• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Derbyshire, Burke Manor > Gabinet Xaviera
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-06-2025, 10:48

Gabinet Xaviera
Gabinet Xaviera utrzymany jest w ciemnych kolorach. W jego centralnym jego miejscu stoi masywne biurko, które przeważnie zastawione jest księgami i różnymi papierami, a przy nim stoi wygodny, skórzany fotel. Ściana za biurkiem zastawiona jest półkami, które uginają się od wszelkiego rodzaju ksiąg oraz artefaktów wystawionych w szklanych gablotach. Niektóre z nich są specjalnie zabezpieczone są specjalnymi runami i zaklęciami ochronnymi aby skryte w nich przedmioty nie oddziaływały na przebywających w pomieszczeniu czarodziei. Ciężkie zasłony w dużym oknie przeważnie są zasłonięte, ale Xavier rozsuwa je w ładniejsze dni. Na ścianie naprzeciwko biurka stoją dwa wygodne fotele po obu stronach kominka, który oprócz okna i skromnego żyrandola zwisającego z sufitu jest źródłem światła, a przede wszystkim ciepła w zimne dni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
08-31-2025, 13:49
| 18 marca 1962

Było późne popołudnie. Jeszcze nie wieczór, jeszcze przed kolacją, ale za oknem było już ciemno. Siedziałam przy biurku, pochylając się nad pewnym listem, który otrzymałam od jednego z archeologów, którego poznałam podczas swojej wyprawy do Norwegii. Przesłał mi pewien przedmiot, który uważa, że mógłby mnie zainteresować i prosił mnie w liście o ekspertyzę. Schlebiało mi to. Byłam przekonana, że w swoim gronie miał mnóstwo odpowiednio wykształconych naukowców, którzy byliby odpowiednio wykwalifikowani, aby taką analizę przeprowadzić. Wybrał jednak mnie, zaproponował zapłatę w zamian za przeprowadzenie badań przedmiotu. A dla mnie, tak naprawdę, było to pierwsze poważne “zlecenie”. Zabrałam się za nie od razu.
Było to jednak zdecydowanie trudniejsze, niż z początku myślałam. Doceniałam zauważenie moich umiejętności i wiedzy, chciałam poradzić sobie z tym zadaniem, ale im dłużej nad tym siedziałam, tym więcej miałam wątpliwości. Gdzieś nie do końca wierzyłam w siebie, że dam radę, że temu podołam. Pokładano we mnie nadzieję, a ja bałam się, że zawiodę. Obracałam w dłoniach przedmiot, który dzisiaj do mnie przysłano. Sowa była niezwykle delikatna, przedmiot wraz z listem był bardzo dokładnie zabezpieczony przed uszkodzeniami. W odpowiednich rękawiczkach przyglądałam się i szukałam najmniejszych detali, wszystko skrupulatnie zapisując. Martwiła mnie jedna rzecz, w liście dostałam informację, aby nie dotykać przedmiotu dłońmi bez rękawiczek, ponieważ w kontakcie ze skórą poszczególne elementy zaczynają delikatnie świecić ciepłym światłem i nagrzewać się. Nie wiedziałam, co to znaczy, nigdy się z czymś takim nie spotkałam.
- Artek! - Zawołałam, bez odrywania wzroku od przedmiotu. Gdy usłyszałam cichy trzask, szybko zerknęłam na skrzata. - Sprawdź, czy mój mąż już wrócił z pracy i gdzie mogę go znaleźć.
Znowu ciche trzaśnięcie. Spojrzałam na bransoletkę, którą trzymałam w dłoniach. Kamienna bransoletka, osadzona w metalowych obejmach. Lekko nadkruszona. Bardzo niepozorna. Obróciłam ją kilka razu, a gdy skrzat wrócił, ułożyłam ją na ściereczce. Xavier był w swoim gabinecie, zdecydowałam więc, że do niego pójdę. Zawinęłam bransoletkę w materiał, zabrałam list i skierowałam swoje kroki w tamtą stronę. Nie miałam daleko.
Dzisiaj było zimno. Miałam na sobie wełnianą spódnicę w kolan, nie była zbyt obcisła. Bardziej bym powiedziała, że układała się lekko w literę A. Do tego miałam założony ciemnozielony sweter, a w pasie opięta byłam skórzanym paskiem. Buty na płaskiej podeszwie, zdecydowanie dzisiaj postawiłam na wygodę.
