• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Derbyshire, Burke Manor > Jadalnia
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-06-2025, 10:47

Jadalnia
Jadalnia utrzymana w klasycznym stylu, łącząca w sobie szlachetną prostotę i ponadczasowy szyk. Przestrzeń ta zachwyca już od progu swoją harmonijną kompozycją – wysokie regały z ciemnego drewna, wypełnione książkami i starannie dobranymi dekoracjami, tworzą dostojne tło dla centralnie ustawionej, masywnej ławy. Choć pozbawiona obrusa, zdobiona jedynie świecznikami i subtelnymi detalami, jest ona sercem pomieszczenia. Wokół stołu ustawiono wygodne krzesła z miękkim siedziskiem. Podłoga wykonana z ciemnego drewna przykryta jest eleganckim dywanem w stonowane wzory, który nie tylko ociepla wnętrze wizualnie, ale także wprowadza subtelny element przytulności i domowego charakteru. Z sufitu zwisa efektowny żyrandol z kryształami, który rozświetla wnętrze ciepłym, rozproszonym blaskiem. Naturalne światło wpada przez duże, przeszklone drzwi prowadzące na zewnątrz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-24-2025, 18:20
| 18 kwietnia 1962

Osiemnasty kwietnia był szczególny dla mnie, ze względu na to, że tego dnia wypadały moje urodziny. Kończyłam dzisiaj dwadzieścia trzy lata i nie mogłam uwierzyć, jak dużo zmieniło się w przeciągu ostatniego roku. Wyjazd, ślub, nie mogłam się tego spodziewać. Był też drugi powód, dla którego dzisiejszy dzień był szczególny - po raz pierwszy obchodziłam urodziny u boku swojego męża. W Burke Manore. Z samego rana przyleciała do mnie sowa mojego ojca z życzeniami od niego i od matki. Czytając go, łzy same zakręciły się w moich oczach. Nie minęło jeszcze dużo czasu od mojej wyprowadzki z domu i tęskniłam. Za rodzicami, bratem, nawet swoją sypialnią. Chociaż czułam się już w nowym domu swobodnie i coraz częściej nazywałam go “swoim”, to gdzieś ta tęsknota nadal była.
Nie mogłam jednak w pełni czerpać z dzisiejszego dnia, ze względu na złe samopoczucie. To złe samopoczucie nie było tylko dzisiaj, gorzej czułam się już od kilku dni, ale ciężko było mi stwierdzić dlaczego. O poranku, gdy się budziłam, było mi niedobrze. Może to zbyt intensywny zapach kwiatów w sypialni albo może piłam wieczorami coś, co zdecydowanie mi nie służyło? Nie wiedziałam. Ale dzisiaj nie miałam zamiaru się tym przejmować. O poranku uśmiechałam się mimo wszystko, jak to się mówi, dobra mina do złej gry i z wdzięcznością przyjmowałam pierwsze życzenia. Nie dałam rady zjeść śniadania, usprawiedliwiałam się tym, że po prostu nie jestem na razie głodna no i czekał nas wystawny obiad. Nawet żartowałam, że trzymam miejsce na duży kawałek tortu. Później, gdy jednak coś udało mi się przekąsić, brzuch się uspokoił, a ja zdążyłam o wszystkim zapomnieć. I tak było właściwie od paru dni, po prostu o tych mdłościach zapominałam. Dlatego nikogo jeszcze nie zdążyłam poinformować.
Nie miałam jednak zamiaru robić tego dzisiaj. To mogłoby zdecydowanie popsuć nam nastrój podczas dzisiejszego świętowana, Xavier oraz Primrose z pewnością by się zaniepokoili i jeszcze by chcieli, aby od razu odwiedził mnie uzdrowiciel. A ja chciałam dzisiaj świętować, zjeść dobry obiad, wypić lampkę wina albo dwie, spędzić miły wieczór u boku najbliższych. Nawet moje bliskie koleżanki zostały zaproszone, nic nie mogło więc zepsuć tego cudownego dnia. Zaczęłam się więc szykować już zaraz po śniadaniu. Jeśli chodzi o włosy, to większość z nich zostawiłam luźno rozpuszczone, a z części uplotłam trzy warkocze, które fantazyjnie przeplatały się ze sobą na mojej głowie. Jako że mieliśmy już wiosnę, to postawiłam na sukienkę do kolan w odcieniu brudnego różu o bufiastych rękawach. Stukanie kremowych obcasów roznosiło się po korytarzu, gdy kierowałam się w stronę jadalni. Tam wszyscy już na mnie czekali, już po chwili przystąpiliśmy do obiadu. Był naprawdę pyszny, naprawdę! Teraz należało czekać już tylko na przybycie kolejnych gości, dalsza część świętowania. I ten tort, na którego tak czekałam… ale ten brzuch. Czułam, jak ponownie ściska mnie w żołądku, musiałam się jednak wziąć w garść. Witałam gości, przyjmowałam życzenia od koleżanek, które zaprosiłam na wspólny podwieczorek. Tylko czasami… czasami musiałam oprzeć się o ramię męża, gdy robiło mi się naprawdę słabo.
