• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Pokój Życzeń
Pokój Życzeń
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-13-2025, 07:53

Pokój Życzeń
Ukryty na siódmym piętrze Hogwartu, Pokój Życzeń otwiera się jedynie przed tymi, którzy naprawdę go potrzebują. By go znaleźć, wystarczy przejść trzykrotnie przed pustą ścianą, skupiając się na pragnieniu. Wnętrze zmienia się zgodnie z wyobrażeniami – potrafi przybrać formę sali treningowej, przytulnej biblioteki czy skrytki pełnej potrzebnych przedmiotów. Pomieszczenie dostosowuje nawet drobne szczegóły, odpowiadając na potrzeby w danej chwili. Jest to przestrzeń ściśle związana z magią zamku, niedostępna przypadkowym przechodniom. Ci, którzy trafili do środka, wiedzą, że to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc Hogwartu, w którym zamek samodzielnie odpowiada na ludzkie życzenia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Morty Dunham
Akolici
L'ennemi, tapi dans mon esprit, fête mes défaites
Wiek
26
Zawód
muzyk - wiolonczelista, wróżbita
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
15
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
10
Brak karty postaci
11-05-2025, 22:40
W kolejnych pocałunkach łatwo było zgubić nie tylko oddech, ale też kontakt z tym, co wcześniej ich otaczało. Ograniczyć świat tylko do tej chwili - do szybszych akordów wybijanych przez serce zagłuszonych przez plątaninę oddechów. Zatracić się w otchłani przyjemności, jaką czerpał, czując jego ciepły dotyk na swojej skórze. Zapomnieć, że miejsce, w którym obecnie przebywali, nie sprzyjało uniesieniom. Że to niewłaściwie, nieprzyzwoite. Że tam, za drzwiami Pokoju Życzeń, kłębiła się rzeczywistość, którą obaj zapragnęli porzucić dla swojej obecności.
Nie myślał o tym wcale, przynajmniej do czasu, aż krótkie odwróć się nie zostało zagłuszone przez świst powietrza tuż przy policzku i ostry, skrzekliwy głos wydobywający gdzieś zza palców, który przez chwile wydawał się wybrzmiewać spod wodnej kurtyny, zanim słowa na płótnie jego świadomości przestały przypominać rozmazaną plamę farby, a nabrały ostrości. Dunham łatwo mógł sobie wyobrazić ich ostrą, przybliżoną od odłamków lodu fakturę wtapiającą się ostrzem bólu w skronie.
Przez gorączkę nadal tlącą się pod jego skórą i tysiące przypływających przez jego żołądek emocji nie zdołał w porę zareagować na to, co przyszło później. I czego zupełnie, podgryzany przez zęby otumanienia, się nie spodziewał.
Poczuł bolesne uderzenie - jedno, drugie, trzecie.
Czy ten strażnik moralności próbował właśnie zakatować ich na śmierć?