Gdy znalazłam się pod drzwiami gabinetu mojego męża, moja dłoń wędrowała już w stronę klamki, ale nie nacisnęłam na nią. Może Xavier był zajęty? Zresztą, to pierwszy raz, kiedy przychodziłam do jego gabinetu sama. W sumie to nie wiedziałam, czy mogłam sobie tak po prostu wejść. Raczej nie. Zdecydowanie nie powinnam. Zarumieniłam się lekko, zawstydzona własną nadmierną swobodą. Odetchnęłam lekko i zapukałam. I czekałam, aż pozwoli mi wejść. Pierwszy raz szłam poprosić go o pomoc w związku z własną pracą. Stojąc pod drzwiami, towarzyszyło mi zdecydowanie dziwne uczucie. Trochę niepewność, z drugiej strony ekscytacja. Delikatnie przechyliłam się z pięty na palce i z powrotem. Niecierpliwiłam się.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
09-10-2025, 17:24
Kiedy sprzątał biurko w gabinecie na tyłach na dworze już się ściemniało. Ilość pracy wróciła już do normy i mógł spokojnie wracać z pracy o ludzkich godzinach. Gdy o tym myślał kręcił głową z rozbawieniem. Jeszcze pół roku temu w ogóle nie przeszkadzało mu pracowanie do późnych godzin wieczornych. W domu nikt na niego nie czekał, mógł się całkowicie poświęcać się pracy czy wspinaczce, która nadal była jego ulubiona formą sportu. Taki sposób na życie w ogóle mu nie przeszkadzał, teraz jednak, odkąd ponownie się ożenił, dużo rzeczy uległo zmianie. I chociaż początkowo obawiał się, że będzie mu ciężko się przestawić, to okazało się to zadziwiająco łatwe. Myśl, że wróci do domu i będzie mógł spędzić wieczór z żoną sprawiał, że uśmiech wpływał na jego usta. Bardzo łatwo było mu na nowo przyzwyczaić się do bycia mężem, chociaż początkowo obawiał się, że to małżeństwo będzie całkowitą porażką. Okazało się jednak, że ma z Vivienne wiele wspólnych zainteresowań i tematów do rozmów. Dogadywali się, mimo początkowej nieufności i ostrożności, teraz znali się o wiele lepiej. Podróż poślubna dała im obojgu o wiele więcej niż się spodziewali. Burke był przekonany, że to małżeństwo idzie w dobrym kierunku.
Do powrotu do domu użył kominka i wyszedł z niego w głównym salonie posiadłości. Otrzepał marynarkę z pyłu i od razu skierował się do sypialni, gdzie przebrał się z garnituru w wygodne spodnie i czarny sweter z golfem. Czekał już aż na dworze zrobił się cieplej, nie spodziewał się, że w Anglii kiedykolwiek będzie tak ciepło jak mieli w Egipcie, ale nawet dwadzieścia trzy stopnie powyżej zera by go zadowoliło. Wiedział jednak, że aby taka temperatura zaczęła panować na dworze jeszcze musi trochę poczekać.
Od skrzata dowiedział się, że Vivienne pracuje nad czymś w swoim gabinecie, więc na razie postanowił jej nie przeszkadzać. Wiedział doskonale jak on sam nie lubił kiedy ktoś nagle przerywał mu badania nad artefaktami, wytrącając go ze skupienia, więc po prostu udał się do swojego gabinetu. Nie miał zamiaru już dzisiaj pracować nad swoimi projektami. Kilka listów leżało na blacie biurka, jednak postanowił zająć się nimi kolejnego dnia. Teraz nalał sobie szklaneczkę ulubionej whiskey, po czym z jednej z kilku regałów w pomieszczeniu wybrał jedną z książek, które czekały na przeczytanie i usiadł w fotelu przy kominku. Dawno nie miał takiego wieczoru i przez chwilę poczuł się trochę nie na miejscu. Zawsze miał coś do roboty, zawsze czymś się zajmował, takie siedzenie i po prostu czytanie dla przyjemności bardzo dawno mu się nie zdarzyło. Jednak kiedy zaczął czytać, w końcu udało mu się wygodnie rozsiąść w fotelu i zatopił się w lekturze. Nie do końca wiedział jak długo tak siedział kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Lekko wytrącony ze skupienia uniósł wzrok na drzwi i dopiero po chwili dotarło do niego o co chodzi.
- Proszę! - powiedział głośniej zamykając książkę, wcześniej wsadzając między strony prowizoryczną zakładkę aby nie zapomnieć gdzie skończył, i podniósł się z fotela, zastanawiając się któż to może mieć do niego interes.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-10-2025, 19:32
Miałam wrażenie, że musiałam strasznie długo czekać na pozwolenie wejścia do gabinetu. Przechylałam się z palców na pięty, z pięty na palce czekając, trochę mało cierpliwie, aż będę mogła wejść do środka. W pewnym momencie usłyszałam głos męża, zapraszający mnie do wejścia do środka. Gdy naciskałam na klamkę, zastanawiałam się, czy się mnie spodziewa. I jak przyjmie moją wizytę. Czy się ucieszy, czy może mu w czymś przeszkodziłam i nie będzie zbytnio zadowolony z mojej obecności. Cokolwiek jednak sobie pomyśli, byłam przekonana, że nie da po sobie poznać, że moja wizyta może mu nie odpowiadać. Na pewno przywita mnie z uśmiechem, tym bardziej że nie widzieliśmy się cały dzień. Ja, wsuwając głowę pomiędzy szparę drzwi a framugą, przez chwilę zapomniałam, że przyszłam tutaj z konkretnym celem, a zaczęłam się cieszyć, że będę miała okazję, aby spędzić chwilę czasu u boku męża.
