• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Sklep magibotaniczny "Senny Fruwokwiat"
Sklep magibotaniczny "Senny Fruwokwiat"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-12-2025, 11:47

Sklep magibotaniczny "Senny Fruwokwiat"
Zaprasza do niego duży drewniany szyld w kształcie fruwokwiatu w amarantowym kolorze, ozdobiony złotawym napisem układającym się w nazwę przybytku. Po przekroczeniu drzwi wejście nowego klienta zapowiada wesoły dzwonek, ani za głośny, ani za cichy, a od pierwszego kroku w nozdrza uderza bukiet przepięknych kwiatowych woni. Główne pomieszczenie składa się z różnych alejek, stworzonych w sposób organiczny - poprzez ułożenie donic oraz podłużnych drewnianych stołów zastawionych mniejszymi naczyniami. W każdej donicy pyszni się zdrowa roślina, a choć zdecydowana większość z nich to gatunki magiczne, to w swojej ofercie sklep posiada też różne rodzaje pozbawione czarodziejskich właściwości. Opłatę można uiścić przy ladzie, na której dumnie spoczywa tytułowy bohater - leniwie kołyszący się w tę i we w tę fruwokwiat. Stricte pracownicza część sklepu to tylna sala, gdzie znaleźć można gatunki wymagające szczególnej opieki, a dalej także całkiem spory segment szklarniowy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (3): « Wstecz 1 2 3
Odpowiedz
Odpowiedz
#21
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
11-12-2025, 10:09
Temat Harrisa to na dobrą sprawę temat rzeka. Jego niekompetencja drążyła w myślach Leonie długie korytarze, przez które wsiąkały w nią korzenie niechęci - silniejsze, niż mogła się spodziewać; z jednej strony to dobrze, bo kiedy złościła się na niego, czuła, że żyje, a z drugiej nie godziła się na kupno słodkiej adrenaliny nieszczęściem roślin, niefortunnie znajdujących się w polu rażenia jego nieuwagi i niewiedzy. Czasem zastanawiała się, czy nie podchodzi do niego zbyt ostro, czy nie jest za surowa w ocenie jego potknięć, do których chyba każdy ma prawo, ale wtedy w sklepie zawsze dochodziło do tragedii na kolejnym gatunku i żółć podchodziła jej do gardła, a dłonie świerzbiły do sięgnięcia po różdżkę. W ekstremalnych przypadkach przełykała opory i zgłaszała zastrzeżenia szefowi, lecz jedyne, co osiągnęła, to jego przygnębione i nieco bezsilne westchnienie - najwidoczniej obiecał komuś, że pod jego skrzydłami młodszy krewniak będzie bezpieczny i teraz nie ma serca odebrać mu pracy. To rodziło w niej dodatkową frustrację, ale na dobrą sprawę: co jeszcze mogła zrobić? Rozwiązaniem, jakie widziała, było doglądanie inwentarza Sennego Fruwokwiatu z podwójną pieczołowitością, jakby próbowała nadgonić braki świeżego kolegi własnym kosztem. Dziś powinna być już w domu, ale często wolała przebywać w sklepie, niż w pustej przestrzeni, gdzie jedyną towarzyszką była wierna Helga.
- Czyli zdrowe - uparła się psotliwie, słowa Keitha o Harrisie komentując już tylko ciszą, wiszącą między nimi jak niewidzialny ciężar zalegający w powietrzu. Było coś niemal uroczego we wspólnym narzekaniu, w myśli, że nie była sama w swojej złości, niedowierzaniu i frustracji, że zawsze mogła liczyć na tego skrzywdzonego przez własny los młodzieńca, który załamywał ręce nad dobrem roślin na wyposażeniu sklepu. I chyba nad stanem jej nerwów, wyraźnie nadszarpniętych działaniami kolegi. Jeśli Leonie czegoś była w życiu pewna, to tego, że Croft skoczyłby za nią w ogień; od lat był jej wsparciem i powiernikiem, i chociaż nie miała jak dotąd odwagi wyjawić mu prawdy na temat tego, co działo się z nią przez okrutne sześć miesięcy, nie zmieniło to faktu, że widziała i będzie widzieć w nim brata. Zresztą rodzony brat też tego z niej nie wyciągnął...
W jej oczach pojawiły się iskierki zaintrygowania, gdy czarodziej opowiadał o wypitej ostatnio herbacie. Brzmiało to nierealnie, jak napar wyjęty prosto ze stronic baśni, w których Leonie zwykle się zaczytywała, więc Keith z wprawą doświadczonego przyjaciela doskonale wiedział, jak wzbudzić w niej ciekawość. Wyobraźnia zaczęła pracować na wysokich obrotach i zielarka czuła się, jakby znajdowała się w tamtym momencie obok niego, trzymając w dłoniach drugi kubek z kwitnącym kwiatem, nadającym smak gorącej wodzie.
