• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Bute Park
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-15-2025, 15:00

Bute Park
Rozległy, zielony i gęsto zarośnięty – Bute Park rozciąga się wzdłuż rzeki Taff i kryje w sobie ciszę, jakiej próżno szukać w innym zakątku walijskiej stolicy. Alejki wiją się wśród starych drzew, czasem prowadząc donikąd, czasem wracając do miejsca, z którego się wyszło. Wzdłuż jednej z nich stoi rząd kasztanowców, miejsce uwielbiane przez najmłodszych odwiedzających.  W głębi parku, za rzeką, stoi stary, kamienny mur. Nie do końca jasne jest dla historyków i architektów jego przeznaczenie, ale nikt nie ośmielił się go ruszyć. Latem oferuje on cień i wygodne miejsce odpoczynku nad ułożonych w okolicy ławkach. Odpoczywający goście chętnie zanurzają oczy w widoku przesuwającej się powoli rzeki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-10-2025, 15:11
6.03

Nie rozumiał, dlaczego jego sny pokazywały mu to miasto—którego architekturę nauczył się już rozpoznawać, odkąd pierwszy raz trafił tu dwa lata temu i doznał niejasnego deja vu by w końcu nawiązać kontakty z niektórymi z lokalnych akolitów (ktoś potrzebował eliksiru, a ktoś prędkiego podleczenia choć związanego z wypadkiem, a nie z polityką; a on sam informacji z portu, które mogłyby przydać się znajomym w Londynie, i tak dalej...) i bywać tu trochę częściej.  Nie potrafił jednak zignorować tych snów, nie gdy w zeszłym miesiącu powróciły. Niejasne przebłyski uliczek i miejsc oglądanych cudzymi oczyma. Racjonalizm podpowiadał mu, że to mogły być jego własne wspomnienia albo własna wyobraźnia (niektórych z tych miejsc nigdy wszak nie widział), ale nie mógł tak po prostu zignorować strzępów wizji i swoich przeczuć.
Były w końcu jedynym, co mu po Eileen pozostało, jakkolwiek żałośnie to nie brzmiało. Najpierw poddali się rodzice, potem Marcus, niedawno prawie poddał się nawet prywatny detektyw (a Jasper w kilku zbyt ostrych słowach przypomniał mu, że przecież mu płacił i  potem nie mógł znieść współczucia we wzroku mężczyzny i ostatecznie rozstali się w niezgodzie). Pewnie powinien poddać się i on: po tym, jak widział Eileen w cztery oczy i prawie przysporzył tym sobie trwałych konsekwencji prawnych; po tym jak zobaczył w jej oczach dystans. Ale zobaczył w nich również strach, a duma nie pozwalała mu przyznać, że może bała się jego. Koszmary senne utwierdzały go w przekonaniu, że wpadła w kłopoty, a chociaż nie miał żadnego tropu to nie wybaczyłby sobie bezczynności.
Dlatego zaczął pytać. Potrafił przecież subtelnie wyciągać z ludzi informacje, uśmiechać się i grać i uiejętnie dobierać pochlebstwa lub kłamstwa lub pozory plotek. Pytał w pubach dla czarodziejów, ale pytał też o czarodziejów znających mugolskie Cardiff, pytał panią sprzedającą gazety w kiosku, pytał o brunetkę o imieniu Eileen i o mugola o imieniu Tobias.
I chociaż w kwestiach tyczących się akolitów, polityki i Grindelwalda zawsze był bardzo ostrożny, to... możliwe, że teraz opuścił trochę gardę. Choć dopytywał o mugola, nie chodziło wszak o politykę, chodziło o jego rodzinę.
Każdy zatroskany brat by pytał. Może poza jego drugim bratem.
