• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Restauracja "Złota Krewetka"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-11-2025, 13:14

Restauracja "Złota Krewetka"
Gdzieś pomiędzy dokami, a centrum miasta, przy ulicy Wanguard Way mieści się mała, restauracyjka serwująca dania azjatyckie. Prowadzona przez poczciwego pana Hao, urządzona w tradycyjnym chińskim stylu przeniesie cię w odległe kraje. Liczne lampiony w chińskim stylu, powietrze pachnące przyprawami, cicho pogrywająca z kąta muzyka i pyszne jedzenie pozwalają poczuć się jakby kroczyło się do innego świata. W restauracyjnej sali stoi kilka stolików, na których na każdego gościa na wstępie czeka ciasteczko z wróżbą. Ściany przyozdobione typowymi chińskimi rycinami, przedstawiającymi smoki i różne sceny z życia codziennego. Za barem można obserwować jak kucharz uwija się aby przygotować zamówione dania, a miła obsługa zawsze doradzi w wyborze jedzenia, które z trafi w twoje gusta. W lokalu panuje miła i spokojna atmosfera, każdy może się tu poczuć mile widziany.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-12-2025, 20:36
03.03.62' poranek


Poranna rutyna była mu doskonale znana, na tyle, że każde odstępstwo od niej sprawiało, że czuł się w jakiś sposób nieswojo. Dzisiaj na szczęście wszystko szło jak należy. Obudził się o 6 rano, bolała go trochę głowa, co było wynikiem poprzedniego wieczoru spędzonego w tawernie, ale wiedział już z doświadczenia, że jak tylko coś zje to mu przejdzie. Umył twarz w małej łazieneczce przynależącej do jego pokoju, wyszorował zęby, po czym ubrał na siebie ciemne spodnie i biała koszulkę. Nie bawił się dzisiaj metamorfomagią, kiedy pracował i tak czasami w przypływie większych emocji, czasami jego włosy zmieniały na chwilę kolor.
Zszedł po wąskich schodach z poddasza na zaplecze restauracji, po drodze prawie potykając się o w pół zapełnione kartony z pałeczkami. Na szczęście złapał pudło zanim to zdążyło spaść, a jego zawartość rozsypać się w około. Będzie musiał to dzisiaj zanieść wszystko do magazynu, wczoraj nie starczyło mu na to czasu. Przeszedł korytarzem na tył restauracji i tam raz dwa pozapalał wszystkie światła aby, nie daj Merlinie, o nic się już nie potknąć. W restauracji nikogo nie było. Pan Hao pojawi się pewnie dopiero za godzinę jak to miał w zwyczaju, podobnie jak kucharz, a kelnerki pojawią się raptem piętnaście minut przed otwarciem, czyli za jakieś dwie godziny dopiero. Miał więc sporo czasu aby ogarnąć wszystkie swoje obowiązki.
I tutaj znowu wchodziła doskonale znana i wyuczona rutyna. Zaczął od głównej sali, ale najpierw włączył cicho gramofon aby nie pracować w kompletnej ciszy. Ze ścierką wciśniętą w tylną kieszeń spodni machnął różdżką, a miotła rozpoczęła swoją pracę. On sam w tym czasie nucąc pod nosem dobrze mu już znaną chińską melodię, zaczął ścierać stoliki. Nie miał w zwyczaju sprzątać w sali wieczorem, chociaż to przeważnie on był ostatnią i pierwszą osobą w pracy, taki jego wątpliwy przywilej z mieszkania w miejscu pracy. Zrzucał okruchy na ziemię czy zajęła się tym miotła, po czym przecierał je wilgotną ścierką. Blaty nie były już najnowsze, było po nich już zużycie, ale nie były jeszcze na tyle zniszczone aby potrzebowały wymiany, z resztą jego zdaniem ich stan dodawał lokalowi tego swoistego uroku. Gdy stoliki były już czyste i całkowicie wchłonęły wilgoć ścierki, ponowne machnięcie różdżką zmusiło krzesła do ułożeniach się siedziskami na stołach, aby miotła mogła dokończyć swoją pracę. W tym czasie on przeszedł za bar by również tam na spokojnie posprzątać. Po kilku minutach dostrzegł, że cała sala jest już odpowiednio zamieciona, więc w ruch poszedł mop. Nalał tylko do wiadra wody i zaczarował mopa by dokładnie wymył całą salę. Upewniwszy się, że jego zaklęcie działa, przejrzał czy wszystko za barem jest na pewno uzupełnione, a widząc braki przeszedł na zmywak by przynieść stamtąd szklanki, kieliszki i inne naczynia, których miejsce było pod barem.
