• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Zachodni Londyn > Pub "Złoty Dzban" > Stoliki
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-29-2025, 08:57

Stoliki
Po przekroczeniu progu głównych drzwi człowiek wkracza do świata dobrej whisky i piwa, niespokojnej muzyki i chaosu, za którym zwykle stoją goście spragnieni niepoprawnej zabawy, swawoli i odrobiny ryzyka. "Złoty Dzban" to pub wiekowy, otworzony na nowo przed kilkoma laty, mieszczący się w starym budynku na końcu jednej z ulic, blisko niewielkiego parku słynącego z tego, że lepiej nie zapuszczać się tam po zmroku. Wnętrze jest odnowione i wyremontowane. Część ścian pozostawiono w surowej formie, z czerwonych cegieł, a niektóre oraz sufit wyłożono dębowym drewnem pomalowanym na ciemną zieleń. Na ścianach wiszą plakaty drużyn quidditcha oraz portrety najlepszych graczy w historii, a także kilka grafik nawiązujących do poglądów właściciela - wyższości czarodziejów.
Parter dzieli się na kilka głównych pomieszczeń: salę zachodnią, gdzie znajduje się zdobiony bar oraz przejście na zaplecze, a także salę wschodnią, do której prowadzi proste przejście pozbawione drzwi. Łatwo może zerknąć z jednej sali, co dzieje się w drugiej. W obu stoją identyczne stoliki - wiele okrągłych, jedne większe, drugie mniejsze, w zależności od liczby zasiadających przy ich gości. Pod oknami stoi też kilka prostych loż z prostokątnymi stołami i sofami ze skóry. Na ścianie w sali wschodniej znajduje się także tarcza do gry w darta. Wieczorami pub jest pełen gości raczących się whisky, grających w karty i pod stołami dokonującymi nie do końca legalnych interesów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-08-2025, 16:31
20 kwietnia ‘62
Można by sądzić, że po ostatniej szalonej nocy spędzonej na barce, odechce jej się podobnych wojaży na długie tygodnie, a może nawet miesiące. Można by przypuszczać, że powróci do swojej codziennej roli poważnej alchemiczki, skupionej wyłącznie na warzeniu mikstur i strzegącej ich z niemal nabożną uwagą. Że znów stanie się tą Lorettą, której myśli wypełniał spokój, a dłonie były zawsze precyzyjne i pewne. Wcale nie chodziło o to, że się źle bawiła czy miała już przesyt w podziwianiu wciąż rozbudzających ciekawość twarzy. Wręcz przeciwnie - bawiła się doskonale. Tylko że następnego dnia jej ciało odmówiło posłuszeństwa tak bardzo, że jej stan można było określić jednym, wyjątkowo trafnym słowem: zwłoki. Uparcie marzyła, by akurat tego dnia odchorować swoją niedyspozycję w domu, w ciszy i spokoju, ale los miał dla niej inne plany. Na szczęście za całym tym chaosem kryła się rekompensata - Riven i jej znajomość z Freddiem. Kim by była, gdyby nie skorzystała z faktu, że dawna koleżanka ze szkoły była ładna… i samotna? Czy nie o tym debatowali z Igorem w Błędnym Rycerzu? Czy to nie miał być ratunek dla jej brata? Nieważne więc, czy czuła przesyt, czy męczyła ją myśl o odpuszczeniu kolejnych wybryków na długie tygodnie - zgodziła się. Z czystą radością i podekscytowaniem. Z myślą, że naprawdę mu pomoże. A może jeszcze z innych, bardziej egoistycznych powodów? Może. Przecież kto powiedział, że altruizm nie może iść w parze z przyjemnością?
Choć Loretta bywała już w różnych miejscach - w Londynie, w Edynburgu - i nigdy nie miała problemu z wpasowaniem się w otoczenie, wszystko, co słyszała o Złotym Dzbanie, zdawało się utkane ze sprzeczności. Z jednej strony unosiła się nad nim aura elitarności, z drugiej luz i swobodny charakter, jakby każdy mógł tu wejść w kapciach i wciąż czuć się jak w domu. Oczywiście nie powiedziałaby o tym Fredowi - mógłby zrozumieć wszystko zbyt dosłownie.