Wychyliłam się więc zza otwierających się drzwi i uśmiechnęłam do Xaviera. Akurat wstawał z fotela, kiedy skierowałam na niego swoje spojrzenie. Spodziewałam się go raczej zastać przy biurku, a nie z książką w ręce. Przyjrzałam mu się uważnie, miał na sobie domowe spodnie i ciemny golf, zdążył się więc już przebrać po powrocie z pracy. Stanęłam przy wejściu.
- Nie przeszkadzam? - Zapytałam ciepło.
Wątpiłam, abym przeszkadzała. Gdybym go faktycznie zastała pracującego przy biurku, bardziej bym się tym przejęła. Ale Xavier najprawdopodobniej pochłonięty był lekturą, jeżeli tylko zaznaczył sobie, gdzie skończył, to jak już sobie pójdę, będzie mógł spokojnie do czytania wrócić. Mam nadzieję, że nie zajmę mu zbyt dużo czasu swoimi problemami związanymi z moimi badaniami. Chociaż chciałam z nim spędzać dużo czasu, tak jak to było w Egipcie, tak powoli przyzwyczajałam się do tego, że przez większość czasu go jednak w domu nie ma i nauczyłam się, w jaki sposób sobie z tym poradzić. Czytałam książki, zajmowałam się swoją pracą i w ciągu paru dni chciałam dostać się do Londynu, do biblioteki uczelnianej poszperać w ich zbiorach licząc na to, że natrafię na ciekawą pozycję, której w tej posiadłości nie znalazłam. Ciężko mi było mówić o tym miejscu, jako nasza posiadłość. Nasz dom. Ze względu na to, że chociaż miał minąć już zaraz miesiąc naszego małżeństwa, to ja tu mieszkałam ledwie dwa tygodnie? Jeszcze się nie do końca przyzwyczaiłam i nadal niektóre miejsca były dla mnie obce. Nie tak jak kiedyś, ale z lekka nadal. Nie byłam Zefirem, który stwierdził, że zaanektuje absolutnie wszystkie możliwe powierzchnie do spania. I będzie próbował wejść w każdy możliwy kąt czy na każdą możliwą półkę. Oh, nie zliczę, ile razy w ciągu ostatniego tygodnia ściągałam go z jakiegoś wysokiego regału, na który wskoczył, a potem bał się zejść i płakał niemiłosiernie, wołając o pomoc. Zdecydowanie urósł, odkąd go dostałam i regularnie się z nim bawiłam, ale mentalnie wciąż był małym kociakiem.
À propos Zefira. Chyba wyczuł nowe możliwe miejsce, w którym jeszcze nie był, bo gdy tylko próbowałam zamknąć za sobą drzwi do gabinetu mojego męża, puchata kulka przeleciała mi pomiędzy nogami i wpadła do środka pomieszczenia. Pobiegł od razu w stronę okna, plącząc się między zasłonami. Otworzyłam szeroko oczy wystraszona, że ten kot zaraz coś zwali, pociągnie lawinę spadających rzeczy i coś zniszczy. Nie patrząc więc na nic, ruszyłam w stronę okien, odłożyłam szybkim ruchem ściereczkę z bransoletką na skraj biurka, obok którego przeszłam i wyciągnęłam ręce, aby złapać kota. Chwyciłam go w momencie, kiedy próbował przygotować się do skoku na parapet.
- Mam cię, ty mały łobuzie - powiedziałam z satysfakcją w głosie, zamykając kotka w bezpiecznym uścisku. - Tyle razy ci mówiłam, że nie wolno tak wpadać do pokoju. A jakbym cię przytrzasnęła drzwiami? A jakbyś o coś uderzył? Ale do tego kociej główki nic nie dociera - cmoknęłam Zefira w główkę i podrapałam pod bródką i dopiero wtedy spojrzałam na męża. - Przepraszam - zaczęłam skruszona i zawstydzona zachowaniem Zefira. - On ma tyle energii, wyspał się i teraz szaleje. Już go wypraszam i… czy mógłbyś obejrzeć ten przedmiot w tej ściereczce? O tam, na biurku. Tylko nie dotykaj gołą dłonią… ah, zresztą przecież wiesz, po co ja ci to mówię - wzruszyłam lekko ramionami i skierowałam się w stronę drzwi.
Nie wiedziałam, czy Xavier życzył sobie obecności kota w jego gabinecie, więc dla pewności lepiej Zefira wyprosić. Niech biega gdzieś indziej, chociaż wiedziałam, że zdecydowanie nie chciałby schodzić teraz z moich rąk. Tak donośnie mruczał, że nawet Xavier na pewno to usłyszał.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
09-23-2025, 20:46
Akurat odkładał książkę na stoli, kiedy drzwi od gabinetu się otworzyły i do jego uszu dotarł znajomy głos. Uśmiechnął się lekko sam do siebie. Przyzwyczaił się do obecności Vivienne o wiele szybciej niż sam się spodziewał. Teraz kiedy większość dnia byli osobno naprawdę się cieszył kiedy mogli spędzić razem czas chociażby wieczorem. Zwłaszcza, że teraz nie wracał już tak późno jak w pierwszych dwóch tygodniach po powrocie z podróży poślubnej. Mieli zdecydowanie więcej czasu dla siebie. Xavier łapał się na tym, że czasami w trakcie dnia jego myśli uciekały do żony, wtedy też lekko się uśmiechał. Był zaskoczony sam sobą. Wszystkie poprzednie obawy zniknęły bardzo szybko, im bardziej ją poznawała jeszcze przed ślubem, tym bardziej do niego docierało, że to małżeństwo wcale nie będzie męczarnią. Teraz był o tym przekonany. Chociaż była od niego kilka lat młodsza, to w ogóle mu to nie przeszkadzało, ba nawet czasami mu to schlebiało, że ma piękną, młodą, ale przede wszystkim inteligentną żonę.
