• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Rozgrywka > Mgły czasu > Izba Pamięci > 12.12.1960 | Czarny atrament, złote dłonie
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Yavor Karkaroff
Akolici
Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie czyni dobro.
Wiek
47
Zawód
Przedsiębiorca, rzemieślnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
6
6
3
Brak karty postaci
10-29-2025, 11:12

Czarny atrament, złote dłonie
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Yavor Karkaroff
Akolici
Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie czyni dobro.
Wiek
47
Zawód
Przedsiębiorca, rzemieślnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
6
6
3
Brak karty postaci
10-29-2025, 11:42
Tutejsza ziemia cuchnęła wilgocią, jakby sama nie chciała go przyjąć ― ani uznać za swego. Anglia miała w sobie coś z żałosnej wdowy: rozmemłanej, zbyt dumnej, by prosić o współczucie, a jednak dość brudnej, by się w niej ugrzęznąć po kostki. W Bułgarii przynajmniej błoto miało barwę krwi, a nie herbaty z mlekiem. Tam człowiek czuł, że depcze coś żywego. Tutaj ― tylko zgniliznę obyczaju, sztywną, dżentelmeńską, i tak boleśnie pustą w środku. Nie przepadał za tym krajem, niegdyś nawet marzył, że jeśli już przyjdzie mu umrzeć ― to przynajmniej w miejscu, które zna jego imię. Ale cóż, śmierć była jedynie narzędziem, nie fatum; wyreżyserowaną farsą, której aktor wciąż miał siłę powrócić po własne oklaski. I jakże ironicznie ― to właśnie tu, w tym deszczowym grobie cywilizacji, miał ponownie postawić pionek na planszy.
Anglia nie była jego domem, lecz miała w sobie coś ze starej kochanki ― zdradliwej, nieczystej, a jednak fascynującej. To stąd przecież pochodziła ona ― jego niedoszła morderczyni, małżonka, dama o ostrzu równym językowi i sercu z lodu, które niejednokrotnie chciało skruszyć jego własne. Była doskonałym wytworem tej ziemi ― chłodnym, wyrachowanym, i śmiesznie dumnym z własnego chłodu. Yavor Karkaroff, niegdyś trup w oczach świata, teraz kroczył po tej samej glebie, śmiejąc się w duchu z absurdu własnej nieśmiertelności. Uśmiercony dokumentem, nie czynem, grał dalej w tę samą partię, choć pionków ubyło, a szachownica była brudna od krwi i kłamstw. Zresztą, cóż miał czynić innego?
Życie było farsą, śmierć ― elegancką przerwą w spektaklu, a on wciąż pamiętał kwestie.
Włosy, niegdyś o barwie niemal świętej czerni, obecnie błyszczały w blasku śniegu pszeniczną spiekotą, jakby złośliwie przypominając mu o czasach, gdy dbał jeszcze o pozory. Fryzura ― modna, nonszalancka, z zaczesem w tył ― miała w sobie coś z karykatury dawnych dżentelmenów, którzy w jego wykonaniu byliby raczej postrachem niż wzorem. Śnieg prószył leniwie, a ulice Nokturnu pulsowały swoim obrzydliwym życiem: kobieta darła się o marny galeon, ktoś w kącie próbował zakończyć wieczór zębami innego w dłoni, a po bruku biegły szczury ― jedyne tu istoty o jakimkolwiek instynkcie przetrwania. Tak, piękno. Własne, plugawie prawdziwe piękno beznadziei i marnotrawstwa. Oto Anglia w pełnej krasie. Tutaj nawet zbrodnia miała smak taniego bimbru, a śmierć przychodziła nie z dumą, lecz z czkawką.
