• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Ogród przy Middle Temple
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (14): « Wstecz 1 … 4 5 6 … 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#41
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-02-2025, 15:19
Dołączyła jeszcze do ich małej grupki Lizzy, wyglądająca dziś o wiele lepiej niż kiedy się widziały na potańcówce w Londynie. Rozśmieszyła ją lekko perspektywa tego, jak dziś Lizzie wyglądała o niebo lepiej, a przynajmniej gotowa na wytykanie jej chęci jedzenia.
- Słuchaj, może tam dali wam wolne w Ministerstwie ale niektórzy z nas są tu bardzo ciężko pracującymi obywatelami. – Położyła dłoń na klatce pierwsiowej jakby słowa Evans uraziły ją do głębi. Zaraz jednak kąciki ust uniosły się w typowym szelmowskim uśmiechu i Wellers rozejrzała się po okolicy, dostrzegając jeszcze Clarence’a i machając do niego na powitanie. Vincent również zwrócił jej uwagę, ale chyba postanowił stanąć na uboczu i nie miała mu tego za złe. Tłumy bywały ciężkie do zgryzienia.
Upity mężczyzna pojawił się niemal znikąd i jeżeli Wellers do tej pory myślała, że najgorsze co było można zrobić, to przyjść tutaj skacowaną, to właśnie się przekonała, że jest jednak poziom niższy od tego. Świat naprawdę zaczął ją przerażać jeżeli to ona była tutaj świadectwem dobrych manier. Czy to był przewrotny los że obecnie to ona była „porządnym” towarzystwem? Na szczęście ktoś podszedł zareagować, więc nie musiała się rzucać na nikogo - trochę szkoda, byłoby chociaż zabawnie.
Nie był to jednak koniec kłopotów, bo chociaż Vincent na nią zrzucił potencjalne problemy, te wydawały się przyczepione do niego jak rzep do psiego ogona. Czy mógł gdzieś chociaż stanąć na chwilę i nie zwoływać w swoją stronę problemów. Potrząsneła głową, spoglądając na zgromadzonych dookoła niej: stary Rineheart (Ned) wydawał się mieć sytuację pod kontrolą, a dookoła Riven już pojawił się kolejny gentelman (Cillian). Widząc, że nic tu po niej i sama panna Thorne jest zapiekowana, Thalia skinęła głową i pochyliła się jeszcze bliżej niej aby nie robić większego bałaganu.
- Skoro masz wsparcie, zobaczę tylko na chwilę co tam u przyjaciela – rzuciła, uśmiechając się jeszcze na odchodne nim przesunęła się w stronę Vincenta i stojącego przy nim kobiety.
- Cześć. – Kolejny uśmiech skierowała w stronę Vincenta, ale stojącej obok nieznajomej (Belvinie) również pomachała na przywitanie. Spojrzała na stojącego przy nich mężczyznę (Roberta), jemu również posyłając uśmiech. Przecież nic się nie działo, a ona zobaczyła w tłumie dobrego znajomego do którego postanowiła podejść. – Dzień dobry.
Całe zaprzysiężenie rozgrywało się w tle, ludzie zwracali uwagę na ceremonię, pieczęcie, ale ona wbijała spojrzenie to w Vincenta, to w mężczyznę koło niego. Czyżby ktoś tu znowu się w coś dziwnego wplątał?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#42
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-02-2025, 17:42
Uzupełnienie dla Willow:

Zdawało się, że wszystkie pary oczu w tamtym momencie koncentrowały się na mównicy, oglądając jednego człowieka z różdżką przy sercu. Niemal zupełnie ucichły dyskusje, a zebrany ciasno tłum raczył przyjąć powagę tej ceremonii. Nobby Leach skończył składać przysięgę. Młoda policjantka słyszała dobrze każde jego słowo, ale jej spojrzenie uciekło daleko od drewnianego podwyższenia. Niewielki wzrost sprawiał, że nawet bardzo czujna postawa nie pomagała Willow w dokładnym kontrolowaniu pobliskiego obszaru, kiedy tak wiele ozdobionych długimi tiarami głów ją przewyższało. Wciąż istniała szansa, że gęste zgromadzenie ukrywa przed czarownicą coś, na co powinna zwrócić szczególną uwagę. Kiedy jednak każdy kierował zainteresowanie ku ministrowi, Wesley spostrzegła nietypowe zjawisko: po ubranym w wiosenną iluzję drzewie wspinało się dziecko. Zwinne kończyny wciskały się na górne partie coraz wyżej i wyżej, ciągnąc za sobą długi przedmiot ze srebrną końcówką. Wyglądało na to, że ciekawski malec postanowił obejrzeć wielkie wydarzenie z dogodnej pozycji. A może coś jeszcze innego kierowało go aż na najwyższe gałęzie? Majestatyczny, zimowy dąb zyskał małego szkodnika. Na oczach Willow chłopiec przystąpił do zuchwałego niszczenia starych gałęzi przy pomocy długiej laski.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#43
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
09-02-2025, 18:04
Nie sądziłam, że będę miała dzisiaj towarzystwo. Kiedy tak czekałam na rozpoczęcie, pogrążona gdzieś we własnych myślach, zaczęło się zbierać coraz więcej osób, ciekawych zbliżającego się widowiska. Ja nie byłam zbytnio ciekawa, nadal nie specjalnie zadowolona z faktu, że tu byłam. Ale jak mus, to mus. Ciocia Boyle kazała. Z każdą chwilą jednak emocje rosły, ludzie rozmawiali między sobą i mi też się udzielało. Również chciałam z kimś na ten temat porozmawiać. Szybko nadarzyła się okazja, ponieważ już po chwili podeszła do mnie Thalia. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, kiedy pojawiła się u mojego boku. Pamiętałam jej wczorajszy wieczór i byłam wręcz zdziwiona, że udało jej się tutaj dotrzeć. I to nawet niespóźniona! A to już był wyczyn.
