• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Ogród przy Middle Temple
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (14): « Wstecz 1 … 5 6 7 … 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#51
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
09-03-2025, 19:57
Zgłoski szmerów zdawały się piętrzyć jedna na drugiej, nabrzmiewając w powietrzu niczym ciężka mgła niepokoju, której źródłem była burda ciekawości względem zaprzysiężenia nowego ministra. Skandaliczna wręcz nuta pobrzmiewała w tym wyborze, bo cóż innego można rzec o powierzeniu teki mugolowi ― osobliwości zgoła groteskowej w obliczu tradycji, jak zdawkowo skomentował ojciec przy okazji rodzinnej kolacji, a raczej kurtuazyjnego spotkania, tak rzadkiego, jakby przybywał z końca świata. W jego przypadku tym światem była norweska pustynia śniegu, bezlitośnie odzierająca go z czasu, którego ona zawsze potrzebowała więcej.
Skinęła lekko głową, subtelnie, przyjmując znajome twarze obecnych, kreśląc niewidzialne linie sympatii i dawnych konotacji, ukryte w tych krótkich gestach pozdrowienia. Z daleka mignęła Igorowa bladość ― wieczna, niezmienna, jakby sam cień uformował jego rysy i nadał im owe milczące, a jednak przyjazne nastawienie. Gdzie indziej dostrzegła kanciaste oblicze arystokraty, którego spojrzenie drżało od natłoku myśli, od setek możliwych interpretacji i kalkulacji, jakie musiał rozpisywać w swojej głowie na nowo przy każdym kolejnym skinieniu czy słowie. Było to całkiem ciekawe, jak jedni wpatrywali się z nadzieją, inni z jawną niechęcią, a jeszcze inni z owym arystokratycznym chłodem, który nie zdradzał nic, a krył wszystko.
― Pardon? ― Wybita z rytmu, jakby ktoś wyrwał ją z misternie utkanej zasłony skupienia, uniosła spojrzenie z szefa departamentu, by zaraz przenieść chłodną niebieskość oczu na nieznaną kobietę, która zbyt swobodnie, wręcz beztrosko, przycupnęła tuż obok. Pierwszy odruch – poprawa sylwetki, natychmiastowe przywrócenie się do statycznego porządku i powagi, jaką należało emanować w tych ścianach. ― Witam... ― Wrażenie braku kontroli było luksusem, którego ministerialny urzędnik nie mógł sobie pozwolić, nawet na ułamek sekundy. ― Zapraszam, z przyjemnością postaram się odpowiedzieć na Pani pytania bez zbędnej zwłoki.
Skanowała ją spojrzeniem, dokładnie, jakby każdy detal stroju i maniery mógł zdradzić przyczynę obecności. A kiedy wreszcie padło nazwisko, z czyjego ramienia zawitała dziś tutaj nowo przybyła, subtelny dreszcz niepokoju przebiegł po karku, drażniąc lekko odkrytą skórę. Doskonale, właśnie tego brakowało ― kolejnej intrygi, utkanej zapewne nie z politycznych nici, a z pióra niecierpliwego redaktora. Ach, świetnie. Jakby nie dość miała obowiązków i czujnych oczu wokół, teraz pozostawało jej jeszcze unikać starcia z czasopismem Czarownica, które z równą łatwością potrafiło zniszczyć reputację, co ją ośmieszyć w drobiazgu błahostek.
― Obowiązki urzędnika z ramienia naszego ministerstwa wymagają wszelakiej obecności ku celebracji i chwały nowego ministra. Brak obecności równa się nietaktowności względem tutaj obecnych ― westchnęła, powstrzymując chęć przewrócenia spojrzeniem, czy stłamszeniem ciekawskiego nochala obecnej tutaj dziennikarki. Wszak każdy miał inne zobowiązania i etykę pracy, by wywiązać się z obowiązków, jakie narosły wraz z ogłoszeniem zaprzysiężenia. ― Pan Leach dzięki nowatorskiemu podejściu do polityki i obiektywności na usytuowanie Anglii na arenie międzynarodowej, kolokwialnie uznając, będzie właściwą osobistością, która obejmie właściwy urząd. Mając tak znakomite wsparcie wielu znaczących w rodzimej polityce nazwisk, nie popełni faux pas... ― zerknęła na lewitujące pióro i notatnik gdzieś obok, czekające na najlepsze kąski do zapisu. ― Każdy pamięta zawieruchy tłamszące Europę wiele lat temu; powinniśmy skupić się na polityce wewnętrznej kraju, ustabilizować sytuację urzędników średniego szczebla. Wspierać instytucje badawcze i niezbyt szybko pochylać się ku narzuceniu bardziej liberalnych, a może nawet utopijnych reform.
Czy wymagała czegoś od nowego ministra? Och, niewiele ponad to, co powinno być oczywistością ― nieposzlakowane utrzymanie stateczności wymiany handlowej, powstrzymanie szaleńczej zawieruchy w społeczeństwie, rozpalanej coraz odważniej przez dziwaczne poglądy i szemrane ideologie, o jakich szeptano w każdym korytarzu ministerstwa i na każdym rogu arystokratycznych salonów. Zbyt wiele już widziała, by naiwnie wierzyć w cuda; chciała jedynie, by ten urząd nie stał się kolejną sceną politycznej farsy, w której wszyscy byli aktorami, a nikt nie brał odpowiedzialności. ― Sekret włosów to dar natury i odrobina przykładnej ręki, wszak należy pamiętać, że włosy to sekretna broń każdej kobiety ― uśmiechnęła się należycie uprzejmie.
