• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Manchester, Palatium Librae > Sala bankietowa
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-26-2025, 21:12

Sala bankietowa
Choć niezbyt często odwiedzana, to sala bankietowa jest jednym z reprezentatywnych miejsc w Palatium Librae. Wśród monumentów witających gości wzdłuż długiego, obleczonego w naturalne światło korytarza, znajdują się rzeźby greckich bogów, ale i popiersia zasłużonych z rodu Crouch. Sama sala bankietowa nie jest jednorodną częścią bryły budynku, wysuwa się zaś w kierunku stawu, na który bezpośredni widok mają zachodnie okna. To takie okoliczności sprawiły, że pomieszczenie dzieli się na dwie części — jadalnianą, z długim na 30 osób stołem z mahoniu oraz salonową, w której znajdują się dwie mniejsze kanapy z okrągłymi stołami wykonanymi z drewna i marmuru. Sala służy głównie organizacji większych spotkań, w tym wesel oraz corocznych rodzinnych spotkań i obiadów świątecznych.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-27-2025, 18:09
15 marca 1962 roku

Szept, trzask i spojrzenie.
Stukot obcasów o podłoże, brzęk stykających się sztućców z talerzami, trzask znikającego skrzata. Symfonia dźwięków wieczornego posiłku, małego teatru tylko dla najbliższych oczu. Gesty, słowa i wyegzaltowane roszczenia do siebie nawzajem. Każdy w tym pomieszczeniu czegoś chciał, najczęściej cena również była znana po wieloletniej znajomości. Ponowne pojawienie się małego sługi, aby tylko nikt nie mógł zdzierżyć pustego kieliszka. Może upajanie całej rodziny winem było metodą przetrwania, lecz niezwykle nieskuteczną w tym gronie. Zdawało się, że mieli początkowo świętować awans, którego głowa rodziny dostąpiła zaszczytu. Na talerzach serwowano polędwicę wołową z foie gras z sosem z czerwonego wina – ich małe Tournedos Rossini w wykonaniu skrzaciego sługi. Do kieliszków lano Château Latour, rocznik 1959, o wyjątkowej, wielowarstwowej nucie i intensywnym posmaku owoca. Wszystko to zwiastowało biesiadną celebrację, lecz napięcie, wyzwanie i presja zawłaszczyła pomieszczeniem.
Miał pytania, tliły się na końcu języka i dusiły w jego krtani. Przez większość kolacji oczekiwał dogodnego momentu, aby wyrazić swoje powątpienia, lecz jego nadzieje okazały się płonne. Hector po zakończeniu posiłku oznajmił o słabym samopoczuciu i wielkiej potrzebie skontaktowania się z swoim zastępcą. Jego twarz okryta była cieniem, lecz mógł dostrzec rozbawienie, które targało jego osobą. Jakże zabawne, jakże tchórzliwe. Pozostali więc sami w swych objęciach, najbliżsi sobie ludzie, dzisiaj przyjaciele, a jutro rywale. Uśmiechnął się delikatnie w podsumowaniu na ruch Hectora. Mądrym było uniknąć odpowiedzi w czasie, gdy jego pozycja uniemożliwiała stałą obronę. Przeciągnie do momentu, gdy sam uzyska lepsze zobrazowanie sytuacji. Pewne rozczarowanie nadal grzesznie zatruwało jego krew, zniecierpliwienie pulsowało w jego skroni.
– Czy Theodore wspominał, co mówi się w Hogwarcie? – zapytał siedzącego naprzeciwko niego Zachariasa i Apollonie, biorąc do dłoni kieliszek z winem. Najstarszy, z najsprawniejszym zmysłem słuchania i jakże wielką zapowiedzią talentu. Często, gdy nawet salonu nie mogły dać odpowiedzi, dzieci swych rodziców roznosiły noty. Małe, niezdarne politycznie i nie rozumiejące skali swych uczynków. Byli idealnym źródłem niepewnej wiedzy, pewnego echa domów, z których pochodzili.
– Sądzicie, że w słowach Grindelwada jest prawda? Dumbledore wybrał nam ministra? – tym razem pytanie skierował do całej sali, a może zwłaszcza tych, którzy pracowali w ministerstwie. Siedzący obok niego Raphael, nie był pewnym dla niego źródłem informacji, zbyt często ukrywający się w momentach, gdy trzeba było słuchać i patrzeć. Była to jednak jedna z wielu kwestii, które trzymały go przytomnego po nocach. Analizował słowa, prezentacje stanowisk i zastanawiał się, dla kogo było to przedstawienie. – Zdawali się dobrze znać.
