• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Ogród przy Middle Temple
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (14): « Wstecz 1 … 10 11 12 … 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#101
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-17-2025, 21:07
Był to niezwykły pokaz. Całe to wydarzenie obserwowałam z zainteresowaniem. Nie dlatego, że chciałam podążyć za jednym lub drugim, ponieważ moje poglądy były zdecydowanie ugruntowane. Moja rodzina od zawsze podążała za jednym człowiekiem i wspierała idee głoszone przez Lorda Voldemorta. Mój mąż dzierżył na swoim ramieniu jego znak. Jakże mogłabym w ogóle myśleć o tym, aby słowa któregokolwiek z tych trzech mężczyzn w jakiś sposób do mnie trafiły? Ani poglądy Grindelwalda, chociaż z niektórymi z nich mogłam się zgodzić, ani poglądy Dumbledore na, ani tym bardziej nowego Ministra Magii nie były słowami, za którymi mogłabym ruszyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że obserwowałam. Uważnie obserwowałam na tyle, aby wyciągnąć z tych wydarzeń najwięcej, jak tylko się dało. Nathaniel zniknął z moich wspomnień, również na ten moment zapomniałam o słowach męża i powrotu do rzeczywistości. Liczyło się tylko to, co działo się na scenie.
Trzymałam ciągle dłoń zaciśniętą na ramieniu Xaviera, gdy na niego zerknęłam, to dostrzegłam, że i on był w pełni pochłonięty dyskusją, która trwała przed nami. Teoretycznie nie działo się nic złego, nie działa się nikomu żadna krzywda. Nikt nie został zraniony, nie została podniesiona żadna różka, w stosunku do osób trzecich. Paru strażników, a może aurorów, próbowało rzucić jakieś zaklęcia, dotarły do mnie słowa inkantacji, nie udało się jednak w żaden sposób zaszkodzić Grindelwaldowi. Mówił co chciał, zwracał się do kogo chciał i miał zniknąć wtedy, kiedy chciał. Czyżby magipolicja i biuro aurorów było bezradne? Zmarszczyłam delikatnie brwi.
Wychyliłam się zza ramienia męża jeszcze bardziej, w momencie, kiedy Grindelwald mówił o intrydze Dubledore’a. Zastanawiałam się, czy to faktycznie prawda, że to wszystko zostało uknute i zaplanowane właśnie przez Dyrektora Hogwartu. To on wybrał nowego Ministra? Jaki miał w tym cel, aby wysługiwać się rękoma innego człowieka? Dlaczego sam nie weźmie na siebie brzemię tej odpowiedzialności? Przecież był tak wielkim czarodziejem, uważany był za tak zjawiskową osobę. Słowa, które dzisiaj padły dały niezwykle dużo do myślenia. Nie tylko mi, z pewnością też inni czarodzieje mieli mętlik w głowie.
Grindelwald zniknął z przytupem. Rozpłynął się w powietrzu, snop iskier, które po sobie zostawił, wyryły w ziemi kształt trójkąta. Próbowałam wyryć w pamięci to zdarzenie, miałam dziwne wrażenie, że to był czegoś początek. A może przesadzałam? Może mi się tylko wydawało?
Inni czarodzieje decydowali się na opuszczenie ogrodów, docierały do mnie głosy wskazujące na chęć szybkiego opuszczenia tego miejsca. Gdzieś zniknęła mi Primrose razem z Bradfordem, miałam nadzieję, że moja przyjaciółka była bezpieczna. Była w dobrych rękach, więc mogłam być spokojna. Uniosłam spojrzenie na męża, puściłam jego ramię, które nadal trzymałam i stanęłam u jego boku. Głowę uniosłam ku górze, przez chwilę spoglądając w niebo, a potem z powrotem na Xaviera. Decyzja o naszym powrocie lub pozostaniu tutaj należała do niego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#102
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
09-18-2025, 17:59
Magia zupełnie jej nie słuchała. Różdżka nie rozgrzała się nawet pod wpływem przepływającej przez jej ciało magii. W umyśle młodej kadetki nie było jednak miejsca na użalanie się nad sobą. Skupiona była na tym, co działo się tu i teraz, cel był bowiem jeden. Dorwać Grindelwalda i wsadzić go ponownie do celi. Najlepiej do Azkabanu, nie do twierdzy, w której mógł czuć się jak w domu. Nie zasługiwał na wygody. Miał na rękaw krew tysięcy istnień, magicznych i nie. Słowa pełne mdląco słodkich, a jednocześnie oderwanych od rzeczywistości frazesów. Kpił sobie z nich wszystkich. Z majestatu prawa, z intelektu zgromadzonych na zaprzysiężeniu ludzi, ze sprawiedliwości. Nie wiedziała, w którym momencie zacisnęła zęby tak mocno, że gdy tylko otworzyła usta, aby wypowiedzieć jeszcze raz inkantację poprzedniego zaklęcia, próbując zniszczyć tarczę chroniącą czarnoksiężnika, poczuła silne pulsowanie po bokach szczęki.
