• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Wielka Sala
Strony (7): 1 2 3 … 7 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-09-2025, 17:55
Wielka Sala
Wielka Sala to największe pomieszczenie w całym zamku Hogwart. Jak sama jej nazwa sugeruje - jest naprawdę wielka. Długa na kilkadziesiąt stóp, szeroka na kilkanaście i o bardzo wysoko, łukowato sklepionym suficie, którego zazwyczaj nie widać, bo dzięki czarom uczniowie Hogwartu spoglądając ponad głowy dostrzegają zazwyczaj niebo podobne temu, które widać za oknem. Pod sklepieniem wieczorami unoszą się setki świec, za dnia zaś światło dziennie wpada przez wysokie i wąskie okna. Wielka Sala ma kamienną posadzkę i takież ściany, zawsze wypolerowane i zadbane przez domowe skrzaty pracujące w kuchni. Każdego dnia stoi tu kilka stołów - cztery najdłuższe przeznaczone są wychowankom domów w Hogwarcie. Po drugiej stronie od wejścia zaś, na podwyższeniu, stoi stół nauczycielski, gdzie zasiada grono pedagogiczne. Po środku tego stołu stoi krzesło przywodzące na myśl tron, należące do dyrektora szkoły. Dekoracje Wielkiej Sali zmieniają się w zależności od okoliczności.
Na lewo od stołu nauczycielskiego znajdują się drzwi prowadzące do bocznej komnaty z portretami.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-09-2025, 18:02

Bal Maskowy

W celu zjednoczenia czarodziejskiej społeczności Wielkiej Brytanii organizatorzy Międzynarodowego Zjazdu Absolwentów zadbali o to, by w charakter wieczoru wkomponować tradycyjne obrzędy znane z pozostałych szkół magicznych Europy.

[Obrazek: 3ab40cebb8263178167ad4b4583f19f0.jpg]

W Wielkiej Sali, poza suto zastawionymi stołami z licznymi potrawami oraz napojami, integralnym elementem uczty stał się przestronny, drewniany parkiet, w kącie którego zasiada magiczna orkiestra. Jej repertuar, w przeważającej części, składa się z utworów muzyki klasycznej, w przerwach na złapanie oddechu przeplatanych delikatnymi aranżacjami harf i skrzypiec — instrumenty na tę okazję zamówiono u najlepszych, francuskich rzemieślników. Po bokach parkietu ustawiono wysokie wazony pełne zaczarowanych, nigdy niewiędnących róż i hortensji, subtelnie zmieniających swą barwę w odpowiedzi na różnorodność wygrywanych melodii. Na suficie, zwyczajowo przedstawiającym iluzję rozgwieżdżonego nieba, od czasu do czasu dostrzec się dało konstelacje, które układały się w misterne wzory tańczących sylwetek, już wkrótce rozpływających się na powrót w mlecznej poświacie księżyca.

Uczestnicy balu, w duchu tradycji Beauxbatons, wstępując na parkiet otrzymują maski, które na czas tańca należy przywdziać na twarz — każda z nich jest inna, każda na swój sposób niezwykła. Taniec, rozpoczynany w parach przez najdostojniejszych uczestników wydarzenia, miał być nie tylko zabawą, lecz także symbolicznym gestem jedności.

Chcąc zatańczyć, rzuć w odpowiednim temacie kością k15, by dowiedzieć się, jaki wygląd oraz właściwości ma maska, która magicznie wyrosła w Twojej ręce z chwilą wejścia na parkiet.

W celu określenia zachowania i podejścia naszej postaci należy zapoznać się z opisem maski partnera w tańcu.

Każde ponowne wejście na parkiet wymaga nowego rzutu na maskę — te znikają z twarzy postaci zaraz po opuszczeniu strefy wydzielonej do tańca.

Rodzaje masek
1 — Masque du Miroir Liquide
2 — Masque de Poussière d’Étoiles
3 — Masque du Papillon
4 — Masque de l’Écaille du Dragon
5 — Masque de l’Horloge
6 — Masque des Larmes de Cristal
7 — Masque de la Flamme
8 —Masque de l’Ombre Veloutée
9 — Masque des Plumes du Phénix
10 — Masque Disparaissant
11 — Masque du Vent
12 — Masque des Fleurs Lunaires
13 — Masque Obsidienne
14 — Masque du Sourire Doré
15 —Masque du Chuchot Noir

Opisy masek

Opisy masek


Masque du Miroir Liquide

Damska: smukła, o falujących brzegach przypominających taflę wody, srebrzysta i połyskująca jak krople rosy.
Męska: cięższa w formie, z geometrycznymi srebrnymi liniami układającymi się jak spękane szkło.
Efekt: partner w tańcu widzi w niej swoje własne odbicie zamiast twarzy noszącego — w konsekwencji mimowolnie ujawnia swoje emocje, co może prowadzić do głębszej bliskości lub lekkiego zakłopotania.

Masque de Poussière d’Étoiles

Damska: granatowa, zdobiona drobnymi kryształkami, które wyglądają jak rozsypane konstelacje.
Męska: ciemniejsza, prawie czarna, z pojedynczymi migotliwymi punktami – bardziej jak samotne gwiazdy niż całe niebo.
Efekt: partner czuje się otwarty i marzycielski, co sprzyja rozmowom o wyjątkowo intymnych sprawach lub chwilowej melancholii.

Masque du Papillon

Damska: lekkie, misternie wyszywane skrzydełka po bokach, mieniące się pastelowymi kolorami.
Męska: stylizowana na bardziej graficzny wzór motyla, z symetrycznymi, kanciastymi skrzydłami w ciemniejszych barwach.
Efekt: partner w tańcu ma wrażenie wolności i beztroski, chce oddawać się ulotności chwili, co może popychać go do odważniejszych wyznań lub gestów.

Masque de l’Écaille du Dragon

Damska: połyskująca zielenią i złotem, z drobnymi łuskami układającymi się w ornament na policzkach.
Męska: ciemna, niemal czarna, z wyraźnymi, grubszymi łuskami przypominającymi zbroję.
Efekt: partner odczuwa ekscytację i napięcie wokół noszącego, co może pobudzić fascynację erotyczną i niekontrolowaną bezpośredniość ruchów czy propozycji.

Masque de l’Horloge

Damska: filigranowe wskazówki przesuwające się na czole, zdobione motywami kwiatowymi.
Męska: większe, cięższe wskazówki w stylu gotyckich zegarów wieżowych, w kolorze mosiądzu.
Efekt: partner w naturalny sposób synchronizuje się z noszącym — towarzyszą mu analogiczne emocje oraz myśli.