Wybierając strój, postawiła na klasykę, w końcu w jej przekonaniu dobór ubioru na nie-randkę nie różnił się wiele od tego na prawdziwą randkę. Czerwień materiału, zbyt lekkiego na tę porę roku, podkreśliła ciemniejszą o kilka tonów pomadką. Stała przed lustrem jeszcze przez kilka minut, poprawiając włosy, obracając się, sprawdzając każdy detal, aż w końcu, zanim opuściła dom, trzy razy upewniła się, że nie poślizgnie się na śliskim chodniku. Bo przecież nawet perfekcyjna prezentacja wymagała odrobiny zdrowego rozsądku.
Wszyscy zjawili się na miejscu. Nawet Fred i co zdumiewające, wcale się nie spóźnił. Nie wiedziała, czy tak bardzo podekscytowała go wizja „randki”, czy może Igor podziałał na niego jakimś subtelnym słownym zaklęciem - tak czy inaczej efekt był dokładnie taki jakiego oczekiwała i bardzo jej to odpowiadało. Pochwaliła Riven za dobraną kreację, nie dało się ukryć, że dziewczyna prezentowała się zniewalająco. Pochwaliła Freda za wyprasowaną koszulę i niezmącony niczym wzrok. A później jej wzrok zawisł na swojej nie-randce. Na szczęście pijacki chaos tamtej nocy nie zniekształcił jego obrazu w jej pamięci. Ale przecież, koniec końców, byli tu dziś dla nich, a nie dla siebie, prawda?
Panowie, w roli prawdziwych dżentelmenów, przynieśli im kolejne drinki, a rozmowa wreszcie zaczęła się kleić. Nie traktowała tego jednak jak złej wróżby - na wszystko potrzeba czasu. Uśmiech na jej twarzy złagodniał, stał się bardziej naturalny, jakby wcześniejsze napięcie naprawdę powoli z niej uchodziło. - Gdzie właściwie się poznaliście? - zagadnęła, kierując pytanie jednocześnie do Freda i Riven. Celowo nie wskazała adresata. Chciała, by sami zdecydowali, kto opowie tę historię, a może nawet spróbowali ułożyć ją wspólnie. Bo czy nie właśnie takie tematy idealnie nadawały się na… nie-randki? - Nas połączyła jazda rozklekotanym autobusem i zachód słońca na barce - rzuciła z rozbawieniem, zerkając na Igora. Uśmiech, który uniósł kąciki jej ust, zdradzał, że świetnie się bawi tym wspomnieniem. - To żart - dorzuciła szybko, widząc jak brat zaczyna mielić jej słowa w głowie. Oczywiście, że zaczął. On zawsze wszystko mielił.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
09-08-2025, 19:07
To była nie-randka. Wzięłam wolne na nie-randkę i nawet tak powiedziałam cioci, kiedy dopytywała o szczegóły. Spotkanie ze znajomymi, jednego z nich nawet znała. Jak jej powiedziałam, że idę się spotkać z Freddim, to tak na mnie spojrzała… i jeszcze raz zapytała, czy to na pewno nie jest randka. To nie-randka, musiała przyjąć do to do wiadomości. Coś tam wymruczała pod nosem, uśmiechnęła się i dała mi te wolne. Dlatego dzisiaj mogłam się pojawić w Złotym Dzbanie. Kazała mi się zbytnio nie pindrzyć, skoro to nie-randka, ale ja i tak zrobiłam po swojemu. Założyłam swoją nową obcisłą sukienkę, była mocno czarna i bardzo elegancka. Nowa. Na specjalne okazje. Mała czarna. Jednakże nie byłabym sobą, gdybym nie dodała czegoś od siebie. Na szyi zawiesiłam swoje kolorowe wisiorki, palce standardowo przyozdobiłam tanimi pierścionkami z kolorowymi kamyczkami. Do tego obcasiki, Freddy był wysoki, więc musiałam dodać sobie parę centymetrów i zarzuciłam płaszczyk na plecy. Był prawie koniec kwietnia, więc nie było już tak zimno. Szminka, ładne perfumy, spory łyk whisky przy barze w tawernie na odwagę i ruszyłam. Na miejscu pojawiłam się punktualnie.