— Finite — wypowiedziała jednakże pewnie, wzbierając w sobie jeszcze więcej mocy niż wcześniej; poruszyła ręką na równi z wypowiedzianymi słowami, wciąż celując w nikogo innego, jak Gellerta Grindelwalda. To, co działo się z tłumem za jej plecami, na ten moment zostało przez nią zupełnie wyparte. Wierzyła w działania podejmowane przez magipolicję, funkcjonariuszy było wielu, na pewno poradzą sobie z zamieszaniem i przeprowadzą sprawną ewakuację. Czuła natomiast, że rosnący ogień złości czerwienił jej policzki coraz to mocniej.
Aż do czasu, gdy do jej uszu dotarł znajomy głos dyrektora Hogwartu. Miał jej stuprocentowy posłuch, początkowo wyrobiony latami spędzonymi w szkole, której przewodził. Następnie autorytet powrócił, ze zdwojoną siłą, gdy dostąpiła zaszczytu wspierania jego planów. Dumbledore miał jej pełne zaufanie, słuchała więc go uważnie, choć z czasem, gdy Grindelwald począł mu odpowiadać, nie mogła odpędzić się od wrażenia, że nie powinna w ogóle być świadkiem tej rozmowy. Coś było nie tak, kątem oka spojrzała więc ku Conradowi, zaraz jednak przenosząc spojrzenie na powrót na Gellerta. Na jej usta wystąpił kpiący uśmiech. Nie odpowiedział jej, nie odpowiedział nikomu z tłumu, zupełnie, jakby w ogóle nie był przygotowany na wysłuchanie, jak się początkowo zarzekał. A teraz, nie mając już do dyspozycji żadnej innej broni, postanowił próbować zmieszać reputację Dumbledore'a z błotem. Jak dziecko.
Wyprostowana dotychczas ręka ugięła się lekko w łokciu, gdy Szef Biura Aurorów nakazał Grindelwaldowi poddanie się. Wolałaby, by był bardziej stanowczy, miał być przecież wzorem dla nich wszystkich, aurorów i kadetów. Ale nie jej miejscem było kwestionowanie rozkazów, miała je wykonywać. Dawlish był doświadczony, musiał wiedzieć, co robi.
A jednak jej oczy zaszły łzami niezgody, gdy czerwone iskry wzbiły się w powietrze, a poszukiwany czarnoksiężnik rozpłynął się w powietrzu.
- Może tu jeszcze gdzieś być - warknęła z żalem, kto wie, czy to nie była ostatnia okazja do schwytania go żywym. Ograł ich jak dzieci, a porażka nie tylko bolała, paliła wstydem, kręciła się szarymi smugami dymu po myślach, przywołując sobą rozważania o tym, co mogło się zrobić inaczej. Może gdyby zareagowała szybciej, rzuciła mocniejsze zaklęcie, może wtedy by się udało. Nie wznosiła spojrzenia w górę, widok symbolu Grindelwalda tylko rozdrapałby świeżą ranę. - Potrafisz to zgasić? - spytała wreszcie Bonesa, nie sopglądając na niego. Zamiast tego, pchana jeszcze nadzieją, że to wcale nie koniec, rozglądała się po tłumie, na marne poszukując w niej znajomej sylwetki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#103
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-19-2025, 09:00
Czym jest dojrzałość? Co miało definiować, że ktoś wyrósł z dziecięcych pieleszy i był gotów stawiać kroki samodzielnie? Czy było to tylko branie odpowiedzialności za swoje decyzje? Czy jednak coś więcej? Gdyby mowa była wyłącznie o odpowiedzialności, większa połowa zgromadzonych w ogrodach czarodziejów nie mogłaby nazwać się dojrzałymi. Ludzie lubili unikać konsekwencji swoich działań, bo były nieprzyjemne, mogły urosnąć do problemu, który naruszyłby fundamenty ich życia, rozmywając je niczym nagła powódź. Na dojrzałość składało się jednak znacznie więcej, wiele zależało od osobistych wartości, jeden uznałby szacunek wobec innych ludzi pomimo poglądów za dojrzałość, jeszcze ktoś inny rzekłby, że będzie to opanowanie własnych emocji albo gotowość podjęcia kompromisu. Czy jednak odpowiedź nie leżałaby w jednym punkcie, a w zgromadzeniu wielu cech? Holistyczne spojrzenie dawało szeroką perspektywę. Czy Willow nazwałaby się, więc osobą dojrzałą?
