• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Dziedziniec
Dziedziniec
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-13-2025, 12:40

Dziedziniec
Rozległy dziedziniec Hogwartu tętni życiem od świtu do zmroku. Wysokie mury zamku rzucają na kamienne płyty długie cienie, a pośród nich rosną wiekowe lipy, których liście szeleszczą, gdy tylko powieje chłodny wiatr od jeziora. Pośrodku dziedzińca stoi stara fontanna z kamiennym dzbanem, z którego nieustannie sączy się woda – podobno zaklęta, by nigdy nie zamarzać. Tu uczniowie przemykają między lekcjami, słychać śmiech, trzask skrzydeł sów i szuranie pergaminów niesionych przez podmuch. Czasem wśród kamieni mignie duch albo szkolny skrzat, a nocą płomień pochodni oświetla ciche rozmowy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Alessio Medici
Akolici
Wiek
32
Zawód
alchemik, handlarz ingrediencjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
18
0
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
28
Siła
Wyt.
Szybkość
7
7
2
Brak karty postaci
11-05-2025, 22:26
Daniel, Sandy:

  — Anglicy mają osobliwe poczucie humoru — wyznaje, nie porzucając jednak eleganckiej maniery. Kąciki ust, wzniesione ku górze, łagodzą pobłażliwość słów, gdy pozwala blondynce rozwiązać supeł języka i posłać w jego stronę solidną salwę słów. Coś nowego. Bezpośredniość zrywa się ze smyczy jej temperamentu, jak przymilne szczenię, które prosi o uwagę. A może to tylko instynkt gaduły? Sam nie wie, ale nie potrafi ganić jej za to w myślach, gdy wypowiedzi, nadawane przez nią, zdają się trzymać w ryzach szczerości.
  — Włochy, bella signora — na dowód pochodzenia, wplata między ich języki trochę włoszczyzny, nim na horyzoncie pojawia się on. Daniel Dodge.
  Pierwszy oddech Alessio, ten liczony od dołączenia Daniela do rozmowy, osadzony parą na lustrze spotkania, przygrzewa i osadza się w cieniznach dystansu między nimi. Powinni stać co najmniej na szerokość stołu. Nie odzywać się do siebie i konsumować w ciszy... dziwne zrządzenie losu, jakieś fatum, zastygłe na girlandach teraźniejszości, wisi jednak nad nimi i nie odpuszcza. Wpierw pojedynek – przegrany, kompromitujący – teraz ponowne spotkanie, w trakcie którego ma ochotę zwrócić całą swoją dzisiejszą uprzejmość. Powoli, dyskretnie, w maskę powściągliwości wkradają się szczeliny pęknięć, wąskie jak włosy, długie jednak jak historia Daniela i Alessio, której nie da zamknąć się jedynie w kilku zdaniach.
  Omal nie wzdycha w dezaprobacie, ostatkiem silnej woli powstrzymując się przed intencjonalnym wycofaniem. Zamiast tego następuje drugi oddech. Wchłonięty przez przestrzeń dziedzińca i mikrosekundy milczenia, zdaje się ledwie naturalnym tchnięciem płuc. Chwilowym poruszeniem na klatce Alessio, wybrzuszonym pod elegancko skrojoną marynarką. Tylko baczny obserwator rzeczywistości dostrzegłby w tym geście pewną znużoną towarzystwem kontemplację ducha. Refleksję, która błyskotem myśli znika w zakątku głowy szybciej, niż się pojawia
  Jeszcze nie teraz... wytrzymasz dłużej.
  Zmęczenie Zjazdem Absolwentów sięga głowy, nie sięga jednak twarzy, gdy Medici uśmiecha się kurtuazyjnie, zupełnie tak, jak nie lubi, gdy robią inni.   Wszystko to po troszę w odpowiedzi na niewygodne mu towarzystwo Daniela, w głównej jednak mierze przez wzgląd na głód i późną godzinę, która oscyluje gdzieś w okolicach kolacji, a on nawet nie miał jeszcze okazji zadbać o własne interesy. Spotkać kogoś, kto przyniesie więcej, niż towarzyską niestrawność.
