• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ogród przy Middle Temple
Ogród przy Middle Temple
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:16

Ogród przy Middle Temple
Spokojna enklawa zieleni w samym sercu Londynu. Starannie przystrzyżone trawniki, kwitnące rabaty i ciche alejki tworzą miejsce wytchnienia od zgiełku pobliskiej Fleet Street. Wiosną ogród tonie w barwach krokusów i tulipanów, latem pachnie różami i lawendą. Stare platany dają cień, a drewniane ławki zachęcają do lektury, rozmowy lub chwili samotności. W tle słychać delikatny szum Tamizy i odległe dźwięki miasta. Ogród przy Middle Temple to miejsce idealne na dyskretną rozmowę, spotkanie w tajemnicy lub cichy moment refleksji – magiczny zakątek w gwarnym świecie paragrafów i sekretów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (14): « Wstecz 1 … 11 12 13 14 Dalej
 
Odpowiedz
Odpowiedz
#111
Conrad Bones
Zwolennicy Dumbledore’a
it's hard to enjoy practical jokes when your whole life feels like one
Wiek
36
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
24
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
09-20-2025, 02:38
Różdżka ściskana w prawej dłoni nawet nie drgnęła, gdy próbował przerwać zaklęcie obronne czarnoksiężnika. Poczuł się oszukany przez własną magię, po jego ciele rozlała się fala wstydu i wściekłości w formie gorąca. Czuł jak krew burzy się w jego żyłach od emocji zbyt gwałtownych, aby móc je wykluczyć z procesów decyzyjnych. Chciał widzieć na własne oczy cierpienie tego zbrodniarza, jednak rzucanie na oślep zaklęciami w obecności cywili byłoby przejawem skrajnej głupoty. Gdyby jednak go otoczyli, skorzystali z przewagi liczebnej, to może udałoby się zagrozić tej gnidzie.
Dumbledore zwrócił się do Grindelwalda, lecz wiadomym było, że ten nie usłucha i nie złoży różdżki. Poddanie się nakazał także szef aurorów Dawlish, przemówił również zaprzysiężony zaledwie chwilę temu minister, jednak zdawali się ledwie stanowić tło dla słownej potyczki dwóch rywali. Czarnoksiężnik toczył ideologiczny bój z dyrektorem Hogwartu, kolejnymi słowami próbując podważyć jego autorytet. Jakże łatwo jest zasiać ziarno zwątpienia, które wyda owoc niezgody. Prawdą było to, że Leach podczas kampanii wyborczej mógł liczyć na poparcie środowiska zgromadzonego wokół Dumbledore’a. Nie wydawało się to zresztą aż tak oburzające, skoro w przeszłości to konserwatywna komitywa obsadzała urząd ministra swoimi ludźmi. Czy jednak miał być ledwie pionkiem w politycznej grze?
Wypierasz się znaku, który jeszcze niegdyś prowadził cię przez życie. To też przed nimi ukryłeś, prawda? Spojrzenie Conrada momentalnie spoczęło na postaci Dumbledore’a, ponieważ rzucony cień podejrzeń pokrywał się z jego wątpliwościami z młodzieńczych lat. Nigdy nie rozumiał dlaczego Dumbledore tak długo odwlekał konfrontację z Grindelwaldem, choć wielu błagało go o pomoc w zakończeniu chorego reżimu czarnoksiężnika. Tyle istnień można było ocalić, w tym jego brata i ojca. Z tego powodu nie potrafił ślepo podążać za Dumbledorem, ufał za to ludziom jednoczącym się pod jego nazwiskiem, bo wielu z nich dobrze znał i szanował za ogrom przyzwoitości i zwyczajnej ludzkiej życzliwości.
W takiej chwili nie powinien się wahać, tym bardziej odczuł beznadziejną bezsilność, gdy po Grindelwaldzie pozostały iskry, które zaczęły przybierać kształt jego znaku. Dopiero głos Lizzy zdołał go na nowo ocucić. – Już– odparł szybko, nie potrafiąc ukryć frustracji. – Finite – rzekł inkantację, gdy tylko wykonał odpowiedni ruch różdżką, jej kraniec kierując w stronę iskier tworzących trójkąt. Tym razem zaklęcie musiało się udać, nie chciał dłużej patrzeć na ten plugawy znak. W międzyczasie usłyszał jeszcze głos Neda, ale nie potrafił na niego spojrzeć, kiedy w głowie wciąż echem niosły się słowa Grindelwalda kierowane do wszystkich, mimo to na sam koniec i tak wymierzone w Dumbledore’a.