- Oczywiście, że nie. - odparł spokojnie, nadal z lekkim uśmiechem widniejącym na twarzy.
Nie było opcji żeby mu przeszkadzała. Nawet jeśli by w tym momencie pracował, to po prostu odłożyłby wszystko na bok aby dowiedzieć się co ją do niego sprowadza. Nawet jeśli byłaby to trywialna rzecz, nie miałby jej tego za złe. Po chwili dotarło do niego, że to była jej pierwsza wizyta w jego gabinecie. Mimowolnie spojrzał w kierunku biurka czy nie ma na nim czegoś co wolałby aby Vivienne nie widziała, ale na szczęście, oprócz nie otwartych listów nic na nim nie było. Już dawno nauczył się wszystko dokładnie sprzątać po zakończonej pracy, właśnie gdyby doszłoby do jakiejś niezapowiedzianej wizyty ja teraz. Chciał również aby Vivienne czuła się swobodnie w Burke Manor. Domyślał się, że wcale nie było jej łatwo przyzwyczaić się do nowego domu, do nowych ścian i zasad w nich panujących. Miał jednak nadzieję, że z czasem przyzwyczai się do tego wszystkiego i będzie mogła szczerze i z uśmiechem nazwać to miejsce swoim domem.
Już miał podejść do żony, by się z nią porządnie i należycie przywitać, kiedy do pomieszczenia wpadł jak burza Zefir. Xavier nie miał nic przeciwko kotu, ba, w końcu sam go jej kupił w prezencie. Odnosił jednak czasami wrażenie, że samo zwierzę nie specjalnie za nim przepada i nie mógł zrozumieć dlaczego. Przeważnie uciekał przed nim kiedy chciał go pogłaskać, gardził przekąskami, które dla niego czasami przynosił. Nie chciało mu się wierzyć, że chodziło o zazdrość, że jego pani poświęca czasami jemu, swojemu mężowi, więcej uwagi niż pupilowi. W końcu było to tylko zwierzę. Tak sobie to wszystko tłumaczył.
Widząc scenę, która po chwili rozegrała się przed nim, cudem powstrzymał śmiech. Uśmiech jednak na jego ustach poszerzył się i lekko pokręcił głową z rozbawieniem. To z jakąś ostrożnością i pieszczotą Vivienne traktowała swojego pupila sprawiła, że mężczyźnie zrobiło się ciepło na sercu.
- Ależ nie ma za co przepraszać. - pokręcił głową z rozbawieniem, po czym sam do niej podszedł i najpierw się do niej nachylił i pocałował delikatnie w usta, a po chwili lekko podrapał kota za uchem - Dobry wieczór pani Burke. - uśmiechnął się do Vivienne – Nie musisz go wypraszać, niech zostanie, tylko niech oszczędzi półki i zasłony. - mrugnął do niej, po czym przeniósł wzrok na ściereczkę leżącą na biurku, na którą wcześniej nie zwrócił uwagi.
Podszedł do biura i wyciągnął z szuflady parę czarnych, skórzanych rękawiczek, po czym rozwinął ściereczkę i podniósł znajdującą się w niej bransoletkę. Uniósł ją lekko do światła i przyjrzał się jej dokładnie, obracając ją kilka razy.
- Ciekawa rzecz, skąd ją masz, jeśli mogę spytać? - uniósł brew ku górze z zaciekawieniem przenosząc spojrzenie na małżonkę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-25-2025, 20:00
Słyszałam rozbawienie w jego głosie i przez chwilę poczułam ogarniające mnie zawstydzenie. Ale gdy moje spojrzenie powędrowało w stronę męża i dostrzegłam tę szczerość na jego twarzy i dotarło do mnie ciepło jego głosu, momentalnie się rozluźniłam. Gdy się do mnie zbliżył i pochylił nad moimi ustami, mimowolnie uniosłam się na palcach i z czułością odwzajemniłam pocałunek. Szkoda, że był tak krótki. Z zadowoleniem obserwowałam, jak mój mąż wita się także z kotem. Zefir jak na to rozrabianie przed chwilą otrzymał ogromną ilość czułości.
- Dzień dobry, panie Burke - odpowiedziałam, uśmiechając się uroczo.