  — Czas to pieniądz, zgadza się... może więc przestaniesz marnować go na rozmowę ze mną i zajmiesz się swoją... partnerką?
  Ironia i uprzejmość splatają się jak warkocz z cierni. Uśmiech, ledwie zaznaczony w kąciku ust, błyska chłodno — jak połysk stali pod cieniem mankietu. W głosie Alessio drży nuta przekory, ale pod nią pulsuje coś jeszcze: obojętność doprowadzona do perfekcji, ta wysublimowana forma pogardy, którą ściąga na język bez obelgi i bez podniesienia tonu.
  Ja sam nie mam na to czasu. Kurtyna słów zakrywa prawdziwe znaczenia. Nie dba o jego czas, dba o własny, gdy w przeroście uprzejmości, wyrosłym między kością niezgody, a jego własnym sprytem, szuka odejścia od tego zbędnego mu dziś spotkania. Najbliżej mu dziś do ucieczki, choć duma zakorzenia go uparcie w jednym miejscu.
  Niech Cię szlag, Daniel. Zniknąłbyś już, dodaje w myślach, bo wciąż ze sobą walczą, na deskach, w słowach i nawet w spojrzeniu, którym karmi go, gdy tylko Dodge podnosi ku niemu tę czerwoną od złości facjatę.
  — Daniel... — pozwala, by cisza zaciągnęła nad nimi płaszcz napięcia — Jeśli nie odróżniasz sztywnej umowy od wstępnych rozmów, to niestety nie mam dla Ciebie ratunku...
  W spojrzeniu czasi się nie triumf i nawet nie złośliwość, raczej chłodna świadomość tego, że niektóre rozmowy są jak kurz na ramieniu: można go strząsnąć jednym gestem, co też zdecydowanie stara się teraz robić, by zamknąć temat nieudanych interesów raz na zawsze. Feralność ich rozmów nie zaprząta mu głowy na dłużej, rodzi jednak chore poczucie rywalizacji z kimś, kto sam się o to prosi, a na co Alessio dziś już nie ma specjalnej ochoty.
  Dlatego uwagę skupia na Sandy. Powtarza za kobietą zaskoczony:
  — Pan? — Powrót konwenansów to niesłychana forma dystansowania się, której nie spodziewa się po swobodnym początku rozmowy z Alessandrą. Nie potrafi również wyjaśnić tej sztywności niczym innym, niż obecnością Dodge'a. Czyżby blond dziewczyna starała się ujść za neutralną?
  — Tak. Zdecydowanie widzę to inaczej, dziękuję za wskazanie tego w rozmowie, panno Alessandro.
  Z łatwością podąża za formalnością jej języka i na własne życzenie zatrzymuje się w okowach sztywności, w które wrzuca ich Sandy. Jednocześnie pozostawia temat na inną okazję:
  — Chcesz przegadać to innym razem, Daniel?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
11-09-2025, 13:36
Brzoskwiniowy błyszczyk na wydatnych ustach Angielki o urodzie typowej dla najważniejszej wyspy imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce (kiedyś) zwija się i łuszczy, kiedy ta nadaje i nadaje o pogodzie, trzymiesięcznej kolejce do specjalisty w Świętym Mungu i likwidacji papierniczego sklepu na Pokątnej, który teraz wyprzedaje cały swój asortyment za bezcen. Foczka przyskrzynia mnie między stołem a bufetem, pamięta mnie, więc niczym nieproszona rozpoczyna litanię nudniejszą nawet od tej do Serca Jezusowego. W religijnym zawodzeniu tkwi piękno, jak cierń w moim oku i belka w oku bliźniego, którą skwapliwie dostrzegam i wytykam, zaś jej wyliczanka to drętwy przegląd życia klasy średniej. Przerywam jej z uśmiechem gdzieś pomiędzy narzekaniem na ceny pomidorów (sezon trwa od czerwca, no, od maja - kto by się spodziewał, że teraz jeszcze będą drogie?) a wściekłym ujadaniem na mężczyzn, ty na pewno jesteś inny, nie, raczej nie. Samotna mamusia z czwórką berbeci i pochwą rozjechaną jako eurotunel po porodach i latach sypiania z kim popadnie (tzw. seks na pocieszenie) interesuje mnie tylko i wyłącznie jako obiekt muzealny. Jestem pewny, że kiedyś będziemy oglądać takie spreparowane baby za szybą, przechowywane jak mumie w odpowiednio niskiej temperaturze. Teraz wymykam się spomiędzy jej łapsk obleczonych w pierścienie; palce przypominają serdelki; i zakończone krwistoczerwonymi szponami, z których zdążył już odprysnąć lakier. Wesolutko pokazuję jej na Sandy, arrivederci, dzięki mnie dopadną ją wyrzuty sumienia, pójdzie do kibla wyrzygać wszystko