86 - rzut udany
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#112
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
09-20-2025, 21:55
Obserwowałam wszystko uważnie. Każdy jego ruch, każde jego spojrzenie, słuchałam każdego słowa. Moje spojrzenie wędrowało jedynie od Grindelwalda, do Dubledore'a i czasem zerkałam w stronę nowego Ministra Magii. Wywiązała się pomiędzy nimi ciekawa dyskusja, a słowa, które padły, rzuciły nowe światło na ostatnie wydarzenia. Chociażby kwestia nowego Ministra, która według Grindelwalda była zaplanowana i w pełni pod kontrolą samego dyrektora Hogwartu. I szczerze? Nawet bym mnie to specjalnie nie zdziwiło. Wierzyłam Grindelwaldowi, byłam pewna, że to, co o nim mówi, było w stu procentach prawdą.
Rozglądałam się za swoimi koleżankami. I chociaż nie udało mi się nigdzie dostrzec Thalii, tak zdecydowanie słyszałam głos Lizzy. Słuchałam tego, co mówi, a także rzucaną przez nią inkantację. Zmarszczyłam brwi, niezadowolona z faktu, że moja koleżanka powzięła takie kroki. Wiedziałam, że odbywa aurorski kurs, więc może zobowiązana była do uniesienia różdżki i podjęcia pewnych działań. Jednak jej słowa, zupełnie odbiegały od moich poglądów. Fakt faktem, nigdy z nią chyba na ten temat nie rozmawiałam, ale nagle ujrzałam zupełnie inne jej oblicze. I nie do końca byłam pewna, czy ono mi odpowiada. Jeśli to, co myśli było równe temu, co padło z jej ust, bo może kłamała?, to zdecydowanie była towarzystwem, z którego prędzej czy później albo będę musiała zrezygnować, albo z tej wiedzy będę musiała skorzystać. Kto wie, jak to się wszystko potoczy.
Zniknięcie Grindelwalda było równie widowiskowe co jego wcześniejsze pojawienie się. Zanim jednak do tego doszło, miałam wrażenie, że nasze spojrzenia skrzyżowały się. A gdy się skrzyżowały, dostrzegłam coś na kształt niewielkiego ukłonu. Serce zabiło mi szybciej. Wiedział o moim istnieniu? Wiedział o mojej wierze w jego idee, o moim pragnieniu, aby kroczyć u jego boku i zrobić na tym świecie porządek? Byłam w takim położeniu, że ani Voldemorta, ani Dumbledore nie byli osobami, za którymi chciałabym podążać. Grindelwald był pod tym względem idealny. Znalazłam sobie u jego boku odpowiednie miejsce.
Zniknął, zostawiając za sobą snop iskier, które następnie wzbiły się w powietrze i opadły na ziemię tworząc kształt trójkąta i w tym samym momencie poczułam ciepły ślad na wewnętrznej części dłoni. Zacisnęłam mocno pięść, spodziewając się, że to, co czuję, pojawiło się też na mojej skórze. Uśmiechnęłam się pod nosem i lekko przymknęłam oczy.
Z zamyślenia wyrwała mnie Thalia, która pojawiła się nagle znikąd. Spojrzałam na nią zdziwiona, bo przecież jeszcze przed chwilą jej tu nie było, a nagle wyszła z tłumu jak gdyby nigdy nic. Aż tak daleko ode mnie odeszła? Westchnęłam lekko.
- Gdzieś była, rozglądałam się za tobą. Już myślałam, że może ci się coś w tym tłumie stało - zaczęłam lekko przejętym głosem. - I spokojnie, on zniknął. Sytuacja jest opanowana. Ale chyba się rząd nie popisał, nie? Pozwolili mu uciec. Znowu.
Ułożyłam usta w dzióbek i z udawanym zastanowieniem spojrzałam w niebo, jakby czekając na to, że może nagle pojawi się znowu. Następnie swoje spojrzenie przeniosłam na Cilliana i uniosłam lekko brwi ku górze. Musiałam sprawiać odpowiednie wrażenie, zachowywać pozory.
- Myślisz, że powinniśmy stąd jednak zniknąć? - zapytałam mężczyznę, ale sama nie ruszyłam się z miejsca.
Chciałam wiedzieć, co się będzie działo dalej, co powie Minister, co powie Dumbledore, co zrobią aurorzy. Straż zawiodła, Ministerstwo się nie popisało. A mi to absolutnie nie przeszkadzało.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#113
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-21-2025, 15:33
Przyglądałem się wątpliwemu przedstawieniu z wyraźnym dystansem i choć w teorii słowa obydwu czarodziejów – bezsprzecznie wprawnych w swych fachu, a zatem wyjątkowo niebezpiecznych – winny skupić moją uwagę, zmusić do wytężenia wzroku i zachowania ciszy, stało się odwrotnie. Nie interesowały mnie istniejące między nimi waśnie; głos starców, którzy najpewniej mieli ponownie skrzyżować różdżki i doprowadzić do rozłamu – wewnętrznej wojny, jakiej w pięknych słowach rzekomo pragnęli uniknąć. Zaskoczyła mnie jego odważna decyzja, nie spodziewałem się, iż skory będzie stanąć naprzeciw wszystkich i wygłosić charakterystyczną dla siebie mowę; przepełnioną nienawiścią do mugolskiego świata, choć manipulacyjnie podkreślającą, że takowych uczuć wobec nich nie żywił. Jedno kłamstwo goniło drugie, lecz ludzie w to wierzyli – choć zapewne jeszcze wczoraj by się do tego nie przyznali. Miał swoich zwolenników i stanowił siłę; problem, który urósł tuż obok samego Dumbledora. I to właśnie chyba słowa skierowane bezpośredniego do niego wywołały na mojej twarzy kpiący uśmiech. Wiedział coś więcej, coś zapewne miało wkrótce wypłynąć wszak nieskazitelny Albus to wyłącznie starannie podtrzymywana narracja; nie odzwierciedlenie rzeczywistości.
-Nie wiem- mruknąłem w kierunku Lucindy widząc, że nie była przekonana co do mojego polecenia. Może chciała zostać? Może w jakiś absurdalny sposób i do niej trafił tymi słowami? Nie, nie mógł; była na to zbyt mądra, zbyt inteligenta. -Dlaczego dopiero teraz?- spytałem obracając głowę przez ramię, za którym stała. Musiała widzieć moją irytację, swego rodzaju złość wywołaną niesubordynacją. Były pewne momenty, w których powinna dumę schować w kieszeń – zwłaszcza, że ciąża kosztowała ją wiele i potrzebowała jeszcze czasu, aby dojść do siebie. -Porozmawiamy w domu- dodałem skupiając wzrok na piedestale. Na scenie, gdzie właśnie rozgrywał się grindelwaldzki teatr.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#114
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-21-2025, 18:19
Niebywały spektakl Gellerta Grindelwalda trwał dalej. Przemawiał, najwyraźniej wcale nie zamierzając poddawać się postulatom czy to szefa aurorów, czy to samego Albusa Dumbledore’a. Przerwane przez czarnoksiężnika uroczystości nie mogły być kontynuowane. Skoncentrowane na ewakuowaniu tłumu służby policyjne oraz wypatrujący zagrożeń rozsiani w tłumie aurorzy podejmowali działania, by skutecznie zmierzyć się z ewidentnym kryzysem, lecz zszargany szacunek ceremonii wydawał się nie do odratowania. Z posępną miną spoglądał na to wszystko obecny wciąż na scenie Hector Crouch, nie odzywał się, lecz i nie opuścił pierwotnie zajętego miejsca. Gdy na platformie toczyły się trudne rozmowy, w coraz bardziej rozproszonym tłumie wydarzyło się kilka istotnych rzeczy.