- Nie, nic się nie dzieje. Czekamy - odpowiedziałam jej z lekkim wzruszeniem ramion. - Głodna jesteś? Wpadniesz dzisiaj do tawerny uregulować rachunek, czy znowu mam ci opłacić minus z własnej kieszeni? - Zaczepiłam koleżankę, wbijając jej palec w bok.
Wiedziałam, jaka będzie odpowiedź, więc nawet na nią nie czekałam. Zaśmiałam się jedynie cicho pod nosem i rozejrzałam ponownie, zastanawiając się, kiedy w końcu to całe przedstawienie się zacznie. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego ciotce tak bardzo zależało na tym, abym się tu pojawiła. Jakby nie mogła przyjść sama, przecież nie stała za barem i nie obsługiwała gości. Mogła się wyrwać ze swojego królestwa. Trochę by się rozerwała. Wywróciłam oczami, na samą myśl o tym, co mi powiedziała.
Podskoczyłam, słysząc za swoimi plecami głos Lizzy i szybko obróciłam się w jej stronę. Zacisnęłam usta w dzióbek, przyglądając się jej uważnie i uśmiechając się dopiero wtedy, kiedy i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Znowu lekko wzruszyłam ramionami, myślenie o jedzeniu było bardzo potrzebne. Człowiek czuł wtedy przyjemność ze spożywania ulubionych posiłków. A jeszcze, jeśli ten posiłek był darmowy, to już w ogóle był ulubiony. I nieważne co serwowano.
- Tak, myślisz, że będzie jakiś poczęstunek? - Zapytałam, pochylając się lekko w jej kierunku, by potem uśmiechnąć się złośliwie nad jej uchem. - Thalia ma kaca, pewnie dlatego jest głodna - wyszeptałam.
Następnie podniosłam się i uśmiechnęłam do Thalii, jak gdyby nigdy nic.
Nie przyciągałam do siebie tylko i wyłącznie kobiety, swoje dobre koleżanki, ale także typy osób, z którymi nie specjalnie chciałam mieć coś do czynienia. Nim jeszcze zdążyłam przestać się śmiać z jednej ze swoich koleżanek, u mojego boku, jak grzyb po deszczu, pojawił się pewien pan. Ale tak śmierdzący alkoholem pan, że aż mi zrobiło się niezbyt dobrze, a miałam z takimi do czynienia dość często. I ktoś by mógł nawet pomyśleć, że jestem przyzwyczajona. Ale nie wiem, czy do takiego zapachu szło się przyzwyczaić. Spojrzałam na pijaka pogardliwym wzrokiem. Chciałam się odsunąć, ale jego twarz nagle znalazła się tak blisko, czułam jego oddech na swoim policzku i prawie przylegał do mojego ramienia. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, próbując go od siebie odsunąć.
- Odczep się, jesteś pijany - warknęłam niezadowolona. - Nie chcę oglądać twojej pieczęci, oh, odsuń się i daj mi spokój!
Na szczęście nie musiałam długo radzić sobie z nim sama. Gdy tylko pijany mężczyzna stał się zbyt natarczywy, tuż obok mnie i moich dwóch koleżanek, pojawił się inny pan. Ned był mi znany, skupialiśmy się wokół jednej wspólnej sprawy, zdążyliśmy się już zapoznać. Odetchnęłam z ulgą, że znalazł się ktoś, kto zechciał mi pomóc, bo gdybym ja miała się zająć tym problemem, z pewnością nie skończyłoby się to dobrze. Nie chciałam wyciągać różdżki. Wyłapałam znak, który posłał mi Ned, zrozumiałam, że zajmie się sprawą. W końcu był aurorem. Odskoczyłam, gdy tylko odciągnął mężczyznę na bok i odprowadziłam ich kawałek wzrokiem. Będę musiała mu podziękować.
Szybko jednak moje myśli o znajomym akolicie gdzieś się rozpłynęły, ponieważ poczułam na swojej talii męską rękę. Już się chciałam oburzyć, że co tu się dzieje na brodę Merlina i czego ci mężczyźni ode mnie chcą, ale gdy odwróciłam głowę, dostrzegłam Cilliana. Zreflektowałam się, przywdziewając na twarzy niewinny uśmiech.
- Nie panikuję - mruknęłam cicho, przysuwając się do niego pod wpływem dłoni na swojej talii. - Oh, wcale nie kuszę losu. I nie jestem sama, są moje koleżanki. A ten typ… ten typ… wypił po prostu za dużo. Nic się nie stało.
Poczułam, jak ucisk na talii maleje, aż w ogóle znika, na co skrzywiłam się lekko. Poczułam, jak ktoś się do mnie zbliża, by po chwili usłyszeć szept Thalii do swojego ucha. Kiwnęłam jedynie głową i uśmiechnęłam się do niej lekko. Teraz mogłam całą swoją uwagę skupić na będącym obok mnie mężczyźnie. Zauważyłam, że przedstawienie się rozpoczęło i nawet spojrzałam przez chwilę w stronę sceny, na której nowy Minister został zapowiedziany i po chwili się pojawił. Miał chyba składać przysięgę, ale ja w tym czasie zawinęłam się wokół ramienia Cilliana i zawiesiłam na nim swoje spojrzenie. Był niezwykle przystojny, a w tym garniturze prezentował się nienagannie. Mogłabym tak na niego patrzeć godzinami, miałam niezwykłe szczęście, że ledwie parę dni temu poznaliśmy się w tawernie, a teraz stałam u jego boku, obejmując jego ramię, której dłoń schowana była w kieszeni spodni.