co zjadła i przez kolejny tydzień będzie katować się dietą typu 1200 kalorii, kasza i warzywa bez grama soli. Tak, tak, moja mała powinna być wzorem dla innych kobiet: i jest, przynajmniej dopóki nie raczy spoufalać się z osobnikami, którzy powodują skoki ciśnienia niebezpieczne dla ludzi w moim wieku. O Boże, chyba mam miniwylew - tylko przymilność mojego fusilli reguluje przepływ krwi w żyłach, gdy tak ufnie opiera się o moją klatkę piersiową. – A to pech – cedzę przez zęby, coraz mocniej wczepiając palce w talię Sandy. Nie ma tam za dużo tłuszczyku do potrząśnięcia, ale i tak traktuję w tej chwili jej ciało jak piłeczkę antystresową. – Myślałem o tym imieniu dla naszego syna, ale możesz o tym zapomnieć – kolejne trzy tygodnie z baby fever, ona odstawi eliksiry, a ja będę odmawiać paciorki za strzały ślepakami, oby się opłacało. Muszę ją mieć po swojej stronie choćby kosztem nie wychodzenia z łóżka przez kolejny tydzień i planowania remontu gabinetu na pokój dziecięcy. Śmiało, niech wybiera tapety, ogląda smoczki, gondole i karuzelki, tym problemem zajmę się później.
– Sugerujesz coś, Alessandro? – jednym haustem wypijam kieliszek wina i z hukiem odkładam go na stół, a dłoń bezwiednie zaciska się w pięść. Knykcie bieleją, nosi mnie, jakby pokonanie go w pojedynku nie zaspokoiło satysfakcji. Za mało razy widziałem Włocha na kolanach: walka na punkty, też coś. – Wiesz jak to jest, szczęśliwi czasu nie liczą. Jeśli ty musisz myśleć o pieniądzach podczas schadzek, wyrazy współczucia – dodaję, znacząco spoglądając na Sandy, wciąż przyklejoną do mego boku. Zatyka mnie z tego oburzenia i liczę, że ona to podłapie, a najlepiej spoliczkuje rzekomego dżentelmena, ośmielającego się insynuwać pewne zależności między nami. Przy kwiatuszku brzydkie słowa nie wychodzą z moich ust (no… prawie), a przynajmniej nie takie, po których rozpłacze się w towarzystwie. Jak się awanturować, to tylko w domu, na zewnątrz wszystko musi grać i gwizdać. – Ostrzegam cię. Mnie mogłeś wystrychnąć na dudka, ale nikt nie będzie obrażać mojej kobiety – warczę, na przemian zaciskając i rozluźniając dłoń, by przypadkiem nie ulec silnej pokusie pochwycenia go za poły koszuli. Och, cóż to by było za widowisko. Krew z rozbitych łuków brwiowych, ząbki turlające się pod stołami, sklejone potem włosy przyklejone do czoła, rozdarte klapy marynarek, zagubione poszetki, poprzestawiane stawy i obtarte kostki. Wytrysk adrenaliny starczący na co najmniej siedem kolejnych dni, bardziej męskim już nie da się być niż najebując kasztanowi, który sadzi się do panienki, na którą posiadasz niepisany akt własności. – Umowa ustna też obowiązuje, Medici. Wydawałeś się warty ryzyka – prawie pluję mu pod nogi, gdyby, gdyby, gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Zamiast tego wzruszam ramionami, papier i tak wydałbym na torebunie dla Sandy, apaszki i nową pościel, wygrana na ringu odrobinę wynagradza mi tamto upokorzenie. Nawracające, kiedy makaronik, decyduje się zeznawać na korzyść Alessio. Już wiem jak czuł się Juliusz Cezar, dwadzieścia trzy razy godzony sztyletem. Aua. – Po czyjej ty jesteś stronie, co? – fuczę na Sandy. Zasługuje na opierdol od góry do dołu a potem wysłanie do kąta. – Porozmawiamy w domu – decyduję, ale nie puszczam jej, mimo jawnego nieposłuszeństwa. Przed nami długa noc, bardziej ekscytująca niż ta świętojańska, żali wysłucha więc już w znajomych czterech ścianach, siedząc na krześle przy okrągłym stole w różowym szlafroku frotte narzuconym na kusą koszulę nocną. W przeciwieństwie do niektórych, nie chcę narobić jej wstydu. – Co proponujesz? – rzucam niedbale, ponownie zwracając się do Alessiego, jedynego świadka naszej quasi-małżeńskiej sprzeczki. Chce pojedynku czy spółki? Jedno czy drugie, umywam ręce od odpowiedzialności. Nawet tej ograniczonej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Sandy Wilkes
Czarodzieje
tell me who I am – do I provoke you with my tone of innocence?