Spóźnił się ― rzecz oczywista. Nikt rozsądny nie wchodził na czas, gdy w grę wchodziły interesy podszyte zapachem krwi i starych wspomnień. W jego fachu lepiej było przychodzić po to, by inni już zdążyli popełnić błąd. Miał dziś odegrać rolę, jakże wdzięczną ― służącego rosyjskiego oligarchy, twardego, zimnego, z władzą w tonacji niskiego głosu i ironią w każdym spojrzeniu. Świetny teatr, choć sztuka już dawno powinna zejść z afisza. Drzwi przybytku ustąpiły pod ciężarem dłoni z trzaskiem, który odbił się echem w syfiastym wnętrzu, wywołując momentalną konsternację. Kilka głów podniosło się znad butelek, oczy błysnęły podejrzliwie, a on ― cóż, uśmiechnął się ledwie, tak jak uśmiecha się człowiek, który zna swoje miejsce w łańcuchu pokarmowym i wie, że jest na jego szczycie. Czas odszukać dzisiejszego partnera tej farsy. Starego wygę od handlu i zgnilizny, co zawsze mówił za dużo i pił za mało. Bo dzisiejsze spotkanie pachniało nie rozliczeniem, acz dobiciem targu. A on lubił rozliczać ― szczególnie cudze winy, za pomocą cudzej krwi.
― Zdravstvuyte... ― Mruknięcie, jakie z siebie wydał, miało w sobie coś z niechlujnego majestatu ― tę twardą, wschodnią manierę ludzi, którzy mówili mało, a znacząco. Rosyjska buta, ciężka jak stepowy mróz, wybrzmiała w krótkim tonie, gdy przelotnie, jakby od niechcenia, zgarnął z baru butelkę czegoś, co przynajmniej udawało trunek z klasą. Byle nie te miejskie pomyje, które lało się tu za drobne ― choć, prawdę mówiąc, i one miały swój urok w chwilach dostatecznie upadłych. ― Zima potrafi zaskoczyć, a biznes czekać nie lubi ― tik tak, tik... Cóż się miało zapowiedzieć z dzisiejszego wieczoru? Dłoń uścisnął krótko, bez zbędnych ceregieli, ot tak – jak ktoś, kto nie musi niczego udowadniać. Metaliczny uścisk, szybki jak błysk brzytwy, a równie szczery. Płaszcz, niegdyś zapewne drogi, teraz podszyty zapachem deszczu i ulicy, opadł ciężko na oparcie krzesła, a on sam zajął miejsce jak król na zniszczonym tronie. ― Nie zadowala nas postanowiona cena w ostatnim liście... Co z tym zrobimy, tovarishch?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
11-09-2025, 16:23
Od kilku miesięcy pławię się w urokach monogamii, które długo pozostawały mi zupełnie obce. Ja, na swoim, ona, ze mną, pode mną, rzadziej nade mną: w wieku lat czterdziestu dwóch nareszcie jestem w domu. Spałem w niezliczonej ilości łóżek, chleb z niejednego pieca jadłem, piłem z ulubionych kubeczków i pożywiałem się z ulubionych miseczek. Przepuszczałem walutę w różnych nominałach. Za knuty bimber pędzony w piwnicy przez brudnawego Harry’ego, niepełnosprytnego szwagra szefuńcia meliny na Nokturnie. Za sykle skrzacie wino w kawiarni przy magicznym oddziale Brytyjskiego Muzeum, kiedy rozważałem skok stulecia po gruz i kamienie. Za galeony elfią wódkę, kolejki szły tak długo aż ostał się jeden ze stolikowego towarzystwa, który zachował przytomność - zdrowy rozsądek pomińmy. Za funty Guinnes, rzadziej Innis & Gunn, w puszkach i butelkach lub z kranu lany wprost do gardła. Za dolce, dokładniej Lincolny, whisky, giny i rum, degustowany w jazzowych klubach w Nowym Orleanie i zwykłych klubach, w których kobiety przyzwyczaiły mnie do widoku gołych nóg. Za ruble - miałem figę z makiem z pasternakiem. Za bułgarskie lwy - jeszcze mniej, bo ani tej okrasy do gołego nic, tylko rechot walutowego kasjera odbijający się echem w ciasnej budce, w której liczył mamonę jak Scrooge, choć nawet nie na własny rachunek, a na jakiegoś angielskiego pana. Banknoty zza wschodniej miedzy tutaj służą do podcierania tyłka: nieprzydatne, bo absolutnie niewymienialne, ot, pamiątki zza Żelaznej Kurtyny, którymi lepiej jednak się nie chwalić, by przypadkiem nie zostać posądzonym o kolaborację. Mój ogromny apetyt na życie obejmował także wybijanie okien, pałowanie i wzniecanie pożarów, więc dla sportu chadzałem na spotkania komuchów w Waszyngtonie w 54. Piękne, naprawdę idealistyczne: odczyty manifestu Marksa i Engelsa w niczym nie przypominały wieczorków klubu książki. Racjowało mnie, kiedy popisywały się lalunie o aspiracjach w rozmiarze swoich balonów, to znaczy, dużych, falujących w rytmie przyspieszonego oddechu, z jakim recytowały prawa obywatelskie i roniły łzę nad  niesprawiedliwością antysemityzmu ku uciesze obrzezanych kuzynów trzeciego stopnia. Makkartyzm był mi na rękę, gdy zaczynały się dymy, dawałem nogę, acz na własnej skórze zaznałem wypaczonych wartości sierpa i młota - w USA prowodyrzy rzadko są z klasy robotniczej, częściej po prostu okazywali się znudzeni spokojem i dostatkiem, skłonni do wielkiego poświęcenia dla czerwieni. Kogoś zwalniali, za kogoś wpłacano kaucję, i tak to się toczyło - dopóki Ruski nie pomachały mi przed nosem asem w rękawie.