Kurwa zaklinowała się w otworze przełyku, nie werbalizując sie w żaden znany kształt słów. Zamiast tego syknął z bólu, zanim instynkt wziął górę nad wszystkim, co go wypełniła i osłonił głowę ramieniem przed kolejnym precyzyjnie wymierzonym ciosem, chociaż już wtedy Rafael przyjął na siebie następne uderzenie. I pierwsza prawda wyjrzała spod jego ust, a była to złość; ta sama złość, którą Dunham poczuł, gdy zacisnął zęby, a one zazgrzytały o siebie w niepokojącej symfonii. Ta sama złość, która zgromadziła sie w płucach, jak dym papierosowy i przez która wyrecytował w myślach wszystkie czarnomagiczne zaklęcie, jakie do tej pory przyswoił, lecz po które nie odważył się sięgnąć - nie sądził bowiem, że wybór przemocy przysłuży się rozwiązaniu tego konfliktu. Sprawa była zbyt delikatny, zbyt-
… lepiej pomóż, zanim on umrze, wypełniło przestrzeń między nimi, a Morty, walcząc z rozdygotaniem, zerknął w przelocie w błękit coraz bardziej znajomych oczu, W tym spojrzeniu było wszystko, czego nie pomieściłyby słowa. W pierwszej kolejności zjawiło osłupienie. W drugiej przełamały ich rozpalone na krawędzi źrenic iskry, kiedy zdał sobie sprawę, że rozbawienie złapało go mocnym uściskiem za gardło i z trudem tłumił śmiech, który usiłował uświetnić ironię tej chwili. Ostatecznie jednak rozkwitło w nim zrozumienie, które jednak nie mogło znaleźć wspólnego języka z aprobatą, jaka, po tym spektaklu improwizacji, nie nachodziła, jednakże skrzat i lewitująca nad ich głowami miotła nie dała wiolonczeliście zbyt dużej przestrzeni na namysł. Skoro z gardła męzczyzny wysypał się monolog nakreślających ludzką tragedię, zdecydował się być wierny tej wersji wydarzeń, bo nie znał żadnej innej, poza prawdziwą,
Mimowolnie powędrował dłonią do własnej szyi, ułożył na niej palce, dławiąc się - nie tyle, co pająkiem, który być może w tym momencie wspinał się po ścianie przełyku, a duchotą, która wypełniała drogi oddechowe. Mógł przeklinać swoją własną słabość. Mógł pluć sobie w brodę, że na to wszystko pozwolił, ale - do cholery - niczego nie żałował, nawet jeśli czuł na swoim karku zimny oddech konsekwencji, który związał żołądek w ciasny supeł obaw o to, co przyniosą kolejne minuty. Pobladł przez to, dzięki temu wersja o pająku broniła się przynajmniej w starciu z kolorytem jego oblicza.
W ferworze zalegających w nim niepodlegających żadnej definicji emocji pewien był tylko jednego - nie chciał, aby jego towarzysz znikną, zagubiony w prozie życia, wyrzucony na rozdrożu dróg, do których nie będzie prowadzić już Mortiego żaden drogowskaz. Ta świadomość rosła z nim każdą kolejną chwilą. Rósł też ciężar odpowiedzialności za ich los, którego - miał nadzieje - udźwignąć, chociaż teraz zdawał się wyślizgiwać spod klatki jego palców. Nie mógł jednak na to pozwolić. Aby to zamanifestować i wesprzeć go w próbie podjętego wysiłku (nie mógł odmówić mu zaangażowania), a wiec też jednocześnie szukając w nim oparcia - wszak z trudem łapał oddech, jego klatka piersiowa unosiła się i upadła w niekontrolowanych spazmach - zacisnął dłoń na jego ramieniu, czując pod palcami szelestach materiał jedwabiu koszuli.
W przeciwieństwie do Rafaela nie mówił nic. Skupił się na walce o oddech i równowagę - tej pierwszej nie przegrał, drugą stracił. Jakby na pograniczu omdlenie osunął się do łóżka i wtedy pozwoli by do jego spojrzenia wdarła się panika, a wraz z nim ciche, błagalne z-zabierz go wydyszane na przedechu. Abstrakcyjność tej sytuacji zaległa gulą w przełyku; miał wrażenie, że nawet najbardziej zdeformowane wizje, jakie miewał, nigdy nie przyjęły podobnej formy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Dewotka
Konta Specjalne
Wiek
83
Zawód
strażniczka moralności
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
wdowa
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
11-06-2025, 13:50
Skrzatka obserwowała mężczyzn od kilku dłuższych chwil, nadstawiając swoje wielkie uszy wystające z serwetki, aby podsłuchiwać ich rozmowę. Każde kolejne słowo gorszyło starszą już istotę, a gdyby nie dbała tak o swoje zdrowie pijąc codziennie ziółka i smagając się świeżymi pokrzywami wiosną, to jej nieduże serce mogłoby zatrzymać się pod wpływem oburzenia. Dewotka miała jednak zdrowe, silne serce i niezawodne zmysły. Wielkie, brązowe oczy wpatrywały się w to jednego mężczyznę, to drugiego, zmrużone i pełne podejrzeń. Pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą na wszystkie słowa wypowiedziane przez syna rodu Crouch, cmokając przy tym z niezadowoleniem.