Początkująca aurorka Lizzy podjęła odważną próbę zawadzenia przemawiającemu Grindelwaldowi, ale jej zaklęcie nie zdołało sięgnąć groźnego przeciwnika. Odpowiadał on dyrektorowi Hogwartu, zasiewając wątpliwość względem wyboru nowego ministra wśród zgromadzonych najbliżej podestu obywateli. Prowokowany czarodziej nie ustosunkował się do padających oskarżeń. Clagg zdecydował się zejść ze sceny, by wesprzeć swoich ludzi w terenie i sprawdzić, jak przebiegała ewakuacja zgromadzonych. Coraz więcej czarodziejów decydowało się bowiem na opuszczenie terenu ogród – w strachu lub przeświadczeniu, że oto nic już więcej się nie wydarzy. Inni z ciekawością zdawali zmierzać pod scenę, by usłyszeć jak najwięcej. Co jakiś czas, mimo zagrożenia, błyszczały reporterskie aparaty. Thalia Wellers podjęła próbę wychwycenia objawów czarnej magii, lecz zachęcona do działania różdżka również odmówiła posłuszeństwa, nie dostarczając jej żadnej pożądanej informacji. Płynący od dłoni impuls urwał się zbyt pospieszenie.

Nieopodal drzewa Oriana udzielała poszkodowanym pomocy. Gdy wydawało się, że Mellita już czuła się znacznie lepiej, uzdrowicielka postanowiła skupić się na Mitchu. Za drugim razem zaklęcie Reparifors zdołało objąć swym zasięgiem coraz gorzej czującego się mężczyznę. Dzięki jej mocy wpływ toksycznej substancji w jego organizmie zmalał, choć doświadczona medyczka musiała sobie zdawać sprawę, że efekt nie utrzyma się zbyt długo. Mitchell poczuł, jak stopniowo bóle brzucha ustępują, choć wciąż ogarniała go wyraźna słabość. Odczuć mógł jednak nieco większą koncentrację i usłyszał głos przemawiającej niedaleko dzielnej funkcjonariuszki Willow, która skutecznie pomagała ewakuującym się ludziom bezpiecznie wydostać się z terenu uroczystości.

