• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Okrągła komnata
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-17-2025, 08:50

Okrągła komnata
Komnata ta znajduje się na pierwszym piętrze, nieopodal WIelkiej Sali, łatwo tu trafić z głównej klatki schodowej. Odbywają się w niej niektóre egzaminy pisemne na koniec roku, głównie te, do których przystępuje mniejsza liczba uczniów. Jest ona okrągła i posiada wysoko sklepiony sufit oraz wysokie okna przez które wpada sporo światła. Zazwyczaj jest całkiem pusta, a ściany zdobią obrazy, jednakże na czas Zjazdu Absolwentów zostały one przeniesione - i wyczarowano cztery pary drzwi, za którymi czekały zadania egzaminacyjne dla uczestników wydarzenia. Poza nimi i stolikiem pracowników Ministerstwa, komnata jest pusta.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-17-2025, 08:50

Olimpiada Naukowa "Gumochłonek"


Celem organizacji wydarzenia jakim jest Międzynarodowy Zjazd Absolwentów jest nie tylko integracja magicznej społeczności z trzech europejskich placówek magicznych, ale również promowanie rozwoju osobistego oraz wartości jaką jest nieustanne zdobywanie wiedzy. Czy jednak wszyscy dawni uczniowie pamiętają to, czego uczyli się w szkolnych ławkach? Na to pytanie mogą odpowiedzieć sobie, dołączając do edukacyjnych zabaw przygotowanych przez nauczycieli Hogwartu. Na uczestników czekać będą powtórki z lat szkolnych i prawdziwe sprawdziany ich wiedzy oraz umiejętności z kilku dziedzin. Na zwycięzców tej olimpiady naukowej czekają atrakcyjne nagrody!

[Obrazek: 0393583a8520c88ba82361a1de2f8da0.gif]

Olimpiada naukowa "Gumochłonek" odbywała się w zaczarowanej sali, do której drogę wskazywały zaczarowane wstęgi z wyszytymi zaproszeniami. Do udziału zachęcali wszyscy pracownicy Ministerstwa Magii, którzy odpowiadali za koordynację Zjazdu, a także sami członkowie grona pedagogicznego. Wszyscy zapraszali do sali na pierwszym piętrze, gdzie odbywały się niektóre egzaminy pisemne. Była to okrągła, wysoko sklepiona komnata, do której wpadało ciepłe, popołudniowe światło dnia. Tuż przy wejściu znajdował się stół , przy którym czekały dwie wyjątkowo reprezentacyjne stażystki Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów objaśniające zasady udziału w olimpiadzie naukowej oraz zbierające zapisy - jasnowłosa Margaret oraz Kayleigh o rudych lokach. Bardzo często podkreślały, że nagrodą w konkursie jest aż 100 złotych galeonów!
Rozejrzawszy się po komnacie każdy mógł dostrzec, że poza stolikiem pracowników Ministerstwa, nie było tu szkolnych ławek i krzeseł, brakowało tablicy lekcyjnej lub kociołków. Pojawiło się za to kilka par drzwi, a każde z nich oznaczone były inaczej i czekali przy nich nauczyciele, którzy podjęli trud nauczania młodzieży Hogwartu, gotowi pomóc z wyborem poziomu zadania. Olimpiada naukowa miała bowiem polegać na wykorzystaniu swoich umiejętności w praktyce, a została podzielona na kilka kategorii, które odpowiadały przedmiotom szkolnym. Uczestnicy musieli zaliczyć sprawdzian z każdego przedmiotu, aby zdobyć punkty. Osoba, która ukończy wszystkie egzaminy i zdobędzie najwięcej punktów, zwycięży 100 złotych galeonów.
Egzaminy odbywały się w zaczarowanych komnatach za każdą z czterech par drzwi. Dzięki magii uczestnicy mogli wykonywać zadania jednocześnie, lecz każdy z nich wkraczał na własną ścieżkę. Mógł dostrzec z oddali pozostałych, rozglądając się w prawo lub w lewo, lecz ich egzaminy nie kolidowały ze sobą.

Zasady olimpiady

1. Każdy uczestnik może wziąć udział w dowolnej liczbie lekcji. Celem jest zdobycie jak największej ilości punktów.
2. Do sprawdzianu uczestnik może podejść dwa razy. Przy pierwszej próbie może wybrać dowolny poziom trudności; jeśli sprawdzian jest zdany, przechodzi do kolejnej lekcji.
3. Postać musi wykonać zadanie, którego zaliczenie określa powodzenie podjętej akcji, tj. osiągnięcie odpowiedniego PS (próg sukcesu). Do rzutu doliczany jest bonus za odpowiednią ścieżkę mistrzostwa lub potencjał.
4. Jeśli mu się nie powiodło, może podejść do poprawki, wybierając tym razem inny poziom trudności.
5. Zdobyte punkty trafiają do jego puli w całej olimpiadzie.
6. Punktacja zadań:

Za zdanie poziomu I uczestnik otrzymuje 20 punktów.
Za zdanie poziomu II uczestnik otrzymuje 40 punktów.
Za zdanie poziomu III uczestnik otrzymuje 60 punktów.

7. Zwycięża uczestnik, który zdobył największą sumę punktów w czasie wszystkich sprawdzianów.
8. Mechanicznie olimpiada odbywa się w dwóch turach. Do 31.10.2025 włącznie trwają egzaminy z opieki nad magicznymi stworzeniami oraz z zielarstwa. Po upłynięciu tego terminu dostępne będą inne egzaminy.

Uwagi organizacyjne:
W postach, gdzie postać przystępuje do zadań, należy zaznaczyć do którego egzaminu i zadania na początku wiadomości. Należy w nim zalinkować post z rzutem na powodzenie akcji. Należy zapisać posty ze zdobytymi punktami i zgłosić ich sumę we właściwym temacie po zakończeniu zabawy.
Realny czas na zdanie egzaminów: do 2410.2025 włącznie.
Zwycięzca otrzyma po podliczeniu punktów 100 G.

Mechanika ściągania
Jeśli uczestnik zdecyduje się ściągać od kolegi i podglądać lub skorzysta z pomocy naukowych, wykonuje rzut k100 na Szybkość. PS powodzenia to: 70. Jeśli mu się powiedzie, otrzymuje bonus +10 do rzutu, jeśli mu się nie powiedzie, to zostaje wyrzucony ze sprawdzianu, nawet jeśli akcja będzie udana i nie zdobywa żadnych punktów.
Należy w poście zaznaczyć, że postać próbuje ściągać.

Egzamin z opieki nad magicznymi stworzeniami


Zadanie I stopnia
Gdy wpuszczono cię do sali, gdzie odbywać miał się egzamin z opieki nad magicznymi stworzeniami, wydawało ci się, że teleportowałeś się na błonia Hogwartu, tuż obok chatki gajowego i grządek z olbrzymimi dyniami. Zauważyłeś, że rosnące obok sałaty pożerane są przez mięsożerne ślimaki. Twoim zadaniem egzaminacyjnym było przekonanie ich, aby porzuciły sałatę na rzecz innego pokarmu, który mogłeś odnaleźć w spiżarni gajowego, lecz nie było to tak proste - należało wiedzieć jak nakarmić te stworzenia, aby nie zostać poparzonym przez śluz - i skaleczonym przez ich kły.

W przypadku niepowodzenia mięsożerny ślimak prawie odgryza ci rękę, więc jesteś zmuszony do rezygnacji.

W przypadku powodzenia udaje ci się nakarmić mięsożernego ślimaka, a on odpełza od grządki z sałatą - i pośród nich odnajdujesz klejnot z wygrawerowaną liczbą 20 oznaczającą liczbę zdobytych punktów.

Próg sukcesu akcji wynosi 30. Do rzutu kością k100 doliczany jest bonus za ścieżkę II Opieka nad magicznymi stworzeniami.

Rzut na powodzenie podjętej akcji (którą należy określić w poście z rzutem) należy wykonać w odpowiednim temacie i podlinkować w swoim poście.
Próg sukcesu akcji wynosi 30. Do rzutu kością k100 doliczany jest bonus za ścieżkę II Opieka nad magicznymi stworzeniami.
Zadanie II stopnia
Po wejściu do sali egzaminacyjnej znalazłeś się w niedużej cieplarni, które nierzadko można było znaleźc przy domach czarodziejów. Była pełna roślin doniczkowych, skrzyń z krzewami i niewielkimi drzewkami, a także wielkich donic z roślinami rodem z amazońskiej dżungli. Na końcu szklarni znajdowała się skrzynia, gdzie najprawdopodobniej ukryto klejnot z punktami - dostanie się do niego okazało się jednak problematyczne. Tuż obok skrzyni swoje gniazdo miały owady z gatunku trutniowiec krwiopijca. Magiczna, wielka osa o wielkich kłach i zmutowanym, gigantycznym odwłoku o fioletowej barwie. Ten gatunek, w odróżnieniu od czerwonych owadów, był mniej agresywny, lecz również bywał niebezpieczny. Musiałeś odwrócić ich uwagę i przekonać do przemieszczenia się. Jeśli uważałeś na lekcjach opieki nad magicznymi stworzeniami, wiedziałeś jakie gatunki kwiatów wabią je najmocniej i jakich musisz szukać w sąsiednim pomieszczeniu szklarni.