- Dewotka sprząta sumiennie, nie ma tu pająków - wycedziła przez zaciśnięte zęby, zamiatając miotłą nieistniejący już kurz jescze bardziej zamaszyście. Nie dawała wiary w ani jedno słowo mężczyzny, który kłamac nie potrafił i nie brzmiał wiarygodnie. - Dewotka już wie co by pan chciał połknąć, niedobry bluźnierca - wyszeptała i pstryknęła palcami, a miotła uderzyła Raphaela jeszcze raz w czubek głowy. Mógł wydawać jej rozkazy, lecz skrzat domowy służył wyłącznie temu, kto był jego właścicielem - on zaś nim nie był i nawet jego rozkazujący ton nie wywierał na Dewotce wrażenia jakiego oczekiwał. Albus Dumbledore powierzył jej zadanie, a ona traktowała je z niezwykłą powagą i dokładała wszelkich starań, aby dyrektor Hogwartu był z niej zadowolony.
Skrzatka przeniosła wzrok na drugiego z mężczyzn, niedoszłego kochanka pana Croucha, który złapał się za gardło i udawał, że się dusi. Na chwilę znieruchomiała, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Dewotka zaraz przyprowadzi do was Panią Uzdrowiciel ze Skrzydła Szpitalnego - wyrzekła skrzatka, lecz nie było w tonie jej głosu ani odrobiny życzliwości; mężczyźni musieli zdawać sobie sprawę z tego, że zakaz teleportacji na terenie Hogwartu nie dotyczył skrzatów, których magia nierzadko łamała wiele z praw magii ludzkiej - i była zdolna w ciągu kilku sekund zniknąć i pojawić się z powrotem w towarzystwie szkolnej pielęgniarki, lecz czy naprawdę tego chcieli? Reputacja była wartością nadrzędną dla rodu Crouch, a Raphael musiał zdawać sobie sprawę z tego jak wielkim skandalem byłoby, gdyby wieść o tej schadzce rozniosła się szerokim echem.

Mistrz Gry uprzejmie przypomina o tym, aby postać odgrywać zgodnie z wybranymi w momencie tworzenia karty postaci ścieżkami mistrzostwa - Raphael nie posiada ani jednej kropki w kłamstwie i oszustwie.Violet Macnair
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
11-10-2025, 09:16
Morty nie uciekł, co było budujące nawet mimo faktu, że nie miał na sobie koszuli i jego obecność w półnegliżu na korytarzach zamku mogłoby sprowokować zarówno pytania, jak i wymowne uśmieszki. Zacisnąłem dłoń na jego przedramieniu; bardziej w geście wsparcia dla siebie niż swojego towarzysza, jakbym dotykiem fizycznie potwierdzającym jego obecność dodawał sobie sił.
Miotła znów uniosła się groźnie w powietrze, skrzatka nie dawała się nabrać, oczy miała jak dwa wypalone węgle, błyszczące gniewem i moralnym oburzeniem, a ja doszedłem, o ironio, do wniosku, że że żadne kłamstwo, żaden nagły zryw paniki jej nie przekona. Zmieniłem więc taktykę.