Pod tym samym drzewem mały urwis z niechęcią słuchał mądrowania się większego od niego Fintana. – A wiesz co? Mnie się to wcale nie podoba, nie będę jej słuchał – wybełkotał, zakładając dłonie na ramionach. Grymas na twarzy zdradzał jego niezadowolenie. – Niech mi da spokój wreszcie. Powinna łapać prawdziwych złodziei, ja nic nie zrobiłem – podsumował kapryśnie, najwyraźniej wcale nie uznając siebie za złodzieja. Gdy młodzieniec (Fintan) oddał zagubioną laskę jej prawowitej właścicielce (Mellicie), chłopiec u jego boku skrył się za plecami mężczyzny, wyraźnie obawiając się konfrontacji z okradzioną kobietą. – Eeee – wydusił, gdy Fintan zadał mu pytanie. Wcale nie zamierzał przepraszać. Ale trochę się chyba go bał. A może jednak bardziej, wbrew wcześniejszym manifestom, obawiał się tej rudej policjantki? – Przepraszam, no, ja nie chciałem – wydusił bardzo niedbale, na wdechu. Czuł się okropnie, ale wcale nie dlatego, że zrobił coś złego. Ta kobieta naprawdę potrzebowała laski? Przecież nie wyglądała na aż tak starą.
Wciąż nigdzie nie było widać potencjalnego opiekuna chłopca. Również sam chłopiec nie wydawał się przejęty tym stanem rzeczy.

Tymczasem nieproszony gość, Gellert Grindelwald, rozpłynął się w powietrzu bez przeszkód. Zdziesiątkowane wokół niego sylwetki nieco się rozluźniły, wszystko na moment ucichło. Dawlish przeklinał pod nosem, najwyraźniej nie przejmując się obecnością wielu dostojników, i spojrzał z dziwnym wyrazem twarzy na Dumbledore’a. Nobby Leach nerwowo przeszedł wzdłuż podestu, jakby chciał się upewnić, że czarnoksiężnik rzeczywiście zbiegł. Rzucił też kilka słów w stronę Dawlisha i Hectora, ale zdecydowanie ciszej. Znajdujący się pod sceną Ned z powodzeniem przywołał zaklęcie Homenum Revelio: ujrzał niezliczoną ilość świetlistych zarysów postaci, czar wskazał mu wciąż liczne zgromadzenie ludzi, lecz auror nie mógł stwierdzić jednoznacznie, że ktokolwiek z nich pozostawał zamaskowany. Liczba osób wokół była zbyt duża. Zupełnie inne działania podjął drugi z aurorów, Conrad, który zdecydował się przy pomocy zaklęcia Finite usunąć wznoszący się na niebie błyszczący symbol zbiegłego Grindelwalda. Czar sprawił, że wyrysowany na sklepieniu trójkąt wkrótce zgasł, by zaraz potem zupełnie zniknąć. To samo, choć nie za sprawą Bones’a, stało się niedługo później z pozostawionymi we wnętrzu dłoni Akolitów znakami. Znamienny symbol przestał dumnie odznaczać się na skórze.

Ze względów bezpieczeństwa podjęto natychmiastową decyzję o zakończeniu uroczystości. Przysięga została złożona, pieczęć została przybita. Społeczność czarodziejów w Wielkiej Brytanii otrzymała nowego ministra, choć czas świętowania zakończył się przedwcześnie, a to, co wydarzyło się tego dnia w ogrodach przy Middle Temple z pewnością nie przeminie bez echa. Służby trzymały pieczę nad opuszczającymi obszar ceremonii obywatelami. Ze sceny zaczęli schodzić wszyscy urzędnicy i goście honorowi. Liczne grono reporterskie natrętnie próbowało zdobyć komentarz któregoś z tych czarodziejów, lecz odmówiono im wszelkiego komentarza. Ogrody stopniowo ucichły. Jako ostatni scenę opuścił Albus Dumbledore. Przez chwilę jeszcze przyglądał się zaczarowanym barwami Akolitów sztandarom. Niedługo później machnął różdżką, sprawiając, że te powróciły do prezentowania dawnych symboli ministerstwa. Potem i on zniknął. Gdzieś pomiędzy przesuwającymi się rzędami ludzi była jeszcze jedna postać, tajemniczy mężczyzna w długiej, ciemnej szacie, który jako jeden z ostatnich zdecydował się opuścić widownię, niemal do samego końca obserwując to, co działo się tego dnia podczas zaprzysiężenia ministra.


Dzień dobry, Serpentynki!

To już ostatni post Mistrza Gry na wydarzeniu. Dziękuję bardzo wszystkim uczestnikom za zaangażowanie!
W nagrodę każda postać, która napisała posta w przynajmniej trzech turach, otrzyma 15 XP. Oprócz tego wszyscy uczestniczy otrzymają specjalne pamiątkowe trofeum.

Możecie kontynuować rozgrywkę w temacie, z uwzględnieniem powyższego posta.

Willow i Fintan, jeśli zdecydujecie się kontynuować (w dowolny sposób) wątek małego urwisa, zgłoście się do Mistrza Gry.

