• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Ogród przy Middle Temple
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (14): « Wstecz 1 … 7 8 9 … 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#71
Conrad Bones
Zwolennicy Dumbledore’a
it's hard to enjoy practical jokes when your whole life feels like one
Wiek
36
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
24
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
09-08-2025, 20:31
Czuł w kościach, że po jednej politycznej deklaracji może nastąpić kolejna, gdy któremuś z fanatyków zamarzy się przedstawić własne chore racje, całkowicie sprzeczne z wartościami głoszonymi przez nowego Ministra Magii. Co prawda nie zdołał dostrzec u ulokowanych pod sceną osób podejrzanych zachowań – nikt nie sięgał do kieszeń, nie próbował wyjść przed szereg, nie było żadnych gwałtownych ruchów. Postulat równości wszystkich czarownic i czarodziejów wobec prawa jemu samemu przypadł do gustu, choć na twarzach niektórych wywołał grymas niezadowoleni; tym bardziej Bones nie zamierzał się w takiej sytuacji nawet na chwilę rozluźniać. Wzmożoną czujność ponownie rozbudził poruszający się na dnie kieszeni płaszcza kłębuszek niepokoju. Momentalnie chwycił rączkę różdżki i wyjął ją spod materiału odzienia wierzchniego, próbując wzrokiem zidentyfikować zagrożenie.
Nadszedł szyderczy śmiech, potem męski głos niosący się zewsząd i znikąd konkretnie. Nad głowami wszystkich zawisł szkarłat rozlewający się po niebie. Preludium pełne napięcia, na samym końcu wszyscy dostrzegli wreszcie przed mównicą prowokatora w postaci Gellerta Grindelwalda. Magia zmieniła kolor sztandarów i palenisk, tłum sparaliżowało, lecz na jak długo? Kto pierwszy rzuci się w panice do ucieczki? Na razie wszyscy słuchali, chwyceni z zaskoczenia, niektórzy zaintrygowani. Ile mieli tego słuchać?
Pogodzisz się z kolejną stratą w imię większego dobra? Skierowane ku niemu pytanie wpełzło mu pod skórę, wprawiło całe działo w drżenie i niosło się echem pod czaszką, żywcem plądrowało umysł. Czyż nie stracił dwoje bliskich osób przez tego zbrodniarza? Odebrał mu ojca i brata, sprowadził tym samym nieszczęście na całą jego rodzinę. O cierpieniu zwykłych maluczkich nawet nie wiedział, przecież nie dokonywał wszystkich zbrodniami własnymi rękoma, on do nich podżegał słowami, właśnie takimi mowami podszytymi obietnicami o czekającej za rogiem wielkości, o przewodzeniu wszystkim. Szkoda, że nie mówił o tym jakie przywództwo ma na myśli, jakimi sposobami zamierza je wywalczyć. Uwięzi lub wybije politycznych rywali, zniewoli mugoli i przejmie ich majątki, a potem co? Naprawdę ujawi magię całemu światu, czy naprawdę jest aż tak ślepo ambitny? Zjawiał się na brytyjskiej ziemi niczym pan i władca, stawał pośrodku z dumą i wygłaszał podstawy swojej chorej ideologii. Skurwiel rzucał do zgromadzonych niby retorycznymi pytaniami, próbując wejść do ich głów poprzez chwytliwe teksty dotyczące powszechnych niepokojów. Każdy pragnął zadbać o byt bliskich i bał się ich utracić. Wybrał jednak złą osobę spośród tłumu, tego nie przewidział. Czarnoksiężnik sam go sprowokował, nieumyślnie dał prawo do głosu.
– ŁŻESZ, GRINDELWALD! – ryknął z niepohamowaną wściekłością, kierując w stronę czarnoksiężnika różdżkę. Mógł już pochwalić się pewną ręką, choć skronie wciąż pulsowały od nagromadzonych w nim emocji. Była w nim chęć zemsty, kotłowała się w jego głowie. – Dlaczego przemawiasz dziś w Londynie zamiast Paryżu czy Berlinie, gdzie wcześniej szukałeś władzy?! – teraz to on, jeden z widzów spektaklu, skierował retoryczne pytanie w stronę mówcy, nie zamierzając czekać na jego odpowiedź. – Bo zbyt wielu niewinnych ludzi wymordowałeś ze swoimi zwolennikami w całej Europie, dlatego!
Sytuację musiał przeanalizować szybko, akurat tę umiejętność szlifował przez dobrą połowę swojego życia. Dostrzegł już wcześniej kształt obronnej bariery wokół Grindelwalda, więc rzucanie zaklęć wprost w niego mogło skończyć się ich odbiciem i przypadkowymi ofiarami, a nieopodal stał Leach oraz inni oficjele znajdujący się na podeście. Miał ogromną ochotę pozbyć się zbrodniczych sztandarów, lecz przerwanie wszystkich zaklęć mogło odsłonić cały ogród. Conrad zdecydowanie poruszył różdżką, sztywne pociągnięcie zatrzymało się na postaci Grindelwalda. – Finite – wypowiedział inkantację wyraźnie, chcąc przerwać zaklęcie obronne otaczające czarnoksiężnika. Bariera ochronna musiała paść, jeśli mieli chociaż spróbować go ująć. W tłumie byli funkcjonariusze policji oraz inni aurorzy, na pewno służby zareagują odpowiednio – komendant i szef biura aurorów nie pozostaną niewzruszeni na całe zajście. Był też Dumbledore.