W przypadku niepowodzenia trudniowce krwiopijce stają się bardziej rozzłoszczone i atakują cię, aby napić się twojej krwi. Musisz wziąć nogi za pas.

W przypadku powodzenia wszystkie magiczne owady spragnione kwiatowego pyłku pędzą ku przyniesionej przez ciebie roślinie kwitnącej, a ty możesz otworzyć szkatułę, w której ukryto kamień z wygrawerowaną liczbą punktów - 40.

Próg sukcesu akcji wynosi 55. Do rzutu kością k100 doliczany jest bonus za ścieżkę II Opieka nad magicznymi stworzeniami.
Zadanie III stopnia
Wkroczywszy do sali egzaminacyjnej miałeś wrażenie, że właśnie wyszedłeś z zamku i znalazłeś się na łagodnym wzniesieniu; w dół prowadziła kamienna ścieżka prowadząca do padoku hipogryfów na skraju leśnej polany. Niebo nad lasem było bezchmurne, wiał łagodny wiatr; panowały idealne wręcz warunki do latania. Nie bez przypadku, zadaniem egzaminacyjnym był lot na hipogryfie nad koronami drzew. W pierwszej kolejności musiałeś jednak obłaskawić stworzenie, które uchodziło za wyjątkowo honorowe. Gdy zdecydowałeś się wejść na padok, najbliżej ciebie znajdował się hipogryf o zadziornym spojrzeniu zielonych oczu i rudo-brązowym umaszczeniu.

W zadaniu III musisz rzucić w wyznaczonym temacie kości k100 dwukrotnie - na 2 etapy zadania.

Próg sukcesu 1 etapu - 60
W przypadku niepowodzenia hipogryf ci się nie odkłania i czuje się urażony. Cudem unikasz jego ostrych szponów w czasie ucieczki z padoku. Inne hipogryfy wydają się poruszone zajściem, musisz wrócić.

W przypadku powodzenia - wiesz jak się ukłonić i robisz to porawnie, a hipogryf odpowiada również ukłonem. Możesz podjąć kolejne kroki.

Próg sukcesu 2 etapu - 80
W przypadku niepowodzenia - hipogryf nie zaufał ci na tyle, aby pozwolić się dosiąść. Reaguje na twoją próbę niechęcią i wycofuje się. Musisz wrócić, jeśli nie chcesz go rozgniewać.

W przypadku powodzenia - dosiadasz hipogryfa, a on wie co ma robić dalej. Odbija się kopytami od ziemi i wzbija w powietrze, rozkładając szeroko skrzydła. Niesie cię ponad lasem przez kilka minut, możesz wówczas chwycić lewitujący klejnot z wygrawerowaną liczbą punktów - 60.

W obu przypadkach należy użyć kości k100 i doliczyć bonus za ścieżkę II Opieka nad magicznymi stworzeniami. Pamiętaj o zalinkowaniu rzutu w poście.

Egzamin z zielarstwa


Zadanie I stopnia
Po wejściu do sali, gdzie odbywał się egzamin z zielarstwa, powietrze natychmiast stało się gęste od ostrego, drażniącego zapachu. Znalazłeś się w podziemnej komnacie, podobnej do lochów, gdzie odbywały się lekcje eliksirów. W jej centralnej części stał wielki kocioł z bulgoczącą, zieloną cieczą; wokół niego zaś ustawiono stoły, na których pozostawiono deski, ostre przyrządy do przygotowywania składników alchemicznych oraz miski. Zadanie polegało na wyciągnięciu ze skrzyń pod ścianą trzech gryzących cebuli oraz główki kąsającej, chińskiej kapusty, poszatkowaniu ich w odpowiedni sposób oraz wrzuceniu do kotła. Nie było to zadanie najłatwiejsze, ponieważ bez podstawowej wiedzy z zakresu zielarstwa nie sposób było chwycić magiczne rośliny tak, aby nie doznać przy tym skaleczeń.

W przypadku niepowodzenia kapusta boleśnie kąsa cię w palce, zaś po soku z cebuli twoja skóra pokrywa się parzącymi bąblami, co uniemożliwia ci dalszą pracę. Zostałeś odesłany przed nauczyciela po maść kojącą do odebrania przy stole stażystek.

W przypadku powodzenia zostajesz poinstruowany, aby wrzucić poszatkowane rośliny do kotła - wtedy on wypluwa klejnot z wygrawerowaną liczbą 20, czyli twoimi zdobytymi punktami.

Próg sukcesu akcji wynosi 30. Do rzutu kością k100 doliczany jest bonus za ścieżkę II Magiczne rośliny.
Zadanie II stopnia
Wszedłszy do sali egzaminacyjnej znalazłeś się w małej szklarni, gdzie światło słoneczne ledwo przebijało się przez zaparowane, brudne szyby. Pachniało tu wilgotną ziemią, nawozem i czymś bardzo kwaśnym. Na środku szklarni stała wielka skrzynia z pustymi donicami, a obok niej stał okrągły, drewniany stół - na nim zaś nieduża donica z której wyrastały długie, zielone liście. Rosła w niej młoda, ale już niezwykle kapryśna mandragora. Na stole leżały również rękawice i nauszniki, łopatka i inne niezbędne przyrządy zielarskie. Zadanie egzaminacyjne polegało na przesadzeniu mandragory w taki sposób, aby była zadowolona z nowej donicy i nie zemdleć przy okazji; wymagało to bardziej zaawansowanej wiedzy z zakresu zielarstwa, precyzji, delikatności oraz pewności w działaniach - mandragora nie chciała długo czekać poza bezpieczną donicą.

W przypadku niepowodzenia zostajesz ogłuszony przez wrzask mandragory i trecisz przytomność. Budzisz się dzięki zaklęciu nauczyciela, już poza salą egzaminacyjną, gdzie urocze stazystki podają ci szklankę wody.

W przypadku powodzenia mandragora zostaje bezpiecznie przesadzona, a jeden z jej liści rozwija się, by wypuścić na twoją dłoń kamień z wygrawerowaną liczbą punktów - 40.

Próg sukcesu akcji wynosi 55. Do rzutu kością k100 doliczany jest bonus za ścieżkę II Magiczne rośliny.
Zadanie III stopnia
Gdy zamknęły się za tobą drzwi sali egzaminacyjnej, widok gołych ścian i kamiennej posadzki rozmyły się, ustępując rozciągającemu się teraz przed twymi oczyma nowemu miejscu - przypominało domowy ogródek czarodziejskiej rodziny. Niektóre rośliny próbowały wymknąć się kontroli gospodarzy, pomiędzy nimi stały liczne donice z innymi gatunkami, a pod kamiennym murkiem postawiono drewniany stół, obok niego zaś stary kredens z połamanymi drzwiczkami. Uwagę przykuwała jednak szczególna roślina - niezwykle rzadka, z odległego od Wielkiej Brytanii kraju. Przypominała odrobinę kaktus złożony z wielu bąbli, lecz wyraźnie uchodziło z niej życie. Roślina wydawała się drżeć lekko, a z niektórych bąbli wypływała cuchnąca ropa. Twoim zadaniem było rozpoznać roślinę, a także chorobę ją zatruwała oraz odnaleźć w ogrodzie roślinne antidotum.

W zadaniu III musisz rzucić w wyznaczonym temacie kością k100 dwukrotnie - na 2 etapy zadania.

Próg sukcesu 1 etapu - 60
W przypadku niepowodzenia bąble rośliny pękają i opluwa cię piekącą cieczą, która uniemożliwiła ci dalsze działanie. Musiałeś powrócić do sali wyjściowej.

W przypadku powodzenia - rozpoznajesz mimbulus mimbletonię i przypominasz sobie, że najczęściej chorowały na fuzariozę.

Próg sukcesu 2 etapu - 80
W przypadku niepowodzenia - nie rozpoznałeś prawidłowo choroby i zaaplikowałeś mimbulus mimbletonii nieprawidłowe antidoum roślinne. Roślina umarła na twoich oczach.

W przypadku powodzenia - rozpoznałeś plamy typowej dla mimbulus mimbletonii choroby, furiozy, którą łatwo można było wyleczyć; zebrałeś ślinę wylegującego się przy sadzawce gumochłona, aby wetrzeć ją delikatnie w roślinę. Wówczas coś upadło na stół obok - to niewielki klejnot z wygrawerowaną liczbą 60.