- Myślisz, że jeszcze ją ma? Albo mogłaby ją zdobyć? Jeśli cena nie zbija z nóg... - a pewnie tak było, spodziewała się z przykrością, że kosztowało to mały majątek, przekraczający jej stępiony hazardem zarobek. Może gdyby odmówiła sobie gry przez jakiś czas, mogłaby poprosić go o pośredniczenie w zakupach i razem cieszyliby się smakiem egzotycznych kwiatów z części świata, której Figg nigdy nie zobaczy, a bliskość Keitha z panią Lian stała się swego rodzaju ostatnią deską ratunku, promykiem nadziei, że starsza matrona nie podałaby podwójnej kwoty przy negocjacjach. Każdy musiał z czegoś wyżyć, zaś taka herbata to luksus, nie produkt pierwszej potrzeby. - Nie mam pojęcia, co to Huoshan, ale to, co mówisz, brzmi pięknie - uśmiechnęła się lekko. Czasem zastanawiała się w duchu, czy Croft nie wolałby dostać się do tamtych stron i uwić tam prawdziwego gniazda - wśród ludzi, gdzie nikt nie spojrzałby na niego tak krzywo, jak czasem patrzą ksenofobiczni Brytyjczycy. Te myśli jednak budziły napięcie, bo nie wyobrażała sobie życia bez niego, będącego na wyciągnięcie ręki. Może to egoizm, pewnie tak, lecz Leonie tak wiele już straciła z samej siebie, że rozstanie z przyszywanym braciszkiem złamałoby jej serce.
- Och, Merlinie, tawerny się zapłaczą - parsknęła, słysząc zapowiedź ograniczenia balowania po nocach. Wielokrotnie oddawali się temu razem, płynęli przez złote potoki piwa, błądzili w pulsujących rytmach muzyki, jakby jutro miało nie nadejść. To pomagało przypomnieć sobie, czym jest życie i jak smakuje w jej ustach, jak rozpala żyły i jak szeroko można się uśmiechać. - Brzmisz jak ciołek - stwierdziła po chwili, poważniejąc, a żeby podkreślić swoją opinię, skrzyżowała ręce na piersi, gotowa do moralizowania. - Masz dwadzieścia trzy lata i nie młodniejesz, Keith, a jeśli zostawisz za sobą za dużo złamanych serc, pewnego dnia obudzisz się sam jak palec i żadna nie da się skusić tej egzotycznej buźce - powtórzyła jego określenie głosem mądrzejszej starszej siostry. Sama była okropnym przykładem tych myśli i zdawała sobie z tego sprawę, ale od czasu Colina... Szukała. Błądziła. Trafiała do ślepych uliczek, a jeśli nie - tchórzyła i uciekała. Wciąż mieszkały w niej demony, które wykluły się w ciągu tamtego półrocza; nie mogła się ich pozbyć. - Nikt nie interesuje cię aż tak, żebyś nie czuł oporów przed zrezygnowaniem z siedemnastoletniego Keitha? - spytała, patrząc na niego wymownie, bo to podejście nastolatka zachłyśniętego dorosłą wolnością, nie dojrzałego mężczyzny. - Zasługujesz na trochę stałości i szczęścia - dodała ciszej, łagodniej, by zakończyć kazanie balsamem czułości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#22
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
11-15-2025, 16:44
Sytuacja Leonie z jej nowym kolegą z pracy nie była kolorowa i doskonale zdawał sobie sprawę. Musiało to być dla niej raz, że strasznie frustrujące, a dwa rzucało to jej kłody pod nogi. Tak samo jak on Figg chciała tylko spokojnego życia, bez dram i dziwnych sytuacji bez wyjścia, a tak mu się w każdym razie wydawało. Trudno było to jednak osiągnąć w momencie kiedy miało się na drodze kogoś takiego jak Harris, który swoją samą obecnością potrafił podnieść ciśnienie. On sam w pracy miał raczej spokojnie. Praktycznie każdy dzień wyglądał tak samo, nie ważne czy miał poranną zmianę czy popołudniową. Ze śmiechem nadal wspominał jak na samym początku pracy w Krewetce bał się kucharza. Ten człowiek był budowy niedźwiedzia, jego ręce zdobyły różnego rodzaju tatuaże, wyglądał po prostu na groźnego. Początkowo również odnosił się do niego z niechęcią, w każdym razie dopóki Croft nie nauczył się języka, w którym kucharz preferował się porozumiewać na terenie restauracji. Z czasem okazało się, że może i to wielkie niedźwiedź, ale o charakterze potulnego misia i teraz był jego największym sojusznikiem w pracy. Oczywiście, bywały trudniejsze dni, ale chyba żaden z nich nie był porównywalny z tym z czym musiała się mierzyć Leonie.
