• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Morska knajpa "The Packet”
Morska knajpa "The Packet”
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-15-2025, 16:24

Morska knajpa "The Packet”
Tuż przy nabrzeżu, gdzie cumują stare barki i portowe dźwigi skrzypią na wietrze, stoi „The Packet” – pub, który z dużym prawdopodobieństwem gościł większą ilość marynarzy niż cała Walia. Wnętrze ciemne, pachnące dymem, z pokładowymi lampami i stołami z wypalonymi znakami. Nikt nie pyta o nazwiska. Bywalcy znają się z widzenia lub z niejednej wspólnej, morskiej historii, które powtarza się między tymi ścianami tuzin razy. Na ścianach zdjęcia statków bez podpisów, a za barem stoi ulubiona beczka rumu. Mówi się, że każdy port ma swój pub. Ale „The Packet” nie jest portowy – on jest portem samym w sobie i z całą pewnością trudno z niego wypłynąć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
11-05-2025, 21:57
Nie bałem się jej. To nigdy nie chodziło o strach, a zawstydzenie, które jednocześnie było moją zmorą, ale z drugiej strony wielokrotnie wyciągało mnie z tarapatów. Nie wciskałem nosa w nie swoje sprawy, unikałem bliskiego kontaktu i zwykle umykałem bokiem, nim ktoś w ogóle dostrzegł moją obecność. Tak było prościej, tak było po prostu lepiej. I zapewne ten wieczór zakończyłby się w podobny sposób, bo zabrakłoby mi odwagi, aby cokolwiek do niej powiedzieć, jednakże zaginione zawiniątko okazało się dostateczną motywacją. Była moją ostatnią nadzieją i naprawdę głęboko wierzyłem, iż okaże mi nieco zrozumienia, a nawet jeśli nic nie widziała – nie odprawi z kwitkiem, tylko powie prawdę. Najpewniej nie był to jej interes, najpewniej niewiele obchodził jej los innych wszak w podobnych miejscach trudno było spotkać ludzi o dobrych intencjach – co było poniekąd zrozumiałe, ale… mi naprawdę nie chodziło o nic innego i szczerze liczyłem, że zdążyła to zrozumieć. Nabrać choć nikłej pewności, iż w mych słowach nie było bujdy, nie było ukrytego dna, lecz swego rodzaju desperacja. Musiałem odzyskać ten błyskot.
Uniosłem na nią zaskoczone spojrzenie, gdy otwarcie wytknęła społeczną zmorę – problem, jaki winien być rozwiązywany od razu, niżeli zrzucony na karb rzekomej pewności tudzież szeroko rozumianej przesady. Błędy popełniał każdy, były one nieodłączonym elementem naszej codzienności, charakteru i bycia po prostu człowiekiem wszak jeszcze nie urodził się nikt idealny. Nieskalany podjęciem złej decyzji, czy wypowiedzeniem słów nijak mających się do rzeczywistości. I oczywiście – sam spotykałem takich, którzy nie byli gotów wyznać prawdy uparcie trzymając własną stronę, jakby w ogóle o obranie jakiejkolwiek chodziło. Nigdy nie rozumiałem cóż było w tym złego i dlaczego tak trudno było po prostu przeprosić lub spróbować naprawić schrzanioną sprawę. Duma? Ego? Nawet jeśli, to czy nie było od nich ważniejsze poczucia bycia dobrym?. Uczciwym? Czy fikcyjna nieomylność naprawdę znaczyła tak wiele? Jeśli tak – nie rozumiałem tego. Jeśli nie – to dlaczego wciąż uparcie do niej dążono?
-Eee- mruknąłem zerkając to na pusty kufel, to na dziewczynę. -Ja nie mam z tym problemu- wzruszyłem lekko ramionami. Przeniosłem spojrzenie na bar mając wrażenie, że szkło zapiekło mnie w dłoni – niczym jakby rwało się do powrotu na swoje miejsce. Czyżby był to wymysł właściciela na niesfornych klientów, czy jednak uwaga kobiety wyjątkowo zapadała mi w pamięć? Może to zaś wstyd, który już wcześniej dało się rozpoznać po zaczerwienionych policzkach? Wieczór nie był chłodny – nie mogłem tego zrzucić na pogodę i z pewnością czarownica miała tego świadomość. -A Pani? Potrafi przyznać się do błędu?- zagaiłem przygryzając lekko wargę. Chciałem na nią patrzeć, a może raczej podziwiać jej piękną i nietuzinkową urodę, ale każde krótkie spojrzenie kończyło się spuszczeniem głowy, bowiem miałem wrażenie, że ta wpatrywała się we mnie nieustannie. Co by sobie pomyślała, gdybym i ja czynił to samo? Może było to niekulturalne? A może jednak tak wypadało? Nie wiedziałem co robić – dlatego moją pełną uwagę otrzymała kępka trawy. Zapewne nawet rano będę potrafił opisać ją w detalach.
