• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Ogród przy Middle Temple
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (14): « Wstecz 1 … 9 10 11 … 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#91
Albus Dumbledore
Konta Specjalne
Nadejdzie czas, w którym będziecie musieli wybierać między tym, co słuszne, a tym, co łatwe.
Wiek
81
Zawód
Dyrektor Hogwartu
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-14-2025, 15:41
Przeczucie narastało. Wystarczył mu pierwszy dźwięk – docierający znikąd, lecz wymierzony bardzo precyzyjnie. Głos, który poznał natychmiast, intencja, która nie musiała być wypowiedziana, aby zdołał ją rozszyfrować. Wiatr rozwiał materiał szaty, lecz pod skórą czarodziej na mocnej uwięzi trzymał najmniejszą emocję. Nie było mu wolno. Nie jego to była rola. Słuchał, po kolei przyjmując każde jego słowo. Im więcej myśli spłynęło na zebranych, tym dokładniej mógł określić te dążenia. To nagłe wyłonięcie się z ciemności i niewiadomych. Oczywistym wszakże było jego nadejście. Znał go zbyt dobrze, by dziwić się temu zdarzeniu.
Zdawał sobie sprawę, jak wiele spojrzeń błądzących po niebie i dachach okolicznych budynków ostatecznie koncentrowało się na nim, Albusie Dumbledorze. Tym, który przerwał terror Gellerta Grindelwalda i osadził go w więzieniu. Tym, którego świat uważał za równego przywódcy Akolitów. Słuchał, gdy nadzwyczaj znajomy głos ograbiał idee Nobby’ego Leacha, dopatrując się w tychże słowach tworzenia podziałów i konfliktowania czarodziejskiej nacji. Słuchał, gdy spływający z nieba czar uwodził mową o potędze i chwale. Pamiętał wiele podobnych słów, wiele lat tej dziś przykurzonej idei. Idei, która doprowadziła do skrzyżowania różdżek. I wreszcie idei, która dawno temu był przez niego rozpatrywana zupełnie inaczej niż dziś.
Kiedy zaś podest rozjaśnił się rzeczywistą sylwetką Grindelwalda, obrócił się ku niemu – podobnie jak niezliczone ilości osadzonych na widowni głów. Nie był iluzją. On, zbrodniarz i najpilniej poszukiwany w Europie czarodziej, oto stawał tu prawdziwy, żywy, wreszcie wyrwany z lat milczenia. Gdy jego barwą malowały się ministerialne chorągwie, Dumbeldore patrzył prosto na niego i przyjmował powitanie. Niegdyś przyjaciel i wierny towarzysz, dzisiaj przeciwnik rozpościerał swą dumę na scenie, która nigdy nie miała być mu przynależna. Nikt nie śmiał mu przerwać, nikt nie śmiał go uciszyć. Czar Gellerta Grindelwalda otoczył szeroko ogrody i przez chwilę zdawało się, że nikt nie mógł przerwać niespodziewanej przemowy. Słowa niosły ponad tłumem stare zapowiedzi nowego świata, nie budziły jego zaskoczenia. W spokoju przyjmował każdą wzmiankę każdy śmiech i każdą obietnicę. To musiał być ten dzień i dokładnie ta chwila. Oto zjawiał się u progu nowej ery, spektakularnie przypominając o sobie światu. Ależ nie mogło być inaczej. Wyławiał z lud twarze, przemawiał bezpośrednio, szukał poparcia i zachwytu, szukał możliwości dla swej raz już pogrzebanej idei. Znał te dążenia i zdawał sobie sprawę, jak precyzyjnie Gellert potrafił trafiać do społeczności czarodziejów, jak doskonale maskował swe zbrodnie, jak doskonale prowadził wizje idyllicznej przyszłości. A to, co robił, pozostawało głęboko niebezpieczne. Zmyślnie budowany szacunek, którym emanował, jakże złudnie przedostawał się do chłonnych umysłów. Wypracowany pokój w jednej chwili przestał być pewnością. Ale Albus Dumledore wiedział o tym. Wiedział o tym już wtedy, gdy dotarły do niego pierwsze doniesienia o ucieczce najniebezpieczniejszego czarnoksiężnika wszechczasów.
Wreszcie głos ucichł, pozostawiając tych wszystkich ludzi z obiecującym obrazem przyszłości. To nie jego mieli dziś słuchać, to nie w nim mieli dziś pokładać nadzieję. Wystarczyło, by powiódł czujnym spojrzeniem po zgromadzonych obywatelach, aby mógł dostrzec cały kalejdoskop emocji. Przeczuwał, że niektórzy zechcą zabrać głos, że niektórzy odważą się wznieść przeciwko Grindelwaldowi różdżkę. Rozpętanie walki w gronie tylu bezbronnych uznawał jednak za wielce niemądre.