Willow, Conrad i Ned, Wasi szefowie oczekują stosownych raportów z przebiegu obchodów.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wspólną zabawę! Wszyscy spisaliście się znakomicie. Philippa Moss
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#115
Primrose Burke
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Badaczka artefaktów i run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
12
9
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-23-2025, 23:18
Tłum, gorąc i zamieszanie. Czuła jak zaczyna jej brakować powietrza kiedy słowa padające ze sceny dotarły jej uszu. Obejrzała się przez ramię chcąc dojrzeć przemawiającego czarodzieja. Jego słowa budziły w niej sprzeciw zmieszany ze strachem. Potrzebowała wyjść z tłumu, z gorąca jakie dawały płomienie.
Bradford nie wahał się ani sekundy, zadziałał od razu torując im drogę przez falujący tłum; tłum, który zaraz mógł zmienić się w miejsce bardzo niebezpieczne. Ta myśl sprawiła, że stalowa obręcz niepokoju zacisnęła się wokół jej żołądka. Czując silne ramię narzeczonego parła do punktu, gdzie było mniej osób. Dopiero wtedy poczuła chłodniejsze powietrze i mogła odetchnął głębiej co sprawiło, że kolory powoli wracały na jej twarz. Rozejrzała się uważniej wokół siebie. Gdzie były służby porządkowe? Gdzie byli ci, co mieli dbać o ich bezpieczeństwo w trakcie tak ważnego wydarzenia? -Strach pomyśleć, co by się stało gdyby taki człowiek otrzymał władzę. - Wskazała na Grindelwalda, który właśnie wypominał Dumbledorowi ustawianie wyborów i przeszłości. -Dziękuję. - Zwróciła się do Bradforda uśmiechając się nieznacznie, ale z wyraźną wdzięcznością. Teraz czuła się zdecydowanie lepiej, choć zmartwienie nadal malowało się na jej twarzy. Ceremonia została przerwana, słowa padły wskazując tym samym, że kadencja nowego Ministra Magii nie zapowiadała się łatwa i pokojowa.
Widziała jak tłum napiera kiedy na podeście doszło do wymiany zdań. Odruchowo przysunęła się bliżej towarzyszącego jej czarodzieja, starając się wypatrzeć również Xaviera i Vivienne w tłumie. Zostawili ich tam, ale była przekonana, że brat będzie doskonale wiedział co robić. -Nie chciałabym krakać, ale to może zwiastować jakieś przewroty społeczne… - Dostrzegła jak Grindelwald znika z podestu co spowodowało większe poruszenie w tłumie. Ceremonia dobiegła końca, choć nie przebiegła zgodnie z oczekiwaniami wielu. W tym samej Primrose. Nie to było teraz ważne. Gorąc i duchota już jej nie dokuczały, mogła swobodnie oddychać, a tym samym zbierać rozbiegane myśli. Te zaś krążyły wokół Grindelwalda i jego szalonego pomysłu, który nie miał prawa bytu. To była ułuda co obiecywał, mrzonka człowieka, który nie umie pogodzić się ze swoją porażką i nadal mami słodkimi słowami, tym samym skazując tych co go posłuchają na niepowodzenie. -Czy możemy się przejść? - Zapytała po chwili namysłu, czując, że potrzebuje ruchu, nawet w formie spaceru. Liczyła na to, że czarodziej zechce jej towarzyszyć, choć wiedziała, że ma wiele obowiązków, które go wzywały.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#116
Bradford Bulstrode
Czarodzieje
Wiek
35
Zawód
magizoolog, behawiorysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
19
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
16
12
Brak karty postaci
09-24-2025, 07:17
Pionowa zmarszczka przecinała męskie czoło, kiedy czarodziej taksował czujnie okolice. Z wyciągniętą szyją i wytężonym wzrokiem wychwycił uwijających się funkcjonariuszy. Nie znał ich nazwisk, nie kojarzył twarzy, lecz wprawa, z jaką poruszali się w tłumie, pozwoliła nieco uspokoić nerwy. Wśród szmerów, rozmów i panicznych westchnień, dało się wychwycić rozmowę mężczyzn na podniesieniu — nie cała, acz w strzępkach docierała do Bradforda, kiedy wyprowadzał narzeczoną, starając się jednocześnie mieć oczy dookoła głowy. Wyraźnie doszedł go jednak głos Primrose, wraz za nią wiodąc wzrokiem do Grindewalda.
— Każdy ekstremizm jest niebezpieczny. Nagłe zmiany zaburzają ustalony rytm — stwierdził sztywno. Dotyczyło to każdej dziedziny, nie tylko polityki, ale i bliskiej jego magizoologicznemu sercu przyrody. Nie bez powodu to, co przynosi drastyczne zmiany, zostaje z czasem zniszczone i wyparte, wcześniej strawiwszy spory kawałek świata. Nie trzeba sięgać pamięcią zbyt daleko, a chociażby wojen sprzed dwudziestu laty, dziejących się na ich własnym kontynencie. Postać Grindewalda stanowiła tego wspomnienie, namacalnie i boleśnie uświadamiając, że czarodzieje nie są wolni od idiotycznych, acz groźnych pomysłów.
Wrócił spojrzeniem do ukochanej, do zieleni tęczówek i cienia łagodnego uśmiechu. Kruchość, z jaką kojarzył ją sobie w pierwszych tygodniach spotkań, już dawno przestała się z nią wiązać. Należała do osób silnych i zdecydowanych, nie obawiała się zadawać pytań, czy wysnuwać wniosków, przed jakimi inni woleli się wzbraniać. Ta odwaga nierzadko mogła wpakować ją w kłopoty, lecz klękając przed nią z pierścionkiem zaręczynowym, czynił to już ze świadomością, że gotów jest trwać przy niej, gdyby te nastąpiły.