- Już chyba wszyscy są - zauważyłam, zwracając się do męża i opierając się o jego ramię. - Mam nadzieję, że twoja matka nie ma mi za złe za zaproszenie tylu gości? Pozwoliła mi samej rozdysponować sowy i wszyscy przyszli. Widzisz tamtą kobietę, w tej ciemnozielonej sukience? Ma na imię Lyla, studiuje prawo i administrację magiczną na Evershire College. Miałyśmy razem dormitorium. Też niedawno wyszła za mąż - uśmiechnęłam się, lekko kiwając głową. - Nie mogę się doczekać tego tortu.
Miałam nadzieję, że po nim zrobi mi się lepiej, a żołądek znowu się uspokoi. Miałam wrażenie, że akurat dzisiaj może zabraknąć mi sił, aby uporać się z mdłościami. A to był akurat ten dzień, kiedy absolutnie nie mogłam sobie na to pozwolić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
10-06-2025, 10:21
Tego dnia wstał wcześnie, wcześniej niż zwykle. Vivienne jeszcze spała, więc po cichu wyszedł z sypialni i udał się do Londynu. To był wyjątkowy dzień, jego żona miała urodziny i nie mógł pozwolić aby cokolwiek pokrzyżowało plany na dzisiaj. Co prawda najchętniej zrobiłby sobie wolne i spędził cały dzień u boku małżonki, ale niestety w jego przypadku było to niemożliwe. Dlatego postanowił załatwić wszystko jeszcze przed obiadem. Słońce jeszcze nie wzeszło kiedy on już siedział przy biurku w gabinecie na tyłach sklepu i kończył pierwszą ekspertyzę. Zostały mu jeszcze trzy na dzisiaj i jedno spotkanie biznesowe, dlatego nie zawracał sobie głowy czymś takim jak przerwa. Do południa uporał się z artefaktami, a potem udał się już na spotkanie, niosąc pod pachną szkatułkę z zamówionymi rzeczami. Rzadko osobiście pojawiał się u klienta, przeważnie wysyłał swojego zaufanego człowieka, z którym współpracował od lat i miał do niego zaufanie. Tym razem jednak sytuacja wymagała jego osobistego pojawienia się na miejscu spotkania. Odbyło się ono w spokojnej atmosferze, Burke wyjaśnił dokładnie kupcowi co ten nabywa, jakie są konsekwencje nieodpowiedniego używania przedmiotu, poczekał aż klient przeczyta i podpisze wszystkie dokumenty poświadczające sprzedaż, a kiedy udawał się już w drogę powrotną i zerkał na zegarek, pokiwał głową z zadowoloną miną. Godzina była odpowiednia, zdąży jeszcze odświeżyć się przed obiadem.
W Burke Manor pojawił się chwilę po drugiej i od razu skierował się do sypialni. Szybka kąpiel, po czym ubrał na siebie dopasowany garnitur, bo przecież musiał się dzisiaj prezentować nienagannie. Vivienne zaprosiła zjanomych, który o dziwo nie znał, i nie mógł pojawić się na tej uroczystości wygladając jakby właśnie wyszedł z jakiś ruin. Ciemno granatowy, trzyczęściowy garnitur z biała koszulą pod spodem i dopasowanym krawat dobre na nim leżały. Włosy, które przeważnie nosił w artystycznym nieładzie, tym razem zaczesał do tyłu.
Z Vivienne zobaczył się dopiero przed obiadem. Wyglądała jak zawsze pięknie i nie omieszakał uraczyć jej komplementem z tym związanym, zaraz po tym jak złożył jej życzenia urodzinowe, z prezentem jednak postanowił poczekać aż będą sami. Wydała mu sie jednak trochę blada, chociaż kiedy tak o tym pomyślał to ostatnimi czasy często widywał ją bladą, a nie ukrywał, że zdecydowanie wolał i był spokojniejszy, kiedy miała kolory na policzkach. Nie chciał jednak w żadnym wypadku psuć dzsiejszego dnia, więc na razie postnowił się nie odzywać na ten temat. Z pewnością jednak poruszy ten temat, może następnego dnia, kiedy emocje po dzisiejszym świętowaniu opadną. Obiad zjedli w rodzinnym gronie. Artek przeszedł samego siebie, jedzenia było pełno i każda potrawa była pyszne. Dopiero kiedy usiadł do stołu zdał sobie sprawę, że tego dnia jeszcze nic nie jadł, więc nic dziwnego, że dokładka wylądowała na jego talerzu zaraz po tym jak skończył pierwszą porcję. Nie zmieniało to jednak faktu, że czekał też na tort, bo na deser miał zawsze dodatkowy żołądek.
Delikatnie obejmował Vivienne w pasie kiedy witali przybyłych gości. Burke nie pamiętał kiedy ostatnio, oprócz ich ślubu, w Burke Manor było tyle ludzi, zdecydowanie nie były to częste okazje.
- Nic się nie przejmuj. – uśmiechnął się łagodnie do żony – Gdyby miałaby ci to za złe, to pewnie organiczyłaby ilość zaproszeń, a skoro tego nie zrobiła, to nie ma nic przeciwko. – odparł spokojnie delikatnie ściskając jej dłoń, a po chwili odnalazł wzrokiem matkę.