Masque des Larmes de Cristal

Damska: smukła, z delikatnymi kryształkami spływającymi jak krople po policzkach.
Męska: masywniejsza, kryształy osadzone są głównie w okolicy oczu i brwi, dając efekt deszczu spływającego po szybie.
Efekt: partner rozmawiający z noszącym odczuwa lekką nostalgię — łatwiej mówi o sprawach, których zwykle nie porusza.

Masque de la Flamme

Damska: smukła, czerwono-pomarańczowa, z finezyjnymi zawijasami przypominającymi języki ognia.
Męska: mocniej zarysowana, w kolorze ciemnej czerwieni, o ostrzejszych, bardziej agresywnych krawędziach.
Efekt: partnerowi wydaje się, że każdy gest, słowo i ruch noszącego są intensywniejsze, niż w rzeczywistości — w konsekwencji staje się bardziej konfliktowy.

Masque de l’Ombre Veloutée

Damska: gładka, matowa czerń z delikatnym połyskiem, lekko wydłużona ku dołowi.
Męska: cięższa, o grubych brzegach, z lekko chropowatą fakturą przypominającą kamień.
Efekt: partner ma wrażenie lekkiej utraty czasu i orientacji — rozmowa z nim zdaje się trwać krócej niż naprawdę, a sam temat i przebieg rozmowy uderzać może w nieco absurdalne nuty.

Masque des Plumes du Phénix

Damska: złote i czerwone pióra układają się wachlarzowo nad skroniami.
Męska: pióra krótsze, bardziej zbite, przypominające koronę lub grzebień.
Efekt: partner odczuwa przypływ nadziei i lekkości — może to budować otwartość lub niezamierzoną zależność emocjonalną.

Masque Disparaissant

Damska: lekka, półprzezroczysta, czasami zdaje się zanikać na krawędziach.
Męska: przezroczystość zaczyna się od środka, oczy zdają się „zawieszone” w powietrzu.
Efekt: partner czuje lekką dezorientację — może to wywoływać u niego lekkie napięcie w interakcjach.

Masque du Vent

Damska: błękitna, zdobiona delikatną, falującą mgiełką po bokach.
Męska: głębszy odcień błękitu, mgiełka bardziej przypomina unoszącą się parę lub dym.
Efekt: partner ma wrażenie świeżości i swobody, jakby każde słowo — sekret, plotka, pretensja czy komplement — było łatwiejsze do wypowiedzenia.

Masque des Fleurs Lunaires

Damska: srebrne kwiaty rozkwitają przy skroniach i nad brwiami, delikatnie migocząc.
Męska: pojedyncze kwiaty wtopione w strukturę maski, bardziej geometryczne i chłodne.
Efekt: partner staje się nadmiernie ostrożny i powściągliwy, jakby jego ruchy, gesty i słowa miały zaważyć o całej przyszłości — w konsekwencji nie zachowuje się naturalnie, pozostaje spięty, waży każde swoje słowo i chce wyjść na możliwie jak najbardziej niewinnego.

Masque Obsidienne

Damska: czarna, połyskująca, z subtelnymi refleksami przypominającymi powierzchnię jeziora nocą.
Męska: masywna, ostro wykończona, połysk zmienia się w ostrzejszych kątach, jak cięty kamień.
Efekt: partner odczuwa lekką niepewność co do intencji noszącego — pojawia się subtelne napięcie lub ciekawość, trudniej przewidzieć reakcje rozmówcy.

Masque du Sourire Doré

Damska: złota poświata rozświetla usta i policzki, nadając delikatności rysom.
Męska: maska bardziej skupiona wokół ust, z szerokim złotym łukiem przypominającym antyczny hełm.
Efekt: noszący zyskuje aurę charyzmy — partner w tańcu chętniej odpowiada na pytania, uśmiecha się, ale i nie chce kłamać.

Masque du Chuchot Noir

Damska: czarna z delikatnym srebrem, runy wiją się wzdłuż policzków jak tatuaże.
Męska: runy wyryte głębiej, biegną pionowo ku dołowi, wyglądają jak wyżłobienia w kamieniu.
Efekt: noszący zdaje się bardziej przekonujący, perswazyjny — partner mimowolnie bardziej ufa jego słowom, nawet jeśli są tylko półprawdziwe.

Kod

Z racji tego, że pisząc swój post i kreując postać podczas tańca uwzględniać należy rzut współgracza, przygotowaliśmy prosty kod, który należy wkleić na górze postu rozpoczynającego wątek. Każdy gracz powinien uzupełnić go o zamieszczone powyżej nazwy masek oraz efekty ich działania na partnera w tańcu.

Kod:
<div class="mask-container"><div class="mask-info"><h3 class="mask-title">NAZWA MASKI</h3><p class="mask-description">OPIS EFEKTU</p></div></div>
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
10-17-2025, 22:51

Masque de l’Écaille du Dragon

partner odczuwa ekscytację i napięcie wokół noszącego, co może pobudzić fascynację erotyczną i niekontrolowaną bezpośredniość ruchów czy propozycji.