Ucieszyłam się, że nie muszę wypraszać Zefira i odsunęłam się od drzwi, trzymając kociaka w ramionach. Mogliśmy zostać tutaj w trójkę, ale musiałam uważać, aby mój pupil nie narobił żadnych szkód. Bałam się, póki co, odstawiać go na ziemię, więc poprawiłam jego ułożenie na moich ramionach i dalej drapiąc go za uszkiem, podeszłam bliżej męża. Z zaciekawieniem obserwowałam, jak ogląda bransoletkę, zaintrygowała go, było to widać od razu.
- Dostałam do ekspertyzy - powiedziałam z dumą, której nie potrafiłam ukryć. - Pamiętasz, jak ci opowiadałam, że byłam na wykopaliskach w Norwegii? Jeden z naukowców bierze udział w kolejnych badaniach i przesłał mi to, z myślą, że może mnie zainteresować - zaczęłam opowiadać, więc wygodnie opadłam się biodrem o blat biurka. - Jest pewna rzecz, której nie rozumiem. W liście dostałam informację, że pod wpływem dotyku ze skórą zaczyna świecić ciepłym światłem i się nagrzewać. Ponoć nie cała, tylko poszczególne elementy. Spotkałeś się kiedyś z czymś takim? Oh, Zefirek…
Westchnęłam cicho, bo kot zdecydowanie wiercił mi się w ramionach. Chciał zejść, interesowało go to pomieszczenie i chyba miał dość mojego trzymania go. Zmarszczyłam nosek i pochyliłam się nad jego główką.
- No już, już, ale jak zerwiesz zasłonki, to więcej tu nie wejdziesz i Xavier będzie zły - mruknęłam po cichu, odstawiając kota na ziemię.
Zefir nie czekał długo, od razu wskoczył najpierw na krzesło, a potem na biurko i zaczął przechadzać się dumnie po blacie, nie patrząc po czym chodzi. Obserwowałam, jak łapkami stąpa po jakiś kopertach, dłonią przejechałam po jego grzbiecie i zakręciłam sobie jego ogon wokół palca. Cichy huk, kot znowu był na podłodze i już kierował swoje łapki w stronę miejsca, gdzie przed chwilą siedział Xavier. Zabrał się za intensywne wąchanie podłogi. Uniosłam lekko brew ku górze.
- W każdym razie, mamy tu kilka run, te łatwe już zdążyłam odczytać. Mamy runę serca, połączenie othala i isa. O… o tutaj jest runa ochronna, algiz i othala. Cierpliwość, o tutaj - wskazałam palcem na konkretny kamyk z runą. - Ansuz, isa, mannaz, widzisz to, prawda? Ale strasznie ciekawi mnie, dlaczego ona się świeci.
Zerknęłam na kota, aby sprawdzić, co robi, a on sobie spokojnie leżał na fotelu, wywalił brzuszek i łapki do góry i wpatrywał się we mnie i w Xaviera swoimi ślicznymi oczkami. Zaśmiałam się i kiwnęłam głową, aby mój mąż również spojrzał na Zefira.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
10-07-2025, 17:58
Słuchał jej uważnie przyglądając się bransoletce pod różnymi kątami. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała jakoś wyjątkowo, dopiero kiedy podsunął ją pod światło mógł dostrzec dokładniej runy wykute w kamieniach. Przewertował w głowie to co wiedział o tych konkretnych runach, o ich połączeniach i znaczeniach.
Na moment przeniósł spojrzenie na Vivienne, a widząc jak dumna była kiedy mówiła, że przysłał jej to naukowiec, który ufa jej umiejętnościom, sam uśmiechnął się łagodnie. Jego żona była ambitna, łaknęła wiedzy i chciała ją poszerzać w tematach, które najbardziej ją interesowały. Runy były właśnie tym co najbardziej ją fascynowało, już dawno mu o tym wspominała. W zasadzie był to jeden z wielu tematów, na które mogli rozmawiać godzinami i się nie nudzić. Pamiętał doskonale jak w Egipcie spędzili cały wieczór przy kolacji poruszając ten temat, a i tak nie wyczerpali tematu. Miło wspominał tamten czas, a rozbawienie ogarniało go kiedy przypomniał sobie jak wytknął jej niewielki błąd w jej rozumowaniu, a rumieniec ogarnął jej policzki. Nie była to wielka pomyłka, po prostu nakierował jej tok myślenia na inny tor aby mogła spojrzeć na konkretny problem z innej perspektywy. Nie było co ukrywać, mimo wszystko był starszy i miał pod tym względem większe doświadczenie od niej. Cieszył się jednak, że zwróciła się do niego o pomoc. Czasami lepiej było poprosić o pomoc niż spędzać niezliczone godziny na samodzielnych poszukiwaniach i jedynie się denerwować. To był również proces rozwoju.
- Wygląda to na jakiś system obronny, że to tak nazwę. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia - Jeśli połączymy te wszystkie runy razem, biorąc pod uwagę zarówno ich znaczenie razem jak i osobno, można wyjść z wnioskiem, że była to biżuteria stworzona z dedykacją dla konkretnej osoby. - wskazał na kamyczki, na których widniały runiczne znaki.