-Różdżki?- zdziwiłem się mrużąc brwi. -Ach tak, różdżki. No ja ten- przerwałem nerwowo pocierając kciukiem o chłodne szkło. -Jakby no to ja kiedyś miałem, no różnie no miałem. Różnie bardzo- pokiwałem lekko głową, po czym przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. Musiałem się uspokoić. Przecież nie będę jej tu opowiadać o przyzwyczajeniach z bidula. -Noszę ją często, ale czasem po prostu nie jest mi potrzebna. Jak dziś. Chciałem się w spokoju napić piwa, nikomu nie wadzić i nie przeszkadzać- skwitowałem przesuwając wolną dłonią wzdłuż twarzy – być może tylko po to, żeby zmusić się i naprawdę na nią spojrzeć. Nigdy wcześniej nie spotkałem równie pięknej kobiety; Merlin mi świadkiem, że miałem miękkie kolana. Byłem skończonym kretynem, bo z pewnością już żałowała, że poświęciła mi choć chwilę. -Na każdym kroku może spotkać nas coś złego- wygiąłem wargi w lekkim uśmiechu, przez który przedzierała się wyraźna nerwowość. -Czy to oznacza, że ciągle musimy być w gotowości? Nie jest mi- ponowa pauza, ponowny haust powietrza. -Wszystko jedno, nie zawsze, to znaczy, no- zamknij się. -Nie jest- dodałem ciszej licząc, że na tym zakończymy temat. Daleki byłem od naiwnej frywolności, jednakże jak każdy miewałem chwile słabości – momenty, kiedy codzienność stawała się wyjątkowo obojętna i pozbawiona tego czegoś. Trwało to jednak ledwie kilka dni, niekiedy nawet godzin; paskudny humor czy brak odpowiednich zapasów – to najczęściej stanowiło zapalnik.
-Myśli Pani, że powinienem?- spytałem nieco zaskoczony, bowiem wcześniej o tym nie pomyślałem. Może naprawdę potrzebował pomocy? -Ale on był chyba w towarzystwie, więc pewnie ktoś zadba, aby trafił bezpiecznie do domu- odparłem mając nadzieję, że tak właśnie było. -Wiem, że nie powinien był się tak zachować, jednak z drugiej strony nie wiadomo, jaka była tego przyczyna. Może mnie z kimś pomylił? Jeśli natomiast zrobił to dla głupiej rozrywki- wzruszyłem lekko ramionami. -Co mogę poradzić? W końcu trafi tak, że odechce mu się podobnych hecy- dodałem. Miałem zbyt dużo wiary w ludzi i wiedziałem o tym, a mimo to nie robiłem nic w kierunku jakiejkolwiek zmiany.
Słysząc pytanie poczułem się jeszcze gorzej. Ton głosu niby daleki był od sarkazmu, jednakże nie sposób było go nie wyczuć. -Tak, to był wyjątkowo kiepski wieczór- skwitowałem. -Ale obiecałem, że oddam kufel, a ja zawsze słowa dotrzymuję- dodałem jakoby na własne usprawiedliwienie, bo choć zdarzało mi się kraść, to nigdy równie błahych i nieprzydanych rzeczy. -Takie małe zawiniątko, czarny materiał. Proszę Pani- mruknąłem ponownie zmuszając się, aby na nią spojrzeć. -To naprawdę dla mnie ważne. Naprawdę- zacisnąłem wargi w wąską linię. -Będę dłużny przysługę. Może nie mam wiele, ale co tylko Pani poprosi to uczynię, jak tylko mi Pani pomoże- czysta desperacja, najpewniej zacząłem już nią cuchnąć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
1 godzinę temu
Przyznawanie się do błędu nigdy nie było dla niej problemem - nie dlatego, że była pokorna, ale dlatego, że od dziecka nauczono ją, iż prawda i tak w końcu wypływa na powierzchnię. Za każdym razem, gdy zrobiła coś niedokładnie, niewystarczająco dobrze, gdy choć odrobinę zboczyła z wyznaczonych ram, kara przychodziła nieuchronnie. A gdy próbowała cokolwiek ukryć - wtedy dopiero potrafiło zaboleć. Szybko więc pojęła, że kłamstwo jej się nie opłaca. Kręcenie, drobne zmyślenia, próby zamaskowania potknięć kończyły się gorzej niż same przewinienia. Zwłaszcza że konsekwencje spadały nie tylko na nią - dzielili je wszyscy po równo, za winy własne i cudze. Lata tego samego schematu sprawiły, że zaczęła podchodzić do błędów jak do czegoś, co należy wyeliminować u źródła. Lepiej nie popełnić niż potem znosić ich ciężar. Lepiej być czystą. Nietykalną. A kiedy już musiała mówić prawdę… cóż, nauczyła się robić to po swojemu. Zamiast kłamać wybierała manipulację - subtelne odginanie rzeczywistości, takie naginanie faktów, by te stawały się bezpieczne, wygodne, lekkie. Prawda, ale przetworzona. Prawda, ale podana tak, by nikomu nie przyszło do głowy jej zakwestionować. Problem w tym, że prawdziwe przyznanie się do winy wymagało czegoś więcej niż słów - wymagało jej własnego poczucia odpowiedzialności. A to pojawiało się rzadko. Naprawdę rzadko. Bo rzadko widziała w sobie winę, która nie dawałaby się usprawiedliwić, odsunąć, przekuć w coś korzystnego. W winę, przed którą nie mogłaby uciec ani jej przeforsować. Taką, która rzeczywiście istniała. Ale to wcale nie oznaczało, że nie istniała. Bo nie była głodna pochwał, bo stąpała mocno po ziemi.