Dziś, jak co dzień, nie dowiedział się nic. Przez kilka sekund poczuł się z tym równie żałośnie jak rzymski cesarz wydający wojnę morskim falom, ale po namyśle uznał, że cesarze na pewno nie czuli się żałośnie i że zwątpienie nikomu nie pomoże. Zresztą, to przecież nie tak, że mógłby spędzić ten czas pożyteczniej. Skończył dyżur w Londynie dwie godziny temu, a w domu nikt na niego nie czekał. Równie dobrze mógł zabić czas i głupie myśli na ławce i pooglądać zachód słońca, więc właśnie to zrobił, rozsiadając się wygodnie i odpalając papierosa dla uspokojenia.
Wtedy kątem oka zobaczył znajomą brunetkę, którą przedstawiła mu niegdyś pani Boyle. Kilka razy zamówił u Philippy piwo, kilka razy obserwował ją przy innych gościach i zrozumiał, dlaczego Boyle ją zrekrutowała—nie dość, że dziewczyna wydawała się czarująca, to wydawała się mieć naturalny talent do wzbudzania w klientach chęci do rozmów. Nie wpadło mu do głowy, że dziś mogła przyjść tu za nim i że mogła widzieć, jak rozmawiał dziś ze starą czarodziejką z kiosku. Jej obecność w parku uznał za przypadkową, ale i tak uśmiechnął się do niej z sympatią, a gdy znalazła się bliżej, skinął głową. Może i gra pozorów w miejscach publicznych nie pozwalała mu wcześniej na spoufalanie się, ale teraz w pobliżu nikogo nie było, a on z naturalną sympatią podchodził do innych akolitów; ciekaw ich osobowości i historii i chyba wiedząc, że bez nich czułby się przytłaczająco samotny, skoro od młodości to głównie z nimi związał życie towarzyskie.
- Dobry wieczór. Palisz? - zwrócił się do Philippy niezobowiązująco, obracając w wolnej dłoni pudełko z papierosami. Mogła go wyminąć, ale może przynajmniej się poczęstuje.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
10-20-2025, 20:56
Nieprzemożone uczucie, jakaś znajomość w poruszającej się po portowej stolicy sylwetce, której wszędobylskie oko barmanki nie potrafiło tak po prostu zignorować. On nie był jak dziesiątki mijanych wiosennych płaszczy sprzed pięciu sezonów. On nie wsiąkł dobrze w ten krajobraz, nie zachwycał perfekcyjnym doborem osobistych barw do wymogów morskiej ballady. Ani to pirat ani robotnik – zwyczajny podejrzany, a przecież za takimi tutaj latali chłopcy z zaciśniętą w pogotowiu pięścią. Te ulice prędko obnażały obcość. W takich ciuchach i z tym krokiem prędzej posądziłaby gościa o bycie paniskiem ze srebrnego salonu niż rozkołysanym morzami żeglarzem. Mężczyzna, choć mógłby lawirować na granicy iluzji czy jej prywatnych przywidzeń, po kilku parkowych alejkach okazywał się coraz mniej nieznany. O tak, Philippa utwierdziła się w przekonaniu, że już miała z nim do czynienia, a to tylko roznieciło jej pęczniejącą potrzebę poznania sekretu tego włóczenia się po Cardiff. Nie robił tego dla orzeźwiającego spaceru i jednostajnego stukotu pantofli o brukowane chodniki. Prowadziła go nieodgadniona motywacja. Znała takich nieroztropnych spryciarzy.
Więc ona podążała za nim – prędzej z głodu informacji i niepowstrzymanej dociekliwości, niż próby zatroszczenia się o kogoś, kto mógł mieć z nią większy kawałek wspólnej historii. Aż wreszcie, w chwili gdy walijski księżyc zalśnił mocno po to, by podrażnić oczy wszystkich parkowych bywalców, opuścił kotwicę. Twarz barmanki przyozdobił grymas, bo trudno było łazić za kimś, gdy ten ktoś tkwił w miejscu. Naturalnie więc zainteresowała się dziwnie skręconym drzewem. Ogołocone z pąków, wciąż nagie gałęzie wywijały się w stronę zanurzonych w granacie gwiazd, pozując bardziej do roli poczwary niż kojącego monumentu przyrody. Ukradkowe spojrzenie na rozluźnionego nieco na ławce jegomościa pozwoliło jej podjąć decyzję. Szła dalej. Właściwie to po co miałaby się teraz zatrzymywać? Rześkie powietrze, rozpięty płaszcz i obcas upraszały się o uwagę otoczenia. Zupełnie jakby nagle zmieniła taktykę, zupełnie jakby nagle on miał w pełnej krasie ujrzeć kobietę, którą trudno zignorować.