Moment później przez moment obserwował kota kiedy ten spacerował sobie po biurku. Tym bardziej się cieszył, że blat był pusty. Zdawał sobie sprawę, że koty miały w naturze zrzucanie wszystkiego co uznają za stosowne bez konkretnego powodu. Nie daj Merlinie na biurku stałyby jakieś przedmioty. Po chwili jednak stracił zainteresowanie zwierzakiem.
- Takie zabiegi są powszechnie stosowane. Przyjmijmy, że bransoletka została zrobiona dla wybranki serca, że mężczyzna, który jej ją podarował chciał by należała tylko do niej, jednocześnie mając pewność, że będzie ona chroniona w odpowiedni sposób. Przez runy mógł wyrazić swoje uczucie, pieczętując je w kamieniu, dodatkowo również myślę, że zostały nałożone zaklęcia ochronne. - wyjaśnił na spokojnie, po czym zdjął jedną rękawiczkę i delikatnie położył na gołej dłoni.
Biżuteria faktycznie rozbłysła słabym światłem i już po kilku sekundach poczuł jak zaczyna się robić coraz cieplejsza. Potrzymał ją zaledwie chwilę, po czym odłożył na blat biurka i lekko rozmasował wnętrze dłoni.
- Zdecydowanie magia ochronna. - pokiwał lekko głową, a widząc jak Vivienne zwraca jego uwagę na kota, zerknął w tamtym kierunku - Ten to nie ma zmartwień. - zaśmiał się cicho - Gdzie znaleziono tą bransoletkę? - po chwili już wrócił do tematu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-15-2025, 17:40
Moja matka zawsze zwracała uwagę na to, że próbuję być zbyt niezależna i samodzielna, jak na swój wiek. Do wszystkiego próbowałam dojść sama, nauczyć się samodzielnie, dowiedzieć się własnymi sposobami. Nawet jeśli trwało to zdecydowanie dłużej niż powinno, to zrobienie tego samej sprawiało mi ogromną ilość satysfakcji. Jednak były takie rzeczy, takie dziedziny nauki, których nie byłam w stanie przyswoić bez niczyjej pomocy. Były to elementy dla mnie nie do przeskoczenia i musiałam pogodzić się z faktem, że prędzej czy później pomoc osoby trzeciej będzie mi niezbędna. Chociażby nauka języka, mogłam to robić sama, ale potrzebowałam nauczyciela, który zwróci mi uwagę na szczegóły zapisu, tonację w mowie czy wyjaśni bardziej zawiłą gramatykę. Chociaż chciałam być samowystarczalna, musiałam zaakceptować fakt, że nie wszystko dam radę zrobić sama.
Dlatego też przyszłam dzisiaj do Xaviera, mogłam sama analizować układ run i wyciągać ich znaczenie. To, co mi powiedział na ich temat, właściwie już wiedziałam po analizie tych znaków. Zostało kilka trudniejszych, ale byłam przekonana, że utrzymane będą one w podobnym stylu. Klątwy czy magia ochronna to było coś, co leżało poza granicami mojej wiedzy. Póki co. I jeśli chciałam zrobić krok naprzód, to zwrócenie się do kogoś bardziej doświadczonego, było mi potrzebne. Na początku nie czułam się z tym dobrze. Wiem to i rozumiem, że jestem młoda i ja się tak naprawdę cały czas uczę. Ale to nie oznacza, że lubię, gdy wytyka mi się błędy czy próbuje naprowadzić… nawet jeśli jest to kierowane czystą dobrocią i chęcią pomocy.
Z zainteresowaniem, ale też pewnym przejęciem i strachem, obserwowałam, jak Xavier ściąga rękawiczkę i dotyka bransoletki. Wcześniej sama nie próbowałam, bojąc się, że może coś mi się stać. W pewnej chwili, kiedy bransoletka zaczęła delikatnie świecić, chciałam go powstrzymać. Ale ugryzłam się w język, w końcu wiedziałam, że on wie, co robi. Nie dotknąłby jej, gdyby coś mu groziło. Westchnęłam, widząc, jak rozmasowuje wnętrze dłoni. Naprawdę aż tak bardzo się rozgrzała?
- Czy to jest niebezpieczne? To zaklęcie, które rzucono na tę bransoletkę? - Zapytałam, unosząc ją przez ściereczkę. - Czy jeśli ja bym jej dotknęła, to zadzieje się to samo? Czy można tę magię… no nie wiem, ściągnąć jakoś? Tak, aby bransoletka nie reagowała na dotyk? - Spojrzałam na męża, gdy dotarło do mnie, że zadał mi pytanie. - Okolice północnej Norwegii, nie wzięłam listu ze sobą. Tam była dokładna informacja. Czy to istotne? Mam po ten list pójść?
Byłam gotowa ruszyć z miejsca, jeśli tylko Xavier stwierdzi, że ta informacja jest ważna. Byłam niemądra i nie pomyślałam, że informacje, które w swoim liście zawarł archeolog, mogą przydać się do rozszyfrowania tajemnicy związanej magią, która chroniła bransoletkę. Przyglądałam jej się nadal, wpatrując w starannie zaplecione kamyczki, misternie wygrawerowane runy.