– Gellercie, śmiem zauważyć, że to wielce nierozważne. Stawać dziś tutaj. Jestem pewien, że panowie Clagg i Dawlish nie pozwolą ci odejść, skoro już zechciałeś łaskawie pokazać się światu – przyznał otwarcie i pozwolił sobie na jeden krok w stronę dawnego przyjaciela. – Tak wiele mówisz o chlubie czarodziejów, a swą obecnością okazujesz im wszystkim brak szacunku. Brak szacunku wobec naszej tradycji. Wiedz, że ten dzień nie należy do ciebie. Jestem też przekonany, że wielu z zebranych pamięta, do czego dwadzieścia lat temu doprowadziły twoje idee, za twoją sprawą zginęło wielu ich krewnych, twoja myśl przyniosła im krzywdę. Dlaczego więc mówisz o przyszłości bez cierpienia? Ludzie pamiętają, Gellercie, nie uwierzą ci. Nie chcesz życia w strachu, lecz zjawiając się tu i mówiąc w ten sposób, właśnie do tego się przyczyniasz – wzbudzasz w ludziach lęk, Gellercie. Oczekuję zatem, że odłożysz różdżkę, poddasz się i zaprzestaniesz niepokojenia niewinnych obywateli – zakończył, spoglądając na czarnoksiężnika z wyraźną sugestią. Nie mógł milczeć, lecz również nie mógł podjąć walki. Nie jego to była rola i zdecydowanie nie w tych okolicznościach. Zebrani rozpoznać mogli opanowanie, brak gniewu czy niepokoju, ale głos dyrektora pozostawał stanowczy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#92
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-14-2025, 15:42
Dziennikarka wiedziała, że nie zostało już wiele czasu do rozpoczęcia ceremonii. Gdy Melusine domknęła pierwszą część odpowiedzi na polityczne pytania, pióro Melody wydawało się nieco zmęczone. Wytargane przez prędkie notatki włosie nie prezentowało się już tak pięknie. Czarownica niespecjalnie jednak się tym interesowała. Pomyślała, że wreszcie ma godny komentarz! – Bardzo pani dziękuję za te słowa. Jestem przekonana, że nasi czytelnicy docenią opinię przedstawicielki urzędników – podsumowała miękko, choć tak po prawdzie, to wcale nie była sama przekonana, czy pojęła w pełni przekaz przepytywanej wiedźmy. – Słyszałam kiedyś o tej recepturze. Pozwolimy sobie przetestować ją na łamach Czarownicy. Proszę wypatrywać nowego numeru, droga pani. Proszę też zajrzeć do naszej redakcji, chętnie zrobimy pani kilka profesjonalnych zdjęć, będzie pani gwiazdą nowego artykułu – przyznała z entuzjazmem, choć nieco już pośpiesznie, bo to, co działo się na scenie, wymagało jej pilnej obecności i całkowitego skupienia. Dlatego też pożegnała się prędko z dziewczyną i pomknęła bliżej sceny, gdzie już kotłowały się rozmnożone dziennikarskie łepetyny. Każdy chciał mieć dobre ujęcie ministra, każdy pragnął wyłapać jakieś sensacyjne szczegóły.

Tymczasem pod drzewem dwójka dorosłych (Fintan i Willow) mierzyła się z dziecięcą pogardą dla nieznośnego świata nudnych zasad i obowiązków. Kilkulatek z widocznym grymasem na pyzatej buzi przyjął fakt umknięcia tego chłopaka przed wyrzuconą przez niego laską. Ruda dziewczyna zaczynała mu mądrować nad uchem i najchętniej to by się jej pozbył, zanim zaraz dostanie jakąś karę. Nie znał się co prawda na tym zbyt dobrze, ale wiedział, że policjanci to zamykali w więzieniu. – Już jej nie potrzebowałem, to sobie rzuciłem – odpyskował cwaniacko i założył dłonie na ramionach, przyjmując butną postawę. – Nie twój interes – mruknął jej zuchwale, gdy zapytała o imię. Ucieszył się tylko, że niedługo później zajęła się czymś innym i wreszcie przestała mu zrzędzić nad uchem. – Ała, zostaw, no! – zawołał, kiedy Fintan go złapał za kołnierz. – Puszczaj! – zapiszczał, sprawiając, że kilka głów obróciło się w ich stronę. – To twoja matka? – zapytał, kiedy dotarł do niego wreszcie pokrętnie sens sugestii. – Ty też musisz jej słuchać? Niebezpiecznie? Wylądujemy w pace? Też zrobiłeś coś, co jej się nie spodobało? – zaczął ciekawsko zalewać go pytaniami, nieświadomy tego, co właśnie działo się na scenie.

Gdy głos Willow głośno i wyraźnie przedostał się do uszu osób znajdujących się w tym sektorze, niektórzy nieco nerwowo zareagowali na komunikat i zaczęli wycofywać się do wyjścia, inni nieco zdezorientowani rozglądali się po okolicznych twarzach, zastanawiając się, jak bardzo niebezpieczna stała się bieżąca sytuacja. Między tłumem widać było sylwetki funkcjonariuszy gotowych udzielić wsparcia i wskazówek wszystkim ogarniętym niepokojem osób. Gellert Grindelwald przemawiał z podwyższenia, słowo po słowie ujawniając swe intencje.

W tym czasie za namową Oriany kilkoro ochotników i jeden funkcjonariusz pomogli przedostać się uzdrowicielce wraz z poszkodowanymi pod najbliższe drzewo. To samo drzewo, które wcześniej dewastował chłopiec. O pomoc w tym przedsięwzięciu został także poproszony przez policjanta obecny przy chorych Wulfric. Mellita wciąż czuła się słabiej, ale powoli wróciła jej świadomość, najgorsze zdecydowanie minęło. Zupełnie inaczej było z mężczyzną (Mitch), który mierzył się z bólem brzucha i zaburzoną koncentracją. Kłucie pod skórą nasilało się, nie chcąc ustąpić. – No niechże pani coś zrobi, ten biedny chłopak cierpi – zwróciła się jakaś zniecierpliwiona kobieta w stronę uzdrowicielki. Mitch z całą pewnością potrzebował pomocy. Całemu zajściu przyglądał się ze wzmożoną ciekawością chłopiec, którym opiekował się właśnie Fintan. Malec zupełnie nie zauważył, że to kobiecie obok nich (Mellita) przed momentem ukradł laskę.

Towarzysząca Nathanielowi seniorka nie zdążyła odpowiedzieć, bo oto całą uwagę przybyłych na obchody zaprzysiężenia przyciągnęło wtargnięcie Gellerta Grindelwalda. W poruszonym tłumie wiele rzeczy wydarzyło się jednocześnie, kiedy czar słów czarnoksiężnika wznosił się w ogrodach przy Middle Temple. Auror Conrad Bones wykrzyczał w stronę niespodziewanego gościa kilka słów. Jego różdżka nie zareagowała, kiedy spróbował rzucić zaklęcie, pozostając zupełnie głuchą na wezwanie czarodzieja. To samo uczyniła młoda kursantka Lizzy, kierując ku przywódcy Akolitów swój niezadowolony głos i również podejmując nieskuteczną próbę rzucenia czaru. Do przemawiających z tłumu dołączyła również Thalia, wcześniej przybierając obcą skórę, która nie pozwoliła połączyć postronnym twarzy z prawdziwymi personaliami czarownicy. Właśnie dlatego rozglądająca się za nią Riven nigdzie nie mogła dostrzec żeglarki. Thorn zdołała jednak usłyszeć głos Lizzy, który dochodził gdzieś spod sceny. Rozeznanie w tłumie poczynił także Ned Rineheart, ale panujący chaos nie dostarczył mu żadnej cennej informacji. Za to auror Robert minął go, ruszając pospiesznie w kierunku sceny. – Za mną – burknął w przelocie do współpracownika. Zamierzał złapać tego całego Grindelwalda i raz na zawsze ukrócić jego zabawy. Wiedział, że do złapania tak niebezpiecznego przestępcy potrzebne będą wszystkie siły. Nie lekceważył wysokiego ryzyka. Działania służb mundurowych nie umknęły czujnym oczom Bradforda. Mężczyzna zdołał dojrzeć aktywnie przemierzających sektory funkcjonariuszy: jedni prowadzili przestraszonych ludzi do wyjścia, inni zmierzali w stronę sceny, kolejni zaś zdawali się udzielać pomocy tym, którzy jej potrzebowali. Wtargnięcie czarnoksiężnika bezsprzecznie jednak zaburzyło przebieg uroczystości. Równie nieskutecznie wyprowadził czar młody Karkaroff, jego Finite Incantatem ledwie połaskotało nadgarstek czarodzieja, nigdy nie opuszczając różdżki.

