• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Wschodni Londyn > Galeria sztuki "The Flame"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-09-2025, 21:47

Galeria sztuki "The Flame"
Wciśnięta między stare magazyny a pobliską zajezdnię galeria "The Flame" wyglądała jak błąd architektoniczny; dość staroświeckie wnętrze usytuowane jest w skorupie dawnego magazynu rybnego. Niegdyś przechowywano tu skrzynie z dorszem i śledziem, dziś ściany obwieszone są poszarpanymi płótnami w połamanych oprawach. Obrazy te pełbne niepokoju, brutalnych scen i abstrakcji pochodzą prosto z głów zapracowanych robotników. Surowa cegła, metalowe belki pod sufitem, nędzne światło, tworzyło przestrzeń niepokorną, buntowniczą, należącą do portowej świty. Samozwańczy artyści palili tanie papierosy, popijali słabej jakości alkohol rozprawiając o prawdziwej interpretacji ów dziela. Od portu niósł się zapach ropy i soli, a za oknami słychać było odgłos dźwigów obracających się leniwie nad wodą. Takie właśnie było "The Flame".
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
08-25-2025, 15:11
10 kwietnia 1962

Echo warsztatów, hut i placów budowy. Wystawa „Ręce, które tworzyły świat” była hołdem dla robotników, którzy, choć nie stali w świetle reflektorów, codziennie rzeźbili rzeczywistość własnym potem i wysiłkiem. Sztuka nie rodziła się z kaprysów, lecz z konieczności, z pulsującej potrzeby uchwycenia życia prostego i twardego zarazem. Ściany galerii tętniły obrazami, w których stal stykała się z płótnem, a dym fabryk splatał się z poetyką światła. Opowieść o ciałach pochylonych nad ziemią, o dłoniach zabrudzonych smarem, o oczach, które wiedziały więcej niż kiedykolwiek dało się wypowiedzieć; niż była w stanie zrozumieć.
Ciągle to samo, te same twarze, ta sama galeria. Jakby je widziała, jakby ta wystawa miała już miejsce, chociaż właśnie była na jej wernisażu. Głosy tętniły w głowie, struna złości napinała się pod skórą, ale starała się opanować. Sięgnęła po kieliszek z szampanem, z uśmiechem witając się ze znajomymi twarzami, w tym licznymi personami świata artystycznego. Biały golf korespondował z ołówkową spódnicą do kolan i stukającymi w eterze czółenkami. Jasnym strojem podbijała niewinność swojej osoby, gra na planszy wymagała nawet podprogowych sygnałów. Widziała skupiające się na niej spojrzenia, jakże typowe dla zachłanności ludzkich istnień. Piękno, przyciągało silniej, stale, namiętnie. Mogła polec albo to zaakceptować, zaś Polla zdecydowała się tym chełpić.
Zauważyła w oddali młodą panią Burke, żonę jej szanownego przyjaciela od lat, Xaviera. Jeszcze niedawno świętowała na ich ślubie, młoda kobieta zapadła w myślach Crouchowej jako w istocie rezolutna, mądra i w nieoczywisty sposób pewna siebie. Kroki skierowała do niej z pewnością, nieumyślnie unikając tym samym kilku prób rozmów, po drodze witając się także pocałunkami w policzek z bliższymi znajomymi, aby z uśmiechem na twarzy powitać Vivienne.
— Vivenne, jestem niebywale szczęśliwa, że cię tu widzę — zaczęła łagodnie, na powitanie witając się z nią dwoma zbliżeniami policzków; spoufaleniem, swoistym podkreśleniem zażyłości, które powinny podkreślać.