Której trudno nie zaczepić. Oczywiście.
– Dobry wieczór – odpowiedziała, zjeżdżając natychmiast wzrokiem do nęcącego pudełeczka. Ależ ją zaskoczył, ależ nie spodziewała się zagajenia. Z bliska jeszcze lepiej zdołała dojrzeć w nim historię kiedyś już oswojoną. – Przestałam, tytoń źle działa na skórę – oznajmiła, mimowolnie muskając palcami własny, muśnięty odrobiną różu policzek. W żadnym razie nie kłamała. – Wiesz, będę musiała cię zmartwić, mój drogi. – Wybrała ten teatralny wstęp, który miał zasiać w nim wątpliwość. Bezpardonowo rozsiadła się na ławce i założyła nogę na nogę. Krótka spódnica pozwoliła zapoznać się z powabnym widokiem kolan osłoniętych półprzezroczystym nylonem. Dzień był chłodny, lecz to wcale nie oznaczało, że miała ubierać się jak mniszka, prawda? – Przynajmniej z tuzin tutejszych zastanawia się, co z ciebie za jeden, czego tu szukasz i czy nie trzeba cię wyjaśnić, zanim wetkniesz nochal za głęboko w nasze sprawy. Następnym razem… postaraj się bardziej wtopić w tłum – poradziła mu, gasząc być może resztki tlącego się w nim przeświadczenia, że rozgląda się po tych alejkach w sposób dyskretny. Nic bardziej mylnego. Wyłożona wskazówka pozostawała sprytnym sposobem na to, by nie zapytać…. – Czego tak właściwie szukasz? – przemówiła zupełnie bezpośrednio, porzucając te misterne podchody. Czy działał w naszej sprawie? Czy przysłał go tu szef, którego ona nigdy nie poznała, a którego on, z pewnością miał okazję ujrzeć niejednokrotnie?
To jak będzie, kolego?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
11-01-2025, 18:14
- Naprawdę? - podchwycił z uprzejmym uśmiechem, bo gdyby tytoń naprawdę był toksyczny to przecież chyba by o tym słyszał (a raczej zakładał, że by słyszał, bo w sumie się tym nie interesował). Udał jednak zdziwienie, kobiety lubiły być wysłuchane, a on lubił słuchać kobiet.  - Dobrze działa na nastrój. - regularnie zagłuszał tytoniem własne stresy, a wygląd na o kilka lat starszego niż mówiła metryka przypisywał raczej bezsennym nocom. Uniósł lekko brwi, w pierwszej chwili biorąc jej enigmatyczny wstęp i spoufalenie się za coś związanego z akolitami albo z... flirtem?
Spojrzenie mimowolnie zsunęło się na odsłonięte kolana, Philippa była zgrabna i młoda i śliczna i widział w tawernie, że większość klientów podziela te obserwacje. On widział zaś przy barze, że potrafiła wykorzystać to do pokierowania każdą rozmową—podziwiał to z perspektywy zarówno akolity, jak i kogoś kto w podobny sposób szedł przez życie. Już w Evershire przekonał się w końcu, że uśmiech nic nie kosztuje, a pomaga odciągnąć wiele niewygodnych pytań: jak o to, czy ma arystokratów lub uzdrowicieli wśród rodziców (nie) lub kiedy znalazł czas nauczyć się na egzamin (nad ranem, bo w nocy był na tajnym spotkaniu) i tak dalej i tak dalej.  Uśmiechnął się do Philippy, doświadczenie kazało mu zastanowić się nad tym, co w takim razie chciałaby usłyszeć od niego—ale i tak podniósł wzrok z kilkusekundowym opóźnieniem, upominając się za to w myślach.