Gdy przemawiał Albus Dumbledore, komendant Clagg zdawał się wychwytywać z podwyższenia, jak pracowali podlegli mu magiczni policjanci. Mógł bardzo łatwo wydać odpowiednie rozkazy, ale nie musiał – w tłumie obecni byli wyżsi stopniem funkcjonariusze, którzy nad sytuacją zapanują. Choć dobiegające ze zgromadzenia głosy wskazywały na wyraźne poruszenie ludzi, tu na podwyższeniu potrzebne były zaś zdecydowane działania, więc został na posterunku gotowy chronić ministra i zgromadzonych oficjeli.

Natomiast szef aurorów Dawlish, choć przez cały czas szacował ryzyko, nie zamierzał stać z założonymi rękami. – Nie rób scen i poddaj się, Grindelwald. Zostałeś skazany. Cela w Nurmengardzie na ciebie czeka, nie wywiniesz się – wybrzmiał groźnie, kierując ku niemu własną różdżkę. Nie podjął ataku, zupełnie jakby czekał na odpowiedni moment. I bardzo dobrze widział chroniącą czarnoksiężnika poświatę. Jednak tu i teraz patrzyła na nich społeczność czarodziejów, a przed nim stał wróg, po którym można było spodziewać się wszystkiego.

Ze wszystkich ulokowanych na drewnianej platformie osób, to właśnie Nobby Leach znajdował się najbliższej przywódcy Akolitów. I to właśnie przy nim w mgnieniu oka znaleźli się aurorzy, odgradzając ministra od niebezpiecznego człowieka. Lecz i on nie zamierzał milcząco pozwalać na drwiny i prowokacje. – Twoje słowa, Grindelwaldzie, to echo czasów, które minęły. Nasze społeczeństwo przetrwało twoją wojnę, przetrwa i twoje groźby. Nie damy się zastraszyć – bo siłą czarodziejów jest jedność, nigdy nienawiść, którą tu i teraz próbujesz wzniecić w ludziach. To ty tworzysz podziały. Obiecałem jednak, że wysłucham każdego i słowa zamierzam dotrzymać. Oddaj się w ręce służb, jestem gotów z tobą porozmawiać – obwieścił, dobrze wiedząc, że w tak istotnej chwili nie wolno mu było opuszczać głowy. Otrzymał zaufanie, stanął na straży całej czarodziejskiej społeczności i nie mógł zawieść w tak krytycznym momencie.

Toczącą się na scenie wymianę zdań słyszeć mogły wszystkie osoby znajdujące się blisko platformy.

Dzień dobry, Serpentynki!

Czas na odpis w nowej turze: 19 września 2025 r., do końca dnia.

Proszę o podkreślanie imion postaci, z którymi podejmujecie interakcję, nawet gdy nie są Waszym postaciom znane ich personalia.
Jeśli macie pytania lub potrzebujecie uzupełnienia, proszę również o wiadomość.

Miłej zabawy! Philippa Moss
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#93
Gellert Grindelwald
Konta Specjalne
Nie proszę was, byście mnie kochali. Proszę was, byście mnie rozumieli.
Wiek
79
Zawód
Nieznany
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-14-2025, 15:44
Wrzawa nabierała na sile; zebrani poruszali się niespokojnie, niektórzy sięgnęli po różdżki, a inni zdawali się ruszyć w kierunku sceny. Czynili to z różnych powodów i Grindelwald miał tego świadomość, lecz jego postawa i lekko uniesiony kącik ust nie dowodziły strachu, nie wiązały się z lękiem przed ponownym pojmaniem. Przed kolejną dekadą niewoli w nurmengardzkim więzieniu, który – nomen omen – był jego dziełem. Dziedzictwem, za którego murami miał spędzić resztę swego życia. Nie godził się na to, w jego mniemaniu został stworzony do rzeczy innych; wielkich i godnych pierwszych stron na historycznych księgach czarodziejskiego świata. To jednak nie pragnienie sławy i szacunku kierowały jego czynami, lecz prawdziwa potrzeba zmian, urzeczywistnienia snutych od lat wizji i uświadomienia każdemu dzierżącemu w sercu magię, że zgoda na taką codzienność była słabością – karą, nie przywilejem.
-Rozumiem wątpliwości, rozumiem wasz strach- pewny, donośny ton rozbrzmiał ponownie, gdy pojedyncze głosy odważyły się otwarcie sprzeciwić głoszonym poglądom. -Kłamstwo jest najsilniejszą i jednocześnie najniebezpieczniejszą bronią, bowiem powtarzane wiele razy potrafi zostać okrzyknięte prawdą. I zostało. Wpajane przez lata wam, bracia i siostry, łgarstwa skutecznie zatruły wasze serca, zasiały ziarno pogardy i nienawiści. Politycy zarzucają mi manipulację, władza piętnuje wrogiem, a mordercy swych pobratymców ściskają brudnymi od krwi dłońmi głosząc, że to moje ręce są splamione. Że to ja byłem gotów odebrać tak wiele istnień, ale jaki miałbym w tym cel? Od zawsze pragnąłem stworzenia świata pięknego, świata wolnego, dla nas – dla czarodziejów – pełnego swobody i miłości- wpatrywał się w tłum, a jednocześnie szukał kontaktu wzrokowego z każdym z osobna. Widmo rychłego ataku zbliżało się nieuchronnie – zdawał sobie z tego sprawę, dlatego zmuszony był możliwie wykorzystać cenne sekundy na przekonanie niezdecydowanych, a także wzbudzenia niepewności w tych, którzy przyszli tu z uśmiechem na ustach. Z nadzieją na lepszą przyszłość; nawiną, acz zrozumiałą, gdyż to właśnie ona kierowała ludźmi. Ich czynami oraz decyzjami.