Ich wymiana zdań miała często personalny wymiar, wychodzący dalece poza polityczną kłótnię. Byli ze sobą zaznajomieni, może nawet swego czasu byli sobie bliscy. Gdzie było kłamstwo, a gdzie leżała prawda? Obydwoje sprzedawali swoją wizję reklamowali swoje działania i chcieli zdyskredytować przeciwnika. Uderzali tam, gdzie bolało najmocniej. Czyż oni sami w swoim domostwie nie podejmowali się podobnych działań? Byli rodziną, zgodni w co drugi dzień, a pogodzeni każdą trzecią niedzielę miesiąca. Napił się ponownie wina, czas było usłyszeć przemów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
09-29-2025, 20:20
Przyszłość jawiła się jej jak mglista poświata nad dziecięcymi wspomnieniami doliny Bulstrode'ów:  gdzieś w oddali błyszczało światło, ale powietrze gęstniało od zapachu krwi, od widma wojny, którą każdy czarodziej doskonale znał z kart historii. Wiedziała, że nawet spory czarodziejów, konflikty, których nigdy nie chciała dotykać, mogą w jednej chwili obrócić się przeciwko tym, których kochała najbardziej. Ten lęk miał naturę ciszy — nie mówił do niej otwarcie, a jednak przychodził nocami, gdy dzieci spały, a ona nasłuchiwała, czy ich oddechy są spokojne. Nadszedł moment, w którym to co uważała za początek upadku, wisiał na włosku. Ale czy było to dobre?  Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić.
Z jednej strony pałała niechęcią do gorszej krwi, nie potrafiła zaakceptować upadku ich nazwisk i światłości tradycji w imię ukazania wszystkich jako równych. Z drugiej strony, nie była nienawistna — nie życzyła innym źle, życzyła, by byli tam, gdzie ich miejsce przez tysiące lat. Może po prostu nie chciała jednoznacznego werdyktu, jednostronnej odpowiedzi, bo wszystko było kwestią chwilowych emocji, które w ćwierćwili krążyły z agresją godnego leśnych drapieżników. Serce wypełniała gorycz wobec władzy, która miała ich chronić. Ale była upadkiem tradycji, o której wartość walczyła tak zaciekle. Zamiast poczucia bezpieczeństwa widziała kłamstwo, pychę i zgniliznę w sercu rządzących. Wolałaby ich upadku, wolałaby, by runęli z piedestałów, na których sami się ustawili, niczym kamienne posągi roztrzaskane przez pierwsze większe trzęsienie ziemi. To nigdy nie było ich miejsce, to oni od pokoleń nieśli w krwi władzę i doświadczenia przodków.
— Jeszcze przed zaprzysiężeniem mówił o nowych nauczycielach, podejrzewam, że także... bliskich nowej władzy. Rozmawiałam jednak dzisiaj z jedną ze znajomych z Izby Gmin. Ponoć starali się zablokować przepływ informacji dotyczący Grindelwalda, ale dzieciaki mówiły od razu. Spanikowani rodzice przelali to na dzieci.
Wzruszyła ramionami, poprawiając siedzącą na kolanach Daphne, której blond loki ledwie wystawały zza drewnianego stołu. Dziewczynka bawiła się figurką łani, którą uderzała o stół na kształt chodzenia.  Druga córka siedziała na centralnym dywanie, pogrążona w swoich własnych zabawach figurkami, notorycznie poprawiana przez skrzata, który za pstryknięciem palca poprawiał układane na sobie klocki. Calliope, choć zwykle zamknięta w swoim świecie, podnosiła jednak główkę na słowa Nathaniela, przyglądając się wujkowi z dozą zainteresowania, która znikała wraz z mrugnięciem jasnych rzęs.
Była zmęczona, nie powiedziała nic więcej, choć pytania Nathaniela opadały. Z czymś na kształt oczekiwania zerknęła na męża, usta zbijając jednak w głębokim zamyśleniu, poprawiając córkę na kolanach wraz z kolejnymi pociągnięciami za rozpuszczone z koka włosy. Wierzyła w słowa Grindelwalda, bo nie potrafiła ufać aktualnej władzy, a koleje losu ukazały, potwierdziły jej przypuszczenia. Wieża, diabeł i 3 buław odwrócona... to nie był konflikt na moment, to miało być runięcie aktualnych fundamentów, które całe szczęście nie zdążyły osiąść na dobre.  Tryptyk, który nie mówi wprost, lecz otwiera przed duszą pejzaż pełen napięcia, jakby ktoś odsunął zasłonę i pokazał gwałtowne oblicze losu; uderzyło boleśnie. Wieża zburzyła to, co znane, wyrwała z wygodnego fałszu; Diabeł ukazał, jak łatwo dać się omamić więzom własnych lęków i pragnień; odwrócona Trójka Buław mówi, że droga wciąż nie jest otwarta — że trzeba znaleźć w sobie siłę, by odwrócić wzrok od ruiny i złudzeń i mimo zatrzymania podjąć marsz ku nieznanemu. Czy Grindelwald był nieznanym? Karty nie dały odpowiedzi, mógł ją znać tylko jej mąż. Ale on milczał, a podobnie jak jego brat i choć chciałaby coś więcej powiedzieć, to boleśnie zacisnęła zęby na języku, upijając znaczący łyk wina, odstawiając kieliszek z chrzęstem upadającej nadziei.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
09-30-2025, 16:50
Było gęsto i wcale nie chodziło o zupę, która przyjemnie rozgrzewała w ten marcowy dzień. Gęsto było od ciężkiej atmosfery przy stole i niewypowiedzianych słów, które sam wuj Hector zdawał się omijać z daleka, wymigując się od deseru i znikając z sali bankietowej. Nie wiedziałem, czy chodzi o politykę, jakieś rodzinne sprawy, czy może kolejny skandal, który umknął mojej uwadze. Nie miałem pojęcia, skąd to się brało i skąd ten żałobny nastrój, bo przecież bym chyba pamiętał, że ktoś z rodziny umarł.
