• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Ogród przy Middle Temple
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (14): « Wstecz 1 2 3 … 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
08-25-2025, 21:36
Nie miałem powodu, żeby cieszyć się na dzisiejszy dzień. Chociaż nie interesowałem się specjalnie polityką, to wybranie mugolaka na Ministra mi urągało. Jak dorośli, wydawałoby się, że inteligentni ludzie mogli myśleć, że ktoś taki może dzierżyć ten tytuł? Była to obraza dla nas wszystkich, dla czarodziejów czystej krwi, którzy szanowali tradycję i wyznawali zasady utrzymywania czystej krwi wśród czarodziejskiego społeczeństwa. Mugolak u władzy wcale nie zapowiadał nic dobrego, a ci, którzy myśleli, że wejdziemy w nowe, dobre czasy byli w błędzie. Nikt kto miał chociaż trochę rozumu nigdy nie pogodzi się z tym wszystkim. Było to już widać w momencie, kiedy niektórzy urzędnicy na wysokich stanowiskach w Ministerstwie postanowili opuścić swoje stanowiska, co na swój sposób miało być formą ich niezgody na takie rzeczy. Gdzieś wewnętrznie jednak widziałem, że nic to nie da, że każdego można zastąpić. Ale czy to nie sprawi, że zaufanie i wsparcie dla instytucji Ministerstwa zmaleje? Przyszłość miała pokazać.
Chociaż cała ta sytuacja była dla mnie irytująca, pojawiłem się na terenie Ogrodów Middle Tample na kilkanaście minut przed rozpoczęciem tego całego cyrku. Chcąc nie chcąc, jako członek rodziny namiestnika Suffolk musiałem się tam pojawić, a że nie chciałem aby moje emocje, takie jak pogarda, zawiedzenie i irytacja, były widoczne na mojej twarzy, trochę sobie w tym pomogłem. Przekraczając bramy ogrodu, ubrany w ciemny garnitur, ale bez krawatu, byłem wyluzowany.
Zebrało się już dość sporo ludzi. Ci co ważniejsi byli odświętnie ubrani i prezentowali się nienagannie, jak przystało na takich jegomościów. Powiodłem wzrokiem po okolicy, kręciło się tutaj też sporo policji i domyślałem się, że aurorzy też pewnie gdzieś tu zaszyli. Z tymi nigdy nie było nic wiadomo. Obecność funkcjonariuszy w ogóle mnie nie zaskoczyła, w końcu była to idealna okazja na jakąś akcję przeciwko nowemu Ministrowi. Byłem ciekaw czy znajdzie się jakiś szaleniec, który postanowi zaryzykować wszystko aby spróbować dopiąć swego.
Zakrywając dłonią usta kiedy znowu zachciało mi się ziewać, przeszliśmy z Cillianem między ludźmi i stanęliśmy gdzieś z boku, ale też nie całkiem z tyłu coby mieć dobry widok na główną scenę.
- Jakiś partacz to budował. - pokręciłem głową, ale lekko się uśmiechnąłem pod nosem – Ja bym to zrobił lepiej, te kolumny są krzywo, zadaszenie zbudowane ze słabych materiałów...fuszera. - wsadziłem ręce do kieszeni i zacząłem się lekko bujać na piętach – Widzisz gdzieś resztę? - spytałem po chwili próbując rozejrzeć się za resztą rodziny.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Cillian Macnair
Śmierciożercy
Wiek
33
Zawód
Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
11
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
08-25-2025, 22:33
Mgła spowijała okolicę, ale wcale nie zaskoczyło go, że w Ogrodach zdawała się rzadsza, prawie niezauważalna. Nie zastanawiał się, czy to z powodu estetyki, czy poziomu bezpieczeństwa, mając to szczerze gdzieś. Był tu, bo musiał, bo wypadało, bo tak musiało być. Wcześniejsza irytacja przeminęła, gdy dzięki spalonej dymorośli rozluźnienie otuliło ciało, spokój zalał myśli, niosąc ze sobą fałszywą senność. Nie miał pojęcia, ile czasu ten stan się utrzyma; półgodziny, godzinę czy dłużej, ale na razie upajał się tym. Nie błądził wzrokiem po zebranych już osobach, nie szukał znajomych sylwetek, może trochę nie chcąc trafić wzrokiem na te nie mile widziane dziś. Nie przepychał się specjalnie pomiędzy ludźmi, był wysoki i postawny, a to dawało mu trochę naturalnej przewagi. Dobrze skrojony czarny garnitur, podkreślał tylko te cechy. Parę osób odsunęło się, nie chcąc zderzyć z nim i przyjmował to z głęboko skrywanym zadowoleniem.
Uniósł wzrok, dopiero kiedy poczuł czyjeś spojrzenie, ale zamiast skrzyżować z kimkolwiek wzrok, zobaczył Dumbledora patrzącego gdzieś indziej. Wyglądał, jakby prześwietlał wzrokiem wszystkich. Nie przypadało mu to do gustu, chociaż nie potrafił do końca określić dlaczego.
Skręcił trochę w bok, bardziej na ubocze, kiedy Mitch wybrał właśnie taki kierunek. Niech i tak będzie. Szybko docenił miejsce w którym się znaleźli, bo było dobrym miejscem do obserwowania otoczenia. Spojrzenie zawieszał w trochę przypadkowych miejscach, nie widząc nic naprawdę interesującego. Głos kuzyna przywołał go do rzeczywistości, wyszarpnął z tonięcia w nieskładnych przemyśleniach, co do tego, co będzie miało tu miejsce.