- Chciałeś mi pomóc czy po prostu się za mną stęskniłeś? - Zapytałam ściszając głos, na tyle, by tylko Cillian mógł mnie usłyszeć.
Patrzyłam na niego z dołu. Nie należałam może do najniższych osób, ale Cillian zdecydowanie dominował nade mną wzrostem. Sięgnęłam mu czubkiem głowy ledwie do brody. Uroczy uśmiech numer trzy skierowany w stronę towarzysza, nóżka delikatnie do tyłu, delikatne objęcie ramienia. Był mi dzisiaj rycerzem na czarnym koniu, nawet jeśli to nie on przegonił tego śmierdzącego pijaka.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#44
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-02-2025, 18:38
Czyli tak tworzyła się historia, zdarzenie tak monumentalne, że przygniecione narracją i tłem wydarzeń przeszłości. Niezależnie od poglądów politycznych, rodzinnych koneksji i społecznych zainteresowań większość chciała być świadkiem tego momentu. Tłum przybył dla jednej gwiazdy, aby uczcić albo wykpić nowego Ministra. Miał swoje przeczucie jakie wrażenia tliły się w Xavierze, porywiste i pełne niezgody na scenę przed jego oczami.
– Oczywiście, że nie – odpowiedział kuzynowi, ściskając wyciągniętą w jego stronę dłoń – Xavierze, twojemu urokowi znacznie bliżej do butnego nastolatka.
Tym razem znacznie szerszy uśmiech ozdobił jego twarz, szelmowski i przyjacielski, pozbawiony ostrości, która czaiła się w tle. Ujarzmiona przez lata edukacji, tradycji i zdrowego rozsądku, by nie rozpoczynać zabawy, gdy tłum słuchał. Musieli być grzeczni, serce Apollonie mogłoby nie zdzierżyć nawet wątłych przekomarzań, pozbawionych prawdziwego przekonania. Jego uśmiech zastygł widząc towarzyszkę Xaviera, a przecież naturalna była jej obecność przy boku męża. Nie spodziewał się jednak odezwy z jej strony, zauważenia istnienia, gdyż przez ostatnie lata opanowali mistrzowskie umiejętności niemówienia i nienazywania, zaprzeczania jakby przeszłość się nie odbyła. Gdy patrzył na nią jego wspomnienia wracały do ich ostatniej konfrontacji, do gniewu i bólu, którego nie mógł wykrzyczeć. Gdy się jej przyglądał, myślał o Noah, jakby zaraz również miał się zjawić i rozczulić grupę.
– Vivi – pod wieloma postaciami mogła być znana: lady Avery, Burke czy oznaczającą pewną bliskość Vivinne. Dla niego jednak najpierw była Vivi, drogą przyjaciółką, a następnie nieznajomą. Przywitał się pewnymi wyuczonymi ruchami z Bradfordem oraz Primrose, myślami poruszając się we wędrówkę daleko poza fizyczność ciała. Zamieszanie na scenie przerwało jego zamyślenie, powrót do czasu dawno utraconych i opuszczonych w jego pamięci. Persona znacznie wyraźniejsza w jego umyśle, prawie istota królewska pozbawiona trony zaznaczyła swoją obecność. Hector Crouch w całym majestacie swojej osoby, w pełni hardości swego charakteru. Nie zdążyli uczcić jeszcze jego krótkiego sukcesu w postaci szefostwa Departamentu, a już zaczął powątpiewać w jednoznaczność tego procederu. Wytrzymał jego wzrok, podążał za każdym krokiem. Widoczne było jego niezadowolenie, niesmak, który targał jego porcelanową twarzą. Niezauważalne dla większości, lecz jawne i głośne dla jego najbliższych. Nobby Leach nie mógł trafić na godniejszego reprezentanta, możliwie najlepszą legalizacje jego władzy i statusu. Przyjęcie przysięgi przez głowę rodu, która od wieków stoi ku niezależności i władzy Ministerstwa. Sytuacja tak idealna, że wręcz zmuszająca dla myślenia. Może to łut szczęścia, a może zagranie świadczące o znacznie lepszym talencie politycznych niż wielu konserwatystów, by pragnęło. Oczywistym było, że Hector nie będzie zachwycony – zapewne uważa, że mugolak zajmuje jego miejsce. Leach potrzebować będzie jednak sojuszników, jeśli będzie pragnął wywrzeć wpływ na przyszłość polityczną kraju. Tam gdzie była potrzeba, były również profity. Kobieta, która znalazła się w ich pobliżu zdecydowanie nie rozumiała, gdzie pieniądze się znajdywały i pomnażały. Wysłuchał z uwagą odpowiedzi Apollonie, powstrzymując rozbawienie, które jawnie wkroczyło w jego oczy.
– Szanowna damo, zapewniam Panią, że to tylko oznaka jego uśmiechu – zwrócił się eleganckiej seniorki, pozwalając sobie na ujęcie jej dłoni pod ramię. – Nawet krótkie spóźnienie nie mogło popsuć doniosłości tej chwili.
Jakim oczywiście był czasowy awans Croucha na szefa Departamentu, zaprzysiężenie nowego Ministra również można było nazwać za istotne. Posłał seniorce jeden z najbardziej czarujących uśmiechów, równie urokliwie obdarowując nim Apollonie. Tutaj nie spodziewał się jednak, że będzie on skuteczny. Droga bratowa posiadała znacznie jaskrawsze poglądy niż on sam, wyraziste, gdy jego ekonomicznie przydatne. Nie był to jednak moment na dramatyczne sceny, czas było na łagodzenie obyczajów.