Postąpiła według hierarchii obowiązków, priorytetyzując rozkaz, który dostała od Clagga listownie. W tej chwili sprawa dzieciaka i laski stawała się drugorzędną, bo prawdziwym zagrożeniem był terrorysta na scenie, a także możliwa panika w tłumie. Zdrowie wielu osób było nadrzędne, bo w chaosie nic by nie wskórali. Brak ogniwa w obstawie wyjść był poważniejszy, a laskę widziała, sprawcę widziała, znalezienie gagadka i laski nie byłoby problemem, jeśli właściciel upomniałby się o nią (Mellita). Dzieciak nie wyglądał też, jakby miał więcej niż trzynaście lat, a to oznacza, że odpowiedzialność prawna leżała po stronie rodziców, a żeby tych rodziców znaleźć i tak należało zapanować nad tłumem, więc koło się zamykało. Jeśli byłaby przydzielona do patrolowania samego tłumu, a nie trzymania się blisko wyjścia, to może i więcej sensu miałoby zostanie przy drzewie, ale na te rozważania było już za późno. Podjęła swoje działania i wydawała dalej komunikaty, czujnie, przyglądając się reakcjom w tłumie. Krótkie zdania, bez wchodzenia w szczegóły, tak aby nie wywoływać większej paniki. Nerwy trzymane na wodzy, a różdżka wciąż przytknięta do krtani i chyba tylko myśl o tym najgorszym scenariuszu, sprawiała, że nie drgnęła z miejsca, nawet gdy dostrzegła przy Fintanie i chłopcu osoby (Mellita, Mitch, Oriana, Wulfric), które wyszły z tłumu i innego funkcjonariusza policji. Nie była pewna z tej odległości, jaki policjant konkretnie z nimi tam był, ale wierzyła, że dobrze wykona swoje obowiązki i będzie pilnował ich wszystkich, tak aby nikomu nic się nie stało z uwagi na większe zagrożenie.
Jej wzrok powędrował też na scenę (Nobby, Albus), gdzie zapanowało poruszenie i jakaś wymiana zdań, której nie mogła usłyszeć przez dzielącą odległość. Wtem nagle sylwetka Gellerta zdawała się podnosić różdżkę, mięśnie czarownicy napięły się, a on zniknął. Serce waliło mocno, wzrok przez chwilę wpatrywał się w fontannę iskier, a oddech utknął w płucach.
I… już? Zniknął, tak po prostu, pozostawiając po sobie jedynie akt dewastacji tradycji. Willow złapała łapczywie oddech i zaraz potem znów zaczęła rozglądać się wokół, zastanawiając czy naprawdę był to koniec, czy czarodziej planował jeszcze jakiś atak na zgromadzoną tu społeczność?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#104
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
09-19-2025, 11:25
Wszystko układało się w sposób pokrętny. Liczył wprawdzie, że dzisiejszy dzień nie pozostanie bez echa, lecz chyba to, co właśnie obserwował przechodziło jego najśmielsze oczekiwania. Nagle rozmowa ze starszą damą odeszła na dalszy plan, straciła na znaczeniu, rozmyła się w głosie Grindenwalda, w poruszeniu Albusa, nagłej gotowości funkcjonariuszy i szeptach zgromadzonych tłumów. Czy mogło być gorzej? Niezrozumiała wizja, której doświadczył ledwie moment temu nabrała rumieńca i był gotów stwierdzić, że zbagatelizował ją zbyt szybko, chowając w sercu rozedrgane obrazy kruczych skrzydeł.
Słowa Nathaniela oprzytomniły go lekko, kuzyn wyraźnie zalecał im oddalenie się, a on, pomimo pierwotnej chęci trzymania uniesionego czoła zaczął rozważać ewentualność wypowiedzianą przez młodego Croucha.
Widok żony utwierdził go jedynie w przekonaniu, że polityczna gra nie ma dla niego wielkiej wartości, póki na szali stoi bezpieczeństwo jego najbliższych. Był gotów stwierdzić, że zrobi wszystko, byleby nic złego nie spotkało Apollonie oraz dzieci – te wprawdzie pozostawały bezpieczne, ale niepokój, który zalągł się na dnie duszy nie pozwalał mu na pełnię odprężenia. Zacisnął rękę na nadgarstku pani Coruch i przesunął lekko, odgradzając od ludzi poruszających się nerwowo.
— Może powinniśmy się oddalić, nie jest tu bezpiecznie. Nawet jeśli Gellert przepadł, poruszony tłum jest niebezpieczny sam w sobie. — Znał mechanizmy, które rządziły umysłami w podobnych momentach i na próżno było szukać w nich rozsądku. Może podejmował działania nad wyrost, może nie powinien aż tak bardzo się tym wszystkim przejmować, bo mieli wśród siebie aurorów, instynkt zapewnienia bezpieczeństwa swojemu stadu zdawał się jednak wygrywać.
— Nie jest ci słabo, moja droga? — zapytał porozumiewawczo, prezentując postawę godną aktora na scenie. — Ludzie napierają z każdej strony… — wymamrotał jeszcze, aby poprzeć swoje działanie klarownym wytłumaczeniem. Splótł swoje palce z palcami Pollie i przecisnął się kilka kroków za znajomych, z którymi do tej pory stali. Kątem oka obserwował jednak nadal to, co działo się w otoczeniu nowego Ministra Magii.