Tytania Burke, jak zwykle dumna i wyprostowała jak strzała, siedziała nieopodal przy stole i rozmawiała ze swoją teściową. Te dwie damy miały zadziwiająco dobre stosunki, biorąc pod uwagę różnicę w charakterach. Tytania jakby poczuła na sobie wzrok syna i obróciła głowę w jego stronę, po czym posłała mu jeden ze swoich subtelnych, ale tych miłych, uśmiechów.
- Czyżby pani Lyla aspirowała na przyszłego pracownika Wizengamotu? – uniósł lekko brew ku górze tym razem przenoszą spojrzenie na kobietę, którą wskazała mu Vivi – Uwierz mi ja też, ciekaw jestem co Artek wymyślił. Dałaś mu jakieś instrukcje co ma być w torcie? – spytał zaciekawiony jako, że tym razem nie wtrącał się w organizację uroczystości urodzinowych.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-12-2025, 09:57
Wokół nas krążyło dość sporo ludzi jak na Burke Manore. Już zdążyłam zauważyć, że rodzina mojego męża nie lubiła, a może niespecjalnie chciała, organizować spotkania dla większej ilości osób. Ostatnim takim wydarzeniem, był nasz ślub. I od tamtego czasu, przez posiadłość przewinęło się dosłownie kilka osób. Dzisiaj się to zmieniło, za moją sprawką jadalnia wypełniła się gośćmi. Młodymi pannami i żonami w towarzystwie swoich mężów. Mojej rodziny, rodziny mojego męża. Kończyłam dzisiaj dwadzieścia trzy lata, to wymagało odpowiedniej oprawy i celebracji. I naprawdę cieszyłam się, że nikt nie miał nic przeciwko. Gdy Xavier upewniał mnie w przekonaniu, że jego matka naprawdę nie miała nic przeciwko, uspokoiłam się. W końcu znał ją najlepiej. Wychwyciłam to spojrzenie, które moja teściowa posłała w stosunku swojego syna, jedynie przerzuciłam swój wzrok na męża lekko skrępowana. Gdy pytanie padło o moją koleżankę, zdecydowanie się ożywiłam.
- Tak - przytaknęłam z entuzjazmem. - Zawsze marzyła o tym, by zająć się prawem. Jest w tym naprawdę dobra, cieszę się, że mogła kontynuować studia po zamążpójściu. Opowiadała mi, jak jeszcze z panem Arthurem była zaręczona, była nim zachwycona, ale wyrażała wątpliwości co do tego, czy powinna kończyć studia. Strasznie starałam się ją przekonać, że powinna. Mówiła, że podejmie decyzję po ślubie, ale skoro nie zrezygnowała, mam nadzieję, że jej mąż ją odwiódł od tego głupiego pomysłu. Zmarnować taki talent - niemalże się oburzyłam, pamiętam, ile energii wkładałam w przedstawienie logicznych argumentów, dlaczego moja koleżanka nie powinna rezygnować ze swoich pasji. Znałam ją dobrze i wiedziałam, że jeśli to zrobi, to będzie żałować.
Gdy rozmowa zeszła na tort, rozejrzałam się, szukając wzrokiem Primrose. Ta była zajęta rozmową i nawet nie zauważyła, że na nią zerkam. Uśmiechnęłam się lekko i ponownie spojrzałam na Xaviera, zaczesując luźne kosmyki włosów za ucho. Kiwnęłam głową.
- Poprosiłam Primrose, aby zajęła się tortem. Mogłam to zrobić sama, ale - zawahałam się na chwilkę i lekko zawstydzona spojrzałam w bok. - Pomyślałam, że miło będzie mieć jakąś niespodziankę, więc właściwie nie wiem, jak ten tort będzie wyglądać, ani jak będzie smakować. Dlatego jestem tak bardzo ciekawa i na niego czekam.
W tym samym momencie, gdy skończyłam mówić, w sali zapadła dziwna cisza, a drzwi otworzyły się szeroko. Tort wleciał do pomieszczenia, przeleciał nad głowami gości i spoczął na wyznaczonym miejscu na stole. Gdy tylko dotknął powierzchni blatu, zapaliły się na nim świeczki. Było ich tak strasznie dużo! Ciekawa byłam, czy gdybym je policzyła, to byłoby ich aż dwadzieścia trzy. Nagle wszyscy ustawili się wokół, ktoś wręczył mi kieliszek z szampanem do ręki, rozbrzmiała piosenka urodzinowa. A ja patrzyłam na to w całkowitym szoku, przeszczęśliwa.
