• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Manchester, Palatium Librae > Sala bankietowa
Sala bankietowa
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-26-2025, 21:12

Sala bankietowa
Choć niezbyt często odwiedzana, to sala bankietowa jest jednym z reprezentatywnych miejsc w Palatium Librae. Wśród monumentów witających gości wzdłuż długiego, obleczonego w naturalne światło korytarza, znajdują się rzeźby greckich bogów, ale i popiersia zasłużonych z rodu Crouch. Sama sala bankietowa nie jest jednorodną częścią bryły budynku, wysuwa się zaś w kierunku stawu, na który bezpośredni widok mają zachodnie okna. To takie okoliczności sprawiły, że pomieszczenie dzieli się na dwie części — jadalnianą, z długim na 30 osób stołem z mahoniu oraz salonową, w której znajdują się dwie mniejsze kanapy z okrągłymi stołami wykonanymi z drewna i marmuru. Sala służy głównie organizacji większych spotkań, w tym wesel oraz corocznych rodzinnych spotkań i obiadów świątecznych.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Maya Crouch
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
3
3
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
10-26-2025, 18:35
Wejście w rozpoczętą dyskusję przypominało uderzanie głową w ścianę litego kamienia. Wrażone w gęste od napięcia słowa cięły powietrze równie miękko co ostrze prześlizgujące się przez masło, i tak raz za razem, praktycznie bez końca. Surowa mina Zachariasa nie pomogła zaadaptować się do atmosfery spotkania - dość jasno dał jej do zozumienia, że spóźnienie nie było najlepszym pomysłem. Sama mogła przyznać mu rację, zwłaszcza, jeśli nadal nie potrafiła odnaleźć się w zaistniałej podczas jej nieobecności sytuacji. Podobnemu uczuciu podlegała po wejściu do Ministwerstwa, choć tam mogła odgrodzić się od sączących się zewsząd plotek i skupić na pracy. Tu sprawa wyglądała na bardziej skomplikowaną, nieoderwaną od ran powstałych na skutek wydarzeń z zaprzysiężenia nowego ministra. Odwzajemniła uśmiech Rafaela z nadzieją na odnalezienie w nim niemego sojusznia i podpory, lecz najwyraźniej sam musiał skupić się na odnalezieniu własnego, litego frontu wobec pozostałych. Nathaniel wydawał się być zbyt pochłonięty pasją przeprowadzenia politycznych szarad, których efekty mogła odczuć na własnej skórze i tym, jak gorączkowo rozmawiano w tak małym gronie. Ostatnim punktem była stojąca pośrodku wszystkiego Apolonia, której wyraz twarzy napełnił ją ostrożnym w szacunkach poczuciem ulgi, będąca kompletnym przeciwieństwem swojego zafrasowanego męża. Z nikłym rozbawieniem snującym się na drgających w uśmiechu ustach przyjęła kieliszek sowicie wypełnionym winem, wypełnionym bardziej, niż należało w tak oficjalnych okolicznościach.
Niestety to właśnie stopniowe poddawanie się goryczy mogło uratować ją przed śmiercią lub wyjściem równie dyskretnym co pojawienie się w środku rodzinnego spotkania. Była ciekawa, czy oprócz ostatnich wydarzeń coś jeszcze stało za tak ognistą i niecierpliwą wymianą zdań. Po wszystkim musiała zasięgnąć języka i dowiedzieć się, czy przez jej przyjściem wszyscy wyglądali na równie wzburzonych co teraz.