1x k100 (rzut na Finite):
12
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#72
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
09-08-2025, 20:33
Miał wrażenie, że im usilniej próbował znaleźć kogoś, kto mógłby być opiekunem chłopca, tym mniej potencjalnie pasujących osób widział. Dzieciak musiał tu przyjść z kimś, kimkolwiek - matką, ojcem, dziadkami. Raczej nie przyszedł to sam, bo mimo całej swojej rezolutności raczej zwróciłby uwagę kogoś z policji na wejściu. Farley lekko się zirytował, piąte przez dziesiąte słuchając negocjacji Willow z małym terrorystą, a pół na pół starając się łowić słowa zaczynającego przemowę nowo zaprzysiężonego Ministra Magii.
Cała uroczystość powinna teoretycznie ułatwić mu zadanie, ale chyba najwyraźniej osoba, która miała opiekować się malcem, wcale nie zauważyła jego braku. Łatwo byłoby dostrzec jedną spanikowaną osobę, która zamiast patrzeć na scenę rozgląda się dookoła — poruszenie w tłumie jednak było zbyt małe. Westchnął ciężko i spojrzał znów na drzewo i siedzącego na nim urwisa, któremu patrzyło z oczu wybitnie źle. Wiedział jak to jest z takimi, w końcu sam Fintan uważał, że w przeszłości był urwipołciem, a z wiekiem tylko powodował coraz większe kłopoty, oraz wpadał w bardziej skomplikowane i nieciekawe sytuacje. Dlatego chyba tylko trochę go zdziwiło, że gówniarz wpadł na ten jeden konkretny, bardzo głupi pomysł.
Willow radziła sobie świetnie, uważnie składała razem słowa i generalnie jakby Fintan był na miejscu tego chłopczyka, to nawet nie próbowałby fikać i po prostu zgodził się zejść, później próbując ugrać coś dla siebie tym, że się posłuchał. Ten dzieciak miał jednak zupełnie inny pomysł i gdy Fintan zobaczył lecącą w jego stronę laskę to z jednej strony chciał, żeby go uderzyła, tylko po to by zobaczyć, co wtedy zrobi Willow. Chęć uniknięcia bólu i instynkt przetrwania zrobiły jednak swoje, bo odruchowo spróbował uskoczyć przed rzuconym w niego długaśnym pociskiem.
1x k100 (Unik):
53
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#73
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-08-2025, 20:47
Uzupełnienie dla Fintana:

To były odłamki sekund. Lecąca w kierunku Fintana laska zawirowała w powietrzu i, choć wyrzucono ją z pokaźnym ładunkiem energii małego łapserdaka, tylko zdecydowana i prędka reakcja mogła uchronić mężczyznę przed nabawieniem się paskudnego guza. Na szczęście zareagował on błyskawicznie i zdołał w odpowiednim momencie umknąć przed przedmiotem. Ten zaś wbił się w ziemię nieopodal trójki postaci ulokowanych pod nieszczęsnym drzewem, pozostając do dyspozycji tego, kto zechce się nim zająć.
Nieco szkliste spojrzenie małego urwisa zdawało się podpowiadać dorosłym, że chłopiec bardzo chętnie znów pomachałby interesującym bibelotem. Z jakiegoś powodu jednak nie zrobił niczego więcej - być może działała na niego obecność rudowłosej funkcjonariuszki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#74
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-08-2025, 23:11
Cierpliwość do ludzi zostanie kiedyś jej zgubą – to słyszała nieraz od współpracowników, rodziców, a czasem słowa te odbijały się od lustra. Czy gdyby mogła, cofnęłaby czas i zmieniłaby swoje podejście? W ostatecznym rozrachunku nie, każda sytuacja była lekcją, która budowała ją jako człowieka, a choć, niektórzy nazwaliby to naiwnością, dla niej było po prostu byciem sprawiedliwym.
Delikatnie zerknęła za siebie, a dostrzegając Farleya, pokręciła głową z uśmiechem, trochę ciężkim do interpretacji, choć, jeśli ktoś ją dobrze znał, śmiało mógł tam dostrzec pewną pokusę, niepewność czy chce brnąć w tę partię szachów, czy ukrócić zawczasu. Jednak jej uwagę dość prędko przykuł ponownie chłopiec na drzewie, gdy odezwał się w sposób, który przypominał Willow kogoś - kogoś, kto stał dostatecznie blisko, że zaraz mógł być na trajektorii lotu pewnego przedmiotu.
– W porządku, nie będę cię teraz zmuszać do rozmowy, ale pamiętaj: to, co robimy, zawsze zostaje z nami. I czasem warto pomyśleć, czy chcemy, żeby wspomnienia bolały, czy dawały powód do dumy – zaczęła mówić, przyglądając się chłopcu. Weszła w ten ton podobny temu, które słyszała niejeden raz od czarodzieja, który również był na tej uroczystości. Siedział niedaleko przemawiającego Ministra, nazwał wartości, które miała w sercu, a nie potrafiła ich dokładnie zdefiniować.
W czasie gdy mówiła, chłopiec zamachnął się i cisnął laską w dół. Jej różdżka była już w górze, gotowa do zaklęcia ochronnego, jednak w tej samej chwili zwinny przyjaciel umknął na bok, a laska wbiła się w ziemię. Przez chwilę czarownica patrzyła to na laskę, to na Fintana. Wreszcie zmarszczyła brwi i spiorunowała przyjaciela spojrzeniem, chociaż nie była to jego wina, że laska powędrowała w tamtym kierunku, to wcale by się nie naraził, gdyby nie postanowił snuć się za nią, jak jakiś pechowy omen.