-Byłem więziony latami, a wraz ze mną prawda. Prawda, której obawiają się ci winszujący dziś sukces. Powiadają, że jesteście wolni, lecz podobnie jak ja pozostajecie zamknięci w czterech ścianach absurdalnych idei i przekonań rezolutnie wpajanych wam pod ułudą pokoju. Wiedzcie, że również jesteście ich jeńcami i ja, Gellert Grindelwald, proszę was - nie stańcie się pionkami w ich chorej grze- przerwał widząc coraz większą liczbę różdżek, która tylko oczekiwała rozkazu, a być może jednego, złego ruchu. Wygiął wargi w lekkim uśmiechu, po czym obrócił się w kierunku swego dawnego przyjaciela oraz Ministra. Nawet gdy Albus skończył mówić i glos zabrał Nobby, Gellert nie odwrócił od niego wzroku. -Nie należy do mnie, tak samo jak nie należy do ciebie, Albusie. A jednak siedzisz tu, pokazujesz się na piedestale, w blasku fleszy. Powiedziałeś im, że to był twój wybór? Że tak naprawdę to ty wybrałeś nowego Ministra Magii? Wytłumaczyłeś powód, dla którego sam nie podjąłeś się tej wymagającej funkcji? Ja wiem, że wolisz dążyć do własnych celów w cieniu, ale czy oni wiedzą? Czy mają świadomość, że ten zaplanowany przez ciebie od dawna dzień jest wyłącznie skrupulatnie utkaną intrygą? Uskutecznionym krokiem do potęgi? Wypierasz się znaku- wskazał akolicki sztandar -który jeszcze niegdyś prowadził cię przez życie. To też przed nimi ukryłeś, prawda?
Jego tajemnice – zgodne z rzeczywistością czy też nie – były wszystkim znane; głoszone przez polityków próbujących na jego legendzie zbudować własną pozycję tudzież mierne brukowce szukające sensacji. Dumbledore pozostawał jednak nieskazitelny i to właśnie ten obraz pragnął obedrzeć z obłudy. Fałszu, z którego czarodziej utkał niesamowicie szczelną, a zarazem przyciągającą wzrok pelerynę.
Zignorował Ministra Magii, nawet nie zerknął na mężczyznę nakazującego mu poddanie się. Wzniósł różdżkę ku niebu i ostatni raz skupił wzrok na zebranych – na ludzi mu najbliższych i oddanych, podążających za nim ramię w ramię od dawna oraz tych, którzy gotów byli uwierzyć bez jego obecności. Bez zbędnych słów. Już wcześniej widział ich twarze w tłumie, lecz dopiero teraz, na tę krótką chwilę, skrzyżował spojrzenia kolejno z Nedem, Orianą oraz Riven i to właśnie im nieznacznie się pokłonił. Z szacunkiem, z obietnicą na ustach.
-Pamiętajcie, bracia i siostry – macie wybór- rzucił, po czym rozpłynął się w powietrzu, zostawiając po sobie jedynie kaskadę iskier. Te rozbiegły się prosto wzdłuż sceny, aż dotarły do jej krańców. Wtedy uniosły się gwałtownie ku górze, ponad drewniane sklepienie, by w jednej chwili opaść ku środkowi i złączyć się w płonący trójkąt. Bliźniaczy – ledwie widoczny, pulsujący ciepłem – symbol mogli dostrzec Akolici, po wewnętrznej stronie swoich dłoni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#94
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
09-15-2025, 12:54
Nie za bardzo orientowałem się co się w około mnie dzieje. Teoretycznie nie był to pierwszy raz kiedy sięgnąłem po narkotyki, bo przecież kiedy zadajesz się z klasa artystów we Francji prędzej czy później trafisz do miejsca gdzie ludzie oddają się takim przyjemnością. Mimo wszystko wtedy było inaczej, przebywałem w jednym miejscu i zdecydowanie docierało do mnie mniej bodźców...plus oczywiście wszędzie w około było jedzenie. A właśnie jedzenie było tym o czym dzisiejszego dnia zapomniałem zbyt zaaferowany całym tym wydarzeniem. Czy mogłem obwiniać nowego ministra za swój aktualny stan? Oczywiście, że mogłem i taki właśnie pomysł pojawił się w mojej zjaranej głowie. To nie moja wina! To wszystko wina Leach’a. Naturalnie mogłem sobie wyzywać nowego ministra jak tylko chciałem we własnej głowie, ale nic to nie zmieniało, że z każdą minutą czułem się coraz gorzej. Wirowanie w pustym żołądku było nieznośne i powoli zaczynało przenosić się na głowę. Ziemia, na której siedziałem wydawała mi się teraz bardzo wygodna i przez moment miałem ochotę się na niej położyć, jednak na szczęście ostatnia szara komórka pod kopułą mnie przed tym powstrzymała.
Męski głos nade mną sprawił, że musiałem szybko zamrugać kilkukrotnie aby skupić wzrok na jegomościu (Wulfric), który w tym momencie był przy mnie.
- Eee...w sumie sam nie wiem… - lekko pokręciłem głową, starając się jakoś dźwignąć z ziemi, ale nie koniecznie mi to wychodziło, jakbym stracił siłę w rękach na moment – Chyba nie ma tragedii. - dodałem po chwili mimo wszystko robiąc dobrą minę do złej gry.
Teraz przeklinałem samego siebie, że chcąc pomóc komuś innemu sam w tym momencie potrzebowałem pomocy i zrobiłem w około siebie zamieszanie. Nie taki był zamiar i nie chodziło też o to, że chciałem zostać czyimś rycerzem na białym koniu. Los jednak bywał przewrotny i najwyraźniej organizm, który otumaniony działaniem narkotyku przypomniał sobie o jedzeniu, postanowił zareagować w sposób, który nie był zdecydowanie odpowiedni na ten moment.