— Jak ci się podoba? Caroline pracowała nad tą wystawą od półtorar roku... Mój drogi mentee ma tutaj swoje dwa dzieła, brutalne, acz... och, jakże oddające rzeczywistość — o której nie wiedziały nic obie, ale znając historię biednego chłopca, Apollonie mogła szczerze rozumieć ból przedstawiony na obrazach. Oddawał to, co czuł, co zaś może czuć dziecię oddane pod opiekę niedołężnej babci, gdy jego rodzice zginęli w ataku? Co może czuć dziecko, które od dwóch dni nie zaznało jedzenia, a od miesięcy domowego ciepła? Brwi zmarszczyły się lekko, ale nie było w tym grymasu wobec Vivienne, a głosów dochodzących zza pleców, które nieustannie próbowały się z nią przywitać. Jak w zapętleniu, jak stare, zepsute, czarodziejskie radio.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
08-25-2025, 17:40
Nie mogłam odmówić udziału w wystawie, w momencie, gdy otrzymałam na nie zaproszenie. Nie wiem, dlaczego je dostałam, nie byłam specjalnie związana z artystycznym światem i nawet niespecjalnie się na tym znałam. Z pewnością jednak zależało wystawcom na zgromadzeniu jak największej liczbie odpowiednich osób. Nigdy nie dostałam takiego zaproszenia. Czy to jakiś inny poziom, gdy wychodzi się za mąż, który umożliwia branie udziału w tak różnych wydarzeniach? Nosiłam teraz nazwisko Burke, nie byłam już panną. Czyżby ludzie zaczynają traktować mnie inaczej? Czy to tylko wymysł mojej wyobraźni, gdy poddenerwowana wybierałam strój, w którym chciałam się pojawić?
Byłam otoczona różnymi osobistościami w galerii, gdzie odbywała się wystawa. Część osób kojarzyłam, innych nie znałam i oni mnie również, a jeszcze inni witali się ze mną, mimo że ja nie potrafiłam przypisać ich twarzy do żadnego nazwiska. Oczywiście z ogromną uprzejmością odpowiadałam na przywitania, wymieniałam uprzejmości, ale w głowie miałam tak ogromny mętlik.
Wystawa miała tytuł “Ręce, które tworzyły świat” jako zwrócenie uwagi na robotników, którzy poświęcali siebie, swoje zdrowie, a niekiedy również swoje życie podczas realizacji wyższych celów. Patrzyłam na obrazy i ciężko było mi określić jakie emocje we mnie wzbudzały, były takie proste i twarde, szorstkie, a jednak pokazywały codziennie życie… kogoś. Nie wyobrażałam sobie, aby ktoś wywodzący się z wyższej klasy społecznej był w stanie oddać się takiemu zajęciu. Kim więc byli ci ludzie? I dlaczego ktoś zdecydował się uchwycenie ich ciężkiego losu? Dlaczego ktoś chciałby to oglądać?
Wyrwano mnie z zamyślenia brutalnie. Kobiecy głos szybko sprowadził mnie na ziemię. Przede mną, jakby znikąd, wyrosła Apollonie Crouch, którą bliżej poznałam na swoim ślubie. Nigdy wcześniej nie miałyśmy okazji, aby ze sobą porozmawiać. Wszak dzieliła nas duża różnica wieku. Jedynie o niej słyszałam, jako kobiecie edukatorce, której obecność była pożądana wszędzie. Nawet podczas dnia, kiedy to ja powinnam brylować, zbierała wokół siebie ludzi, którzy chcieli z nią rozmawiać i przy niej przebywać. Nie umknęło mi to.
Uśmiechnęłam się, widząc kobietę. Chciałam zwrócić się do niej po nazwisku, ale wtedy przypomniałam sobie, że w lutym podczas uroczystości ślubnej przeszłyśmy na ty i zwrócenie się do niej w inny sposób, byłoby małym faux pas. Kobieta musiała się do mnie mocno zniżyć, zdecydowanie górowała nade mną wzrostem. By jej to ułatwić, stanęłam delikatnie na palcach, gdy nasze policzki stykały się ze sobą.