Stres sączył się w jej żyły jak trucizna – cichy, niemal przezroczysty, a jednak paraliżujący. Wewnątrz niej ścierały się dwa światy. Jeden – ten, który wybrała rozumem, uporządkowany, pewny, bezpieczny. Drugi – ten, który tlił się w niej jak wspomnienie ognia, którego nigdy nie udało się ugasić. Dawny Atticus, którego kiedyś kochała, istniał teraz już tylko w niedopowiedzianych myślach, w listach, których nie wysłała, w tej jednej nucie, co drżała w niej, ilekroć słyszała jego głos w pamięci. Był za to nowy Atticus, którego ramię obejmowała dłonią, którego uśmiech krążący w kącikach ust, roznosił się pośród skrytych dotąd obietnic. Byli tu razem, w niemym obwieszczeniu tego, co nieuchronne, a co widniało błyskiem na jej serdecznym palcu prawej dłoni.
Obietnica, która miała inny wymiar. Była więc rozdarta — jak Persefona stojąca pomiędzy światem żywych a królestwem cieni. Wydawało się jej, że wychodzi ku światłu, że wybiera życie, bezpieczeństwo, przyszłość, a jednak coś w niej zostało pod ziemią, w miejscu, gdzie kwitną ciemne granaty i gdzie nie wolno mówić o miłości. Wiedziała, że jej przyszły mąż był człowiekiem dobrym, cierpliwym, może nawet tym właściwym. Ale miłość — ta prawdziwa, ta, która pali i pozostawia popiół — miała inną twarz. Czy była w stanie ją rozpoznać? Czy to jego twarz niosła to miano, mimo jej silnych obaw o utratę niezależności? Nie potrafiła tego określić. Spojrzenie na moment słynęło na rękę; kiedy patrzyła na pierścionek, błyszczący w półmroku, czuła w sercu ten sam ból, który kiedyś nosiła jej matka, a jednak okraszony tym, że nie chciała go swoją osobą ranić. Nie chciała go niszczyć, odbierać mu radości i głębi uczuć, ale nie potrafiła go też porzucić. I trwali teraz, tą więc obecnością obwieszczając światu, że lada moment nosić miała nazwisko L e s t r a n g e.
Odwagą, a wręcz absurdem było założenie czerwieni w obliczu ostatnich zdarzeń, weń jednak była doza kontrowersji, którą lubiła podnosić.  Suknia, którą miała na sobie, zdawała się być utkanym z półmroku i blasku dziełem — jednocześnie surowa i pełna przepychu. Jedwabny materiał w odcieniach głębokiego burgundu z odcieniami czerwieni, mienił się przy każdym ruchu niczym tafla ciemnego wina pod dotykiem światła. Tkanina, ciężka i lejąca, opadała miękko, tworząc na ciele fale podkreślające kobiece ciało. Na ramionach spoczywał delikatny szal, niemal przezroczysty, haftowany drobnymi granatowymi kwiatami, które wyglądały, jakby ktoś rozsypał na nim fragment nocnego nieba. Kwiaty te, misternie obszyte złotą nicią, tworzyły subtelną aurę pochodzenia — była córą Roweny, oddanej w imię inteligencji godnej całego kosmosu. W spiętych w kok włosach, upiętych z pozorną,  co bądź, niedbałością, połyskiwały granatowe kwiaty — tożsame z tymi z szalu, jakby cała kompozycja stanowiła jedną, misternie zaplanowaną konstrukcję pokazującą cały jej byt. Tylko zachowane przez rodzinę elementy biżuterii, złoto mieszające się z szafirami, wyglądały na swój wiek — cała reszta, rekonstruowana i poprawiona z czasów młodzieńczych jej matki, była odzwierciedleniem klasy — mimo braków środków.
Pierścionek lśnił najjaśniej, jak jej partner tego wieczoru. Diament obsypany granatami, w czerwieni niosącej to, co niosła tym odcieniem na ustach — jedyną słuszną prawdę, jedyny słuszny pogląd. Pamiątka rodzinna, ponoć to, ale była pewna, że w takich rodzinach nie było to rzadkością. Nie kwitowała tego jednak, drugą dłonią przesuwając po misternie wyszytym materiale. Czuła się piękna, jak nigdy dotąd, ale każde spojrzenie i tak generowało obawy. Poszukiwała wzrokiem znanych sobie; Manon, Leonnie, kochanej Fran... potrzebowała ich poparcia, potrzebowała ich potwierdzenia, miast tego witali się z kolejnymi przedstawicielami wielkich rodów skorowidzu, nim szeptnęła do Atticusa w geście wuczonej konspiracji.
— Wypada nam zatańczyć — głos był niepewny, jak gdyby obawiała się jego chęci do tańca, ale pewność ruchów narzeczonego poprowadziła ich wprost na parkiet, który obdarzył twarz warstwą niewypowiedzianego wyuzdania.  Maska momentalnie skryła kobiece lico, a Oriana nie wiedziała jeszcze, że narastający w niej niepokój miał być skonsumowany jej własną transformacją. Po policzkach połyskiwały drobne łuski, układające się w subtelny ornament. Złote i zielone refleksy drgały na niej cicho, jakby pulsowały w nich odległe echo pradawnego morza, którego język rozumiała tylko ona. Głębia, daleka odcieniom jej domu, bliska zaś niewypowiedzianej ambicji, która zawsze wahała Tiarę Przydziału.  I tylko spojrzenie spod zdobień, które wtopiła w twarz narzeczonego, mimo całego niepokoju i obaw, próbując odnaleźć w nim  brzeg dla swojego wzburzonego morza.

| rzut
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
10-18-2025, 15:54

Masque du Chuchot Noir

noszący zdaje się bardziej przekonujący, perswazyjny — partner mimowolnie bardziej ufa jego słowom, nawet jeśli są tylko półprawdziwe.


Pierś unosiła się niespokojnie; powietrze stało się zbyt gęste, zbyt lepkie, by można je było przełknąć bez odrobiny wstydu. Duszność miała smak metalu ― gorzki i ciężki, osiadający pod językiem, jakby w każdym tchnieniu rozkładała się cząstka dawnej wolności. Pierwszy raz od wielu lat poczuła, że świat zacieśnia się wokół niej niczym pierścień, a oddech stawał się deklaracją winy. Była zaręczona. I choć samo słowo brzmiało jak obietnica porządku, w niej budziło jedynie dławienie ― pulsujące, rozdygotane tętno niezgody. Zaręczona z mężczyzną, którego nazwisko ciążyło jak zbroja, zimne i obce, dźwięczne od bogactwa i krwi. Medici ― brzmiące niczym wyrok wydany z pokolenia na pokolenie, jak echo czegoś dawno uświęconego, a jednak skażonego. Ojciec nazwał to aliansem, ona ― zdradą. Czynem tak pełnym interesownego chłodu, że aż czuła, jak w jej żyłach zamarza resztka zaufania.
Nie chciała go. Nie chciała niczego, co miało nosić zapach jego dłoni, ciężar jego głosu, ani tę obłudną manierę, z jaką potrafił sprawiać wrażenie wybawcy, gdy w istocie był nowym katem. Lecz decyzja już zapadła ― wykuta z obowiązku, politycznej kalkulacji i żałoby, która w ojcu przekształciła się w głód władzy. W tej chwili ― pośród ciemności i trzasku spalanego drwa, w ciszy mieszkania, który kiedyś był ostoją ― czuła się jak zamknięty organizm. W jej wnętrzu pulsował bunt, komórka po komórce, jakby natura samej jej krwi odrzucała nową formę, próbując przetrwać. Była jak ciało, które odrzuca przeszczep, bo instynkt wie, że obce nie powinno rosnąć wewnątrz.
Przełknęła ciężar podpisu ― tego przeklętego dokumentu sprzed dwóch lat, o którym wszelako nie miała pojęcia. Hańba, raz spisana, nigdy nie traciła mocy; jedynie zmieniała kształt, wdzierała się w pory skóry, w oddech, w sposób, w jaki spoglądało się w lustro. Wśród chłodu marmurowych korytarzy Hogwartu, czuła to palenie jeszcze wyraźniej ― bo oto przyszło jej stanąć naprzeciw własnego losu, przywdziać jego barwy i zatańczyć w rytm melodii, której nienawidziła. Każdy krok ku sylwetce obcego mężczyzny, pana nowego nazwiska i tytułu, zdawał się ugniatać grunt pod nią niczym ciało skazańca na drodze ku gilotynie. W głowie pulsowały echa dawnych obietnic ― ojcowskie słowa o przyszłości, o potędze i spokoju zapewnionym przez pieniądz i nazwisko. Wszystko to było farsą, a mimo to musiała ją odegrać ― dla zachowania pozorów, dla uniknięcia wstydu, dla świętego spokoju świata, który nie znosił kobiet walczących o samostanowienie.
Hogwart, ozdobiony chorągwiami, pachniał wspomnieniem młodości i starych tajemnic, lecz dla niej stanowił tylko tło. Musiała zagrać szczęście. Uśmiech wyćwiczony, miękki jak jedwab, ale pusty. Oczy błyszczące, lecz nie od radości, a od napięcia mięśni wokół spojrzenia.
― W ramach drobnego uczynku… Zechcesz dać mi przyjemność wolności w tańcu, Monsieur Medici?― zaszeptała, przerywając nurtującą ciszę między dwoma personami, które po całym dniu miały czelność dopiero teraz się odnaleźć. Dla zwiększenia prośby usytuowała dłoń na jego odpowiedniczce, pozwalając płynąć kciukowi po jej wierzchu. ― Oczywiście, jeśli dotrzymasz mi kroku… ― Podołasz?
Stała się na moment odbiciem jego świata ― śródziemnomorskiej elegancji, chłodnej pewności siebie, tej włoskiej maniery, w której grzech splatał się z modlitwą. Suknia, którą wybrała, nie była jedynie tkaniną ― była manifestem. Bladoniebieski jedwab spływał po niej jak łza nieba po powierzchni jeziora Como, rozświetlony słońcem wspomnień, których nigdy nie chciała przywoływać. Każdy fałd materiału był jej bronią, każde drgnięcie rzęsy ― cichym protestem. W ruchach kryła się łagodność kapłanki, która zamiast ofiary z kwiatów składała własne serce, uśmiechając się do tłumu z wyuczonym wdziękiem. Florenckie złoto matki błyszczało na szyi i nadgarstkach jak kajdany zbyt piękne, by można je było nazwać więzieniem.
Nie pochwycisz mojego serca...
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
10-19-2025, 14:19