— Jak miał zainterweniować?— zapytała Apolonię ze szczerym zainteresowaniem, próbując odtworzyć w myślach przestrzeń z zaprzysiężenia nowego Ministra Magii. To, gdzie stali, jak blisko siebie byli, jak wiele czarownic i jak wielu czarodziejów tkwiło wokół nich. — Nie chcę i nie będę bronić Dumbledore'a, bo nie czuję się do tego zobowiązana, ale w jaki sposób miałby pojmać go w takich okolicznościach, nie ryzykując przy tym życia innych? Nie bez powodu większość zebranych zaczęła stopniowo wycofywać się z ogrodów. Liczba ofiar Grindewalda mogła za chwilę wzrosnąć i nikomu nie śpieszyło się stać kolejną cyfrą w szeregu — wystarczyło zaledwie wspomnienie jego bezdennego wzroku, by poczuć dreszcz niepokoju wschodzący po długości kręgosłupa. Nie wątpiła, że wystarczyłby jeden nieodpowiedzialny ruch i gazety jeszcze tego samego dnia doniosłyby o śmierci niewinnych czarodziejów. — Żadne rozwiązanie siłowe nie było dobre. Nie zmienia to faktu, że prędzej niż później należałoby zrobić z tym porządek. A bezczynność i unikanie odpowiedzialności to jedna z gorszych opcji, którą mógłby wybrać zarówno nasz minister, jak i dyrektor Hogwartu. Obojętność też ma swoje konsekwencje — stłumiła westchnięcie zmoczeniem ust w goryczy wytrawnego wina. Kątem oka spojrzała na Rafaela, który być może jako jedyny o nazwisku Crouch nie pojawił się na zaprzysiężeniu. Była ciekawa, czy Hector zauważył jego nieobecność i ta kwestia wkrótce wypłynie w rozmowie z ich ojcem, jeśli on sam nie weźmie pod uwagę konieczności wyprostowania tych spraw z synem. Martwiła się o niego, martwiła się o każdego z osobna. Byli rodziną niezależnie od tego, jak bardzo gęste było pomiędzy nimi napięcie.
— Kto wie, ilu zwolenników Grindewald ma za sobą już teraz.
I jak wielu z nich było obecnych na tamtym wydarzeniu. Zdziwiłaby się, gdyby nawet tak śmiały czarodziej jak on postanowił pojawić się tam bez pewnej gwarancji bezpieczeństwa.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-28-2025, 21:19
Mogło zdawać się, że byli podzieleni.
Mówili tym samym językiem, dzielili krew i pochodzenie, lecz zdawali się krzyczeć niezrozumiałe dla siebie słowa. Każdy z nich był produktem tego domu, dyktatu nazwiska i pochodzenia. Stworzeni na crouchowskie podobieństwo, jakże różni w realizacji tej wizji.
Zdawało się, że nie mogli się porozumieć. Każdego z nich prowadziła nić pewności, przekonania o słuszności swojej racji. Wpleciono w nich wiarę we własną inteligencje i mniemanie, przecież nie mogli się mylić – zarazem nie mogli mieć racji wszyscy jednocześnie.
On, Zacharias i Raphael byli trzema przedstawicielami nazwiska, synami rodu, którzy zarazem uosabiali różne atrybuty rodziny, interpretując bycie Crouchem na swój sposób. Irytowała go często ich bierność, cecha, którą podzielała również starszyzna tego domu. Czekać, czuwać i obserwować – dostosowywać się do nowych warunków, nie tworzyć alternatywnych możliwości. Raphael ze swym żartem, który potrafił rozluźnić czasem każde spięcie mięśni i ciała, a zarazem niefrasobliwością doprowadzić do pełnego frustracji oblicza. Zacharias ze swym stoicką neutralnością, powagą, która skrywała jego własną niechęć do podejmowania działań.
– Studenci szeptają o rewolucji, mówią o zmianach, które nadejdą – zdradził kuzynowi wizje rebelii, przełamania statusu quo. Wiele było do poprawy w ich systemie, który zdawał się skostniałym reliktem. Bez szans na zmianę, utwardzony w tradycjach i kulturze, pełen absurdów, które musieli zaakceptować. Czy mógłby przed nimi się przyznać, że kusiła go ta wizja? Czarodziejskiego przewrotu, naprawienie tego co popsute. Zarazem jak wielkie było ryzyko, że stracą wszystko, co mają.