- Ktoś włożył bardzo dużo energii, aby to stworzyć. Ktoś musiał darzyć kogoś bardzo silnym uczuciem - chodziło mi o "miłość" oczywiście, ale to słowo nie chciało przejść przez moje gardło. - Bransoletka została znaleziona w ruinach domostwa, obszar datowany na okolice dziesiątego wieku - lekko pokiwałam głową, mając nadzieję, że taka informacja będzie dla mojego męża wystarczająca. - Jak się właściwie robi coś takiego? Nie mówię o zrobieniu samej bransoletki, czy wyryciu run. Chodzi mi o nakładanie takiej magii ochronnej. Czy sposób różnił się od tego współcześnie? Czy coś się stanie, jeśli to dotknę dłonią? Ty dotknąłeś… - zacisnęłam usta i spojrzałam na męża.
W tym samym czasie Zefir, chyba kompletnie niezadowolony z faktu, że nikt nie zwraca na niego uwagi, ponownie wskoczył na biurko i oznajmił swoje przybycie donośnym miauczeniem i ocieraniem się o mnie, szukając atencji. Głaszcząc kota po grzbiecie, w drugiej ręce trzymając bransoletkę, zaczęłam rozglądać się po gabinecie. No tak, przecież mnie tu jeszcze nie było. I nie miałam pojęcia, jak wygląda gabinet mojego męża.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
10-16-2025, 19:35
Kto by się spodziewał, że byli do siebie tak podobni. Xavier odkąd pamiętał zawsze chciał wszystko sam, wychodził z założenia, że mu się uda. Rzeczywistość szybko go zdefiniowała i uświadomiła, że nie ważne jak bardzo by chciał nie da się wszystkiego zrobić samemu. I chociaż swoim zaufaniem darzył raptem garstkę ludzi, to wiedział, że gdyby nie współpraca z innymi nie doszedłby tu gdzie był teraz. Czasami trzeba było zwrócić się do kogoś bardziej doświadczonego, ona zawsze kierował swoje pytania do wuja Silvanusa i ojca, oni mieli zdecydowanie większe doświadczenie w tym zakresie. To właśnie wuj przekazał mu umiejętności potrzebne do działania na czarnym rynku, przekazał mu wiedzę dotyczącą zbierania informacji. Ojciec wskazał mu odpowiedni kierunek kiedy zgłębiał zagadnienia dotyczące artefaktów i run. Miał dobrych mentorów i był im dozgonnie wdzięczny za wszystkie lekcje, których mu udzielili.
Dłoń przestała go mrowić dość szybko po tym jak ją rozmasował. Bransoleta go nie poparzyła, ale nawet przez tak krótką chwilę, gdy trzymał ją w dłoni, zdążył odczuć temperaturę na skórze. Początkowo ilość pytań, które wyrzuciła z siebie Vivienne na chwilę go przytłoczyła. Nigdy nie miał nikogo komu mógłby przekazać swoją widzę, nie postrzegał się więc jako dobrego nauczyciela, bo nigdy się w tym nie sprawdził. Jednak mimo wszystko schlebiało mu, że Vivienne pokłada tak dużo wiary w jego wiedzę i sama chce dowiedzieć się jak najwięcej.
- Nie, nie sądzę aby było to jakoś przesadnie niebezpieczne. - pokręcił w końcu głową - Sądzę, że chodziło o to by bransoleta nie wpadła w niepowołane ręce. Jedyne czym może grozić jej noszenie to poważne oparzenia, ale nic więcej. - odparł spokojnie przez moment patrząc na kawałek biżuterii - Oczywiście, że da się te zabezpieczenia ściągnąć. Magia ochronna pod pewnymi względami przypomina klątwy. Jeśli uda poznać się intencje jakie stały za jej nałożeniem, spędzi się odpowiednio dużo czasu aby zgłębić rodzaj nałożonych zabezpieczeń oraz posiada się wystarczającą wiedzę z tego zakresu i umiejętności, da się zdjąć każde zabezpieczenie i klątwę. - pokiwał głową, po czym podszedł do wielkiego regału, który stał za jego biurkiem i zaczął wodzić wzrokiem po grzbietach zebranych tam ksiąg - Nie, list nie jest potrzebny, nie musisz po niego iść. Widzisz, każdy region ma swoje charakterystyczne techniki magiczne. My w Anglii mamy swoje, Amerykanie mają swoje i Norwegia również ma swoje. Jeśli chciałabyś kiedyś ewentualnie zdjąć to zabezpieczanie, pierwszym krokiem będzie poznanie technik magii ochronnej stosowanej w regionie gdzie została znaleziona bransoleta. - sięgnął po jedną z ksiąg i odwrócił się do żony - Jeśli być jej dotknęła z pewnością stałoby się dokładnie to samo co w moim przypadku. Magia ochronna wyczułaby, że nie jesteś jej prawowitą właścicielką i zaczęłaby się bronić. Nałożenie zarówno zabezpieczeń jak i klątw jest bardzo skomplikowanymi długotrwałym procesem. Trzeba mieć nieprzeciętne umiejętności w magii białej w przypadku magii ochronnej i czarnej magii w przypadku klątw, bo