Następna w kolejności była kuchnia, a tutaj czekało go więcej zadań. Kucharz zostawiał mu co wieczór na kartce całą listę rzeczy, które ma przygotować dla niego zanim ten pojawi się w pracy. Naturalnie była spisana po chińsku, więc wymagała od niego dodatkowego skupienia. O ile słowo mówione miał opanowane już praktycznie do perfekcji, o tyle słowo pisane jeszcze sprawiało mu problem. Potrzebował chwili aby przetłumaczyć sobie wszystko w głowie na angielski i ołówkiem zapisał sobie nazwy obok ich chińskich odpowiedników, po czym wziął się za robotę. Ze spiżarni przyniósł warzywa, po czym przygotował odpowiednie naczynia, jednocześnie podpalając piece aby były gotowe na przyjście kucharza. Woki i inne przybory kuchenne były myte na bieżąco w ciągu dnia, więc chociaż tym nie musiał zawracać sobie głowy. Wyciagnął tylko dwie duże drewniane tace i noże aby zacząć kroić warzywa. Jeden zestaw zaczarował, aby nóż sam kroił w odpowiednie kształty i wielkości marchewki i cebule, a na drugim zestawie sam się wziął do roboty. Na pierwszy ogień poszedł imbir, potem cukinia, grzyby mun i pędy bambusa, które sam przywiózł ostatnio ze straganu znajdującym się w Chinatown w Londynie. Przy tym ostatnim, przez własną nieuwagę i głupotę zaciął sobie palca. Syknął pod nosem przyciskając palec do ust, dziękując w duchu, że kucharz jeszcze nie dotarł, bo na pewno by go zrugał, że dobry kucharz potrafi panować nad swoim nożem. Szybkie i proste zaklęcie sprawiło, że niewielka ranka zagoiła się w trymiga i już po chwili mógł wrócić do pracy, jednocześnie podsuwając drugiemu nożowi kolejna marchewkę do pokrojenia.
Akurat kończył z warzywami i rozkładał naczynia w ich miejsca, kiedy usłyszał na zapleczu kroki. Spodziewał się pana Hai, ale o dziwo był to kucharz. Przywitali się jak to mieli w zwyczaju, Keith skłonił się lekko przed mężczyzną witając go po chińsku, a ten odpowiedział mu tym samym, po czym klepnął w ramię i rozejrzał się po kuchni. Cisza, która zapadła w tym momencie prawie wierciła Croftowi dziurę w głowie, ale widząc jak mężczyzna kiwa zadowolony głowa, odetchnął z ulgą. Jego praca na kuchni została skończona, posprzątał więc po swoich przygotowaniach i zostawił kucharzowi jego królestwo. Zajrzał na sale, podłoga zdążyła już wyschnąć, a mop lewitował leniwie przy wiadrze, więc zdjął z niego czas i zaniósł wszystko na zaplecze, gdzie brudną wodę wylał po prostu na tyły restauracji na trawę. Zerknąwszy na zegarek wiszący na ścianie na zapleczu doszedł do wniosku, że do otwarcia zostało jeszcze trochę czasu, mógł więc zająć się sprzątaniem kartonów i niewielkiego magazynu zanim dzień zacznie się naprawdę. Mieli nową, młodą kelnerkę, która nie mówiła po chińsku, wiedział, że pewnie spędzi dzisiaj trochę czasu nadzorując jej prace i dając jej wskazówki odnośnie poprawnej wymowy dań z karty, a w wolnym czasie będzie jej wyjaśniał z czego konkretnie składają się dania aby mogła w razie czego przekazać te informacje klientom. A przecież oprócz tego miał jeszcze inne obowiązki, które miał do zrobienia, zwłaszcza, że dzisiaj nie zamykał lokalu wieczorem.