Odwrócił głowę ku podwyższeniu.
- Wygląda całkiem dobrze.- skomentował, nie wiedząc, co dokładnie nie spodobało się Mitchowi. Uniósł lekko brwi, gdy usłyszał o krzywych kolumnach i słabym materiale użytym do reszty.- Zacznij pracować dla Ministerstwa, wszyscy na tym skorzystają.- odparł nieco kąśliwie, jakoś przypuszczając po całej irytacji kuzyna, że niekoniecznie chciałby zrobić dla Ministerstwa cokolwiek.- Może załamie się w trakcie.- dodał o wiele ciszej, by słowa dotarły tylko do drugiego Macnaira. Rozejrzał się po miejscach o wiele bliżej centrum, gdzie zasiadali ci ważniejsi. Później trochę dalej i zaraz pokręcił głową, poprawiając w międzyczasie mankiet. Nie miał krawatu, czując, że to za dużo, a dodatkowo poprawiałby go dla zajęcia czymś dłoni. Mimo to znalazł inny sposób i cel, trudno.
- Nie widzę, ale mają jeszcze czas. Nie sądziłem, że to my wyrobimy się tak szybko.- przyznał, myślał, że potrwa to dłużej i zanim zbiorą się, by zjawić w Londynie, to czas będzie gonił ich mocniej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Bradford Bulstrode
Czarodzieje
Wiek
35
Zawód
magizoolog, behawiorysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
19
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
16
12
Brak karty postaci
08-26-2025, 07:25
Dwunasty dzień marca przyszedł zaskakująco szybko, przypominając o licznych terminach wiosennych obowiązków. Do tej pory nie miał problemów ze swoimi zadaniami, w ubiegłych sezonach praca pochłaniała go na tyle, by każde wypełniać skrupulatnie, dopinać na ostatni guzik. Nie służyło to jego prywatnemu życiu, unikał wszelkich towarzyskich spotkań, nie chcąc, by potencjalne rozmowy skierowały się ku niewygodnym tematom. Rezerwaty były wygodniejsze, wbrew pozorom bezpieczniejsze, bo zwierzęta nie zadawały pytań, nie rzucały oskarżeń, nie posyłały kąśliwych komentarzy i oceniających spojrzeń. Czym była otwarta rana, rozcięcie na policzku, czy poparzenie ramienia w obliczu towarzyskiego ostrzału? W tym roku wszystko było inne. Ucieczka w tematy pracy była nie na miejscu, nie tylko ze względu na poważne zmiany polityczne, ale i matrymonialne.
Tweedowy garnitur, w jakim poruszał się na co dzień, zamienił dziś na elegancką szatę w odcieniach czerni i stonowanej ciemnej czerwieni. Obrzucił własne odbicie w lustrze przelotnym spojrzeniem, mając pewność, że prezentuje się odpowiednio i poprawił wetknięty na palec sygnet. Jeszcze przed opuszczeniem Cumberland zasłuchał się w słowach rodziny, mało pochlebnie wypowiadającej się na temat uroczystości w Londynie. Powtarzane od kilku tygodni komentarze wyrażały niechęć wobec Nobby’ego Leacha, lecz nie ograniczały się wyłącznie do oceny sytuacji, a sięgających w przód planów. Sam Bradford był dziś w doskonałym nastroju, lecz nie do końca był to wpływ nadchodzącego wydarzenia, czy samego przyszłego ministra. Przed dwoma nocami odnalazł go wspaniały sen, odpędzający wszelkie troski. Nie był przekonany o słuszności i wyższości przeznaczenia, o wróżbach, dyktujących przyszłość, ale w tym przypadku kąciki ust same unosiły się na samą myśl, jakoby sen ten miał się spełnić.
Londyn przywitał ich gęstą mgłą, niewiele się zresztą różniącą od tej znad Crummock Water. Krocząc główną aleją ogrodu przy Middle Temple, odłączył się od starszego państwa Bulstrode, bo był na dziś umówiony z czarownicą, której obecność od kilku miesięcy przyprawiała go o szybsze bicie serca.
— Dzień dobry, najdroższa — zwrócił się doń ściszonym głosem, by słowa te zostały wychwycone wyłącznie przez samą Primrose. Ujął jej dłoń, lekko do siebie przyciągając, jak i samemu się nachylając, aby ledwie musnąć wierzch ustami. Niebieskie oczy błyszczały, tylko połowicznie starając się maskować ekscytację. Kiedy zaoferował jej swoje ramię, na moment ułożył na jej dłoni własną w uścisku mocniejszym i bardziej czułym, niż wypadało pokazywać publicznie. To nie pierwsza okazja, kiedy oficjalnie zjawiali się wśród ludzi razem, lecz do tej pory nie biła odeń taka pewność siebie, przekonanie, że nie istniała w świecie siła, jaka mogłaby pokrzyżować jego plany.
Poprowadził ją na przód, nawet jeśli nie lubił oglądać takich przedstawień z pierwszych rzędów. Rodzina wymagała jednak wiedzenia prymu, pokazywania się w towarzystwie, zwłaszcza teraz, kiedy nie było pewności, że cały świat wie już o jego zaręczynach z panną Burke. Nie obawiał się jednak, że tkwić tam będą bezradnie, bo już z pewnej odległości wychwycił w tłumie dobrze znane sobie sylwetki i twarze.