Masque de la Flamme

partnerowi wydaje się, że każdy gest, słowo i ruch noszącego są intensywniejsze, niż w rzeczywistości — w konsekwencji staje się bardziej konfliktowy


Krok żwawo postępował naprzód, do pary z łapczywymi oczyma, bezwstydnie chłonącymi tutejszą okoliczność; szum wystawnego bankietu mieszał się z niepoważnym chichotem, ten zaś wkomponowywał się w pierwsze melodie wydawane przez szumnie zapowiadaną orkiestrę. Ponoć zestaw strun w pobliskiej harfie kosztować miał tyle, co trzy, szyte na miarę, garnitury; swój własny przygładził dłonią, z myślą zastygłą przekąsem na twarzy ― drżenie muzyki, a może cała tutejsza strojność, momentalnie zapachniało pieniędzmi ich wszystkich, zgromadzonych pod strojnym sufitem podatników, banalnie świętujących zjednoczenie magicznych społeczności, banalnie spotykających w tych murach dawnych kolegów z klasy. Inicjatywy tego pokroju, podszyte tą bełkotliwą narracją o solidaryzowaniu się i dążeniu do równości, nijak wpasowywały się w obserwowany przepych; inicjatywy tego rodzaju, wyraźną choćby kreską jakże niewybrednych kontrastów w ubiorze ― bo jedna miała suknię z jedwabiu, a inna ze skromnego perkalu ― ponuro udowadniały tylko, że postulowana symetria klas nigdy nie zostanie osiągnięta.
Nie stało się tak za rządów konserwatysty i nie stanie się tak za władzy człowieka postępu; nie stało się tak do tej pory, gdy robotnicy ― bodaj liczebnie ― stłamsić próbowali elity i nie będzie też tak w niedalekiej przyszłości, nawet jeśli oczarowani lewicującą wizją świata dygnitarze właśnie celebrowali unię układów, zasiadając wspólnie przy jednym stole. Ani Nobby Leach, ubrany dziś w warstwy kosztownej elegancji, ani podstarzały dyrektor tej szkoły, wokół którego nieustannie snuto liczne, oczerniające enigmatyczną postać, plotki, nie byli odpowiednimi reprezentantami tych, o których prawa mogli chcieć walczyć; najpewniej sami uciśnieni przez system pozostawali pod tym względem stosunkowo zgodni. Wystarczyło dziś zaledwie na nich spojrzeć, by rozwiać wszelkie, kołyszące się w umyśle wątpliwości; wystarczyło tylko wsłuchać się w tembr ich śmiechów, by odpowiednio zdiagnozować szczegóły tej sprawy.
― Podoba ci się tutaj? ― zagadnął uprzejmie Varyę, gdy kolejny przypadek ― wcześniej sygnowany jeszcze jego zbłądzeniem na skraju Zakazanego Lasu ― wrzucił ich wir kolejnej, tym razem bardziej obiecującej konwersacji; nie widział jej na oczy już od dłuższego czasu, ich kontakty pozostawały zresztą swoiście zakurzone, niekiedy tylko doraźnie odnawiane w obliczu podobnych konfrontacji. Wydawało się jednak, że posłany przez nią jakiś czas temu list nic nie miał w sobie z pozorowanej grzeczności; z sympatią przyjął więc jej rysy ― teraz już dorosłe, teraz już inne ― w murach obcej mu szkoły. ― Przedstawię cię moim przyjaciołom ― zawyrokował wkrótce, po raz pierwszy tego wieczoru odnajdując w tłumie znajome oblicza Freddy'ego i Loretty; krótkie powitanie sprzężone z konieczną wymianą personaliów i komplementów poprzedziło kolejne pytanie, teraz wypowiedziane już w stronę rodzeństwa:
― Jak się bawicie? ― rzucił banałem, ale takie też było przecież wszystko; taka była jego czarna, jednorzędowa marynarka i spodnie w kontynentalnym stylu, takie też były obcasy ― krzykliwe, krwistoczerwone ― zasiadającego nieopodal dziewczęcia. Zanim łagodny uśmiech drwiny zdążył rozciągnąć się po kantach męskiego lica, odwrócił od nich spojrzenie, na dłużej ogniskując je w końcu na blondynce:
― Tańczysz? ― Najpewniej odpowiednio poproszona, odpowiedział sam sobie, reflektując się szybko i sugestywnie wyciągając do niej dłoń zachęty. Odmowa najpewniej by go rozczarowała, ale ona nadal czuć mogła w łydkach wczorajszy, górski wysiłek; wbrew temu intuicja podpowiadała jednak, że namawianie jej nie będzie koniecznie, a do nich ― odważnie wkraczających na parkiet w pierwszej kolejności ― dołączyć mógł przecież jej brat i jego dawna znajoma ze szkoły. Nie zdziwiłby się zresztą zanadto, gdyby tamci mimowolnie odnaleźli ze sobą wspólny język porozumienia ― pod wieloma względami wydawali mu się całkiem podobni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Varya Borgin
Czarodzieje
Wiek
22
Zawód
łowczyni
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
4
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
19
13
Brak karty postaci
10-19-2025, 18:41

Masque du Papillon

partner w tańcu ma wrażenie wolności i beztroski, chce oddawać się ulotności chwili, co może popychać go do odważniejszych wyznań lub gestów.