A jednak w tle majaczył głos jej własnych krewnych, z uporem powtarzających mantrę: mugoli trzeba odciąć, wyplewić ich z polityki czarodziejów, wymazać wpływy, zanim plugastwo przeniknie głębiej. Tak jawnie kreślili swoją nienawiść, jakby rozum był luksusem, na który nie było ich stać. Westchnęła w duchu. Całe życie z wariatami.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#52
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
09-03-2025, 22:09
Na odpowiedź Willow blady cień uśmiechu przemienił się w taki pełny, szelmowski. Trochę żałował, że po raz kolejny spotyka ją kiedy jest na służbie, lecz na odrobinę przeciągania struny mógł sobie pozwolić.
— Staram się ostatnio nie sprowadzać wszystkiego i wszystkich do jednego mianownika, więc powiedzmy, że lubię towarzystwo niektórych mundurowych — odparł, zaplatając ręce na piersi.
Na jej... pouczenie... nie, zdecydowanie sugestię, tak, przekrzywił lekko głowę i skrzywił się w udawanym niezadowoleniu, lecz wciąż oplatała go podobna pogoda ducha, która również odbijała się na twarzy i w gestach Weasley.
— Rozważę, choć nie przepadam za tłumami, wolę bardziej ustronne miejsca. W takich są też zdecydowanie lepsze widoki — odparł, może odrobinę zbyt długo zwlekając z przeniesieniem spojrzenia z czarownicy stojącej obok na scenę, której przymglony obraz można było dostrzec z tej odległości. Niby od niechcenia przeszedł jednak parę kroków dalej, nie do końca idąc w stronę reszty zbiorowiska, a trochę bardziej w bok, dając Willow więcej przestrzeni. Kątem oka wciąż mógł ją jednak obserwować — tak samo jak mniej i bardziej znajome twarze przewijające się dookoła — pozornie pozostając skupionym na uroczystości.
Ta zaś była dość prosta i zwięzła, lecz pełna pewnej doniosłości i powagi. Pierwszy raz od dawna Fintanowi przeszło przez myśl, że jest częścią jakiejś większej grupy. Bardzo luźno zdefiniowanej i powiązanej jednym prostym wyznacznikiem: byciem częścią magicznej społeczności. Nie czuł jakiegoś przywiązania do osób dookoła, co to to nie, ale zrodził się w nim jakiś zalążek, namiastka poczucia wspólnoty.
Z tego miejsca słyszał wszystko doskonale, lecz widok na szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów i nowego Ministra Magii nie był wybitny. Na zebrany tłum już trochę lepszy. Takie zbiorowiska zawsze przypominały mu mrowisko, w którym każda mróweczka miała jakieś swoje bardzo ważne sprawy, poza którymi nie widziała świata. Tu ktoś rozmawiał, tu ktoś innego szturchał, ktoś się przepychał, a jeszcze ktoś stał zapatrzony w dzisiejszy polityczny spektakl jak cielę w malowane wrota.
Całe zaprzysiężenie było w końcu pewnego rodzaju show, i choć jeszcze Fintan nie był gotowy stać się największym fanem prawa i demokracji, pozostawał z otwartą głową. Chciał to wszystko zobaczyć na własne oczy, a później wyrobić sobie zdanie na temat tego, co o tym wszystkim myślał. Choć prawdopodobnie na krótki moment, kiedy kątem oka nie strzelał spojrzeniami w kierunku Weasley, doszedł do wniosku, że sama idea tego, na czego straży ma stać Minister, jest bardzo idealistyczna. Chciałby trochę bardziej się w to wczuć, ale po swoich przeżyciach niestety nie miał do tego serca.
Zaraz jednak znów spojrzał w stronę Weasley — w tym momencie powinien był zorientować się, że priorytety jego obecności w tym miejscu zmieniły się od momentu przybycia, jednakże tak się nie stało, bo pomimo przeświadczenia o własnej przenikliwości Fintan pozostawał zaskakująco ślepy na pewne kwestie — i już całkowicie przestał uważać na to, co się dzieje na scenie. Nienachalnie zaczął przybliżać się do sceny okropnej zbrodni na naturze, obserwując i przysłuchując się działaniom przyjaciółki. Uśmiechnął się pod nosem zaskakująco ciepło, bowiem przypomniały mu się znów czasy szkolne, gdy Willy w ten sam spokojny i cierpliwy sposób podchodziła do swojego młodszego brata. No, oczywiście wtedy, gdy Weasleye nie wytwarzali wokół siebie oparów chaosu, do których i Fintan swoje dwa knuty dokładał gdy tylko miał okazję.
Teraz jednak nie interweniował, nie chcąc się wtryniać w pracę Weasley, spokojnie obserwując rozwój wypadków. W pewnej chwili jednak się zreflektował i zaczął rozglądać się po tłumie w celu namierzenia opiekuna malucha, bo prawdopodobnie ktoś właśnie mógł go panicznie poszukiwać.
1x k100 (Czujność):
40
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#53
Vincent Rineheart
Zwolennicy Dumbledore’a
Za czyim głosem podążył tak czule, że się odważył na te podróż groźną. Rzucił wyzwanie ku morzu...