Tak myślę.
Nie miałem też za bardzo czasu czytać gazet, aby sprawdzić, czy nie umarł ktoś spoza rodziny, bo od trzech dni zajęty byłem sprawami najwyższej wagi i dyplomacji, próbując przydybać jednego z asystentów jakiegoś ważnego gościa z francuskiej delegacji, która przybyła na koronację naszego ministra. Albo zaprzysiężenie? Nigdy nie umiałem zapamiętać, która formułka widniała na zaproszeniu. Niemniej moje polowanie wymagało cierpliwości, skupienia, taktu, a ja oddałem mu się bez reszty. Czy można więc mnie winić, że przegapiłem na te kilka dni wieści ze świata? Absolutnie nie. Kto by się zajmował jakimiś gazetami, skoro w Londynie roiło się od zagranicznych gości, a ja natrafiłem na jednego tak wdzięcznego i uroczego, że nie sposób było mu odmówić ani towarzystwa, ani uwagi?
Nie mogłem więc ukryć zaskoczenia pytaniem rzuconym przez Nathaniela o tym, że Dumbledore wybrał nam ministra magii. Byłem przekonany, że w ceremonii koronacyjnej nie ma miejsca na jakiekolwiek wybory, a namaszczenie nowego szefa szefów to sprawa wyłącznie polityczna. Nawet w moją zamkniętą przestrzeń niechęci do wszystkiego co ministerialne, wkradła się przecież informacja o najnowszym ministrze; trudno było nie słyszeć szeptów i plotek, które starałem się ignorować. Inaczej mógłbym się zaangażować albo zostać wplątany w jakiś polityczno-wojenny galimatias.
Nie potrzebowałem tego.
Potrzebowałem za to świętego spokoju i żeby nikt nie zadawał mi trudnych pytań, w których Dumbledore i Grindelwald pojawiają się w jednym zdaniu. Postanowiłem zrobić więc to, co robiłem przez lata najlepiej: udawać. Wbiłem zaciekawione, wyczekujące spojrzenie w brata, jakby to jego odpowiedź była teraz najważniejszą informacją na świecie, którą pragnąłem pozyskać. Siedząc przy stole i w gronie najbliższych mówiących o dziwnych rzeczach, miałem wrażenie, jakbym wkroczył w sam środek sztuki teatralnej, której scenariusza nikt mi nie zdradził.
- A nawet – siorbnąłem z kieliszka – gdyby ten cały Dumbledore – jeszcze jedno siorbnięcie, bo poprzedni łyk rozlał się zbyt szybko po podniebieniu – wybrał nam szefa szefów, to co z tego? - Rozglądając się po stole jeszcze raz, z całkiem szczerym uśmiechem, doszedłem do wniosku, że jeśli naprawdę mam coś zrozumieć, to prędzej czy później ktoś mi to wytłumaczy. Czy świat ległby w gruzach, gdyby się okazało, że w końcu znamy nazwisko Wielkiego Marionetarza, który pociągał za polityczne sznurki? Nie od dziś było wiadomo, że wielka polityka i dyplomacja rodzi się poza oficjalnymi kanałami.
- Może będą podwyżki - powiedziałem z nadzieją, ignorując na moment ponurą, pełną patosu atmosferę przy stole i kiwając dłonią na skrzata, aby dolał mi wina. Wolałbym rum albo brandy, ale na mocniejsze alkohole było jeszcze za wcześnie. Ciekawe, czy Antoine gustuje w tych swoich francuskich winach, czy woli jednak prawdziwe trunki prawdziwego mężczyzny?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
10-04-2025, 18:29
Gryzł się z własnymi myślami. Powrót do rodzinnej rezydencji tuż po zaprzysiężeniu Nobby’ego nie należał do łatwych. Ostatecznie niewiele rozmawiał, nie poruszał tematu z Apollonie, próbując przegryźć odczucia związane z wizją, której doświadczył. Zwykle bywało właśnie tak – nie dzielił się tym, co siedziało mu w głowie do czasu rozpracowania poszczególnych fragmentów pejzażu. Jakby bał się, że nacechowane porywczością emocji podejście przyniesie jedynie chaos i niepewność. Należał do grona jasnowidzów wyważonych, chyba nigdy nic nie zachwiało nim na tyle, by musiał z miejsca wyrzucać z siebie wytwory umysłu. Nawet przeczucie śmierci Melchiora dojrzewało w nim przez wiele dni, nim zdecydował się porozmawiać z najdroższym kuzynem. I choć zdawało mu się, że był wtedy gotowy, ostatecznie poległ w nierównej walce ze strachem wraz z rozpaczą.