- Apollonie, już myślałam, że nie uda mi się z tobą spotkać - skłamałam lekko.
Jej jasna kreacja kontrastowała z tym, co ja wybrałam na dzisiejszy wieczór. Miałam na sobie sukienkę ołówkową sięgającą do połowy łydek, w stylu off schoulder w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni. Do tego dobrałam odpowiednią złotą kolię, wysokie obcasy, aby dodać sobie paru centymetrów. Włosy, aby wyeksponować ramiona i szyje, były upięte w elegancki kok, nie mogło jednak zabraknąć w plecionych warkoczy - mój taki znak rozpoznawczy. Nie wiem, czy czułam się w tej kreacji dobrze, jako żona, a nie panna, mogłam pozwolić sobie strojem na więcej i dopiero uczyłam się, jak to wykorzystać.
- Widać, że w wystawę włożono ogromną ilość pracy - zauważyłam, rozglądając się po pomieszczeniu. - Czy to twoja zasługa, że otrzymałam zaproszenie? Było mi niezwykle miło, nie spodziewałam się. Czy zechcesz mi pokazać te obrazy, o których mówisz? Chętnie je zobaczę.
Dostrzegłam grymas, pojawiający się na twarzy pani Crouch i szybko powiązałam to z ilością osób, które stały za jej plecami, a z ich ust padało jej imię i nazwisko. Nie wiedziałam co zrobić, nie wiem, czy kiedyś spotkałam się z takim… zachowaniem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
08-25-2025, 19:03
Docenienie ludzi, dzięki którym oni żyli na poziomie, było wyższym poziomem empatii. W brutalizmie było coś pięknego, być może dlatego, że po prostu tego nie pojmowała — nigdy nie na tyle, na ile mogłaby, doświadczając w życiu cierpienia. Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, tak brudna praca była egzotyczna, niezrozumiała, niczym z innego świata. Fascynująca, tym samym.
Drobna kobieta przywitała się, zadając pytanie tak bezpośrednio, że Apollonie zamrugała z lekkim niedowierzaniem. Trochę potrafiła w tę grę, trochę lód się pod nią załamał i na ustach ćwierćwili pojawiło się zdziwienie.
— Moja droga, nie wypadałoby mi przytaknąć na takie pytanie... ale owszem, współtworzyłam listę zaproszonych — odparła więc szczerze, momentalnie zdejmując z twarzy miły uśmiech, zamieniając go na mieszankę pouczenia z troskliwością.
— Bardzo chętnie. Słyszałaś o genezie tej wystawy? — Zapytała, na chwilę spoglądając w bok, gdzie kiwnęła głową na przywitanie innej znajomej twarzy. Przecież już się z nią widziała? Skinęła do Vivienne głową, kierując się spokojnym krokiem w stronę obrazów na drugiej stronie wystawy. Chwilę, ledwie sekundę, zastanowiła się nad tym co powiedzieć, co de facto chciałaby wiedzieć, ale słowa same parły się na usta. Znała Xaviera, wiedziała też, że rola żony nie jest prosta.
— Będziesz teraz częściej zapraszana na tego rodzaju uroczystości. Teraz nie liczą się tylko koneksje twojej rodziny, ale także Xaviera.
