Z kilkoma osobami przywitał się uściskiem dłoni, z innymi jedynie skinieniem głową. Zatrzymał na dłuższą chwilę spojrzenie na Albusie Dumbledor’rze unosząc lekko brew ku górze. Jego obecność tutaj była nie do uniknięcia, był przecież pierwszym miłośnikiem mugoli i im podobnych. Nie raz odkąd na świat wyszła informacja o nowym ministrze, zastanawiał się jaki miał w tym udział stary Dumbledor. Jego informatorzy już działali aby dostarczyć mu jak najwięcej informacji na temat Leach’a. Xavier chciał mieć te informacje, chciał posiadać coś czym kiedyś mógłby zastraszyć albo nawet wykorzystać przeciwko nowemu ministrowi.
- Tam stańmy. - zwrócił się do Vivienne kiedy spostrzegł znajome sylwetki kilka metrów przed nimi.
Z rodziną Crouch mieli raczej neutralne stosunki, jednak on miał dobre, nawet można było powiedzieć przyjacielskie stosunki z kilkoma jej członkami. Nathaniel był jego kuzynem ze strony matki i chociaż dzieliło ich kilka lat różnicy, to Xavier traktował go prawie, że na równi. Za to z Apollonią łączyła go wieloletnia przyjaźń, która narodziła się na salonach kiedy to oboje zaczęli komentować zachowanie niektórych ludzi przy drinku.
- Mam nadzieję, że nie masz mnie na myśli. - odezwał się spokojnie przystając przy kuzynie wyciągając dłoń w jego kierunku aby się przywitać – Apollonio jak zwykle miło cię widzieć. - skinął głową w stronę kobiety i uśmiechnąłem się łagodnie, po czym zwróciłem się do jej męża – Zacharias, przyjemność. - jemu również uścisnął dłoń na powitanie – Czyżby nasza gwiazda się spóźniała? - uniósł brew ku górze uśmiechając się pod nosem, a jego ton aż ociekał sarkazmem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
08-25-2025, 20:14
Nie chciałam się tam dzisiaj pojawiać. Naprawdę nie chciałam. I chociaż wiedziałam, że nie mamy innego wyjścia i musimy tam być, to robiłam to z ogromną niechęcią. Minister mugolakiem. Też mi coś. Gdy o tym usłyszałam, niezwykle się zagotowałam. Czy ten świat już naprawdę zmierzał ku rozpadowi? Co nam przyniesie wstąpienie kogoś takiego na tak zaszczytne stanowisko, jakim było bycie Ministrem Magii. Jedynie jeszcze większe spoufalanie się z mugolami. Wejście ich świata w nasz byłby katastrofą, a z jakiegoś powodu do tego doprowadzaliśmy. Cały wczorajszy dzień i dzisiejszy, kiedy przygotowywałam się do wyjścia, nie byłam w stanie pohamować swoich słów. Krążąc po posiadłości, wyrzucałam z siebie złość, która gromadziła się we mnie na samą myśl, że mam pojawić się na zaprzysiężeniu takiego Ministra. Nie zapytałam jednak Xaviera, czy na pewno muszę mu towarzyszyć. Czy mogę zostać w domu? Musiałam się tam pojawić u jego boku, czy tego chciałam, czy nie. Moja rodzina wychowywała mnie w duchu wyższości krwi czystej nad brudną. Od najmłodszych lat starałam się unikać kontaktu z ludźmi, których krew nie spełniała moich wymagań. Potrafiłam w elokwentny, a zarazem brutalny sposób pokazać, gdzie było miejsce takich ludzi, gdy jakaś panna w Hogwarcie weszła mi pod nogi i nadepnęła na odcisk. Nie życzyłam sobie żadnych relacji z osobami pochodzącymi z rodzin gdzie byli mugole i każdy bardzo dobrze o tym wiedział. Wkroczenie w dorosłe życie niczego nie zmieniło.
