• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Domostwa > Barka na rzece Taff > Rufa
Strony (3): 1 2 3 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-05-2025, 20:22

Rufa
Drewniana konstrukcja z biegiem czasu nabrała patyny i ciemnych odcieni. Na pokładzie widać różnorodne przedmioty związane z żeglugą – sieci, liny, skrzynie. Na pokładzie leży również kilka starych wędek. Na środku znajduje się malutka, ale funkcjonalna kabina. Na pierwszy rzut oka widać, że barka spędziła wiele lat na wodzie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
08-20-2025, 19:28

no truth past the last sip
jedenasty kwietnia 1962

Ciemność wieczora omiotła brzegi skromnej barki, nachalnie wkradając się też i do jej środka; gdzieś na szczycie spalonej połowicznie świecy zatańczył wreszcie ognik światła ― najsampierw on jeden, by potem dołączyły doń kolejne. Licha poświata odkryła niepewny uśmiech gospodarza, później też jego błyszczące, piwne i zwyczajowo spuszczone w dół oczy; być może speszył go nieco bardziej formalny od swetra ubiór jego gościa, być może zaś to, że ten dotrzymał słowa i tym razem odwiedził go z obiecanym prezentem ― nie sposób stwierdzić, tamten wstyd miał chyba bowiem wpisany w krew, odwiecznie balansując na granicy trudnej do pojęcia odwagi i niepewności, ryzykanctwa i zachowawczości. Po prawdzie, nawet to w nim lubił ― tę konsternację wymalowaną na twarzy, raz po raz mieszającą się z odmienną emocją; tę wahliwość dobieranych słów, które niesfornie umykały niekiedy spomiędzy jąkliwych warg; tę dynamikę suwerenności oraz zwierzchnictwa, machinalnie narzuconą przez dzielące ich różnice wieku, statusu i zasobności portfela.
I choć mógł nonszalancko stawiać kroki na chybotliwym pokładzie, krocząc z podbródkiem wysoko uniesionym, a kołnierzykiem koszuli nad wyraz sterczącym, to tu właśnie ― w oparach tanich papierosów Freda i w smrodzie kwitnącej wody albo psującej się z wolna ryby ― oglądał ślady dawnej, porzuconej mimowolnie normalności. Wolności, która nie majaczyła świadectwem krzywych, a przy tym jakże fałszywych uśmiechów; wolności, w której wypadało wręcz porzucić byle gadkę o szwarcu, mydle i powidle na rzecz znaczniej kąsających ducha zagadnień; wolności, w której nie był zmuszony dłużej nosić na twarzy gładkiej, pokazowej maski przypominającej strukturę zwierciadła. Mógł ― tak po prostu, bezpardonowo ― zrzucić płaszcz sprytnego chochlika-mąciwody, pałętającego się po świecie Midgardu niby bez jasnego celu, bez wyznaczonej konkretem intencji; mógł ― tak po prostu, w akcie perwersyjnej śmiałości ― bodaj na chwilę stać się tym prostym, momentami do bólu bezwstydnym, a nawet banalnym Igorem Karkaroffem, na ramiona którego bynajmniej nie pasowały już strojne marynarki i na twarzy którego nie błąkał się już żaden ostatek elegancji. Wykształcenie, środowisko, zaplecze przeszłości ― one wszystkie świdrowały umysł aspiracją, niedoścignioną jak na razie wizją potęgi, wreszcie ― bogactwem; w istocie jednak, przymknąwszy powieki każdej nocy przed długim i niespokojnym snem, na powrót chciał oglądać krajobrazy pozostawionej za plecami Północy ― miejsca, w których najwięcej znaczyły ogień i woda, dach nad głową i byle zając, który wyciszyć mógł penetrujące wrażenie głodu.
― I jak? Wuj Vladislav lubi wypić, pewnie mocne ― zaczął, po uświadczeniu pierwszego łyku towarzysza tej przyrzeczonej rakiji, palcami wodząc po zmęczonych długością dnia powiekach; te same zastukały zaraz w blat drewnianego stoliczka, łapiąc za własną szklaneczkę, potem ― poszukując zajęcia w wygrzebanych z kieszeni spodni papierosach. ― Zagramy w karty? ― zaproponował swobodnie, zaraz dodawał do wypowiedzianych słów już kolejne: ― Jakoś zmizerniałeś. Wszystko gra? ― upewnił się, choć ton głosu pozostawał dość surowy i chłodny. Wymowny stukot kroków wkrótce zrodził czujność. ― Spodziewasz się kogoś? Powiedz szczerze, najwyżej wpadnę innym razem...