Głos Apollonie był dobitny, nie bała się żądać swojej racji. Ze konserwatywnego domu o silnych powiązaniach, zdawała się szarżować znacznie silniej niż Crouchowie. Może było to skutkiem braku ostatecznej zgody – mogła nakazywać, lecz nie brała na siebie odpowiedzialności decyzji. To właśnie one powodowały, że mądrość Zachariasa zastawała docenienie w jego umyśle.
– Jeśli Dumbledore jest opozycją, kim jest dla nas Grindenwald? – zapytał ją prowokująco, nakazując jej przedstawienie swej idei. Niech opowie im, co trzymała blisko serca. Gdyż Maya miała sporo racji, to nie w Dumbledorze odnajdywał głównego winowajcę rezolucji jaka zaszła. To było źle przygotowane Ministerstwo, na czele ze służbami, które nie podjęły wystarczających działań. Maya propagowała pokój, zaprzestanie siłowych rozwiązań i było w tym pewne piękno. Było to piękno bezpieczeństwa i dobrobytu, zarazem zastanawiał się czy jest to w ogóle możliwe. Cofnąć się, nie dopuścić do rozlewu krwi.

Kto wie, ilu zwolenników Grindewald ma za sobą już teraz.

Zbyt dużo, by móc ich zignorować. Za mało, by gotowi byli do działania nazajutrz, gdy słońce powita dzień. Potrzebowali czasu, był tego pewien.
Pozwolił Zachariasowi odpowiedzieć na wątłe zaczepki kuzyna, przyglądając mu się dłużej, gdy wspomniał o francuskiej delegacji. Ich szczęściem było, że gdy nawet Raphael odnajdzie się w odpowiednim czasie i miejscu, to nadal nie ugra dla rodziny wyższej stawki. Zaskakująco, gdy chodziło o własne dobra, często potrafił z korzyścią zakończyć wieczory. Zawsze uważał, że jego podstawowym problemem był brak chęci i zaangażowania, było mu doprawdy wyjątkowo obojętnie.
– Niczego innego się nie spodziewałem – odpowiedź pełna neutralności, nawet z nutą zmęczenie. Czasem tak trudno było mu zrozumieć Raphaela, zdawał się książką pisaną obcym językiem i nie stworzoną dla jego oczu. Zawsze zdawali się obierać inne strony, drogi, które prowadzą w przeciwnych kierunkach. Powstał, gdy pewna myśl uniemożliwiła mu dłuższy spoczynek. Targała jego ciałem, chciała się uwolnić i zaistnieć w świecie. Zrobił kilka kroków, by wrócić do swojej rodziny. Oparł dłonie o oparcie krzesła, chwycił się mocno, jakby chciał się wesprzeć.
– Zastanawiam się czy tak sporny Minister będzie odpowiednim liderem na takie czasy – musieli zrozumieć, sami nie potrafili w pełni go zaakceptować. Jeśli oni podważają jego osobę, to ortodoksi tego kraju nigdy go nie zaakceptują. Zwrócą się w drugą stronę, odwrócą się od Ministerstwa. – Czy będzie korzystny dla Ministerstwa?

Dla nas

Stali u fundamentów tego organu. Bronili go przed chaosem, wizją totalitaryzmu i podziału. Niezależne jak dobrym politykiem i człowiekiem był Nobby Leach, mógł być zbyt dużym balastem.
Taka to była tragedia polityki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
11-14-2025, 13:01
I dobrze, niechże mówią, Nathanielu.