Miętosiłam mimowolnie skrawki materiału plisowanej spódnicy, która mocno związana w talii, przypominała obcą powłokę, w swej swobodzie wręcz niewygodną.. Krańce majtały się wokół łydek, kiedy tylko posuwałam się w głąb strojnej sali balowej – zupełnie niepewna względem tego, co miałam tam ujrzeć. Po tych kilku godzinach w szkockim zamku wiedziałam już, że te mury przesiąkały nieznanymi mi tradycjami, że nie powinnam była tutaj przylatywać. Snułam się po zakamarkach korytarzy zdobionych tysiącem malowideł, tęsknie wyglądając w stronę górzystych krajobrazów. Wszystko to, co znajdowało się na zewnątrz, nęciło mnie stokroć bardziej od osadzonych po kątach tego zamku rozbawionych pułapek i oceniających par oczu. Niewiele tu było śladów Durmstrangu, niewiele okazji do tego, by obrócić głowę ku przeszłości i zanurzyć się w dawnych opowieściach. Lecz moje postanowienie stało się zadaniem, przed którym nie wolno mi było zbiec. Obiecałam sobie, że przyjdę i spróbuję.
Więc byłam. Ostrożne kroki poprowadziły między eleganckie postury. W dłoniach zakwitła wiosenna maska, której słodyczy powstydziłby się zapewne każdy Borgin. Kuriozalny wybór niemal parzył zimne palce. Czy mogłabym oddać ją komuś innemu? Wokoło dojrzałam mnóstwo jasnowłosych, ślicznych dziewcząt, które bez trudu odnajdywały się w pogodnym towarzystwie. Ja stałam sama, wpatrując się tępo w ułożoną w dłoni ozdobę. Oddychałam powoli, mocno, przy okazji torturując nos perfumowaną wariacją ulatującą z rozświetlonych dekoltów i uprasowanych kołnierzy gwarnego towarzystwa. Czy ktokolwiek z nich mnie widział? Ja widziałam ich wszystkich, zbyt czujnie wodząc okiem od maski do maski. Drżałam, ale nauczona chować wszystko w sobie, pozostawałam zupełnie stateczna, z ledwie powolnym krokiem, może nieco zbyt sztywnym karkiem. Przykryte opowieścią instrumentów rozmówki zatonęły wreszcie, przycichły znacznie. Uwaga wielu pięknych twarzy ulokowała się na parkiecie. Stałam i patrzyłam, jak kolejne łączą się, dotykają i wreszcie kołyszą. Ja nigdy nie miałam znaleźć się między nimi.
– Nie – odparłam cicho i z jakiegoś powodu po norwesku. Zupełnie jakby wstydem było przyznawanie się do niechęci czy odmiennej strefy komfortu. On wiedział, że ja wolałam całkiem odmienne formy celebracji, zupełnie inne rozrywki dalekie od smaku ponczu i wytworności aksamitnych kokard. On jednak, jak sądziłam, bez trudu odnajdywał wygodne miejsce dla duszy w tych stłoczonych okolicznościach. Nie cierpiał i nie paraliżowało go onieśmielenie. Naturalnie przywdziewał czar i elegancję – w przeciwieństwie do mnie. – Chciałbyś… – zaczęłam powoli, lecz urwałam, nim kompletna głupota się przed nim obnażyła. Chciałbyś stąd pójść? – Przyjaciołom? – spytałam cicho, choć to także nie powinno wzniecać mojego zaskoczenia. Igor miał tu wiele pokrewnych charakterów. Towarzystwo chętnie się go trzymało. I tutaj, gdy zapuścił korzenie, zapewne bez trudu odnalazł druhów. Podążyłam tuż za nim, niewylewna wymiana imion i powitań, spojrzenie ostrożnie zatrzymujące się najpierw na jasnowłosej dziewczynie, później chłopaku. Tkwiące przy bokach ciała dłonie jeszcze mocniej docisnęły się do boków. Komplementy. – Hogwart jest zupełnie inny niż Durmstrang – zauważyłam, szukając jakiegoś tematu rozmowy. Skądkolwiek pochodziła dwójka nowopoznanych, na pewno również posiadała swoje spostrzeżenia. – Mury są… cieplejsze – dodałam jeszcze i ktoś, kto mnie dobrze znał, mógł bez trudu wywnioskować, że ten stan rzeczy wcale pozytywnie nie wpływał na moje odczucia. – I są maski. – Głupie maski. A może mogły mieć jakieś korzystne zastosowanie? Może dzięki temu o wiele łatwiej przyszłoby mi skryć się przed tymi wszystkimi ludźmi? Powinnam wreszcie ją założyć, przykleić do twarzy różowe skrzydełka motyli. Sztywnym ruchem podniosłam rękę i spróbowałam umocować maskę, ale plątała się między zakręconymi kosmykami włosów. Albo to moje dłonie drżały w przejęciu i stresie tak, że proste czynności stawały się trudnością większą od przetrwania tygodnia na syberyjskim pustkowiu. Gdy wreszcie uporałam się z przymocowaniem ozdoby, ujrzałam Igora i jego koleżankę szykujących się do tańca. No tak. Wypastowane pantofle gości niesamowicie swobodnie poruszały się w rytmie muzyki. Nie byłam pewna, czy tak potrafię. Zerknęłam niepewnie na Freddy’ego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
10-19-2025, 18:41

Masque des Fleurs Lunaires

partner staje się nadmiernie ostrożny i powściągliwy, jakby jego ruchy, gesty i słowa miały zaważyć o całej przyszłości — w konsekwencji nie zachowuje się naturalnie, pozostaje spięty, waży każde swoje słowo i chce wyjść na możliwie jak najbardziej niewinnego.