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-22-2025, 21:06
Ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem niosąc wizję rychłego spotkania – kolejnego wieczoru mającego przynieść długie rozmowy, a przede wszystkim zasłużony odpoczynek przy szklaneczce mocnego bimbru. Cieszyłem się na towarzystwo Igora, darzyłem go sympatią i wciąż byłem pełen podziwu, że nie przytłaczało go to miejsce, bowiem jego aparycja kompletnie tutaj nie pasowała. Najpewniej za sam jego płaszcz mógłbym wyżyć tydzień, jak nie dłużej, a mimo to nie zniechęcał go zapach stęchlizny i pleśni – smrodu, który przecież wpisany był w rzeczny krajobraz. Może właśnie, dlatego uprzątnąłem w końcu barkę i przyodziałem czystą koszulę oraz sweter; gdzieś podświadomie czułem, że tak wypadało. Może zaś podpowiedział mi to błyskot, którego dawkę wtarłem w dziąsło przeszło godzinę temu? Nieistotne, nie zastanawiałem się nad tym. Zwykle mieszałem go z innymi używkami, ale dziś nie zależało mi na wyjątkowo mocnym efekcie, a pewności i charyzmie, która drzemiąca gdzieś w głębi budziła się pod jego wpływem. Miałem w pamięci jego słowa – wyrzucałem sobie je przeszło przez tydzień, dlatego nie chciałem popełnić tego samego błędu, nie chciałem, aby znów musiał zmuszać mnie do mówienia; do opowieści najzwyklejszych, przeplatających codzienność z przeszłością, pozbawionych skrajnie prywatnego pierwiastka. Lubiłem słuchać, wyrzucać z siebie kolejne pytania, lecz stawanie w ich ogniu nigdy nie kończyło się dla mnie dobrze. Wycofywałem się, czułem abstrakcyjną tremę, drżenie rąk; jak gdybym miał się czego wstydzić lub czego żałować. Może tak naprawdę miałem? Może obawiałem się donośnego głosu ukrytych demonów i czynów… czynów jakich nigdy nie powinienem popełnić?
Pierdolisz jak połamany Freddy, zrób coś ze sobą. Fantastycznie, zaczynał działać. Oblizałem radośnie wargę i nachyliłem się nad starym garem po brzegi wypełnionym Cawlem – tradycyjną walijską potrawą tyle… no cóż, z rybą. Miałem ich pod dostatkiem, więc na mięso pozwalałem sobie wyjątkowo rzadko, nawet na jagnięcinę, której przecież lokalni mieli pod dostatkiem. Lubiłem gotować i wiedziałem, że robię to dobrze. Naprawdę? Byłem o tym przekonany? Jeszcze lepiej.
Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, gdy w końcu mych uszu doszedł stukot kroków. Uniosłem wzrok na drzwi do kabiny, a następnie ruszyłem w ich kierunku i zaprosiłem gościa do środka. Wzrok jak zawsze spuszczony, acz wyjątkowo nie w wyrazie zakłopotania, a chęci uniknięcia zbędnych pytań. Słabość do używek była tajemnicą – nie chwaliłem się tym, nie częstowałem zapasami; właściwie to temat przestał istnieć tamtego dnia.
I to właśnie to jedno wspomnienie sprawiło, że siedząc na rufie z wypełnionym po brzegi kuflem oddałem się ciszy i obserwacji leniwie rozbryzgujących się o nadbrzeże fal. Słowa Igora odbijały się głuchym echem – wyostrzony umysł wyłapywał bodźce, ale skupiony na trwodze i lodowatej dłoni, która zaczynała wspinać się po ramieniu, nie potrafił podzielić uwagi. Oddzielić rzeczywistości od wykreowanej fikcji – bajki, której koniec nigdy nie prowadził do szczęśliwego zakończenia.
-Dobry- wyrwało mi się odruchowo. Powieki zamykały się i otwierały raz po raz, jakby uśpiona na moment świadomość usiłowała zrzucić z siebie ciężar złudzenia. -Dobry, bo mocny- uniosłem na niego spojrzenie i zmusiłem się do lekkiego uśmiechu. -Przepraszam, coś mi się przypomniało- mruknąłem nie potrafiąc kłamać, po czym machnąłem nonszalancko ręką. -Ale nieważne, cieszmy się wieczorem- skwitowałem wznosząc szklaneczkę w geście toastu. Nim jednak zdążyłem cokolwiek dodać usłyszałem kroki dochodzące z drugiej strony barki. Kogo u licha tu niosło? Czyżby jeden z okolicznych rybaków miał ochotę się dołączyć? Może zaś tak zachlał, że żonka wykopała go na bruk? Obie możliwości były wyjątkowo realne. -Nikogo, mówię szczerze- odparłem spoglądając mu prosto w oczy – a to zdarzało mi się wyjątkowo rzadko. Kurwa, chyba w ogóle. Dźwignąłem się na nogi. -Teraz ty powiedz mi szczerze. Widać po mnie?- wskazałem swoje tęczówki, które chyba – póki co – jako jedyne mogły być dowodem zażycia czegoś więcej, jak rakiji wuja Vladislava.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-22-2025, 21:42
Może rzeczywiście była zbyt nachalna. Przez całe życie uważała się za jedynaczkę - jedyną córkę, rozpieszczaną do granic, osaczaną troską i nadmiarem uwagi. Myśl o rodzeństwie nigdy nawet nie pojawiła się w jej marzeniach. Po co miałaby dzielić to, co zawsze należało tylko do niej? A jednak, gdy los podsunął jej jego obecność, gdy choć odrobinę mogła go poznać, ciężko było już o nim nie myśleć. Czasem zastanawiała się, co robi. Czy złowił coś na kolację? Czy tym razem ryby były świeże? Czy choć przez chwilę o niej myślał? Nie szukała cudu, nie próbowała na siłę zbudować braterskiej miłości, której nigdy wcześniej nie znała, ale trudno było tak po prostu odpuścić. Bo gdyby odpuściła, wszystko to rozmyłoby się jak sen. Ruszyliby dalej własnymi drogami, a on pewnie nawet nie próbowałby się zatrzymać. Może udawałby, że te kilka spotkań nigdy się nie wydarzyło. Intuicja podpowiadała jej, że taki właśnie jest. Co z oczu to z serca. Okrutnie prosty, może też nieco zagubiony.