Krótka myśl przerwała dłuższą anegdotę i zastanowienie, które kołatało odważnie w jej oczach. Władza; ta prawdziwa władza, nie ta udzielona z łaski świata, Dumbledore'a czy przypadkiem, nie ta podana w srebrnym pucharku z herbem, była czymś, co trzeba było wyszarpywać zębami, jak zwierzę w lesie wyrywa z kości ostatnie strzępy mięsa, by nie umrzeć z głodu. Walczyć o ostatnią skapującą kroplę krwi, rywalizować i miotać się pośród pulsacyjnego bólu walki; tylko wtedy mogli ją docenić. Za władzą, pozyskaną, szły narzędzia i w tymże rola była osób takich jak ona, które choć nie trzymały dłoni na pulsie rozpędzonego rydwanu, niosły na swoich barkach koło fortuny.
10 kielichów w odwrocie, diabeł, trójka pucharów.
Władza nie była tronem czy innym insygnium. Była aktem odwagi, brutalności i niezaprzeczalnej, znanej Bulstrode'om determinacji. Ludzie myśleli, że jest szlachetna, bo widzieli ją w rękach tych, którzy ją oswoili i kołysali niczym dziecię w kołysce, ale prawda była bardziej surowa i niegodna tych, którzy nie dali rady nieść tej informajci: prawda rodziła się z krzyku, z bólu, z przekroczenia granicy, którą inni uważali za nienaruszalną. Rodziła się z odmawiania sobie snu, z pożerania własnych wątpliwości, z przecinania więzów, które od dzieciństwa wplątano w ich skórę. Z walki i tradycji, która parła ich w przód. Dlatego teraz wszyscy oni zasiadali w marmurach, gdy innym brakowało na mąkę.
— Również opozycją, Nathanielu — zaczęła. Słyszała, rozmawiała, poznała tę wizję siły, która miała wnieść ich na piedestał. Nie ufała jej, żadna kobieta, żadna matka nie ufałaby woli mordu; ale słyszała o sile, sile, jakiej nie znali a jaką mogli budować.
— Nie ważne, jakie czasy teraz nastaną, ani kto będzie walczył i o co. Każdy, każdy kolejny będzie naszym przeciwnikiem — nie musiała tłumaczyć, że błękitna krew była sztandarowym przykładem niechęci społeczeństwa. Nie było już wisku zachwytu, biedoty błagającej o dotyk dłoni dam; teraz liczyli tylko na moment, by ich wywieźć wszystkich na taczkach czy jakkolwiek to tam się nazywało. Dlatego winni być trzecią stroną; jeśli będzie trzeba, to czwartą i piątą, aby zawsze chronić to, o co nikt inny nie będzie walczył. O czystą krew — i owszem, ale o przyszłość rodów, tradycji i dobro ich potomków, których korzenie sięgają do jądra ziemi — nie.
Maya miała rację, podobnie jak jej ukochany, ale miała wrażenie, że oni wszyscy skupiają się tylko na tym jednym, cholernym punkcie.
— Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Jeśli my nie wywalczymy teraz z rąk Dumbledore'a większej władzy, zrobi to ktoś inny, a wtedy staruszkowie wspólnie odejdą w niepamięć.
Odpowiedziała, szybkim haustem wypijając do końca pozostałą połowę kieliszka wina. Przeprosiła męża, wstając na chwilę od stołu, aby dłonią przesunąć po jego ramieniu i ze stukotem obcasów podejść do toczącej się na dywanie walki o władzę dziewczynek, którym znudził się święty spokój i udzieliła napięta atmosfera. Jedną z córeczek wzięła na ręce, delikatnie gładząc po plecach zbierające się na płacz ciało, stając w pobliżu, nad stołem, skupiając się na dalszym przebiegu rozmowy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
Wczoraj, 10:16
Przeciągnąłem dłonią po brodzie, jakbym w ten sposób mógł przepłoszyć narastającą nudę, która wlewała się we mnie zawsze, gdy rozmowa schodziła na politykę. Czyli praktycznie przy każdym rodzinnym spotkaniu. Powinienem się spóźnić jak Maya, zebrałbym burę, ale przynajmniej mógł zjeść zupę w spokoju bez ryzyka zachłyśnięcia się na wzmiankę o kolejnej politycznej hucpie.