Nie wiedziałam na kogo mam patrzeć, czy na Primrose, po której widziałam, że jest dumna ze swojego pomysłu na tort; czy na rodziców, a przede wszystkim na matkę, która wyglądała na dziwnie wzruszoną; a może na męża. Miałam nadzieję, że nie przeżywa szoku związanego z hałasem w pomieszczeniu. Gdy śpiew ucichł i ucichły oklaski mogłam podejść do tortu i zdmuchnąć świeczki. Zamknęłam na chwilę oczy, intensywnie myśląc o swoim marzeniu i licząc na to, że w tym roku się spełni. A następnie zdmuchnęłam wszystkie na raz. Artek już zadbał o resztę, nóż kroił każdy segment tortu na równe kawałeczki, talerzyki podlatywały do każdego gościa. Gdy wróciłam spojrzeniem do męża, a radość miałam wymalowaną na twarzy jak dziecko, on też już miał swój kawałek. Nawet udało mi się zapomnieć o swoim złym samopoczuciu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Primrose Burke
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Badaczka artefaktów i run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
12
9
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
10-12-2025, 10:30
Świętowanie nie leżało w naturze rodziny Burke. Przynajmniej nie takie jak wszyscy uznają. Nie były obecne fanfary, niezliczona liczba gości, orkiestra i wesołe pogaduszki o niczym okraszone kolorowymi drinkami i bufetem z przekąskami. Co nie znaczyło, że nie świętowali w ogóle. Czynili to, ale zdecydowanie skromniej i ciszej - we własnym, dość wąskim gronie. Najczęściej z lampką wina, czterodaniowym obiadem, a na koniec rozrywkami w bibliotece, gdzie w towarzystwie ognistej grano w bilarda i prowadzono ciche rozmowy w akompaniamencie trzasku polan w kominku.
Vivien wniosła do Burke Manor kolory i ciepłą nutę życia. Nie chciała ich wszystkich zmieniać, ale też nie zrezygnowała z samej siebie, za co Primrose bardzo ją ceniła. Nawet Tytania kiwała głową z aprobatą, a raz wymknęło się jej, że ceni synową. Primrose prawie upuściła wtedy filiżankę z jaśminową herbatą, którą zwykła pić w towarzystwie matki na ich popołudniowych herbatkach. Nie kontynuowała wątku dostrzegając cień uśmiechu w kąciku ust pani Burke. To wystarczyło, aby wiedzieć, że matka jest zadowolona z obecnego stanu rzeczy. Prośba o zajęcie się tortem urodzinowym była nieoczekiwana, ale nie całkowicie niespodziewana. Z ochotą przyjęła to zadanie stawiając sobie za punkt honoru stworzenie smacznego i eleganckiego tortu. Takiego, który będzie oddawał osobę Vivi.
Ktoś by mógł rzec, że to tylko tort, ale to było coś znacznie ważniejszego. Świętowanie urodzin, niezależnie jak hucznie, miało być dniem miłym i pozbawionym trosk. Tort został zamówiony. Właśnie unosił się w powietrzu, więc czarownica w paru krokach znalazła się obok bratowej i przyjaciółki. Wypiek miał klasyczny, okrągły kształt i udekorowany był w pastelowych kolorach - dominującym odcieniem był błękit. Boki i góra ozdobiono bogatymi rozetami z kremu w kolorze waniliowej bieli, a na górze, w równych odstępach umieszczono wisienki kandyzowane. W przekroju goście zobaczyli jasne, puszyste biszkoptowe warstwy, przełożone kremem i warstwą czerwonego nadzienia o smaku wiśniowym. -Wszystkiego najlepszego, Vivi. - Powiedziała cicho z nutą ciepła w głosie. -Bądź szczęśliwa i niech życie przynosi ci każdego dnia powód do uśmiechu. - Życzyła przyjaciółce pogody ducha i spokoju - prozaiczne sprawy, które były tak niedoceniane przez każdego póki ich nie stracił.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
10-13-2025, 15:33
Rodzina Burke zdecydowanie nie słynęła z głośnego świętowania. To jak obchodzili różne uroczystości idealnie odwzorowywał to jacy są członkowie tej rodziny. To co należało celebrowali we własnym gronie, bez głośnej muzyki i hucznych zabaw. Wystarczył im obiad, a potem wieczór spędzony wspólnie w salonie. Tacy byli od pokoleń i raczej nie miało się to zmienić. Burke’owie zawsze słynęli ze skrytości, co jednocześnie bardzo kontraktowało z tym, że zbieranie i handlowanie informacji było ich głównym zajęciem. Wiedzieli bardzo dużo na temat innych, ale sami swoje tajemnice trzymali głęboko ukryte aby, nie daj Merlinie, nikt ich nie odkrył. Nie zmieniało to jednak faktu, że każdą kobieta wżeniająca się w ich rodzinę przynosiła ze sobą coś nowego. Może nie pozwalali im całkowicie przenieść zwyczajów i zachowań ze swoich poprzednich rodzin, ale mimo wszystko cenili sobie niektóre ich cechy. Xavier osobiście cenił w sobie w żonie jej pogodność, rozpościerała w około siebie światło i uśmiech, rozjaśniając tym samym ponure korytarze Burke Manor. Sam był w szoku jak szybko do tego wszystkiego się przyzwyczaił i teraz, kiedy przesiadywał w mrocznym gabinecie na zapleczu sklepu na Nokturnie czasami odpływał myślami w kierunku Vivienne i jej serdeczności.
Słuchał z uwagą słów żony kiedy opowiadała o swojej koleżance. Jednocześnie dotarło do niego, że tak naprawdę mało wie o jej życiu towarzyskim i gdzieś w głowie zapaliła mu się czerwona lampka. Jak ma ją chronić jeśli nie wie z kim się spotyka i z jakimi ludźmi na do czynienia. Obiecał sobie, że nazajutrz postara się naprawić ten błąd. Nie miał zamiaru w żadnym razie wysyłać za nią swoich informatorów, chciał z nią po prostu usiąść i po ludzku porozmawiać, dowiedzieć się więcej.