— Cóż za wspaniały dzień na tę historyczną uroczystość — przywitał zebraną rodzinę i uśmiechnął szerzej do kobiet, skłaniając lekko głowę do Vivienne i Apollonie, po czym uścisnął dłonie mężczyzn, zwracając się do Xaviera, Zachariasa i Nathaniela.  Nie krzywił się i nie wywracał oczami, wzdychając ciężko na los społeczeństwa czarodziejów, którego los stanął pod znakiem zapytania. Istniało ryzyko, że pod przywództwem mugolaka wszystko zacznie się sypać, ale ci, którzy naprawdę trzymali władzę w tym kraju, na to nie pozwolą i rodzina Bulstrode doskonale o tym wiedziała. Oszczędził sobie i innym słów ociekających sarkazmem i przepełnionego jadem spojrzenia, jakim wedle oczekiwań niektórych miałby obrzucać szlamy i im podobnych. Tylko Apollonie zdawała się to rozumieć, bo i na jej twarzy widniał promienny uśmiech, który niewprawne oko mogłoby uznać za szczery. Choć sam nigdy nie aspirował na idealnego przedstawiciela ich rodu, tak młodsza siostra wpasowała się w te ramy. Była oczywiście osoba, która poddałaby to w wątpliwość, lecz szczęśliwie Leonnie z domu Lestrange zajęła wraz z mężem miejsce po drugiej stronie pokaźnej platformy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
08-26-2025, 11:47
Nie była pewna, o której dokładnie wstała– a może nawet w ogóle się nie położyła, bo poprzedni wieczór był dla niej równie mglisty co wybrzeża obecnego Londynu. Na pewno nie szalała za bardzo, bo nawet znalazła się w swoim pokoju, sama i nie narobiła po drodze zniszczeń, ale równie dobrze mogła dziękować Riri za doprowadzenie jej do pokoju albo wysłanie z nią kogoś. Będzie musiała zapytać jej przy okazji, kiedy wpadnie do „Mewy i księżyca”, a w zależności od tego, jaki nabiła tam rachunek – mogło się to zadziać znacznie później niż normalnie.
Wydawało się jej jednak, że dzisiejsza data coś znaczyła w jej pamięci i dopiero przekopywanie pokoju w poszukiwaniu różdżki sprawiło, że w oczy rzuciła jej się również gazeta z krzykliwym nagłówkiem i treścią odnośnie nowego Ministra. Czy też przyszłego nowego Ministra. A może byłego? Sięgając po zimnego, wczorajszego tosta, Thalia z parokrotnymi przerwami dobrnęła do końca artykułu, wszystkie informacje mieląc w głowie. Zastanawiała się chwilę, czy pójść, ale szybko doszła do wniosku, że jeżeli coś niespodziewanego i emocjonującego miało się zadziać, to może akurat tam. W najgorszym wypadku przyjrzy się osobom, które mają do tej sytuacji jakieś wąty – w najlepszym może znajdzie się gdzieś w tym darmowy poczęstunek.
Wymyła dokładnie twarz i ciało, wiedząc, że gdyby jej patronus mógłby być człowiekiem, byłby bezdomnym, ale to nie znaczyło, że dziś musiała jak takowy wyglądać. Decydując się na wyjście musiała mniej wyglądać jakby miała zaraz spaść z pokładu, ubrała więc najczystszą spódnicę w bordowym kolorze, białą bluzkę którą jeszcze badała na obecność plan (cudem żadnych nie stwierdzono) i do tego chwyciła jeszcze torbę ze szpargałami i narzuciła prosty czarny płaszcz idealny na cieplejsze dni, na wypadek gdyby pogoda jednak nie rozpieszczała.
Teleportacja na miejsce nie była najprzyjemniejszym odczuciem (czy świat zawsze musiał tak wirować), więc chwilę jej zajęło po teleportacji aby uspokoić praktycznie pusty żołądek oraz wyraźniej dostrzec rysy twarzy osób dookoła niej, tak jakby miała rozpoznać tutaj niewiadomo ile osób. Znaczy na kogoś pewnie musiała wpaść, bo podejrzewała że mało kto przegapiłby taką okazję aby chociaż pośmiać się z…w sumie nie wiedziała czego, może wszystkich za drogo ubranych ludzi.
I rzeczywiście, wyłoniła z tłumu znajomą portową twarz – z lekkim uśmiechem ruszyła w stronę River, niemal odruchowo rozglądając się po okolicy, przyglądając się twarzom i emocjom, oczekiwaniom i czymś, co na twarzach wyglądało czasem jak zawziętość, a czasem jak pogarda. Ramieniem zahaczyła o sylwetkę – piękne rude włosy mignęły jej na chwilę a sylwetka kobiety w mundurze sprawiła, że serce zabiło jej na chwilę szybciej. Mniej z podniecenia a bardziej z wyuczone obawy. Odetchnęła jednak na widok twarzy, unosząc niewidzialny kapelusz i uśmiechając się.
- Uszanowanie, pani władzo – rzuciła bez zatrzymywania się, na nowo się obracając i tym razem przystając tuż przy River.
- Riri! – Stanęła tuż przy niej, marszcząc lekko brwi kiedy wydawało się, że tłum skupiał się co raz bardziej na tym, co dzieje się po scenie. Ona skupiała się na znajdowaniu wyjść, miejsc, w których mogłaby siebie i River schować albo najgorszych punktów w których człowiek mógł utknąć. Życie w przemycie i niebycie uczyło ją różnych rzeczy, a przede wszystkim tego że czasem trzeba było uciekać. – Nie powiem, miło widzieć znajomą twarz. Mówili coś ciekawego już? Albo była mowa o jakimś poczęstunku? 