- Więc niech się antagonizują, nie musimy brać udziału w tych przepychankach – odpowiedziałem bratu, wzruszając ramionami i zatrzymując dla siebie informacje, że w całym tym politycznym galimatiasie o wiele bardziej interesowały mnie inne przepychanki o bardziej międzynarodowym znaczeniu. Chyba powinienem wysłać list do Francji z podziękowaniem za owocną współpracę. - Niech ze sobą walczą, skaczą sobie do gardeł, rzucają wzajemne oskarżenia. Możemy siedzieć wygodnie w fotelu i obserwować, jak się niszczą. Dziel i rządź chyba nadal działa? - Przewróciłem oczami, odwracając twarz w stronę siostry i rzucając jej kolejny z serii uśmiechów proszących o szybkie wybawienie z dalszej rozmowy. Niech powie jakiś dowcip, rozbawi nas anegdotką z samodzielnego życia w Londynie, opowie o głupim stażyście w pracy.
Zmarszczyłem brwi, próbując sobie przypomnieć, w którym departamencie właściwie Maya pracowała. Może jednak nie byłem takim idealnym bratem.
Głosy przy stole stały się głośniejsze, bardziej poszarpane; padały nazwiska, które niewiele mnie obchodziły i wizje przyszłości malowane w ponurych barwach, których nie zamierzałem rozjaśniać, póki nie wpełzłyby na obraz mojego własnego życia. Jako ród nie byliśmy stworzeni do bycia pionkami na politycznej szachownicy, raczej do ręki, która przesuwała je po czarno-białych polach, nigdy więc nie było chwili spokoju i oddechu, ale do diabła, czy nie mogli o tym rozmawiać po deserze?
- Studencka rewolucja, świetnie! Dawno żadnej nie było – mruknąłem z przekąsem, zaglądając ponownie do kielicha z winem. Dumbledore tu, Grindelwald tam, dlaczego musieliśmy się angażować w ich walkę? Czy nie lepiej byłoby po prostu przeczekać i dać dwóm potężnym czarodziejom walczyć do upadłego, a potem wejść na scenę i zrobić to, co Crouchowie robili najlepiej od pokoleń? Zjawić się jako budowniczowie upadłej potęgi i odbudować Anglię jako bohaterowie, filary stabilności? - Aurorzy dali ciała, a przez nich także ministerstwo wyszło na ostatnie ofermy, nad czym ubolewam – dodałem ostatnie słowa z ironią w głosie, bo miałem głęboko w dupie ministerialny pijar – bo nie zabezpieczyli odpowiednio jednego z największych politycznych wydarzeń... dekady? Mugolski minister magii, kto by się spodziewał, że może dojść do incydentów. - Zakpiłem, upijając łyk wina i odstawiając kieliszek na stół z cichym brzękiem. - Niech się teraz tłuką między sobą i wzajemnie osłabią. Opozycja? Wrogowie? To jak opowiedzenie się za którąś ze stron. Potrzebujemy tego? Wciągnięcia się w obcą walkę na tak wczesnym etapie? - Ja na pewno nie potrzebowałem, bo oznaczało to więcej pracy, więcej problemów i więcej komplikacji w moim s p o k o j n y m życiu, na które od lat pracowałem. Nie było łatwo dojść do pozycji, jaką miałem teraz i wygodnego żywota na garnuszku czarodziejskich podatników.
W gruncie rzeczy naprawdę nie rozumiałem, dlaczego wszyscy byli tak spięci. Świat się palił? Owszem. Ale palił się już wcześniej i pewnie będzie palić się jeszcze wiele razy za naszego żywota, a Crouchowie byli przystosowani do tego, aby elastycznie dopasowywać się do zmieniających się warunków i układu sił. Po co panikować, skoro można pić wino i dobrze się bawić z francuskimi dyplomatami, nawet jeśli samej Francji nie lubiło się całym sercem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:23 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.