Widząc twarz nieznajomej uzdrowicielki (Oriana) przed sobą jakoś mimowolnie cofnąłem się zaskoczony, a pierwsza myśl jaka mnie naszła to nie to, że mi pomoże, ale to, że była niezwykle ładna. Na Merlina, zjarany umysł jest kompletnie niereformowalny. Finalnie jedynie skinąłem głową na jej słowa, w tym momencie byłem na tyle słaby i na tyle bolał mnie już brzuch, że byłem gotowy zgodzić się na wszystko. Przy pomocy wcześniej zmartwionego jegomości udało mi się podnieść z ziemi i powoli ruszyłem za uzdrowicielką gdzieś na bok, względnie z dala od tłumu.
- Co z nią? Będzie dobrze? - spytałem przenosząc spojrzenie na kobietę, której wcześniej sam ruszyłem z pomocą (Mellita).
Zanim sam zacząłem jej potrzebować zauważyłem jak uzdrowicielka nakłada jej na głowę płaszcz i mimo że zacząłem się czuć fatalnie, w pewien sposób mnie to zaintrygowało. Klapnąłem w końcu pod drzewem i oparłem się o konar na moment zamykając oczy. Czułem jak kolejna fala mdłości na nowo atakuje, ale wziąłem głęboki wdech aby się opanować, a potrzebowałem na to chwili. Ból brzucha jednak nie ustępował, a nawet powiedziałbym, że był coraz gorszy.
- Czy...czy macie coś do jedzenia? Cokolwiek… - spytałem cicho starając się skupić wzrok na czarodziejach zebranych w około.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#95
Mia Travers
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
alchemiczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
14
30
Siła
Wyt.
Szybkość
0
5
5
Brak karty postaci
09-15-2025, 21:27
Równość, sprawiedliwość, nowe początki. Piękne to były słowa, piękna wizja, którą roztaczał przed nimi Leach. Szkoda tylko, że w pełnym sceptycyzmu umyśle Mii, brzmiały jak mrzonki snute przez kogoś żyjącego w oderwaniu od realiów świata. Nie potrafiła zmusić się do uwierzenia, że całe wieki budowania pewnych zależności i zasad, pewnej hierarchii i układów, będą w stanie zmienić się pod wpływem charyzmatycznego, ale jednak miałkiego w świecie wielkich nazwisk, ministra. Zbytnio nasiąkła atmosferą czystokrwistych salonów, by naiwnie wierzyć, że ten człowiek na scenie miał faktyczną władzę sprawczą i zmieni ten zastały świat. Gdzieś umykała jej ta iskierka nadziei na lepsze jutro. Zbyt zgorzkniałe stało się jej serce.
Oddawała się swoim ponurym rozważaniom, skupiając uwagę głównie na scenie, ale co jakiś czas przesuwając spojrzeniem po zrywach lekkiego poruszenia wśród tłumu. Tam ktoś biegł, tu ktoś zasłabł, gdzieś dalej magipolicja wyprowadzała kogoś z tłumu. Czuła się zbyt odrealniona, by zareagować na któreś z tych wydarzeń. Jakby oglądała sztukę w teatrze, a nie faktycznie brała udział w tym wydarzeniu. W takich miejscach, na takich uroczystościach, emocje buzowały. Ulewały się trzymane w domowym zaciszu uprzedzenia, wyciekały skrywane słabości, a powietrze wypełniał swąd niepokoju. Czuć było na karku rosnący dreszcz tego napięcia, przytłaczający i pełen oczekiwania na... Coś. Na nagłe przełamanie, punkt kulminacyjny. Na ten jeden fałszywy ton, który rozpocznie kakofonię chaosu.
I stało się. Najpierw pojawił się lekki powiew, śmiech, momentalny chłód wywołany zgaśnięciem paleniska nieopodal. Wzdrygnęła się, trochę przytomniejąc i obrzucając otoczenie czujnym spojrzeniem. Wtem wszystko w zasięgu wzroku zalał szkarłat, a jej umysłem zawładnął głos, który był jednocześnie wszędzie i nigdzie. Spięła się i instynktownie odnalazła dłonią różdżkę w kieszeni, choć wiedziała, że niewiele nią zdziała w obliczu czarodzieja, który zmaterializował się chwilę później na scenie. Jednak ta stabilna faktura drewna pod palcami dawała złudne poczucie otuchy.
Cieniutka warstwa utrzymująca do tej pory napięcie w ryzach, zaczęła gwałtownie pękać i kruszeć. Niektórzy powoli, ale stanowczo kierowali się do punktów wyjściowych, inni wręcz przeciwnie, przepychali się bliżej sceny. Mia ani drgnęła. Stała jak spetryfikowana na swoim miejscu blisko prawego obrzeża tłumu. Trawiła słowa Grindelwalda. Same w sobie nie były dla niej szokujące, choć oczywiście nie spodziewała się być dzisiaj świadkiem jego światopoglądowej tyrady. To był bardzo ryzykowny ruch, jak na kogoś kto został już raz pokonany. I to przez czarodzieja, który stał teraz ledwie kilka kroków od niego. Musiał być świadomy ryzyka, tak umiejętnie manewrował słowami, tak kusząco hipnotyzował przepełnionym pewnością spojrzeniem. Mia jednak bardzo boleśnie przekonała się, że nie warto ufać czarującym mężczyznom. Nie działał na nią ten urok, choć nie mogła zaprzeczyć, że treści jego wypowiedzi przyjemnie łaskotały jakąś jej głęboko skrytą cząstkę. Jednak w tej chwili to nie jego wizja fascynowała ją najbardziej, a reakcje innych zebranych. Przeskakiwała wzrokiem między grymasami obrzydzenia, ostrożnym zaciekawieniem skupionych oczu, a przerażonym drżeniem rąk. Widziała unoszone różdżki, ukradkowe uśmiechy i powolne wycofywanie się. Odkładała to starannie na półeczki umysłu, bo tylko jakiekolwiek poczucie uporządkowanej struktury mogło uspokoić jej umysł w tym chaotycznym pokazie. Nie ruszyła się dalej z miejsca i gdy trójkątny symbol rozmył się w powietrzu, wciąż ściskała różdżkę w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#96
Clarence Sullivan
Czarodzieje
looking for the light
that's nowherе to be found
Wiek
32
Zawód
pisarz, twórca koszmarów
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
0
OPCM
Transmutacja
5
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
7
Brak karty postaci
09-15-2025, 22:46
Nie, to jest przecież zupełnie niemożliwe. To niedorzeczne. Problem leżał gdzie indziej - w tym, że każdy z nich
w ogóle
nie miał
wyboru.
