• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Irina (z domu Macnair) i Yavor Karkaroff
Aspiracje
sukcesy zawodowe, dobrobyt finansowy
Amortencja
świeża krew, spalany tytoń, zatęchły pergamin
Różdżka
11 cali, dość giętka, kieł bazyliszka, jodła
Hobby, pasje
klątwy i czarna magia, finanse, mitologia nordycka, legilimencja
Bogin
odwróceni plecami członkowie rodziny
Umysł
Data urodzenia
5 stycznia 1938
Miejsce urodzenia
Bułgaria
Miejsce zamieszkania
Przeklęta Warownia w Dunwich, Suffolk
Język ojczysty
bułgarski
Genetyka
Czarodziej
Ukończona szkoła
Durmstrang (Nøkken)
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz, protokolant obrad magicznego parlamentu
Czystość krwi
Czysta
Status majątkowy
Stabilna sakiewka
Ciało
24
182
78
Wiek
Wzrost
Waga
szary
ciemnobrązowy
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Smukła i dosyć wątła, choć niepozbawiona mięśni. Ramiona i barki wąskie, nieznacznie tylko szersze od bioder; nogi i palce u dłoni długie, szczupłe.
Znaki szczególne
Niewielka blizna na brodzie, kilka starych, już dawno zasklepionych ran po bójkach na klatce piersiowej i plecach. Tatuaż Śmierciożerców na lewym przedramieniu.
Preferowany ubiór
Zwykle strój formalny, obfitujący w neutralne kolory, głównie czerń; najczęściej proste koszule bez wzorów, spodnie w kant i ciemne półbuty, w chłodniejsze dni okraszone marynarką. W mniej oficjalnych okolicznościach widywany też w swetrach o adekwatnie stonowanym fasonie i kolorystyce.
Zajęty wizerunek
Alain Delon
Obrazek postaci

Zza przymrużonych powiek wyglądał nienormalny sentyment, gdy podziwiał fotografie upchane pomiędzy stronicami starego albumu. Na okładce zebrał się kurz wspomnień, zawartość migała natomiast przebłyskiem pamięci, niczym senne omamy albo inny nienormalny haj.


— ᛊᛁᛚᛖᚾᚲᛖ —

Pierwszy obraz niemo krzyczał hałasem płaczu noworodka. Mama Irina trzymała go kurczowo na rękach, ściskając czule niewielkie palce swego jedynego dziecka; Yavor pozował obok na ojca, choć w rzeczywistości nigdy nim nie był. Większą uwagę poświęcał przybraniu poważnej miny, bynajmniej niepasującej do euforii narodzin nowego członka rodziny. Syna, w którym wrzała bułgarsko-angielska krew; syna, który od momentu pierwszego oddechu miał być zapowiedzią siły i dumy całego rodu. Karkaroffowie zajmowali się bogactwami kopalnianego złota cara, ale powszechnie szeptano również o grzesznym obliczu ichniejszych interesów. Igor był przedłużeniem klanu, przyszłym dziedzicem tradycji, kontynuatorem ukształtowanej przez lata sukcesji. Gdzieś w tle majaczyła jeszcze sylwetka wuja, widok na zaśnieżony ogród należący do posiadłości oraz buchający żarem kominek. Na dole zdjęcia widniała data, swoiste świadectwo jego istnienia — piąty stycznia 1938 roku.