- Mąż twojej znajomej z pewnością uczyniłby głupstwo gdyby zabronił jej kontynuować studia. - zgodził się z nią kiwając przy tym lekko głową.
W jego mniemaniu im kobieta inteligentniejsza, ciekawsza świata, tym jest o wiele bardziej interesująca. Rozumiał, że istnieją również kobiety bez ambicji, które najchętniej siedziałyby w domu i albo się nim zajmowały, albo były obsługiwane przez innych. I kiedy jeszcze rozumiał te, które chciały być po prostu żonami i matkami, oddając się rodzinie, tak o tyle tymi leżącymi i pachnącymi gardził. Każdy powinien mieć jakikolwiek wkład w świat, one nie proponowały żadnego.
- Nie ma nic złego w oczekiwaniu na niespodziankę, zwłaszcza w taki dzień jak ten. - uśmiechnął się do niej łagodnie, po czym nachylił się jej do ucha - Ja też mam dla ciebie niespodziankę, ale dam ci ją jak już będziemy tylko we dwoje. - mruknął do niej, po czym złożył delikatny pocałunek na jej policzku - Skoro Primrose zajęła się ciastem z pewnością będzie on wyjątkowy. - dodał jeszcze uśmiechając się lekko pod nosem.
Kiedy jego siostra się za coś zabierała, zawsze było to wykonane idealnie. Taka już była Prim, było to jednocześnie jej zaletą jak i czasami wadą, ale zdecydowanie częściej wychodziło jej to na dobre. Chciał jeszcze coś dodać, ale w tym momencie otworzyły się drzwi i do jadalni wleciał tort. Xavier pokiwał głową z zadowoloną miną widząc jak został wykonany i jak idealnie pasuje do Vivienne. Chwycił do ręki kieliszek z szampanem, po czym uniósł go w geście toastu, po czym odśpiewał należyte sto lat dla żony. Co prawda na jego gust było zdecydowanie za głośno, ale nie dał tego po sobie poznać, to był dzień Vivi i był w stanie to wszystko znieść. Zwłaszcza, że widząc zachwyt i uśmiech na jej twarzy, sam nie mógł przestać się uśmiechać. Była szczęśliwa, a na tym mu najbardziej zależało.
- Kawał dobrej roboty. - stanął przy siostrze, kiedy żona odbierała kolejną porcję życzeń, a on już trzymał w dłoni talerzyk z kawałkiem tortu - Tort wygląda idealnie i pewnie tak samo smakuje, co? - uniósł brew ku górze uśmiechając się pod nosem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-14-2025, 08:33
Niespodziewany rumieniec pojawił się na mojej twarzy, gdy Xavier nachylił się nad moim uchem, zdradzając swoje zamiary dotyczące niespodzianki. Miałam ją otrzymać później, jak będziemy we dwoje, ale moje myśli… no cóż. Jeszcze parę miesięcy temu nigdy nie powędrowałyby w takim kierunku. Przyjmując pocałunek, próbowałam wrócić na ziemię i z całych sił wyprzeć z głowy obrazy, które pojawiły mi się przed oczami. Musiałam powstrzymać ciekawość, myśli trzymać na wodzy i nie myśleć o tym, czym ta niespodzianka może być. Chociaż byłam pewna, że to, co on wymyślił i to, co ja sobie pomyślałam, zdecydowanie będzie można ze sobą połączyć, prawda?
- Tak… tort na pewno będzie cudowny - odpowiedziałam, spoglądając na niego.
To, co się działo później, było bardzo szybkie. Już po chwili odbierałam życzenia od zgromadzonych gości. Podeszli moi rodzice, rodzice Xaviera, najbliższa rodzina i przyjaciele. Wszyscy życzyli mi szczęścia, radości, dużo zdrowia oczywiście. Za wszystko dziękowałam z ogromną wdzięcznością, chociaż już po chwili zaczynało mnie to męczyć. Ileż razy można słuchać dokładnie to samo i odpowiadać dokładnie to samo. Uśmiech jednak nie schodził z mojej twarzy, nie pozwoliłam na to. W końcu skończyliśmy, wszystkie życzenia zostały złożone, każdy miał swój kawałek tortu, w tym i ja. Patrzyłam na kawałek, czując się co najmniej dziwnie. Z jednej strony byłam pod wrażeniem tego, jak wyglądał. Z pewnością smakował równie cudownie, chciałam go spróbować, w końcu tak długo na niego czekałam. Powinnam była czuć radość, wdzięczność, może nawet wzruszenie, w końcu to były moje urodziny. Ale kiedy tylko wzięłam pierwszy kęs, poczułam, jak coś we mnie się buntuje.