Złość wciąż tliła się w niej jak niedogaszone ognisko, ale już przestała krzyczeć. Nie miotała się, nie szukała winnych. Przestała wyżywać się na ojcu, przestała w duchu przeklinać matkę. Zamiast tego ruszyła przed siebie, próbując posklejać to, co zostało brutalnie rozerwane na dwie części. Jakby odrobina jej wysiłku mogła przywrócić coś na kształt normalności. A jednak chyba naprawdę była zbyt nachalna. Bo kiedy znowu próbowała się zbliżyć, usłyszała tylko, że dziś nie może. Że ma gościa. Znajomego, z którym planował wypić kieliszek czegoś mocniejszego. Tak po prostu. Zwyczajnie. Jakby ona była tą dodatkową, nieproszoną obecnością, którą można bez problemu odsunąć na później. Nie była do tego przyzwyczajona. Bo może tak naprawdę nie było żadnego znajomego? A może wstydził się pokazać ją światu?
To impuls kazał jej napisać list do Phlippy. Skoro już była w Cardiff, a jej brat postanowił przemienić barkę w pływający pub, to chciała w tym uczestniczyć. Nie sama, ale z dobrą duszą u swojego boku. I tak pomimo sprzeciwu brata i własnym wątpliwościom pojawiła się na barce. Stukot butów odbijał się echem po drewnianym pokładzie, zwiastując ich przybycie. Blondynka spojrzała na swoją towarzyszkę i uśmiechnęła się do niej z przekorą. – Mogłyśmy wziąć dla ciebie kapok – odparła, a w jej głosie dało się wyczuć nutę żartobliwej złośliwości. Pozwalała sobie na to wśród osób, przy których czuła się swobodnie.
Na pokładzie było ciemno. Tylko delikatne lampki okalające burtę pozwalały im dotrzeć do celu bez żadnego urazu. Porozkładane na podłodze liny, żyłki i haczyki mogłyby sprawić problem niejednemu złodziejaszkowi, choć wątpiła by Fred w ogóle się o to martwił. Co tu można było ukraść? Nie powiedziałaby mu oczywiście o tym wprost. Nie była aż taką zołzą. Chyba. Przystanęła na chwilę by zorientować się, gdzie właściwie powinna szukać własnego brata. Przez głowę przemknęła jej nieprzyjemna myśl, że może wcale go tu nie ma. Że tamte słowa były jedynie wymówką, sprytnym sposobem, by się jej pozbyć. A jeśli tak? Czemu miałby mówić jej prawdę? W końcu nie miała żadnej pewności, że w jego świecie było dla niej miejsce.
W końcu dobiegły do niej przytłumione głosy i wtedy uśmiechnęła się do swojej towarzyszki. – Rufa – powtórzyła, kiwając głową tak, jakby doskonale wiedziała, dokąd prowadzi droga. Prawda była taka, że odetchnęła z ulgą - przynajmniej nie błądziły bez celu. Zbliżyły się akurat w chwili, gdy Freddy kończył zadawać pytanie. – Widać? Ale co widać? – podchwyciła jego słowa z udawaną powagą, po czym jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Wyglądał… lepiej niż ostatnio. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, a wyprasowana koszula tylko potwierdzała to wrażenie. – Wiem, wiem, miało być męskie spotkanie – rzuciła lekko, z błyskiem w oku. – Ale jak na dobrą siostrę przystało, postanowiłam uchronić cię przed alkoholizmem i śmiertelną nudą – dodała, po czym wskazała na Philippę z nieco zadziornym uśmiechem. – A to moja całkiem… nowa, wspaniała przyjaciółka. – słowo „przyjaciółka” zawisło w powietrzu ciężej niż zamierzała, ale nie zamierzała go cofać. Wolała zostawić kobiecie przestrzeń, by sama zdefiniowała ich relację i zdecydowała w jaki sposób chce się przedstawić.
Dopiero wtedy przeniosła spojrzenie na drugiego z mężczyzn. Od razu wiedziała, że nie pochodził z portu - elegancko skrojone ubranie, rozpięty kołnierzyk i pewna siebie postawa zdradzały w nim kogoś, kto rzadko brudzi ręce przy pracy. – Nie boisz się, że spalisz mu dom? – rzuciła kąśliwie, wskazując brodą na tlącego się w jego dłoni papierosa. W tym samym momencie szturchnęła Freddiego ramieniem, a jej spojrzenie wyraźnie mówiło: no już, przedstaw nas.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-23-2025, 12:50
Czy wiedziała, że łodzie mają swoje oznaczenia? Czy wiedziała, że ludzie pomieszkują na nich? Ależ tak, wiedziała. Gdyby wprowadziła się do Cardiff wczoraj, być może wyrysowałaby na pergaminie drżące kreski atramentowego zdziwienia. Zaproszenie przyjęła z ciekawością, bez większych obaw. Bywała już na marynarskich spędach. Minęły już czasy, w których obecność kobiety na statku rzekomo ściągała nieszczęścia na załogę. Teraz sami wyciągali po nią dłonie, dobrze wiedząc, jak wiele mogą na tym zyskać. A ona uczyła się o ich świecie, o nich samych. Coraz subtelnie lawirowała w samczym świecie, rozumiejąc specyficzny język i podejście do codziennych spraw. Czuła się jak jedna z nich, chociaż nie mogła odnotować obecności na żadnej wyprawie. Mimo to świat morskich spraw kilka lat temu stał się jej światem. I coraz mniej drobnostek mogło wywołać konsternację.