Wiek
32
Zawód
zielarz i łamacz klątw
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
3
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
09-04-2025, 14:53
Obszerny plac wypełniał się ogromem nieznajomych twarzy, ściśniętych w niewielkie, charakterystyczne grupki. Przemarznięte ciała wykonywały mnogość drobnych, niekontrolowanych ruchów, zabierając widoczność oraz swobodę zamaszystego kroku. Grube płaszcze, puszyste kołnierze wystawały ponad linię najbliższej, ludzkiej sylwetki. Mimo pokaźnego wzrostu, jego szyja wyciągała się niebezpiecznie, chcąc dostrzec znajomo-nieznajomą osobistość oraz jak najwięcej potrzebnych szczegółów. Podniosła sceneria zmieniała się z każdą sekundą. Delikatne podmuchy marcowego wiatru chybotały iluzjonistycznymi tworami, w rytm niesłyszanej, rytmicznej muzyki. Wyniosła banda wystrojonych urzędasów zajmowała miękkie, purpurowe krzesła, krzątała się wokół drewnianej platformy, czekając na celebracyjne zwieńczenie. Jasny błękit rozszerzonych źrenic skupiał się na ów wyjątkowym celu. Przez moment nie myślał o okolicznościach, zachowaniu przyciągającym uwagę. Przemieszczał się gwałtownie,  przed siebie, odrobinę na oślep, zahaczając o twarde ludzkie ramiona, słysząc gorzkie, męskie słowa wyrazistej dezaprobaty. Zatrzymał się dopiero po krótkiej chwili, nie potrafiąc pokonać ściśniętej bariery. Westchnął krótko przechodząc z nogi na nogę. Dopiero, po krótkiej chwili zorientował się, że ktoś wtargnął w cieniutką linię osobistej przestrzeni, przemawiając dźwięczną głoską subtelnego przywitania. Potrząsną głową spoglądając wprost czekoladowych oczu pięknego dziewczęcia. Brązowe włosy rozsypały się po całej przestrzeni dopasowanego płaszcza, przyciągając uwagę. Na moment zawiesił się na ów magicznym konturze, a usta same poruszyły się w wyswobodzoną, nieskładną odpowiedź: – O cześć. Belvina… – zaczął ciszej, mamrocząc sylaby. Był lekko zdenerwowany. Spięte ciało prezentowało niepewną postawę gotową do kolejnego przejścia. A może był to znak, aby po prostu odpuścił? Jeszcze raz, pobieżnie rzucił okiem w stronę lewej strony sceny i westchnął wyłapując ostatnie słowa: – Stało? Niee, nie… – zaprzeczył racząc niepewnym, niepełnym uśmiechem i przeczącym kręceniem głowy, rozsypującym hebanowe loki. – Po prostu, chyba mi się coś przewidziało. – tym razem bardzo chciałby, aby postać dostrzeżona przed chwilą okazała się jedynie wyimaginowaną, senną marą. Czy była tam też reszta rodziny? Ponownie westchnął przeciągle. Pragnął zapalić jednego z papierosów, ale wiedział, że nie był to zbyt dobry pomysł. – Może staniesz po mojej prawej stronie? – zaczął, wychylając głową i marszcząc brwi. – Trochę lepiej tu widać. – a kiedy proces przemiany zakończył się sukcesom, spróbował osadzić się w przestrzeni. Przymknąć powieki, wciągnąć haust lodowatego powierza, skupić się na uroczystości, która nie była dla niego niczym przełomowym. Rozejrzał się na obie strony delikatnie, subtelnie. A gdy jedna z kobiet wraz z kilkuletnim dzieckiem opuściła miejsce, oddalone o kilka rzędów w lewo, jego mina ponownie zmieniła się w te nieodgadnioną, przerażoną i zdumioną. Stała tam. Wyprostowana, dumna, z pewnie uniesioną głową. Zaczepiona o ramię należące do znajomej osoby Drew. Jasny błękit znajomych tęczówek zatańczył na profilu nieporuszonej Lucindy. Serce zakręciło niebezpieczny fikołek, wnętrzności wywróciły się do góry nogami, a on nie czuł już nic. Lawirował między najbardziej skrajnymi odczuciami odbitymi w bezdennej tafli oczu, mimice zarośniętej twarzy, która nie rozumiała. Rozżalenie, zaskoczenie, zdrada, ogromne rozczarowanie, a nawet porzucenie. Była tak perfidna, aby spoglądać w jego stronę, zakładając tą chłodną i nienaturalną maskę? Kim teraz była, dlaczego zaprzepaściła to co wypracowała, co zdołali wybudować? Nie uległ. Zmarszczył brwi w gniewnym niezadowoleniu, odstraszeniu. Nie kiwnął głową, nie poświęcił jej zbyt wiele uwagi. Odwrócił się zapamiętując te scenę – znaczącą interakcję kobiety i mężczyzny. Co robiła wśród Macnairów? Ponownie spojrzał na zdezorientowaną Belvinę, posyłając w jej stronę przepraszające spojrzenie. Natychmiast zreflektował się zdaniem: – Jak się dziś czujesz? – jednakże nie był to koniec serii niefortunnych zdarzeń. Nie wiedział jak to się stało: sylwetka chyba nieznanego Aurora (Wrighta) wyrosła tuż obok niego. Mężczyzna ten nie należał do zbytnio przyjaznych... Czy wszyscy aurorzy odznaczali się obojętnością, gburowatością i zbytnią pochopnością? Bez skutku próbował zidentyfikować sylwetkę brata, zadbać również o swą towarzyszkę, która mogła odebrać to wszystko iście dwuznacznie. Odchrząknął krótko i zareagował początkowo zbyt automatycznie: – Słucham? – wyrzucił w stronę mruka, nie rozumiejąc ów prośby. Patrzył mu głęboko w oczy w beznamiętnym wyrazie. Górował nad nim wzrostem, nie zwracając uwagi na szerokie barki i typowe, bojowe wyszkolenie. Od niechcenia sięgnął za klapę peleryny, wyciągając, powolnie i lakonicznie odpowiednie dokumenty – zawsze nosił je przy sobie. Z  lewej kieszeni wyrwał jedynie różdżkę, którą ułożył na dłoniach dyskutanta. Z drugiej zaś, wyłowił ilka galeonów, zmiętoszoną, lnianą chusteczkę oraz papier z odręcznymi, runicznymi zapiskami. – Vincent Rineheart. – przedstawił się cicho, lecz ton głosu nie wykazywał aprobaty. – Nic więcej nie mam.  