Bycie godną reprezentantką męża nie oznaczało podporządkowania. To była odpowiedzialność — troska o to, by jego praca, myśli i wysiłek nie zagubiły się w obojętności świata. Troska o to, by pozostała w nich pozorna jedność, bo kłótnie i niesnaski wewnątrz były nieodłączną cechą codzienności małżeństw, wszystkich, nie tylko tych bazujących na rodowych wpływach. Kierując się powoli w stronę obrazu, witała się skinięciami głowy do kolejnych osób, ukazując tym rolę ich rozmowy. Nie odrywała się do ich od pani Burke, skupiała się na niej, pokazując tym samym szacunek. Tłum chłonął emocje, nie słowa. Gdy wspominała o wspólnym wrogu, oczy zapalały się gniewem. Gdy malowała wizję nadchodzącej przyszłości, ramiona unosiły się, jakby już chciały ją dosięgnąć. Nie mówi się zrozum, mówi się czuj. I czuli. Manipulacja nie jawiła się jako sztuczka, lecz jako sztuka; teatr światła i dźwięku, taniec piękna i domysłów, w którym logika ustępowała miejsca rytuałowi codziennej pieczołowitości. W tym kobiety były lepsze, zawsze lepsze niż mężczyźni. Szacunek nad siłę, rozmowa niż walka. W takich momentach, jak wernisaże, wyjścia, rozmowy na uroczystościach, budowało się codzienne koneksje i choć nie każda kobieta tego pragnęła, to Pola wiedziała, że tego potrzebuje Xavier w swojej żonie. A Vivienne była materiałem plastycznym, młodym ale pojętnym, czuła to od początku.
— Jak podobają ci się pierwsze chwile małżeństwa? Xavier nie daje się we znaki?
Nie było to złośliwe, było to raczej wyciągnięciem dłoni do młodej kobiety, która nie powinna czuć w niej wroga, nawet jeśli Apolonia wiedziała, jak odbierają ją kobiety.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
08-25-2025, 19:37
Od razu wychwyciłam zmianę na twarzy starszej ode mnie kobiety. Zmieszałam się, a delikatny rumieniec przyozdobił policzki, słysząc jej słowa. Moje pytanie było zbyt bezpośrednie, zdecydowanie zbyt pewnie poczułam się, widząc znajomą twarz, która zwróciła się do mnie z taką uprzejmością. Momentami, nie zdarzało mi się to często, ale jednak popełniałam w swoich wypowiedziach błąd. Jednocześnie, dość rzadko osoby dawały mi znać, że powiedziałam coś nie tak. Nie miałam już przy sobie matki, która zatuszowałaby moje niepowodzenie. Gdyby tu obok mnie stała, z pewnością zagadałaby panią Crouch w taki sposób, że ta zaraz zapomniałaby o moim pytaniu. Ale teraz musiałam zmierzyć się z tym sama, przyjmując na swoje barki jej pouczające spojrzenie. Nie powiedziała jednak nic niestosownego, nawet bym się tego nie spodziewała, za to cierpliwie odpowiedziała na moje pytanie, a ja skwitowałam jej słowa delikatnym uśmiechem.
- Wystawa dotyczy robotników, którzy budowali nasz świat. Wszystkie budowle, z których korzystamy i dzięki którym funkcjonujemy. Pokazują ich codzienne życie, część pokazuje robotników podczas wykonywania swojej pracy - wyrecytowałam to, co udało mi się dowiedzieć przed przybyciem na wystawę i co zaobserwowałam, kiedy już tu byłam.
Widziałam, że Apollonie bardzo starała się poświęcać mi całą swoją uwagę, co chwilę jednak ktoś nam przeszkadzał w rozmowie, chcąc się z nią przywitać. Wiedziałam, że była znaną i cenioną osobistością, ale rozmawiała w tym momencie ze mną. Czy nie powinni poczekać ze swoimi uprzejmościami do momentu, aż skończymy rozmowę? Podążałam za nią do przeciwległej strony wystawy, zwracając w jej stronę swoje spojrzenie, gdy usłyszałam jej kolejne słowa.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - odpowiedziałam uprzejmie. - Nadal się jednak staram do tego przyzwyczaić.