- I ukrywać to wszystko? Nie ma mowy, Lora – obwieściła z teatralnym wzburzeniem. Obie ręce poczęły wykonywać charakterystyczny gest, wskazując na kobiece wdzięki. Króciutka, dopasowana w talii sukienka w bordowym odcieniu prosiła się tylko o ten jeden spektakularny powiew wiatru. Na widok nóg obleczonych cienkim materiałem rajstop co po niektórym mogłoby się zrobić całkiem zimno, choć sama Philippa pozostawała zwolenniczką wywoływania zgoła odmiennych odczuć. Loretta prowadziła ją przecież na wieczór towarzyski, a to raczej okoliczności nieadekwatne do roboczych szmatek. Do lata jednak wciąż daleko, dlatego ramiona owinięte pozostawały materiałem niedopiętej, ciemnej kurtki. Od wody promieniowały te chłodne obietnice – tym bardziej więc liczyła, że jeszcze chwila i dane im będzie znaleźć sposób na znaczne podgrzanie atmosfery. Natomiast gdyby doszło do wypadku, któryś z panów przecież na pewno rzuciłby się jej na pomoc. Rybacki krajobraz wskazywał, że łowców to tu nie brakowało. – Ale widzę, że płaskie pantofle to była dobra decyzja – przyznała, balansując tak na drodze pełnej pułapek, kiedy już zbliżyły się do celu. Fakt, że nie do końca wiedziała, czego się tam spodziewać – bo i sama Krueger takiej pewności nie przejawiała – budził ten przyjazny dreszczyk. Poznana jakiś czas temu na kąpielisku dziewczyna okazała się być tą złotą rybką wyłowiona z nudnego morza identycznych płetw. Podobała jej się, wnosiła świeżość, pochodziła z innego świata, a jednak spotykały się dziś tutaj. Przebieg spędu mógł być różny, ale zamierzała zostać z Lorettą do samego końca.
Gdy weszły na pokład, poczuła znajome kołysanie – tak charakterystyczny ruch, o którym jej chłopcy lubili śpiewać po kilku głębszych. Jak o pociesznych ramionach fantazyjnej dziewczyny, jak o ulubionych falach, które wciągały w wir ryzykownych przygód. Tutaj co prawda zagrożenia szukać próżno, ale doznania wciąż mogły być obiecujące. Kogo miały znaleźć tam w środku?
Pięknych chłopców, pomyślała, gdy pytanie Loretty przywitało dwóch osobników osiadłych wokół flaszki. Przyjrzała im się z dość przychylnym okiem. Jednego z nich już znała, był swój. Philippa zdołała rozpracować już większość tutejszego towarzystwa – szczególnie gdy mowa była ludziach przewijających się przez Mewę. I o pewne rzeczy nie posądziłaby raczej tego chłopca. – Dobry wieczór, Freddy – przemówiła w tych urokliwych tonach, które wcale nie powinny być mu obce. Tylko tym razem nie miała szkła i ściery w dłoniach. Nie przeszkadzało jej to wyciągnąć się bardziej ku niemu i ofiarować jeden z tych nęcących uśmiechów. Jasnowłosa syrenka nazwała ją przyjaciółką. Barmanka mogła nią być, nawet jeśli znały się dość krótko – wierzyła, że wszystko pozostawało kwestią porozumienia, pokrewieństwa dusz, a one do tej pory dogadywały się całkiem nieźle. Miały pewien wspólny, duży pierwiastek. Trudno było temu zaprzeczyć.