– Proszę mnie wysłuchać – powiedziałem do niej spokojnie z powagą w głosie, która miała wagę autorytetu ministerialnego urzędnika i setki lat krwi Crouchów w żyłach. Kolejne negocjacje na nieco innych warunkach, w nieco innych okolicznościach i o nieco inną stawkę niż międzynarodowy kontrakt. Wstałem z klęczek przed Mortim, znowu ironicznie dochodząc do wniosku, że życie nie jest sprawiedliwe, po czym poprawiłem swoją lekko wymiętą koszulę. – Jesteśmy gośćmi szkoły i nie przyszliśmy tu, żeby bruździć czy łamać zasady. - Wyprostowałem się, przestając wyglądać na zagubionego uczniaka, który w panice przed szlabanem i punktami ujemnymi dla domu wymyśla absurdalne wymówki, a bardziej na kogoś, kto naprawdę przejął się sytuacją. - Myślę, że zgadzamy się co do tego, że nikt tutaj nie chce skandalu. Ani my, ani dyrektor, który musiałby się tłumaczyć z tego, że na terenie zamku w czasie uroczystości dochodziło do pewnych incydentów. Nie powinien być obarczany takimi błahostkami – argumentowałem, obrazując jej też drugi aspekt całej sytuacji. Przymknąłem na sekundę oczy, odganiając jednak szybko wizjonerskie okładki magicznych gazet donoszące o tym, do jakich gorszących scen doszło pod nosem samego Dumbledore'a. Gdyby musiał się tłumaczyć z tego, dlaczego zamek nie jest odpowiednio zabezpieczony przed… nieporozumieniami, byłoby to dla niego niezwykle kłopotliwe. Nathaniel byłby pewnie zachwycony czytając o potknięciu dyrektora Hogwartu, ale mnie kwestie polityczne zbyt mało, by przejmować się wystąpieniem Albusa na koronacji nowego ministra.
Zaprzysiężeniu, poprawiłem się machinalnie, wyrzucając jednocześnie Nathaniela z myśli.
– Pani jest opiekunką tego miejsca – mówiłem dalej łagodnie, gdy twarz kuzyna znowu została zastąpiona pomarszczoną skrzatką. – Troszczy się pani o porządek, o uczniów, o bezpieczeństwo i komfort wszystkich gości, nawet jeśli nieopacznie ulegli pewnej ekscytacji… - nie musiałem dyplomatycznie zawieszać głosu, ani rzucać jej wymownego spojrzenia, bo ciężar moich słów i ich dwuznaczność była wystarczająco czytelna. - Dyrektor musi być przeszczęśliwy, mając przy sobie kogoś tak oddanego i czujnego. - Uśmiechnąłem się, puszczając ramię Mortiego i robiąc krok w stronę skrzatki, jakbym nie chciał, aby chłopak nas usłyszał. Wiedziałem, że trzeba było sięgnąć po to, co zawsze działało w pertraktacjach z oponentami: po dyplomację, urok i odpowiednio dobrane słowa. Może skrzaty nie były hiszpańskim prawnikiem ani włoskim urzędnikiem najwyższego szczebla, ale w tej sytuacji nie stanowiło to żadnej różnicy.
– Pani skrzatko… rozumiem, że to, co pani zobaczyła, mogło wzbudzić wątpliwości. Przepraszamy. Proponuję proste rozwiązanie, dyskretne, bezproblemowe. Znikniemy i nie będziemy już nadużywać gościnności szkoły. Zresztą… pani doskonale poradziła sobie z sytuacją. Zarządzanie kryzysami na najwyższym poziomie. - Gdyby była człowiek, poklepałbym ją teraz po ramieniu i uścisnął dłoń, ale wolałem nie ryzykować jej reakcji. Ani nie proponować jej kariery w ministerstwie w komórce do spraw gaszenia pożarów. - Pozwoli więc pani, że sami doprowadzimy tu wszystko do porządku, zanim odejdziemy? - zakończyłem miękko.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Morty Dunham
Akolici
L'ennemi, tapi dans mon esprit, fête mes défaites
Wiek
26
Zawód
muzyk - wiolonczelista, wróżbita
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
15
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
10
Brak karty postaci
11-12-2025, 23:50
Nie uciekał ,bo nie miał dokąd i nie miał powodu, by zbiec. Zapomnieli się oboje, nieostrożnie zakładając, że w ścianach Pokoju Życzeń, które dbały o dyskrecje, byli bezpiecznie. Skrzat widział więcej niż powinien, ewakuacja więc nie miała najmniejszego sensu - nie w takiej sytuacji, gdy na szali leżała jego reputacja.