Już cieszył się na wolne popołudnie, więc przysłowiowo zakasał rękawy i zabrał się za sprzątanie zaplecza, zaczynając o kartonu z pałeczkami, przez który o mało co nie zwalił się ze schodów.

zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
10-23-2025, 20:43
17 marca 1962 roku

Ciąg podążających za sobą myśli.

Thomas Bott, Millicent Fawley, Thomas Bott, Millicent Fawley


Wertowała kolejne strony zapisków Botta, jego litaniom poświęconym hipogryfom, ich behawioryzmowi, który zdawał się okazywać skomplikowaną strukturę społeczną stworzeń. Jego listom do przyjaciół, zwłaszcza do drogiej mu Millicent, którą darzył sympatią i uznaniem zakochanego młodzieńca. Prywatnym dziennikom, pełnym szczerych wyznań i zaskakujących przemyśleń, o które nie podejrzewała go, gdy przedstawiona była jej jego postać. Im głębiej wchodziła w jego wspomnienia i umysł, tym sama lepiej zaczynała rozumieć fascynacje naturą, którą okazywał. Stopniowe poznawanie tego świata zabierało jednak czas z jej własnego ekosystemu, środowiska naturalnego Francesci Goldsmith.
Poświęcała się wizjom i nadziejom, które kroczyły wraz z Bottem i Fawley, przyrodnikami, którzy chcieli poznać to co bliskie. Dni spędzone na kolejnych wizytacjach, rozmowach z znajomymi pobratymcami ich sprawy i z wrogami ich stanowiska. Bliscy, przyjaciele i przeciwnicy, wszyscy mieli swoje teorie i opinie o zdarzeniach. Coraz mniej przekonana była do teorii o wiodącej roli magicznego stworzenia w śmierci Millicent. Niejednoznaczny opis sekcji, zbyt wiele niepodjętych tropów i niewykorzystane szanse. Ostateczne pogodzenie się ze słabo przeprowadzonym dochodzeniem przez jej kolegów, nie była jednak pewna ile było w tym złamania systemu, a na ile intencji samych aurorów.
Musiała jednak oderwać się od ich świata, tego wciągającego ją w wir teorii i podejrzeń afrodyzjaku. List Keitha był przypomnieniem, alarmem, że powinna wrócić do tego, co jej bliskie i ważne. Zadbać o to, gdyż jakże łatwo można było to stracić. Ciemne, przygaszone oczy Wulfrica Fawley’a majaczyły w jej wspomnieniach, snuły jej opowieści o wielkiej stracie lub wielkim kłamstwie. Jednym z pierwszych podejrzanych o śmierć kobiet byli jej stali partnerzy, czasem w eleganckich garniturach i błękitnokrwistym nazwisku. Tym osobnikom jednak prawie nigdy nie zagrażała sprawiedliwość wymierzona przez prawo. Kolejny raz uciekła myślami do sprawy, niepokorne posunięcia obsesyjnego umysłu. W mrokach późnego wieczoru i przy pustkowiu ulicy niepokorność jej myśli trudne były do upilnowania. Baner „Złota krewetka” umieszczony nad wejściem był swego rodzaju wybawieniem, kolejnym elementem umieszczającym ją na powierzchni.
Keith, puchońska dusza, która zawsze swą serdecznością sprawiała, że to miejsce nabierało znacznie większego znacznie niż zwykła restauracja. To on sprawiał, że było dla niej istotne. On i najlepsze jedzenie w Cardiff. Gdy przekroczyła próg wnętrza zastała prawie pustkę, jasne poświadczenie o godzinie, która wybiła na zegarze. Ostatni goście rozmawiali przy swych stolikach, cicho i leniwie, jakby z pełną świadomością, że zbliża się koniec tego wieczoru. Jej własny się zaczynał, jakby dopiero zaczynała swój dzień, bo wcześniej była tylko maszyną do rozczytywania się w pismach Botta.
– Słyszałam coś o kolacji na koszt firmy? – zagadnęła, opierając się łokciami o blat baru. Oto był on, Keith Croft we własne osobie. Zdawał się idealnie pasować do aury restauracji, odzwierciedlać wszelkie życzliwości, jakie były prezentowane dla gości. – Dobrze Cię widzieć, Keith.