Po dobroci, Apollonie, po dobroci prosto do serca.


|| Wykonałem rzut na dyplomacje, wynik - 81
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#45
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
09-02-2025, 21:55
Pozorne odrealnienie miewało swoje korzyści – nie było nietaktowne, a poczytywane jedynie za niewielką wadę umysłu głęboko zakorzenionego w zupełnie innym świecie. Było przeciwwagą dla wypieków wstępujących na twarze, dla bladych ust tych, którym dzisiejsze wydarzenie stawało kością w gardle. Było być może i czymś drażniącym w swej naturze dla podzielonego społeczeństwa, a jednak stanowiło gwarant, że jakimś cudem szaleństwo nie weźmie góry. Że ktoś z choć krztyną przytomności spojrzy na sytuację z boku i uratuje – przynajmniej tych wartych ratunku w zupełnie subiektywnym osądzie.
Zacharias czuł się spięty, nie tylko przez mary przesuwające się leniwie przed oczami; tumult ptasich skrzydeł opadający z nagłością nakazywał bardzo przytomnie podjęcia próby uniku, bowiem realne odczucie zawładnęło nim na ułamek sekundy, zupełnie zamazując wszystko to, co działo się tu i teraz.
Postać Hectora sunąca w kierunku centrum dzisiejszego wydarzenia nikła w przygaszonych barwach, a Crouch przysunął palce na wysokość grdyki, jakby chciał zdjąć okalający ją niewygodnie splot. Nic tam jednak nie było prócz miękkiej skóry naznaczonej jedynie odrobiną drapowatości gęsiej skórki. Wiedział, że nie może teraz pozwolić sobie na wiele, że znów pozostaje samotny wobec tego, co ukazał mu los. Mógł jedynie śledzić dalsze wydarzenia i być czujnym – bardzo czujnym. Liczne wizje nauczyły go w tym zakresie ogromnej pokory, nigdy nie działał nad wyrost, nigdy nie wyrywał do przodu mając świadomość, że wiedza bywa niekiedy mieczem obosiecznym – wykorzystana niewłaściwie mogła wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Oszołomiony, początkowo zupełnie przestał zagłębiać się w szmery rozmów, w to wszystko, co działo się na wyciągnięcie ręki, nieroztropnie wypuszczając resztki sprawczości spomiędzy palców. Bo jak mógł działać, skoro zwyczajnie nie wiedział, co właśnie miało faktycznie miejsce?
Niebieskie oczy podążyły dopiero po upływie kolejnych kilku minut nieco niżej, by znaleźć uziemienie w postaci profilu twarzy żony, a dalej w obliczu Nathaniela.
Uderzony niczym obuchem, zamrugał kilkakrotnie, gdy do jego uszu dotarły słowa eleganckiej, starszej damy i początkowo nie wiedział, o kim tak żywo rozprawiała, tylko nazwisko Crouch dudniło mu po sklepieniu czaszki. Konstatacja, że chodzi o Hectora objawiła się niespiesznie wraz z pewnym chwytem Apollonie, który poczuł.
Napięcie wisiało w powietrzu, czego nie musiał nawet szczególne badać – znał na tyle swoją drugą połówkę, by zdawać sobie sprawę, że zupełnie niewinnie wygłoszona teza gotowa jest pobudzić najbardziej gwałtowne emocje. Może nie z miejsca, ale jednak ryzyko rosło. Próba ratunku ze strony Nathaniela podszyta młodzieńczą kąśliwością i pragnieniem nieustannego wtykania kija w mrowisko wcale go nie cieszyła, nawet jeśli stanowiła doskonałą przeciwwagę dla zapędów Pollie. Zacisnął mocniej zęby, które zadrżały pod cieniutką powłoczką skóry i uśmiechnął się z wysiłkiem, oddając uścisk pani Crouch.
Tylko spokojnie… pomyślał w duchu.
— Sądzę, że w tak ważnym dniu k a ż d y musi zmierzyć się z jakimiś emocjami, co nie jest łatwe samo w sobie — skwitował słowa damy, uważnie przyglądając się Apollonie, jakby chciał powiedzieć jeszcze, że nie warto szarpać języka na przypadkowych ludzi. — Patrzmy na czyny, nie zaś na niuanse, które w ostatecznym rozrachunku niewiele będą znaczyć. — Bo i może gazety będą przez chwilę karmić się takimi drobnostkami, lecz ostatecznie – zostanie tylko Nobby Minister, z którym będą musieli żyć. Ani zaklinanie rzeczywistości przez Nathaniela, ani uwaga i pogarda dla obecnych czasów starszej kobiety, ani święte oburzenie Apollonie tu nic nie da.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#46
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-03-2025, 13:18
Kącik ust uniósł się nieznacznie, kiedy Drew stwierdził, że nie zamierza dziś grzać pierwszych rzędów i tym samym udzielać Ministrowi wsparcia. Brzmiało to jak żart, choć oboje wiedzieli, że gdyby tylko mogli, teleportowaliby się stąd w mgnieniu oka. Gdy wyciągnął w jej stronę piersiówkę, przewróciła oczami w dobrze znanym geście. – Nie upijaj nam dziecka – mruknęła z rozbawieniem, choć przecież wiedziała, że to, co kryło się w piersiówce, nie miało w sobie nic wspólnego z subtelnością kieliszka wina. Takie były uroki macierzyństwa. - Poczęstuj spragnionych – dodała całkiem poważnie. Dzień bez trunku jak widać był dniem straconym, ale akurat dziś potrafiła to zrozumieć.