– Ty… – zaczęła, jej głos brzmiał niemal gniewnie, język smakował tonu kobiety, gotowej zrugać męża, że śmiał wrócić długo po północy z piwa, na które wyszedł z kolegami. – Prosiłam cię – zacisnęła lekko usta, a potem schowała różdżkę za plecy i westchnęła ciężko. Minister Magii kończył swoją przemowę, a ona nawet nie obdarzyła go skrawkiem skupienia. Zerknęła natomiast na wbitą w ziemię laskę i podeszła do niej, wyciągając z ziemi narzędzie zbrodni. – Dobrze, że nic ci nie jest – podsumowała, łagodniejąc na twarz, jakby po prostu nie potrafiła się na Farley’a naprawdę zezłościć. Wreszcie obróciła się do chłopczyka, który zszedł z drzewa, nie grożąc mu ani różdżką, ani laską lekko zacmokała, kręcąc głową.
– Młodzieńcze, naruszyłeś naszą umowę. Odwagą nie jest rzucać czymś, kiedy ktoś stoi bezbronny, a chyba swoją odwagę chciałeś pokazać co? – pokręciła głową z żalem, jakby naprawdę zachowanie chłopczyka ubodło ją personalnie. – Jak ci właściwie na imię? Chodź, znajdziemy twoją… – zawahała się i urwała zdanie, czując dreszcz niepokoju, gdy ogród wypełnił się śmiechem. Czuła, jak włosy zjeżyły się pod ubraniem, a serce zabiło szybciej. Wiatr zerwał się i ugasił paleniska, był to moment, w którym policjantka spojrzała poważnie na Fintana i bez zastanowienia wręczyła mu laskę, nie mogła działać z takim obciążeniem.
– Zaopiekuj się proszę chłopcem – wymówiła, patrząc mu prosto w oczy, oczekując, że jej nie odmówi. – A laska jest do zwrotu – dodała półżartem, chociaż powaga sytuacji wydawała się przygniatać jakikolwiek żart. Zawahała się przez chwilę, patrząc na niego i wtedy ponownie rozległ się głos. Chyba właśnie to stresowało ją od rana, choć jasnowidzką nie była. Lampiony i paleniska błysnęły czerwienią, która odbiła się w jej oczach, a różdżka wydawała się ponownie odpowiadać ekscytacją, czując ogień wokół. Szkarłat okrywał przestrzeń, odbijał się w niebie i twarzach, piętnując zaprzysiężenie barwą posoki.
– Równość i wolność przez niewolnictwo niemagicznych? Chyba nie przemyślałeś dalej swojej filozofii pomimo tak długiej okazji na kontemplację… – mruknęła pod nosem, niby do czarnoksiężnika na scenie (Gellerta), lecz jej głos nie miał prawa dotrzeć tak daleko. Zerknęła na Fintana i kiwnęła mu głową na chwilowe pożegnanie, po czym truchtem ruszyła w miejsce, gdzie wcześniej pilnowała swojego sektora.
Słuchała zbiega z odrobinę większą uwagą niż Ministra, niemniej wzburzało ją, jak próbował okrywać słowami prawdę. Chciał zbrodnie ubierać w piękny płaszcz, pod pretekstem kierowania uwagi na inny front. Nie potrafiła pojąć, jak po takiej klęsce, on wciąż się nie poddawał i sądził, że czarodzieje za nim pójdą, że zdecydują się na ujawnienie świata czarodziejów. Nie wyobrażała sobie, aby to mogło wywołać pokój, żeby doprowadziło to do tego „pięknego świata”.
Głupotą byłoby pruć się do samego przodu pod scenę, gdzie Minister był pod dobrą opieką aurorów, komendanta i Dumbledore’a. A tu z tyłu, kto miał się zająć tłumem? Gorzej, co jeśli za nimi miało pojawić się coś jeszcze? Zerknęła na innych funkcjonariuszy magicznej policji.
– Sonorus – mogła sobie zagłuszać i przeszkadzać mu w przemowie, kij ją ona obchodziła, ważniejsze dla niej było, aby tłum słyszał policyjne komunikaty. Patrząc jednak po wielkości ogrodów i liczbie ludzi, miała wrażenie, że jej głos może być ledwo słyszalny dalej. – Proszę zachować spokój i nie zbliżać się do mównicy – zaczęła z różdżką na krtani, jak najbardziej wyważonym głosem, musiała zachować zimną krew. – Proszę zrobić miejsce dla funkcjonariuszy operacyjnych i nie popychać innych – kontynuowała, chcąc prewencyjnie zapobiec panice. – Prosimy współpracować i zachować spokój. Państwa bezpieczeństwo jest najważniejsze.

Wiadomość do Mistrza Gry
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#75
Mellita Macmillan
Czarodzieje
Nobody but me is gonna change my story
Wiek
22
Zawód
magijubiler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
0
21
Magia Lecznicza
Eliksiry
8
10
Siła
Wyt.
Szybkość
0
10
0
Brak karty postaci
09-09-2025, 09:12
To nie pierwszy raz kiedy cienie wirowały i tańczyły przed jej oczyma, ale pierwszy raz od niemal dzieciństwa bała się tak bardzo, że niemal zastygła w miejscu. Czarne kształty przypominały niemal miecz wiszący nad jej głową i miała wrażenie, że co rusz widzi ich ostre dzioby i pazury, gotowe do rozerwania jej gardła, twarzy, rąk… Wszystko inne działo się daleko poza zasięgiem jej świadomości, a ból sprawiał, że jakiekolwiek słowa skierowane w jej stronę były równie skuteczne co wiatr wiejący gdzieś dookoła nich. Nie miała nawet pewności, kto dokładnie się nią zajmował w chwili obecnej, czując bardziej niż słysząc damski głos dookoła siebie.