— ᚠᛖᚱ —

Drugie ujęcie uwieczniło jedną z niewielu chwil szczenięcej radości. Szeroki uśmiech triumfu spoczywał na twarzyczce pięciolatka; palcem wskazywał na rozbitą donicę, zdewastowanego kwiatka, nieduży stos rozsypanej ziemi. Całość naprawiał po chwili domowy niewolnik, pomarszczony, opatulony w starą szmatę Smyk, którego Igor złośliwie ciągał za ucho. Narobił szkód po czarodziejsku, dając upust złości gnieżdżącej się w duszy, bo tata nie chciał kupić mu miotły. Tuż pod jego stanowczym nosem udowodnił, że skrywa nieujarzmioną jeszcze moc. Yavor skwitował to nikłą pochwałą i pokrzepiającym uściskiem dłoni. Zaraz jednak spieszył już gdzie indziej, do pracy, albo byle kochanki, wszakże na ogół rzadko bywał w domu, a o rodzinie myślał chyba w przedmiotowej oschłości. Zaledwie rok później postanowił bowiem odebrać synowi przywileje dzieciństwa, ale za czynem tym nie szedł wcale akt rodzicielskiej troski. Skąpane w słońcu i wietrze dni spędzał natenczas na monotonii obowiązków, pośród nauk norweskiej mowy, enigmatycznych podstaw ekonomii, pojedynków szermierskich i na grzbiecie żwawego kucyka, wreszcie — wyciskając ostatnie poty w hartowaniu ciała i własnego ego, w tej precyzyjnie wykalkulowanej inwestycji apodyktycznego ojca. Pokornie uległ wszystkiemu, podporządkował się i nie chciał buntować, choć presja odpowiedzialności dręczyła nieprzyjemnie chłopięcy umysł. Uśmieszek z fotografii był ostatnim w pełni szczerym. Później już tylko pozował, bo tak mu rozkazano, albo szczerzył się cwaniacko, bo ktoś był posłuszny jemu. W kształcie plastycznej gliny uczył się formować dziecięcy, później nastoletni i wreszcie dorosły, temperament, na wzór zastałych w powietrzu oczekiwań. Właśnie wtedy, przed wieloma laty, w dźwięku rodzicielskich podszeptów, poznał oblicze klątwy buzującej w żyłach — przekleństwa bycia Igorem Karkaroffem. On wszakże kumulował w sobie jakiś nienormalny potencjał agresji, jako ten nordycki spadkobierca bożka-wojownika Yngvarra, który po narodzinach ukształtował imieniem sedno jego istnienia. On przecież, jako ten bułgarski potomek, uosabiał w sobie jeszcze więcej drapieżności i frustracji, z rozgoryczeniem poznając historię śladów ciężkiego jarzma zniewolenia własnej ojczyzny. Ojczyzny, która żałośnie i upokarzająco, przez pięć wieków przyklęknąć musiała przed najbardziej barbarzyńskim narodem tego przebrzydłego świata. On przecież, jako jedyny, dorosły już syn dogorywającego w ziemi ojca, ciągle pozostawał spętany ciemnością jego oczekiwań, w cyklicznym postępie osobniczej biografii wsłuchując się w stek wysnuwanych dyrektyw. Bądź silny i mądry, bądź przebiegły i władczy, bądź, w końcu, moją d u m ą, przemawiał bezkompromisowo protektor rodziny, w głuchej mantrze konsekwentnej indoktrynacji. A on, on miał już odwiecznie być tym niewystarczającym, żałośnie łaknącym jego bliskości i banalnego docenienia; on już zawsze miał być jednak tym słabym, zbyt pochopnym, albo przesadnie zachowawczym. Na swoim lądzie istniał jako przesadnie łagodny i wrażliwy chłopiec, w granicach tutejszych, angielskich standardów zaś bytować miał jako zatrważająco dziki imigrant, nie znający stateczności złotego środka i dobrego smaku.