Teraz istotna był on i jego sprawa, pełna niepokojących sygnałów ułożenie liter. Sprawy zawsze miały w sobie coś okrutnego i brutalnego, przynajmniej te, którymi zajmowali się aurorzy. Była gotowa, niech jego historia zabrzmi w tym miejscu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-27-2025, 19:39
Dzień zaczął się niby spokojnie, wręcz zwyczajnie. Poranne otwarcie przebiegło bez żadnych zakłóceń, poprzedniego wieczora wysprzątał zaplecze więc o nic się tym razem nie potykał. Kuchnia była gotowa na przygotowywanie pysznego jedzenia, a kelnerki pojawiły się nawet wcześniej niż zwykle, co było dla niego niespodzianką. Zapowiadał się spokojny, normalny dzień w pracy. Mimo wszystko on od samego początku czuł dziwny, wewnętrzny niepokój pomieszany z ekscytacją.
Długo zbierał się aby napisać list do Fran. Podchodził do niego kilka razy, dwa czy trzy nawet miał już pióro w dłoni, ale finalnie odkładał je na blat porysowanego, małego biura stojącego w kącie jego małego pokoju. Nie mógł się zebrać w sobie. Niby minęły już dwa lata, niby starał się o tym wszystkim zapomnieć, a jednocześnie było to w nim żywe i często nawiedzało go w snach. Koszmary zawsze zaczynały się tak samo, ciemny korytarz, na którego końcu majaczyły drzwi. Im bliżej ich był tym wyraźniej słyszał krzyki i jęki wydobywające się z drugiej strony, aż w końcu otwierały się i wściekły, opętany szałem ojciec rzucał się mu do gardła. Budził się zawsze w tym samym momencie, kiedy silne palce ojca zaciskały się na jego gardle, a on tracił przytomność. Zawsze był cały zlany potem, pościel leżała na ziemi, a on przez dłuższą chwilę łapał powietrze pełnymi chełstami jakby od tego zależało jego życie.
Nie wiedział czy rozstrzygnięcie tej sprawi przyniesie mu ukojenie czy jedynie sprawi więcej bólu. Chciał po prostu by koszmary się skończyły, nie tak chciał pamiętać ojca. W końcu to zrobił, w końcu skreślił kilka słów na papierze i posłał Mei do Fran z cichym krzykiem o pomoc. Nie była jedynym mu znanym aurorem, ale jedynym, do którego miał zaufanie.
Dzisiaj miała się pojawić w Krewetce, nie wiedział tylko, o której godzinie. Cały dzień chodził jak na szpilkach, chociaż starał się nie dać tego po sobie poznać. Miał dzisiaj zmianę całodzienną więc mógł na nią czekać ile będzie trzeba. Kiedy na dworze zapadł już wieczór i w restauracji było już mało ludzi, powoli wziął się za zamykanie. Nie chciał wyganiać klientów więc zaczął od baru. Brudne naczynia zaniósł na zmywak gdzie gąbka poszła w ruch i zaczęła wszystko myć, a on w tym czasie zajął się czyszczeniem lady i układaniem wszystkiego na swoje miejsce. Akurat ustawiał szklanki pod barem kiedy dotarł do niego znajomy głos.
- Fran! - uśmiechnął się szeroko wynurzając się zza baru i opierając się o ladę - Idealnie przyszłaś, Qiang miał się zaraz zawijać do domu. - skinął głową w stronę wielkiego kucharza w kuchni, który był doskonale widoczny z sali - Na co masz ochotę? Menu stoi przed tobą otworem. - odparł podsuwając jej kartę dań - Ale napijesz się tego co zawsze prawda? - zerknął na nią sięgając już po szklankę.
Chociaż w końcu sam ją tutaj zaprosił aby omówić swoją sprawę, chciał ją najpierw odpowiednio ugościć aby nie słuchała jego wywodów na pusty żołądek.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
10-31-2025, 22:58
Zawsze się wyróżniał.