Było to dla mnie dziwne uczucie, chociaż matka mi o tym wspominała, to nadal było to dla mnie dziwne uczucie. Wciąż zwracanie się do mnie nazwiskiem męża powodowało, że nie reagowałam na to odpowiednio szybko. Brzmiało nierealnie. Miałam wrażenie, że przyzwyczajam się zdecydowanie wolniej, niż bym sama tego chciała. Zdawałam sobie jednocześnie sprawę z tego, że byłam jeszcze bardzo młoda. Wchodząc w związek z mężczyzną ode mnie starszym, który już miał żonę, nałożyłam na siebie pewnego rodzaju presję, aby wejść w tę rolę od razu, i najlepiej jak potrafiłam. Nie zawsze jednak sobie radziłam. Nie zawsze mówiłam to, co powinnam, chociaż na naukę tego moi rodzice poświęcali mnóstwo mojego i swojego czasu. Nie byłam zadowolona, że mi się nie udaje być idealną. Już. Teraz.
- Xavier otoczył mnie opieką i jest w stosunku do mnie niezwykle cierpliwy - odpowiedziałam, a szeroki uśmiech rozświetlił moją twarz. - W swojej pamięci nie jestem w stanie znaleźć niczego, co mogłoby spowodować, że mogłabym powiedzieć na jego temat chociaż jedno złe słowo.
A nawet jeśli by coś takiego było, gdybyśmy darli ze sobą koty, gdybyśmy nie odzywali się do siebie, a nasze jedyne kontakty ograniczały się jedynie do wspólnych posiłków oraz małżeńskiej konsumpcji, w celu spłodzenia dla niego potomstwa - nie mogłam powiedzieć o nim niczego złego. Nie jej, nie tu. Na całe szczęście, słowa, które padły z moich ust były szczere, nie miałam na co narzekać. Naprawdę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
08-27-2025, 12:44
Słowa tworzyły ich świat, były najprostszą formą do odbioru nawet przez tych niewyedukowanych, głupich czy ułomnych. Nawet bardziej należało na nie spoglądać niż na strój, chociaż i ten stanowił ważny punkt odbioru osoby. Było wiele niepisanych prawd, które młode kobiety powinny odebrać, nie patrząc na ich urodzenie. Vivienne była młoda, z pewnością dozę nauki odebrała, ale Lonnie z doświadczenia wiedziała, że większość nauki pojęła właśnie przez wyjście do ludzi, w dorosłości, wiele lat po ślubie.
Musiały spełniać wiele wymagań, tak zawsze było i zawsze będzie w stosunku do kobiet; mężczyznom po prostu odpuszczano. Kobiety zaś powinny być wyedukowane, elokwentne, zawsze zadbane i oddane rodzinie, chociaż bez zatracenia charakteru, aby nie były miałkie. Będąc przy dobrym mężu, dobrym mężczyźnie w ogólnym rozrachunku, mogły sobie pozwolić ledwie na odrobinę odpuszczenia i zdjęcia maski, ale to dopiero przed Vivienne miało ujawnić swoje możliwości. Teraz z pewnością jeszcze grała, jeszcze sprawdzała kruchość lodu.
— To prawda. Ale też odbiór świata, w którym myślisz tylko o jutrze. Nie planujesz, nie wiesz jakiego dnia dotrwasz. Sztuka codzienności, piękno w prostocie, kiedy każda chwila dotyczy tylko tego, by przetrwać — zaczęła łagodnie, dopowiadając to, co sama czuła i co powiedział jej mentee.
— Każdy z nas ma swoje własne poczucie estetyki, ale też własną dozę potrzeby tegoż piękna. Tragizmem jest, ale i sztuką, gdy umysł pragnący piękna i zrozumienia sztuki, znajduje się w ciele zamkniętym do pracy w kopalnii... w świecie biedny, głodu i utrzymania rodziny przy życiu. Wtedy powstaje sztuka codzienności, obraz ukazujące wschód słońca widziany z okien fabryki — skierowała uwagę młodej kobiety na mijany obok obraz — albo kwiatki zrobione z metalu, ze śrubek. Te z początku wystawy wykonał nieżyjący już czarodziej dla swojej żony, po tym, jak urodziła mu upragnionego syna. Chciał dać jej coś na stałe, poczucie trwałości, a nie było ich stać na dom — na twarzy Apollonie pojawił się grymas. Tłumaczyła to już po raz setny, wydawać by się mogło, że miała frazę zapamiętaną od deski do deski. Deja-vu uderzało ją coraz mocniej, ale nie chciała, aby Vivienne odebrała to jako atak na nią, stąd momentalnie poprawiła wyraz twarzy na łagodniejszy.