1949 - rozpoczęcie nauki w Durmstrangu

Trzeci portret wspominał czasy szkoły, spędzone w chłodzie skandynawskiej bryzy, tamtejszej surowości, umiłowania dla fizycznej sprawności i czarnej magii. Dumnie prężył pierś do aparatu, stojąc pośrodku grupy najbliższych kumpli; otrzymywana od innych uwaga nasycała go siłą i ambicją, jednocześnie uczyła też wnikliwości. W czytaniu ludzi i ich pragnień, w precyzyjnie skomponowanym manipulowaniu ich pragnieniami i potrzebami. Wyciskał z ich serc takt prowadzącego je rytmu, ingerował w myśli i przekonania, okalał zaufaniem, bezpieczeństwem, złudnym wrażeniem szczerego wsparcia. Wsłuchiwał się w żałosne problemy naiwnego dziewczęcia, już wkrótce w geście prymitywnej rozrywki wodząc za nos dręczącym ją uczuciem zauroczenia. Niby dyplomatycznie szukał, w pragmatycznym słowie, rozwiązań dla zastałych konfliktów, finalnie jednak niemalże zawsze dając upust płomiennym instynktom w mniej lub bardziej wyrównanym pojedynku na inkantacje lub pięści. I tak charyzma, a nawet jakiś dziwaczny magnetyzm rozsiewany w ślad jego kroków, znalazły mu paru kolegów, służalczo uległych skrzętnym manipulacjom; w razie potrzeby gotowi byli dać komuś w nos, napisać za niego wypracowanie, poświęcić się, gdy szukano winnego. Z podniesionym podbródkiem kroczył więc zdecydowanie wąskimi korytarzami, robiąc swoje, jako ten psotny, ziemski posłaniec nordyckiego olbrzyma, zaliczanego też przecież jednocześnie w poczet dynastii zasiadającej w Asgardzie. Nie miał nawyku przesadnie hulaszczego grasowania i buntowniczej niesubordynacji, choć z pewnością pałętał się niegdyś nocą po Durmstrangu albo przylegających doń terenach, warzył po kryjomu bimber w skrytce na miotły, ignorował zakazy surowego regulaminu, nazbyt często łamiąc cudze i własne palce w afekcie prymitywnej rozróby. Przy tym daleki był zaniedbywaniu nauki, z wyjątkowym zaangażowaniem i sympatią przyglądając się jednak zaledwie kilku dziedzinom; los skierował go w stronę pasjonujących run, kreślonych z namysłem w brzmieniu pochwał spływających z ust profesora, oraz nauczanej w zimnych murach szkoły czarnej magii, na ekspozycję której z czasem nabierał coraz większą odporność. W fizycznych rywalizacjach nigdy nie majaczył na podium najlepszych, ale radził sobie z tymi wyzwaniami z satysfakcjonującą zręcznością; cielesna sprawność miała być bowiem niekiedy jedyną drogą potencjału w upragnionej usilnie samodzielności. Odnalezione w instytucie dziedzictwo Grindelwalda — wyryty w murze, enigmatyczny symbol Insygniów Śmierci — zainspirowało go do czegoś większego. Ze znajomymi twarzami trenował więc ze wzajemnością czarnomagiczne zaklęcia, stając w szranki różdżkarskich pojedynków, niekiedy również i w ramach awanturniczych bójek, nieszczędzących brutalnego rozlewu krwi. W ślad za rodzicami gotów był czynić pokłony potędze, którą sam niegdyś chciałby osiągnąć. Zastawszy wakacyjne przerwy, ulokowane na powrót w prowincjonalnych dolinach Bułgarii, zrzucał maskę ekstrawertyka-przeniewiercy, zanurzając się w pożółkłych stronicach dawnych ksiąg; wówczas uwagę poświęcał starożytnym runom, magicznym rodowodom, zakazanym inkantacjom i obronie przed nimi, całej reszcie przyglądając się z należytą uwagą, sięgającą jednakowoż zaledwie bladych podstaw, w miałkiej aspiracji, dalekiej rzeczywistej pasji. Stąd zapewne nadal pamiętał, jak wypada stawiać kroki w angielskim walcu; jakim podstępem należało zakraść się do magicznego stworzenia, by objęło jego sylwetkę podstawami zaufania; jak należało spoglądać na mapy rozległych terenów, intepretować zmienność pogody, wreszcie też i siłę drzemiącą we wnętrzu ziemi. Ojciec, przy każdej sposobności, przez lata wpajał mu gospodarność, coby w niedalekiej przyszłości nie roztrwonił odziedziczonego majątku; ojciec, przy każdej sposobności, przez lata testował też granice wytrzymałości jedynego syna, każdą z jego najmniejszych zbrodni — przejawów zupełnie naturalnego u nastolatka buntu, karząc bolesną konsekwencją. Przynajmniej ona, ta wymarzona u progu jego ambicji zaradność, rozbrzmiewała z wolna echem pomyślności.

— ᛞᛖᛊᛟᛚᚨᛏᛟᚾ —

Czwarta fotografia była wymownym uwiecznieniem niedawnego incydentu. Późną zimą 1959 roku z przerażeniem wracał do rodzinnej posiadłości, w oficjalnej formule listu zasłyszawszy szczegółów niespodziewanego wydarzenia.