Uśmiechy, uściski dłoni, przyjacielskie poklepanie pleców; wymieniane grzeczności i rzucane swobodnie żarty, a wszystko to popijane doskonałą ognistą whisky, której szklanka zawsze wydawała się pełna. Atmosfera celebracji uświęcona pojawieniem się najzacniejszych z zacnych, ale i tych pomniejszych czarodziejów; spotkanie po latach, tak długo wyczekiwane i tak starannie zaplanowane. Dzisiejszego wieczoru odczuwał dumę – jako pracownik Ministerstwa Magii, ale i mężczyzna. Narzeczony, chociaż brzmienie tego słowa pozostawiało słodko-gorzki posmak na języku; mimo tego codzienne troski wprawnie pozostawił poza wrotami Hogwartu.
Czuł ciepło dłoni Oriany nawet przez materiał idealnie skrojonej marynarki; nieme potwierdzenie jej obecności, ich wspólnego występu w tych radosnych okolicznościach. Nie było już spotkań po zmroku, nie było tajemnicy i niedopowiedzeń; dzisiejszego dnia po raz pierwszy stali ze sobą, złączeni porozumieniem niepotrzebującym już słów i zapewnień – dowód na to lśnił na jej palcu, mrugając zalotnie do każdego, kto był w stanie dostrzec pierścionek. Atticus raz po raz zerkał na kobietę u boku – jego ideał, nie miał co do tego faktu żadnych wątpliwości – i obserwował pozorną łatwość, z jaką radziła sobie podczas kolejnych powitań ze wszystkimi, których znał. Starał się w tłumie odnaleźć Moirę, by i ona mogła usłyszeć nowiny. Nie mógł wymarzyć sobie lepszej okazji, by oznajmić światu, iż byli zaręczeni, a od tego już prosta droga do ślubnego kobierca; mimo to wprawnie zbywał pytania o datę, bo sami jeszcze jej nie ustalili. Był więcej niż pewien, że cała ta jakże nowa sytuacja stresowała Orianę, ale nie pozwolił na to, by nerwy przejęły prym – wspierał kobietę cichą obecnością i przejmował stery rozmowy wtedy, gdy jej brakowało słów. Uznał tremę za zupełnie normalną reakcję, i tym również postanowił się nie martwić, nie dzisiaj. Nie tutaj.
Było jeszcze wiele rzeczy, które musieli omówić, lecz ta rozmowa mogła poczekać – teraz ich jedynym zadaniem było się pokazać.
Prezentowali się nienagannie; on w idealnie skrojonym, ciemnym garniturze z przypinką rodzinnego herbu na piersi, i ona – w cudownej, czerwonej kreacji, która przyciągała spojrzenia i skłaniała do komentarzy. Wyglądała pięknie; początkowo nie potrafił oderwać od niej wzroku, pozostając ślepym na wdzięki innych kobiet. Nie skąpił komplementów pod jej adresem, zarówno do niej samej jak i rozmówców, których napotkali w Wielkiej Sali.
Komentarz Medici – na tyle cichy, by musiał się nieco pochylić, by usłyszeć – wyrwał go z zadumy. Posłał kobiecie łagodny uśmiech, kładąc dłoń na jej własnej.
- Powinnaś poczekać aż Cię poproszę – zażartował, lecz spełnił prośbę narzeczonej, bez zawahania odkładając szklankę na stół i prowadząc Orianę na parkiet. Z momentem wejścia w ich dłoniach zmaterializowały się maski; Atticus przyjrzał się swojej, zaintrygowany, nim finalnie skrył za nią twarz. Pojedyncze, srebrne kwiaty, stopione po boku ozdoby, zdawały się migotać figlarnie w świetle świec. Większą uwagę przykuła maska założona przez Orianę; nawet mimo tego byłby w stanie rozpoznać ją pośród wszystkich dzisiejszych gości.
Ułożył dłoń na dole jej pleców, drugą pochwyciwszy jej palce; wyczuwając rytm granej przez muzyków melodii, dołączyli do pozostałych tańczących. Prowadził pewnie, wyuczony tej sztuki od najmłodszych lat; uznał, że to doskonała okazja, by porozmawiać sam na sam.
- Wszystko w porządku? Wydajesz się strasznie spięta – zagadnął cicho, na moment odsuwając się, by mogła wykonać obrót; z powrotem przyciągnął ją do siebie, nieco bliżej niż poprzednio, kładąc większy nacisk dłoni na ciało. Nagle poczuł się nieco podekscytowany bliskością Oriany, a myśli powędrowały w kierunku, w którym nie powinny – zamiast kolejnego obrotu Atticus brawurowo przechylił kobietę w dół, wywołując falę entuzjazmu oglądających. Gdy powrócili do dalszego tańca, pochylił się nieznacznie i musnął ustami bok jej szyi, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Może powinniśmy się wymknąć? – szepnął jej do ucha, sunąc teraz palcami wzdłuż jej kręgosłupa.
Nie zastanawiał się, nie analizował; zupełnie, jakby jakaś nieznana moc przejęła nad nim prym, ale tego nie był w stanie teraz przetworzyć. Liczyła się tylko Oriana, ich wspólny taniec, oszałamiający zapach jej perfum i bliskość ciała, które doprowadzały go do szaleństwa.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Alessio Medici
Akolici
Wiek
32
Zawód
alchemik, handlarz ingrediencjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
18
0
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
28
Siła
Wyt.
Szybkość
7
7
2
Brak karty postaci
10-20-2025, 08:19
⏱ godz. 19:00

Masque des Fleurs Lunaires

partner staje się nadmiernie ostrożny i powściągliwy, jakby jego ruchy, gesty i słowa miały zaważyć o całej przyszłości — w konsekwencji nie zachowuje się naturalnie, pozostaje spięty, waży każde swoje słowo i chce wyjść na możliwie jak najbardziej niewinnego.