Wystarczy? Potrzebuje pan  coś więcej? – Thalia wyrosła tu jeszcze bardziej niespodziewanie. Jej głos przymknął jego powieki. Wciągnął powietrze chcąc po prostu nie wybuchnąć. Czy naprawdę szukała kłopotów na własną rękę? Czekał na rozwój sprawy. Uroczystość rozpoczęła swój przebieg, słyszał pierwsze przemowy. Stopa wybijała nerwowy rytm. Wydawało mu się, że sylwetka brata mignęła tuż obok. Powstrzymywał się, aby ponownie nie spojrzeć w stronę Lucindy, lecz wytrwał. Widok sceny był na razie niemożliwy. Minister Magii zaraz złoży przysięgę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#54
Clarence Sullivan
Czarodzieje
looking for the light
that's nowherе to be found
Wiek
32
Zawód
pisarz, twórca koszmarów
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
0
OPCM
Transmutacja
5
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
7
Brak karty postaci
09-04-2025, 15:42
Ktoś rzucił kąśliwe słowa, ktoś się uśmiechnął lekko i spontanicznie z przebłyskiem złotej nadziei. Ktoś myślał, że w tym momencie być może nadejdzie Koniec, ktoś inny wierzył w przemiany kwitnące w ramionach świata. Komuś innemu było to obojętne, powiew zmian snuł się cicho po ciele bez żadnych szarpnięć wzruszenia. Czy jemu podobnie było to o b o j ę t n e ? Wojna czy pokój, czysta krew czy mugolak? Charłak? Nie wierzył by komukolwiek naprawdę na czymś zależało?… Na dobru innych, przejrzystym i jednostronnym? Na chęci aby pogodzić zjednoczyć na nowo wszystkich? Polityka jest grą w której zawsze liczyły się odpowiednie starannie dobrane słowa, grą wrogów i sojuszników. Wszystkie wspaniałe hasła rozpostarte szeroko jak transparenty przypominały kokony uroczych i szeleszczących opakowań.
Wszystko wyglądało jak teatr. Teatr stwierdzeń, obietnic, spektakl różnych wydarzeń które mogły zapisywać się trwale na kartach wspólnej historii. Czuł się niczym uczestnik zatrzymany w widowni, w miękkiej czerwonej loży z aksamitu. Reporterzy wypatrywali nowości czujni jak głodne sępy. Cieszył się, że był w stanie skoncentrować się na samej przemowie. Zgromadzenie ucichło chcąc posłuchać mającej nastąpić wypowiedzi. Wyblakły, urzędniczy ton głosu próbował ukryć emocje, nie sądził jednak aby Crouch był szczególnie zadowolony z obecnego wyboru Ministra. Objęcie władzy przez mugolaka mającego również reprezentować przedstawicieli szlachetnej wydawało się z pewnością dla nich dość kuriozalne. Nie sądził by większość z nich była w stanie przyjąć to jako prosty, nietrudny do zaakceptowania fakt. To nigdy nie było proste szczególnie gdy rozchodziło się o jedną z najbardziej prestiżowych funkcji w magicznym społeczeństwie. To stanowisko… Z pewnością dla wielu ludzi stawało się obsadzone przez niewłaściwego człowieka. Był bardzo ciekawy rozmów które czekały go z innymi znanymi mu osobami. Jakie były ich opinie? Jakie były ich niewątpliwe oczekiwania? Wpatrywał się, uważnie obserwując moment w którym pieczęć została przyciśnięta. Nadszedł czas na uroczyste przemówienie nowego zaprzysiężonego Ministra Magii. Wszystko działo się dalej. Czekał.
We could fly if you let me in
Feel the weight lifting from our limbs
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#55
Bradford Bulstrode
Czarodzieje
Wiek
35
Zawód
magizoolog, behawiorysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
19
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
16
12
Brak karty postaci
09-04-2025, 18:09
Kąśliwy ton ukochanej siostry został oczywiście przez Bradforda wychwycony. Znając ją, na języku zbierała już lawinę pytań i komentarzy, jakich naturalnie w towarzystwie nie wypada przedstawić. Uśmiechnął się za to tym szerzej, pobłażliwie.
— Wcale cię to nie dziwi, zakładam więc, że zdążyłaś już zasięgnąć rady u opatrzności. — Kimże by była Apollonie, gdyby w chwili, w której usłyszała o wstępnie złożonej przez Bulstrode’a deklaracji i pozytywnym jej przyjęciu przez pannę Burke, nie zwróciła się od razu do kart, fusów i szklanej kuli?