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Primrose Burke
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Badaczka artefaktów i run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
12
9
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-26-2025, 12:05
Wielkie, historyczne wydarzenie, które mogło zaważyć na kolejnych latach ich magicznej społeczności. Rodzina bardzo stanowczo wypowiadała się na temat nowego Ministra Magii nie ukrywając swojego niezadowolenia. Miała również swoje obawy, a historia nie raz pokazała jak często zataczali koło nie ucząc się na błędach. Od zawsze obawiała się, że wiedza magiczna w rękach niemagicznych stanie się narzędziem, które im zaszkodzi. Nie powinni mieć do niej dostępu. Czy nowy Minister uzna, że czas na mieszanie społeczności? A takie głosy słyszała. To by była czysta katastrofa! Nie mogli do tego dopuścić. Rody czystokrwiste na pewno nie pozwolą na taką samowolę. Była przekonana, że nawet Minister Magii musiał liczyć się ze zdaniem takich rodzin jest Burke. To właśnie oni sprawiali, że wiedza i tradycja pozostają w świecie magicznym, a nie są rozmywane i zapominane. Stanowią ostoję i fundament ich świata. Fundamentów się nie rozbiera. Je się wzmacnia. I z tą myślą udała się wraz z rodziną na zaprzysiężenie.
Jej sylwetkę otulał żakiet w świeżej, wiosennej zieleni – uszyty z wełnianej tkaniny, miękkiej w dotyku, lecz na tyle sztywnej, by zachować wyrazistą linię ramion i szerokich klap. Duże, ciemne guziki połyskiwały w świetle dnia, a szeroki, brązowy pasek podkreślał talię, nadając sylwetce odpowiednie proporcje. Spódnica w kolorze zgaszonego karmelu opadała do połowy łydki w równych, gęstych plisach. Przy każdym jej ruchu drgała lekko, jakby oddychała własnym rytmem. W dłoniach, osłoniętych czekoladowymi rękawiczkami, spoczywała parasolka – jedwabne płótno w oliwkowo-beżowych odcieniach zdawało się być naturalnym dopełnieniem stroju. Na głowie miała jasny kapelusz o plecionej strukturze, przypominający swą fakturą sploty słonecznych promieni, a stopy chroniły czarne, proste pantofle o matowym wykończeniu. Na ramiona zarzuciła szatę w kolorze kamelowym, która zapinana była pod szyją na srebrną sprzączkę. Przybywając do Londynu gratulowała sobie własnej roztropności, że ubrała cieplejsze rękawiczki. Jeszcze zimowe, nie zaś wiosenne. Pogoda ich nie rozpieszczała i choć magia pozwalała na zachowanie ciepła i komfortu termicznego, tak najpierw musieli się do tego miejsca dostać.
Idąc za bratem i bratową zwalniała coraz bardziej kroku, ponieważ miała spotkać się przed wejściem z czarodziejem, który ostatnio gościł w jej myślach każdego dnia, co nie powinno dziwić, wszak był jej narzeczonym. Dostrzegła sylwetkę otuloną czernią i czerwienią, po czym podała mu swoją dłoń, kiedy słowa przeznaczone tylko dla niej sięgnęły jej uszu. Zielone spojrzenie utkwione w niebieskim dostrzegło pewną iskrę ekscytacji i tej pewności siebie, która mówiła, że cały dzień należał właśnie do niego. Na ustach panny Burke pojawił się uśmiech, który z każdą sekundą się powiększał. -Dzień dobry. - Odpowiedziała równie ściszonym głosem, a potem ułożyła dłoń na zgięciu męskiego ramienia; ciepło jego dłoni rozlało się po jej ciele, wywołując kolejny uśmiech. Przyłapała się na tym, że ostatnio cały czas się uśmiechała kiedy przebywała w otoczeniu Bradforda. Podążyła wraz z nim na przód, gdzie stała reszta jej rodziny oraz inni przedstawiciele elit. Posyłała uprzejme uśmiechy każdemu, z kim nawiązała kontakt wzrokowy. - Jestem bardzo ciekawa co zostało zaplanowane na ten dzień. - Zawtórowała w oczekiwaniu. Niezależnie do tego jak bardzo byli niezadowoleni z obecnej sytuacji ich narzekanie niczego nie zmieni. A Ministerstwo Magii zrobi zapewne wszystko, aby udowodnić, że ten wybór nie był błędem. Jednak wszyscy tutaj zebrani na pewno mieli wyrobione zdanie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-26-2025, 16:17
W końcu nadszedł dzień wszechobecnej farsy. Ministerstwo już od tygodni huczało przygotowaniami do zaprzysiężenia nowego Ministra, a korytarze zdawały się być wypełnione jedynie szeptami, oczekiwaniem i rozbuchaną celebracją. Ona sama nie zabierała głosu. Milczenie było jej najlepszą ochroną - wiedziała, że jedno nieopatrzne słowo mogło kosztować ją więcej, niż była gotowa zapłacić. Wolała słuchać, obserwować, notować w pamięci każdy ton, każdy gest i spojrzenie. I słyszała aż nadto. Jedni przyklaskiwali nowej władzy, drudzy pomstowali w ukryciu, lecz wszyscy - niezależnie od tego, co mówili, byli więźniami tradycji. Każdy znał historię, każdy znał zasady. Czystość krwi była punktem odniesienia, początkiem i końcem wszelkich rozmów, przepustką do pozycji i szacunku. Dla tych, którzy mogli się nią poszczycić, drzwi otwierały się same. Dla reszty pozostawały zamknięte na głucho. A jej własna krew? Brudna, skażona, niegodna. Wstydziła się jej każdego dnia, tak jakby była piętnem wypalonym na skórze, które mogło w każdej chwili wyjść na jaw. Nigdy się do tego nie przyznawała. Nigdy nie pozwalała, by ktoś mógł to wykorzystać przeciwko niej. Zamiast tego próbowała zaistnieć w inny sposób. Znaleźć sposób na wymazanie tej plamy na własnym honorze.