Być może pokusiłaby się jeszcze o subtelny dotyk gdzieś z boku rybackiej główki, ale nim cokolwiek uczyniła, uwaga ulokowała się przy tym drugim. Elegancik, proszę, proszę. Od razu było widać, że w Cardiff tylko gościł. – Jestem Philippa – wymówiła z satysfakcją, pieszcząc najmniejszą głoskę. Przedstawiała się temu nowemu i szczerze powiedziawszy nie dbała o jakieś tam kolejności czy dobre maniery. Robiła to po swojemu. Wyciągnęła ku nieznajomemu dłoń, a kątem oka zerknęła sobie na Freda. Interesowało ją gdzie i w jakich okolicznościach ci dwaj się poznali. Ostatecznie ani ona ani on nie pasowali do dystyngowanego młodzieńca. Tylko że ten naprawdę siedział na tej lichawej barce i pił z rybakiem w walijskim porcie. Coś było na rzeczy i chciała koniecznie poznać szczegóły. Szorstka przygana Loretty nie spodobała się wcale Philippie. Ktoś naprawdę dziwił się papierosom? Nie wspominając już o tym, że znajdowały się na wodzie. Damska solidarność nie pozwoliła jednak na większy przytyk w towarzystwie. Coś jednak powiedzieć potrzebowała. – Jeśli potrafi rozpalić, to umie też ugasić… Prawda? – podpytała dość miękko i postawiła flaszeczkę rumu między towarzystwem. Obcobrzmiąca etykieta pociągała pragnieniem nowych smaków. Byłoby niegrzecznie przychodzić tak z pustymi rękami.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
08-23-2025, 21:40
Woda obijała się o boki łajby, pokład skrzypiał przy każdym pomniejszym ruchu; zewsząd dobiegał smród gnijącej deski, nieświeżej ryby, zamulonego dna tutejszego wybrzeża ― nos nie marszczył się jednak wybrednie na podobne świadectwa, w nieoczekiwanym chyba dla nikogo przyzwyczajeniu doceniając nawet osobliwość tego miejsca. Było autentyczne, naturalne, dalekie wymuskaniu; było jego skromną przystanią, a przy tym lichym dobytkiem życia, na widok którego brwi marszczyły się w wyrazie niemego współczucia, czasem mieszając się nawet z dziwacznym objawem zazdrości. Trudy codzienności na pewno spędzały mu spokojny sen z powiek, nierzadko nasycając też wrażeniem niemożliwego do odegnania lęku o jutro, ale w prozaicznym połowie ryb, wychylaniu kufla z innymi piratami, wreszcie ― niewinnym odurzaniu się jakimś ścierwem, tkwiła chyba też esencja trywialności; Freddy nigdy nie miał najpewniej kłopotać się nad natarczywością znacznych, obciążających nazwisko zadłużeń u goblinów, nigdy też nie miał trudzić się nad cwanymi rozwiązaniami spraw pozornie niemożliwych do rozwiązania ― a tak przecież wyglądała rzeczywistość tego drugiego, całymi godzinami służącego trupom i ich bliskim, całymi godzinami walczącego o sukcesję własną i tę przynależną wyłącznie matce. Każdy z nich wojował, Igor jednak z wyraźną dowolnością mógł jadać coś poza rybą, zimą zaś ― nie cierpieć w podziurawionym przez czas kożuchu, ciało rozgrzewając od wewnątrz nie słabej jakości bimbrem, a najdroższą na półce whisky. Skądinąd zapominał niekiedy o przypisanych mu urodzeniach przywilejach; skądinąd doceniał je tym bardziej, gdy pantofel przekraczał kabinę mizernej barki, a z tyłu głowy pobrzmiewał donośny impuls, sprowadzający refleksję w stronę skromności.
Prawdę mówiąc, nie miał dziś na nią czasu, wpadłszy do Cardiff tak, jak przywitała go praca; kołnierz koszuli ustąpił lekkości zwinnych palców, górujące guziki rozpinając w poszukiwaniu oddechu, czarny krawat zaś wpychając gdzieś do głębokiej kieszeni marynarki. Jak się okazało, nie był w tym jedyny; sam bowiem gospodarz postarał się o warunki tego spotkania, na plecy zarzucając coś bardziej strojnego od powyciąganego swetra, a przestrzeń organizując jakby w formule względnego porządku. Na widok tych wszystkich cudów uśmiech chwilowo przemknął przez spiętą twarz, wyrażając chyba w ten sposób bezgłosą aprobatę ― bo w ten prosty sposób okazywał mu przecież szacunek, bo w ten prosty sposób udowadniał mu przecież, że traktował wizytę z należytą powagą.
Nie mógł jednak zauważyć, że nadmierna energiczność i wesołość ma swoje korzenie w substancji, której przyjmowanie stanowczo mu odradzał; spostrzeżenie nadeszło wraz z nieproszonymi ― ponoć, według relacji chłopaka ― gośćmi. Rozszerzone źrenice zamajaczyły tuż przed jego szarymi oczami, okraszone niczym więcej poza sugestywną, chłodną miną, wkrótce zgaszoną baczną, acz nienachalną obserwacją nieznanego mu towarzystwa; jasna i ciemna wkroczyły pewnie na pokład, ta pierwsza z zadziornym usposobieniem i deklaracją siostrzeństwa, ta druga zaś ― z nieubłaganie celową ekspozycją długich nóg wyzierających spod krótkiej spódnicy. Gdzieś pomiędzy zdążył palnąć Freddy'ego w łeb, cedząc przez zęby ciche widać; gdzieś pomiędzy zdążył rzucić mu pytające spojrzenie, włącznie z szepczącą konstatacją nie wspominałeś, że masz siostrę, po której przedstawił mu ją bliżej z imienia. Uprzejmy uścisk dłoni skierował w stronę obydwóch, niezbyt wylewnie dodając do nich głoski własnego, obcobrzmiącego imienia; i choć nic nie dało mu dotąd wyraźnie odczuć, że w towarzystwie stanowił obiekt żywego objawu niespotykanego dziwactwa, w powietrzu dało się wyczuć ciekawość, wymieszaną być może z konsternacją, albo i pogardą.