W obu przypadkach należy użyć kości k100 i doliczyć bonus za ścieżkę II Magiczne rośliny. Pamiętaj o zalinkowaniu rzutu w poście.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-17-2025, 21:02
Egzamin z zielarstwa - zadanie III

Nie powinna była podchodzić do olimpiady tak przebodźcowana. Tak napięta, jak gdyby skóra rozciągała się na kończynach do fizycznych granic możliwości, a czaszka stawała się zbyt ciasna, by pomieścić pracujący w amoku umysł. Zbudzone przez Hogwart wspomnienia wirowały bowiem w jej głowie feerią zbyt wielu nakładających się na siebie doznań, zewsząd spoglądały na nią znajome i nieznajome twarze, gwar rozmów szemrał pod strzelistymi sufitami, a każda próba przeciśnięcia się przez aortę korytarza pozostawiała na ciele niewidzialne ślady cudzych łokci i ramion. To nie to samo, co walijska tawerna, nie to samo, co blaszany dzwoneczek przy drzwiach i pasmo klientów w Sennym Fruwokwiecie. Chyba poczuła się zbyt pewnie, przeświadczona o tym, że powrót do przeszłości będzie smakował samą słodyczą, dlatego nie zwróciła uwagi na własne samopoczucie, kiedy wraz z Moirą kierowały się do części zamkowej z przygotowanymi dla śmiałków zadaniami naukowymi.
Co to dla niej? Dla praktykującej od wielu lat zielarki, magibotaniczki. Bagatela.
Pożegnawszy ciotkę na rozstaju dróg, do sali weszła samotnie, natychmiast zderzona rozedrganymi zmysłami z panującą w środku ciszą. Niepokojącą w stosunku do wesołej i naszpikowanej adrenaliną aury panującej za masywem drewnianych drzwi, odgradzających ją teraz od reszty Hogwartu. Coś było nie tak; świat nagle zakołysał się wokół jej błędnika, a może to jej błędnik zakołysał się wokół całego świata, nie radząc sobie z różnicą okoliczności, ich gwałtowną i raptowną zmianą. Ciało Leonie nagle zapragnęło zachłysnąć się tutejszym spokojem, poniewczasie dotarło do niej, że jej ręce drżą już od dobrych kilkunastu minut, a mięśnie ramion pozostają boleśnie zamrożone. Dla stu galeonów musiała jednak stanąć na wysokości zadania, kto by tego nie zrobił? Merlinie, taka kwota... albo wystarczyłaby jej na całe lata hazardu, albo w mig rozpłynęłaby się przy kilku sporych zakładach, trudno powiedzieć.
Kroki stawiane przez połać magicznego ogródka łupały o jej skronie, wypełniały głowę namoczoną w syropie watą, wbijały igiełki w płuca - ale Leonie nadal zbyt mocno wierzyła w zawodowe doświadczenie, by zwolnić i dać sobie przestrzeń na kilka głębszych, kojących oddechów. Zawitała w komnacie przekonana, że w kilka minut upora się z zadaniem, a  kiedy zauważyła przed sobą charakterystyczną sylwetkę oczekującej na rozpoznanie rośliny, była pewna, że ją zna. Zna jej woń. Jej kształt. Jej... nazwę? Oczywiście, że zna jej nazwę, przecież to banalnie proste. Potrafiła przypomnieć sobie, gdzie niemal identyczny egzemplarz stoi na ekspozycji Sennego Fruwokwiatu, przechodziła obok niego tysiące razy, dbała o niego, śpiewała mu, kiedy nikt nie słyszał. Skup się, Figg. Wiesz to.
Kiedy więc przez chwilę znajdowała w sobie tylko przerażającą, bezdenną pustkę, smużki brwi ściągnęły ku sobie w głębokiej konsternacji. Czarownica splotła ze sobą dłonie, które potem lekko przycisnęła do mostka, poruszając się to w lewo, to w prawo, jakby perspektywa zmieniającego się kąta widzenia miała rzucić nowe światło na banalną zagadkę - a każda sekunda zwłoki pchała w nią jeszcze więcej wzbierającej w piersi paniki. Po kolei, od jakiej litery powinna zacząć? M, na pewno. Melisa? Nie. Majeranek, moly, magnolia, mandragora, Moira Sanderson... Nie, na bogów, nie Moira Sanderson. Och, no przecież - mimbulus mimbletonia! Dokładnie tak. Od tego etapu musiało być już tylko lepiej, przecież doskonale znała ten gatunek. Doskonale potrafiła go oporządzać. Doskonale dostrzegała też ślady toczącej je choroby, którą niemal w mgnieniu oka przypasowała w myślach do - zdaniem zdradliwie zmąconego umysłu - odpowiedniej dolegliwości. Leonie przejrzała stojące na pobliskim drewnianym blacie roztwory, finalnie sięgnęła po jeden z nich i zaaplikowała na roślinę.

1 etap - udany, 2 etap - krytyczna porażka ech
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
10-17-2025, 21:13
Egzamin z zielarstwa - zadanie I

Nie była osobą doświadczoną w zielarstwie, nie była też osobą doświadczoną w dziedzinie magicznych stworzeń, a wszystkie przekazywane przez organizatorów magicznej olimpiady informacje zdmuchują nieco warstwy kurzu zaległej na powierzchni czegoś, co kiedyś z pewnością wiedziała. Pamięcią wraca do czasów szkolnych – do życiowego okresu, w którym za punkt honoru ustalała sobie bycie co najmniej przeciętną w nawet nieulubionych dziedzinach magii. Wraca pamięcią do zajęć zielarstwa, nabierających prawdziwego sensu dopiero w przyszłości – w trakcie nauki eliksirów, alchemii czy jeszcze później – w trakcie studiów uzdrowicielskich. Nie jest specjalistką i w niezwykłym porywie szaleństwa, dochodzi do wniosku, że przybywa tu głównie dla dobrej zabawy – dla wspomnień, które w przeciwieństwie do wielu interakcji z lepiej sytuowanymi rówieśnikami – są myślami miłymi.
Jest jedną z pierwszych osób przystępujących do egzaminu, ale w przeciwieństwie do dawnych lat – nie towarzyszy jej trema. W wieku lat czterdziestu już dawno wyleczona pozostaje z chęci zabłyśnięcia w każdej dziedzinie. Przyjmuje instrukcje od niezwykle wyględnej pracownicy Hogwartu – wydaje jej się, że obie kojarzą swoje twarze, jednak myśli tej nie uzewnętrznia. Gdzieś w oddali widzi wchodzącą z sali Leonie Figg – swoją siostrzenicę, osobę wraz z którą skierowała się na olimpiadę – dziewczynę będącą z pewnością stukrotnie lepszą specjalistką od magicznej flory niż osoby takie jak magimedyczka Sanderson – trafiające tu dla rozrywki, pieniędzy czy chwili spędzonej ze wspomnieniami. Posyła jej krótkie spojrzenie, lekko składnia głowę w ramach życzenia powodzenia, a potem obraca się w kierunku wzywającej ją na egzamin obsługi. Oto wielki dzień, w którym…
Pokroi cebulę. Gryzącą cebulę. I równie kąsającą kapustę.
Jak na kobietę, której miejsce nie znajduje się w kuchni, wydaje się mało przejęta. Obsługę tych roślin pamięta w końcu dobrze.
Sanderson pokonuje odległość dzielącą ją od stołu do krojenia prędko, tak samo jak prędko i zdecydowanie łapie – początkowo za tył główki kapusty. Nim wbije w nią nóż, niemal wpada palcami pod jej podłe zębiska, a za ten czyn nieobyczajny kroi magiczne warzywo prędzej i zdecydowaniej. Za stara jest też na sztuczki gryzących cebul – prosi egzaminatora o odpowiednie okulary, by z należytą ostrożnością pokroić niewdzięczną we współpracy roślinę.
Z zadowoleniem obserwuje prężący się w misce efekt swojej pracy i posyła krótki uśmiech egzaminatorowi tłumaczącemu jej dalszy krok. Wrzuciwszy pokrojone składniki do kociołka – otrzepuje dłonie, by ujrzeć owoc swojego sukcesu – 20 punktów trafia na jej konto, a ona wychodzi na zewnątrz, gdzie szykować może się do kolejnego testu.