Jedyne co się zmieniło to fakt, że nagle zmieniła się jej pozycja, a ona, z uszkodzoną kończyną i bólem który przejmował nad nią władzę, mogła jedynie mocno trzymać się kogokolwiek kto teraz postanowił ją przestawić z miejsca (o czym mogła wierzyć, że robi to z dobrych pobudek) i nawet nie zauważyła faktu, że nieznajomy mężczyzna (Mitch) próbował jej pomóc. Nie widziała nawet, co się dzieje na scenę, chociaż dobiegały do niej odległe wołania.
Musiało minąć parę chwil spokoju zanim nie udało jej się zacząć wyróżniać poszczególne rzeczy z tłumu – trawę pod jej stopami, miękką fakturę ubrania osoby która ją podpierała, albo powoli twarze, w tym bliską twarz Oriany. Wzięła jeszcze parę oddechów, starając się usiąść tak, aby jeszcze dodatkowo nie sprawić sobie bólu kiedy orientowała się, co się dzieje. Gdzieś w okolicy była również znajoma twarz Wulfrica, ale uśmiech który chciała mu posłać wyszedł raczej jako rozkojarzone spojrzenie zamiast tego.
- Co…się stało… - nawet wolała nie myśleć jak zmartwiona będzie matka po informacji o tym, że zasłabła na samym zaprzysiężeniu, a to bez świadomości co obecnie działo się na scenie. Pewnie przejęłaby się bardziej nagłym pojawieniem Grindelwalda niż tym, jakie stwierdzenia podsuwał tłumowi aby ci w to uwierzyli. A może to po prostu jej poczucie, że Gellert nigdy by się nie tu nie pojawił gdyby nie miał czegoś we własnym interesie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#76
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-09-2025, 16:42
Wpatrywała się w aurora (Roberta) niczym głodny psidwak w kawałek schabu, głównie po to aby upewnić się że ten nie zamierza tutaj odstawiać nic z aresztowaniem Vincenta, inaczej musiałaby iść i wpłacać za niego pieniądze, a to było upierdliwe i, no coż, kosztowało rzeczone pieniądze. Nie zdawała sobie nawet sprawy jak podirytowany jej obecnością był Rineheart i że spodziewał się, że zacznie tutaj jakieś kłopoty (na co by się obruszyła i wtedy z pewnością auror posadziłby ich za zakłócanie przebiegu ceremonii) ale wydawało się, że przynajmniej na obecną chwilę nic się nie dzieje. Dopiero wtedy posłała uroczy uśmiech w stronę Rinehearta, na nowo skupiając się na scenie.
Musiała przyznać, że chociaż pan Nobby (albo pan Leach? Nigdy nie uważała na lekcjach z manierami i kończyło się to na jakiś dziwnych fuzjach imion i tytułów) najlepiej brzmiącego imienia nie miał, to jednak musiała mu przyznać rację. Albo podziwiać fakt, że znalazł się w tym miejscu przez to, co umiał, nie jakiej krwi albo płci był. Świat zbyt chętnie widział ludzi w gorszym od siebie położeniu jeżeli to przynosiło im korzyść i wiedziała, że bardzo wiele osób z krwi, która mianowała siebie „czystą” nie przyszła tutaj z uprzejmością oddać hołd nowemu Ministrowi. Co prawda nie wierzyła w obietnice ani zapewnienia, bo słowa były jak woda – mogły się pojawić wszędzie i sprawiać wrażenie, jak bardzo czyste jest otoczenie, nie nieść jednak ze sobą wiele wartościowego. Dlatego była skłonna poczekać i zobaczyć, przekonując się, jak naprawdę będzie Nobby Leach zarządzał magicznym światem który właśnie mu powierzono.
Chciała odwrócić się do Vincenta i rzucić w jego stronę jakiś zabawny komentarz – zamiast tego spięła się kiedy po przestrzeni rozszedł się śmiech, niepokojący i nie zwiastujący nic dobrego. Nie wiedziała, czy to wiatr, czy jednak to zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, a rękę odruchowo wyciągnęła aby ścisnąć ramię przyjaciela, gotowa złapać jego i stojącą obok kobietę (Belvinę) aby zabrać ich gdzieś jeżeli zajdzie taka potrzeba. Kolejne słowa wybrzmiewały, a jej wzrok wędrował po widowni, jakby chciała dojść do tego, gdzie stać może ta osoba. Chociaż nie musiała zgadywać, kto to był, to jednak starała się bardzo mocno wierzyć, że to się jednak nie dzieje.
Czerwona poświata i widoczne symbole mogły znaczyć tylko najgorszą rzecz, ale dopiero pojawienie się Grindelwalda sprawiło, że ciśnienie w jej żołądku niemal zawiązało się na supeł. Póki co nie wywiązywały się jeszcze żadne problemy, ale to była tylko kwestia czasu – chociaż nie miała pojęcia, czy to przemówienie to tylko pokaz władzy, czy może preludium do czegoś większego. Nie mogła zacząć miotać zaklęciami, bo to tylko mogło wywołać panikę pośród ludzi, a ona nawet nie była do niczego uprawniona, mogła jednak zrobić coś innego. Ostrożnie zsunęła z siebie płaszcz, wciskając go w dłonie Vincenta i szybko szepcząc „zaraz wracam” do jego ucha, mając nadzieję, że w przeciwieństwie do niej, nie był tak głupi aby czegokolwiek próbować.