— Jestem pewien, że Ministerstwo dołoży wszelkich starań, by temu zapobiec — mruknął w odpowiedzi, kiedy znaleźli się już w odległości kilku większych kroków. Wrzawa zdecydowanie przycichła, a główny podest opustoszał w zamieszaniu. Gdzieniegdzie rozlegały się jeszcze błyski fotograficznych fleszy i w głębi ducha Bradford dziękował czarownicy za ewakuację. Jeszcze tego brakowało, by dziennikarze żywili się ich reakcjami. Rodzina Bulstrode od zawsze wolała trzymać się na uboczu, bo choć jako jedni z pierwszych wiedzieli o wszelkich politycznych zagrywkach, tak nie pchali się na świeczniki, chcąc pozostać w cieniu. Magizoolog należał tu do skrajnych zwolenników prywatności i świętego spokoju, a obecność fotografów mogła pokrzyżować mu plany..
— To nie jest dobry początek kadencji, ale czego się spodziewać, kiedy w jednym miejscu zadziało się tyle kontrowersji. — Temat polityki był ostatnim, jaki chciał poruszać, ale miał przeczucie, że panna Burke będzie chciała poukładać myśli. Poprowadził ją wolnym krokiem ogrodową aleją, oddalając się od trwającego zgiełku. Wolną dłonią sięgnął do połów szaty i z wewnętrznej kieszeni wyjął dobrze znane Primrose metalowe pudełko. Z cichym kliknięciem otworzył wieko, oferując czarownicy landrynkę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#117
Primrose Burke
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Badaczka artefaktów i run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
12
9
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-24-2025, 10:18
Gazety na pewno podchwyciły, gorący niczym świeże pieczywo, temat. Spodziewała się, że w Proroku Codziennym z samego rana przeczyta krzyczące nagłówki, że szykuje się nowa wojna. Nie chciała tego. Czy w ogóle ktokolwiek chciał? Nie lepiej żyć w spokoju, rozwijać magię, naukę, sięgać wręcz do gwiazd? Czy Kodeks Tajności był aż taką solą w oku społeczności magicznej? Nie była miłośniczką mugoli, daleko jej było to tego. Uważała ich za ignorantów; zaślepionych własną głupotą i ciasnotą umysłu. Nie mogła udawać, że nie istnieją, ale pokazanie im świata magicznego jawił się jej pomysłem zahaczającym o czyste szaleństwo. Grindelwald nie mógł być dopuszczony do głosu. Zniszczyłby cały świat.
Zmiany były nieodłącznym elementem życia, nawet rytm, o którym mówił Bradford się zmieniał; dostosowywał tworząc nowe zasady, ale na to potrzeba zawsze czasu. Uwalniając się od tłumu i od zamieszania wokół wyborów wyszli na ulice, które znacznie luźniejsze pozwalały na większa swobodę. Słysząc charakterystyczny klik metalowego pudełka, spojrzała na jego wnętrze pełne landrynek. Na jasnej twarzy pojawił się szerszy uśmiech - rozbawiona i jednocześnie ukojona tym rytuałem. Bradford również miał swój rytm. Bez wahania sięgnęła po jedną z landrynek, którą zaraz wsadziła do ust.
Idąc alejkami ogrodu mogła w ciszy uspokoić myśli. Musiała sobie wszystko poukładać w głowie. Do tej pory nie rozmawiała wiele o polityce, ta bowiem leżała poza jej zainteresowaniami. Nie znaczy, że zupełnie nie zajmował jej ten temat. Wręcz przeciwnie, prowadziła dyskusje z bratem oraz ojcem. Snuła rozważania, ale właśnie same rozważania przy filiżance herbaty, a potem wracała do swoich codziennych obowiązków, które dotyczyły jej bezpośrednio. Do dzisiaj, polityka nie była tak bardzo namacalna i obecna w jej życiu. Fraternizacja z mugolami i mugolakami ja mierziła, choć tych ostatnich jakoś tolerowała w społeczności. Potrafili się dostosować, rozumieli pewne zasady i się ich trzymali. To na razie jej wystarczało. Nie rozumiała zaś wiązania się z ludźmi, którzy wywodzili się z innego świata. Jak można żyć z mugolem w wiecznym kłamstwie? Jak można ukrywać swoje pochodzenie i udawać kimś kim się nie jest. Po co sobie to robić? O ileż ciekawsze było życie z osobą, która wywodziła się z tego samego świata, która rozumiała otaczającą rzeczywistość. -Czy nie zaczął się właśnie okres lęgowy Dirikraków? - Zapytała niespodziewanie tym samym przerywając ciszę. Nie miała problemów z tym, że milczała w towarzystwie Bradforda. Nie czuła się nią skrępowana uważając za coś naturalnego i oczywistego. -Czy jest wtedy większa szansa na ich zobaczenie? - Stworzenia te przystosowały się do zmiennych warunków środowiska w sposób niezwykle ciekawy, co sprawiło, że mugole uważali, że ptaki te wyginęły. Chociażby to utwierdziło ją w przekonaniu, że mugole nie powinni mieć wejścia do ich świata.
Smakowała przez chwilę landrynkę na języku łapiąc kolejne wolne myśli kłębiące się w jej głowie. Minęła ich grupka czarodziejów żywo dyskutująca o tym co właśnie miało miejsce na zaprzysiężeniu. Temat będzie teraz do nich wracał niczym bumerang. Miała nadzieję, że Ministerstwo poradzi sobie z tym co dzisiaj się zadziało, ale nowy Minister nie miał łatwo. Zwłaszcza jak w eter poszła informacja, że wybory były ustawione od samego początku. Miłośnicy teorii spiskowych już zacierali dłonie, a ona była już zmęczona tym tematem choć nawet nie wybrzmiał. -Jedno jest pewne, po tych wydarzeniach, nagle zapotrzebowanie na artefakty wzrośnie. - Ludzie zawsze w chwili niepewności i zamieszania sięgali po dodatkowe zabezpieczenia. Spodziewała się, że będą mieli ręce pełne roboty. -Czy za dużo myślę, jeżeli powiem, że rosną we mnie obawy, aby historia znów się nie powtórzyła? - Z tym pytaniem uniosła zielone tęczówki na Bradforda, aby spotkać się z niebieskością jego spojrzenia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#118