Rzut udany

Egzamin z opieki nad magicznymi stworzeniami - zadanie II

Kolejne zadanie ma być logiczniejszym wyborem, bo dziedzina obrana teraz na cel przez Sanderson jest jej znana, nawet jeżeli praktyczne spotkania z nią odbyła… Od nieco innej strony. Wskutek obserwowanych w szpitalu obrażeń zadawanych przez konkretne gatunki magicznych stworzeń, może wiedzieć jak zachowywać się w obliczu niektórych z nich, z uporem maniaka powtarzając w gabinecie formułki dla tych, którzy o wiedzy tej mieli nieszczęście zapomnieć. Ośmielona poprzednim powodzeniem i lekkością, z jaką przyszło jej pokonać zadanie z zakresu zielarstwa, zgadza się na podniesienie poprzeczki i podejście do egzaminu nieco trudniejszego. Sanderson posiada respekt do magicznych stworzeń – szczególnie takich, z którymi nie obcuje się w życiu codziennym – wierzy jednak, że żaden organizator nie chciałby urwać głowy czy kończyn uczestnikom olimpiady.
Nawet jeżeli na pokładzie był doświadczony w składaniu takich magichirurg.
Gdy przekracza wrota i magicznie znajduje się w szklarni, przez chwilę staje w niepewności – drobne zamieszanie wtargnęło jej na twarz, kiedy obejrzała się przez ramię za zamykającymi się za nią drzwiami. Przez chwilę przekonana o błędzie obsługi myśli, że znowu trafiła w zielarskie rejony. Dopiero widząc przed sobą gniazdo trutniowca zarzuca wszelkie podejrzenia.
A wtedy myśli płyną w zupełnie inną stronę.
Te stworzenie zwykle nie atakuje ludzi, ale w przypadku zbliżenia się do jego gniazda – mogłoby poczuć zagrożenie i zadziałać zgodnie z instynktem. Sanderson dociera jednak do myśli, że gdyby podsunąć im odpowiednią roślinę – pewnie straciłby zainteresowanie przechadzającą się po ogrodzie zimowym uzdrowicielką. Chociaż na chwilę, a chwila ta będzie musiała jej wystarczyć. Sanderson sięga po różdżkę, wyciąga ją przed siebie i zaczyna rozglądać po okolicy. Orientuje się, że w drugim pomieszczeniu znajdzie swój ratunek.
Zapach najintensywniejszy i najsłodszy; kwiaty najbardziej barwne – tego szuka, a kiedy to znajduje i kiedy czuje w ramionach ciężar przenoszonej donicy, dochodzi do wniosku, jakoby to magia była najpiękniejszym co ich wszystkich w życiu spotkało.
Donica z intensywnie różowymi hiacyntami ustawiona na podłodze przesuwa się po niej w skutek prostego zaklęcia.
– Locomotor hyacinthus – inkantuje, a potem różdżką wskazuje miejsce zaraz pod gniazdem trutniowca krwiopijscy. Gdy gatunek wreszcie interesuje się rośliną, gdy wreszcie kręcić zaczyna swoim odwłokiem wśród jego łodyżek – Moira przesuwa go zaklęciem ponownie, nieco na bok – odsuwając większość owadów na odpowiednią odległość.
Gdy wypatruje wreszcie odpowiedni moment – ostrożnymi, ale długimi krokami dostaje się do skrzynki, otwiera ją, a ściskając w dłoniach klejnot z 40 punktami – zawraca, nie oglądając się za siebie.
Lepiej nie kusić losu. Lepiej nie zastanawiać się czy na pewno dała sobie najwięcej czasu i czy na pewno wybrała najlepszy ze wszystkich gatunków roślin dostępnych w szklarni.

Rzut udany

+60 pkt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-19-2025, 20:39
Mimbulus Mimbletonia była rzadką i delikatną rośliną; występowała głównie w Azji Mniejszej, w obszarach o gorącym i suchym klimacie. Jej uprawa w Wielkiej Brytanii była zatem ryzykowna, przez wzgląd na deszczowy i zdeycodowanie chłodniejszy klimat. Głęboko wątpliwym było, aby fuzariozą zarażono mimbletonię z premedytacją, gdyż była to choroba niezwykle trudna do wyleczenia; okazy, które pozyskał nauczyciel zielarstwa, już zarażone, dopiero zaczynały więdnąć, istniała więc dla nich szansa - jeśli uczestnicy zjazdu nie porzucili nauki zielarstwa tuż po zakończeniu nauki.
Wiedza Leonie była godna pozazdroszczenia, doskonale znała wszak ten gatunek, lecz rozproszenie uwagi cudzą obecnością wpłynęło na jej własne działania - być może oglądała się na znajomą czarownicę i zerwała nie to, co pierwotnie zamierzała. Zorientowała się, że doszło do pomyłki w chwili, gdy było już za późno. Mimbulus mimbletonia zareagowała od razu; skurczyła się w sobie i zadrżała mocno. Kilka jej bąbli pękło gwałtownie, a ciesz wylądowała na twarzy i dłoniach Leonie. Choroba, o podłożu grzybiczym, przeniosła się na jej skórę w sposób niespodziewany nawet dla uzdrowicieli. Na bladej skórze panny Figg pojawiły się różowe i pomarańczowe wybrzuszone plamy, które przywodziły na myśl główki maleńkich grzybów. Miała dwie plamy na policzkach i kilka na dłoniach, odczuwała przy tym nieprzyjemne pieczenie. Fuzarioza nie była jednak chorobą groźną dla czarodziejów, wystarczyła więc właściwa maść, a plamy znikną w ciągu tygodnia. Poza lekkim pieczeniem i nieprzyjemnym uczuciem ślimarczenia się plam Leonie nie odczuwała żadnych dolegliwości.

To jedynie post uzupełniający dla Leonie Figg w związku z wyrzuceniem k1 na akcję.pViolet Macnair
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-19-2025, 21:07
Objaw porażki nastąpił wręcz błyskawicznie, karząco. Leonie nie tyle zobaczyła dowód swojej pomyłki, ile odczuła ją na własnej skórze - w parzących igiełkach dotykających miejsc, gdzie ciecz toczona chorobą jej dosięgła.
Już wtedy wiedziała, że stało się coś złego, intuicja rozżarzyła się niebezpiecznie, i chociaż zielarka miała ochotę panicznie cisnąć roślinę na bok, znalazła w sobie dość empatii, żeby odłożyć ją na drewniany blat. Może mimbletonii nie dało się już pomóc, nie oznaczało to jednak, że należało obejść się z nią bez szacunku. Mimo parzącego podszczypywania, mimo - jeszcze gorszego - uderzenia w zawodową dumę, jedyną sferę, w której od lat Figg czuła się jakkolwiek pewnie.
Wypadła potem z sali egzaminacyjnej, natychmiast kierując się do jednej z umieszczonych na tym piętrze toalet. Biegła, biegła tak szybko, jak zdołała, nie wiedząc, czy plamy, które boleśnie odczuwała na swoim ciele, są tak straszne, jak wydawało się jej wyobraźni, oddziałowującej na każdy kierujący nią zmysł. Wyminęła więc ślicznie ubrane i pogrążone w plotkach czarownice, a kiedy stanęła przed lustrem, miała ochotę wybuchnąć płaczem. Dłonie dało się zamaskować pod rękawiczkami, tak, ale twarz? W jej percepcji, skrzywionej bólem przeszłości i pogrzebanej pod ziemią samooceną, to, co mimbletonia zostawiła na boku jej prawego policzka, nieopodal skroni, było ciosem w samo serce. Od dawna czuła się szkaradna, potworna, a teraz... Teraz naprawdę tak wyglądała. Nie dało się tego przegapić. Nie dało się nie zwrócić na to uwagi, a nawet jeśli, ona nie mogłaby zapomnieć, że odciśnięta na jej skórze choroba znajduje się na widocznym miejscu. Obmyła starannie dotknięte sokiem magicznej rośliny miejsca, po czym zamknęła się w jednej z kabin, szlochając w dłoń przyciśniętą do ust, tłumiącą nieprzystające okazji dźwięki płaczu.
Ten dzień miał wyglądać inaczej. Wszystko miało wyglądać inaczej. Nie zdoła znaleźć Moiry i wyjaśnić jej, dlaczego nie może zostać na zjeździe, zresztą wystarczyłoby jedno spojrzenie na koszmarną twarz siostrzenicy, żeby Sanderson nie miała wątpliwości. Nie mogła też zobaczyć się z Jasperem, nie mogła powiedzieć mu, że nie tylko nie poradziła sobie z czymś, w czym przecież była profesjonalistką, to jeszcze naraziła się na brzydotę, Merlin wie jak długo trwającą. Jej kompleksy, choć ostatnio wyciszone, nigdy tak naprawdę nie minęły. Nie wycofały się poza krawędź świadomości, nie zabrały ze sobą dawnych demonów. Teraz szansa była na to jeszcze mniejsza, niż wcześniej.
Leonie zrobiła więc to, co robiła najlepiej - uciekła. Ze zjazdu absolwentów, z osłonecznionych połaci Hogwartu, sprzed oczu, które mogły ją ocenić. Uciekła do Cardiff, gdzie tawerna miała pozostać pusta, ale to bez znaczenia, bo dręczona paniką podchodzącą do gardła i tak nie zamierzała nigdzie wychodzić. Co najwyżej do jednego z zaprzyjaźnionych felczerów, jeśli miałoby się okazać, że jakimś cudem nie oddawał się dziś czarowi wspomnień i został w ich małym królestwie. Zmierzając do wrót zamku, przełykająca gorącą gorycz łez i, ledwo przytrzymująca szwy swojego serca przed rozerwaniem, zostawiła za sobą uroczystość bez pożegnania, jeszcze tego wieczora jakimś szczęśliwym trafem rzeczywiście przyjęta przez starszego cardiffowskiego uzdrowiciela, który podarował jej maść na fizyczne objawy egzaminu. Z mentalnymi - z nimi trudniej będzie się uporać.

zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Manon Baudelaire
Śmierciożercy
normal is an illusion. what is normal for the spider is chaos for the fly.
Wiek
25
Zawód
alchemiczka w szpitalu św. munga
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
10
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
7
Brak karty postaci
10-22-2025, 13:24
Egzamin z zielarstwa, poziom II