Dzisiaj uśmiechu na mojej twarzy nie było. Wyraźne niezadowolenie musiałam ukryć pod maską obojętności, kiedy drzwi powozu otworzyły się, a Xavier wyciągnął ku mnie swoją dłoń, aby pomóc mi zejść ze schodków. Stanęłam u jego boku i tak jak on wyglądał dzisiaj niezwykle elegancko, tak i ja musiałam prezentować się dzisiaj nienagannie. Miałam dzisiaj rozpuszczone włosy z finezyjnie zaplecionymi warkoczami, pozostawiłam kilka luźnych kosmyków, które opadały mi swobodnie po bokach twarzy. Czerpałam dużo przyjemności, gdy pojawiliśmy się gdzieś publicznie wspólnie, a ja miałam na sobie kreację w jego ulubionym kolorze. Więc i dzisiaj postawiłam na burgundową sukienkę, idealnie dopasowaną w klatce piersiowej, talii i ramionach, za to z luźno opadającym dołem i sięgającą mi trochę poniżej kolan. Rękawy sukni były w rozmiarze 3/4, na szyi naszyjnik z kamieniem pasującym do koloru sukienki, a do piersi przyczepioną miałam rodową broszkę. Rodziny Burke, oczywiście, jak przystało na żonę swojego męża. Czarne szpilki i niewielka torebka, w środku powiększona na tyle, aby schować do niej swoją różdżkę. Na plecach miałam zarzucony czarny płaszcz, aby nie zmarznąć. Mieliśmy przecież ledwie połowę marca.
Pogoda była dzisiaj okropna, było mgliście i tajemniczo. Jakby ktoś specjalnie wyczarował mgłę tylko po to, aby nadać uroczystości jakiegoś specjalnego charakteru. Organizatorzy jednak starali się, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. A my, idąc obok siebie, mijaliśmy tylko znamienitych gości, z którymi raz po raz się witaliśmy. Wyłapałam wzrokiem swoich rodziców, do ojca i matki lekko kiwnęłam głową. Zanim jednak zaproponowałam, abyśmy stanęli u ich boku, Xavier zaproponował inne miejsce. Zacisnęłam usta, ale podążyłam za nim. Bardzo szybko zorientowałam się, w jakim kierunku zmierzamy, a widząc tam pewną znajomą twarz, wzięłam głębszy wdech i poczułam, jak się spięłam.
Nie mogłam oderwać wzroku od Nathaniela, gdy stanęliśmy u jego boku. Nie skomentowałam jego słów, zrobił to mój mąż i moje słowa nie były już potrzebne. Gdy Xavier witał się z rodziną i ja do tego przystąpiłam. Gdy witał się z przyjaciółką, ja spojrzałam na jej męża, Zachariasa, i podałam mu swoją dłoń, aby się z nim przywitać.
- Panie Crouch - zaczęłam uprzejmie. - To przyjemność pana widzieć.
Następnie zwróciłam się do kobiety. Wraz z Apollonie wymieniłam uprzejmości, tak jak to było w zwyczaju, zbliżając nasze policzki. Nie mogłam zignorować stojącego obok mnie Nathaniela. Mężczyznę, którego jeszcze pięć lat temu nazwałabym swoim bliskim przyjacielem. Człowiekiem, u którego boku, wraz z naszymi wspólnymi znajomymi, przeżyłam wiele dobrych chwil. Z napięciem zwróciłam się w jego stronę, moje milczenie było dłuższe, niż powinno. W tym przypadku nie wyciągnęłam swojej dłoni, a jedynie kiwnęłam mu głową.
- Nathanielu - powiedziałam trochę zbyt cicho, niż bym tego chciała.
Szybko cofnęłam się do swojego męża, ułożyłam swoją dłoń na jego przedramieniu, a spojrzenie utkwiłam w podeście, czując się absolutnie niezręcznie z powodu spotkania z Nathanielem. Nie po to, podczas wesela omijałam go szerokim łukiem, aby niecały miesiąc później być zmuszoną do stania obok niego i rozmowy. Nie wiem, czy byłam na to gotowa. Minęło tyle lat.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
08-25-2025, 20:42
Pobyt w Cardiff zdecydowanie był mu potrzebny. Kilka dni żeby poukładać sobie wszystko w głowie, zatrzeć widok tamtej dziewczyny, zająć się po prostu prozą życia z nieco mniejszym balastem mentalnym, który zawsze nakładała na niego konieczność kombinowania z tym, gdzie by tu przekimać i skąd wytrzasnąć coś na ząb. W jego ulubionym porcie wszystko było jakieś milsze, łatwiejsze i przyjemniejsze — może właśnie dlatego, że zawsze była to dla niego ucieczka od większości problemów i duchów przeszłości, które wisiały nad nim w Londynie zupełnie tak, jak mgła nad angielską stolicą.