Kącik ust powędrował ku górze, kiedy doszły go strzępki rozmowy Nathaniela, Primrose i Xaviera o rzekomym buncie Burke. Nie wychwycił rzuconych między nimi spojrzeń, a wyłącznie wrócił myślami do wspomnień z czasów, kiedy poznał swego przyszłego szwagra. To okres, kiedy z pewnością wyzbył się już wielkich szaleństw, jednak zakładał, że każdy szanujący się mężczyzna posiadał w swoim życiu taki burzliwy moment. Sam od czasów hogwarckich zdążył wydorośleć i wyzbyć się głupot, choć co prawda wracał do nich z pewną nostalgią.
Już rozchylił wargi, by wtrącić coś od siebie, kiedy na środek wyszli wreszcie goście honorowi. Sięgnął wzrokiem wychodzących na podwyższenie Croucha i Leacha składającego oficjalną przysięgę. Pojawiająca się nieopodal nieznajoma czarownica, która zaczepiła Apollonie przyciągnęła także uwagę Zachariasa i Nathaniela. Słowa siostry zaraz zostały wygładzone, a starsza pani dyplomatycznie zaopiekowana, więc Bradford odpuścił sobie udzielanie w tej rozmowie. Oczywiście, że nieznajoma miała rację. Nowy Minister został już wybrany i wszelki sprzeciw w tej materii objawiony przed całym tłumem oraz dziennikarzami, był bezcelowy, a także potencjalnie niebezpieczny. Niezadowolenie konserwatywnej, niechętnej mugolskiej części społeczeństwa było wszystkim znane, lecz dolewanie oliwy do ognia, to wizerunkowy strzał w stopę.
Poczuł poruszenie zaciśniętej na ręce dłoni i odruchowo zwrócił wzrok na Primrose, której twarz zdawała się nieco bledsza, niż przed momentem, kiedy prowadził ją wśród zgromadzonych. Czy poruszyła ją jakaś część przemówienia, a może zwyczajnie nadinterpretował?
— Stało się coś? — Nachylił się ku niej i zwrócił ściszonym głosem. — Potrzebujesz odejść na bok? — Przejął się, bo przecież samopoczucie narzeczonej liczyło się bardziej, niż wytrwałe stanie w pierwszym rzędzie podczas uroczystości. To nie tak, że od ich obecności zależały jakiekolwiek decyzje, czy istotne opinie. Przesunął błękitem spojrzenia po profilu młodej czarownicy, chcąc wychwycić najdrobniejsze alarmujące sygnały. W ostatnich miesiącach, kiedy częstotliwość ich spotkań wzrosła, zdążył nauczyć się rozróżniać niektóre z nich, acz panna Burke w dalszym ciągu kryła w sobie wiele tajemnic, jakie zapewne przyjdzie mu rozpoznać z czasem. Zależało mu na tym, by przyszła małżonka czuła się u jego boku na tyle bezpiecznie, by mu zaufać i szczerze wyznać, kiedy na horyzoncie pojawi się powód do niepokoju.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#56
Conrad Bones
Zwolennicy Dumbledore’a
it's hard to enjoy practical jokes when your whole life feels like one
Wiek
36
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
24
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
09-04-2025, 20:54
Muzyczna oprawa dała wszystkim do zrozumienia, że już oficjalnie rozpoczęła się ceremonia zaprzysiężenia nowego Ministra Magii. Na samym czele tego wydarzenia pojawiły się dwie męskie sylwetki, których eleganckie stroje z pewnością oddawały podniosły charakter całej chwili. Bones z należytą czujnością przyglądał się wejściu Hectora Croucha pełniącego od kilku dni funkcję szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Wydawał się z godnością podchodzić do powierzonej mu roli, lecz nie było sposobności, aby oceniać jego nastawienie zbyt długo, ponieważ uwaga przeniosła się na Nobby'ego Leacha. Czy podoła wszystkim wyzwaniom jakie pojawią się na jego drodze? Uda mu się znaleźć złoty środek pomiędzy konserwatywnymi poglądami a liberalnym nurtem skłaniającym się ku równości wszystkich? Sam Conrad, interesujący się polityką czasem może nazbyt powierzchownie, nie uważał za możliwe uzyskanie jakiejkolwiek harmonii w tym zakresie – czarodziejskie społeczeństwo było zbyt zróżnicowane i podzielone pod względem światopoglądowym.
Otwarto ceremonię powitaniem zgromadzonych, potem uroczyste słowa przysięgi unosiły się w powietrzu, opadając na słuchaczy niczym ciężka kurtyna. Stało się, najwyższe stanowisko w Ministerstwie Magii objął mugolak. Wszyscy czekali na przemówienie Leacha, które miało wskazać ramy programowe na początek jego kadencji. Nawet pośród aurorów obecna była powszechna ciekawość odnośnie tego, czy nowy Minister Magii spróbuje właśnie podczas zaprzysiężenia nieco złagodzić postulaty przedstawiane w czasie kampanii wyborczej. To mógł być zresztą ten punkt ceremonii, podczas którego przeciwnicy mogli szukać okazji do zaprezentowania własnych stanowisk poprzez wykrzyczenie swoich racji lub nawet z pomocą argumentu siły. Conrad skupił spojrzenie na osobach zgromadzonych najbliżej podestu, próbując doszukać się jakichkolwiek oznak dla rosnącej chęci przeprowadzenia ataku. Sam prawą dłoń trzymał na poziomie różdżki, aby móc natychmiast po nią sięgnąć, gdyby zaszła potrzeba zareagowania na jakiekolwiek niepożądane zjawisko.