Uwaga ludzi skupiona była na Gellercie stojącym na scenie, a ona mogła ostrożnie przesunąć się pomiędzy ludźmi – ostatnie lata spędzone na skradaniu się przez uliczki mogły nie pójść na marne w tym momencie starała się znaleźć bliżej sceny, ale wciąż na jej uboczu. Ostrożnie też zmieniła postać, stawiając na zmianę poszczególnych cech, najpierw odjęła nieco wzrostu, potem ukryła blizny, nadając rysom twarzy też nieco większej ostrości. Tęczówki stały się zielone, a włosy wyprostowały się, nabierając brązowego koloru, a głos nieco się podwyższył – nic zupełnie oddzielającego ją od tego, kim była, ale przynajmniej zmieniającego ją do mniejszego rozpoznania na pierwszy rzut oka. Musiała się skupić na utrzymaniu zmian, więc dla własnych emocji wybrała to, co zazwyczaj pomagało jej w takich chwilach – kłamała samej sobie, że będzie dobrze i że było warto. Jej bardziej ponure poczucie humoru podpowiadało, że przynajmniej aurorzy i magipolicjanci nie będą mieli daleko do miejsca zbrodni.
Czy ktoś z was się czuje gorszy?
Całe życie, panie Grindelwald.

- Ja się czuję gorsza. – Jej głos wybił się nad część tłumu w stronę Gellerta, chociaż nie miała być jedyną, która przemawiała. – Ale to nie osoby niemagiczne to sprawiły, ale inni czarodzieje, którzy dają mi znać, jak gorsza od nich jestem. – Nobby miał rację, to nie budowanie ścian miało im przynieść wolność, nawet jeżeli tak wiele słów Grindelwada brzmiało kusząco. Zachęcająco. Ale musiał rozumieć, że samo to nawoływanie było już ryzykiem i że nie było mowy o wolności w obecnym systemie podziałów, inaczej jego zwolennicy staliby obok niego. – Wolność tylko dla części ludzi to nie wolność, to przywileje.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#77
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
09-09-2025, 17:55
W pewien sposób to, że nie potrafiła dostrzec żadnych podejrzanych reakcji, sprawił, że nabrała oddech z większym spokojem. Może była przewrażliwiona? A co jeżeli tym razem przeczucie by jej nie zawiodło? Nie była jasnowidzem, nie mając wizji nadchodzącej przyszłości, niewiele była w stanie zrobić. Pozostawało jej więc trwać i być czujną — zdecydowanie lepiej było przeprosić za nadgorliwość niż żałować niepodjętych działań. Uniesione wyżej barki opadły wraz z kolejnym wydechem, lecz uścisk palców na różdżce nie poluźnił się nawet na moment.
Słuchała Leacha z zaangażowaniem; nie zauważyła nawet gdy kąciki jej ust zaczęły powoli, choć widocznie unosić się ku górze. Chciała wierzyć w jego słowa. Brakowało jej jeszcze nieufności względem polityków, której nabierało się z wiekiem. W szczególności prosto było wierzyć w słowa kogoś, z kim się zgdzało. Wizja świata, którą rozsiewał przed nimi nowy Minister Magii, była obrazem, który chciała widzieć. Przekuć w rzeczywistość. Urodziła się za późno, aby pamiętać wojnę — zarówno tę mugolską, jak i czarodziejską — nie miała więc doświadczeń łączących się z nimi bezpośrednio. Ale wyrosła na jej konsekwencjach. Widziała sposób, w jaki zmieniały się twarze starszych od niej, gdy dotykano tego wrażliwego tematu. Bawiła się na ruinach miasta. Wszyscy, których znała, mówili zgodnie: nigdy więcej wojny. To proste zdanie było też jej marzeniem i celem. Dlatego uczyła się tak pilnie, dlatego poświęciła wszystko, aby dostać się na kurs aurorski. Chciała być na pierwszej linii, zapobiegać, nim nastroje przemienią się w bulgoczącą w kociołku cieczę, nim ciecza ta niechybnie wykipi.
Słowa o wstydzie, a także te późniejsze, o równości, padły na żyzny grunt jej serca. Stanęła nawet na palcach, aby spojrzenie ciemnych oczów utkwić w sylwetce Ministra. Nie miał powodu, by kłamać, jego urodzenie oraz przeżyta droga musiała być mniej lub bardziej do jej własnej — a to w oczach młodej kadetki tylko dodawało mu wiarygodności. Nieufnie mogłaby podejść do podobnej przemowy wygłoszonej przez czarodzieja czystokrwistego. Pewnych rzeczy, ich wpływu na psychikę człowieka, a dalej — jego historię — nie dało się po prostu zrozumieć, jeżeli nie należało to do przeżytych doświadczeń jednostki. Ale Nobby Leach wiedział. Czuł.
I nie szukał zemsty. To właśnie było niczym uderzenie świeżego powietrza w zatęchnionej piwnicy. Wszyscy byli dla niego ważni. Nie tylko ci, którzy byli do niego najbardziej podobni. Zmiana władzy nie oznaczała więc zaboru jednym, aby rozdać resztę swoim. Wyciągał rękę, nie bojąc się jej odrzucenia. Nie musiał tego robić. Pamiętała z zajęć historii magii wiele konfliktów, które toczyły czarodziejską społeczność nawet bez udziału mugoli. Bo to nie mugole byli prawdziwym zagrożeniem. To brat stający naprzeciw brata. Pyszałkowatość i przerośnięta duma, przeświadczenie o swojej wielkości, które nie pozwalało dojść do głosu pokorze i mądrości. Leach deklarował natomiast podejście przeciwne. Miał słuchać mądrzejszych od siebie, stawiać na dialog, nie zaś monolog, wydawał się tymi słowami obnażać przed nimi nie jako człowiek w majestacie władzy — a ktoś zupełnie zwyczajny, dla kogo władza nie była przywilejem, zaś obowiązkiem.