Najważniejsze obecnie było to, że powrócili do domu cali i zdrowi, a obecność Grindelwalda nie przyczyniła się do realnej szkody któregokolwiek z gości. To znaczy jeśli spojrzeć na to przez pryzmat dobrego imienia i honoru, można by dyskutować, lecz realnie ile przybyłych weszło na plac, tylu ich opuściło w miarę dobrym zdrowiu.
Przyszedł do sali bankietowej jako ostatni. I choć to miejsce, które zwykło wypełniać się ludźmi i szmerem rozmów, to dzisiaj panowała w nim gęsta, milcząca atmosfera. Pojedyncze głosy przebijały ją niczym sztylet, tnąc na nierównomierne kawałki paskudnie tłamszącego napięcia. Na domiar złego zdawało się, że wszyscy w jakimś stopniu oczekiwali na to, że i on dołoży swoje, być może nieco rozwiewając istniejący niepokój. Problem polegał na tym, że prócz faktycznej pozycji wyznaczonej wiekiem, nie miał wiele do zaoferowania swoimi dywagacjami na temat sytuacji politycznej. Wiedział, że tym stanem rozsierdzi tylko swoich krewniaków, dlatego gdy chwycił za kieliszek z winem, nawet nie próbował przyłożyć go do ust. Zamiast tego, pochylił się za plecami jednej z otoman, opierając się o jej wezgłowie przedramionami. Zwisał tak dobrych kilka chwil, dokładnie śledząc zabawę jednej z bliźniaczek. Rozważając przy tym czy nie lepiej byłoby mu pogrążyć się w beztroskim przerzucaniu klocków mian w rodzinnej dyskusji. Miał wrażenie, że interakcja z dzieckiem przyniesie więcej korzyści.
Na pomysł rozeznawania wśród młodzieży tego, co działo się w nastrojach dorosłych, napawało go szczerą niechęcią, dlatego też patrzył na Apollonie bez słowa komentarza, zastanawiając się tylko, kiedy zdołała wypytać kogoś z Izby Gmin. Wprawdzie nie chodzili za sobą krok w krok, ale i tak nie tracił podziwu nad zaradnością i kontaktami małżonki.
— Skoro zadajemy sobie te pytania, Nathanielu, to już oznacza, że cel został osiągnięty. Ziarno niepewności zasiane. Tyle wystarczy, tu nie trzeba nawet szukać niezbitych dowodów, aby ludzie czuli niepokój — przemówił wreszcie, kierując spojrzenie ku młodziutkiemu kuzynowi.
Nadal trzymał w sobie napięcie nie podjętej decyzji – wciąż wstrzymywał się z tym, by poruszyć temat własnych niepewności. Kiedy dotarł do niego głos Rafaela parsknął niemal pod nosem, tłamsząc resztki rozbawienia mankietem kremowej koszuli.
— Grunt aby rachunek się zgadzał, prawda? — Złośliwie uciął w kierunku brata. Potem zaczął zastanawiać się czy to z nim jest coś nie tak czy z rodziną prezentującą jedynie skrajne podejścia do spraw politycznych i społecznych.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Maya Crouch
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
3
3
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
10-11-2025, 14:22
Nienawidziła się spóźniać.
A mimo to po gwarze dochodzącym zza przymkniętych drzwi do sali bankietowej zrozumiała, że zjawiła się jako ostatnia. Atmosfera w Ministwerstwie po ostatnich wydarzeniach była przeładowana napięciem, gęsta od domysłów i plotek, przez co tempo pracy prawie każdego departamentu spadło poniżej akceptowalnego poziomu. Wykonywała swoje obowiązki z równie dużym zaangażowaniem co wcześniej, ale jako osoba częściowo uzależniona od innych musiała oczekiwać, aż również wykonają powierzone im zadania. Wyszła z biura o wiele później niż zamierzała, co w połączeniu z koniecznością poświęcenia czasu na załatwienie pewnych spraw i przygotowanie się na wieczór oznaczało teleportację do rodzinnej rezydencji o niewłaściwej porze. Ignorując wyrzuty sumienia rzuciła się w paszczę lwa.