Gdy jej inność skryta była w arteriach jej ciała, jego eksponowała twarz. Przystojna, z licem o wschodnim naznaczeniu i pogodnym uśmiechu. Na korytarzach Hogwartu, na salach wykładowych, na błoniach – zwracał uwagę. Mogło to być błogosławieństwem, lecz z własnego doświadczenia wierzyła, że inność częściej sprawiała przykrość niż przynosiła pożytek.
Wytykanie palcami, podkreślanie obcości i braku dopasowania. Baczna obserwacja, by spełnić wygórowane warunki, aby móc dostąpić zaszczytu życia w społeczności. On nie posiadał możliwości skrycia, nawet pomimo posiadania daru. Gdy ona mogła obrać metodę milczenia, nie wspominania o własnej krwi. On mógł jedynie prezentować swoją twarz, która skrywała tak wiele opowieści o świecie i losie.
Świat czarodziei był o wiele mniej zapatrzony we wizualizacje genów, w kolory skóry i etniczne naleciałości. Gdzie indziej leżały fundamenty podziałów, co innego miało kategoryzować ludzi. Jednakże nawet tutaj wpatrywano się w niego, próbując zrozumieć skąd przybyło to obce dziecko.
Może jednak ta łącząca ich inność, choć wynikająca z różnych przyczyn, powodowała, że miała do niego pewną słabość. Jakby po prostu mógł zrozumieć, choć trochę, cały ten bagaż jaki niosła ze sobą brudna krew. Jak mocno naznaczało to całe życie – od osobistego po zawodowe. Nie sądziła więc, że istniałaby możliwość, by odmówiła mu pomocy. Zwłaszcza, że był osobą, która sama często jej udzielała. Takie osoby powinny dostawać coś w zamian od życia, zdawało się to sprawiedliwe. Przynajmniej zawsze mogła liczyć na najlepsze posiłki w Cardiff, zdawało się to dobrą ceną.
– Niech będzie udon z warzywami – zawsze brała coś innego, nowego. Nie obawiała się, zawsze gotowa na wypróbowanie całej karty. Te przerwane monotonie, czasem poznawanie wręcz kuchni azjatyckiej od nowa. Każdy posiłek był pewną niespodzianką, często udaną, czasem szybko zapomnianą. – Cola, mam wrażenie, że będę musiała zachować ostrość umysłu.
Gdyż nie posiłek i trunek były tutaj najważniejsze, prawie nieistotne w perspektywie ich rozmowy. Miała aurorskie przeczucie, że sprawność myśli będzie przydatna w zbliżających się godzinach. To spojrzenie, poszukujące odpowiedzi i pełne zwątpienia. Rozpoznawała zagwozdkę kryjącą się wśród jego jaźni, oczekującą na pomoc lub przynajmniej wysłuchanie. Restauracja się wyludniała, pustka stała się ich towarzystwem.
– Opowiadaj – proste słowo, jedno, a zawierało w sobie całą gamę możliwości. Oddawała mu scenę, była tylko słuchaczem, który oczekiwał teraz krótkiej spowiedzi człowieka gonionego przez cienie. Czy to losy przeszłości czy niepewne widmo przyszłości, wielkie lub małe rzeczy – ludzkie problemy posiadały różne oblicza. – Masz jakieś kłopoty?
Czy jesteś bezpieczny? Czy powinna się martwić? Nie sądziła, lecz nawet jej własne radary zawodziły i zbyt późno rozumiała skalę problemów. Nie była nieomylna, zbyt często ku własnemu niezadowoleniu odnajdywała błąd w swoich działaniach. Przyjrzała mu się dokładnie, jakby chciała się upewnić, że fizycznie nie posiadał oznak przemocy. Jako auror winna zawsze spodziewać się najgorszego, dawno zrozumiała, że ludzie posiadali ogromne możliwości nienawiści i drogą, którą to ukazywali była siła.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
11-09-2025, 15:34
Teraz, kiedy już tu była znów zaatakowały go wątpliwości. Może to był jednak głupi pomysł, może minęło za dużo czasu i to wszystko nie ma najmniejszego sensu? Może tylko zmarnuje jej czas, a przecież i tak jest zapracowana? Sięgnął po kartkę i zapisał jej zamówienie, po czym wyciągnął różdżkę i za sprawą proste zaklęcia posłał zamówienie do kuchni. Po chwili do uch uszu dotarły dźwięki krzątającego się kucharza i pobrzękiwanie woków i innych naczyń.