Niestety, dzień jego triumfu okazał się pierwszą klęską, niezależną wprawdzie od jego czynów, a jednak pokazującą dobitnie, że niepokoje w społeczeństwie wcale się nie skończyły. Pamięć wojny nadal krążyła. Wizje Grindenwaldna nie umarły. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Choć to być może nie on, a ten, który rósł w siłę w cieniu stanowił większy problem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#105
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
09-19-2025, 15:41
Ideały.
To one trzymały  ugrupowanie w jedności, kiedy zwątpienie rozsadzało szeregi od środka. Mężczyzna, który je niegdyś prowadził, był kimś więcej niż przywódcą: był żywą obietnicą, że sprawiedliwość i siła mogą iść razem, że świat można kształtować, a nie tylko w nim trwać. Jego słowa płynęły niezmiennie stabilnie, w pełni sił wypowiedzi, jak żywy żar rozpalający zagubione istnienia. Kiedy powrócił, objawił się nie jak zwykły człowiek, lecz jak znak, jak odpowiedź na pytanie, które od dawna dręczyło ich serca. Czy byli gotowi na nie odpowiedzieć?  Mimo usilnego skupienia na zadaniu, jej wzrok uciekał w stronę mównicy, a gdy ich spojrzenia spotkały się w nerwowości jej zadań, schyliła jedynie głowę w geście uniżenia i szacunku, wiedząc, że nie chciałby, aby teraz podejmowali inne działania. Zbyt szybko byliby unicestwieni, zbyt wiele krzywd niosłoby to dla społeczeństwa czarodziejów. Z rodzinnych opowieści wyjawiał się człowiek skłonny do empatii i wyrozumiały, nie był bezdusznym mordercą, jak śmieli go obrażać rywale — był nowym światem, nową wolnością, inicjatywą oddolnie funkcjonującą, która nie niosła za sobą cierpienie, a odnalezienie swoich ról w społeczeństwie. Jej wewnętrzna walka między dziedzictwem a wolnością znalazła ucieleśnienie w jego postaci. Ale wraz z tą fascynacją  jego osobą, nadszedł do niej i lęk. Bo powrót przywódcy nie był tylko powrotem nadziei, lecz także cieniem ostrzeżenia, które mierzwiło kręgosłup. Gellert był światłem, które mogło prowadzić, ale też ogniem, który mógł spalić wszystko. Ich działania inny być przemyślane, czyż nie, panie?
Zamyślenie. Gdy głosy nad głową napominały, nie była wzruszona — przyzwyczajona do oczekiwań, spokojnie odłożyła Mellitę na bok, spoglądając na mówiącego mężczyznę (Mitcha). Dłoń sięgnęła do męskiej twarzy, delikatnie obejmując jego szczękę, aby unieść głowę w swoją stronę. Przekrwione oczy, lekko rozszerzone źrenice. Westchnęła, usłyszawszy dodatkową prośbę o jedzenie i przełknąwszy ślinę, sięgnęła dłonią po różdżkę. Delikatny ruch i inkantacja wybrzmiały wraz z rozgardiaszem i drażnieniem, które wybrzmiało wewnątrz jej dłoni.
— Reparifors — wybrzmiało bezefektywnie, a różdżka zdawała się parzyć ciepłym, nieszkodliwym ogniem. Lekko odsunęła ją od wnętrza dłoni, to jednak nie pomogło, a spojrzenie skupiło się na ledwie widocznym zarysowaniu, wybrzmiewającym na jej twarzy.  Przerażenie wybrzmiało w kobiecym spojrzeniu, brwi zmarszczyły się, a nerwowość skłoniła do ponownego, szybszego ruchu i głośniejszej wypowiedzi, aby tylko zakryć tym tworzący się symbol — Reparifors!
Nie widziała efektów od razu, ale była przekonana co do stanu mężczyzny. Obejrzała się za tłumem, w prawej dłoni silnie ściskając różdżkę, jakby to miało ukryć symbol. Przykucając, zerknęła jeszcze raz na elegancko ubranego wybawiciela (Wulfrica), skinięciem głowy dziękując mu za pomoc. Doprawdy, to zdecydowanie pomogło i przyśpieszyło jej możliwość pomocy. Z drugiej strony, nie na tym koniec. Najlepiej byłoby odwieźć Mellitę do domu, zaś drugiego potrzebującego do szpitala, gdzie mogliby mu podać eliksiry wzmacniające... no i nakarmić, choć to mogło udać się wcześniej.
— Czy ktoś ma coś małego do jedzenia?!— Zapytała głucho w tłum, w pewien sposób irracjonalnie, ale wiedziała, że jego potrzeby nie są bezsensowne. Z pewnością odczuwał głód, a jednak podstawą pomocy jest minimalizacja odczuć — tak, jak tłumienie bodźców u Mellity, tak i spełnienie potrzeby mężczyzny.  A z drugiej strony, to nie było najmądrzejsze, a jednocześnie... nie potrafiła działać w pełni zdolności funkcjonowania. Emocje dalej roznosiły jej umysł, niosąc niepokój, tęsknotę i brak zrozumienia z jednoczesnym uwielbieniem. To wszystko było absurdalne, irracjonalne, a jednocześnie eteryczne i majestatyczne. Lata wiary, lata pragnień i próśb do losu.