1x k100 (rzut na czujność):
80
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#57
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
09-04-2025, 21:01
Nad ogrodem przy Middle Temple zaczęło gęstnieć powietrze, choć aura dnia nadal pozostała chłodna. Plac pokrywał się teraz plamami ludzkich sylwetek, które z każdą chwilą zlewały się w coraz bardziej zwartą masę, a pośród tych, którzy przybyli, pojawi się także wyczuleni na zapach sensacji reporterzy. Ich obecność Wulf rozpoznał po nerwowych ruchach, po szukaniu najlepszego miejsca, po niespokojnych spojrzeniach, które przeczesywały tłum w poszukiwaniu kogoś, kto sprawi, że ich artykuł zyska więcej czytelników.
Wulfric, w końcu, dopalając papierosa, skoncentrował się na tym, co działo się przed nim. Wyławiał wzrokiem coraz więcej twarzy - jedne bardziej znajome, inne ledwie kojarzone z zamglonych wspomnień, jeszcze inne zupełnie obce; między sylwetkami przepływały spojrzenia, porozumiewawcze półuśmiechy. Do uszu Fawelya coraz wyraźniej docierał pogłos szeptów, strzępy rozmów urywanych w pół zdania; słowa splatały się w delikatną, niemal niematerialną tkaninę, która oplatała tłum i wprowadziła atmosferę podskórnej niepewności, oczekiwania. I przez to rozedrgane powietrze wydawało się coraz cięższe -mimo chłodu wkradł się doń zaduch, ten specyficzny, który zwiastował coś nieuchronnego - zmiany, jakie miały nadejść po tym dniu. Sam uważał, że społeczeństwo nie było jeszcze gotowe na takie zmiany - na Ministra Magii o takim statusie krwi. Przyszły zbyt szybko i zbyt gwałtownie. Chociaż kurz ostatniej wojny już opadł, niektóre rany nadal były zbyt świeże, jeszcze niezabliźnione, promieniujący fantomowym bólem.
Chociaż powinien czuć się częścią tego tłumu, wcale się tak nie czuł. Wiedział przecież, ze to tylko gra pozorów, w której rzeczywistość i iluzja przeplatały się w ciasnym uścisku, gdzie tłum zamieniał się w publiczność wyczekującą na pierwszy, decydujący akt. I ten akt właśnie nachodził. Wraz z pojawieniem się na scenie Hectora.
Gdy wygłaszał krótkie przemówienie, Fawleyowi wydawało się, że zbyt otwarcie manifestował swoje niezadowolenie, a przynajmniej sprawiał wrażenie lekko podirytowanego, lecz może błędnie intepretował grymas, jaki osiadł na jego twarzy? Niewykluczone. Nie bez powodu przecież nie zajął miejsca w pierwszym rzędzie. Nie bez powodu zachował dystans. I nie bez powodu zdecydował, że ulotni się stąd w trybie pilnym, jak tylko Leach wygłosi swoje orędzie do narodu.
Zapowiedział go gong, który rozległ się zaraz po zaprzysiężeniu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#58
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
09-05-2025, 09:14
Gdy tylko zauważyła, jak Riven reaguje na jej nagłe pojawienie się, Lizzy poczuła drobne wyrzuty sumienia. Podobne reakcje mogłyby przynieść nieco satysfakcji, gdyby właśnie wychodziła w teren pod opieką jednego z aurorów i w podobny sposób powitała może jakiegoś rosłego bandziora. Riven z kolei nie była ani rosła, ani też bandziorem, toteż dla uspokojenia jej, poklepała ją delikatnie po ramieniu, aby dodać otuchy. Na szczęście dziewczyna prędko odzyskała rezon, układając usta w dzióbek, w reakcji na co Liz nie mogła powstrzymać się od cichego chichotu i rzuconego barmance przepraszającego spojrzenia.
Nie trwało to jednak długo. Zaraz po tym jej uwaga przeniosła się na Thalię, która jednym komentarzem, celowo bądź nie, od razu starła z twarzy młodej kadetki cały uśmiech i dobry humor. Ciemnowłosa dziewczyna zacisnęła mocno usta, aż jedynym, co po nich pozostało, była wąska kreska. Uwaga o wolnym ubodła w dumę stawiającej pierwsze kroki na ścieżce zawodowej dziewczyny, była jak oliwa dorzucona nagle do płonącego ognia. A Lizzy chciała na tę uwagę odpowiedzieć. Aurorzy nigdy nie mają wolnego, cały czas jestem w pracy, chyba ty masz częściej wolne — wszystkie te myśli były tylko początkiem całego potoku, który rozlewał się w jej głowie falą niechętnej urazy. Przed powiedzeniem o jedno słowo za dużo powstrzymała ją jednak... dyscyplina. Najtrudniejsza z lekcji, jakie miała do odebrania w trakcie trzyletniego szkolenia, lekcja, która miała mieć wpływ na jej dalsze życie, niezależnie od tego, jak długie będzie.
Gdy rządzą tobą emocje, popełniasz błędy, Evans.