1956 - ukończenie szkoły, błąkanie się po Norwegii

Wszakże wcześniej, po szkole, przez niemalże trzy lata błądził po Północy, stacjonując w dziewiczych odmętach Norwegii, gdzie obiad zależny był od wyniku polowania albo odnalezionych szczęśliwie korzeni byle rośliny. Żądny był praktyki i doświadczeń, samowystarczalności i przygody. Mówiło się wówczas o kandydatce na żonę, o stałym zajęciu w ojcowskim interesie; on jednak, w pozie niby zwichrowanego naukowca, grubą kreską wyznaczył demarkację dawności i nowości, w spontanicznej decyzji krocząc własną ścieżką kariery zaklinacza. Początki jawiły się młodzieńczym szaleństwem — wybrzmiewały naprzemiennie echem głupstw i absurdów, tułającego się po kraju chłopaka kierując w macki najróżniejszych grzechów. Oszczędności uszczupliło sypianie na piętrach wysłużonych karczm, oszczędności odebrały mu też tamtejsze, w istocie dość liche, porcje jadła i napitku oraz niewinne rozgrywki w pokera przy hazardowym stole; świecące pustkami dno mieszka popchnęło go nawet ku, całkiem widowiskowym, walkom za pieniądze, ale z każdym tygodniem rany zasklepiały się coraz wolniej, a rozpasane dni zlewały się w męczącą, względnie monotonną jedność, której postanowił się wreszcie wyzbyć. Nie po to tu jestem, rozliczał siebie samego z rozgoryczeniem, wczytując się w kolejny z ponaglających go do powrotu listów. Porzucił więc wreszcie głośne ośrodki niewielkich miasteczek, a swój wzrok skierował na nieujarzmione połacie pobliskiej zieleni, w wytrwałej konsekwencji przemierzając pieszo setki kilometrów osobliwych fiordów, gdzie cywilizacja nie zdążyła jeszcze wstąpić swoją skażoną obecnością. Za plecami pozostawiał tylko dogasające ogniska, kości niewielkich, skrupulatnie pochwyconych zwierząt, gdzieniegdzie też kamieniste kopce, kształtem przypominające cienie tych, ujrzanych przypadkiem pośród wysokich gór i stromych serpentyn Trollstigen.

1957 - nauka pod okiem mędrca

Chłodny wiatr zwiastujący koniec jesieni, władczo kołyszący jego przeznaczeniem, odnalazł mu wreszcie mentora, mistrza nordyckich run, który za przysługę opieki postanowił dzielić się z młodzieńcem tajemnicami fachu. Umieranie czyhało na dziadka niechybnie od dawna, a on, jakby z potrzeby zaistnienia we wszechświecie, chciał zostać zapamiętanym, bodaj przez chłopaczka, który cudem natknął się na skrytą w gęstwinie chatkę. Staruch dostrzegał w Igorze potencjał, swoistą jurność oraz ikrę, które nosił niegdyś on sam. 
Dorastający Bułgar długimi miesiącami towarzyszył więc zaledwie nienormalnemu, ukrywającemu się przed światem przestępcy i jego wygadanej papudze, w ciasnym kącie drewnianego domku za dnia skórując dorodnego zająca, w świetle nocnego księżyca i dogasającej z wolna świecy śledząc zaś istotę pociągających, acz misternych klątw, uwikłanych w siłę czarnomagicznego potencjału i skomplikowanych figur germańskiego alfabetu. W skupieniu poświęcał się otrzymywanym od nauczyciela wskazówkom, w ich toku pojmował też wreszcie potęgę, tkwiącą w plugawej magii i prastarych rytuałach; nie czynił tego bez kryzysów i porażek, niejednokrotnie zderzając się z barierami niewiedzy albo niedostatecznej koncentracji. Nauka na błędach, zwłaszcza tych, których konsekwencja niosła się bolesnym westchnieniem cierpiącego ducha i ciała, przynosiła jednak najplenniejsze żniwa. Z czasem przyszło też zaufanie, a ambicje sięgnęły dalej; magia umysłu zaczęła intrygować równie mocno, co formuły plugawej magii i tak, przez ból, niewyrażone nigdy łzy, wreszcie —  nieustannie towarzyszące mu i zarazem niezwykle silne pragnienie siły, Igor zaczął poznawać poznawać podstawy legilimencji. Nierzadko zwykł o niej mawiać, że jest mu jak kochanka — pociągająca i uzależniająca, a przy tym niebezpieczna; nierzadko zwykł powtarzać, że żaden sen nie jest tylko snem — i pewnie tylko dlatego w tej kwestii wciąż pozostawał zachowawczy, bardziej roztropny. Jak gdyby cena, którą należało płacić za igranie z cudzymi myślami, wciąż go niekiedy przerażała. 
Dorastający Bułgar długimi miesiącami wnikał więc w samo jądro kształtujących się weń przekonań, gotów służyć druidowi do ostatniego tchnienia, ale przed tym powstrzymał go los, nieczysty wyrok zaśmiewających się w głos Norn, które bezwzględnie wytyczyły dlań nowy porządek wszechświata.