Nasz biznes, nasze interesy, nasze pieniądze; chyba kocham komunizm. Czyjeś zasady moralne, mój zysk liczony w worach towaru przerzucanego raz tak, raz siak. Mugolskie tankowce, kurierzy na miotłach naruszający powietrzne granice kilku europejskich państw, czasami tylko kieszenie panów w futrzanych czapach z czerwonymi dłońmi lub koki importowanych baletnic, robiących karierę w Operze Narodowej. Szok? Nie dla prominentów z Kamczatki, Uralu czy Kaukazu. Ja w tym wszystkim jak współczesny Prometeusz, gotowy dać tym ludziom ogień. Liczę jedynie ciut więcej niż kości pokryte tłuszczem, grzejąc się przy kominku w podejrzanej spelunce, gdzie lepiej rozejrzeć się przed spoczęciem na deskę klozetową - przeklęte strzykawki walają się wszędzie, chwila nieuwagi i, cóż, może być po tobie.
– Mów po naszemu. Jesteśmy w Anglii – krzywię się z niesmakiem na dźwięk pozdrowienia. Śpiewny akcent krzyżuje się nieprzyjemnie z chłodem tonu, jakby w posagu nie otrzymał nic oprócz przeszywającego klimatu Jakucji, gdzie jak zapomnisz rękawiczek lub drugiej pary skarpet, musisz sam sobie odłamywać palce zamarznięte na niebieskie sopelki. Ponoć ludzkimi resztkami karmiono psy, żeby niczego nie marnować. Później takie kundle bez oporów rzucały się na najmniejsze dzieci, kończyły martwe, one i oseski. Oszczędność - kolejna gęba mniej do wykarmienia. – Nie z tobą pisałem– zauważam, ściskając dłoń osmaganego londyńskim deszczem obcego. Zbyt pewnego na nie swojej ziemi, noszącego się jak książę Walii, a więc pierwszy w kolejce do brytyjskiego tronu. – Wymień jeden powód, dla którego mam gadać z pośrednikiem? – zagajam z papierosem między zębami, buchami kojąc zniecierpliwienie, jakbym inhalował się jodem na tężniach w słynnym uzdrowisku w Ciechocinku. – Mam taką propozycję… – urywam, lustrując jego postać wzrokiem, od zaczesanej w tył słomianej czupryny (wymowne?) przez butelkę w garści, która ewentualnie nada się na broń zaczepno-obronną. – Zaakceptujesz warunki z niezadowoleniem. Co ty na to, tovarishch?– prześmiewczo imituję jego akcent, a z cholewki buta niepostrzeżenie dobywam motylka. Na wszelki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Yavor Karkaroff
Akolici
Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie czyni dobro.
Wiek
47
Zawód
Przedsiębiorca, rzemieślnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
6
6
3
Brak karty postaci
11-12-2025, 09:09
Jakże ten Anglik potrafił irytować ― niezmiennie, konsekwentnie, jak natrętna mucha, której nie sposób się pozbyć. Zawodził niczym pieprzony kocur przyłapany z łapą w mleku, zapędzony w kozi róg i gotowy wydrapać sobie drogę do ocalenia. Jeszcze chwila, a zostałby obdarty z połowy futra, skóry i godności, przerobiony przez pierwszego z brzegu biedaka na tanią strawę — z wdzięcznością połkniętą w imię walki z głodem. Anglia miała w sobie coś z cuchnącego rynsztoka, z którego wyłaziło wszystko, co żałosne i hałaśliwe. Tu każdy jęczał, każdy czegoś chciał, każdy oczekiwał ― więcej, szybciej, mocniej. A w zamian? Ani odrobiny godności, ani śladu wysiłku. Trakhni yego mat’.
