


- Odpowiedz na posta
Lucinda Macnair
— najedź, by rozwinąć pergamin —
16 marca 1962
Vincencie,
Logiczne wydawało mi się, że skoro przez tak długi czas milczałam, zrozumiesz, iż nie jestem gotowa, by o tym rozmawiać - by rozmawiać z Tobą. Możesz nazwać mnie hipokrytką, możesz nazwać mnie egoistką. Być może faktycznie nią jestem, wybierając siebie oraz dobro swoje i mojej rodziny. Prawdopodobnie trudno Ci to pojąć, bo wszystko działo się tak szybko. To nie był impuls, nie marazm ani oszustwo - to była moja decyzja, podszyta głębokim rozczarowaniem. Rozczarowaniem, którego ciężar wciąż noszę na barkach.
Nie chodziło o obojętność, a o ochronę tego, co jeszcze we mnie zostało. Czasem dystans jest jedyną formą obrony, jaką potrafimy z siebie wydobyć. Nie udźwignęłabym tamtej rozmowy wśród tylu ludzi, w miejscu, które przypominało mi o wszystkim. Ty mi o tym wszystkim przypominasz.
Nie szukaj winnych. Rzeczywistość, o którą pytasz, nie zmieniła się w jednej chwili - to był ciąg drobnych zdarzeń, słów, gestów, spojrzeń, które z czasem ułożyły się w obraz, jakiego już nie potrafiłam ignorować. Bo widzisz… myliłam się. Ufałam zbyt łatwo, zbyt głęboko. Oddawałam siebie ludziom, którzy potrafili tylko brać - garściami, bez chwili zastanowienia. Wierzyłam, że w tym jest sens, że może właśnie w tym kryje się jakieś dobro. Ale jakie? Jakie dobro miało się zrodzić z wykorzystywania, z pustych obietnic, z iluzji wzajemności? Powiedz mi, w imię czego to wszystko?
Nie chodzi o karę ani o zemstę. Chodzi o spokój, który próbuję w sobie odbudować, nawet jeśli Ty widzisz w tym chłód. To moja prawda, może nie taka, jakiej się spodziewasz, ale jedyna, jaką potrafię teraz wypowiedzieć.
Nie zmienię zdania. Nie wrócę już.
Lucinda
- Odpowiedz na posta
Anastasiya Trubetskoy
— najedź, by rozwinąć pergamin —
Londyn, 20 marca 1962
Vincencie,
mam nadzieję, że pozostajesz zdrów, a obowiązki dnia codziennego nie przytłoczyły Cię przesadnie ― dawno już nas nie odwiedzałeś, a Charlie ciągle ostatnio o Ciebie wypytuje. W ogrodzie pod naszą kamienicą wypatrzył parę dni temu jakąś fikuśną sadzonkę, szczerze powiedziawszy ― nie do końca mi znaną (może to jakaś typowa angielska roślina?)... Potem dopytywał, jak należy się nią zająć, by przyjęła się w doniczce ― bo tam też bez pytania postanowił ją obecnie ulokować ― więc obiecałam mu, że przy najbliższej okazji pospieszysz mu ze stosowną radą. Oznajmił zatem, że oczekuje opinii specjalisty, skoro "mama potrafi tylko dbać o pietruszkę i koperek", dasz wiarę?
Zewsząd atakują mnie informacje o Międzynarodowym Zjeździe Absolwentów ― zamierzasz się tam pojawić? Nie wiem, czy to zabawa dla mnie, nie mam w szafie żadnej porządnej sukienki, a poza tym wolałabym chyba nie oddawać syna w ręce którejś z sąsiadek z dołu... Sama więc się tam pewnie nie wybiorę, choć chętnie usłyszę relację od Ciebie ― o ile zechcesz mi zdradzić, czy w murach dawnej szkoły spotkałeś jakąś dawną miłość albo szkolnego wroga, i czy skończyło się to schadzką do schowka na miotły, albo... czyimś złamanym nosem.
Wiem, że nieczęsto bywasz w Londynie, ale niezmiennie pamiętaj, że moje drzwi zawsze stoją dla Ciebie otworem ― tym bardziej, że ostatnio zainwestowałam w nową kawiarkę, a i nie bez kozery załatwiłam sobie u przemiłego znajomego dostawę świeżych jabłek na każde swoje kapryśne zawołanie. Podobno mają się sprawdzać w szarlotce, ale jeszcze tego nie sprawdzałam ― wolałabym mieć w tym Twoje towarzystwo.
Odezwij się czasem, albo i częściej, niż czasem.
Całuję
Anastasiya
- Odpowiedz na posta