Najpierw delikatnie, jakby żołądek próbował ostrzec mnie, że coś jest nie tak. Chwilę później fala mdłości uderzyła z taką siłą, że ledwo zdążyłam odsunąć talerzyk. Krem, który jeszcze przed chwilą wydawał się tak słodki i lekki, nagle miał w sobie coś odpychającego. Czułam, że zaraz zwrócę wszystko, co zjadłam wcześniej. Zdążyłam odstawić talerzyk na najbliższy stoliczek, słyszałam, jak ktoś coś mówił, może Xavier, może ktoś inny, ale nie zatrzymałam się. Wybiegłam z jadalni, niemal potykając się próg. Gardło miałam ściśnięte, a w oczach stanęły łzy, kiedy dopadłam do najbliższej toalety. Oparłam się o chłodną porcelanę umywalki, próbując złapać oddech, ale nic to nie dało. Zgięłam się wpół, czując, jak żołądek odmawia posłuszeństwa. Kiedy wreszcie wszystko ucichło, w lustrze zobaczyłam bladą, roztrzęsioną twarz. Moją twarz. Włosy przykleiły się do policzków, ręce mi drżały. Od kilku dni czułam się źle, słabo, zmęczona, bez apetytu. Myślałam, że to stres, może przeciążenie. Może zatrucie. Ale teraz, stojąc nad umywalką z pustym żołądkiem i sercem bijącym zbyt szybko, ogarnął mnie prawdziwy strach. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Najbardziej bałam się jednak tego, że wszyscy widzieli, jak wybiegam. Że Xavier też to widział. Że zaraz ktoś zapuka, zapyta, czy wszystko w porządku. A ja sama nie będę umiała odpowiedzieć, bo nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Czy w takim stanie będę w stanie skłamać i przekonać, że naprawdę nic się nie stało? A moja niedyspozycja jest jedynie chwilowa? Stałam tak chwilę, nasłuchując. W domu panowała cisza, przerywana jedynie moim nierównym oddechem. Wzięłam głęboki wdech, przemyłam twarz chłodną wodą i spróbowałam się uspokoić. Ale to nic nie dało. Przetarłam policzki chusteczką, wzięłam kilka głębokich oddechów i poprawiłam włosy, które wymknęły się z upięcia. Musiałam wrócić. Nie mogłam przecież tak po prostu zniknąć w dniu swoich urodzin. Chciałam wyjść z toalety, z zamiarem udania, że nic się nie stało, ale każdy krok wydawał mi się coraz cięższy. Świat lekko wirował, a zapach kwiatów z korytarza, gdy otworzyłam drzwi, ten sam, który rano wydawał mi się tak przyjemny, teraz tylko potęgował mdłości. Zanim wyszłam z toalety, już wiedziałam, że nie dam rady. Oparłam się o chłodną, marmurową ścianę, potem powoli zsunęłam się w dół, aż kucnęłam, chowając twarz w dłoniach. Oddychałam płytko, walcząc z kolejną falą nudności, która podchodziła do gardła. Wiedziałam, że powinnam wstać, wrócić do środka, uśmiechnąć się jak zawsze, ale nie potrafiłam. Żołądek ściskał się coraz mocniej, ręce miałam lodowate. Zamiast powrotu, zostało mi tylko siedzenie na zimnej podłodze i bezgłośne błaganie, żeby ten koszmar wreszcie minął.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
10-16-2025, 17:08
Obserwował to całe wydarzenie, tak niespotykane w murach Burke Manor, z dozą zaintrygowania i wrodzonej ciekawości. Ludzie raczej omijali ich dom szerokim łukiem, a sami domownicy bardzo rzadko zapraszali gości, zbyt obsesyjnie chroniąc swoich sekretów. Vivienne wprowadził powiew świeżości, do której pewnie nie wszyscy się szybko przyzwyczają, jednak wszyscy ją szanowali, wszyscy chcieli by mimo wszystko czuła się w tych murach dobrze. Może i byli świeżo upieczonym małżeństwem i zwłaszcza dla Vivi wszystko było nowe, ale wydawało mu się, że radzą sobie naprawdę dobrze. Tak jak obiecał jej jeszcze przed ślubem wprowadzał ją w to nowe życie i nie pozwalał by stała się jej krzywda. Wiedział oczywiście, że nie może też za bardzo rozkładać nad nią parasola bezpieczeństwa, bo musi również popełniać własne błędy i wyciągać z nich wnioski, ale mimo wszystko czuł jakiś wewnętrzny bunt przed tym. Sam musiał sobie jednak z tym jako poradzić.
Z uśmiechem zerkał w kierunku żony kiedy przyjmowała życzenia od gości. To był jej dzień i tylko jej należała sie uwaga wszystkich zgromadzonych. Pamiętał doskonale jak początkowo miał obawy, że jego matka będzie w stosunku do niej oschła i nieprzyjemna jak to potrafiła, jednak okazało się, że młoda panienka Avery, teraz już Burke, skradła jej serce. Odkąd tylko zostali małżeństwem nigdy nie słyszał by Tytania chociaż raz wypowiedziała się o niej źle lub powiedziała, że coś jej w niej nie pasuje. A Xavier przyjmował to z ulgą i zadowoleniem, którego nie omieszkał pokazać matce.