Wspomnienie surowego, chłodnego głosu opiekuna kursantów wystarczyło, aby Liz wypuściła wreszcie trzymane w płucach powietrze. Nie odpowiedziała nic, ani Thalii, ani pytającej o poczęstunek Riven. Gdy ta nachyliła się do jej ucha, Lizzy zwróciła twarz ku koleżance, aby odpowiedzieć jej na ucho:
— I w dodatku złośliwa — wyszeptała, choć wydawało się, że zrobiła to machinalnie. Z tej perspektywy widziała bowiem zbliżającego się do Riven pijaka, ale nie zareagowała od razu, mając gdzieś z tyłu głowy płonną nadzieję, że zaraz wiatry poprowadzą go w zupełnie innym kierunku. Jakże się myliła. W jej dłoni niemal natychmiast pojawiła się różdżka i tylko pojawienie się Neda sprawiło, że nie zrobiła z niej użytku. Posłała mu pytające spojrzenie, nie spodziewała się po nim tak... Pokojowej reakcji. Jej pierwszym, często niepoprawnym instynktem była szybka pacyfikacja każdego, kto wydawał jej się podejrzany, jednak auror miał w tym momencie rację. Okazanie odznaki i zatrzymanie pijaka po pierwsze nie należało do obowiązków aurora, a po drugie mogłoby negatywnie wpłynąć na emocje tłumu. Wszystkim tutaj zależało na spokoju, przynajmniej tak zakładała Lizzy. Odprowadziła więc aurora wzrokiem przepełnionym podziwem. Tyle jeszcze mogła się od niego nauczyć. Musiała porozmawiać z nim po uroczystości.
Bo ta, nareszcie, się rozpoczęła. Wstrzymała oddech, gdy nastał czas przysięgi. Mugolak Ministrem Magii, to nie tylko wyjątkowe wydarzenie, to moment historyczny. Każdą komórką swego ciała czuła rosnące wraz z każdym kolejnym słowem przysięgi napięcie, palce dłoni zacisnęły się pewniej na różdżce, gdy rozglądała się w tłumie, sprawdzając reakcje osób stojących w jej pobliżu. Z ulgą przyjęła odejście Riven i Thalii, myśląc, że będą bezpieczniejsze gdzieś indziej. Przynajmniej tam, gdzie nie docierają obrzydliwi pijacy.
1x k100 (Czujność):
49
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#59
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-05-2025, 10:47
Czasem naprawdę powinna ugryźć się w język. Miała wrażenie, że to, co wypowiadała półżartem, półironicznie, w niewytłumaczalny sposób przybierało kształt rzeczywistości. Jeszcze zanim zaprzysiężenie zdążyło się rozpocząć na dobre, szaleństwo ogarnęło tłum. Krzyki, przepychanki, unoszące się w powietrzu emocje - idealny przedsmak tego, co czekało ich później. Jej spojrzenie na moment zatrzymało się na Nedzie. Skinęła mu głową, gdy odchodził. Obowiązki wzywały – aurorzy i policjanci mieli już pełne ręce roboty, bo znalazło się kilku śmiałków, którzy postanowili zagłuszyć tę ministerialną farsę. Nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie - obserwowanie, jak „podniosłe” wydarzenie rozpada się na kawałki, niosło w sobie pewien rodzaj satysfakcji. Niechby całą tę scenę trafił szlag, nie uroniłaby ani jednej łzy. Była bardziej niż pewna, że niezadowolonych z wyboru nowego Ministra było znacznie więcej niż tych, którzy dziś wiwatowali. Reszta jedynie udawała. Dla świętego spokoju, dla pozorów, dla własnych małych interesów.
Niedługo później na mównicy pojawił się Hector Crouch. Twarz, którą znała aż nazbyt dobrze, dziś reprezentowała nie tylko samego siebie, ale i cały Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów. Był żywym symbolem zgody Ministerstwa na przyjęcie nowej władzy. Nowego porządku. Skupiła się na jego słowach, próbując wyłowić między wierszami drugie dno, interpretować je po swojemu, a raczej w sposób, który uznawała za właściwy. Crouch znał się na prawie jak nikt inny i traktował je niemal jak świętość. Ale ona wiedziała jedno - ten, kto naprawdę zna prawo, zawsze wie też, w jaki sposób nagiąć je do własnych potrzeb. To właśnie czyniło go groźnym.
Kiedy magiczna pieczęć rozbłysła nad głowami zgromadzonych, oczekując na przyrzeczenie nowego Ministra, cisza zawisła w powietrze. Jej spojrzenie nie odrywało się od sylwetki mugolaka. Każdy jego ruch chłonęła ze skupieniem. Jej myśli krzyczały, by w końcu wyksztusił to z siebie. By w końcu nadszedł koniec. W tym wszystkim brakowało jej obecności brata. Wiedziała, że o wiele łatwiej byłoby to znieść, gdyby mógł być blisko niej, ale wiedziała, że dziś obowiązki, które pełnią wszyscy funkcjonariusze również przypadły jemu. Nie miała na to żadnego wpływu. Nie mogła odciągnąć go od powinności.
Słowa przysięgi rozbrzmiały w Ogrodach, rozchodząc się echem pomiędzy zgromadzonymi, a magiczna pieczęć lśniącym blaskiem nasycała się każdym wypowiedzianym słowem. Dla wielu była to chwila podniosła, niemal sakralna, pełna patosu i wiary w nowy początek. Ona jednak słuchała w ciszy, ze spojrzeniem utkwionym w mężczyznę stojącego na mównicy i nie potrafiła się oprzeć wrażeniu, że całość przypomina cyrk. Znała tę przysięgę wcześniej, każde zdanie mogła powtórzyć bez zawahania, a jednak dopiero teraz, wypowiadana przez jego usta, brzmiała jak puste echo. Jak słowa wyuczone, bez krzty prawdziwej treści. Dla niej były niczym więcej jak zbędnym rytuałem, mrzonką, która nie mogła unieść ciężaru rzeczywistości. Nonsens ubrany w oficjalne formuły.