  Słowa w tym momencie nie mają znaczenia. Liczą się same kroki, stawiane w miękkim świetle sali – pełne dumy i pewności, jakby Alessio na stałe wydrapywał charyzmą ślad na posadzce. Liczy się też echo podeszwy eleganckiego obuwia, odbite na drewnie, które nie boi się ciszy, i które w każdej pauzie zostawia kawałek jego obecności.
  Nie jest jak cień. Nie ślizga się bez celu po posadzce, nie przemija.
  Jest jak materia. Nieidealna, niezbywalna. Pozostaje głęboko w myślach.
  Cecha ta objawia się szczególnie wyraźnie, gdy dojrzały i odczuwalny zapach jego perfum, roznosi się w powietrzu wokół niego. Wzniesiony opar łagodnych, żywicznych nut z otulającą zmysły tonką to jedyna forma miękkości, na jaką go dziś stać. W każdej kolejnej sekundzie jest tego przeciwieństwem: przypomina raczej ostre promienie słońca, wchłonięte przez kwadraty szyb wprost do Wielkiej Sali. Wrażenie to potęgują gorące, ale i ciemne kolory ubioru: głęboka czerń jedwabnej koszuli oraz bordo marynarki, wykonanej z lekkiego materiału w drobne florystyczne ornamenty. Marynarka ta spływa po nim gładko, jak deszcz u szczytu wielkich okien, skraplający się zawsze chętnie w dół. Podkreśla smukłość sylwetki i szerokość ramion. Przy tym, zamiast poszetki, w kieszeń stroju przypięty jest kwiat z łańcuszkiem dekoracyjnym.
  Zapach, jaki za sobą ciągnie, nie niknie szybko.
  Uchwycony w locie wraz z ciepłem rozgrzanej skóry może przynieść otuchę, a może także skazać na zgubę. Która z wersji stanie się bliższa dla Melusine? Nie wie tego, ale też po prawdzie nie rozważa kwestii, które wciąż pozostają otwarte. Trudno przewidzieć kierunek tego wieczoru, szczególnie, że nastrugani z pozorów, pozwalają im trwać od uwolnionego początku po zaplanowany kres. Zwlekają więc z ciała serię wyćwiczonych gestów, zdrapują uśmiechy, kruszą dłutem elegancji wszelkie prawdziwe emocje, tylko po to, by zachować formę tej relacji odpowiednio wysublimowaną – odpowiednio też atrakcyjną dla otoczenia.
  Rytm jego ciała, ciepły oddech, rozprężający płuca, a nawet sposób w jaki mówi... zna wszystkie odsłony własnych kłamstw, gdy wiedziony pytaniem partnerki, podnosi na nią wzrok. Mimo tego ma wrażenie, że dzisiejsza maska, ciężka od detali, kwiecista w strukturze, stanowi niezapowiedziany bufor pomiędzy jego intencją wypowiedzi, a jej reakcją.
  ― Jeśli pragniesz tej iluzji... ― dyskretny szept rozlega się przy uchu Melusine, gdy nachylony chwilowo przy jej sylwetce, pozwala sobie na swobodę wypowiedzi. Zaraz jednak prostuje się, ujmuje subtelnie dłoń kobiety, odnajdując się należycie w roli, jaką przyszło mu dziś wygrywać zaraz po wejściu do sali:
  ― Z największą ochotą, bella donna.
  Chłód sączy się między nimi jak półmrok nad literami. Słowa wypowiadają bowiem z należytą elegancją, niepoprawną jednak obojętnością, szepczącą między oddechami.
  ― Sprawdźmy to ― dodaje jeszcze, wychodząc z kobietą na parkiet.
  Nie pragnie się wtopić w przestrzeń, nie szuka cienia, czy dyskretnego kąta. Pomimo przeciętnych zdolności tanecznych, wychodzi na środek, gdy ich związane dotykiem dłonie zatrzymują się w ówczesnej miękkości, a oni, sypiąc iskrami niewypowiedzianych emocji, odtwarzają z ognia siebie.
  Teraz jest tylko cisza w gwiazdach ich spojrzeń, gęstwina gładkich półprawd i środków, wtłoczonych w gesty. Determinacja, schodząca opuszkami palców ku niej, jak żywy, palący obecnością impuls. Łaknące kontroli ciało i ręce.
  Pochwycone z przestrzeni drżenie kobiecego buntu, jakie wyczuwa i które pragnie zamknąć w okowach własnego milczenia. Nie komentuje. Towarzyszy jej jednak w tej zbrodni pozorów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
10-20-2025, 12:26

Masque de l’Horloge

partner w naturalny sposób synchronizuje się z noszącym — towarzyszą mu analogiczne emocje oraz myśli.


Tylko biegunka powstrzymałaby Sandy przed założeniem nowej kiecki, mieniącej się jak rybie łuski. Wyjątkowo nie z lumpeksu, a z prawdziwego butiku, w którym ekspedientki skaczą wokół klientek na paluszkach, dobierają kolor materiału do karnacji skóry i rozpływają się nad ich urodą, nawet jeśli obsługują walenie, które wyjątkowo silny prąd wyrzucił na brzeg. Jestem jedynym facetem w tym sklepie - i zanim ktoś mi powie, że to jest niemęskie - morda w kubeł. Oglądanie damy w bieliźnie - niemęskie? Wymień jedną bardziej męską rzecz od tego, dalej, jazda. Proszę bardzo, obdzieraj sobie ze skóry jelenie, siłuj się na rękę z trollami, dla mnie i tak będziesz zwykłym cwelem, jeśli wolisz to od dopinania błyskawicznego zamka od linii pośladków aż do odkrytych łopatek w przymierzalni za kotarką, gdzie bez przeszkód skradniesz całusa lub dwa, czując się gotowy jak nigdy. Do rzeczy wielkich - ja płacę: sukieneczka, szpileczki, oczy Sandy świecą jak znicze, bo jednak zwykle nie jestem taki hojny, przeważnie tylko oglądamy. To też ma swój urok: pokazujemy się w drogich sklepach, każemy rozwijać przed sobą perskie dywany, subiekci pocą się jak świnie, nie wiedząc, że prowizję od sprzedaży zobaczą jedynie w snach, że to wszystko na marne, że zbyjemy ich śmiechem i wyjdziemy z setką wymówek: że nie pasuje do kolonialnego sekretarzyka po wuju Bartholomew, że będzie się gryźć z żyrandolem z kryształami Swarovskiego, czy że po prostu jest za tani, a tanie rzeczy źle wpływają na zaspokojenie naszego wystroju. Tym razem: zastaw się a postaw się. Bardzo, bardzo nie chcę iść na tę imprezę, ale Sandy manipulacyjne taktyki ma w małym paluszku. Mnie też sobie wokół niego owinęła, jesteśmy uzależnieni, współuzależnieni inigdy nie przeżyłem niczego tak kurewsko romantycznego. Najpierw awantura (grozi mi pistoletem, słodka), później masaż pleców, a na koniec gała w samochodzie - wie, kiedy poprosić drugi raz, kiedy robię się miękki i kiedy pozwolę jej na wszystko. Ma być radosna i zadowolona, miła i uśmiechnięta: dobrze, jeśli do szczęścia potrzebuje powrotu w szkolne mury, będę tam dla niej, będę tam przy niej, będę tam z nią.
Bo samej na pewno jej nie puszczę.
Wychodzimy spóźnieni - nie chcę wskazywać palcem czyja to odpowiedzialność, żeby nie rozpętać burzy (z piorunami, huraganu, tornada, z gatunku tych, na które teksańczycy mają przygotowane schrony i plecaki ucieczkowe), ale powiem, że kiedy ona nakłada podkład, puder i resztę szpachli, ja zdążyłem rozwiązać jedną krzyżówkę, przeczytać dziesięć stron książki “100 najlepszych dowcipów o teściowych”, a nawet dwa razy się przebrać, kiedy Sandy stwierdza, że nasze stylizacje do siebie nie pasują. Ona chce, żeby pasowały, więc mielę przekleństwo w gębie i dmucham ciepłym powietrzem z różdżki na trzecią już koszulę i marynarę. Tyle zachodu: na klacie mam siniaki od jej ukąszeń, zostawiam rozpięte trzy górne guziki, żeby było je widać, a niech tylko spróbuje udawać świętą i marudzić, żebym je ukrył - miała robić koło mnie, ale zamiast tego przykłada sobie do oka coś, co wygląda jak narzędzie tortur. “Pies andaluzyjski” na żywo, będę mieć koszmary o sięganiu przez oczodoły prosto do mózgu i o prasowaniu.
Wielkie dzięki, Sandy.
– Pamiętaj, żeby nie gadać z nikim, u kogo pracujesz, zrozumiano? – pytam szorstko, kropiąc obficie skronie Monsieur de Givenchy. – Co odpowiesz, kiedy ktoś zapyta, czym się zajmujemy? – testuję, czy z jej pamięcią jest lepiej niż u naszej złotej rybki, wiecznie skołowanej od pływania w okrągłym akwarium. W korytarzu przez woń tytoniu przebija się cytrusowa świeżość i mydliny, z tyłu drapie pieprzna nuta i leśny mech, a ciężar cynamonu i piżma rozbija ziołowa werbena i bergamotka. Sandy ubiera buty, a ja z papierosem w zębach znowu powątpiewam, czy nie lepiej byłoby zostać w domu - choć już odstrzelony jak szczur na otwarcie kanału. – Musimy iść? – pytam, sunąc dłonią po jej odkrytych plecach i dalej w dół, zatrzymując się pewnie na jej pupci. – Jesteś taka piękna, że nikt inny nie powinien na ciebie patrzeć, Sandy– mamroczę, pijany feromonami, podwijając jej sukienkę i pakując pod nią palce. Sprawdzam, czy ubrała majteczki.
Ubrała. Niech to.
A iść oczywiście musimy, ale było warto - tak samo jak warto było dotknąć ją tuż przed wyjściem, rozgrzać się, szepnąć jej na uszko, że to o tym i o niczym innym będę myśleć cały wieczór. Niewinność w Hogwarcie, zapowiada się pysznie, kiedy kroczymy razem korytarzem prowadzącym do Wielkiej Sali. Ona - jak na czerwonym dywanie. Ja, dużo skromniej, służę jej ramieniem i  tylko ego puchnie mi tak, jakby moja psycha dostała świnki i powiększenia węzłów chłonnych, bo mam najlepszą laskę w całej szkole, zupełnie jak dawniej. Nowe szaty cesarza: mógłbym przyjść nagi, ale z nią i tak byłoby cacy. Kobieta to największa ozdoba mężczyzny, tak czy nie? – Chodź, zatańczymy, księżniczko – sam ciągnę ją na parkiet, możemy balować do północy albo tak długo aż zedrze swoje pantofelki, kręcenia bioderkiem akurat nigdy nie odmówię. Tu nie zabawimy się tak dobrze jak w tancbudzie, zespół nie zagra Elvisa, Sandy będzie podciągać moje ręce, kiedy odważę się ją zmacać, ale nie szkodzi, nie szkodzi. Wybieram maskę (idiotyczny warunek wstępu na parkiet), która obdarzy nas czasem i pewnie prowadzę ją wśród wianuszka absolwentów. – Chyba się nie znamy. Wygląda mi panienka na absolwentkę Beauxbatons – szepczę do niej, układając stabilną ramę, na której zaraz się oprze. W tym układzie faktycznie jestem pewniakiem, francuskim markizem albo księciem Walii, a Sandy doświadczy najprawdziwszego  królewskiego traktowania. Bokiem wyjdzie jej wyzywanie mnie od chamów, kiedy przekona, się, co potrafię zrobić z językiem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Mildred Crabbe
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Alchemik w św. Mungu
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
5
Brak karty postaci
10-20-2025, 16:22