1958 - przepowiednia zdrady

Tam bowiem, w gąszczu dzikich terenów nieujarzmionej przez cywilizację Skandynawii, zasłyszał dwie nowiny. Pierwsza z nich wypłynęła z ust napotkanej przypadkiem staruchy; ze skrytej pod wielkim dębem chaty dobiegały enigmatyczne dźwięki — przypominający trans śpiew i obijające się o siebie szklane paciorki, uwite na sznurze zwisającym wzdłuż starej szyi. On nie zdążył mrugnąć, a w zasięgu wzroku przemknął niebieski płaszcz, czarna czapka z owczej skóry, koniec długiej, drewnianej laski; druga dłoń kobiety zapraszała go do środka, bez żadnego słowa deklaracji obiecując wizję, która wyznaczyć miała dalszy bieg jego życia. 
Więc się skusił. Niesłusznie, nieroztropnie, bezmyślnie; przestąpił przez próg, przysiadł na przykurzonym dywaniku, posłusznie upuścił kroplę własnej krwi, przy okazji smakując halucynogennego naparu z czarnego lulka. Z pozoru niewinny rytuał przyniósł na kark zimny pot strachu — lęku, który paskudnie śmierdział krótkim widmem osobniczego końca. 
Cieniem zdrady.

1959 - śmierć ojca, powrót do Bułgarii

Druga z nich zawitała raptem kilka miesięcy później, donośnym echem dobijając się do przybrudzonej okiennicy. Korespondencja z wieścią o śmierci ojca ryczała okrutną sensacją; niezwykle żałośnie brzmiało umieranie w pościeli, z rąk nic nieznaczącej dziwki, z wypalonym na czole stygmatem podłego zdrajcy. Sprawiedliwością miała być statura matki, która rozliczyła grzechy kochanicy podobnym skonaniem. Na obrazie oglądanej fotografii sterczał u jej boku, w żałobnym stroju straty i rozczarowania; żadne z nich nie uroniło jednak choćby pojedynczej łzy, bo solidarnie więzili w podświadomości fakty tamtej okoliczności. Igor nie usłyszał nigdy bodaj słowa sugestii, ale domyślał się prawdy; podejrzewał, że morderstwo było podwójne, a katem była ona, jedyna z nich wszystkich żywa i wciąż twardo stąpająca po ziemi.

1959 - wyjazd do Anglii na stałe

Dwie noce po pogrzebie wspólnie spieszyli do Anglii, należącej do niej ojczyzny i jej pierwotności, dlań jednak jakże dalekiej w swych kształtach i kolorach. Był zdecydowany i lojalny jej wyborom; nie kwestionował wyjazdu, bo sam dusił się w rodzimej rzeczywistości. Nie tęsknił za tatą, nie wzdychał za Bułgarią. Tam, na skrajach brytyjskiego lądu, miało czekać ich nowe życie: epizod pozbawiony obecności bestii, jego dyrektyw i ograniczeń. Obydwoje dostąpili wyzwolenia, choć on, on zdawał się służalczo zmierzać do samego epicentrum następnego, alternatywnego obezwładnienia.

— ᚢᛟᛁᛞ —

Piąta wizja pochodziła już z Londynu, szarego i deszczowego, brzydkiego i niechcianego. Wizerunek zdradzał statyczną, przystojną twarz młodego mężczyzny w otoczeniu nędzy Nokturnu. Przejmujące było porzucenie luksusów na rzecz tutejszego braku wygód, ale nie wybrzydzał. Stolica była brudna i nijaka, wiedziona deszczem i apatią, obłudą i zepsuciem.