Nie sądziła, że pojawi się tu raz jeszcze. Była wszak osobą, która uważała, że pewne rozdziały powinny zostać zamknięte na zawsze. A jednak, coś mówiło jej, aby poddała się pokusie impulsu i w zgodzie z wartościami domu, którego barwy niegdyś były jej własnymi, pokusiła się o wygraną. Słyszała coś o pieniądzach, które stanowiły nagrodę ― spora sumka, która jednak nie stanowiła dla niej głównej motywacji. O wiele istotniejsze od samych galeonów było bowiem nakarmienie własnego ego. Widok rywali pozostawianych ― w przenośni ― za plecami, coraz to bardziej rozciągający się dystans między liderem, a grupą pościgową. Gdyby nie fakt, że nieszczególnie widziało jej się otrzymywanie siniaków w nierównym pojedynku, pewnie skierowałaby swoją uwagę w stronę Turnieju Pojedynków. Wygrana nad rywalem smakowałaby nadzwyczaj słodko. Ale wybór ten równał się z jeszcze większym prawdopodobieństwem porażki. Olimpiada naukowa z kolei była tym, co mogło dać jej odpowiednią satysfakcję, a w dodatku nie przyprawić o niezamierzone krwiaki czy zadrapania.
Okrągła komnata nie musiała być wcale specjalnie przystrojona, aby w pełni uderzyła w Manon wspomnieniami o egzaminach. Nosek kobiety zmarszczył się minimalnie, lecz tylko na jedną chwilę. Brak ławek czy przyborów szkolnych zaskoczył ją dość wyraźnie, więc odszukała wzrokiem jedną z kobiet, która miała sprawować pieczę nad olimpiadą. Od rudowłosej dowiedziała się o detalach dotyczących przebiegu egzaminów, dzięki czemu pewniej przeszła przez drzwi kryjące za sobą małą szklarnię.
Duchota uderzyła ją od razu, podobnie jak zapach. Ten ostatni nie był jednak najgorszym, co można było czuć. Niekiedy eliksiry lub ich składniki pachniały jeszcze gorzej, do czego alchemicy tacy jak Baudelaire musieli się przyzwyczajać. Duchota jednakże nie należała do częstych towarzyszy alchemików, a sama Manon pragnęła wyjść z tegoż pomieszczenia tak prędko, jak to tylko możliwe. Nie traciła więc czasu na przyglądanie się zaparowanym szybom, przenosząc uwagę na środek szklarni, w którym znajdowała się skrzynia z donicami, stół z donicą, a co ważniejsze ― rękawiczkami i nausznikami, które od razu zdradziły, jakaś to roślina znajdowała się w doniczce. Kobieta pewnym krokiem podeszła do stanowiska, najpierw zakładając na uszy nauszniki, które przyklepała jeszcze, dla pewności, że nie zsuną się one z głowy w trakcie pracy, czy też ― broń Merlinie ― przepuszczą jakikolwiek dźwięk, który z pewnością doprowadziłby ją do omdlenia. I upadku na podłogę szklarni. I ubrudzenia sukni ziemią. Fuj. Następnie wsunęła na dłonie rękawiczki, aby móc zająć się przygotowaniem doniczki, do której miała zostać przesadzona mała mandragora. Spośród dostępnych donic wybrała większą o dwa centymetry w średnicy oraz o tyle samo głębszą od poprzedniczki. Upewniła się przy tym, że wybrana doniczka posiada otwory, przez które mogła przepływać woda, aby nie gromadziła się na dnie i nie przyczyniała się do gnicia rośliny. Na sam dół donicy wsypała dwie łopatki żwiru, następnie przystępując do wypełniania donicy świeżą ziemią, zachowując przy tym otwór, w którym miała zamieszkać wrzeszcząca część mandragory.
Dopiero wtedy, gdy przygotowana donica znalazła się blisko tej starej, Manon przełknęła głośno ślinę. Czuła, że zaczyna się pocić ― czy to z zaduchu panujacego w szklarni, czy przez to, że zaraz miała przejść do sedna zadania ― nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że musiała się skupić i zadziałać pewnie. Lewą ręką chwyciła za zielone, liściaste łodygi mandragory przy samej ziemi, po czym mocno pociągnęła w górę, podrywając wijącą się i wrzeszczącą bulwę w powietrze. Z zaciśniętymi zębami zaczęła delikatnie osypywać resztki zbrylonej ziemi z bulwy, jednocześnie przyglądając się stanowi rośliny. Mandragora była jeszcze młoda, ale wrzeszczała tak, że mogłaby powalić dorosłego człowieka. Bez wahania i bez sentymentów Baudelaire osadziła wrzeszczącą roślinę w przygotowanej wcześniej doniczce, a następnie zaczęła dosypywać ziemi tak, aby w całości przykryć ― i stłumić ― mandragorę. Ostatnią rzeczą, którą zrobiła było sięgnięcie po wypełniony wodą pojemnik ze spryskiwaczem. Opryskała ziemię wodą, delikatnie, aby nie (o ironio) przesadzić. Wtedy też rozłożył się jeden z liści rośliny, wypuszczając na jej dłoń kamyk z ilością punktów. Dopiero wtedy zdjęła z siebie nauszniki i rękawiczki. Wychodząc z sali, zabrała ze sobą tylko kamień.

Egzamin z ONMS, poziom II (rzut nieudany)

Na skrzydłach euforii zwycięstwa w przesadzaniu mandragory, postanowiła nie robić sobie przerwy, zamiast tego skierować się w stronę kolejnych drzwi, za którymi miał odbyć się kolejny etap olimpiady. Musiała przyznać jednak, że nie była szczerze pewna swoich umiejętności z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami. To, co było jej bliskie, czyli ingrediencje zwierzęce, zazwyczaj pochodziło ze zwierząt już martwych. Żywe zwierzęta potrafiły przyprawiać o ból głowy, a o magicznych owadach wolała w ogóle nie myśleć.
Wchodząc do cieplarni nie widziała jeszcze żadnego magicznego stworzenia. Miała nadzieję, że zadanie będzie polegało na odnalezieniu nieśmiałków pośród wielu roślin zgromadzonych w środku. O, to mogłaby z pewnością przeżyć, w dodatku z uśmiechem. Niestety, płonna nadzieja rozmyła się dość szybko. Tak szybko, jak szybko dostrzegła skrzynię znajdującą się na końcu pomieszczenia i latające wokół niej, wielkie, obrzydliwe, fioletowoodwłokowe owady. Zwykłe owady nie mogły latać, gdy miały zmoczone skrzydła, a gdyby w ten sposób dało się unieszkodliwić te krwiopijce... Skrzynia byłaby w jej zasięgu. Plan wydawał się nie mieć wad.
Dlatego też chwyciła za swoją różdżkę, wyciągnęła dłoń przed siebie i rozpoczęła spokojny marsz w stronę skrzyni. Gdy zatrzymała się około trzech kroków przed nią, zamachnęła się różdżką, wypowiadając inkantację zaklęcia:
― Aguamenti ― tak, jak postanowiła, tak zrobiła. Skierowała różdżkę w kierunku owadów, próbując je zmoczyć. Te jednak nienajlepiej zareagowały na nagły atak dywersji. Co gorsza, wbrew oczekiwaniu Manon wcale nie przestały być zagrożeniem. Latały dalej, bzycząc złowieszczo w powietrzu, aż wszystkie nie zwróciły swej uwagi na nią. Mogłaby dać słowo, że przez ułamek sekundy czuła na sobie kumulujacą się, owadzią złość. Nie czekała zatem długo, ruszyła biegiem w stronę drzwi, w ostatniej chwili zamykając je za sobą. Słyszała jeszcze stłumione bzyczenie za nimi, a to z kolei oznaczało, że nie zaliczyła egzaminu przy pierwszym podejściu. Musiała postarać się jeszcze lepiej i spróbować ponownie.

Egzamin z ONMS, poziom I (poprawka, rzut nieudany)

Gdy po raz kolejny zjawiła się w sali egzaminacyjnej, ta nie przypominała już cieplarni. Zamiast tego znalazła się na Błonich, obok grządek z dyniami. To w ich kierunku skierowała swoje kroki w pierwszej kolejności, chwilowo porzucając myśl o chatce gajowego i tym, co może tam znaleźć. Zmrużyła oczy, coś zwróciło jej uwagę całkiem niedaleko, gdzieś w okolicy zielonych główek kapusty. I gdy tylko skupiła się na poszarpanych krawędziach liści, dostrzegła coś, co było gorsze od tamtych parszywych os. Obślizgłe ślimaki.
Wciągnęła głośno powietrze w płuca, to musiał być jakiś żart, w dodatku zupełnie nieśmieszny. Czy celowo zadania z opieki nad magicznymi zwierzętami musiały dotyczyć samych obrzydliwości? Nie mogli próbować złapać psidwaka? Albo chociaż szukać małego nieśmiałka? Cokolwiek, byle nie owado―ślimacze obrzydlistwa. Jedno było ważne, znowu należało odwrócić uwagę stworzenia od jednego przedmiotu i przenieść na drugi. Tym razem nie próbowała przestraszyć ślimaków, czy też ich zmoczyć. Zeszła z grządek i podeszła do chatki gajowego. Chwyciła znajdujący się niedaleko wejścia szpadel, z którym wróciła do grządek z kapustą. Zepchnęła kilka ślimaków na szpadel, a gdy skupiła się na odnalezieniu kolejnego, poczuła dziwną zmianę w obciążeniu. Szpadel nie opadał już w dół, ale ciężej było utrzymać rączkę. Przez chwilę myślała nawet, że to tylko mylne wrażenie, że umysł płata jej figle. Ale gdy spojrzała na szpadel, na jego drewnianą rączkę oblepioną śluzem i na ślimaka, który właśnie otwierał swoją paszczę, aby odgryźć jej rękę aż do nadgarstka...
Upuściła natychmiast szpadel i odskoczyła w tył z niecharakterystycznym dla siebie piskiem. Czym prędzej wypadła za drzwi, decydując, że już nigdy nie zbliży się nawet na krok do czegoś równie obrzydliwego.
by the pricking of my thumbs, something wicked this way comes
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Olivia Starwoodsen
Czarodzieje
Wiek
33
Zawód
Urzędniczka w DKnMS
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
18
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
9
10
Brak karty postaci
10-23-2025, 17:45
EGZAMIN Z ONMS, POZIOM I