— Ważnym jest zrozumienie ich uczuć. Tego, że wszyscy mamy takie same potrzeby, ale każdy realizuje je na tyle, na ile może. To... ważna technika  w pracy z ludźmi — skwitowała, wiedząc, że dziewczyna wyciągnie z tych słów więcej niż tylko prozaiczną opowieść o wystawie. Kroczyły powoli, Lonnie witała się skinięciami z ciągle tymi samymi, zapętlonymi w jej głowie twarzamy. Jak mantra, jak radio, jak biesiadna piosenka. Vivienne trafiła na naprawdę dobrego męża, w głowie Lonnie nikt nie mógł się równać z Zacharym, ale uwielbiała Xaviera od najmłodszych lat dorosłości a nić porozumienia, jaką Burke miał z nią i jej bratem sięgała wielu lat budowanych historii. Był inteligentnym mężczyzną, wyczulonym na dobro innych i szanującym kobiety, co widziała już w jego byłej, tragicznie zmarłej żonie. Lonnie niesamowicie przeżyła jej śmierć, szczególnie jako matka.
— Pierwsza kłótnia to traumatyczne, ale też wspominane przeżycie. Ja obraziłam się na Zachariasa, bo nie pojawił się przy moim porodzie... och na Merlina, jakże przepraszał kolejnymi tygodniami. Ale wiesz, moja droga, ważne jest to, aby pokazywać im swojej bezradności a to, że jesteśmy silne i możemy sobie poradzić bez nich. Wystarczyło, że raz zamknęłam mu drzwi przed nosem, gdy musiałam nakarmić dziecko, a był zawczasu przy każdym moim porodzie... — roześmiała się, opowiadając tę historię odrobinę ciszej, jak gdyby w konspiracji. Nie chciała, aby takie słowa trafiały do każdego, ale serdecznie mogła to opowiedzieć młodszej koleżance. W końcu kobiety muszą od wieków trzymać się razem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
08-31-2025, 11:44
Oczywiście, że grałam. I chociaż czułam się przy swoim mężu zdecydowanie pewniej i swobodniej niż jeszcze kilka tygodni temu, to wciąż czułam gdzieś to napięcie, a moje ciało ogarniała czujność. Żeby nie zrobić nic nieodpowiedniego, nie powiedzieć czegoś złego. Gdy czasem z moich ust wyrwały się słowa, które w moim mniemaniu były nie na miejscu, czekałam w zdenerwowaniu na reakcję - czy zostanie to puszczone mimo uszu, skomentowane, czy może skrytykowane. Chociaż tego ostatniego, ze strony Xaviera nigdy jeszcze nie doświadczyłam. Pilnowałam się, aby spełniać wymagania dobrej żony i zadowalać męża swoimi słowami czy czynami. Bo tak to chyba powinno wyglądać, prawda? Ciągle uczyłam się nowej roli, myślałam, że będzie to zdecydowanie łatwiejsze. Nie było. Przynajmniej w Derbyshire czułam się zdecydowanie lepiej, a posiadłość nie była już tak tajemniczym i nieznanym mi miejscem.