I był on, i chyba już nie liczyło się nic.
— Jest tutaj Twoja rodzina? — Zapytała po cichu Mellitę, rozglądając się po tłumie. Dziewczyna nie była tu bezpieczna. — A Twoja? — Dopytała, kierując te słowa do Mitcha, zbijając usta w cienką linię zastanowienia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#106
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
09-19-2025, 19:47
Słuchała mowy Grinderwalda i była w niej doza zrozumienia, która zgadzała się z ideałami. Z drugiej jednak strony, niczym spłoszone zwierzę, pragnęła już tylko wrócić do domu, zobaczyć swoje dzieci w bezpiecznym otuleniu rezydencji i posmakować świeżego powietrza wyzbytego przepychającego się tłumu. Chciała, wręcz powinna uciekać.
— Tak, uciekajmy — zgodziła się z mężem, sięgając jednak ręką również do Nathaniela, kładąc mu dłoń na ramieniu — zadbaj o Hectora, proszę.
Wiedziała, że takie miejsca rzadko kończą się triumfem, częściej krwią i rozpaczą, ale tutaj była możliwość. Obawiała się, pragnęła stąd uciec, bo nie ważne, jakie miałaby opinie, to nie było dobre miejsce dla nich. Lęk, strach, ale i hamulec, który sprawiał, że potrzebowała bliskości męża, która wspierająco ciągnęła ją ku wyjścia. Ucieczka nie była tchórzostwem, lecz ratunkiem — jedyną próbą ocalenia tego, co naprawdę należało do nich: ciszy domu, wspólnego oddechu, kruchości codziennych gestów. Ktoś, kto uciekł z więzienia i teraz objawił im się, będąc jednym z najsilniejszych czarodziejów ich czasów, nie był obliczalny na tyle, by była gotowa go słuchać. Musieli być tu jego zwolennicy; fala, która nie zna odwrotu: anonimowe twarze stapiały się w jedno ciało, w jedną wolę. W zbiorowym szmerze głosów brzmiała modlitwa, ale i groźba — bo tłum, gdy raz da się porwać, nie zna już umiaru. To, co dla jednostki było przestrogą, dla nich stawało się dowodem potęgi. I właśnie w tym kryło się największe niebezpieczeństw, tam, gdzie jednostka wahała się i drżała, tłum rwał do przodu bez pamięci, gotów poświęcić wszystko, by nie utracić tego poczucia wspólnoty i siły. A ona nie była gotowa drżeć z nimi, miała zbyt wiele do stracenia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#107
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
09-19-2025, 21:28
Dziwny to był dzień i z każdą chwilą robił się coraz dziwniejszy. Może to był znak od niebios, że jednak Fintan powinien trzymać się z dala od wszelkich polityk i publicznych zbiegowisk — jakoś pierwszy raz jak zdecydował się w końcu w czymś współuczestniczyć społecznie to oto, jakie były tego efekty. Łatwo było domyślić się, jakie będą nagłówki gazet w najbliższych dniach. Mało kto będzie pamiętał o świeżo zaprzysiężonym Ministrze Magii, no chyba, że trzeba będzie zadać jakieś retoryczne pytanie sugerujące, w jaki sposób Leach będzie sobie radził z zagrożeniem ze strony Grindelwalda. Oj, jak konserwatywni czarodzieje będą mieli używane. Ten Gellert to im dosłownie z nieba spadł, żeby w calusieńkiej magicznej Wielkiej Brytanii, jak ona długa i szeroka, podważać kompetencje nowego Pierwszego Czarodzieja.
Fintan powiódł wzrokiem za Willow, której magicznie wzmocniony głos poniósł się nieopodal. Jej słowa przebijały się do świadomości Farleya na przemian z tym, co mówił Gellert. Choć wolałby słuchać tego, co mówi Weasley — bo jej zawsze lubił słuchać — tak czuł, że powinien uważać na to, co pada ze sceny. Ten obraz, który rysował przed nimi... budził w Fintanie złość. Na swojej drodze spotkał zbyt wielu ludzi, którzy postępowali jak Grindelwald. Z mniejszym rozmachem i skutecznością, ale schemat był podobny. Ta niby troska, niby dobroć i chęć zrobienia czegoś dla innych — koniecznie w opozycji do czegoś, kogoś, żeby nikt przypadkiem nie zauważył, gdzie tak naprawdę czai się większe zagrożenie. Fintan raczej nie wierzył w bezinteresowność, a zwłaszcza tak szeroko zakrojoną jak ta, której wizję rozpościerał przed nimi Gellert. Szkoda, że przy okazji zapominał, że jego wolność kończyła się tam, gdzie zaczynała ta należąca do drugiego człowieka.