Wiek
21
Zawód
fryzjerka, niania, drobna złodziejka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
2
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
13
Brak karty postaci
11-09-2025, 20:22
Wchodzimy w cichą komitywę pomiędzy ojczystym cheddarem, a spleśniałym camembertem czy innym brie wyciągniętym spod francuskiej fantazji; od serów bardziej interesuje mnie mój rozmówca, więc świergoczę dalej i staram się nie wylać białego, nieco zbyt kwaśnego jak dla mnie wina, które balansuje w pękatym kieliszku.
— Włochy, och, wspaniale! — tam gdzie słońce świeci wysoko, pomidory są słodkie, a mężczyźni niebywale opaleni i ponadprzeciętnie przystojni; aż chce się westchnąć, więc jednak sięgam po francuskie abominacje na suto zastawionym stole — Bella Italia — być może kaleczę akcent, ale któżby się tym przejmował, kiedy noc jest tak śliczna, a Alessandro i ja dzielimy wspólne doświadczenie miana.
To takie piękne imię — okazuje się, że Daniel też tak uważa, więc w zdumieniu otwieram usta, odwracam się w jego stronę, on każe mi zapomnieć, wyginam wargi w podkówkę i bardzo, bardzo się staram, żeby mojego niezadowolenia nie zauważył Alessio. Nie psujmy sobie humorów.
— Chłopcy... — wzdycham tonem pogodynki bądź innej nosicielki złych wiadomości — w Anglii tylko wiatr, mżawka, kapuśniaczek lub inna słona zupa anomalii atmosferycznych, więc nowinki zawsze są nieprzyjemne — pomagając sobie zaraz potem krótkim cmokaniem; coś o pieniądzach, coś o czasie, coś o obrażaniu kobiet; marszczę brwi i zupełnie nie rozumiem, o czym tak żywo dyskutują.
Sięgam po kolejny kieliszek ze stołu, tym razem jest przezroczyste.
Podróż zgniło-zielonej oliwki w specyficznym, trójkątnym szkle zdaje się być nagle ciekawą obserwacją; to ta ciągota w stronę italijskich, południowych uroków, czy zdecydowanie przeszarżowana możliwość przyjęcia do organizmu konkretnych płynów; nieistotne.
Mała, drewniana szpileczka służy mi za broń, którą raz po raz atakuję zielony owoc, a kiedy w końcu miłosierdzie wygrywa melodię w moim znudzeniu, lituję się i oliwka ląduje pomiędzy białymi zębami. Zgrzyt, tryśnięcie ginu — co za paskudztwo — i po krzyku.
Koniec drinka i koniec tego dobrego.
— Mam tylko na myśli tylko to, że jesteśmy w pięknym miejscu, na stołach są same pyszności, a na parkiecie grają piękną muzykę. Alessandro jest Włochem, na pewno rozumie pojęcie piękna — wtrącam, zerkając na oskarżonego, później zerkam przez ramię na oskarżyciela, w kilku gestach, kilku spojrzeniach, wysyczanych słowach wiedząc, że prowadzę się nieświadomie na szafot, a katem pragnie być pan Dodge. Cóż za farsa.