Wzrok przeniosła na Mitcha i natychmiast dostrzegła w jego sylwetce napięcie, którego wcześniej tam nie było. Jakby ich obecność wytrąciła go z równowagi, jakby nie chciał, by stali tak blisko. Myśl wydała jej się absurdalna, odrzuciła ją niemal od razu, przecież rodzina zawsze była razem i właśnie to ceniła najbardziej, odkąd stała się jej częścią. Tu więzy znaczyły coś więcej, były oparciem, nie ciężarem. – Nie musisz mu wierzyć, już to i tak niczego nie zmieni. Może recytować wiersz, może klaskać i skakać na tej mównicy. Tak naprawdę wszystko co zrobi będzie już kropką kończącą zdanie. Zakończeniem. – odparła kuzynowi, gdy jego zamaszysta dłoń niemal strąciła kapelusz z głowy sąsiada. Po chwili spojrzała na Cilliana i uśmiechnęła się szeroko. Z rozbawieniem. – To już przynajmniej wiem, co jest dla was karą. Miejcie się na baczności. – oczywiście przez jej słowa przedzierała się żartobliwość, a nie złośliwość. Chociaż wychodziła z założenia, że każdy ma słabe punkty i dobrze jest je znać. – Tak, czasem jestem głosem rozsądku was wszystkich – dodała. Taka rola w rodzinie – równoważenie męskich temperamentów.
Rozejrzała się po tłumie, wyłapując znajome sylwetki, gdy nagle dotarł do niej głos mężczyzny (Augustus). Obróciła się gwałtownie i przez moment miała wrażenie, że coś jej się przywidziało. Twarz zupełnie nie pasowała do głosu. Zmarszczyła brwi, jakby chciała sprawdzić, czy naprawdę ma do czynienia z tą samą osobą. - Co się właściwie robi na Dniu Leszcza? – rzuciła, unosząc lekko brew. - Myśli pan, że wszystkie ryby mają swoje święto? – dodała, a w jej tonie pobrzmiewało rozbawienie podszyte ironią. Od razu odmówiła wyciągniętego w jej stronę papierosa. Jeszcze brakowało, żeby w tej scenerii ktoś proponował jej coś mocniejszego od tytoniu i alkoholu. Słowo „pan” zapiekło ją na języku - było zbyt oficjalne, zbyt niepasujące do tego, kogo miała przed sobą, ale póki co nie potrafiła połączyć tych rozsypanych elementów w jedną, spójną całość.
Wreszcie zjawił się Igor. Sam, bez Iriny, która zapewne wolała ominąć cały ten spektakl i Lucinda nie mogła jej się dziwić ani przez chwilę. Na jego widok uśmiechnęła się odruchowo, a przywitanie odwzajemniła z tą naturalną szczerością, jaka między nimi zawsze była. Kiedy zajął miejsce obok niej nachyliła się lekko w jego stronę. - Jeśli zasnę, uszczypnij mnie trzy razy – szepnęła konspiracyjnie. Może tylko nie tak by krzyknęła na cały plac.
Już za moment miała rozpocząć się cała ta farsa, więc utkwiła wzrok w mównicy, jakby samym spojrzeniem mogła przyspieszyć jej koniec. Nim jednak głos przedstawiciela Ministerstwa dotarł do jej uszu, usłyszała wzburzoną frazę Cilliana. Uniosła brew, zaskoczona nie mniej niż zaciekawiona. O kim mówił? Pytanie to odbiło się w jej spojrzeniu tak wyraźnie, jakby wypowiedziała je na głos. Może faktycznie czekała na odpowiedź.
Jej wzrok przesunął się również na Vincenta, przy którym właśnie pojawił się jeden z funkcjonariuszy. Może nawet auror? Nie miała pojęcia. Jego mina nie wyglądała na szczęśliwą. Ba. Mężczyzna prezentował się tak jakby już dawno wybrał swoją ofiarę. Nie zareagowała na to jednak. Ciekawość była wystarczającym objawem dawnej zażyłości.
Delikatne dźwięki muzyki rozlały się po ogrodzie, otulając zebranych i zwiastując początek przedstawienia. Wreszcie - pomyślała zniecierpliwiona. Jej spojrzenie zatrzymało się na sylwetce nowego Ministra, chłodne i pełne powątpiewania. Może szukała w nim odpowiedzi na pytanie, które wciąż powracało: czym właściwie zasłużył sobie na tę scenę i na uwagę tych wszystkich ludzi? Jakim cudem udało mu się tu stanąć? Wysłuchiwała przygotowanej, starannie wyważonej mowy, a uniesiona nad głowami pieczęć przyciągnęła jej uwagę na dłużej niż sam mówca. Znała jej wagę. Znała jej znaczenie. - Osądzi to na pewno – wyszeptała w stronę męża, a w jej głosie pobrzmiewała dziwna nuta – nie zwątpienia, ani też nadziei.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#47
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-03-2025, 15:00
Przez chwilę sądziła, że to kolejna iluzja, ot ktoś wpadł na pomysł małego elfa lub topka, który miałby stanowić dekorację drzewa. Tylko… dlaczego? Myśląc logicznie nie zgrywało jej się to z niczym, a już na pewno nie zdrowym rozsądkiem techników przygotowujących wydarzenie. Przyglądając się dłużej doszło jednak do niej, że było to zwykłe dziecko – łobuz, sądząc po tym, jaki przedmiot znajdował się w jego dłoniach, kompletnie niepasujący do niego. Potwierdził swą naturę ancymona, wykorzystując laskę to niszczenia gałęzi drzewa, a tego było już za dużo. O ile mogła pozwolić na to, żeby dzieciak wspinał się dla lepszej widowni – sama kiedyś przecież była takim chodzącym chaosem – tak wandalizm był już zakłócaniem porządku uroczystości. Zerknęła na innych policjantów, mimo to nie czekała na potwierdzenie, nogi same poniosły ją w kierunku drzewa. Szła sztywno, wciąż wyprostowana z dłońmi splecionymi za plecami, jak typowy dorosły, który spaceruje po parku, tylko w szybszym tempie.