Pusty kieliszek po szampanie odstawił na lewitującą tacę, po czym w końcu wziął kęs tortu. Smakował mu, chociaż wydawało mu się, że może smak wiśni był aż za bardzo wyrazisty. Mimo wszystko zjadł już pół kawałka, kiedy zauważył dziwny grymas na twarzy żony. Mimowolnie spiął się widząc jak ta odstawia swój talerzy z nietkniętym praktycznie kawałkiem tortu i szybkim krokiem opuszcza sale. Wydawało się, że wszyscy byli zajęci tortem i rozmowami by zauważyć, że solenizantka postanowiła ich na moment opuścić nie mówić nic nikomu. Dziwne uczucie niepokoju zagościło w jego głowie i nie mógł go za nic wyrzucić. Postanowił dać jej jednak chwilę, może po prostu potrzebowała pójść przypudrować nos jak to panie miały w zwyczaju. Jednak kiedy Vivienne nie wracała przez dłuższą chwilę, podszedł do matki prosząc ją by zajęła się przez moment gośćmi, po czym również opuścił pomieszczenie. Artek poinformował go, że znajdzie żonę w łazience na końcu korytarza. Zatrzymał się przy drzwiach i przez moment nasłuchiwał uważnie jakichkolwiek odgłosów dochodzących z drugiej strony. Nie słysząc jednak nic, zapukał dwa razy do drzwi.
- Vivienne…wszystko w porządku? - spytał spokojnie, jednak niepokój rósł z każdą sekundą - Vivi? - w końcu nacisnął klamkę i pociągnął za nią.
Widząc żonę klęczącą pod ścianą, z twarzą ukrytą w dłoniach na moment stanęło mu serce. Podświadomość podsunęła mu miliony scenariuszy w ciągu sekundy, a moment później już kucał przy niej.
- Vivienne, co się dzieje? - spytał starając się panować nad swoim głosem, ale tym razem blondynka mogła bez problemu usłyszeć w nim niepokój.
Delikatnie dotknął jej ramienia, a czując jak jej ciało drży wziął głęboki wdech. Odgarnął jej łagodnie niesforne kosmyki.
- Jestem przy tobie…możesz mi powiedzieć…ktoś ci coś powiedział niemiłego? - był gotów w tym momencie pójść i wyjaśnić tego kogoś kto śmiał jakkolwiek sprawić jego żonie przykrość i wyprosić z przyjęcia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-16-2025, 18:16
Słysząc głos męża za drzwiami, nie zareagowałam. Nie chciałam, żeby tutaj wszedł. Chciałam, żeby sobie poszedł i, broń Merlinie, żeby mnie przypadkiem w takim stanie nie widział. Liczyłam na to, że sobie odpuści. Chociaż gdzieś podświadomie czułam, że bardzo chciałam znaleźć się teraz w jego ramionach. Ramionach, w których czułam się bezpiecznie, w których mógł mnie zamknąć i odgrodzić od całego świata. To jednak nie byłam w stanie, który bym chciała, aby on widział. Ale mój mąż nie odpuścił, w sumie zdziwiłabym się, gdyby tak się stało. Gdy nie otrzymał ode mnie odpowiedzi, wszedł do środka. Słyszałam, jak drzwi się otwierają, zaraz poczułam zapach jego perfum i jego dotyk na swojej skórze. Zadrżałam. Byłam się. Tak strasznie się bałam, bo co ja właściwie miałam mu powiedzieć. Nie odważyłam się unieść wzroku, nawet na niego nie spojrzałam, kiedy zadawał mi pytania i chwilę trwało, zanim zebrałam się na tyle, aby być w stanie odpowiedzieć.
- Nie - mruknęłam tylko, ocierając policzki od łez.
Powinnam się wziąć w garść, spróbować wrócić na salę. Powzięłam kolejną próbę. Opierając się o ścianę, próbowałam się podnieść, ale tylko znowu poczułam okropny ścisk w żołądku. Xavier wpuścił do łazienki ten okropnie duszący, słodki zapach kwiatów. Gdy do mnie mówił, pachniało od niego ciastem. To tylko sprawiło, że mój podrażniony i niezwykle wrażliwy żołądek spiął się znowu. Zdążyłam dosięgnąć toalety. Nie zarejestrowałam, co się działo wokół mnie. Czy Xavier się do mnie zbliżył, a może się odsunął? Gdy znowu wszystko ustało, całkowicie wyczerpana oparłam się o umywalkę, ponownie przemywając twarz zimną wodą. Miałam dość. W odbiciu złapałam jego spojrzenie. Pełne zdenerwowania, przejęcia, ale i troski. Ta troska była też w jego głosie. Chyba… chyba się o mnie martwił?
- Źle się poczułam - powiedziałam zgodnie z prawdą, ale nie odważyłam się ponownie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. - Od… od jakiegoś czasu źle się czuje. Rano mam mdłości, boli mnie żołądek. Nie tak jak dzisiaj. Dzisiaj… - wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić i żołądek i swój głos. - Przepraszam. Przepraszam, tak bardzo mi przykro. Twoja matka, na pewno będzie zła. Nie powinnam tak wychodzić, oh, moja matka na pewno się teraz za mnie wstydzi - zaszlochałam. - Muszę się jakoś zebrać i tam wrócić, ale na korytarzu, tak strasznie śmierdzi tymi kwiatami. Nie… nie mogę znieść tego zapachu, od razu mi się robi słabo. Oh, wszyscy na pewno na mnie czekają. Co za wstyd…
Przyłożyłam dłoń do czoła i zacisnęłam oczy. Byłam tak mocno zażenowana swoim zachowaniem, tego, że nie dałam rady powstrzymać tych mdłości. To wszystko przez ten głupi tort. Gdybym go nie zjadła, gdybym go nie spróbowała, to na pewno nic by się nie stało. A tak, skończyłam zamknięta w toalecie i nie mogę stąd wyjść, bo ktoś ustawił tak okropnie pachnące kwiaty na całym korytarzu. I z pewnością, z pewnością tym razem nie byłam to ja, byłam przekonana.