Zjazd wydawał się naprawdę ciekawym wydarzeniem i odkąd się pojawiła się na terenie Hogwartu jeszcze ani razu nie poczuła rozczarowania. Powrót do szkolnych murów wywoływał nostalgię, przywoływał wiele dobrych wspomnień, które miała związane z tym miejscem. Zawsze z uśmiechem rozmyślała o latach spędzonych w szkole, więc nic dziwnego, że z entuzjazmem zareagowała na wieść o organizacji Zjazdu Absolwentów.
Po zapoznaniu się z harmonogramem dni od razu wiedziała, że spróbuje swoich sił na Olimpiadzie. Nigdy nie stroniła od nauki, co nie zmieniło się również w jej dorosłym życiu, więc dlaczego miałaby nie podjąć takiego wyzwania. Kierowana znakami przeszła do odpowiedniej sali po drodze zatrzymując się kilka razy by powspominać lub poświęcić chwilkę na rozmowę z napotkanymi znajomymi, który również dość licznie pojawili się tego dnia w Hogwarcie. Kiedy przekroczyła próg dali z lekkim zaskoczeniem stwierdziła, że jednak nie tak ją zapamiętała. Brakowało ławek, tablicy i takiego typowego nastroju, który zawsze w niej panował. Wpisała swoje nazwisko na listę uczestników, po czym przez moment słuchała zasad, by w końcu wejść głębiej do pomieszczenia. Rozejrzała się zaintrygowana zastanawiając się, które drzwi powinna wybrać aby odbyć swój egzamin. Tematyka była oczywista, zajmowała się zawodowo magicznymi stworzeniami, nie było więc innej opcji jak tylko wybrać właśnie ten przedmiot. Chociaż pewna swoich umiejętności, na początek postanowiła przystąpić do zadania za najmniejszą ilość punktów. Od tak, dla rozgrzewki. Nauczyciela stojącego przy odpowiednich drzwiach przywitała delikatnym uśmiechem, po czym przekroczyła próg ciekawa co czeka ją po drugiej stronie.
Jakieś było jej zaskoczenie kiedy nagle poraziło ją słońce. Musiała zasłonić na moment oczy dłonią, jednak kiedy wzrok przyzwyczaił się do światła w końcu mogła rozejrzeć się bez przeszkód. Czyżby jakimś cudem przeniosła się na powrót na błonia. Pokręciła głową z rozbawieniem na myśl o pomysłowości organizatorów, po czym ruszyła przed siebie. Znalazła się przy chatce gajowego, doskonale ją pamiętała z czasów szkolnych. Gajowy zawsze miał niesamowicie zadbany ogród i chociaż nigdy jakoś specjalnie nie była fanką roślin, lubiła tutaj czasami przyjść. Rozejrzała się więc po grządkach, a jej wzrok zatrzymał się na ślimakach, które właśnie pożerały sałatę. Przemknęło jej przez myśl, że przecież są one mięsożerne, co w nie więc wstąpiło, że postanowiły wprowadzić do swojej diety zieleninę.
- Nie powinno was tu być. - mruknęła pod nosem.
Jeśli tak dalej pójdzie cały zbiór sałaty będzie do niczego. Trzeba było pozbyć się szkodników, co jak się domyśliła było właśnie jej zadaniem podczas tego egzaminu. Powiodła wzrokiem w około w poszukiwaniu mięsa, taki posiłek powinien zdecydowanie bardziej przypaść ślimakom do gustu. Nie dostrzegłszy jednak niczego takiego w ogrodzie postanowiła poszukać szczęścia w chatce gajowego. Weszła do środka po kamiennych schodkach, po czym uchyliła drzwi. Co prawda nie spodziewała się, że kogokolwiek tam zastanie, ale jednak najpierw zajrzała środka by się upewnić, a dopiero potem weszła. Domek w środku wyglądał dokładnie tak jak to zapamiętała. Zaczęła więc przeglądać półki w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego, ale początkowo nic jej do nie dało. Dopiero na tyłach znalazła coś na wzór małej spiżarni, a tam czekało na nią wszystko co tylko chciała. Musiała stanąć na półce by sięgnąć po kawał mięsa, który zwisał na sznurku, z pewnością przeznaczony do wysuszenia. Zadowolona uśmiechnęła się sama do siebie gdy w końcu trzymała w rękach sznurek, po czym na stole pokroiła mięso na mniejsze kawałki.
Ślimaki nie odpuszczały, nadal zażarcie pochłaniały liście sałaty. Olivia podeszła do nich na bezpieczną odległość, nie chcąc ryzykować żadnych obrażeń, po czym ukucnęła na piętach. Wzięła jeden kawałeczek, po czym podsunęła powoli w stronę pierwszego ślimaka, zapachem chcąc zwrócić jego uwagę. Chwilę to trwało, ale w końcu pierwszy ze ślimaków w swoim tempie stracił zainteresowanie kawałkiem liścia i ruszył w jej kierunku nęcony zapachem mięsa. Położyła go więc w odpowiedniej odległości widząc, że jedna sałata została uratowana, po czym przeszła do kolejnej i powtórzyła poprzednią czynność. Odciągnięcie wszystkich szkodników zajęło jej sporo czasu, ale w końcu ślimaki zajęły się mięsem zostawiając w spokoju uprawy sałaty. Dopiero wtedy zauważyła, że między grządkami leży klejnot z wygrawerowaną liczbą dwadzieścia. Sięgnęła po niego i obróciła kilka razy w dłoni. Wychodziło na to, że egzamin zakończył się powodzeniem. Zadowolona z siebie jeszcze raz rzuciła spojrzenie w stronę znajomego miejsca, po czym ruszyła z powrotem do drzwi, którymi miała wrócić do zamkowej sali.

Udany rzut
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
10-29-2025, 22:07
ONMS (zadanie II)

Kiedy Colette została zatrzymana przez swoich znajomych z Beauxbatons, Ned postanowił samotnie przespacerować się po Hogwarcie. Minęło niemal dwadzieścia lat odkąd pożegnał się z murami szkoły i nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek trafi tutaj ponownie. Przyglądał się magicznym obrazom, które zdawały się równie intensywnie obserwować jego, zmierzając w stronę swojego starego pokoju wspólnego. Wtedy dostrzegł zamieszanie przy jednej z klas. Nie byłby sobą gdyby nie zajrzał głębiej - wtedy szybko mu wytłumaczono, że właśnie odbywa się olimpiada Gumochłonek. Kobiety przy stole z zapisami chyba dziesięć razy powtórzyły, że nagrodą jest 100 galeonów, jakby był co najmniej ułomny. Wystarczyło powtórzyć tylko raz; nagroda była na tyle kusząca, że postanowił dopisać się do listy.
W okrągłej sali zauważył kilka znajomych osób (Leonie, Moira), z którymi przywitał się delikatnym skinieniem głowy, jeżeli ich spojrzenia się gdzieś skrzyżowały.
Podszedł do stanowiska zadań z opieki nad magicznymi stworzeniami. W szkole dobrze się uczył, a zwierzęta nie wydawały mu się szczególnie skomplikowanym tematem, więc od razu zdecydował się na trudniejsze zadanie. Wszedł do sali, od razu czując w nozdrzach charakterystyczny zaduch szklarni. Zawodowa czujność, a może już po prostu paranoja, nakazała mu trzymać różdżkę w pogotowiu. Dość szybko zauważył skrzynię, która najpewniej była częścią zadania, a także wielką osę. Ned przystanął w bezpiecznej odległości od przedziwnego owada, zastanawiając się, co w tej sytuacji zrobić. Wtedy zamajaczyła mu szczątkowa wiedza: te wielkie pszczoły czegoś nie lubiły, jakiegoś zapachu. Rozejrzał się uważnie po szklarni, ale nie był w stanie rozpoznać tej rośliny po samych kwiatach. Zaczął więc spacerować po szklarni, wąchając wszystko po kolei, zastanawiając się czy te zadania są na czas - jeżeli tak, przegraną miał już w kieszeni.
W końcu poczuł coś, co pachniało tak intensywnie, że musiało odstraszyć te robale. Nie znał się za bardzo na zielarstwie - a może kiedyś to wiedział, ale nieużywana wiedza uleciała z biegiem lat - niemniej postanowił zaufać intuicji. Wspomagając się magią uniósł doniczkę i utrzymał ją obok gniazda os (os, pszczół, cholera wie czego), żeby je zainteresować rośliną. A potem, powoli, opuścił doniczkę kawałek dalej, dając sobie bezpieczną drogę do skrzyni. Do ostatniej chwili nie był pewny czy jego pomysł się powiedzie, więc szybko wyciągnął kamień i równie szybko opuścił szklarnię. Dopiero wtedy dokładniej mu się przyjrzał: wygrawerowana czterdziestka zachęciła go do wzięcia udziału w kolejnym zadaniu. Może jednak pamiętał więcej niż mu się wydawało, a te sto galeonów wkrótce wyląduje w jego kieszeni.