Pojawiła się w Ogrodach przy Middle Temple niemal w ostatniej chwili, tuż przed rozpoczęciem zaprzysiężenia. Nie zamierzała spędzać tam ani minuty dłużej, niż to było absolutnie konieczne. Tłum, który gromadził się wokół, zdawał się niemalże pulsować od podniosłego nastroju i taniej ekscytacji. Twarze ludzi - rozmarzone, pełne oczekiwania - działały na nią niczym sól sypana na świeżą ranę. To ich głosy, ich wybory, ich naiwna wiara w lepsze jutro sprawiły, że dziś musieli wszyscy przyjąć nową władzę z uśmiechem, nawet jeśli pod skórą buzowała w nich złość. Ona patrzyła na to z dystansu. Fasada uroczystości była dla niej farsą, wymuszoną zgodą na porządek, który wcale nie służył wszystkim. Wiedziała, że większość z tych ludzi nie rozumiała, czym naprawdę jest władza. Łudzili się, że mają w niej udział, że ich decyzje coś znaczyły. Ale to, co działo się na mównicy, nigdy nie stanowiło prawdziwej siły. Tak przynajmniej myślała.
Rozejrzała się po zgromadzonych, szukając dla siebie odpowiedniego punktu zaczepienia. Nie potrzebowała pierwszego rzędu ani blasku reflektorów – wolała zniknąć gdzieś w tłumie, przycupnąć w cieniu, a jednocześnie pozostawić po sobie wystarczająco wyraźny ślad, by ci, którzy powinni ją dostrzec, rzeczywiście to zrobili. Obecność tutaj była obowiązkiem, nie wyborem. Odgórny nakaz, który zmuszał każdego pracownika Ministerstwa do wzięcia udziału w tym przedstawieniu, sprawiał, że kolejny raz musiała narzucić sobie postawę usłuchanej i podporządkowanej. W duchu już wiedziała, że to nie potrwa długo. Kiedy wszystko dobiegnie końca, gdy ministerialna farsa opadnie będzie musiała odreagować, znaleźć sposób, by rozproszyć napięcie, które nieuchronnie w niej narastało. Inaczej udławiłaby się tą udawaną grzecznością, aż do granic wytrzymałości. Po chwili jej spojrzenie zatrzymało się na Nedzie, który ulokował się w idealnym miejscu - na tyle blisko, by słyszeć każde słowo ze sceny, a jednocześnie w bezpiecznej odległości, gdzie tłum nie napierał tak bezlitośnie. Ruszyła w jego stronę, świadomie, z lekkością, jakby cała ta sytuacja nie dotyczyła jej w najmniejszym stopniu. Było łatwiej właśnie tak myśleć. Przywitała się z nim delikatnym uśmiechem i zajęła miejsce obok. – Przygotowany na wszystko co może się dziś wydarzyć? – zapytała, bo podejrzewała, że jako auror właśnie takie wytyczne otrzymał. A może nie spodziewali się niczego niepokojącego?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#17
Vincent Rineheart
Zwolennicy Dumbledore’a
Za czyim głosem podążył tak czule, że się odważył na te podróż groźną. Rzucił wyzwanie ku morzu...
Wiek
32
Zawód
zielarz i łamacz klątw
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
3
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
08-26-2025, 16:27
Rześki poranek pogrążony w mlecznej kotarze gęstej mgły, rozłożył się na całej długości widocznego terenu. Wychodząc przez skrzypiące frontowe drzwi, stając na pokruszonym, drewnianym progu, zadrżał niekontrolowanie, gdyż nieprzyjemny chłód igieł wilgoci, wdarł się pod swobodny materiał granatowej peleryny spiętej klamrą w kształcie liścia szałwii. Bez zastanowienia zarzucił na siebie obszerny kaptur, a oddech zmienił się w białawą chmurkę. Zziębnięte palce sięgnęły po jednego z autorskich, ziołowych skrętów tworzących mieszankę słabszego gatunku tytoniu, melisy oraz szyszki chmielu. Spokój miał okazać się wybawicielem. Zdążył zakasłać przeciągle, dławiąc się niewyważonym dymem i pokręcić głową z niedowierzaniem – prosto do własnych myśli. Różdżka spoczywała w obszernej kieszeni czekając na odpowiedni ruch. Ciężko było wykonać kolejny krok. Dzisiejsze wydarzenie miało być czymś ważnym, przełomem w historii czarodziejskiego społeczeństwa macierzystej Anglii. Sylwetka nowego Ministra Magii, miała pojawić się przed wiwatującym, zaskoczonym tłumem czekającym na wybuch. Wzbudzał przecież tak wiele kontrowersji, burząc dotychczasowy porządek. Jego krew okazała się powodem do rzewnych dyskusji, radiowych audycji, kolejnych artykułów śledzących każdy jego krok. Ludzie oddawali tej sprawie pełnię zaangażowania. Nie potrafił opędzić się od ów tematu będąc na całodniowych zleceniach, odbierając towary, odwiedzając pojedynczych klientów, chcących poznać jego zdanie. A co Pan myśli o nowym Ministrze, Panie Rineheart? Zna się na rzeczy? Polityka nie była jego mocną stroną. Kraj, do którego powrócił, był dla niego obcy. Pracował na siebie i na własną renomę. Nie wiedział dokładnie na jak długo pozostanie wśród nieregularnych granic. Nie czuł przynależności, nie był tu bezpieczny. Był sam. Zadeklarował się aby służyć, jednakże gdzie znajdował się ten prawdziwy cel? Czy ten, stojący na czele nieformalnego zgrupowania, miał jakiś plan? Wzdychając ciężko, wypuścił ostatnią kaskadę skręconej smugi, a niedopałek odrzucił do glinianej doniczki stojącej na małym okienku. Koncentrując magiczną moc, wyobraził sobie miejsce docelowe, aby teleportować się tuż na skraj odświętnych ogrodów.