na niej są one przede wszystkim oparte. - poklepał księgę po okładce, po czym podał ją Vivienne - Tutaj znajdziesz informacje dotyczące technik nakładania zabezpieczeń w Skandynawii między ósmym, a dwunastym wiekiem. Możliwe, że odnajdziesz tam ciekawe informacje, które przybliżą cię do rozwiązania tej zagadki. - spojrzał na nią uważnie - Prosiłbym abyś jednak sama nie próbowała ściągać tych zabezpieczeń. Spróbuj je zidentyfikować, dowiedzieć się na jakiej podstawie działają. Jeśli stwierdzisz, że potrzebujesz więcej informacji śmiało do mnie przyjdź, mam jeszcze kilka takich tomów. - mrugnął do niej uśmiechając się przy tym łagodnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-18-2025, 14:57
Przez chwilę nie wiedziałam, o co chodzi, gdy widziałam jego lekkie zmieszanie, gdy skończyłam zadawać pytania. Uchyliłam lekko usta, już miałam przepraszać za swoją nadgorliwość, kiedy Xavier cierpliwie zaczął odpowiadać na moje pytania. A ja słuchałam go uważnie, bo to, co mówił, było dla mnie niezwykle interesujące. Całe życie jeszcze przed nami i wiedziałam, że dużo jeszcze na temat swojego męża nie wiem, ale to, co wiedziałam na pewno, to fakt, że mogę polegać na jego wiedzy. Przekonałam się o tym już nie raz i nie dwa. Tak samo było i dzisiaj, w ciągu tych kilku krótkich chwil nauczyłam się więcej o magii ochronnej, niż dotychczas umiałam. A mój mąż tłumaczył rzeczy bardzo dokładnie, skrupulatnie wykładał wszystkie najistotniejsze fakty, które powinnam wiedzieć, zanim zrobię krok do przodu. Jeśli dobrze go zrozumiałam, to co chroniło bransoletkę, było niegroźną magią ochronną, która miała za zadanie strzec przedmiotu przed wpadnięciem w niepowołane ręce. Mój mąż poopowiadał mi, że każdy region charakteryzuje się trochę innymi technikami, związanymi z taką magią. Zaciekawiona już miałam pytać o więcej, kiedy Xavier skierował się w stronę biblioteczki i wyciągnął jakąś wielką księgę, lekko przechyliłam się w bok, starając się dostrzec, co to jest. Czułam, jak Zefir ociera się o moje ramię, instynktownie ponownie zaczęłam głaskać go po grzbiecie. Musiałam jednak przestać i przejąć książkę. Gdy poczułam jej ciężar na swoich ramionach, aż zadrżałam z radości.
- Powiedziałeś mi tyle interesujących rzeczy, że nie wiem, od czego zacząć zadawać kolejne pytania - odpowiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. - Czy ty jesteś w stanie ściągnąć takie zabezpieczenie? Musiałabym się najpierw zapytać, być może będą chcieli odzyskać bransoletkę w stanie nienaruszonym. A mi to, wprawdzie, nie przeszkadza w jej badaniu. Zawsze mogę założyć rękawiczki, wolałabym nie ryzykować poparzeniem. A co do tej książki…
W końcu na nią spojrzałam. W jednej dłoni trzymałam zawiniętą w ściereczkę bransoletkę, ramieniem podpierałam książkę, a drugą ręką zaczęłam przewracać książki. Krótki wstęp, historia magii ochronnej w Skandynawii, a potem, z tego, co zdążyłam szybciutko zaobserwować, opis różnych technik, zwyczajów i rodzajów magii ochronnej. Nie miałam pojęcia, że mój mąż posiada takie pozycje. Gdybym wiedziała, już dawno buszowałabym w jego biblioteczce. Wzięłam głęboki wdech i z przejęciem spojrzałam na niego.
- A czy masz też taką dotyczącą zaklęć ochronnych w Anglii? I w Egipcie. Z takimi też bym się chętnie zapoznała - niemal podskoczyłam, podekscytowana swoim pomysłem. - Oh, dobrze, ale najpierw jedno. Przeczytanie tego i tak zajmie mi trochę czasu - zaśmiałam się. - Przeczytać, zidentyfikować to zabezpieczenie. Nie próbować ściągać sama. Oczywiście - kiwnęłam głową, zamykając książkę i chowając ją pod pachą. - Chodź, Zefir. Mamy dużo pracy.
Kociak jak na zawołanie zeskoczył z biurka i zaczął się kierować w stronę drzwi. Ja zresztą też, ale w połowie drogi zatrzymałam się. Odwróciłam się i podeszłam szybko do męża, pilnując się, żeby jednak nie biegać. Gdy znalazłam się wystarczająco blisko, złożyłam mu buziaka na policzku. Przecież nie mogłam tak wyjść bez podziękowania. Bardzo mi pomógł. Reszta pracy już należała do mnie, pozostało mi rozszyfrować pozostałe runy i poznać dokładnie rodzaj zabezpieczenia. Czekały mnie niezwykle interesujące noce.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:25 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.