Nie drgnął nawet, gdy tamten podniósł głos. Stalowa oprawa spojrzenia pozostała nieruchoma, martwa, jakby wszelkie emocje dawno już wyparowały wraz z ostatnim łykiem rakiji. Dłoń, jak gdyby nigdy nic, uniosła papierosa do ust ― grał nim z nonszalancją, jakby to on był prawdziwym rytmem tej rozmowy. W końcu cóż innego mogło mu dawać większą przyjemność niż obserwacja, jak tamten się spala? Dosłownie i w przenośni. Różdżka była w zasięgu dłoni, klątwy wirowały mu na końcu języka niczym natrętne muchy, ale wstrzymał się. Nie teraz. Nie dla tego marnego, śliniącego się żebraka w garniturze. Jeszcze przyjdzie czas, gdy Anglik pozna, jak brzmi prawdziwe zawodzenie.
― Anglicy nadal bywają szowinistami, smutne... ― Było to aż nazbyt smutne, niemalże żenująco przygnębiające, gdy przyszło mu natrafić na tak karykaturalny przykład handlowej nieudolności. Ach, któż by się spodziewał ― Anglia w całej swej parszywej okazałości, kramarze bez odwagi, bez błysku w oku, bez tej pierwotnej drapieżności, którą w Bułgarii nazywano po prostu życiem. ― Może ze mną, acz pewności nigdy nie będziesz mieć, tovarishch ― Raz i drugi dłoń zadrgała w przedziwnej, niemal dziecięcej wesołości ― jakby ciało już wiedziało, że za chwilę będzie się działo coś naprawdę interesującego. Ale nie, nie tym razem. Papieros, jedyny świadek jego cierpliwości, zawędrował z gracją w stronę ust, osiadł na wardze, zatańczył w kąciku warg w ironicznym rytmie rozbawienia. ― Grube ryby nie ruszają zadów z miękkości futer, biznesu trzeba wiecznie doglądać.
Zachciało się, jakże by inaczej ― sięgnąć ku żerdzi różdżki i rzucić z koniuszka języka coś odpowiednio złośliwego, może nawet nieco widowiskowego. Ot, zaklęcie łamiące kości, rozrywające ścięgna albo przynajmniej osmalające twarz delikwenta tak, by przez tydzień nie mógł spojrzeć w lustro bez mdłości. Byle tylko się rozruszać, bo mięśnie, niegdyś narzędzie precyzyjnej brutalności, dziś zaledwie przypominały o dawnych czasach lekkim trzaskiem w barku przy każdym ruchu.