- Bardzo dobry wybór, Qiang zaraz przygotuje ci coś pysznego. - pokiwał lekko głową, mimo wszystko uśmiechając się do niej delikatnie.
Sięgnął po czystą, wypolerowaną szklankę, po chwili biorąc butelkę coli i sprawnie ją otwierając i nalał jej napoju z wprawą dobrego barmana. Zastanawiał się czy nie lepiej byłoby przejść do stolika nieopodal, ale finalnie stwierdził, że przy barze mimo wszystko było najbezpieczniej rozmawiać. Co prawda ostatni goście właśnie zbierali się już do wyjścia i restauracja po chwili opustoszała, ale nigdy nie mógł mieć pewności, że nikt nie słucha. Kucharza był pewny, ten nigdy nie opuszczał swojego kuchennego azylu, ale za innych nie mógł ręczyć. Widząc, że goście już wyszli, skierował różdżkę na drzwi wejściowe, które na spokojnie się zasunęły, a plakietka na nich obróciła się informując przechodniów, że na dzisiaj jest już zamknięte.
Po chwili sobie również nalał napoju, po czym już spojrzał na Francesce uważnie. W tym momencie nie było już odwrotu. Była zdecydowana go wysłuchać i pomóc na miarę swoich możliwości, wiedział to, widział to wyrazie jej twarzy. Nie pozostało mu się nic innego jak tylko w końcu wyrzucić to wszystko z siebie. Sięgnął więc do kieszeni wyciągnął kilka złożonych, trochę pogniecionych kartek.
- Nie, nie mam żadnych kłopotów. - mimowolnie pokręcił głową z lekkim rozbawieniem - Jestem ostatni, który by pakował się w jakiekolwiek kłopoty, doskonale o tym wiesz. - mrugnął do niej, po czym rozłożył kartki na blacie baru - Chodzi o to, że… - zagryzł policzek od środka - Widzisz, jak pewnie wiesz, mój tata zmarł dwa lata temu, przegrał walkę z Psidwaczym Szałem. Dowiedziałem się o jego chorobie od jego wspólnika, nie macochy, kiedy choroba była już w zaawansowanym stadium i nic nie dało się już tak naprawdę zrobić. - odparł siląc się na spokój, chociaż to wszystko nadal wywoływało w nim wiele emocji - To tutaj - wskazał na kartki - są to recepty i zalecenia uzdrowiciela, które zostały wystawione na samym początku wystawienia diagnozy. Jeśli spojrzysz na daty ich wystawienia dokładnie widać, że zostały one wystawione po pojawieniu się pierwszych symptomów choroby, czyli w okolicach czwartego tygodnia od zarażenia się. Na tym etapie jeśli wszystkie polecenia lekarza byłyby spełnione, pacjenta można wyleczyć. Choroba jednak postępowała z kolejnymi tygodniami. Ja dowiedziałem się o niej gdzieś w okolicach ósmego tygodnia kiedy było za późno już na cokolwiek…a potem znalazłem te wszystkie recepty i zalecenia w szufladzie ojcowskiego biurka. Zabrałem je zanim wyprowadziłem się z domu po śmierci ojca. - spojrzał uważnie na koleżankę - Uważam, że moja macocha specjalnie nie wykupywała eliksirów i nie stosowała się do zaleceń uzdrowiciela. Chciała aby mój ojciec umarł, bo chciała przejąć jego majątek. Przyłożyła rękę do jego śmierci. - był tego wręcz pewny.
W przeszłości żywił do swojej macochy wiele niechęci, podobnie jak ona do niego. Nigdy jednak nie sądził, że byłaby w stanie posunąć się do czegoś takiego. Przecież mieli razem dziecko, jego siostra nie była niczemu winna, a przez egoizm matki została bez ojca i brata, który również, nie mogąc zostać w domu, opuścił ją.