Na szczęście Farley miał też rozpraszacz w postaci małego złodzieja, który trafił pod jego opiekę. Dorosły czarodziej nie wiedział tylko, czy bardziej ma współczuć sobie, czy jemu. Po małej lawinie ze strony diablątka doszedł jednak prędko do wniosku, że zdecydowanie sobie.
— Słuchaj, młody, dam ci teraz jedną radę, całkiem za darmo. Jak się pewnie domyślasz, jest to bardzo uczciwa cena — spojrzał na urwisa tak, jakby miał mu właśnie wyjawić największy sekret wszechświata. — Nigdy nie sugeruj kobiecie, że wiesz cokolwiek o jej wieku. A co do reszty, to obaj musimy się jej słuchać, bo jest policjantką i jak najbardziej ma moc wsadzania ludzi do paki —wyjaśnił. Miał nadzieję, że pozostawił dostatecznie dużo niedopowiedzeń, by widmo trafienia do aresztu zapewniło mu jakiś tam posłuch u łapserdaka.
Wtem od niespokojnego tłumu oderwała się grupka ludzi, która zmierzała prosto w stronę drzewa, pod którym stał Fintan z chłopcem. Nie miał pojęcia, skąd się w nim wziął ten odruch, ale momentalnie ustawił się trochę bardziej między dzieciakiem a resztą. Z dużą dozą niepokoju obserwował, w jakim stanie jest ta grupa, wcale nie czując się z tym lepiej, bo miał już dostatecznie dużo rzeczy, które zaprzątały mu uwagę.
Na pytającego o jedzenie mężczyznę (Mitch) Fintan spojrzał tylko bez słowa, lekko kręcąc głową w zaprzeczeniu — był ostatnią osobą, która miałaby jakieś jedzenie na zbyciu. Patrzył na krzątającą się między nimi kobietę (Oriana), która wyglądała jakby wiedziała, co robiła. Uwagę Fintana zwrócił też funkcjonariusz policji, który czysto teoretycznie mógłby mu pomóc z zadaniem postawionym przed nim przez Weasley, ale wtedy odezwała się do niego ta zdecydowanie bardziej blado wyglądająca kobieta (Mellita).
Przynajmniej jedna kwestia się rozwiązała.
Normalnie gdyby ktoś zwrócił się do niego takim tonem, to pewnie próbowałby być albo złośliwy albo zabawny, ale nie lubił sobie stroić żartów z takich tematów jak zdrowie. Bez utrudniania oddał laskę prawowitej właścicielce, lekko szturchając przy okazji chłopaczka.
— Nie wierzę, że zabrałeś podporę komuś, kto jej potrzebuje. Co się mówi? — popatrzył na młodego wyczekująco, wierząc, że w tym krnąbrnym ciałku znajdzie się choć gram skruchy.
Wtedy pytanie kobiety (Mellita) wybiło Farleya z jakiegokolwiek rezonu.
— Eeeee... — zaczął bardzo elokwentnie, zerkając rozpaczliwie w stronę Willow. Ta była jednak wciąż zajęta swoją bardzo ważną pracą. — Nie, ja tylko pilnuję tego gagatka na polecenie posterunkowej Weasley — wyjaśnił trochę skrępowany, bo nie do końca wiedział jak ma sie zachować.
On i dzieci? Gdzie tam. Przecież ledwo umiał zadbać o samego siebie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#108
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
09-19-2025, 21:50
W tłum wkradł się chaos. Ludzie wyraźnie byli przejęci pojawieniem się Gellerta Grindelwalda, zbrodniarza, który miał sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Ale czy na pewno? Czy wsłuchali się uważnie w jego słowa? Jako jeden z nielicznych mówił prawdę, wytykał kłamstwo i ułudę rządzących, zwracał uwagę na rażące manipulacje. Stojący obok niego mężczyźni uważali się za dobrych i prawych, lecz to była tylko gra, tak naprawdę nikomu z nich nie zależało na dobrobycie zwykłych czarodziejów. Podtrzymywali wygodną dla siebie bajkę, szczególnie Albus Dumbledore, uważany za wielkiego człowieka, wzór do naśladowania, a jednak nawet i on ustawił pod siebie najwyższe stanowiska w Ministerstwie. W Nedzie wzbierała złość, miał ochotę głośno krzyknąć, sprzeciwić się, wyrazić swoje poparcie Grindelwaldowi w kontrze do pojedynczych głosów z tłumu. Otworzyć im oczy. Ale nie mógł. Był jednym z wielu trybików tej machiny, i jeszcze nigdy wcześniej nie przeszkadzało mu to tak bardzo. Z zamyślenia wyrwał go głos Roberta. Nie zamierzał kwestionować rozkazu, automatycznie ruszył za nim, w zasadzie chciał znaleźć się bliżej sceny. W międzyczasie ponownie spostrzegł Vincenta, to na pewno był on, starszy, poważniejszy, ale to z pewnością był jego brat. Dlaczego był akurat tutaj, akurat teraz. Nie było czasu na konfrontację, na pytania, które cisnęły mu się na usta. Z trudem stłumił mętlik emocji, który kotłował mu się w sercu, podążając na Robertem w stronę sceny.