― Ta barka wytrzyma niejedno. Ciekawe, czy ty też ― rzucił w stronę Loretty, wtłaczając do płuc ostatni wdech dymu, po nim ― bezwstydnie wyrzucając kiepa za burtę. ― Gaszenie to najnudniejsza część zabawy, poczekajmy z tym jeszcze trochę ― odparł Philippie, robiąc kobietom miejsce do siedzenia; zaraz jednak capnął ramieniem Kruegera, jakby zechciał tym gestem wybudzić go z ćpuńskiego ― albo i emocjonalnego ― transu:
― Fred, no co ty? Przynieś dziewczynom po szklaneczce, przecież nie będą się tu z nami na trzeźwo męczyć... ― zasugerował dobitnie, z bliska przyglądając się przyniesionej przez jedną z nich butelczynie taniego rumu. Zaraz kieliszki zatańczyły w dłoniach, pierwsze kolejki opróżniły jej zawartość do połowy, następna ― już do cna; pozostałości ― bez zbędnych pytań ― dolał do szklanki kumpla i zaraz czynił z pustego rekwizytu przedmiot nieambitnej zabawy.
― To kto pierwszy?

Kości do gry w butelkę:
K4 na osobę, której przypada zadanie:
1 - Igor
2 - Freddy
3 - Loretta
4 - Philippa

K10 na wyznaczenie zadania (szczegóły dookreślamy sami):
1. Pocałuj kogoś.
2. Zadaj komuś pytanie.
3. Powiedz coś miłego lub zabawnego.
4. Wykonaj małe wyzwanie fizyczne.
5. Zadanie dowolne.
6. Zadanie dowolne.
7. Opowiedz sekret lub ciekawostkę o sobie.
8. Zadanie dowolne.
9. Zrób coś, co zaskoczy innych.
10. Podziel się odważną myślą lub opinią.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-24-2025, 15:15
Trudno powiedzieć czym bardziej się przejąłem – cichym widać, które wysyczał Igor, czy donośnym, znajomym głosem zadającym pytanie. Byłem przekonany, iż dałem jej jasną informację; tego dnia nie mogę się zobaczyć, mam spotkanie z kolegą. Czego nie rozumiała? Czy ja coś pokręciłem? Zacisnąłem nerwowo wargi i obróciłem głowę w kierunku Loretty, która… na domiar złego przyprowadziła towarzystwo. Nie poczułem złości, nie miałem do niej pretensji, ale przeczuwałem serię niewygodnych pytań wszak Igor nawet nie wiedział, że mam siostrę. Ponadto nie chciałem, żeby pomyślał, iż bez jego wiedzy zmieniłem plany, które od samego początku zakładały męski wieczór.
-Cześć- odparłem Philippie , po czym skupiłem spojrzenie na Lorettcie. Jedna z brwi wyraźnie uniosła się ku górze sugerując pytanie – nieme, bo przecież nie palnąłbym niczego głośno. -Śmiertelną nudą?- nie miałem pojęcia o co jej chodziło. -Skąd taki wniosek?- westchnąłem pod nosem. Gdzieś w głębi podziękowałem sobie, iż zdecydowałem się na dawkę narkotyku, bowiem bez niego bym dzisiaj poległ. -Długo się znacie?- nie wspominała o znajomych w Cardiff, zwłaszcza z okolic portu, które przecież do najbezpieczniejszych nie należały. Często się tu kręciła? Może zaś przypadek skrzyżował ich drogi? -Igor- obróciłem się do mężczyzny. -To Lorretta, moja siostra- wciąż trudno było mi o tym mówić wprost, ale najwyraźniej błyskot działał. -I jej- pokręciłem głową rozkładając ręce. -To znaczy nasza koleżanka Philippa- mruknąłem. -Nie… nie wiedziałem, że dziś przyjdą. Mam nadzieję, że nie jesteś zły- dodałem wzruszając lekko ramionami. -Dziewczyny to Igor- wskazałem dłonią towarzysza. -To mężczyzna, znaczy no- zaciąłem się czując, że policzki nie były czerwone wyłącznie od bimbru. -Kolega mój, no… tak. Kolega z Anglii, tak- przesunąłem dłonią wzdłuż twarzy myśląc już tylko o szklaneczce alkoholu – potrzebowałem go, zdecydowanie. -Przyniósł mi rakiję, to taki bułgarski alkohol…tak. Częstujcie się- dodałem zerkając na Karkaroffa, który na szczęście przejął towarzyskie stery. -Męczyć, tak. Z nami, no, fakt. Już idę- odparłem, po czym ruszyłem do kabiny. Zaraz po przekroczeniu jej progów, nim sięgnąłem po dwie szklaneczki, wziąłem głęboki oddech. Potrzebowałem go; tak samo jak jeszcze jednej, malutkiej dawki błyskotu. Szybkim ruchem wrzuciłem go do ust, a następnie wtarłem w dziąsło; nie chciałem, aby ktokolwiek mnie na tym przyłapał. Upiłem jeszcze kilka łyków wody i finalnie wróciłem do reszty trzymając w dłoniach wspomniane naczynia, jakie właściwie od razu zostały uzupełnione po brzegi.