Jeszcze tylko przemówienie i koniec.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#60
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-05-2025, 15:19
Przechyliłem głowę i uniosłem nieznacznie brew, nie kryjąc zaskoczenia, gdy odmówiła alkoholu niewybrednym komentarzem; wcale nie zamierzałem upijać Waldenaa – nie pozwoliłem mu jeszcze nawet powąchać szkockiej, a co dopiero spróbować. Miał czas, skoro nie potrafił jeszcze utrzymać szkła w rączkach, więc nie rozumiałem, o co jej chodziło. Wzruszywszy lekko ramionami, sam upiłem zawartość, nie dbając o to, że mogli mnie obserwować inni ludzie – pozornie znalazłem się tu z tego samego powodu co oni. Głośne okazywanie niechęci, choć kuszące, w takich okolicznościach uchodziło za brak szacunku wobec piastowanego urzędu, a na to nie mogłem sobie pozwolić – niestety. Po cichu liczyłem jednak, że ktoś z tłumu się wyłamie, przekroczy granicę i wystawi Leacha na pośmiewisko, bo nic nie oddałoby prawdy lepiej niż jego własna kompromitacja – żywy dowód upadku tradycji i początek końca tego, co nasi przodkowie pielęgnowali przez wieki.
-Nie dziękujcie- odparłem do obu kuzynów i wysunąłem dłoń, w której znajdowała się piersiówka. Może i trunku nie było w niej wiele, ale z pewnością spełni swe zadanie poprawiając nam podłe nastroje.
Kiedy mych uszu doszły słowa Mitcha pozostało mi głośno westchnąć. -Ile ty masz lat, że nie wiesz jak to się odbywa? Dwanaście?- rzuciłem przewracając oczami; nie wiem czy bardziej ogarnęła mnie irytacja, czy niezrozumienie wobec takiego podejścia. -Właśnie przez takich ignorantów ten- już chciałem uraczyć nowego ministra mało przyjemnym przymiotnikiem, ale zbyt ledwie łyk wypitego trunku nie zaburzył zdrowego rozsądku. -Ten człowiek będzie przemawiać- rzuciłem w kierunku kuzyna. -Społeczny brak zaangażowania w politykę, między innymi unikanie brania udziału w czymś takim- celowo powtórzyłem jego określenie -doprowadził do przejęcia władzy. Motłoch dał się ponieść fali naszego zasiedzenia na stołkach, w przekonaniu, że nic się nie zmieni, że nikt na to nie pozwoli. Przyzwyczajenie to najgorsza forma prokrastynacji. Na ostatnim zaprzysiężeniu nie było nawet połowy osób, które szczerzą się z pierwszych rzędów, a powinno i to nasza wina. Bo to właśnie my powinniśmy tam wtedy stać i udowodnić, że wciąż mamy silny głos- wytłumaczyłem swój punkt widzenia przyciszonym głosem. Miałem unikać komentarzy, ale nie mogłem się powstrzymać. -Napij się i obiecaj, że obejdzie się bez kolejnych absencji- dodałem musząc mieć pewność wobec bliskich oraz ich wsparcia. Zrobili wiele, abym został namiestnikiem, aby nasze nazwisko odzyskało znaczenie i szacunek, ale teraz muszą poświęcić jeszcze więcej, żeby to utrzymać.
Zaśmiałem się na słowa Cilliana i mimowolnie zerknąłem na podest. -To by było- zastanowiłem się nad doborem odpowiedniego słowa -naprawdę coś spektakularnego-. Wyobrażenie tej sceny wdarło się do myśli z taką siłą, że nie potrafiłem już się go pozbyć. -Tym bardziej szkoda, że jej nie ma- rzuciłem bardziej do siebie, niż otaczającej mnie rodziny. Nim jednak zdążyłem skomentować odważne stwierdzenie Lucindy, tuż za plecami usłyszałem głos – barwę i ironię, której nie mogłem pomylić z nikim innym. -Możesz go zapytać. Kto wie, może udzieli ci indywidualnej audiencji- rzuciłem, odwracając się przez ramię ku przyjacielowi. Przywitałem go uściskiem dłoni, podobnie jak Igora. -W samą porę. Właśnie czeka nas opowieść o Święcie Leszcza- dodałem z uśmiechem, którego złośliwości nie można było przeoczyć. W zasadzie – jeśli miałbym być szczery – interesowało mnie to o wiele bardziej, niżeli nieubłagalnie zbliżające się przemówienie.
-Co tam mruczysz pod nosem?- zwróciłem się do Cilliana nie usłyszawszy co powiedział.
Odprowadziłem obu kuzynów wzrokiem, po czym spojrzałem na pozostałych i wzruszyłem lekko ramionami nie mając pojęcia, co pognało ich w tłum. -Irina nie dała się namówić?- spytałem Igora nim rozbrzmiała melodia; nuty zwiastujące początek największej farsy tego roku. Niechętnie spojrzałem na scenę i jeszcze z większą odrazą oglądałem całą tę maskaradę. Przemówienie, bijące patosem i sztucznością, przyjąłem w milczeniu, choć komentarz nasuwał się sam. Wiele niewybrednych słów cisnęło mi się na usta, lecz pomimo olbrzymiej chęci nie pozwoliłem im wybrzmieć; nie, kiedy tłum zdawał się na moment zamilknąć, a niedawna wrzawa ucichła wraz z pierwszym dźwiękiem instrumentu. -Szybciej niż przypuszcza- mruknąłem do jej ucha.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): « Wstecz 1 … 5 6 7 … 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 18:15 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.