Zaciągnął się papierosem z gorzką refleksją, że chyba był bardziej samotny niż sądził. Od dawna nie miał czasu spotykać się z nikim w Londynie, a choć chyba zwrócił uwagę sympatycznej klientki Sennego Fruwokwiatu, to ostatecznie zakończył rozmowę jedynie na rekomendacji właściwości leczniczych mięty i choć nie popełnił w tym żadnych merytorycznych błędów to sprzedawczyni musiała sądzić inaczej, bo po wszystkim atmosfera w sklepie z niewiadomych przyczyn stała się lodowata. Z wrażenia uzupełnił ostatnie zapasy ingrediencji w Londynie zamiast u Leonie, ale i tak znalazł dziś pretekst by poszwendać się po Cardiff i najwyraźniej znaleźć ciekawe towarzystwo do rozmowy o... właściwie czym?
Zwrócił na Philippę czujniejsze spojrzenie, zarówno zaintrygowany, jak i zaskoczony (niestety, takie zagadki czasem bardziej go ekscytowały niż niepokoiły, więc uśmiech dalej czaił się w kącikach jego ust).
- Wasze sprawy? - uściślił, nie mając pojęcia o co jej chodzi. - Nie rozumiem, mugolskie? - zmarszczył lekko brwi, ignoranckim pytaniem udowadniając, że naprawdę nie miał pojęcia o czym mówiła. Zniżył jednak ostrożnie ton głosu, głównie dlatego, że nie chciał jej obrazić—przypuszczeniem, jakoby wiedziała coś o mugolach.
Ale jeśli wiedziała coś o mugolach.... Merlinie, powinien o to dopytać. Jemu samemu kończyły się zarówno tropy, jak i odwaga do poruszania się w ich obrzydliwym świecie (skupiony na prawdziwych niebezpieczeństwach typu ich pojazdy, nie skojarzył nawet, że niechcący mógł się rzucić w oczy czarodziejskim marynarzom...). Porzucenie dwuznaczności przyjął z wdzięcznością, bo nie miał przecież nic do ukrycia—nie przed akolitką, choć akurat ta sprawa była osobista.
- Szukam kogoś, Cardiff to... - no dobrze, miejsce widziane w snach nie brzmiało profesjonalnie, więc jednak miał coś do ukrycia, ale to szczegół. -… ostatni trop. Ta osoba- choć miał do rodziców olbrzymie pretensje za to, że wstydzili się Eileen, to jednak słowa moja siostra nie przeszły mu przez gardło, ale zastanowi się nad tym dopiero później - wpadła w mugolskie towarzystwo i zniknęła, zerwała kontakt. Sprawdzam, czy może być tu, albo wśród nich albo wśród… nas. - opowiedział. - Ma na imię Eileen, o ile nadal się tak przedstawia. Brunetka, o kilka lat starsza od ciebie. - dodał, nie orientując się nawet, że jego sympatyczny uśmiech rozmył się w połowie tej historii, a twarz spowiła melancholia. Eileen Prince, ale jeśli nadal znał swoją dumną siostrę, to pewnie ich nazwiskiem też się już nie przedstawiała. A jej nowe nazwisko budziło w nim wstręt.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
11-11-2025, 16:38
Bronił się. Ona zaś nie zamierzała wytaczać kolejnego działa. Jej świat kręcił się wokół gagatków, którzy nie wyobrażali sobie codzienności bez paczki fajek i kaszlu typowego dla regularnego palacza. To element tradycyjnej scenerii, którego nie zamierzała się wypierać, którego wcale nie próbowała zmieniać. Dobrze wiedziała, że papieros w ustach każdemu z nich robił dobrze. Dlatego zareagowała jeszcze szerszym uśmiechem, bez śladów irytacji, gdy ktoś reprezentował podejście do tematu nieco inne od niej. – Ależ nie wątpię – przyznała pogodnie, właściwie to nawet szczerze, bo przecież dojrzewała w środowisku skrajnie zadymionym. Próbowała i to niejednokrotnie, nawet czasem lubiła. – Ale po czasie stwierdzam, że są lepsze metody na… dobry nastrój, Jasperze – wygłosiła z nutką tajemnicy, być może pewnej sugestii. Mógł sam zdecydować, jak powinien to interpretować.