Byłam także przekonana o tym, że Xavier był na mnie zły. Na pewno był na mnie zły, że mu nie powiedziałam wcześniej, że wypadłam z sali bez słowa i na pewno o coś jeszcze, ale teraz nie byłam w stanie wymyślić o co. Zadrżała mi dolna warga i odwróciłam wzrok, najbardziej jak tylko mogłam, aby tylko na niego nie spojrzeć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
10-18-2025, 14:55
Patrzył na nią w napięciu, a każda sekunda ciszy ciągnęła mu się niemiłosiernie. Nie miał pojęcia co się dzieje, jednocześnie będąc na siebie złym, że wcześniej nie zauważył żadnych niepokojących znaków. Wydawało mu się, że wszystko jest w porządku, Vivienne nigdy nic mu nie powiedziała, wychodził się z założenia, że nic się nie dzieje. Kiedy jednak zaprzeczyła aby ktokolwiek sprawił jej przykrość, skinął lekko głową. Co prawda nie podejrzewał aby którykolwiek z gości miał na tyle odwagi by powiedzieć coś złego w murach tego domostwa, ale znał się na tyle na ludziach, że po prostu musiał zapytać. W każdym razie wychodziło na to, że chodziło o coś innego.
Chciał już coś powiedzieć, kiedy Vivienne zerwała się z podłogi i ruszyła w kierunku toalety. Spiął się cały, początkowo nie wiedząc co się dzieje, ale widząc jak żona zaczyna wymiotować zbliżył się do niej i złapał ją za włosy. Już nic nie mówił, odgarnął jedynie jej włosy i delikatnie gładził po plecach. Umysł działał mu na najwyższych obrotach, miał wrażenie, że przeżywa dziwne deja vu, ale nie mógł jeszcze połączyć kropek. Kiedy wszystko się uspokoiło, pomógł jej się podnieść, powoli bez żadnych gwałtownych ruchów, po czym stanął obok niej kiedy nachylała się nad umywalką.
Słuchał ją w milczeniu, nadal nie odrywając od niej spojrzenia. Martwił się, wyglądała na wykończoną i słabą, był gotowy w każdym momencie znów ruszyć jej z pomocą, być jej oparciem. Słysząc o tym, że mam mdłości, że zapach z korytarza sprawia, że jest jej słabo, od razu zamknął drzwi, nie pozwalając więcej zapachom dostać się do łazienki. I wtedy zapaliła mu się w głowie lampka. Wiedział gdzie już widział to wszystko, dotarło do niego, że wie doskonale skąd mogły pojawić się jej symptomy, jej złe samopoczucie. Serce mu podskoczyło kiedy tylko o tym pomyślał, czy to naprawdę było możliwe? Po chwili jednak całego go zmroziło, kiedy umysł podsunął mu kompletnie inne obrazy.
Zdjął marynarkę, na której najbardziej było czuć jego perfumy i odrzucił ją na ziemię, najdalej od niej.
- Nie Vivienne, nie przepraszaj. - pokręcił głową patrząc na jej odbicie w lustrze - To nie twoja wina, nikt nie będzie na ciebie zły i nikt nie będzie się za ciebie wstydzić, nic z tych rzeczy. - jego głos był łagodny, stał obok niej i delikatnie gładził ją po plecach, a po chwili delikatnie załapał ja za ramiona.
Nie mógł znieść jej płaczu, łamało mu się serce. I chociaż wewnętrznie czuł jak ogarnia go coś na wzór szczęścia, jeśli faktycznie było to to co myślał, to w tym momencie miał też wyrzuty sumienia, że najprawdopodobniej to on zafundował jej te wszystkie nieprzyjemne dolegliwości. Delikatnie obrócił ją w swoją stronę i przytulił ją, chowając w swoich ramionach, jednocześnie całując w czubek głowy. Vivienne zdecydowanie nie wiedziała co się z nią dzieje i wcale jej się nie dziwił. Matki rzadko rozmawiały ze swoimi córkami na te tematy, nie często wyjaśniały im jak to wszystko przebiega, zwłaszcza w rodzinach błekitnokrwistych. Często dziewczęta musiały dowiadywać się same lub przeżywały takie rzeczy jak teraz jego żona. Tylko, że on sam nie do końca wiedział jak jej to powiedzieć, jego zmarła żona sama mu to oświadczyła, po tym jak udała się do uzdrowiciela, który wszystko jej wyjaśnił.
- Vivienne… - zaczął niepewnie, kompletnie nie mając pojęcia jak to ugryźć - Czy…czy brałaś pod uwagę, że może…że może twoje zła samopoczucie może wynikać z…no wiesz…bo tak to brzmi w sumie..może to dlatego, że jesteś w ciąży? - nie wiedział czy sam pyta czy stara się ją na to naprowadzić.
Na Merlina, to nie on powinien przeprowadzić z nią taką rozmowę, powinna to być jej matka, albo chociażby jego matka. Kobiety, które miały w tym doświadczenie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:06 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.