Złożyła dłonie do oklasków — bowiem te należały się Leachowi nie tylko z grzeczności — lecz udało jej się tylko raz zderzyć ze sobą dłonie. Zamiast owacji, ogrody wypełnił śmiech, ironiczny i wyrachowany w swym chłodzie. Ciało Lizzy przeszedł nagły dreszcz, a z twarzy dziewczyny w jednej chwili zniknął uśmiech. Wiatr zmusił ją do pewniejszego ustawienia się na lekko rozstawionych nogach. Próbowała dostrzec, skąd przybywał nieprzychylny element, bowiem nikt chyba jeszcze nie wiedział, kto odpowiedzialny był za tak ordynarne przerwanie uroczystości. Jeszcze raz posłyszawszy głos tego człowieka, dochodzący zewsząd jednocześnie, drażniący ironią i błędnym do bólu przesłaniem, nie zdołała się powstrzymać od rosnącego grymasu. Serce przyspieszyło, adrenalina rozchodziła się po żyłach, krew szumiała w uszach, a ściskające różdżkę palce pobladły od siły nacisku. Szukała spojrzeniem któregokolwiek z aurorów, oni musieli wiedzieć, z kim mieli do czynienia, nawet po samym głosie.
Cholera jasna.
Bo gdy pojawił się, w całej swej materialnej okazałości, nie wierzyła własnym oczom. Gellert Grindelwald. Najbardziej poszukiwany czarnoksiężnik na całym świecie. Twarz, którą widziała na wielu materiałach zebranych w Biurze Aurorów.
Tyle wystarczyło, aby poczęła przeciskać się w tłumie, pragnąc znaleźć się bliżej sceny. Nie wśród najważniejszych osobistości, ale wystarczająco blisko, aby wesprzeć swoją osobą aurorów, którzy na pewno wiedzieli, że nie mogli wypuścić stąd Grindelwalda wolno. Początkowo starała się przemykać między grupkami czarodziejów bez wkładania w to siły. Jednak gdy czarnoksiężnik zaczął zwracać się do tłumu, gdy sztandary ministerialne zamienił na swoje własne, w jej ruchach znalazło się więcej natarczywości i zdecydowania.
— Pan naprawdę wierzy w to, co mówi?! — krzyknęła wreszcie, koncentrując swoje spojrzenie na Gellercie Grindelwaldzie. W jej oczach płonął płomień niezgody, głos drżał z kłębiących się w młodym ciele, w młodej duszy emocji. Zacisnęła na chwilę zęby, nim kontynuowała. — Dziwi pana, tak dojrzałego w lata, że strach i pogarda zbiera krwawe żniwo?! Kodeks Tajności nie jest idealnym dokumentem, ale to dzięki niemu między naszymi światami trwał pokój, który pańskie ambicje zburzyły! — suchość gardła już na tym etapie zmusiłaby ją do kaszlu, ale musiała się przed nim powstrzymać. Zatrzymała się, chyba nie do końca świadoma tego faktu, tuż obok aurora Bonesa, równie poruszonego co ona sama. — Historia już pana rozliczyła — dodała, już nie krzycząc, ale cedząc swe słowa przez zęby. Próbowała przemówić do rozsądku człowiekowi odpowiedzialnemu za śmierć tylu istnień. Chyba zaraz oszaleje. — Ale niechybnie zrobi to raz jeszcze. Naprawdę chce się pan jeszcze raz upokorzyć? — mówiła, kątem oka dostrzegając ruch Conrada. Sama wyciągnęła swoją rękę wprzód, przez kolejne zamachnięcie nie przemawiała już kłębiąca się w niej niezgoda i złość. Ruch był precyzyjny, koniec różdżki zatrzymał się na Grindelwaldzie, a ona sama chciała wzmocnić swoim zaklęciem zaklęcie doświadczonego aurora. — Finite — cokolwiek chroniło teraz czarodzieja, musiało zostać rozbite, aby można było go pochwycić.
1x k100 (Finite):
7
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#78
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-09-2025, 19:12
Kobiety i ich humory.
Czasem zajadłe, kruszące wszelkie słowa i nadzieje. Sięgające do gardła, przecinając wszystkie symptomy pewności swojej osoby. Pozostawiające z głuszą, tchnieniem ostatniego słowa i szkieletem dawnej persony. Cmentarzyskiem wielkich nadziei, portretem upadłego człowieka. Innym razem krnąbrne i prześmiewcze, ich chichot prowadzący przez drogę usłaną kolcami. Owe oferowane milczenie, które kłuło mocniej niż urągające dialogi. Gry, które prowadziły ku stratosferycznym odmętom klęski. Czemuż zawsze akceptowali je w ich najgorszych formach? Czemu były wtedy najbardziej pożądane, choć duszące w swych sidłach? Chciało im się dorównać, pokonać i zniszczyć, a potem nazwać to miłością i kochaniem.
Seniorka zdawała się nie akceptować niezgody na jej wizje, krytykować wszelkie objawy buntu. Miała zawsze ostatnie zdanie, to ona kończyła rozmowę. Pycha wieku czy przyzwyczajenia? Cóż pchało ją do destrukcyjnych zachowań, jak tworzenie sobie wrogów z jednej z istotniejszych rodzin tego kraju. Może głupota, pewna nierozwaga umysłu? Wiek nie poświadczał o mądrości, właściwie, nieliczni tego świata mogli się nią pochwalić. Zawsze zaskakującym było, jak wielu błaznów mieściło się na jednym placu. Uśmiechnął się ciepło, dobrodusznie w idealnej masce serdecznego człowieka. Oddalił się wraz z kobietą (seniorka) , odwracając się przez plecy, aby pożegnać się szybkim mrugnięciem porozumieć się z resztą rodziny, podkreślając całość komizmu sytuacji.