Słuchałam uważnie słów starszej ode mnie kobiety, kiedy opowiadała o mijanych obrazach, a ja podążałam wzrokiem za każdym wskazaniem i zatrzymywałam się na chwilę spojrzeniem, aby zwrócić uwagę na to, o czym Apollonie mówiła. I chociaż faktycznie mogło wydawać się to całkiem urocze, delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy na wspomnienie historii o kwiatach z metalu, tak nie rozumiałam za bardzo nic więcej. Świat, o którym opowiadała mi kobieta, był mi obcy. Nie znałam tego uczucia, kiedy myślałam tylko o dniu jutrzejszym, nie rozumiałam jak można nie mieć pieniędzy czy być głodnym. Nigdy tego nie doświadczyłam. Wiedziałam, że tacy ludzie istnieli. Ciężko pracowali, aby utrzymać swój dom i rodzinę, ale ciężko było mi wczuć się w ich sytuację. Obrazy były piękne, naprawdę. Zwracały moją uwagę. Jednak nie wiedziałam, czy poruszyły jakąkolwiek inną strunę w moim sercu. Wiedziałam jednak, że nie wolno powiedzieć tego na głos. Dlatego nie odważyłam się na wyrażenie swoich emocji związanych z tą wystawą.
- To bardzo ciekawe - podsumowałam, gdy Apollonie skończyła mówić o mężczyźnie od kwiatów z metalu. - I niezwykle kreatywne, z pewnością jego żona była mu wdzięczna za ten podarek. I myślała o nim za każdym razem, gdy na to dzieło spoglądała.
Za to zdecydowanie bardziej zainteresowały mnie kolejne słowa mojej znajomej. Zwróciłam w jej stronę swoje spojrzenie i utkwiłam je na jej twarzy. W moich oczach pojawiło się zaciekawienie, zastanawiałam się, do czego zmierza. Czy pociągnie temat dalej, ale nic takiego się nie stało. Zacisnęłam usta w prostą linię i jedynie lekko kiwnęłam głową. Chociaż temat nie został pociągnięty, to zdanie to było niezwykle ważne.
Przeszły mnie dreszcze słysząc, jak kobieta schodzi na temat kłótni i porodu. Uniosłam lekko brwi, słuchając jej opowieści z zainteresowaniem, ponieważ na ten moment nie byłam sobie w stanie wyobrazić kłótni. Jak można trzasnąć mężowi drzwiami przed nosem? Jak można unieść głos? Na chwilę odwróciłam wzrok, utkwiłam spojrzenie w jakimś obrazie ukazującym robotników przy pracy, a po chwili ponownie zwróciłam się do starszej koleżanki.
- Zawsze myślałam, że należy robić wręcz odwrotnie - zaczęłam, też lekko ściszając głos, jednak nie na tyle, aby Apollonie mnie nie słyszała. - Że należy właśnie pozwolić swojemu mężu, aby mógł czuć się, hmm, jakby to nazwać? Silniejszy? Bardziej sprawczy? Często się spotykałam z opinią, że mężczyźni nie lubią kobiet silnych. Boją się, że zostaną zdominowani - zawiesiłam się na chwilę, marszcząc delikatnie brwi, ponieważ nie byłam do końca pewna, czy dobrałam odpowiednie słowo. - Więc jeśli pokażę, że jestem w stanie poradzić sobie sama, czy mężczyzna nie poczuje się… nie wiem, zagrożony? Czy to była wasza pierwsza kłótnia, ta przy porodzie? - dopytałam. - Boje się, że jeśli pojawi się moment naszej niezgody, nie będę umieć sobie z tym poradzić.
I wcale się sobie nie dziwiłam z tego powodu. Nigdy nie pozwalano mi na kłótnię, miałam zrobić to, czego ode mnie wymagano. Nestor. Ojciec. Matka. Niewykonanie polecenia wiązało się z konsekwencjami. Coś takiego jak kłótnia nie istniało w moim słowniku. Nie mogłam więc sobie wyobrazić kłótni z mężem. O co? Po co? Jak?
Znowu odwróciłam wzrok, tym razem to ze mną przywitała się pewna kobieta, na co odpowiedziałam jej uprzejmym uśmiechem i skinieniem głowy. Chyba była na moim ślubie. A może nie?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:22 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.