Masque des Larmes de Cristal

partner rozmawiający z noszącym odczuwa lekką nostalgię — łatwiej mówi o sprawach, których zwykle nie porusza.


Nie pamiętałam, aby kiedykolwiek organizowano podobną imprezę w Hogwarcie czy jakiejkolwiek innej magicznej szkole, więc nie wiedziałam do końca, czego spodziewać się po Zjeździe Absolwentów. Taka otoczka nieznanego i kompletnej tajemnicy, która mogła być jednym wielkim zaskoczeniem, działała jednak na mnie motywująco i tym chętniej pojawiłam się tu tego wieczoru, zwłaszcza że za towarzysza miałam własnego narzeczonego.
Mitcha, który nierozsądnie zaprosił mnie do tańca, jakby zapomniał o swoich tanecznych osiągnięciach z ostatniego wesela. A przecież tym razem był całkowicie trzeźwy...
- Maski, doprawdy – westchnęłam, zakładając swoją. - Skoro wiem, z kim tańczę, po co ją zakładać? - dodałam nieco agresywniejszym, bardziej zirytowanym tonem, spoglądając na Mitcha, który założył już własną. Zatęskniłam za powrotem do ciszy kamiennych korytarzy, hałas i tłum zaczynały mnie męczyć, ale jeden taniec mogłam poświęcić Mitchowi. Zasłużył na niego, poza tym w jego ramionach czułam się na tyle pewnie, by móc w miarę swobodnie wyjść na parkiet na oczach setek gości. Może nawet więcej.
Dookoła było tyle ludzi, do moich uszu naprzemian dobiegały dźwięki muzyki, śmiechów, szmerów rozmów. Czułam się jednocześnie młodo i staro, tęskniąc za dawnymi czasami, jak i ciesząc się, że minęły i mogłam wieść dorosłe życie bez widma egzaminów nad głową. Tutaj, w Wielkiej Sali, byłam trochę jak duch, który wraca do miejsca, gdzie w przeszłości żył i choć czuje sentyment, to wie, że już dawno nie jest jego.
- Zamierzasz brać udział w jakichś atrakcjach? - zapytałam, gdy muzyka zaczęła grać, a pary przed nami się poruszyły. Melodia płynęła miękko, a ja starałam się dopasować do niej swojej kroki, jednocześnie nie ulegając temu przyjemnemu uczuciu, które towarzyszyło mi, gdy Mitch mnie obejmował. Lewa noga wprzód, druga w bok, prawa wprzód, obrót... To nie mogło być trudne, najwyżej go podepczę.
Zmrużyłam oczy, gdy jego dłoń zdawała się wędrować zbyt nisko, abym uznała to za przypadek, ale postanowiłam jeszcze nie reagować. Może to tylko przypadek, może mi się tylko wydawało. Czułam, jak serce wybija mi rytm podobny do muzyki, dawałam się jej ponieść, obserwując jednocześnie kątem oka inne tańczące pary. Czy był to ktoś znajomy? Komu mogłabym przedstawić Mitcha jako swojego narzeczonego i patrzeć, jak mina zmienia się w pełną zazdrości? Och, może to małostkowe, ale w końcu miałam się czym chwalić, więc czemu tego nie zrobić...
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (7): 1 2 3 … 7 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:16 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.