-Ja- rzuciłem głośno. Zwykle nie pchałem się do takich zabaw pierwszy, ale wszelkie bariery zostały już pogrzebane. Mogłem zrzucić to na karb rumu i rakiji; zapomniałem nawet, że dość jasno dałem koledze do zrozumienia, iż nie były to jedyne używki, które pływały w moim krwioobiegu. Zgodnie z zasadami zakręciłem butelką i wygiąłem wargi w szerokim uśmiechu, gdy wskazała ona Lorettę. -Mam dziś fart- dodałem zacierając dłonie. -Więc…- zamyśliłem się nad zadaniem – niezbyt odważnym, ale i tak zbyt śmiałym jak na mnie. -Zamień się z dowolną osobą ubraniami, ale nie ze mną, bo ja musiałem to wymyślić. Nie możecie zejść z barki ani iść do kabiny- rozłożyłem szeroko ręce przyjmując niewinny wyraz twarzy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-24-2025, 16:13
Zanim postawiła stopę na barce, przemknęła jej przez głowę myśl, że może właśnie popełnia największy błąd w tej dopiero rodzącej się relacji. Wątpliwości jednak szybko rozmyły się w kilku szklankach alkoholu - lekkie zawroty głowy skutecznie zagłuszyły głos rozsądku. Atmosfera stała się swobodna, prawie beztroska, a nawet jej brat, zwykle tak niepewny, wyglądał na kogoś, kto naprawdę dobrze się bawi. Kiedy padła propozycja gry w butelkę, zawahała się. Sama nie wiedziała czemu -może jakiś cichy instynkt ostrzegał ją, że jutro będzie tego żałować. Ale gdy tylko Freddie sięgnął po butelkę i zakręcił nią z takim zapałem, aż jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech, poczuła, że wątpliwości tracą sens. Jeszcze nigdy go takiego nie widziała.
Szyjka butelki zatrzymała się na niej. Przymrużyła oczy i westchnęła głośno, jakby już z góry godząc się na przegraną. - Bądź łaskawy - rzuciła pół żartem, pół serio, choć wiedziała, że proszenie go o litość to czysta strata energii. Kiedy usłyszała swoje zadanie, otworzyła szerzej oczy w udawanym oburzeniu. - Ty świnio - syknęła z teatralnym oburzeniem, które szybko ustąpiło miejsca rozbawieniu. - Zemszczę się, zobaczysz - dodała ostrzegawczo, przenosząc spojrzenie na resztę towarzystwa, jakby szukała już pierwszego sprzymierzeńca, albo swojej pierwszej ofiary.
Miała zamienić się ubraniami… tylko z kim? Najprościej było wybrać Philippę. Była co prawda od niej niższa, ale skoro już miała się w to bawić, to chciała też wyciągnąć z tego jakiś profit. A patrząc na stan upojenia alkoholem swojej towarzyszki, mogła być pewna, że pomysły, które wpadną jej do głowy, będą równie szalone, co zabawne. – Igor – zdecydowała, unosząc kącik ust w łagodnym uśmiechu, który zdawał się być jedynie zasłoną, kamuflażem. Wstała i zrobiła kilka kroków, zatrzymując się tak, żeby mężczyzna mógł do niej podejść. – Daj mi swój płaszcz… proszę. – dodała i przeniosła spojrzenie na pozostałą dwójkę. – Rozumiem, że nie macie zamiaru się odwrócić? – prychnęła i odwróciła się do mężczyzny plecami wskazując na suwak sukienki. Stała cały czas tyłem, gdy pozbywała się ubrania. Miała szczęście, że chociaż bielizna była na miejscu. – Co najwyżej możesz sobie z niej zrobić szalik albo turban na głowę – powiedziała podając mu swoje odzienie i odbierając od niego płaszcz. Opatuliła się nim i pokłoniła deklarując tym samym wykonanie zadania. Oczy zaszły jej łzami rozbawienia.
Wróciła na swoje miejsce pozbawiona gracji, ale z szerokim uśmiechem na ustach. Zakręciła butelką. Kiedy jej szyjka zatrzymała się na bracie parsknęła głośnym śmiechem. – Karma – zawyrokowała. – Mój drogi… zrobiłeś gorącą atmosferę na pokładzie, a ja ją jeszcze trochę podgrzeje. Pocałuj… Philippkę. – cmoknęła powietrze i spojrzała na przyjaciółkę wyczekując jej reakcji.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-24-2025, 16:44
Z satysfakcją przyjęła szybkie opróżnienie butelki z rumem. Wolała zacząć konkretnie, bo szkoda było czasu na mozolne wstępy. Szczególnie że znała Freda i wiedziała, że chłopak do najśmielszych to nie należał. Dobrej zabawie czasem trzeba było pomóc, alkohol skutecznie rozmiękczał zbyt sztywne karki i… dodawał odwagi. Ani ona ani Loretta tego dnia przecież nie chciały się nudzić. A ten Igor też na fajtłapę jej nie wyglądał. Chętnie spijała kolejne porcje trunku i jeszcze chętniej przyjęła obecność obracającej się butelki. – No brawo, odważny starty, kolego – pochwaliła młodego, kiedy sam zgłosił się do rozpoczęcia zabawy. Nie posądzałaby go o to, ale cieszyła się, że nieco się otworzył. Ostatecznie aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że był jednym z tych, którzy oswajali się bardzo powoli. Może tej nocy miało dojść do przełomu? Nawet jej się spodobało zadanie, które wybrał. – Wiesz, mogłeś po prostu poprosić, jeśli chciałeś trochę popatrzeć, Freddie… - zamruczała, już rozpinając swoja kurteczkę i zsuwając materiał z ramion, ale niestety to nie ona miała zamienić się z jasnowłosą ubraniem. – A szkoda – mruknęła bardziej do siebie i posłała towarzystwu dość tajemniczy uśmiech. – Ej, tylko płaszcz? Jestem niepocieszona – wzburzyła się, z rozczarowaniem spoglądając na Lorettę. Igor mógłby przecież pokazać coś więcej, nie wyglądał jej na miernego chuderlaka. Przygryzła lekko usta, obserwując to koleżankę, to nowego znajomego. Szybka wariacja ubrań nie przyniosła niczego zaskakującego, choć jak się ktoś tam dobrze przypatrzył, to może i dojrzał skrawki skóry jasnowłosej. Byli zadowoleni? Naprawdę im to wystarczyło?