Świat szczęścia, świat ideałów. Świat krwi rozproszonej bukietem na wyciągniętych dłoniach. Świat krzyku oraz świat różnic. Bóg dla mugoli podobnie stał się ukryty, zupełnie, jakby nie byli w stanie funkcjonować w pobliżu istot różniących się aż za bardzo, których nie mogli, pomimo starań, poddawać swojej woli. Czy mogli czuć się bogami? Uśmiechnął się, lekko, blado, zupełnie nieadekwatnie. Tłum nieopodal niego zamierał w nagłym przestrachu, czuł się otoczony przez sztywną grupę posągów, zamknięty w pierścieniu zimna. Czas kostniał przed jego wzrokiem, przewalał się w wielkich grudach. Czy mogli czuć się bogami? Czy rzeczywista potęga wychodzi zawsze przed szereg? Nie był w stanie uwierzyć ani jednej, ani podobnie drugiej spośród stron barykady, pozostał jednak przy zdaniu, że przeszli na ten moment przez dostateczną liczbę wojen. Nie chciał niczego zmieniać, nie miał takiej potrzeby - i owszem, nadal nie sądził, że dysponował jakimkolwiek wyborem. Każda spośród decyzji niosła śmierć i cierpienie, mogli wybierać jedynie między różnymi rodzajami mniejszego albo większego zła. Gdyby ktoś go zapytał, co sądzi o całym wydarzeniu, odpowiedziałby, że nic. Nic nie sądzi, nic absolutnie szczególnego. Kilka psów szczekających na siebie przez ogrodzenie. Grindenwald skończył swoje przemówienie, wymykając się po raz kolejny z panowania stróżów prawa. Dopiero wtedy zacisnął się na nim strach i skarcił samego siebie za to lekceważące podejście. Nie powinien się tak wyrażać o siłach, którym sam nie mógł sprostać, o magii, do której sam nie powinien nawet się przyrównywać. Czy wszystko teraz zapłonie? Czy będzie w stanie stąd uciec? Czy będzie mu dane przeżyć? Nie chciał wcale umierać, nie teraz, nie po tym wszystkim. Musiał zacząć na nowo swoje życie. To absolutnie niedorzeczne. Powinien się uspokoić, to przecież tylko zapowiedź, zapowiedź ciszy przed burzą. Znak płonął na podobieństwo jawnego ostrzeżenia - widzieli ledwie początek, a zwolennicy Grindelwalda mieli dopiero podnieść z przejawem dumy swoje głowy i otrzepać się z kurzu zapomnienia. Czy stali na skraju wojny, kolejnej, nieuniknionej? Nie sądził, by było to tak odległe, jak można było się łudzić. Grindelwald widział dobrze jak poruszyć serca czarodziejów, widział jak na nich wpłynąć, jak skłonić do dalszych działań. Jego charyzma nie miała sobie równych. Pomimo tego, że rozpłynął się w powietrzu, nadal niezwykle wyraźnie powtarzał w pamięci jego wcześniejsze słowa. Nie mógł być pewny, ile jeszcze był w stanie lekkomyślnie uciekać. To był oraz zawsze będzie jego konflikt, konflikt każdego, szarego obywatela magicznej społeczności.
We could fly if you let me in
Feel the weight lifting from our limbs
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#97
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
09-16-2025, 11:50
Jego żona nadal przyzwyczajała się do nowej roli i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wciąż również odnosił wrażenie, że ciężko było jej się przestawić na zasady panujące w rodzinie Burke. Chociaż Xavier za wszelką cenę starał się być dla niej łagodnym i dobrym mężem, to mimo wszystko miał na uwadze, że miał młodą żonę i jego zadaniem będzie czasami przywoływanie ją do rzeczywistości. Zdawał sobie jednak sprawę, że jeśli chodziło o dzisiaj było w tym coś więcej niż tylko zwykłe bujanie w obłokach, zwłaszcza, że takie sytuacje nie zdarzały się wcześniej. Uśmiechnął się więc do niej łagodnie i lekko pogładził ją po dłoni.
- Nic się nie stało. - odparł łagodnie nie spuszczając z niej jednak wzroku – I zgadzam się z tobą w pełni. - dodał spokojnie, po czym na nowo się wyprostował i mimowolnie powiódł wzrokiem za Nathanielem, który postanowił się, chyba na moment, oddalić od reszty.
Co takiego wydarzyło się między Vivienne, a jego kuzynem w przeszłości, że jego małżonka zareagowała w ten sposób na ich spotkanie? Chociaż ciekawość zżerała go od środka wiedział, że w tym momencie nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek rozproszenie.
Sytuacja, która miała miejsce tuż przed nimi nie zapowiadała się ciekawie. Atmosfera robiła się gęstsza z każdą chwilą i za chwilę pewnie będzie można zawiesić siekierę w powietrzu. Na moment przeniósł wzrok na Brandforda, który trzymał jego siostrę blisko siebie. Słowa nie były potrzebne, wystarczyła szybka wymiana spojrzeń i Burke skinął ledwo widocznie głową, dając przyjacielowi znać, że rozumie o co chodzi i żeby na spokojnie się oddalili.
Czując jak żona zaciska dłoń na jego przedramieniu na nowo wrócił do niej spojrzeniem. Musiał przyznać, słowa Grindelwalda z całą pewnością trafią do wielu ludzi zgromadzonych tutaj tego południa. Pytanie jednak do jak wielu? Jak wiele osób zacznie kwestionować dotychczasowe poczynania zarówno władz jak i samych siebie? Miał nadzieję, że Vivienne jednak jest odporna na to wszystko i nadal pozostanie przy swoim. Ponownie zacisnął dłoń na jej ręce i przez moment patrzył na ich dłonie. No właśnie, on miał innego człowieka, za którym chciał podążać. Gadanina dawno zdegradowanego czarnoksiężnika nie trafiała do niego ani na moment ponieważ on doskonale wiedział, w którą stronę skieruje on swoje kroki. Jego zdanie było wyrobione, jego poglądy były jasne. Podążał tylko za jednym, za tym, który na nowo nadał jego życiu sens i tylko jemu będzie wierny.