Wślizgnęła się do sali na tyle niepostrzeżenie, na ile pozwoliło panujące wokół zamieszanie. Nominacja wuja zgromadziła w Manchesterze chyba niemal każdą osobę z nazwiskiem Crouch. Uczestnictwo w takich wydarzeniach uświadamiło jej, jak liczną rodziną byli - w przypadku, gdy usilnie starała się wtopić w tłum, miało to swoje zalety. Do dość oczywistych wad należało natomiast powitanie się z kilkoma mniej lubianymi ciotkami, kuzynami i gronem innych, ledwo ostałych w pamięci osobach. Przedarcie się ku rodzicom stanowiło poważne wyzwanie, zwłaszcza, jeśli oznaczało to konfrontację ze zmartwieniem malującym się na twarzy matki i podejrzliwie neutralnym spojrzeniem ojca. Po stonowanym powitaniu i wymianie kilku zdawkowych słów oznajmiła, że rusza na poszukiwania swojego rodzeństwa. Ku pokrzepieniu serca chwyciła kieliszek wina z tacy niesionej przez skrzata i skierowała się w stronę stołu, tam, skąd dochodziła dyskusja prowadzona przez przyjemnie znajome głosy. Niestety zadowolenie malało wraz ze zmniejszającym się dystansem, gdy na własnej skórze poczuła atmosferę równie gęstą co w pracy i zobaczyła ich miny, a przynajmniej tą, którą nosił najstarszy z wszystkich Zacharias. Nagłe zderzenie nieznacznie wytrąciło ją z równowagi i sprawiło, że cudem uniknęła zderzenia z przemykającymi nieopodal dziećmi. Oszołomiona, choć prawdopodobnie nadal sprawiająca całkiem dobre wrażenie, zajęła wolne krzesło tuż przy Rafaelu z nonszalancją kogoś, kto zjawił się na czas.
— Oficjalna wersja dla wszystkich to taka, w której byłam tu od samego początku i... nie umknął mi fakt, że wuj wyszedł przed mną.
Większość ze zgromadzonych w sali członków rodziny nie miała w jej ocenie znaczenia. Wartki, szaleńczy pęd krwi rezonował w rytmie narzuconym przez siedzących wokół najbliższych, do którego dostosowała się z przyjemnością.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-13-2025, 20:15
Grindenwald zjawiał się na scenie i obiecywał rewolucje.
Zmianę porządku świata, kreacje zwycięskich figur czarodziei, którzy obejmą swoim patronatem tych głupszych i słabszych mugoli. Zniewolą dla ich własnego dobra i wielu widziało w tym sprawiedliwość dziejową. Miał być martwy, a jednak wygrał bitwę, która podobno zawsze należała do przegranych. Z największą przeciwniczką kolejnych generacji – ze Panią Śmiercią. W ich społeczeństwie nadal byli Ci lojalni wobec niego, oczekujący kolejnego przewrotu i zmiany aktywnej polityki. Niektórzy trwali przy jego wizji pomimo cierpień i strat, ukrywając swą prawdziwą naturę. Był pewien, że ponownie jego hasła brzmiące ich ustami zawitają na place miast.
Czy było to dla nich korzystne? Było to najważniejsze pytanie, każde inne nikło przy istotności tej kwestii. Ród Crouch czerpał siłę z legalizmu i stabilizacji, ze europejskiego dziedzictwa wpisanego w ich prawo i kulturę. W świecie prawa, odpowiedzialności i przejrzystości, a przynajmniej próbach realizacji każdego z tych wielkich słów. Walczyli piórem i pergaminem, przekupstwem i manipulacją, lecz rebelia na ulicach zawieszała status, który prezentował im uprzywilejowaną pozycje. Ile mogli zyskać z nowego świata rządów czarodziejów? Wystarczająco dużo, by odejść od swego legalistycznego dziedzictwa?
Nie był zaskoczony słowami Apollonie, w panice prostackie i mało eleganckie ruchy zdają się tymi najlepszymi. Nawet jeśli z perspektywy czasu okazuje się, że było żałosnymi i niemożliwymi do spełnienia zadaniami.
– Marna próba kontroli przepływu informacji – ocenił, sięgając po kieliszek z winem. W początkowych godzinach starali się stworzyć własną narrację, co do wydarzeń, które miały miejsca. W świecie, gdzie media tworzą opinie musieli zrobić wszystko, aby chociaż podjąć próbę. – A podobno wiedza ma nam rozświetlać drogę.
Jakże autorytarnie z ich strony, gdy pod sztuczną potrzebą ochrony dzieci, chcą po prostu ograniczyć ich wiedzę. Zdawałoby się, że z czasem umiejętności pracy z mediami będą wzrastać, lecz wielu nadal wolało, by zamilkły na wieki. Rzadko kto dostrzegał potencjał, częściej traktowano ich jako wrogów. Były użytecznym narzędziem w rękach kogoś, kto wiedział co robi.
Zresztą, niewiedza zawsze wychodziła. Jego spojrzenie skierował się na Raphaela, zdawało się niewzruszonego ostatnimi wydarzeniami. Czasem zastanawiał się, jak on radzi sobie w ogóle w odmętach polityki ministerstwa. Gdzie kłamstwo i pycha były powszednie, a w słodkości słów ukryta była trucizna.