Mężczyznom zawsze przychodziło to łatwiej - bo i więcej im uchodziło. Z racji urodzenia, z racji bycia po prostu mężczyzną. Absurdalne, jak bardzo świat potrafił ich nagradzać wyłącznie za to, że natura obdarzyła ich dodatkowym narządem między nogami. Antonia mogła się z tego śmiać, mogła się oburzać, ale prawda była taka, że nic nie mogła na to poradzić. A może nawet nie chciała. - Niezwykłe - skwitowała sucho, kiedy oznajmił, że nie ma problemu z przyznawaniem się do winy. Brzmiało to tak, jakby brał na siebie nie tylko własne przewinienia, ale i ciężar całego świata. Z jednej skrajności w drugą. - Umiem - odparła krótko, ciągle mu się przyglądając. - Myślisz, że ratując ci skórę popełniłam błąd? To do tego powinnam się przyznać? - w samej barwie rozmowy dało się wyczuć coś, czego żadne z nich nie nazwało. Jakąś nienaturalną - a może właśnie najbardziej naturalną na świecie - hierarchię. Ona od początku zwracała się do niego zwyczajnie, na ty. On zaś, jakby nie znając innej formy, uparcie jej paniował.
Może właśnie dlatego było w tym coś nienaturalnego. Coś, co w nim nie pasowało. Może dlatego wciąż ją zadziwiał tym swoim brakiem pewności siebie - bo przecież różnie z nim bywało. Nie zamierzała jednak drążyć tematu; nie interesowało jej to na tyle, by wkładać w to energię. Podejrzewała zresztą, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo sprawy mogły się skomplikować, gdyby nie jej interwencja. I po raz pierwszy od dawna zaczęła się zastanawiać, czy wtrącanie się w tego typu sytuacje cokolwiek jej właściwie daje. Bo jeśli nie zginął dziś, to nie wróżyła mu długiej przyszłości - ktoś, kto z taką łatwością i bez żadnych zabezpieczeń pcha się w konflikty, prędzej czy później płaci za to cenę. - Po tym, co się stało, naprawdę uważasz, że jest ci niepotrzebna? - uniosła brew, a w jej głosie zabrzmiała zniecierpliwiona ostrożność. Doprowadzał ją tym do dziwnej, uporczywej złości. - A jeśli ja teraz wyciągnęłabym różdżkę? - ciągnęła chłodniej. - A jeśli byłabym jedną z nich i zrobiła to celowo, żeby zaciągnąć cię w ciemny zaułek? Myślisz, że nic ci nie grozi? A co, jeśli właśnie dałeś się nabrać jak małe dziecko? - przyznaj, że to głupota być czarodziejem bez najważniejszego oręża.
Wsłuchiwała się w dalsze paplanie, zauważając, jak jej złość niespodziewanie zaczyna przechodzić w rozbawienie. Bo jak inaczej mogła na to patrzeć? On naprawdę w to wierzył. Wierzył, że ludzie atakują przez przypadek, że kierują nimi jakieś niewinne, chaotyczne pobudki, które koniecznie wymagają wytłumaczenia. - W twoich myślach świat musi być prawdziwie uroczym miejscem - rzuciła z niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową. Wciąż nie wiedziała, czy powinna to uznać za głupotę, czy za przejaw jakiejś osobliwej naiwności. Nie odezwała się więcej, bo nie zamierzała tłumaczyć mu zawiłości życia. Nie była od naprawiania ludzi ani od uczenia ich, jak wygląda świat naprawdę.
A jednak, kiedy w rozmowie pojawiły się narkotyki, coś w nim drgnęło. Potrafił nagle wykazać się energią, determinacją, potrafił szukać wyjścia - bo nie miał zamiaru walczyć o siebie, ale o własne uzależnienie już tak. Zaskoczyła ją jego nagła gotowość do obiecywania wszystkiego, byle tylko mu pomogła. Ale nie zamierzała oddawać mu zdobytego pakunku. Gdyby to zrobiła, niczego by się nie nauczył. I co ważniejsze - ona również nic by na tym nie zyskała. - To od ciebie zależy, jak to potraktujesz - stwierdziła chłodno. - Możesz płakać nad utraconym zawiniątkiem. Możesz potraktować to jako lekcję. Bo gdybyś miał różdżkę, wystarczyłoby jedno małe zaklęcie i już trzymałbyś je z powrotem w dłoniach. - kącik jej ust uniósł się w ledwie zauważalnym uśmiechu. - Niestety nic więcej zrobić nie mogę. – bo i tak zrobiłam już wystraczająco dużo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:05 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.