Stanęła pod drzewem i odchrząknęła, czekając przez chwilę na reakcję chłopca. Sytuacja nie należała do najłatwiejszych, gdyby był to zwykły przestępca w parku, gdzie nie byłoby tłumu czarodziejów i podniosłego momentu pewnie użyłaby jakiegoś zaklęcia, żeby ściągnąć dzieciaka z drzewa, nawet jeśli zacząłby się przy tym drzeć. Tu trzeba było wyważenia i postępowania spokojnie, aby nie niszczyć chwili. Willow przechyliła lekko głowę, pogodnie, aby na pewno złapać kontakt wzrokowy z dzieckiem i upewnić się, że będzie wiedział, że słowa, które zaraz policjantka wypowie były kierowane do niego.
– Chłopcze, widzę, że wspiąłeś się wysoko. To naprawdę odważne, ale też trochę niebezpieczne, nie sądzisz? – zaczęła od takiego argumentu, sądziła też, że sam jej mundur i zainteresowanie dorosłego wpłynie w jakiś sposób na ancymonka. – Bardzo mnie martwi, że możesz zrobić sobie w ten sposób krzywdę, zejdź proszę i porozmawiamy o tym, dobrze? – zapytała, a jej usta rozciągnęły się w życzliwym uśmiechu. Prośba oplątana pytaniem dająca dziecku potencjalną iluzję wolności wyboru. Czy dziecko złapie się na przynętę? Nigdy nie rozważała kariery nauczycielki, natomiast w domu rodzinnym Weasley’ów zawsze było pełno dzieci, kuzynów, rodzeństwa, dalszych krewnych, często małych i równie butnych co ona sama z pomysłami przekraczającymi wyobraźnię dorosłych. Trzeba było w jakiś sposób dotrzeć do latorośli, najlepiej małymi kroczkami, rozwiązania siłowe czy niedające dziecku przestrzeni prowadziły do nieciekawych sytuacji. Jak miało być teraz?
1x k100 (dyplomacja):
84
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#48
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
09-03-2025, 16:02
Pozwolił sobie na delikatny uśmiech widząc w jaki sposób witają się Apollonia i jego żona. Znał się z panią Crouch tak długo, że jak najbardziej odpowiadało mu, że kobiety wydawało się mają dobrą relację. Przyjaciółka mogła być dobrą przewodniczką dla jego żony. Nie podejrzewał, że jego matka czy jej matka, mogłyby dać jej jakieś wskazówki co do życia w małżeństwie, a Primrose jednak też nie miała doświadczenia. On sam jako, że nie było to jego pierwsze małżeństwo wiedział co nieco już w tym temacie, jednak było mu mimo wszystko głupio i trochę niezręcznie tak pokazywać jej wszystko, podejrzewał, że ona również wolałaby takie informacje usłyszeć od kobiety.
- Schlebiasz mi Nathanielu, ale nastoletnie lata buntu mam już dawno za sobą. - odparł patrząc na kuzyna z lekko dozą rozbawienia widniejącego na twarzy.
Nie umknęło mu jednak kiedy kuzyn skierował spojrzenie na jego żonę. Czyżby zauważył zaskoczenie malujące się na jego twarzy, ale czym mogło być spowodowane? Czyżby ta dwójka miała jakieś wspólne tajemnice, o których nie wiedział? Zaintrygowało go to do tego stopnia, że w jednej chwili chciał się wszystkiego dowiedzieć. Najbardziej jednak zaskoczyła go forma w jakiej Nathaniel zwrócił się do jego małżonki. On sam dopiero nie dawno zaczął zwracać się do niej pieszczotliwym zdrobnieniem jej imienia. Przez moment patrzył na młodego Crouch’a, chociaż jego twarz nie specjalnie wyrażała jakiekolwiek emocje, po czym przeniósł spojrzenie na Vivienne. Jej mina mówiła mu dużo i jednocześnie jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że ta dwójka miała jakąś wspólną przeszłość. Musiał się dowiedzieć jaką.
Pojawienie się Primrose w towarzystwie Brandforda na moment odciągnęło jego myśli od tego tematu. Nie zauważył kiedy siostra oddzieliła się od nich w tłumie, ale cieszył się, że kiedy to zrobiła odnalazła się ze swoim narzeczonym.
- Bradfordzie, cieszy mnie twój widok. - uścisnął porządnie dłoń przyjacielowi posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.
Może znał się z nim krócej niż z jego siostrą, ale ich relacja była na tyle zażyła, że bardzo często rozumieli się bez słów. Xavier nadal miał w pamięci ich rozmowę kiedy dowiedział się o narzeczeństwie siostry z przyjacielem. Dał Bradowi jasno do zrozumienia co go czeka jeśli zrani Primrose, ale jednocześnie również poinformował go, że skoro sam w to wdepnął to musi sobie z tym poradzić. Mimo wszystko trzymał za nich kciuki i życzył im jak najlepiej.