– Podważyło to jego wiarygodność, zabrudziło jego pomnik – zgodził się z Zachariasem, lecz ponownie wrócił wzrokiem do młodszego kuzyna. Raphael mógł poszczycić się wspaniałą edukacją, doskonałymi korzeniami i najlepszymi możliwymi guwernantkami, które dbały o jego rozwój – gdy jednak się odzywał, żadne z powyższych zdawało się nie odnajdywać swej drogi do jego umysłu. Zawsze skupiony na sobie i swoich małych przygodach, świecie o jak najwęższych horyzontach. – Dumbledore tworzył swój mit, prezentując się jako siewca dobra i sprawiedliwość. Fakt, że brudził się polityką w tak jawny sposób niszczy ten wizerunek. I to wszystko sprawia, że Nobby Leach staję się tylko jego marionetką, jego człowiekiem na stołku.
To zmniejszało jego możliwości zawierania sojuszy i blokowało niektóre ruchu. Jego pozycja bycia rozjemcą i chętnym do współpracy ze wszystkimi stawała się właśnie niemożliwym do zrealizowania sloganem. Będzie miało to zasadniczy wpływ na jego kadencje, choć zapewne nie doprowadzi do podwyżek.
– To było ważne wydarzenie dla Hectora, nieprawdaż Raphael? Okazja, aby pokazać wspólny front rodziny – zdawał się mówić przyjacielsko, niewinnie w swym prowadzeniu rozmowy. – Gdzie ty byłeś?
Jego wzrok skupiony był na jego osobie, jedynym, który pozwolił sobie na ominięcie zaprzysiężenia. Jak wiele zawdzięczał temu nazwisku? Hectorowi, który prowadził ich wśród meandrów czasów złowrogich. Pałace, pieniądze i wpływy, wszystko to dostali od urodzenia. Niektóre rzeczy brali za pewnik, ale w tak szybko zmieniających się czasach wszystko mogli stracić. Musieli o to zawalczyć, inaczej zostanie im to z łatwością odebrane.
Maya przyszła w idealnym momencie, gdy napięcie języków wydobywało się do przestrzeni między nimi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
10-14-2025, 22:21
Chyba nie mogła tego słuchać.
Obłudny, obojętności, oby się dobrze żyło, oby było nam bezpieczenie. Przez setki lat byli panami tych ziem, dbali o lud, czy naprawdę nie pozostał w niektórych osobnikach choć gram męskości w tejże posiadłości? Czy naprawdę, nie widzieli, jak bardzo stacza się ich świat?
Córeczka wyrywała się z rąk do siostry, puściła ją ostrożnie na podłogę, instynktownie dłonią zakrywając róg stołu. W tym samym momencie spojrzała na spóźnioną, pojawiającą się Mayę, którą obdarzyła delikatnym, nieodgadnionym uśmiechem. Gdzieś w środku była gotowa krytykować jej wybory, z drugiej strony, tak samo była gotowa ją wspierać na każdym kroku. Była kobietą paradoksu — zrodzoną z ciszy, lecz nauczoną mówić donośnie. Niosła w sobie sprzeczność; w jej wyimaginowanym świecie wybór nie był krzykiem, lecz szeptem, który teraz nie potrafił opuścić gardła. Wiedziała, że moc kobiety nie leży w tym, by stać ponad mężczyzną, lecz by stanąć obok, nie spuszczając wzroku, nawet teraz, gdy była gotowa krytykować i walczyć z wypowiedziami, które drażniły jej ucho. Bulstrodzi nigdy nie pozwoliliby sobie na taką słabość.
— Jak to... co z tego? — Zapytała, na wpół oburzona, ale tę nutę mógł głównie wyczuć jej mąż. Upiła łyk wina, próbując ugasić cisnące się na język słowa. Nathaniel potrafił podsumować to dobrze, nie musiała psuć sobie krwi na takie głupie dogmaty jak istotność polityki.
— Dumbledore jest naszą opozycją, dopóty rozstawia pionki po niegodnych ich ról — i nie bała się tych słów wypowiedzieć, każdy w tym przybytku wiedział, jakie nosi w sobie poglądy. Zaniechanie tradycji to najgorsza forma kontroli ludu zbudowanego na klasach.