Podskórnie poczuł, kiedy podnieść wzrok na Grindelwalda. Czarodziej skupił na nim swoje spojrzenie, dosłownie na chwilę, ale to wystarczyło, żeby Ned poczuł się wyróżniony. On wiedział. Znał go, choć przecież nigdy nie widzieli się na oczy. Docenił jego obecność, mimo że wsparł sprawę swoją różdżką zaledwie dwa miesiące temu. Tym być może niewiele znaczącym gestem utwierdził Neda w słuszności swojej decyzji.
– Cholera, spóźniliśmy się – mruknął pod nosem, patrząc jak Grindelwald znika w kaskadzie iskier, układającej się w charakterystyczny symbol trójkąta. Dosłownie chwilę później poczuł jak pulsują mu dłonie – nie musiał na nie spojrzeć, by wiedzieć, że pojawił się na nich bliźniaczy znak. Czy Riven i Oriana doświadczyły tego samego? A ci, których tu zabrakło? Czy Prince też to poczuł, gdzieś tam w szpitalnych murach? Pierwszy raz poczuł ciężar swojej noworocznej decyzji, to wszystko działo się naprawdę.
Podbiegł do Conrada i Lizzy, którzy wciąż stali nieopodal sceny. – Może jeszcze tu jest, on albo jego poplecznicy. Rozejrzyjmy się – zaproponował, nie chcąc marnować czasu na zbędne pogawędki, skoro mieli czarnoksiężnika do złapania. Mocniej ścisnął różdżkę, szybko lustrując scenę, lecz tam dalej zauważył Dawlisha i kilku aurorów osobiście chroniących Ministra. – Homenum Revelio – rzucił na wszelki wypadek, celując zaklęciem w tłum.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#109
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-19-2025, 22:27
Nie wywiniesz się. Słowa Szefa Biura Aurorów zawisły w powietrzu, a na jej ustach niemal pojawił się uśmiech. Naprawdę? Ile minęło od ucieczki Grindelwalda z więzienia? I co zdołali od tamtego czasu zrobić? Nic. A teraz on zjawił się tutaj z pełną premedytacją, krok po kroku rozpisując swoje przedstawienie. Zabezpieczony, przygotowany, uderzał w samo sedno tego, co chciał rozedrgać w sercach ludzi. Naprawdę miał się nie wywinąć? Nie trzeba było być jasnowidzem, by znać odpowiedź. Oddaj się w ręce służb, porozmawiajmy - usłyszała wśród tej farsy i miała ochotę parsknąć śmiechem. Jakby ktoś taki jak Grindelwald przyszedłby tu nieprzygotowany. Jakby był jakikolwiek procent szansy na to, że da się złapać. Nie wierzyła w jego ideologię, nie przyjmowała jego wizji, a jednak… był wielkim czarodziejem. Nie dało się temu zaprzeczyć. Wystarczyłby jeden gest, by zmiażdżyć ich nowego Ministra Magii jak muchę i może właśnie to byłoby dla nich wszystkich wybawieniem. Szybki koniec złudzeń, początek prawdziwej walki o władzę, o przyszłość. Bo w głębi serca wiedziała, że ta walka nadejdzie. Prędzej czy później.
I może w słowach, które wypowiadał Gellert, kryło się sporo prawdy, ale to nie on miał dawać ludziom świat, o którym mówił. Nie on i nie Dumbledore. Dwaj wielcy czarodzieje, którzy kiedyś zdawali się symbolami przyszłości, teraz wymieniali się pustymi, ciężkimi od pychy przepychankami słownymi. Jej spojrzenie zatrzymało się na Dumbledorze - dawnym autorytecie, w którego wierzyła bez zastrzeżeń. I zamiast dumy poczuła ukłucie smutku. Oszukał ją. Zostawił z fałszywą wiarą, z iluzją, którą pielęgnowała latami, z poczuciem, że to, co robiła, miało sens. A teraz? Wszystko okazywało się tylko mrzonką. Marzeniem, które nigdy nie mogło przybrać realnych kształtów. Jak miałaby mu to wybaczyć?
Spojrzała na męża, gdy padły słowa o wycofaniu się. Naprawdę? Teraz, kiedy wszystko miało się rozstrzygnąć? Czuła w sobie nieposkromioną potrzebę, by zostać, by zobaczyć to do końca. - Gdzie Mitch i Cillian? - zapytała odruchowo, zanim pozwoliła mu pociągnąć się dalej w tłum. Nie martwiła się o nich nadmiernie, przecież zawsze wracali, zawsze znajdowali drogę do domu, ale mimo to przeszło jej to przez myśl. Zamiast jednak posłuchać, została na swoim miejscu, spojrzeniem śledząc kolejne zaklęcia uderzające w mównicę. Dziwne… żadne nie trafiało wprost w Ministra ani w jego świtę. Nie żeby życzyła im źle, nikomu nie życzyła źle.