Ta krótka wymiana zdań pozwoliła Philippie stwierdzić, że Prince miał tego dnia nastrój na zabawę w kotka i myszkę, udając, że nie do końca rozumie jej przesłanie. Odwróciła od niego twarzy, by skoncentrować przez chwilę uwagę na parkowym krajobrazie. Trwała niby w zamyśleniu, a profil zdobił lekko uniesiony wciąż kącik ust. Chciał się bawić, a wyglądał jej całkiem na sztywniaka. Nawet z tym dymiącym się papierosem w palcach. Westchnęła, gładząc lekko materiał spódnicy na udzie, niby zamyślona, niby pozwalająca mu przez chwilę drążyć w ciszy prywatnych myśli poruszony wątek. Rozczarowujący.
– Powiedz mi teraz – zaczęła, dalej nie zaszczycając go błyskiem swego oka. – Powiedz mi, w którym miejscu wyglądam ci na mugolkę? – spytała nawet z powagą, pozwalając jednocześnie, by materiał peleryny opadł nieco na ramiona. Odgarnęła włosy z pleców na bok i przechyliła głowę, wreszcie lokując na nim wejrzenie. Nie miała pojęcia, dlaczego zebrało mu się właśnie teraz na podobne insynuacje. Owszem, powinna się obrazić, ale towarzyszył jej nieco figlarny nastrój, a jego odczytywała jako przypadek niespecjalnie groźny i perfidny – o tak, bywały bardziej niebezpieczne samcze istnienia. On wydawał jej się całkiem przyzwoity. A może to tylko pozory?
Sekret wkrótce zechciał rozwinąć, wcale nie zadziwiając Moss śledczym wątkiem tych niespodziewanych odwiedzin, tych niedyskretnych podchodów. – I trop prowadzi właśnie do Cardiff? No kto by pomyślał. Merlinie, trzeba było od razu przyjść do mnie. Tu się sam niczego nie dowiesz, cuchniesz podstępem na kilometr, kochany – mruknęła, trącając palcami poły jego płaszcza. Zacmokała przy tym z lekkim zawodem, albowiem ewidentnie źle się do tego zabierał. I nigdy nie dowiedziałaby się o sprawie, gdyby nie to niewinne spotkanie w parku. Faceci zbyt mocno przywiązywali się do przeświadczenia, że wszystko muszą załatwiać sami. Owocna współpraca przecież mogła go wybawić z tej udręki znacznie szybciej.
– Masz jej zdjęcie? Gdzie i kiedy widziałeś ją ostatni raz? Czy to twoja kochanka? Wiedźma? –
podpytywała, mrużąc przy tym oczy. Analizowała uważnie, jak zmieniał się koloryt na jego twarzy, jak coś gasło, jak coś próbowało łapać się tej ostatniej nadziei i całkiem nie utonąć w niewygodnej bolączce. Zbyt długo siedziała pod skrzydłami Pani Boyle, by nie nauczyć się czytać z ludzi. A on się niespecjalnie krył. Wyprostowała plecy, oderwała je od oparcia ławki. Zamyślony pomruk zdradzał chwilowe dywagacje z sama sobą. – Mogę popytać, ale muszę wiedzieć więcej – oświadczyła, znów spoglądając na niego, tym razem z dużą powagą i w skupieniu. Jeśli miała się w coś zaangażować, potrzebowała rozeznać się w przedmiocie sprawy – by wiedzieć, w czym będzie brodzić, czego tak naprawdę będzie szukać i po co. Akolita czy nie – jej reputacja w Cardiff nie mogła zostać naruszona, a niepełne informacje sprzyjały konfliktom, których wcale nie szukała. Zazwyczaj.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:11 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.