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-25-2025, 08:58
Przedstawienie dobiegło końca, zarówno to oficjalne jak i Grindelwald, który zniknął gdzieś po swojej przemowie. Może dalej był w tym miejscu i obserwował, jak każdy z nich miota się pomiędzy tłumem, ciesząc się z chaosu który spowodował. Możliwe też, że oddalił się i dawno go już nie było, a jego przedstawienie było dla niego samego już przeszłą rzeczą. Nie zdziwiłaby się gdyby to był cały jego plan, aby po prostu zasiać zwątpienie, spowodować chaos i wyśmiać tych, którzy przyszli tu z nadzieją na coś innego. To wszystko pozostawiło w jej ustach niezbyt dobry posmak, ale na ten moment nie było zbyt wiele, co mogła tutaj zrobić. Nie, żeby kiedykolwiek tutaj było, ale w obecnej chwili uroczystości zakończono, więc trwać tu w ogrodzie wśród tłumu nie było dla niej sensu.
Jej spojrzenie straciło nieco na niepokoju kiedy Riven zwróciła się do niej, nie do końca z pretensją ale bardziej z przejęciem. Spojrzała na nią nieco z zaskoczeniem, ale uśmiechnęła się zaraz do niej przepraszająco, ostrożnie rozglądając się po okolicy czy tu aby na pewno wszyscy byli w jednym kawałku.
- Przepraszam, nie chciałam zniknąć tak bez słowa, ale chciałam się upewnić czy wszystko w porządku u przyjaciela. – Nie kłamała w sumie, odeszła na bok po to, aby upewnić się, że Vincent nie wpakuje się w kłopoty. Ale to, że potem poszła w tłum, pod inną postacią wołając o to, jak niesłusznie traktowani byli czarodzieje wobec innych osób. – Zostawię cię pod opieką a ja wrócę do domu, nic tu po mnie. Ale jakbyś chciała porozmawiać to wiesz gdzie mnie znaleźć. – Skinęła zarówno jej, jak i stojącemu przy niej mężczyźnie (Cillianowi) i skierowała się gdzieś na obrzeża, obserwując jeszcze tłum i zachowanie ludzi przez chwilę, aby ostatecznie skierować się do Cardiff. Miała swoje życie i pracę – i wiele rzeczy do przemyślenia.
zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#119
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-25-2025, 17:36
Oto nastąpił przełom.
Zmierzch przypudrowanego pokoju, minionego spokoju. Nastał koniec pewnej epoki, dwudziestolecia trudnych, lecz bezprzemocowych lat. Znał tylko historie z tamtych dni, gdy brat stawał przeciwko bratu, a sąsiad donosił na dawnych znajomych. Dorastał w epoce, w której wspominało się kataklizmy, a nie ich doświadczało. Ona była za nimi, skryte na zdjęciach i w opowieściach. Teraz miał wrażenie, że iluzja dobrobytu zaczyna upadać i nastąpił moment wyborów. Nie był to największy sukces w wykonaniu służb i ministerstwa, to Grindelwald skradł całą przygotowaną scenę, a następnie znikł, zupełnie niepokojony przez latające zaklęcia. Próby rozmów, negocjacji i wszelkie inne rozwiązania, które były oznakami słabości dla tych, dla których liczy się tylko siła. Mało kto doceniał potęgę słowa, mało jednak znaczyła, gdy za nimi nie szła konsekwencja.
Była w tym szansa, dostrzegał ją, prawie na wyciągnięcie ręki. Blisko, zaraz można było ją chwycić. Gdyż chaos był drabiną, która mogła wznieść, jak i spowodować upadek. To właśnie w takim momentach decyzja do działania, akt czynu nabierał większego znaczenia. Figury ustawione zostały na planszy, nastąpił czas ruchu. Przyglądał się przez dłuższy czas Hectorowi, który oddalał się ze sceny. Pragnął poznać myśli, które kłębiły się pod widmem doświadczenia i wiedzy, która wychodziła daleko poza jego własną. Pełna złowroga wątpliwość wkroczyła w jego trzewia, rozprowadzana po całym organizmie aż do spragnionego umysłu. Czy Hector był odpowiednim liderem na nowe czasy? Stoicki i opanowany, zapobiegawczy, ale i reaktywny, rzadko wychodzący z odważną inicjatywą.
Wrócił wzrokiem do swojej rodziny, tych którzy byli najważniejsi w całym natłoku myśli. W pewnej oddali mógł ich dostrzec, dwie figury scalone w jedną całość. Zawsze tak ich widział razem, nie pamięta już czasów, gdy było inaczej. Czas było na powrót do Manchesteru, oddaleniu się od epicentrum wydarzeń wzniosłych, lecz również niepokojących. Poddał się woli policjantów, kierując się w stronę wyjścia. Był sam, cały czas patrzył przed siebie. Po pewnym czasie teleportował się prosto do rezydencji, a w niej usłyszał gwar rozmów. O to nastąpił czas werdyktu, teraz było moment na ocenę i przygotowanie planu. Nie będzie cichej nocy, zasłony milczenia, która wkroczy w te mury. Będą dyskusje, donośne głosy i szukanie poparcia swoich wizji. Jeśli Hector wybierze milczenie, inni ukradną mu dźwięki.
Si vis pacem, para bellum

zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#120
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-28-2025, 19:18
Wszystko miało swój początek i wszystko musiało mieć swój koniec. Spokój odnajdywała dopiero wtedy, gdy każde słowo znalazło swoje miejsce, a historia mogła wybrzmieć aż do finału. Wiedziała, że mógł się za to na nią złościć - może taka była natura jej męża. Znała go w wielu odsłonach: jako poszukiwacza, indywidualistę, runistę, jako namiestnika, śmierciożercę i ojca. A wreszcie - jako męża. To właśnie ta ostatnia rola zdawała się przynosić mu najwięcej trosk. Sprawiała, że wolał wypatrywać niebezpieczeństw, niż wyciągać ku nim dłonie. Nie potrafiła rozstrzygnąć, która z jego twarzy zadecydowała dziś o wycofaniu się. Jej własna - ta, która umiłowała się w poszukiwaniach - kazała zostać. Kazała być świadkiem tego, że oto właśnie dopisywana jest kolejna karta historii. Nie chciała żyć ze świadomością, że usłyszała jedynie fragment, echo, że umknęła jej ta najważniejsza kwestia. Jakakolwiek by nie była.
To wcale nie znaczyło, że wypowiadane słowa budziły w niej fascynację. Nie były intrygujące ani pociągające. W każdym z przemawiających mężczyzn dostrzegała jedynie fałsz. Kłamstwa sączyły się z ich ust jak trucizna, oplatając salę pajęczyną obłudy. A jednak ludzie zawsze znajdowali sens - jeśli tylko podano im odpowiednią dawkę motywacji. Masz dzieci? Powiedz, że wróg nadciąga właśnie po nie. Masz majątek? Wzbudź strach, że wkrótce wszystko zostanie ci odebrane. Każdy lęk mógł stać się narzędziem. Każdy człowiek niósł w sobie własny strach, a polityka, w swej brutalnej istocie, żerowała właśnie na nim. Może dlatego sama wolała słuchać tego, kto nie próbował udawać - nawet jeśli mówił to samo, przynajmniej nie krył się za zasłoną pozorów. Wiedziała jednak, że wszystkie te metody prowadziły do tego samego celu. Różne były jedynie środki i skutki. A każdy z mówców miał swoich zwolenników - to było aż nadto widoczne. Wystarczyło spojrzeć w twarze zebranych, wsłuchać się w ich szepty. I nie tylko dzisiaj - ten teatr trwał od dawna. – Porozmawiajmy w domu – zgodziła się zanim ruszyli do wyjścia. Spokojnie. Tłum się już przerzedzał, policja wypraszała ludzi jeden po drugim, zostawiając ich właściwie z czym? Oprócz niezrozumienia? Oprócz chaosu? No z czym?

z.t
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (14): « Wstecz 1 … 11 12 13 14 Dalej
 


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:03 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.