W momencie, kiedy dłoń mężczyzna zacisnęła się wokół ramieniu – sprawiał wrażenie kogoś, kto albo szukał kotwicy, która pomoże utrzymać się na powierzchni rzeczywistości, albo chciał się upewnić, że ten drugi jest prawdziwy - zajrzał jeszcze raz prosto w jego oczy. Chyba chciał mu tym spojrzeniem przemówić do rozsądku, namówić go, by nie brnął w ten absurd, którym jeszcze chwile temu chciał omamić Dewotkę. Dobrze rozumiał czym się kierował. Zew chwili i potrzeba improwizacji sprawiła, że plótł, co mu silna na język przyniosła, byle jakoś wybrnąć z sytuacji, do której zawiodły ich emocje - te, które nie mogli dłużej tłumić w klatkach żeber i te, które, od chwili spotkania na pomoście, chciały wyrwać się z ich piersi.
Gorąco, jakie Dunham czuł, gdy mężczyzna go całował i dotykał, nie zniknęło, nad tliło się żarem w jego trzewiach i na powierzchni skóry, dlatego tym bardziej docenił, że Rafael ochłonął szybciej i przejął kontrolę nad rozmową. Ani razu więc nie wpadł mu w słowo. Musiał doprowadzić się do porządku. Musiał-
W pierwszej kolejności, z listy rzeczy do zrobienia, wyciągnął pierwszą, tą najbardziej naglącą. Sięgnął po swoją zabłąkaną koszulę i narzucił ją na siebie, w akompaniamencie tembru głosu, którym pewnie nie raz uwodził tłumy, podczas polityczny debat. Jednak brak jakiekolwiek życzliwości w głosie Dewotki, który nie pojawił się nawet wtedy, gdy poinformowała ich, że przyprowadzi szkolnego uzdrowiciela, nakazał Mortiemu sądzić, że być może padną na niepodatny grunt, chociaż łudził się jeszcze, że się myli.
- D-oceniam twoją pomoc - wydobył zachrypnięty głos z głębi przełyku, chociaż kilka uderzeń serca temu wydawało mu się, że prędzej się udusi - nie przez pająka, który rzekomo zalegał w krtani, a przez śmiech, który złapał go za gardło i nie chciał wypuścić. Nie wiedział nawet skąd ten zryw rozbawienia. Sytuacja, w której się znaleźli była podbramkowa, niemal beznadziejna. Pierwszy raz od dawno, pozwolił, aby emocje wyrwały się pod kontroli - myśl, że w tamtej chwili, poddając się nurtowi pożądania, stracił dla niego głowę była jednocześnie przytłaczająca, jak i kojąca. - Lecz nie warto kłopotać szkolnego uzdrowiciela. Podejrzewam, że po tych emocjonujących pojedynkach – nadal piekło go nieco gardło po tym, jak skandował imię Franceski – miał i tak dzisiaj ręce pełne roboty - przełknął ślinę, by nawilżyć spiekotę w przełyku. – Mam wśród bliskich znajomych uzdrowiciela, do niego udam się po konsultacje – ukłonił się lekko skrzatce, wstając w końcu z łóżka, choć z trudem – zupełnie nieudawanie - złapał równowagę. Chyba uczynił to zbyt gwałtownie, bo zakręciło mu się w głowie i poczuł ostrze bólu wtapiające się w skronie. Zacisnął zęby, by nie syknąć, lecz w końcu wyprostował się i strumień spojrzenie skierował na Dewotkę, profilaktycznie, asekuracyjnie opierając się regał. – Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało - wyrzekł cicho, pokornie, jakby rumieniec, jaki wcześniej zjawił się na jego na policzku, miał być wykwitem wstydu.
Mógł ułożyć arię o jej poczuciu obowiązku wobec szkoły i Dumbledore'a, a następnie skomponować do niej melodię, lecz wszystko to, co miało paść, już padło, a Dewotka mogłaby w jego głosie wyczuć fałsz - nie dlatego, że jej oddanie nie zasłużyło na komplementy, a dlatego, że dyrektor tej szkoły nie zasłużył na tak bezwarunkową lojalność.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:03 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.