Drewniana platforma była widoczna z daleka. Wygładzając pelerynę, unosząc brodę, zerknął na solidną konstrukcję ozdobioną flagami i ministerialnymi symbolami. Jego rosła sylwetka pozwalała na dostrzeżenie drobnych szczegółów, górowanie nad zgromadzoną ludnością, która tłumnie piętrzyła się wśród głównej nawy. Jakaś kobieta popchnęła go nieznacznie, niezadowolona z miejsca teleportacji, które znalazło się zbyt blisko niej. Przeprosił przeciągle i poprawiając kaptur, ruszył przed siebie, delikatnie rozglądając się na obie strony; zawieszając się zgrabnej iluzji bujnej roślinności, kolorowego kwiecia przyozdabiającego rozrośnięte drzewa. Uśmiechnął się pod nosem, gdyż groteskowy widok przekłamanej rzeczywistości, był dla niego iście wymowny. Próbował znaleźć najlepsze miejsce – z dobrym widokiem lecz na uboczu. Przeciskając się przez rozgadany i rozemocjonowany tłum, nie zwracał uwagi na ich twarze. Dopiero po krótkiej chwili, nieco z lewej strony dostrzegł znajomą twarz Żeglarki ukrytej pod rondem ogromnego kapelusza. Czyżby rozglądała się za nową przygodą, a może nadchodzącymi kłopotami? Kiwnął do niej głową posyłając znaczące i przeciągłe spojrzenie. Zapewne trafi na nią podczas ceremonii kończącej. Odszedł jeszcze na kilka kroków i zatrzymał się wśród nieznajomych. Odetchnął ciężko i poprawił kaptur zakrywając kanciastą twarz. Miał zamiar od razu, ponownie zaspokoić swój nałóg, jednakże loża honorowa przyciągnęła wzrok. Zmarszczył brwi w skupieniu, lustrując najważniejsze postaci: rozpoznał komendanta oraz kilku przedstawicieli Ministerstwa. Dumbledore był wśród nich – górujący, wyniosły jak zwykle nadzwyczaj spokojny. Ciekawił go jego prawdziwy stosunek do całej sytuacji. Papieros znalazł się za uchem, gdy mężczyzna wertował przeciwległy bok platformy. W oddali odnalazł rudowłosą kaskadę należącą do Weasley – była tak poważna i skupiona, ten dzień należał do niej. I właśnie w tej chwili zamierzał odpalić magiczny ogień, gdy błękitne tęczówki skoncentrowały się właśnie na nim. Przez chwilę wpatrywał się w jeden punkt, odgadywał sylwetkę, która mogła wydawać się znajoma. Przenikliwy chłód rozszedł się po wszystkich kończynach, a on nie wiedział jak się zachować. Czy na pewno nie są to kolejne, zaplanowane iluzje? Pewien mężczyzna ubrany w niesygnowane odzienie obejmował wskazane stanowisko, patrolował teren. Tak podobno do jego aparycji: kanciasta twarz, kręcone włosy, prawdopodobnie te same oczy, których nie był w stanie dostrzec. Ale czy aby na pewno? Żył. Funkcjonował, przystępował do kolejnych zadań – jak gdyby nigdy nic. A przecież wrócił tu – właśnie dla niego. Dla informacji, z której zaginął, przepadł na dobre. Gdzie znajdowała się reszta rodziny? Niemalże instynktownie rozejrzał się na wszystkie strony, lecz nie zobaczył nikogo. Bez zastanowienia zaczął przesuwać się do przodu, chcąc upewnić się, że Edmund jest tuż na wyciągnięcie ręki. Nic z tego nie rozumiał. Oddychał niespokojnie. Czuł się dziwnie i nieswojo? Chciał zdradzić tożsamość i krzyknąć do niego kilka, konkretnych słów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#18
Clarence Sullivan
Czarodzieje
looking for the light
that's nowherе to be found
Wiek
32
Zawód
pisarz, twórca koszmarów
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
0
OPCM
Transmutacja
5
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
7
Brak karty postaci
08-26-2025, 21:17
Obowiązek. Czy to na pewno obowiązek? Zacisnął usta z niesmakiem, zgniatając je w wąską linię. Wyostrzył narzędzia zmysłów, spojrzenie jak para sztućców przedzierało się, przedzierało przez parującą masę, przez masę tłumu, potrawkę słów wymienianych bardzo często dyskretnie przy małżowinie usznej, potrawkę, mieszankę słów i oddechów i twarzy, twarzy i twarzy. Zanurzał się sam i zatonął stanowiąc część układanki, konglomeratu który nierównomiernie wylewał się i wylewał. Zajął miejsce gdzieś obok, gdzieś dyskretnie, samotnie, bo przecież przyszedł nie planując żadnego towarzystwa.