Udany rzut kością

Zielarstwo (zadanie II)

Podbudowany zdanym egzaminem z opieki nad magicznymi stworzeniami nie miał wątpliwości, że zaryzykuje również z zadaniem z zielarstwa. Bez większego zaskoczenia odkrył, że znowu znalazł się w szklarni, ale w tej pachniało czymś innym - czymś kwaśnym. Nie była to jednak dla niego wystarczająca wskazówka. Dopiero po ujrzeniu donicy domyślił się z czym będzie miał do czynienia. Mandragora. Akurat tę roślinę rozpoznawał bezbłędnie. Nie tracąc czasu na zbędne przemyślenia nałożył rękawice i nauszniki, żałując, że organizatorzy nie zadbali też o jakiś fartuch - nie chciał wybrudzić swojej wyjściowej szaty. Zdecydowanym ruchem chwycił za łopatkę i... Zatrzymał się na moment, przyglądając się pomarszczonej roślinie. Nie wiedział od czego powinien zacząć. Tak po prostu złapać za liście? Wykopać ją najpierw tą łopatką? Zawsze brakowało mu serca do zielarstwa. W przeszłości uczył się tylko tego, co było naprawdę konieczne do zdania egzaminów. Kiedy osiągnął swój cel i dostał się na kurs aurorski, wszelka niepotrzebna wiedza pokroju przesadzania mandragor uleciała gdzieś we śnie. To nie może być takie trudne stwierdził, po czym pewnym ruchem złapał za mandragorę, która z niezadowolenia zmarszczyła się jeszcze bardziej i rozpłakała się. – Ćśś – próbował ją uspokoić jakimś ojcowskim odruchem, wsadzając ją do nowej donicy. Szklarnia wypełniła się nieznośnym krzykiem, który z każdą kolejną chwilą zdawał się być coraz głośniejszy. Ned miał wrażenie, że zaraz wybuchną mu bębenki. Przycisnął dłońmi nauszniki, tym zdesperowanym ruchem próbując choć trochę się ochronić przed tym strasznym hałasem, ale na niewiele się to zdało. Po chwili poczuł jak miękną mu nogi, a świat przed oczami robi się coraz bardziej rozmazany...
...nie pamiętał co stało się potem. Otworzył oczy już poza szklarnią, bez rękawic i nauszników. Odebrał szklankę wody od uroczej stażystki, chyba jednej z tych, które powtarzały do znudzenia, że można tu wygrać STO GALEONÓW. Czuł gorzki smak porażki.

Nieudany rzut kością

Zielarstwo (zadanie I)

Potrzebował kilku minut, żeby dojść do siebie. Kusiło go, żeby spróbować jeszcze raz przesadzić mandragorę – nie podobało mu się, że pokonało go coś tak w gruncie prostego. Zastanowił się nad tym jednak jeszcze raz i doszedł do wniosku, że upór jest tutaj jego wrogiem, a kolejne spotkanie z płaczliwą rośliną najpewniej skończyłoby się taką samą porażką. Postanowił spróbować czegoś prostszego, mając nadzieję, że przeciwnicy zmagają się z tymi zadaniami tak samo jak on.
Wszedł do kolejnego pomieszczenia, znowu odczuwając przede wszystkim drażniący zapach, znowu inny od pozostałych. Podszedł do bulgoczącego kociołka, z ciekawością zaglądając do środka, ale nie miał pojęcia jaki eliksir mógł być w środku. Nie było to zresztą ważne, i tak zadaniem było poszatkowanie składników. Wydawało mu się, że to zadanie będzie banalnie proste, co trudnego jest w pokrojeniu kilku roślin. Problemy zaczęły się już podczas wyciągania cebuli ze skrzyni, które boleśnie kąsały go w palce. Kapusta okazała się chyba jeszcze bardziej zajadła, ale w końcu jakoś udało mu się ją pokroić. Co i rusz syczał z bólu przez pogryzione palce, ale jeszcze nie zamierzał się poddawać. Pokonała go dopiero cebula, której sok był tak boleśnie parzący, że nie był w stanie pokroić jej do końca, choć naprawdę próbował. To nauczyciel, który pilnował przebiegu egzaminu, musiał interweniować i przekonać Neda do zakończenia zadania. Ned w końcu odłożył nóż na bok, mamrocząc pod nosem wiązankę przekleństw w stronę gryzących warzyw. Niechętnie podszedł do stołu stażystek (sto galeonów!), przyjmując od nich maść na oparzenia. Obiecał sobie, że nie tknie żadnej cebuli ani kapusty co najmniej przez tydzień.

Nieudany rzut kością
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Vincent Rineheart
Zwolennicy Dumbledore’a
Za czyim głosem podążył tak czule, że się odważył na te podróż groźną. Rzucił wyzwanie ku morzu...
Wiek
32
Zawód
zielarz i łamacz klątw
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
3
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
10-31-2025, 23:08
Obfity harmonogram różnorodnych, szkolnych atrakcji przyciągał zaciekawionych absolwentów rozsianych po mnogich salach kamiennego zamczyska. Ozdobna rozpiska znajdująca się tuż przy wejściu informowała o zachęcających możliwościach. Przez dłuższą chwilę, stojąc z zaplecionymi palcami, przyglądał się zakręconej, złotawej czcionce szukając dla siebie ów idealnego miejsca. Od samego początku był nieco sceptyczny. Przez większą część rozbudzonego wiosną poranka zastanawiał się, czy pojawienie się na tak prestiżowym wydarzeniu, było z jego strony konieczne. Nie miał pewności, czy widok zapomnianych murów placówki rozbudzi w nim dawne, zapomniane i zatajone wspomnienia. Czy z gorejącym sercem, popychając potężne drewno zachwyci się specyficznym zapachem kurzu, metalu i stopionych świec? Czy z lekkim, wymuszonym uśmiechem na zarośniętej twarzy przywita się z żyjącym gronem pedagogicznym, pamiętającym ułamek nazwiska i wybitnych zdolności? Czy z tym samym spokojem usiądzie w ulubionym kącie Pokoju Wspólnego biorąc do ręki swój ulubiony podręcznik? A co z dawnymi przyjaciółmi? Mnogość zmienionych, niezapamiętanych twarzy przemykało za jego plecami, trącając ramię, smagając chłodniejszym powietrzem i urwanym śmiechem. Nie był na to gotowy.: na kolejne konfrontacje podkreślone niedawnymi wydarzeniami. Nie teraz, nie dziś. Wzdychając ciężko przetarł zmęczone powieki i postanowił zacząć od czegoś, co nie powinno sprawić mu żadnych trudności. Olimpiada naukowa miała być sprawdzianem, rozrywką, przez którą prześlizgnie się bez utraty chęci, ani cennych sił. Odbijając się od marmurowej posadzki, poprawiając krzywiznę krawatu, ruszył przed siebie, kierując się na pierwsze piętro. Stukot eleganckich butów roznosił się po obszernej przestrzeni. Uprzejma kobieta, wysłanniczka Ministerstwa Magii, pokierowała go w odpowiednią stronę. Gdy charakterystyczne, zaczarowane wstęgi pojawiły się w zasięgu jasnego błękitu, przyspieszył kroku, aby nie spóźnić się na ostatnie zapisy. Jedna ze stażystek od razu uchwyciła jego rosłą sylwetkę, znajdując się tuż obok, tłumacząc z zasady z najwyższą precyzją. Jej rudowłose kosmyki rozsypały się po ramionach, a rzęsy zatrzepotały zalotnie na widok mężczyzny w podobnym wieku. Kiwając głową ze zrozumieniem, przyjął dokumenty i zapisał swoje nazwisko. Zdobył się na uprzejme podziękowanie i miły uśmiech, który mógł zadowolić kobietę poprawiającą kołnierz marynarki. Czy mogli kojarzyć się z czasów szkolnych? Nie tracąc skupienia, wszedł do okrągłej Sali szukając odpowiedniej komnaty. Kilka osób właśnie opuszczało swe stanowiska. Czy udało im się rozwiązać zadania? Jaka była ich trudność? Zielarstwo było jego pierwszym wyborem. Zadanie o najtrudniejszym poziomie miało zacząć się właśnie teraz.