Decyduję się zamilknąć, pomachać bioderkiem przy jego bioderkach, może odrobina szczęścia i zaraz zamiast marnego knuta, znajdę na podłodze kartę wychodzisz z więzienia?
W niedziele wieczór przejeżdżam wysłużonym pilniczkiem po wszystkich czerwonych paznokciach, wszystkie jak jeden mąż cichutko poddają się ruchowi w przód i tył, zaostrzając wygląd na podobieństwo kocich pazurków; koralowa czerwień, czysty rubin, malinowa chmurka — przegląd wszystkich opcji nazw kolorystycznych wydaje się nagle wybitnie kuszącą aktywnością, podobnie przyglądanie się ściętym krawędziom i małym, zaciągniętym nieprzyjemnie skórkom, które aż proszą o zdarcie dalej, do krwi.
— Napiję się — zrobiłam to chwilę temu, zrobię i teraz; odsuwam się, dając im przestrzeń na kogucie kłótnie. Manewruję między dżentelmenami i wyławiam kolejny ładny kieliszek z czeluści stołowych przysmaków.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
11-11-2025, 18:38
Morgan


Nigdy nie był typem człowieka, który z własnej woli wraca w miejsca przesiąknięte wspomnieniami. Kamienne ściany zdawały się szeptać nazwiska tych, których już dawno nie było, a echo młodzieńczych wybryków brzmiało w nich donośniej niż dzwony w porcie w Southampton. Kenneth, stojąc przy jednym z okrągłych stołów uginających się pod ciężarem dań, miał wrażenie, że nawet skrzaty domowe wiedziały o nim więcej, niż by chciał. -Cholerna szkoła. - Mruknął pod nosem, obracając w palcach makaroniki, a jego wzrok uciekał do sekcji z trunkami. Zdawało mu się czy dostrzegł ognistą whisky? Nie zamierzał tu długo zabawić. Zjawił się z czystej ciekawości i może odrobiny próżności. Ostatecznie, niewielu z jego rocznika mogło pochwalić się statkiem, załogą i reputacją człowieka, który zna wszystkie porty od Inverness po Istambuł, a w niektórych nawet nie był jeszcze oficjalnie persona non grata. Ale tłum dawnych uczniów, gwar rozmów i śmiechy wydobywające się spod gotyckich sklepień działały mu na nerwy. To wszystko przypominało mu, że kiedyś też był jednym z nich. Młodym, naiwnym, przepełnionym przekonaniem, że świat czeka z otwartymi ramionami.
Zanurzył widelec w kawałku pasztetu dyniowego, bardziej z nudów niż z głodu. Cynamon uderzył go w nozdrza, a potem zaatakował znajomy głos. - A ciebie się tu jakoś nie spodziewałem. - Odpowiedział dokładnie tymi samymi słowami patrząc na Morgana. -Jak to się stało, że porzuciłeś swój cenny pub, aby spojrzeć na dawne mury szkolne? - Wiedział jakiego ten człowiek miał fioła na punkcie swojego przybytku. Jakby mógł to by nie spał tylko go pilnował. -Wrobiłeś siostrę w pilnowanie czy też z tobą przyszła?
Potoczył wzrokiem po zastawionych stołach. -Stary, nie odmówiłbym darmowego jedzenia i przyzwoitego alkoholu. - Wskazał na sekcję, na której skupił się wzrok Morgana. Następnie potoczył wzrokiem po przestrzeni w jakiej się znajdowali. W rozświetlone komnaty, w złote znicze wyglądające jak cukierki i w dym z kielichów z piołunowym winem, który unosił się jak mgła nad stołem. Hogwart pachniał dziś inaczej, już nie przygodą, a bardziej nostalgią. -Zawsze mnie ciekawiło czy Puchoni rzeczywiście na środku pokoju mieli fontannę z czekoladą. - Rzucił nagle od niechcenia sięgając po jedną z butelek na stole. Nie miał zamiaru się kryć z alkoholem, a tym bardziej jak go postawili.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:07 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.