…więc obowiązek? Powinność obywatela? Próbował oderwać z siebie choć odrobinę, choć łuskę najwątlejszego, zardzewiałego entuzjazmu. Nigdy nie przejmowała go w żaden sposób polityka nawet kiedy powinna rzeczywiście go dotyczyć. Nie umiał się nią poruszyć, utkwiony w ogrodach własnych, sunących w pnączach rozważań. Wszystko, co działo się wokół niego, sunęło obojętnie jak blade fotografie. Wyszedł w dużej mierze dla siebie, nie dla sytuacji zmieniającego się bezustannie społeczeństwa, dla siebie, dla swoich zmian od których czuł że powinien już choćby próbować zacząć, zrobić coś innego, coś więcej. Nie wiedział, czy był tą samą osobą co kilka miesięcy wcześniej, czy powinien nią być, wiedział pomimo tego że nie powinien tkwić aktualnie w jednym tym samym punkcie. Wyruszył z klatki mieszkania, wyrwany przez najzwyklejsze i wprost banalne pragnienie - pragnienie do uczynienia czegokolwiek. Przyszłość pozostała dla niego niejasną warstwą, wymykała się uściskowi jego dłoni, im bardziej jej poszukiwał tym coraz silniej zaczynała zapędzać go w kozi róg bełkoczącej, niezdrowo głośnej frustracji. Powinien już się nauczyć, powinien pojąć że większość proroctw nie przychodzi zupełnie na życzenie. Niewielki, ćmiący ból pomiędzy biegunami skroni stał się nieuchronną pamiątką tamtych kilku zupełnie nieudanych prób. Będzie musiał przekonać się całkowicie obecnie na własnej skórze, zwyczajnie, bez wyprzedzenia, w jaki sposób będzie przebiegało wydarzenie. Czarodzieje jednoczyli się w jego skromnym odczuciu wyłącznie przy grze pozorów, Wielka Brytania tworzyła pozszywany twór tak często pełen sprzeczności. Wiedział, że jego ojciec nie był zadowolony z decyzji o wyborze Ministra, domyślał się nawet buntu ze strony niektórych radykałów. Do czego ich doprowadzi? Jak wiele przyniesie zmian? Czy rzeczywiście połączy zamiast jeszcze bardziej rozdzielić zmęczonych konfliktami ludzi? Czy ludzie byliby w stanie kiedykolwiek zmęczyć się od konfliktów? Dobre pytanie, przyznał przed samym sobą. Dobre pytanie.
Milcząca wiecznie odpowiedź.
We could fly if you let me in
Feel the weight lifting from our limbs
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#19
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
08-27-2025, 14:02
Znała tę część Londynu niemalże na pamięć. Mogłaby równie dobrze zamknąć oczy i tak, pozbywając się przy tym przeszkody mlecznej mgły, dotrzeć na miejsce. To było jej miasto. Miasto, w którym spędziła całe swoje dzieciństwo, miasto, z którym zamierzała związać swą dorosłość już na stałe. Nigdzie indziej nie czuła się bowiem tak dobrze, jak tu. Nie przeszkadzał jej zapach wilgoci unoszący się w pobliżu mijanych, starych budynków, mgliste łzy osiadały przecież na czerwieni cegieł niemalże cały rok — za wyjątkiem zimy. Dziś spacerowi do centrum Londynu towarzyszyło jednak niespotykane wcześniej poczucie powagi nadchodzącego dnia. Świat się zmieniał, ale nareszcie na lepsze. Zaprzysiężenie nowego Ministra Magii musiało zburzyć przynajmniej część muru, który wciąż istniał w umysłach wielu osób. Nauczyła się już co prawda nie wypowiadać na tematy polityczne, w szczególności w trakcie zajęć w ramach kursu, ale wciąż jej opinie pozostawały jasne i klarowne. Cieszyła się. Cieszyła się, że mugolak obejmuje najwyższe stanowisko w ich kulturze. Nie dostrzegała jeszcze tej delikatnej ironii, że jego wybór cieszył ją głównie ze względu na posiadaną przez Leacha krew. Założyła bowiem, że skoro został wybrany na takie stanowisko, musiał być po prostu dobry w tym, co przyjdzie mu robić. Aurorzy nie byli od oceniania swoich przełożonych, byli od wypełniania rozkazów. Kursanci mieli trzymać język za zębami.
Ubrana była w swą najbardziej elegancką szatę, w kolorze ciemnego brązu. Jej krój był odpowiednio skromny, nie przyciągał uwagi, ale też nie krępował ruchów. Na ten dzień zrezygnowała również z wszelkich akcesoriów, które mogłyby zasugerować jej mugolskie pochodzenie. Miała wtopić się w tłum — nie ten przy scenie, nie pośród wysokich dostojników, tam rzucałaby się w oczy jeszcze bardziej, młoda dziewczyna pośród elit. Zamiast tego weszła między gapiów, nasłuchując, cóż to takiego mieli do powiedzenia. Dopiero po jakimś czasie dostrzegła w oddali aurora Rinehearta, zatrzymała na nim spojrzenie, próbując nadać mu jak najwięcej intensywności, aby w jakiś sposób — może tknięty aurorskim przeczuciem — sam zwrócił wzrok ku niej, rozpoznając i przyjmując do wiadomości jej obecność. Za kilka lat będzie mogła stanąć po drugiej stronie tej sceny. Dziś nie miała pełnić oficjalnej funkcji, brakło jej umiejętności do tej wymagającej roli. Ale mogła być przydatna w inny sposób. Zjednać się z tłumem, przeczuć czyjeś zamiary lub po prostu, usłyszeć coś, czego nie odważonoby się powiedzieć przy ubranym w odświętny mundur policjancie lub aurorze.