Zerknął na zegarek akurat w momencie kiedy wybiło południe, po czym przeniósł wzrok na scenę. Uniósł brew ku górze, a na jego ustach na moment pojawił się kpiący uśmiech. Już podczas swojego pierwszego wystąpienia nowy minister postanowił się spóźnić i pokazać jakie ma podejście do magicznego społeczeństwa. Odpuścił sobie jednak jakikolwiek komentarz na ten temat. Rozejrzał się ukradkiem otaczającym go tłumie. Zauważył szeroką paletę min, od niezadowolony, przez znudzone, do podekscytowanych. Tych ostatnich w ogóle nie rozumiał. Czy ludzie naprawdę nie mieli do siebie szacunku? Chociaż z drugiej strony podejrzewał, że ci podekscytowani z całą pewnością nie byli czarodziejami czystej krwi.
W końcu jednak rozbrzmiała cicho muzyka i najpierw na scenę wkroczył Hector Crouch, a za nim, pożal się Merlinie, Nobby Leach. Śledził obojga mężczyzn wzrokiem, a potem na spokojnie wysłuchał słów tego pierwszego. Chociaż nie znał osobiście Crouch’a, a w każdym razie nie tak dobrze jakby sobie tego życzył, domyślał się, że mężczyzna nie jest specjalnie zadowolony z tego, że musi zaprzysiąc ministra o brudnej krwi. Nie mógł jednak widocznie okazać swojego zadowolenia pełniąc taką, a nie inną rolę tego dnia. W końcu przyszła pora na przemówienie nowego ministra. Musiał przyznać, że czy tego chciał czy nie, mężczyzna potrafił się wypowiadać. Lekko uniósł brew ku górze na zapewnienie Leanch’a, że nie ugnie się pod żadną groźbą. To się jeszcze okaże. Miał zamiar dowiedzieć się o nim jak najwięcej, wyciągnąć wszystkie brudy, które w przyszłości będzie mógł wykorzystać na własny użytek, ewentualnie jeśli ktoś zaproponuje mu odpowiednio wysoką cenę, sprzedać te informacje.
W pewnym momencie zerkną na Vivienne i delikatnie zacisnął dłoń na jej ręce.
- Wszystko w porządku? - nachylił się do niej delikatnie tak by tylko ona go słyszała.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#49
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-03-2025, 16:45
To, co się zadziało pomiędzy mną a Nathanielem, kompletnie odciągnęło moją uwagę od całego otoczenia. Chociaż stałam u boku męża i trzymałam swoją dłoń na jego ramieniu, to nie czułam, abym była tutaj. Ciałem tak, ale umysłem? Absolutnie. Mój utkwiony wzrok w scenie szybko został z powrotem skierowany w stronę dawnego przyjaciela. Głos Nathaniela wydał mi się tak nierealny, jednocześnie tak bliski i tak obcy. A gdy ten zwrócił się do mnie, jak bliski mi, pieszczotliwie zwracając się zdrobnieniem mojego imienia, poczułam, jak dreszcz przechodzi po moich plecach. “Vivi” odbijało się w moich myślach głosem mężczyzny, a ja stałam wpatrzona w niego, nie wiedząc co powiedzieć. Oderwana przyjściem Primrose i Bradforda, przywitałam się z nimi, by po chwili znowu wbić wzrok w Nathaniela. Moja cała uwaga skupiona była teraz na nim. Nawet jeśli on przestał zwracać uwagę na mnie. Nawet wtedy, kiedy czułam na sobie spojrzenie męża.
Spuściłam głowę. Nie słyszałam tego tyle lat. To krótkie słowo, wypowiedziane zostało takim tonem, że wręcz czułam tę ilość emocji, która była tam zawarta. I przytłoczyło mnie to. Gdy ostatni raz się spotkaliśmy, w naszej rozmowie, kłótni, było tyle bólu, tyle gniewu. Nathaniel nie istniał bez Noah, więc teraz w moich myślach wracały wspomnienia. Wspomnienia wspólnych, beztroskich dni, które spędzaliśmy na szkolnych błoniach. Śmiech, radość, wspólne harce. I nagle wszystko zniknęło. Prysło jak bańka mydlana. Został ból. Niezrozumienie. Strach. Gniew. Uczucie straty. Tamtego dnia straciłam jednych z najlepszych przyjaciół. I chociaż minęło tyle czasu, tyle lat, jedno słowo wypowiedziane przez Nathaniela i wszystko wróciło. Otworzyły się zaleczone rany. Tak łatwo było mi go unikać. Nie dopuszczać do sytuacji, aby doszło do naszej konfrontacji. Przez tak długi okres opanowaliśmy do mistrzostwa dbanie o to, aby nasze drogi nigdy się ponownie nie skrzyżowały. Aż do dzisiaj. I okazało się, że czas nie leczy ran. Strata bolała, mimo upływu lat. I absolutnie się tego nie spodziewałam. I dlatego to tak bardzo przeżyłam.
Cichy głos Xaviera ściągnął mnie z powrotem do ogrodów przy Middle Temple. Zostawiłam za sobą obraz Nathaniela i Noah, którzy przy wspólnym stole w bibliotece przekomarzali się półszeptem, gdy wspólnie pisaliśmy esej z historii magii. Widząc dawnego przyjaciela, który trzymał pod ręką starszą czarownicę, uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Obróciłam głowę w stronę męża i spojrzałam na niego. Nie, nie czułam się dobrze. Czułam się przytłoczona, było mi przykro. Buzowała we mnie mieszanka złości z powodu wyboru nowego Ministra, a także ból spowodowany otwarciem starych ran. Ale czy mogłam mu to tu i teraz powiedzieć? Nie. Nie mogliśmy stąd wyjść, wypadało, abyśmy obejrzeli całe zaprzysiężenie. Spojrzałam w stronę sceny. Nowy Minister już tam był, zaczęły docierać do mnie jego słowa, które wypowiadał, ale ich sens był na ten moment dla mnie średnio zrozumiały. Może za chwilę, gdy dojdę do siebie.