A potem szkło kolejny raz zawirowało między towarzystwem. Siostrzana zemsta wysoko stawiała poprzeczkę. Philippa nie dostrzegała żadnego problemu, ale wiedziała, że Freddie nie podejdzie do tego tak swobodnie. A może była właśnie w błędzie? – Proste. Poradzi sobie świetnie, no nie? – zapytała chłopaka, patrząc mu sugestywnie w oczy. – Chodź tu – zachęciła miłym głosem i poklepała miejsce koło siebie. Przysunęła się bliżej Lory, by Fred mógł swobodnie usiąść między nią a Igorem. – Mógłbyś mnie objąć, jeśli chcesz – jeśli tak będzie łatwiej. Ale nie wiedziała, czy coś mu pomoże. Wyobrażała sobie tylko, że chłopak nie poprzestanie na nudnym muskaniu policzka i naprawdę zrobi to, jak należy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
08-24-2025, 17:35
Sposób, w jaki go przedstawiono, zakrawał o granice pokracznej śmieszności, ale poza uprzejmymi uściskami dłoni nie zamierzał chyba nic do niego dodawać; taki już, chyba i po prostu, był Freddy, dziś zakrawający dodatkowo o nowe, nieznane mu dotąd, osobliwości zachowań, karmionych najpewniej wyłącznie przez dawkę tego sproszkowanego ścierwa. Nie pochwalał sięgania po podobne substancje, ale tamten był przecież dorosły, doskonale świadomy konsekwencji własnych decyzji ― nie zamierzał więc karcąco, na wzór wszystkowiedzącej mądrali, upominać go w towarzystwie, które pojawiło się nagle i bez zapowiedzi; chłopak powinien jednak liczyć się z tym, że przy innej okazji temat ten wróci do łask, niekomfortowo i świdrująco dobierając się trzewi niewygodną dla nikogo krytyką. Zwykł dbać o swoich przyjaciół, a w tej jednej sprawie wyrażał głębokie przekonanie, że nie mylił się ani trochę; zagubionego ducha trzeba było nawrócić na odpowiednie tory, nim haj ― albo idące z nim w parze skutki uboczne ― pozwoli mu się wykoleić.
Towarzystwo kobiet od razu przypadło mu do gustu, na jego twarzy nie dało się zresztą odnotować choćby cienia konsternacji, więc naturalnie zakwalifikował te odwiedziny w kategorii satysfakcjonujących niespodzianek; obydwie zdawały się zresztą kierować priorytetem swobody i dobrej zabawy, pozwalając sobie i im obydwojgu na całkiem sporo ― szklaneczki przyjęły trunek bez zwłoki, toast popędzał toast, a wymieniane w półmroku uśmiechy zyskiwały na oczekiwanej naturalności. I było w tym wszystkim coś zupełnie urokliwego, naprawdę dalekiego nawiedzającym go wielokrotnie wizjom stresu; i było w tym wszystkim coś absolutnie zadowalającego, gdy choć na chwilę porzucał aktorstwo, przywdziewając maskę upragnionej prawdziwości.
Butelka bezwstydnie kręciła się wokół własnej osi, wyznaczając twarze i opisując je wyzwaniem; z początku niemałym rozbawieniem przyjął entuzjazm kumpla, zaraz sam już wzywany był do oddawania własnego płaszcza ― oczy pozwalały sobie przy tym śledzić ruch opadającej sukienki, już zaraz dzierżonej w dłoniach jako liche trofeum braterskiej prowokacji. Materiał zawisł na oparciu jego krzesła, gdzie zaraz na powrót sadzał swój tyłek i rozdysponowywał samogon wuja Vladislava; Kruegerowi nalał mniej niż reszcie, przy okazji bez pytania odpijając z jego kieliszka pozostałości rumu ― bardziej z obawy o to, czy na zdrowie miało mu wyjść mieszanie prochów z alkoholem, niźli z rzeczywistej potrzeby wysączenia tego podłego sikacza. A gdy szyjka butelki wróciła z powrotem do Loretty, uznał bezpruderyjnie:
― Lora, może jednak oddałabyś mi ten płaszcz, co? Poradzisz sobie półnago, przy tobie i tak robi się jakby cieplej... ― rzucił, wyciągając dłoń w milczącym oczekiwaniu na obnażenie jasnej skóry, pijackie pąsy, albo kapryśną chociaż odpowiedź.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): 1 2 3 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:02 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.