– Czyżby było Pani słabo? Możemy wezwać uzdrowiciela – ratować swą personę z parszywej roli opiekuna, oddać ją w ręce sprawniejszego w technikach profesjonalisty i ulotnić się w miejsce bardziej zasłużone dla jego osoby. Wszelkie jednak troski o jej osobę i swe własne uwolnienie nabrały statusu nieistotnego, wręcz rozpłynęły się pod wpływem siły. Przemówienie ministra, pełne pustych frazesów o budowaniu murów, używania pięknych idei dla złagodzenia ludzkich serc. Niezależnie od poglądów większość chciała pokoju, nawet jeśli był dysfunkcyjny i niezapewniający prosperity. Była jednak pewna grupa czarodziei, która widziała w walce szanse na przetasowanie, tych którzy nie pogodzili się z porażką, którą ponieśli dwadzieścia lat temu. Nadal byli wśród nich, wielcy przegrani poprzedniej wojny. Utopia, którą kreował była niemożliwa do realizacja – nie istniało coś takiego jak równość wszystkich wobec prawa, nawet w najbardziej egalitarnych społeczeństwach dochodziło do podziałów społecznych. Była to również wizja niekoniecznie pozytywna dla person będących na samym szczycie, im było ich więcej tym węższy był sam szczyt. Nie mógł przecież pomieścić ich wszystkich, wytłumaczone wielokrotnie było czemu ta komunistyczna wersja świata nie zapewnia dobrobytu. Leach nie był jednak ekstremistą, zdawał się rozsądny w swej pozycji i można było zaznać znacznie trudniejszą personę na tej pozycji, na pewno z znacznie silniejszym sojuszem za plecami.
Jego przedstawienie zostało jednak skradzione, wielkie rzeczy nie lubią czekać. Czerwień, świat stał się wielką czerwoną marą. Płomienie, niebo, sztandary, wszystko mamione barwą zastygłej krwi. Czyż nie powinien być martwy, zapomniany w grobie na opuszczonej ziemi? Stał jednak tutaj żywy, przemawiając dzierżąc sobie prawo po wszelkich nieszczęściach, których doświadczyła ta ziemia i ci ludzie dwadzieścia lat temu. Był czarujący, jego dziadek zawsze powtarzał, że potrafił trafić do prostego człowieka, pokazać mu wielkość, po którą nieliczni mogą sięgnąć. Sprawić, że sprawa czarodziejów stawała się sprawą godności. Spojrzał na Zachariasza, gdy Grindenwald skierował słowa w jego stronę, uderzając w najczulsze dla niego tony. Doskonale wiedział, jak wywołać efekt. Gdzieś się podziewał przez ostatnie lata? Może ważniejszym pytaniem powinno być – dlaczego powrócił?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#79
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
09-09-2025, 22:11
Sytuacja, która powoli rozwijała się tuż przed wystąpieniem Leacha zupełne przerosła jego oczekiwania. Owszem, spodziewał się wyraźnych głosów i podzielonej opinii lecz chyba łudził się ostatkiem wiary w ludzkość, że pewne sytuacje wymagają, aby powściągnąć nieco swój język. Nie czekał na kolejne słowa Apollonie, chwycił ją mocniej pod rękę, przygarnął bliżej siebie i z uśmiechem przyglądał się obcej kobiecie (seniorka) oraz słuchał jej słów nieszczególnie mając ochotę na wdawanie się w jakiekolwiek dyskusje, choć sugerowała właśnie, że Hector potencjalnie przyczynił się do opóźnienia Leacha. W duchu błagał tylko, aby jego żona nie rzuciła się na kobiecinę w odwecie za tak jadowity ton.
Tak naprawdę jego słowa zostały sformowane jedynie po to, aby zamknąć temat i uniknąć jakichkolwiek dalszych dyskusji. Na szczęście, oprócz jego prób, te podjęte przez Nathaniela okazały się skuteczne, dlatego ledwie chwilę później obserwował jak kuzyn oddalał się z kobietą w bardziej ustronne miejsce. Powstrzymał się resztką taktu od złośliwego grymasu i zbliżając się jeszcze mocniej do żony, zaczął obserwować to, co działo się podczas zaprzysiężenia. Wiadomym było, że to kolejny czynnik, który zacznie elektryzować publiczność, spojrzał dookoła jedynie pobieżnie i już mógł stwierdzić, że emocje, które się rodzą są niewspółmierne tym, których on sam doświadczał. Zapewne zamieszanie spowodowane rozmową żony i nieznajomej damy przytłoczyły go bardziej niż to, co działo się właśnie na mównicy i dopiero pojawienie się kolejnej postaci, której chyba nikt się nie spodziewał, zdołało przykuć jego uwagę na dłużej (Grindenwald). Jego pojawienie się wśród zgromadzonych pod Middle Temple mogło budzić niepokój, ten uzasadniony podszyty wspomnieniami o wojnie, której resztek nie zdołali z siebie strząsnąć pomimo upływu lat. Choć sam Zacharias zdawał się być gdzieś obok, mało zaangażowany i być może mało zainteresowany, to jedynie głupcy nie zdawali sobie sprawy z tego jak wiele konflikt zmienił w codzienności czarodziejów.