Pokiwał głową z lekkim rozbawieniem widocznym na twarzy. Jeśli siostra uparła się, że to wszystko jest zdrowe to nie miał najmniejszego zamiaru się z nią o to kłócić. Co prawda może wolałby jednak przespać całą noc bez eskapad do toalety, zwłaszcza, że wystarczały mu własne koszmary, które wybudzały go w środku nocy. Nie lubił ich, budził się wtedy zlany potem, z pościelą na ziemi i łapał oddech pełnymi chełstami. Minęło już tyle czasu, a on nadal nie mógł się ich pozbyć, miał nadzieję, że rozwiązanie zagadki, dojście do prawdy, która tak zaprzątała mu głowę pozwoli mu się z tym wszystkim uporać. Miał zamiar poczynić ku temu odpowiednie kroki, nie mógł się tylko zebrać.
- Och oczywiście, że ją jeszcze ma, tym sie nie musisz w ogóle martwić. - pokręcił głową z uśmiechem machając przy tym lekko ręka - W zasadzie - uśmiechnął się pod nosem patrząc na Leonie - sam jestem w posiadaniu jednej czy trzech porcji. - poruszał zabawnie brwiami, po czym zaśmiał się krótko - Naprawdę podejrzewałaś, że o tobie wtedy nie pomyślałem? Kurde, jak tylko jej spróbowałem to miałem takie „Leonie na bank chciałaby jej spróbować." - uśmiechnął się zadowolony z siebie - Przehandlowałem za nią kilka wieczorów w aptece, ale to mała cena. - mrugnął do niej popijając spokojnie dalej swoją żurawinową, moczopędną herbatkę - Z tego co mi powiedziano Huoshan to jakiś powiat w Chinach i tylko tam można dostać właśnie tą herbatę. - dodał po chwili zamyślając się na moment.
Gdzieś tam marzył po cichu by kiedyś wybrać się do Chin i do Singapuru. Zwłaszcza do Singapuru, bo przecież to tam się urodził, stamtąd pochodziła jego matka. Nie pamiętał w zasadzie nic z pierwszych trzech lat swojego życia, nie pamiętał nawet jak wyglądała jego mama i nie wiedział czy w ogóle żyła. Starał się dowiedzieć coś od marynarzy przypływających z tamtych regionów, ale jak na razie jego próby spełzły na niczym. Może więc jeśli udałoby mu się tam któregoś dnia wybrać osobiście, udałoby mu się czegoś dowiedzieć. I chociaż chęć wyjazdu była duża wiedział, że mimo wszystko wróciłby do Anglii, to tutaj było jego życie, jego znajomi, jego przybrana rodzina, nie wyobrażał sobie mieszkać gdziekolwiek indziej.
Zaśmiał się cicho na jej stwierdzenie, że tawerny zapłaczą. Może nie wysuwałby tak daleko idących wniosków, ale nie zmieniało to jednak faktu, że wieczorne imprezowanie było mimo wszystko dużą częścią jego życia. Był młody, wychodził z założenia, że ma całe życie przed sobą więc teraz, kiedy mógł, czerpał z niego całymi garściami. Wyjścia do tawern i barów, spotykanie się ze znajomymi i spędzanie było wolnego czasu bardzo mu odpowiadało i nawet jeśli jego portfel nie był wypchany monetami po same brzegi, wystarczyło kilka dodatkowych zmian w restauracji by odpowiednio go napełnić.
- Och daj spokój. - machnął ręką przewracając oczyma - Po pierwsze nie łamie serc…w każdym razie nigdy nie specjalnie, ale nie o to chodzi. Tak jak sama powiedziałaś, mam dwadzieścia trzy lata, to jest czas na zabawę, samorozwój, a nie zakładanie rodziny. Na to przyjdzie jeszcze czas, naprawdę mi się nie śpieszy. - pokręcił głową patrząc na nią poważnie - I nie, jeszcze nie znalazłem nikogo aby zrezygnować dla niej z wolności. I nie chodzi o to, że się nie rozglądam…nie chce być jeszcze odpowiedzialny za kogoś, dopóki sam do końca jeszcze w pełni nie jestem na tyle odpowiedzialny by zadbać odpowiednio o samego siebie. - westchnął dopijając herbatę i podnosząc się z krzesła - Jestem szczęśliwy, niczego mi w życiu nie brakuje. - pokręcił głową odstawiając kubek na blat stołu, po czym spojrzał na Leonie i klasnął w dłonie - Chodź, pomogę ci ze wszystkim tutaj zamknąć, a potem zabieram cię na pyszną herbatę Huoshan. - dodał po chwili podciągając rękawy koszuli kończąc tym samym tematy sercowe, które nigdy nie były dla niego za bardzo wygodne.

ztx2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): « Wstecz 1 2 3


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:55 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.