― Zrobimy tak, wyłóż na stół coś znacznie ciekawszego w dodatku, bym chociaż mógł pod uwagę brać zakup ― Cena była zbyt wygórowana, by zdobyć na wyłączność tak rzadko spotykany przedmiot. I zamierzał z nim dzisiaj wyjść w zasobności własnej kieszeni, niźli stratny o paranoję Angielskiej chciwości. Chociaż... Może sam również mógł się ujmować w zakresie szkaradztwa pobłażania sobie. Zadrwił sam z siebie, z tą samą kpiną, z jaką kiedyś spoglądał na ofiary, którym nie starczało tchu, by błagać. ― Bez dyskusji.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
Wczoraj, 12:32
— Anglicy mają wiele wad — zgadzam się z patałachem, wyjątkowo, bo wyjątkowo. Jego triumf jest jednak krótki jak kutas karła, tak samo zmarszczony i nie budzący nic ponad politowaniem. Przykre, choć pokurcze i tak wygrywają z grubasami. Dumny lud krasnoludów przynajmniej widzi swoje penisy. Tłuściochy co najwyżej mogą je pamiętać, za starych, dobrych czasów, kiedy ważyli mniej od osobówki. — Ksenofobii bym jednak do nich nie zaliczał — ciągnę spokojnie, powoli odsłaniając zęby w nieprzyjemnym uśmiechu. Zdrowe siekacze, znak przynależności do klasy wyższej; złoty kieł świeci się kusząco jak skarb Długiego Johna Silvera. Czarodzieje na własne życzenie są upośledzeni społecznie; czy to czas na wykład z najnowszej historii? — Mamy wiele powodów, żeby nie lubić Niemców, Francuzów, Hiszpanów, nawet Żydów - nikt nie lubi Żydów. I goblinów. Podobieństwo jest oczywiste, to te nosy. I żyłka do pieniędzy. — Ruskich też — oświecam go, pierwszego podejrzanego do grania na dwa fronty. Pakt Ribbentrop-Mołotow to dla niego fast-track w kolejce do mugshota. Front, profil, w ciupie prędzej czy później ktoś przestawiłby mu szczękę albo nos. Pięknisie muszą też pamiętać o sprytnym racjonowaniu mydła. Ajć. — Więc jak się nie podoba, to wypierdalaj - kończę wesolutko, brodą wskazując na drzwi, które właśnie zatrzasnęły się z hukiem za kuternogą ze stritem, którego drewniana proteza wybija nierówny rytm na oblepionych sękach, kiedy ten człapie do stolika ociekając deszczem. Za oknem - angielska pogoda. Tovarishch - z szansą na angielskie wyjście. Nikt ani oczkiem nie mrugnie, łezki nie uroni, noskiem nie pociągnie. Kolaborantów topi się bezwzględnie jak kocięta: do wora, a wór hop do Tamizy. On z wrogiem ma tyle wspólnego, że kąpiel w skażonej wodzie mu się należy; gdyby jakimś cudem to przeżył, po wyjściu na ląd nabyłby nowej cechy i świeciłby w ciemności. To się nazywa interes. — Nie układam się z płotkami — on marnuje mój czas, a ja przepalam papierosy i daję w kość miękkim organom, a wątroba to przecież jedyny, którego nie da się przeszczepić. Zamiast tego mogłem na przykład robić przegląd podwozia. Najpierw Lydii, potem Sandy, żeby biedactwo nie poczuło się pominięte i i też dostało się jej coś ze śladów smaru na dłoniach i zapachu oleju silnikowego wnikającego we włosy i pory skóry. Każę je patrzeć jak zmieniam koło, potem rucham ją na masce i chyba wykształciłem w niej odruch Pawłowa, jest jak dobra sunia, mokra, kiedy tylko widzi mnie przy aucie. — Wiesz, co to znaczy? Że jesteś kasztan? - obrażam słomianego stracha, któremu brakuje rozumu, więc z jego śpiewnym akcentem recytuję mu elementarz. A jak ananas. B jak bufon. C jak cep. D jak dzban. E jak elemelek. F jak fujara. G jak głąb. H jak harpagon. I tak dalej, ja kontent leję łatwopalny miód  na okolice ucha. Pieprzony ruski sarmata. T ówczesnego w z.
– Skoro tak bardzo ci zależy, to płać, towarzyszu. Drugiego takiego nie znajdziesz szybko, ani w Londynie, ani nawet w Anglii – obojętność toczy się pianą z mych ust, tak, na jego miejsce mam dziesięciu kolejnych, choć problematyczny okaże się wieczorowy powrót z materią niebezpieczną, nielegalną i pożądaną na czarnym rynku bardziej niż nerki. Ile się napociłem, by artefakt przybrał rozmiar kieszonkowy: jego magiczna powłoka zdawała się żreć każde ze sprytnych zaklęć, wchłaniać je i odbijać we mnie prześmiewczym beknięciem.
– A jeśli nie… - wzruszam ramionami, sprawę uznaję za prawie załatwioną, pozostaje jeszcze kwestia uregulowania rachunku. Kartka z podręcznika: negocjacje handlowe, rozdział siódmy, strona sto czterdziesta pierwsza. Tam, gdzie pisali o kompromisach papier się skleił. Może ktoś z wcześniejszych właścicieli książki jadł nad nią soczyste brzoskwinki, może wylał korektor albo afternoon tea z dodatkiem bawolego mleka - omija mnie to.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:03 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.