1960 - dołączenie do Śmierciożerców

Matka oddawała tutaj cześć Czarnemu Panu i na powrót nosiła nazwisko Macnair; dokładała zatem starań, by odbudować renomę rodziny, wybić mugoli, zbudować osobisty triumf w sile pogrzebowego biznesu. Jej syn walczył z kolei o siebie i swoją przyszłość, której losy zapisać się mogły nie tylko na kartach trzymanego w rękach albumu. Czynił to u jej boku, posłusznie, po części wiedziony uznaniem, bardziej jednak mimowolną presją. Spoczywająca nań odpowiedzialność układała nierówną ścieżkę wzdłuż kolumn ledwie ostygłych trupów, niekiedy też rozciętych wpół i wyzierających krwistymi obrazami anatomicznych niuansów; wśród pomniejszych próśb zastygłych na wargach starszego kuzyna; pomiędzy magicznymi wyzwaniami skrywanej weń ambicji i w młodzieńczej pogoni za wymownym więcej. Z nachalną potrzebą wyciągał dłonie ku perspektywom, nierzadko torem manipulacji i obłudnego kłamstwa; z należytą starannością pielęgnował też zdobycze wiedzy i umiejętności z minionych lat, gdzieś pomiędzy nimi lokując kolejne, następne, w ciężarze narzuconych na samego siebie oczekiwań. W odpowiedzi na brytyjską manierę szeroko zamkniętych oczu pokornie chylił czoła przed uprzywilejowanymi, ucząc się manier i dystyngowania przy stole zastawionym suto z kipiącej splendorem okazji. Wciskano go w szyte na miarę garnitury, uprasowane starannie koszule i wypolerowane półbuty, fragmenty skóry znacząc drogim, żywicznym pachnidłem, w usta wkładając zaś uprzejme frazesy, swym tonem niezwykle dobrze pasujące do banalnej konwersacji o szwarcu, mydle i powidle. Zaledwie dnia następnego potrafił późnym wieczorem szukać przyćmionego ja w drobnomieszczańskich rozrywkach szarych sfer tętniącej życiem stolicy; i tak od czasu do czasu wracał w szeregi domostwa z poobijaną twarzą, pijanym rozumem i pustymi kieszeniami, w nierozsądku własnych wyborów odnajdując oddech od zwyczajowego napięcia pozowaną pompatycznością. Ponownie, w urodzie tego przewrotnego, niosącego za sobą ogień i oszustwo, zesłanego do świata Midgardu chochlika Lokiego, cynicznie kontrolował wizerunek osobniczej tożsamości; stygmat zdrajcy wisiał nad jego istnieniem, oczekiwane w trwodze sprzeniewierzenie wnikało z wolna do krwioobiegu, Igor zaś naiwnie modlił się o omylność wieszczby zasłyszanej z warg zadeklarowanej völvy.

Pozostałe stronice albumu błyszczały pustką w niemym oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. A on, on tej przyszłości obawiał się w mimowolnym poczuciu winy za grzechy, których jeszcze nie popełnił. On ram tych perspektyw pragnął upatrywać gdzie indziej, tęskniąc do wolności, którą na powrót mu odebrano.
Pogładził wolumin po grzbiecie, zamknął stanowczo, odstawił na lichą półeczkę. Zaraz jednak wyciągnął go z miejsca; zbliżywszy się do paleniska, pozbył się natłoku reminiscencji. Ogień strawił je wszystkie, w niepamięć rzucając widma przeszłości.

0
Pozostało PP
wand
2
Pozostało PM
14
0
25
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
14
15
4
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka V — Starożytne runy
Wiedza o runach północnoeuropejskich
Inne starożytne systemy zapisu
Zaklinanie runiczne i pieczęcie ochronne
Runiczne klątwy i przekleństwa
Ścieżka VI — Nauka
Statystyka i analiza
Ścieżka VII — Magia uzdrawiania
Anatomia, fizjologia i sekcje zwłok
Ścieżka X — Polityka i prawo
Znajomość prawa i regulacji
Ścieżka XI — Ekonomia i handel
Zarządzanie finansami
Sztuka negocjacji handlowych
Inwestowanie w ryzykowne przedsięwzięcia
Znajomość prawa handlowego i nielegalnych praktyk
Ścieżka XV — Przetrwanie
Łowiectwo i polowanie
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
Sztuka kłamstwa i oszustwa
Odczytywanie emocji i czujność
Ścieżka XVIII — Sport
Walka wręcz
Ścieżka XX — Poliglotyzm
Język norweski
Język angielski
Ścieżka XXI — Magiczna umiejętność
Legilimencja

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-22-2025, 23:50

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Philippa Moss

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-26-2025, 16:22

Igor Karkaroff

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[26.07.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 siła [prezent na start], +2 CM, +2 OPCM [nagroda za zaangażowanie w tworzenie Serpens]
[05.08.2025] Zdobycie trofeum: Pierwszy dzień w Hogwarcie, Gall Anonim +70 XP
[17.08.2025] Zdobycie trofeum: Weź moje złoto, +20 XP
[27.08.2025] Praca zarobkowa (opowiadanie), +1 PM
[02.09.2025] Wydanie Proroka Codziennego, +20 XP
[21.09.2025] Nagroda za wydarzenie: Człowiek, który został ministrem, +15 XP
[22.09.2025] Praca zarobkowa (opowiadanie), +1 PM
[11.10.2025] Wydanie Abrakadabry, +40 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:10 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.