Z rosnącym napięciem rozpoznawała kolejne twarze honorowych gości wydarzenia. Był i Szef Biura Aurorów, był Komendant, nawet Albus Dumbledore, na którego widok wyprostowała się jeszcze bardziej, jakby dyrektor Hogwartu miał oceniać poprawność jej postury. Były też twarze, jak założyła, ważniaków, których rozpoznać nie była w stanie. Potrafiła za to rozpoznać tych, których przeznaczeniem nie było zasiądnięcie w pierwszych rzędach. Pierwsza jej uwagę zwróciła Riven, dziś przynajmniej ubrana, jak mówili mugole, po bożemu. Obok niej, kto by pomyślał, Thalia we własnej osobie. Coś nakazało Lizzy ruszyć w ich kierunku, niby zupełnym przypadkiem, ale też z konkretnym powodem. Przechodząc między ludźmi, dobrze było mieć jakiś cel. Nie tylko ten, aby coś podsłuchać, ale również taki, by gdzieś dojść. Inaczej takie łażenie w tą i w tamtą zwracało uwagę, wzbudzało dodatkowe podejrzenia.
— W tak doniosłej chwili jedyne, o czym myślicie to jedzenie? — spytała poważnym tonem, lecz niedługo później uśmiechnęła się: szczerze, szeroko, co natychmiast zniwelowało potencjalne napięcie do zera. — Zaraz powinno się zacząć — wtrąciła już ciszej, nie spoglądając na żadną z kobiet. Zamiast tego wzrok przeniosła na scenę, lecz gdy Minister—Elekt dalej się nie pojawiał, prześlizgnęła wzrokiem po twarzy Dawlisha, naiwnie wierząc, że może ten jeden raz uda jej się coś z niego wyczytać.
Na próżno.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#20
Miran Gregorovitch
Czarodzieje
the moral of the story is, I will gut you if I need to; I will carve my way out with only my teeth
Wiek
28
Zawód
tworzę różdżki, poszukuję do nich rdzeni
Genetyka
Czystość krwi
wilkołak
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
08-27-2025, 19:26
Mgła oplatała ramiona tłumu, rozmywała sztandary i tłumiła blask lampionów. Zdawało się, że to nie Leach miał dziś zostać zaprzysiężony, lecz ona sama, wdzierająca się na piedestał. Gęsta, niepewna - jak przyszłość, która właśnie miała się rozpocząć.
Stałem z boku, w ciemnej szacie, prostej niczym cień, bez zdobień i bez guzików lśniących próżnością złota.
Zupełnie przypadkiem kroki powiodły mnie ku krokusowi, nazbyt wczesnemu posłańcowi wiosny. Nie mogłem się powstrzymać - pochyliłem się, by go zerwać, a potem wsunąłem we włosy jak koronę z łąki. Chyba po to, żeby przełamać całą tę nieznośną powagę, która zaczynała mnie drapać po gardle przy każdym kolejnym zaczerpywanym wdechu.
Nie wypatrywałem ministra. Szukałem kogoś innego - twarzy, cienia, obietnicy. Ale gdy przeczesywałem spojrzeniem tłum, myśl uparcie powracała do tego, co się właśnie wydarzało: pierwszy mugolak na czele Ministerstwa. Zbyt wielu szeptało już słowa jak „hańba” czy „koniec tradycji”, zbyt wielu innych klaskało z nadzieją, że oto zaczyna się nowy rozdział.
Czułem ciężar tej sprzeczności; świat czarodziejów dosłownie stanął na rozdrożu. Tradycja czy postęp? Ród czy imię? To, co dziedziczone, czy to, co wywalczone? Na moment zawiesiłem wzrok na urzędniku, którego różdżka nosiła wyryty znak - starą runę związaną z czystością i ogniem. Ciekawe, ilu jeszcze traktuje takie symbole poważnie, a ilu już tylko jako ozdobę. Ilu naprawdę rozumie, że wybór Leacha nie był tylko formalnością, lecz gestem, który mógł otworzyć drzwi albo zatrzasnąć je na wieki.
Mgła mówiła ciszej niż orkiestra, ale prawdziwiej: nie da się złożyć przysięgi, która rozproszyłaby jej szepty. Tradycja i postęp, stare i nowe - wszystko zderzało się tu. Dziś.
A ja byłem tylko biernym obserwatorem. 
Wsunąłem dłoń do kieszeni, jakbym upewniał się, czy nadal jest w niej coś, co przyda mi się bez wątpienia później. Palce natrafiły na znajomy kształt, a kąciki moich ust uniosły się w końcu ku górze, ledwie na chwilę.
Chaos i tak powróci, niezależnie od tego, kto dziś przysięga na pieczęć Ministerstwa.

Wiadomość do Mistrza Gry
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): « Wstecz 1 2 3 … 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:00 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.