Sądziła, że jej upór sprowokuje komentarz Drew - ten chłodny, niepochlebny ton, którym zwykle gasił niesubordynację. A ona jednak przytrzymała to dla siebie. Chciała zobaczyć do końca. Pamiętajcie, bracia i siostry - macie wybór. Rozległo się nad tłumem, a zaraz potem Grindelwald zniknął tak nagle, jak się pojawił. Dopiero wtedy oderwała spojrzenie od sceny i przeniosła je na męża. - Idźmy - rzuciła krótko.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#110
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
09-19-2025, 23:35
Zauważył, ze kobieta (Oriana) - chyba uzdrowicielka? - zamarła nagle bez ruchu. Nie mógł jej za to winić. Obecność Grindewalda była zupełnie niespodziewana, chociaż to spore uproszczenie tego, co działo się dookoła i tego, czego nadal nie potrafił objąć rozumem. Zwyczajnie wzbudziła spektrum rozmaitych emocji - od strachu po konsternacje. Obecnie sam nie mógł określić, jaka emocja w jego przypadku wiodła prym; być może wszystkie na raz, lecz dominowała determinacja, ta sama, którą wskrzeszał w sobie każdego rana, gdy niechętnie witał się z nowym dniem.
Szybko przerzucił się na tryb zadaniowy. I równie szybko pozbył się z głowy zbędnego bagażu myśli. Wystarczyło jedno stanowcze słowo; jedno zagubione spojrzenie i zachrypnięty głos nieznajomego, który poinformował go, ze nie ma tragedii. Chyba nie ma, gdzie chyba zostało całkiem umiejętnie wplecione w zdanie i sugerowało, że, chociaż może tragedii nie było, to jednak mężczyzna miał ewidentnie problemy z koordynacją ruchową i może z błędnikiem?
- Pomogę panu - zaoferował się. Chwile później asekurował mężczyznę (Mitch) do wskazanego przez kobietę (Oriana) drzewa, zanim ktokolwiek z nich został zdeptany przez zmierzający w kierunku wyjścia z ogrodu tłum. Pochwalił w duchu uzdrowicielkę za przemyślaną strategia; pod nim było dużo spokojniej i ryzyko, że zostaną staranowani spadło właściwie do zera.
Dopiero teraz - wyłapując znajomy tembr głosu - uzmysłowił sobie, że był tak bardzo skupiony na mężczyźnie (Mitchu), że nie dostrzegł, kto towarzyszył uzdrowicielce. Zogniskował spojrzenie na Mellicie, lecz po drodze jego wzrok spotkał się ze wzrokiem uzdrowicielki. Bezgłośny dialog trwał tylko przez chwile - na jej twarzy zamarł wyraz wdzięczności, a on pokiwał lekko i oszczędnie głową.
W końcu podszedł do kuzynki swojej - zmarłej - żony i zacisnął delikatnie palce na jej ramieniu - trochę w ramach otuchy i trochę, aby się przekonać, że była cała i zdrowa. Nie potrzebował potwierdzenia, aby wiedzieć, ze tak było. Nie potrzebował też zapewnień, że nic jej już nie dolega. Nie pytał tez dlaczego swoje oskarżenia kierowało w stronę dziecka i mężczyzny (Fintan), które ewidentnie chciał ugasić temperament chłopca. Potem się dowie, teraz-
Podążył spojrzeniem za oddalającymi się plecami policjantki (Willow).
- Potrzebujecie pomocy w ewakuacji cywili? – zapytał mężczyzny (Fintan), który przyznał, ze współpracuje z kobietą, która poszła gasić pożar w innym miejscu; Grindelwald rozpłynął się, ale emocje, jakie wywołał, tętniły w zebranych. Nadal wydarzyć mogło się wszystko. Nominacja Nobby’ego na Ministra budziła niezadowolenie, a teraz ci, w których walczyły te skrajnie niebezpieczne emocje, mieli otwarte pole manewru. I wszystkie argumenty - chaos i dezorientacje - po swojej stronie. – Lub jakikolwiek innej?
Zerknął wymownie w kierunku sceny. Tłum, kłębiący się przy podeście zelżał odrobinę - jedni jak najszybciej chcieli znaleźć się poza terenem ogrodu, drudzy - o zupełnie nieznanych zamiarach - zapragnęli nagle być jak najbliżej centrum zamieszania. Minister doczekał się eskorty w postaci szwadronu aurorów. Co z Hectorem? Ta ochrona obejmowała także jego, a może był zdany tylko na siebie? Wulf chciał wierzyć, że sobie poradzi. Nie bez powodu przecież obejmował swój urząd.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): « Wstecz 1 … 10 11 12 … 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:12 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.