Zdawało się, że zgrupowanie, które zaczęło się obok nich tworzyć nagle przeszło w stan gotowości, pełnego napięcia oczekiwania, niemal jak na komendę, kiedy tylko Grindenwald zaczął wygłaszać swoje stanowisko. I choć mogło mu się ono nie podobać, choć mógł mieć pewne obiekcje, to coś co tliło się wewnątrz nie pozwoliło mu zrobić kroku w tył, nie ze strachu i stuporu, który na niego spadł, ale z pewności – być może złudnej, być może podyktowanej fałszywą wizją przyszłości, a jednak takiej, której nie zamierzał ścierać w proch ukrywaniem się w kącie. Nawet wtedy, kiedy Gellert spojrzał mu w twarz. Uderzył w czuły punkt, skłaniając wyuczone mięśnie do napięcia się w braku zgody na dotykanie, choćby słowami spraw jego rodziny – intuicyjnie pobiegł swoją uwagą najpierw ku Apollonie, upewniając się, że ma się choć częściowo dobrze, następnie ku kuzynowi, który nadal stał z nieznajomą damą. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, Zach wiedział… wiedział, że Gellert osiągnął to, czego pragnął najbardziej – skłonił do refleksji, nic więcej. Tyle jednak czasami starczało, aby drążyć skałę pewności, poddając pod wątpliwość dotychczasowe poglądy. Z drugiej strony wiedział też, że często nie stoi za podobnymi przedstawieniami nic więcej jak chęć wywołania chaosu. To i tak już naprawdę bardzo dużo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#80
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
09-09-2025, 23:22
Wyobrażam sobie świat, w którym każda czarownica i każdy czarodziej jest tak samo ważny, tak samo wolny i równy wobec prawa. Niezależnie od rodowodu, krwi i pozycji - pobrzmiewało w tle, gdy Fintan spiorunował spojrzeniem najpierw laskę, wbitą w ziemię ledwie krok od niego, a następnie małego urwisa. Już on mu pokaże równość, niech no tylko smród zejdzie z tego drzewa.
Fintan już brał oddech żeby zrugać dzieciaka tak, że jeszcze przez następne trzy pokolenia jego potomków będzie niosło się echo przekleństw, jednak powstrzymał go zabójczy wręcz wzrok Willow, do pary z ostrym tonem. Jedno słowo, które padło z jej ust w jego kierunku, nasycone było większą ilością emocji, niż którekolwiek z tych wymienionych przy okazji tego oraz ich poprzedniego spotkania. Nie wiedział czemu, ale gdzieś od górnej części kręgosłupa przebiegł go dreszcz, który ledwo zdusił nim ten zdoła przerodzić się w coś widocznego na zewnątrz.
— Ja...? — odparł z lekka niepewnie, a gdy wytknęła mu, że przecież go prosiła, nawet z lekka zrobiło mu się wstyd i uciekł spojrzeniem gdzieś w bok. Nie na długo jednak, bo zaraz znów wpatrywał się w Willow trochę z niedowierzaniem, a trochę z radością.
...i wtedy, gdy odważymy się współpracować z tymi, którzy myślą inaczej, ale pragną tego samego: bezpieczeństwa, dobrobytu, przyszłości bez lęku.
Minister kontynuował, tak samo Odpowiedzialna Panna Policjantka, każde ze swoją własną misją, lecz z celem podobnym: trzymaniem tego wszystkiego w ryzach. Fintan natomiast trochę słuchał i jednego i drugiego, nie spuszczając z oczu tego urwipołcia, któremu najchętniej wyjaśniłby to i owo, gdyby obok nie było Weasley.
Jak na złość, los postanowił dać Farleyowi na to szansę, i to w najbardziej przewrotny sposób.
Przez chwilę miał wrażenie, że to on widzi na czerwono, lecz nie. To niebo zasnuło się szkarłatem przywodzącym na myśl krew, która przelana została w imię tego, który właśnie pojawił się na scenie. Odruchowo przysunął się bliżej Willow i chłopca, sięgając po różdżkę. Widział postać na scenie otoczoną lśniącym nimbem zaklęcia ochronnego, słyszał jego słowa, a jednocześnie wciąż nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. Tak, chciał trochę bardziej zainteresować się polityką, ale nie znaczyło to, że polityka miała zainteresować się nim! Już miał mówić Willow, że muszą się stąd jak najszybciej zabrać, kiedy ona kazała mu zająć się dzieciakiem, z tym swoim proszącym spojrzeniem i dwiema tonami determinacji w tym jej drobnym ciele. Jak to w ogóle było możliwe, jak ona to w sobie trzymała, że jeszcze nie implodowała? No i najważniejszym pytaniem pozostawało: jak miałby jej teraz odmówić?
— Jasne — z laską wepchniętą w dłonie odpowiedział już do jej pleców, bo pobiegła tam, gdzie teoretycznie miała być. Moment, czy ona go właśnie oskarżyła o... dobra, nieważne, inne priorytety. Wsadził sobie laskę pod pachę i złapał chłopca za kołnierz, żeby przypadkiem nie próbował mu uciec. — Słuchaj, jak się jej nie posłuchamy, to obaj będziemy mieć przekichane — spojrzał na chłopaczka spojrzeniem, które sugerowało, by nie fikał. — Trzymaj się mnie, zaraz może być tu naprawdę niebezpiecznie.
W tym czasie Grindelwald snuł swoją przemowę, która budziła w Fintanie sprzeczne uczucia. Tak, chciał jedności czarodziejów, ale bardziej takiej, która w strzępach przebijała się do jego świadomości ze słów Ministra. Przecież Gellerta nie zamknęli za niewinność, nie? Podważanie Kodeksu Tajności... przecież Kodeks chronił właśnie ich. Widział, jak mugole stawali jedni przeciwko drugim z powodu zdecydowanie drobniejszych różnic niż te, które były między niemagicznymi a magicznym. Procesy z Salem, mówi to coś panu, panie Gellercie? Albo czysty rachunek prawdopodobieństwa biorący pod uwagę liczebność obu populacji? No tak, nie chodził do mugolskiej szkoły to pewnie miał problem z matematyką. Chociaż może to właśnie było to zniewolenie przepisami i decyzjami polityków... dziel i rządź, tak to szło?
Farley, otrząśnij się!
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): « Wstecz 1 … 7 8 9 … 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 18:11 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.