Jak widać Londyn po prostu był w jakiś sposób przeklęty, bo brak pogody w tak istotnym dniu była naprawdę pechowym zbiegiem okoliczności.
W upranych ubraniach prezentował się znośnie, nawet jak na siebie. Nie elegancko, ale dostatecznie schludnie, choć jego ubiór był bardzo mugolski i widać po nim było, że nowość miał już dawno za sobą. Oczywiście wiedział, że zbierze dzisiaj sporo pogardliwych spojrzeń, niektórzy ze "szlachetnie urodzonych" jawnie wyrazi wobec niego swoją odrazę, może nawet ktoś obok niego splunie, albo postanowią go wyprosić, bo swoim starym płaszczem i porysowanymi, całkowicie niemagicznymi butami ubliża randze wydarzenia. Czysto teoretycznie nie powinno mieć to miejsca, w praktyce już tak bardzo przyzwyczaił się do tego, że ludzie patrzyli na niego z góry, że się tego spodziewał nawet wtedy, gdy urząd samego Ministra Magii obejmował właśnie mugolak. Cóż, bywało różnie i wolał przygotować się na tę gorszą opcję, żeby ewentualnie dać się miło zaskoczyć.
Do tej pory nie za bardzo interesował się polityką. Był to dość abstrakcyjny koncept, kiedy się biedowało. Oczywiście, złorzeczył pod adresem Ministerstwa, że nie robią dostatecznie wiele aby ludziom takim jak on żyło się choć trochę łatwiej — w ten sposób jakkolwiek mógł dać upust złości na swoją sytuację życiową, z którą walczył od siedmiu lat. Całe swoje dorosłe życie poświęcał temu, żeby choć trochę polepszyć sobie byt i głównie skupiał się nad implikacjami społecznymi swojej biedy, czystość krwi zostawiając jako element współtowarzyszący, a niekoniecznie do czegokolwiek predysponujący. Teraz jednak, zmierzając ku wejściu, nie był w stanie powstrzymać się przed przemyśleniami na temat tego, jak w większości urodzenie połączone było bezpośrednio z sytuacją materialną. Patrzył na te elity, które w wielu przypadkach pewnie nawet nie miały pojęcia co tak naprawdę znaczył zwrot "ciężka praca". Ich głównymi zajęciami zdawało się być dziedzicami fortun i przykładnymi dziećmi, które jak dorosną miały zadbać o to, by pojawiały się kolejne dzieci. Nie był jednak aż taki pewien tego, czy chciałby oddać swoją wolność, nawet jeżeli jego klatka miałaby być ze szczerego złota. Cóż, najlepiej byłoby mieć głęboko w poważaniu te wszystkie podziały i pozwolić ludziom żyć po swojemu, do czego tyczyłoby się też zostawienie jego osoby w świętym spokoju. Przecież to, że tu był, nie miało na celu komukolwiek popsuć dnia. No chyba, że by kogoś okradł, ale słysząc pogłoski jak mocno obstawione ma być zaprzysiężenie nowego ministra, nawet nie próbował robić jakichkolwiek planów. Nie zamierzał tak prędko wracać na komisariat, a najlepiej to by tam więcej w ogóle nie postawił nogi.
Nie wiedział czy spotka dziś tu jakąś znajomą twarz, lecz chyba powinien już się nauczyć, że los lubił płatać mu figle. Tym razem w postaci rudego warkocza na nienagannie prezentującym się policyjnym mundurze, który tak zaprzątnął jego uwagę, że Farley na razie nawet nie zdążył zachwycić się misterną magia włożoną w przygotowanie ogrodu na tę podniosłą uroczystość.
A jakże by inaczej, oczywiście, że przydzielono ją akurat do tego wejścia.
— Pozwól, że ułatwię ci zadanie i stanę tak, żebyś miała mnie na oku — podszedł do Willow, zatrzymując się parę kroków od niej. Jego spojrzenie było niepewne, ale prawy kącik ust uniósł się w bladym cieniu uśmiechu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): 1 2 3 … 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:13 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.