Słysząc słowa padające z ust dyrektor Hogwartu miał ochotę się roześmiać, na szczęście jednak potrafił panować na swoimi emocjami i mimiką. Zabawne było jak Dumbledor wierzył, że mieszańcy byli również czarodziejami, że szlamy miały jakiekolwiek prawo do władania magią. To prawda, wojna przyniosła ze sobą zniszczenie i wiele śmierci, ale jeśli poległymi byli ci z brudną krwią, dla Xaviera nie była to strata w żadnym wypadku, jeśli już to tylko na tym skorzystali. Po nowym Ministrze też nie spodziewał się zbyt wiele. Jeśli którykolwiek z tych szlamolubów myślał, że Grindelwald podda się bez niczego i grzecznie da się zamknąć na nowo to naprawdę musieli być niespełna rozumu. Chociaż Burke w żadnym razie nie był tym, który popierał czarnoksiężnika, to mimo wszystko, znając się na ludziach, zdawał sobie sprawę, że ten nie pozwoli się tak łatwo złapać.
Kolejne słowa padające z ust Gellerta uderzyły w niego z dużą siłą. Co prawda gdzieś w głębi siebie podejrzewał, że Dumbledor mógł stać za wyborem nowego Ministra i tak naprawdę nie byłby tym faktem aż tak bardzo zaskoczony, ale to? Czy to mogła być prawda, że sam wielki Albus Dumbledor był jeszcze wcale nie tak dawno temu orędownikiem kompletnie innego podejścia do sprawy mugoli? Cóż to były za rewelacje! Burke wiedział, że nie spocznie nim nie dowie się więcej, musiał dowiedzieć się prawdy i wszystkich szczegółów.
To było zakończenie godne takiego wystąpienia. Z przytupem, zostawiając zgromadzonych w niepewności, z rewelacjami, których nikt się nie spodziewał, a potem po prostu wyparował w chmurze czerwonych iskier. Bardzo widowiskowo.
Xavier uśmiechnął się lekko pod nosem. Dobrze, niech zwolennicy mugoli i ci, który popierali Grindelwalda teraz rzucą się sobie do gardła. Niech walczą i wpływy i władzę, w tym czasie oni, Śmierciożercy pod przewodnictwem tego, który rzeczywiście dzierżył największą potęgę, będą rośli w siłę, aby w końcu uderzyć i odebrać im wszystko.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#98
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-16-2025, 18:35
Wśród tych wielkich słów, postaci wybitnych, które władały stronicami brytyjskiej historii, byli wszyscy oni. Widzowie, którzy mogli tylko bezczynnie obserwować tok zdarzeń. Niewidzialni zdawali się w dialogu dwóch mężczyzn, którzy przemawiali do nich, lecz rozmawiali ze sobą. Ministerstwo i postacie z nim powiązane stanowiły tylko tło, tak nieistotne dla przebiegu wydarzeń. Gellert Grindelwald chciał rewolucji i przełamania bariery strachu, która rządziła czarodziejami. Zarazem był jednym z czynników strach wywołujących, wspomnienia terroru szerzyły się bowiem po angielskich ulicach. W jego marzeniach była moc, pokusa, którą tylko dawne brutalne wspomnienia mogły ostudzić. Nie zakładał pełnej szczerości – zupełnie nieopłacalnej w tych warunkach. Chciał zasiać niepewność i w przyszłości zebrać plon, okazać się idealną ostoją ich społeczności. Spodziewał się, że wpływy Dumbledore’a umożliwiły obecnemu Ministrowi zdobycie pozycji. Nikt nie zostaje Ministrem, nie mając za sobą silnej frakcji, która jednoznacznie popiera reformy. Była to jego wygrana, ryzyko i może nawet zbyt odważny ruch, który mógł spowodować odrzucenie jego wizji. Poczuł się zbyt pewnie – krótki uśmiech pojawił się na jego ustach. Arogancja, upartość i brak przewidywania ruchów przeciwników – choć akurat obecny spektakl był trudny do przewidzenia. Starzy ludzie tego świata i ich przekonanie o własnej racji, za którą chcieliby, aby młodzi ginęli. Mimo ułudy spokoju, która panowała na scenie, panika zaczynała narastać w tłumie. Policja starała się opanować emocje, przekonywać do opuszczenia miejsca, lecz chaos był nieunikniony.
Jego oczy skupiły się na jedynej istotnej osobie na scenie. Śledził jego  ruchy, automatycznie wykonując kilka kroków w stronę Hectora, choć dzieliła ich znaczna odległość. Elegancka kobieta, dawno zapomniana, ulotniła się z jego myśli i uwagi, gdy zagrożenie wyraźnie urosło. Odwrócił się do kuzyna, obejmując jego i Apollonię wzrokiem pełnym przejęcia, determinacji, która kierowała jego kolejnymi ruchami.
– Powinniście iść – krzyknął, aby mogli go usłyszeć. Oni mieli dzieci, czekające na nich w bezpiecznej rezydencji, całkowicie nieświadome wydarzeń, które miały miejsce. To do nich powinni wrócić, o nich zadbać. – Spotkamy się w domu.

Z dala od niepewności i niebezpieczeństw Londynu, od chaosu zmian, które następowały. Palatium Librae trwało od wieków, zakorzenione w fundamentach rodziny i będące częścią historii Manchesteru. Tam każdy Crouch był bezpieczny, miał swoje miejsce, niezależnie od własnych pragnień i poglądów. Stamtąd pochodzili i tam zawsze wracali – synowie i córki swego rodu. Ponownie przeniósł wzrok na scenę, najważniejsze miejsce zdarzeń. Aurorzy otoczyli Ministra, tworząc wokół niego żywą tarczę. Hector nadal tam był, wśród tłumu i największych zagrożeń.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#99
Mellita Macmillan
Czarodzieje
Nobody but me is gonna change my story
Wiek
22
Zawód
magijubiler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
0
21
Magia Lecznicza
Eliksiry
8
10
Siła
Wyt.