- Jestem pewny, że go zabiła…czy myślisz, że dałoby się jej to udowodnić? - nie odrywał wzroku od Fran nawet na moment kiedy to wszystko mówił.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
Wczoraj, 19:54
Obserwowała jego zawahanie.
Nie naciskała, czekała cierpliwie aż niespokojne myśli zostaną pożegnane. Teraz, gdy miał słuchacza swoich zmartwień, najtrudniej było zrobić ten ostatni krok. Wypowiedzieć się, pozwolić, aby historia została wypuszczona w przestrzeń. Usłyszała, odnotowana i pozbawiona samotności istnienia. W czasie przesłuchać trzeba było wiedzieć kiedy nacisnąć, spróbować rozjuszyć emocje do reakcji i działania. Innym razem trzeba było odpuścić, pozwolić, aby czas wykonał swoją pracę.
Przesłuchanie było niestandardową wersją konwersacji, delikatną w metodach prowadzenia. Nie można było narzucać wersji, starać się dawać jak największą wolność, ale zarazem nie uznawać dyktatu drugiej strony – zachować pełną kontrolę. To nie było jednak typowy wywiad, była tutaj dla niego. Było to na pograniczu koleżeńskiej rozmowy, profesjonalnej porady i wyrazem wsparcia, gdy potrzebowano najmocniej.
Podziękowała za napój i czuła, że zbliża się ten moment. Nic już nie zajmowało jego umysłu, nie było żadnego innego zajęcia, tylko on i jego opowieść.
Było to historia rodzinna i na swój sposób były one najmocniej skomplikowane. Emocje, które tliły się w jego oczach były prawdziwe, przeżywał ponownie tragedie, która go spotkała. Nie przerywała mu, pozwalała mu mówić i tylko kiwała głową na znak, że wszystko słyszy i rozumie. Psidawczy szał był okrutną chorobą, która nie zabiera świadomości pacjentowi, a za to obdarowuje go objawami ze strony układu nerwowego. Pacjenci wiedzą przez długie tygodnie, co się z nimi dzieje. Przyglądała się dokumentacji medycznej, kolejnym stronnicom notatek i przepisanych eliksirów. Nie miała pojęcia o metodach leczenia, sądziła jednak, że była to standardowa procedura w przypadku tej jednostki.

Chciała aby mój ojciec umarł, bo chciała przejąć jego majątek.

Bardzo mocne oskarżenia, takie w które trzeba naprawdę wierzyć, aby opowiedzieć o tym aurorowi.
– Przyznam od razu, że udowodnienie tego będzie bardzo trudne – był to początkowy wyrok, mający swoje podstawy w jej wiedzy na temat funkcjonowania ich systemu sprawiedliwości. Jakże trudno było udowodnić komuś winę w świecie, gdzie liczy się majątek stron. – Nie będziemy mieć jednak pewności, jeśli nie poszukamy dowodów. Potrzebuję więcej informacji.
Wyciągnęła notatnik, najważniejsze narzędzie detektywa. Przesunęła się bliżej, opierając dwoma łokciami o blat baru. Musiała to wszystko uporządkować, chodziło o zabójstwo człowieka i winna oddać temu szacunek i oddanie. Czasem martwi posiadali swoich reprezentantów w świecie żywym, Keith właśnie do takich należał.
– Będę miała pytania, które pozwolą mi poukładać to wszystko w głowie – zaczęła, aktywnie wykorzystując dłonie do gestykulacji. Była późna godzina, lecz przypadki kryminalne zawsze ją pobudzały. Niedługo będzie czas na kawę, teraz trzeba było się jednak skupić na dziejach za życia ofiary. – Opowiedz mi o swoim ojcu i macosze. Jacy byli? Jakie mieli relacje ze sobą i z Tobą?
Niech namaluje jej obraz rodziny, która została unicestwiona przez tragedie i dotknięta żałobą. Jacy byli, kiedy jeszcze brak było w nich nici cierpienia?  Każdy ten element był istotny, gdyż właśnie tam były wszystkie pierwsze znaki, że nadchodzi zbrodnia. Niezauważone albo zignorowane, lecz one istniały. Rzadko kiedy zbrodnia pojawia się znikąd, często było długo hodowana aż zaistniała.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:55 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.