- Tak... przepraszam - odpowiedziałam mężowi równie cicho, nie chciałam, aby ktoś nas teraz słyszał. - Trochę się zamyśliłam, co mnie ominęło? Mówił coś interesującego?
Próbowałam udawać, że nic się nie stało. Nie wiem, na ile wyglądałam przekonywająco, ale starałam się. Nawet się uśmiechnęłam w stronę męża, aby po chwili ponownie zwrócić swoją uwagę na Ministra. Musiałam wyglądać okropnie, całkowicie pochłonięta przez swoje wspomnienia. Poprawiłam się, prostując plecy, wolną ręką przeczesałam włosy i odchrząknęłam. Chciałam, abym następnym razem jak się odezwę, brzmieć już całkowicie normalnie. Nie mogłam pozwolić, aby za każdym razem spotkanie z Nathanielem aż tak wytrącało mnie z równowagi. Byłam teraz Panią Burke, musiałam się odpowiednio prezentować, aby nie przynosić Xavierowi wstydu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#50
Primrose Burke
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Badaczka artefaktów i run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
12
9
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-03-2025, 17:00
Tłum gęstniał z każdą minutą, powietrze było przesycone szeptami, podnieconymi głosami i zapachami najróżniejszych perfum. Starając się skupić wyłącznie na osobach wokół ignorowała zaduch jaki panował pomimo tego, że przecież był jeszcze marzec, a zima wciąż nie chciała w pełni odpuścić. Nie miała czasu na zbytnie zatapianie się we własnych myślach, gdyż otulił ją zarówno zapach jak i głos siostry Bradforda. Uśmiechnęła się delikatnie do pani Crouch. - Apollonie, dziękuję za te miłe słowa. - Czy było aż tak po niej widać, że obecność narzeczonego na nią wpłynęła. Wciąż targana różnymi emocjami, nie potrafiła określić swoich uczuć, a przecież zgodziła się na zaręczyny i była pewna, że działała z własnej woli a nie pod wpływem impulsu, który rozbudził w niej artefakt. Mimowolnie zacisnęła mocniej palce na przedramieniu mężczyzny. -Jak zawsze olśniewasz. - Dodała jeszcze kiedy pierwsze słowa wybrzmiały w pełni. Nie znała zbyt dobrze kobiety, co musiało się wkrótce zmienić skoro miała przyjąć nazwisko Bulstrode. Choć pannie Burke nie były obce zasady towarzyskie, tak nie wiodła w nich prymu, pozwalając sobie na stanie w cieniu i nie rzucanie się w oczy. Tak było zdecydowanie lepiej i wygodniej dla niej samej. Nie należała do osób zbytnio nieśmiałych, jednocześnie ciężko było ją nazwać lwicą salonową.
Zerknęła na brata, który przywitał się uściskiem dłoni z jej narzeczonym, a potem posłał w stronę siostry kontrolne spojrzenie. Uśmiechnęła się uspokajająco - wszystko było tak jak trzeba. Sztywność w powitaniu Nathaniela Croucha została przez nią zarejestrowana, co sprawiło, że zmarszczyła nieznacznie brwi w zadumie. Wzrok Xaviera zdradzał, że był równie zaintrygowany co ona sama. Znały się zVivi od wielu lat, przyjaźń kiełkowała i oplatała je niczym pnącza, a w tym czasie poznały wiele swoich sekretów. Każdy jednak miał takie, o których nie mówił na głos.-Nie było mi dane w pełni doświadczyć nastoletnich lat buntu mojego starszego brata. - Zwróciła się do czarodzieja chcąc rozładować pewne napięcie jakie właśnie powstało. -Musiał być to niecodzienny widok. - Uśmiechnęła się szerzej, ale zaraz jej uwaga została przykuta przez to co działo się na podwyższeniu. Pewne opóźnienie nie odbierała jako lekceważenie, a pewne niedopatrzenie, zapewne wynikłe z powodu jakiegoś nieprzewidzianego wydarzenia. Nie podejrzewała, że nowo wybrany Minister Magii jawnie chciał obrażać magiczne społeczeństwo. Tym bardziej, że musiał być świadom, że część z nich nie popiera jego kandydatury i tylko czeka, aż się potknie. A rzeczone opóźnienie na pewno będzie mu wytykane długo. Wystarczyło spojrzeć na minę Xaviera lub usłyszeć komentarze jakie poruszały osoby wokół. Chociażby kobieta (nieznajoma), która podjęła rozmowę z Apollonie. Zerknęła na Zachariasa, który starał się nie wdawać z sprzeczkę ze starszą kobietą. Czy mieli wpływ na dalsze losy ministra? Na pewno działalność i biznesy jakie prowadzili miały wpływ na gospodarkę społeczności magicznej. Przemówienie Leacha było proste i krótkie. Chciała wierzyć, że miał dobre intencje i miał zamiar być Ministrem Magii wszystkich członków społeczeństwa bez faworyzowania żadnej ze stron.
Wzięła głębszy oddech czując jak robi się jej gorąco i trochę duszno. Przebywając w tak gęstym tłumie, przy jej niewielkim wzroście, pomimo stania na zewnątrz, czuła, że brakuje jej powietrza. Możliwe, że to ogrzewanie magiczne oraz mieszanina zapachów tak na nią działała. Stanęła pewniej na nogach, aby nie dać nikomu powodów do niepokoju.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): « Wstecz 1 … 4 5 6 … 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:10 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.