— A rozstawianie stołków w cieniu jest niegodnym wmawianych przez niego idei. Zresztą, gdyby był doprawdy po stronie prawa, czy nie zainterweniowałby w momencie pojawienia się... ponoć to, zbrodniarza wojennego? Był obojętny, bo są siebie warci — wypowiedziała, pozwalając Nathanielowi i mężowi kontynuować, aż do momentu, gdy pytanie młodszego zawisło niczym opuszczona do połowy flaga. Skapywało mu jeszcze mleko spod nosa, ale już teraz miał w sobie waleczność, którą tylekroć od dziecka próbowała w nim zaszczepiać, pielęgnować, bo taki właśnie winien być archetypowy chłopiec. I mimo całej podniosłej chwili, to mądrość słów jej męża i waleczność Nathaniela jakoś cieszyły ją bardziej niż zwykle, gdy spoglądała na rodzinę Crouchów. Dziewczynki w tle bawiły się grzecznie, wzrok co rusz uciekał od stołu do nich, bo choć nauczona była, że dzieci mogą pozostać na kilka minut bez opieki i skrzat zawsze zauważy niepokojący moment, to urodzone po kilku latach dziewczynki potęgowały w niej potrzebę ochrony. Coś wewnątrz powtarzało, że nie urodziły się w bezpiecznych i dobrych dla nich czasach, że będzie musiała o nie dbać bardziej niż musiała o pozostałe. Intucja, matczyna intuicja.
Podniosła się i zauważywszy pusty kieliszek przy talerzu Mayi, sięgnęła po butelkę w całej bezceremonialności, wlewając jej więcej niż powinna. To był ciężki czas dla nich, a miał być tylko gorszy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-15-2025, 07:59
Uniosłem lekko głowę, gdy Zacharias się zaśmiał i rzuciłem mu przelotny uśmiech; był jedynym z towarzystwa, którego kij w dupie sięgał nieco płycej od reszty, wiedziałem więc, że zrozumie ironię sytuacji. Odgarnąłem włosy z czoła, które i tak po chwili wróciły na swoje miejsce, żyjąc własnym życiem i przez moment przyglądałem się bratu, pozwalając słowom przelatującym ponad stołem odbijać się od mojej świadomości.
- A po cóż chodzić do pracy, jeśli nie ma się z tego wymiernych profitów? - odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie i nieznacznie wzruszyłem ramionami. Podejrzewałem, że po naszej wcześniejszej rozmowie, będzie mnie obserwował uważniej, ale nie czułem przez to większej presji. Czułem za to, że mówienie rodzinie właśnie teraz o moich planach na przyszłość nie będzie najlepszym pomysłem. Byli czymś wyraźnie wzburzeni i zaaferowani, a ja powoli układałem porozrzucane kawałki puzzli w tej politycznej układance.
- Pytasz o Hogwart, a co mówią studenci? - zapytałem Nathaniela, kątem oka obserwując, jak Maya próbuje udawać, że znajduje się w odpowiednim miejscu i od odpowiednio długiego czasu. Rzuciłem w jej kierunku pełen zrozumienia uśmiech; ile bym dał, aby się spóźnić jak ona. Albo żeby w ogóle mnie tu nie było; po raz pierwszy w życiu, no, może drugi, naprawdę żałowałem, że nie jestem w pracy. Nawet dramatycznie nudne spotkanie byłoby bezpieczniejsze od siedzenia przy stole z ludźmi, którzy zaraz dostaną ataku apopleksji z powodu Dumbledore'a i nowego ministra.
Kogo.
To.
Obchodziło.
Naprawdę próbowałem wychwycić sens ich rozmów, zrozumieć, o co ta cała afera, ale zaraz rozpraszałem się własnymi myślami, które jak zawsze miały znacznie ciekawsze rzeczy do zaoferowania. Niemniej kiedy młodszy kuzyn rozpoczął swoją tyradę, nie mogłem nie wyłapać logicznego zaprzeczenia w jego własnych słowach. Zapatrzyłem się na moment we własny kieliszek, zanim mu odpowiedziałem.
- Więc sugerujesz, Nathanielu, że nie można być siewcą dobra i sprawiedliwym człowiekiem i jednocześnie zręcznym politykiem, który steruje zza tylnego fotela? - zapytałem od niechcenia, zanurzając usta w winie i pozwalając, by przez trwającą w nieskończoność sekundę moje słowa zawisły między mną a kuzynem. - Wuj Hector byłby zapewne niepocieszony taką konkluzją, że musi wybrać jedną z tych alternatyw, więc dobrze, że już wyszedł – uśmiechnąłem się łagodnie, jakbym strofował krnąbrnego bratanka, który w czasie pościgu za siostrą nadepnął mi na bosą stopę. - Brudzenie się polityką brzmi do tego tak brutalnie... - westchnąłem z przyjemnością, gdy znów upiłem łyk wina, delektując się jego wybornym smakiem i jednocześnie pozwalając moim słowom przemknąć po słuchaczach. Czy wszyscy przy tym stole, prawie wszyscy nie żyli właśnie w tym brudzie?
Wiedziałem, o co im już chodziło i skąd ta atmosfera powszechnej p a n i k i. Byli zdegustowani faktem, że ktoś inny ubiegł ich w planach i odebrał sznurki do ulubionych marionetek. Rozumiałem to; taka była natura Crouchów, ale nie znaczyło to jednocześnie, że chciałem brać w tym udział. Cokolwiek ich trapiło, najwyraźniej było poważne, ale to wcale nie znaczyło, że musiało trapić mnie. No chyba, że Nathaniel znów postanowił wbić mi nóż pod żebro. Tym razem spojrzałem na niego wyraźnie zirytowany.