Szybkość
0
10
0
Brak karty postaci
09-16-2025, 20:39
Kształty powoli blakły, tak jakby wszystko powoli wracało do swojego rzeczywistego kształtu, a twarze i okrycia ludzi dookoła zyskiwały na ostrości. Słyszała też słowa, krzywi, wołania, ludzie się przemieszczali, ale nie wyczuwała paniki, więc wszystko musiało być gdzieś daleko. Sama migrena zmieniała się w pulsujące wrażenie gdzieś w tle czaszki, ale do tego ból nogi sprawiał, że zdecydowanie nie miała się podnieść z ziemi, a przynajmniej nie przez najbliższą chwilę. Musiała więc zrozumieć, co się dzieje dookoła niej i spróbować wyciągnąć z tego wszystkiego wydarzenia, których jej umysł nie mógł zrozumieć. Po pierwsze, miała w ustach trochę piasku, co pewnie znaczyło, że chwilę (albo dwie) leżała na ziemi. Obecność Oriany mówiła o tym, że chociaż nie był to pozytywny atak migreny, przynajmniej odbył się w bardziej kontrolowanych warunkach niż gdyby stało się to bez obecności uzdrowicielki, a tym bardziej tak obeznanej w chorobie.
Do Wulfrica posłała nieco smutny uśmiech, ciesząc się z jego obecności, ale niekoniecznie z sytuacji, która doprowadziła do ich dzisiejszego spotkania. Dodatkowo, koło niej znajdował się jeszcze jakiś mężczyzna (Mitch) którego nie bardzo kojarzyła, ale dopytywał się o jej stan, co było w sumie miłe.
- Już lepiej, dziękuję. Poza lekką migreną przez resztę dnia powinno być w porządku, jeżeli odzyskam swoją własność – skinęła mu głową, mogąc odpowiedzieć za siebie i rozglądając się jeszcze, zauważając kolejne elementy otoczenia, w tym coś, czego dokładnie wypatrywała. Laska z pomalowanego na czarno drewna i ze srebrnymi okuciami. Zmarszczyła brwi, spoglądając na to jak kobieta (Willow) oddala się od miejsca, za to mężczyzna (Fintan) został przy nich, trzymając zarówno przedmiot jak i małego złodzieja.
- Moja własność – wyciągnęła dłoń w kierunku obecnego właściciela jej podpory, nie prosząc zbyt elegancko, ale po prawdzie nie musiała prosić. Ktoś odebrał jej przyrząd, który umożliwiał jej normalne funkcjonowanie i nie uważała, aby musiała się jakkolwiek o niego dopraszać. Zmarszczyła jeszcze brwi, widząc, że mężczyzna (Fintan) nie jest w mundurze i nie ma żadnej odznaki. – To pański syn? – Jeżeli tak, miała sporo do omówienia z nim na temat zachowania niepełnoletniego gagatka.
Dopiero wtedy aurorzy i urzędnicy na scenie zwrócili jej uwagę. Sztandary, lamy…i on, Grindelwald. Odruchowo zastygła, tak jakby oczekiwała, że zaraz stanie się coś, co miało sprawić, że w tłumie jednak wybuchnie panika. Jej spojrzenie powędrowało w stronę Wulfrica i Oriany, mocno niepewne co do tego, co miało się zaraz wydarzyć. Czy będą bezpieczni, czy jednak powinna próbować wstać i próbować oddalić się z tego miejsca, zanim groźniejsze wydarzenia nadejdą?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#100
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-17-2025, 09:35
Przemówił Albus Dubmledore, gotowy wejść w polemikę z kruchą logiką Grindelwalda. Przemówił sam Minister, chociaż bardziej dla własnej odwagi niż dla tłumów, które obecnie wydawały się raczej kierować w stronę wyjść i odchodzić z miejsca niż jakkolwiek próbować dostrzec, co dalej się znajduje się na scenie. Ona tymczasem twardo wpatrywała się w Grindelwalda, piorunując go spojrzeniem, co niewiele miałoby dać, skoro nawet bezpośrednio nie umiał jej odpowiedzieć. Najwidoczniej pytania były dobre jedynie wtedy, kiedy on miał je zadawać, w drugą stronę jednak to już nie działało. Nie wystawiaj przedstawienia jeżeli nie jesteś gotowy na widownię.
Prychnęła głośno kiedy Gellert skomentował jak Albus Dumbledore wpłynął na wybory nowego Ministra, tak jakby on sam nie wypchnąłby swojego człowieka. Gdyby role były odwrócone, być może to Gellert Grindelwald stałby jako Minister, składając tę samą przysięgę. I on śmiał wytykać innym ich wybory. Czuła pewien niesmak kiedy spoglądała na miejsce, w którym przed chwilą stał czarnoksiężnik, nie było tu jednak nic po niej, a miejsce musiało zostać sprawdzone przez aurorów i magipolicję.
- Sensorem Malum – rzuciła jeszcze, co mogły usłyszeć osoby dookoła niej, ale czego nie krzyczała, próbując dojrzeć potencjalne ślady czarnej magii. Na nowo wsunęła się w tłum, pozwalając sobie powrócić do poprzedniej postaci, dopiero teraz wracając do Vincenta i stojącego koło niej kobiety (Belviny), odbierając od niego płaszcz i spoglądając na Belvinę przepraszająco – nie było to najlepsze pierwsze spotkanie, a nawet jeżeli chciała zostać i porozmawiać, lepiej jednak było wynieść się z tego miejsca i zostawić przestrzeń dla pracowników Ministerstwa.
Ścisnęła lekko ramię Vincenta i dopiero potem przesunęła się w stronę gdzie stali Riven i jej towarzysz (Cillian), wypuszczając z płuc nieco powietrza kiedy widziała, że Thorne ma się dobrze i uśmiechnęła się nieco niepewnie w stronę Riven.
- Powinniście się zbierać, nic tu po nas. – Nie sądziła aby musiała pomóc Riven oddalić się z tego miejsca, skoro miała wsparcie, ale dobrze by było aby nie pozostawali tutaj. – Napisz mi sowę jak będziesz bezpieczna. – Rzuciła jeszcze do niej i oddaliła się, starając się znaleźć miejsce w którym mogła się zatrzymać i obserwować, co się zadzieje. Dopóki jej nikt nie wygodni, chciała dowiedzieć się czy coś znajdą, ale wiedziała, że nie może stać jak kołek pośrodku i będzie musiała stanąć na uboczu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): « Wstecz 1 … 9 10 11 … 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:06 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.