Olimpiada z Zielarstwa (Poziom III)
Nauczyciel pilnujący najbardziej zaawansowanego zadania, zamknął drzwi komnaty życząc ledwo słyszalne powodzenia. Zaczarowana iluzja przekroczyła próg skupionego umysłu. Ciemna marynarka pozostała na krześle, na zewnątrz, na on podciągnął rękawy, czując wzbierające ciepło i pierwsze skrawki adrenaliny. Miejsce, do którego przeniósł się tak ukradkiem, przypominało domowy ogródek, niemalże ten sam, który zbudował dla siebie w Irlandii. Zmarszczył brwi przyglądając się ów scenie, lecz nie robił kroku. Mnogie doniczki znajdowały się niemalże wszędzie. Różnorodne gatunki roślin zachwycały i szokowały jednocześnie: jakim cudem udało im się zamknąć je w tym ciasnym pomieszczeniu? Dostrzegł kredens, wyłamane drzwiczki wymagające naprawy, jednakże świetlisty błękit zatrzymał się na jednej, wyjątkowej roślinie. Była chora. Wyrośnięta, zainfekowana, przypominająca zdeformowanego kaktusa z ogromnymi, ropiejącymi bąblami. Przyglądając się roślinie rozpoznał ją niemalże od razu. Rzadki okaz Mimbulus Mimbletonii znajdował się na jego oczach. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, pragnął wrócić po niewielką fiolkę, zdobywając cenne składniki. Czytał, że najczęstszą chorobą trawiącą ów roślinę była Fuzarioza. Nie wiedział jednak dokładnie, jakie antidotum mogło uleczyć ów okaz. Czy była to wydzielina pochodząca od jakiegoś zwierzęcia? Lądowego, a może wodnego? Czy powinien polać nią zatrute pędy, a może spryskać za pomocą urządzenia? Zastanawiając się przez dłuższą chwilę, wybrał fiolkę znajdującą się po środku. Odkorkował zawartość, a wstrętny zapach uderzył jego nozdrza. Zdobył się na pokropienie rośliny, jednakże efekt okazał się inny od zamierzonego. Roślina wykonała gwałtowne ruchy, ropa podwoiła swoją objętość, zwiędła i padła wysychając na wiór. Wiedział już, że egzamin nie był wykonany poprawnie.
rzut udany na etap I (+30)
rzut nieudany na etap II (+30)


Olimpiada z Zielarstwa (Poziom II)
Wychodząc z komnaty, kończąc zadanie srogim niepowodzeniem i amatorską pomyłką, postanowił nie poddawać się od razu. Bez zastanowienia ruszył do pomieszczenia nieopodal, próbując swych sił w zadaniu o nieco mniejszej trudności. Zielarstwo było jego pasją, niemożliwe, aby zapomniał tak podstawowej wiedzy. Mała szklarnia o niewielkim nasłonecznieniu, znalazła się tuż przed nim. Brudne szyby ograniczały widoczność, a zapach wilgotnej ziemi był wyczuwalny w powietrzu. Pociągając nozdrzami wyróżniał wyraźną woń popularnego nawozu oraz kwasu, który marszczył twarz w zniesmaczeniu. Wchodząc do środka dostrzegł przygotowane wcześniej stanowisko. Przybory do przesadzania roślin znajdowały się wokół glinianego przedmiotu. Od razu zabrał się do działania. Rękawice znalazły się na długich palcach, nauszniki przyozdobiły kędzierzawą czuprynę. Niemalże od razu domyślił się, iż będzie miał do czynienia z niezwykle krzykliwym okazem. Młoda mandragora wymagała przesadzenia, delikatności oraz odpowiedniej pielęgnacji. Przesuwając donicę, wsypał do niej pierwszą część ziemi, którą od razu zwilżył wodą. Wsypał też granulki preparatu. Ze skupieniem oraz precyzją, chwycił za najmniej newralgiczny fragment rośliny i jednym, sprawnym ruchem wyciągnął rozwrzeszczanego pacjenta. Mandragora łkała w niebogłosy, nauszniki spełniały jednak swe zadanie. Szybko przełożył ją do nowej donicy, prostując jej strukturę. Reszta ziemi znalazła się wokół korzenia. Zielone liście otrzymały przestrzeń do wspaniałego wzrostu. Jeden z liści rozwinął się niespodziewanie wypuszczając kamień z grawerunkiem zdobytych punktów. Tym razem mu się udało!
rzut udany (+30)

Olimpiada z ONMS (Poziom II)
Wychodząc z komnaty uścisnął dłoń egzaminatora, oddychając krótko i rozpoczynając dobrą passę. Postanowił zrobić sobie krótką przerwę. Podszedł do stolika ustawionego pod przeciwległą ścianą i nalał do niewielkiego pucharu sporą ilość wody. Nawilżył gardło oraz usta, zastanawiając się czy powinien przystąpić do egzaminów z zupełnie innej dziedziny. Ta, choć wydawała się kompletnie obca, mogła przynieść upragnione, dodatkowe punkty. Chęć rywalizacji oraz wysoka nagroda, skłaniała go ku ryzyku. W przeszłości, mimo niewielkiego zamiłowania do magicznych zwierząt, udało mu się zaliczyć ów przedmiot na zadowalającym poziomie. Dlatego też łapiąc kilka słonych orzechów włoskich, które miały wspomóc cały proces myślenia, okręcił się na pięcie i po piętnastu minutach, znalazł się przy kolejnej komnacie. – Odważnie. – usłyszał na odchodne, czując, że jego determinacja może się opłacić. Mężczyzna ponownie znalazł się w czymś w rodzaju niedużej szklarni. Zdążył ucieszyć się na zapas widząc rośliny doniczkowe, krzewy i pędy pochodzące prawdopodobnie z amazońskiej dżungli. Czy to możliwe? Kątem oka zauważył złotawe pudełeczko, do którego miał dostać się w ostatnim etapie. Zauważył też gniazdo oraz pasiaste strażniczki. Pamiętał ten gatunek oraz skutki mnogiego użądlenia. Była ogromna, poruszała się powolnie, a fioletowy odwłok odstraszał potencjalnego śmiałka. Musiał odwrócić uwagę owadów, znajdując odpowiedni kwiat. Nie pamiętał dokładnej nazwy, wiedział, że najczęściej przybierają barwę jasnego różu. Pachną słodko, wręcz omdlewająco. Wypuszczając powietrze, przeszedł do drugiej szklarni rozglądając się za odpowiednim kwiatostanem. I choć intuicja podpowiadała poprawnie, wybór podobnych roślin był zatrważający. Przez kilka minut kręcił się po szklarni, aby następnie urwać jeden z nich. Wracając do głównej części, próbował rozpylić tą cudowną woń nieznanego kwiatu. Trudniowce poderwały się do góry, bzycząc nieznośnie. Ich zachowanie nie świadczyło o odurzeniu. Były rozwścieczone, gotowe do ataku, pragnęły krwi. Niemalże od razu rzuciły się na ciemnowłosego, a on zawrócił, pędząc przez wąski korytarz. Jeden z nich zdążył usiąść na odkrytej dłoni, niepełnie zatopić swe żądło. Niewiele brakowało. Mógł nie wydostać się z żywej pułapki. Z trudem zamknął za sobą drzwi, wybiegając do głównej, okrągłej komnaty. Krew sączyła się z dłoni, a on zgięty w pół oddychał niespokojnie i szybko. Był w ogromnym szoku. I choć nie zaliczył zadania, jego myśli krążyły wokół ostatniej próby.
rzut nieudany

Olimpiada z ONMS (Poziom I)
Niestrudzony porażką, przeplataną sukcesem, postanowił jeszcze raz przystąpić do zadania. Był zdeterminowany i niepowstrzymany. Wszystkie oczy patrzyły na niego ze zdziwieniem, gdy bez wahania wsuwał się przez ostatnie drzwi. Magiczna iluzja od razu wrzuciła go na błonia Hogwartu. Czy, aby na pewno? Był w okolicy chatki gajowego, widział też ogromne dynie znajdujące się w jego prowizorycznym ogródku. Podszedł nieco bliżej i kucnął przy jednej z nich, zachwycając się jej dorodnością i rozmiarem. Dopiero po chwili dostrzegł, iż dalsze okazy pożerane są przez olbrzymie ślimaki. Dewastowane i wygryzane w okrutne i obrzydliwe ornamenty. Wiedział, że musi się ich pozbyć. Podnosząc się do góry, niemalże biegiem znalazł się przy spiżarni Gajowego. Nie spodziewał się mnogości składników. Duże worki, wielkie skrzynie, pojemniki zapasów. Skąd ten mężczyzna miał, aż takie zbiory? Poświęcił dłuższą chwilę, aby zorientować się z czym miał do czynienia. Nie pamiętał lekcji, w której dokarmiali te stworzenia, jednakże kojarzył, że widywał je w lesie, podczas sezonu grzybowego. Bez zastanowienia chwycił za koszyk dorodnych podgrzybków i udał się na grządki sałaty. Wyciągnął brązowe kapelusze i rozłożył je tuż obok ślimaków, uważając, aby niw dotknęły jego skóry. Te, wyczuwając zapach nowego pokarmu, powolnie porzuciły wrażliwy przysmak, osłaniając klejnot z punktami. Udało się! Mógł z satysfakcją udać się na przerwę i wrócić do kolejnego etapu.
rzut udany
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:02 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.