- Och, z przedstawicielem francuskiej delegacji, a gdzieżby indziej? Ktoś z departamentu musiał wziąć na siebie ten przykry obowiązek towarzyszenia naszym braciom zza kanału, a ja wylosowałem najkrótszą słomkę. - Westchnąłem głośno, wkładając w to westchnienie cały żal i poczucie niesprawiedliwości, na jakie tylko mogłem się zdobyć. Rzeczywiście, nie przepadałem za Francją samą w sobie, niemniej miała pewne plusy, o których jednak nie zamierzałem dyskutować. - Uprzedzając twoje pytanie – zerknąłem na niego z odrobiną ironii we wzroku – nie mówili nic o wydarzeniach z zaprzysiężenia. Szybko wrócili do siebie, nie chcąc się angażować w ten le conflit. - Spojrzałem na swój pusty już kieliszek i odstawiłem go na stół, dając gestem znać, że potrzebna mi dolewka.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
10-20-2025, 19:07
Konflikt wisiał w powietrzu i mógł to wyczuć już na długo przed tym, gdy przekroczył próg sali bankietowej. Nie musiał być do tego jasnowidzem, aby wysnuć podobne wnioski. Znał ich aż za dobrze; począwszy od własnej żony i kuzyna na rodzeństwie skończywszy. I zawsze w gwałtownym chaosie starał się być głosem rozsądku, nawet jeśli rola ta nie była mu w zupełności przeznaczona. Jego neutralność będąca solą w oku raczej rozsierdzała, ale nauczył się wyrażać ją w sposób bardziej przystępny, niedostrzegalny wręcz. Ponadto – kiedy szło o sprawy jego najbliższych, potrafił podjąć decyzje, o które nikt by go nawet nie posądził.
Przywykł do zdecydowanego głosu Apollonie, zacisnął lekko wargi, kiedy zwróciła się do Rafaela. Nie zamierzał jej stopować, bo to jedynie zaogniło by sprawę i sam też musiał przyznać, iż chwilowo bierność brata wcale go nie pocieszała. Miał dla niego wiele wyrozumiałości, potrafił wejść w jego skórę z pewną dozą empatii, ale ignorancji i obracania wszystkiego w żart nie traktował jako drogi wyjścia. Być może dlatego rzucił mu pochmurne spojrzenie, nieszczególnie przejmują się zadanym pytaniem. Tak naprawdę nie węszył na terenie uczelni i bardzo cenił sobie to, że jego towarzysze nie przynosili ze sobą kwestii politycznych za ściany jego gabinetu oraz pracowni. Nie miał zresztą na to wiele czasu, ale był pewien, że te najważniejsze głosy i tak znajdywały drogę do jego uszu. Ogląd na sytuację miał więc dość okrojony, ale zawsze jakiś. Zasiany niepokój narastał bowiem w każdym środowisku.
— Tu zupełnie nie chodzi o to czy można te dwie role ze sobą łączyć czy nie, bo odpowiedź jest raczej oczywista, jeśli masz starczająco przytomności — odezwał się wreszcie do brata, kątem oka zerkając na zakradającą się Mayę. Zmrużył lekko oczy obserwując ją uważnie lecz jego wyraz twarzy był jedynie na pozór surowym. Powrócił następnie do kontemplacji bawiącej się córki, jakby to ten widok stanowił jedyną podporę, punkt, w którym mógł oczyścić umysł z nadmiaru negatywnych emocji i rozedrgania pojawiającego się ilekroć konflikt wisiał w powietrzu. — Ludzie jednak polegają na pewnych wzorcach, archetypach i niestety rzadko to, co sprytne i czynione za kulisami kojarzy się jednoznacznie z czystością intencji. Mnie zupełnie zajmuje tylko to, że faktycznie jesteśmy teraz w mało korzystnym punkcie. Ludzie będą sprawę zaogniać, antagonizować się. Uzyskany pokój był jedynie pozorem, co widać doskonale po uroczystości zaprzysiężenia. Starczy, że pojawi się Grindelwald, rzuci kilka słów i mamy doprawdy wyborny teatr. I ja tu nie próbuję bagatelizować czy osądzać o prawdziwości podanych informacji. Mam zwyczajnie złe przeczucia… — zasępił się. Odepchnął od siebie myśl o doświadczanej wizji. Nadal niezbyt przekonany o tym, że powinien się nią dzielić. Emocje sięgały zenitu i bez tego.
Potem przypomniał sobie jeszcze o czarującej starszej damie i jej zapatrywaniu na Hectora. Może więc było tak, że i bez Grindelwaldowej szopki wszystko skończyłoby się wcale nie mniej pesymistycznie. Ludzie wątpili. Widzieli też gesty. Nie każde emocje dało się ukryć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:14 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.