Siedzieliśmy przy stoliku, a panowie przynieśli nam kolejnego drinka. Ja rozglądałam się zainteresowana po pomieszczeniu, ponieważ rzadko miałam okazję pojawiać się w tak ekskluzywnych miejscach. Tak innych, niż tawerna “Pod mewą i księżycem”. Czułam się tu dziwnie, jakbym nie pasowała do tego miejsca. Nie wiedziałam w sumie czego mam się spodziewać, więc finalnie też nie wiedziałam, czy jestem z tego miejsca zadowolona, czy zawiedziona. Wszystko było takie inne i jednocześnie tak interesujące.
Spojrzałam na Lorettę, gdy zadała swoje pytanie. Chwyciłam jeden z wisiorków, które spoczywały na mojej szyi. Było ich pięć, różnej długości. Był z czerwonymi kamyczkami, żółtymi, niebieskimi, fioletowymi i białymi. Chwyciłam chyba ten fioletowy, bo najdłuższy i zaczęłam obracać kamyczki w palcach. Spojrzałam na mojego towarzysza nie-randki i uśmiechnęłam się, lekko wywracając oczami.
- No jak to gdzie - machnęłam palcami, bo całą dłonią to mi się nie chciało. - W tawernie.
Co prawda znaliśmy się już wcześniej. Chodziliśmy przecież wszyscy razem do Hogwartu, ale tamtego okresu nie liczę. Nie wiedziałam wtedy, że Freddy to Freddy, a na pewno nie raz i nie dwa minęliśmy się na korytarzach. A potem pojawił się w porcie, a jak się pojawił w porcie, to na pewno pojawił się w Tawernie.
- Nie pamiętam, kto do kogo zagadał - zerknęłam na chłopaka i chwyciłam szklankę z alkoholem, upijając z niego łyczka.
Zawiesiłam spojrzenie na moim towarzyszu nie-randki. Nigdy nie pomyślałam, że będziemy sobie tutaj w czwórkę siedzieć, pić drinki i rozmawiać o jakiś bzdurach. Przypadek chciał, że pojawiłam się u Loretty w aptece, okazało się, że jest siostrą naszego portowego rybaka i jeszcze zaprosiła mnie na wyjście. A Fred, jak to Fred… nie mogłam powiedzieć o nim złego słowa. A jeszcze dzisiaj się tak ładnie wystroił. Myśląc sobie to wszystko, uśmiechnęłam się szeroko, uśmiech numer dziewięć - uśmiech radości, ale właściwie nie wiadomo dlaczego, więc z boku może wyglądać dziwnie. A ja się po prostu w duchu cieszę.
- Żart? - zapytałam z żalem w głosie. - Brzmiało tak romantycznie! Byłam skłonna uwierzyć, że jechaliście wspólnie Błędnym Rycerzem, który się rozklekotał na środku drogi i żeby dotrzeć na miejsce, musieliście wsiąść na barkę i nastał was zachód słońca, więc staliście na burcie i wspólnie oglądaliście… eee… zachodzące słońce!
Pochyliłam się nad stołem, podekscytowana niemal wstałam z krzesła, nad którym siedziałam. Czy brzmiałam przekonująco? Zaśmiałam się, widząc miny Lorki i jej towarzysza nie-randki, Igora. Igor też był przystojny i na nim swoje spojrzenie też na chwilę zawiesiłam, ale tylko na chwilę, w końcu nie będę koleżance podbierać nie-randkę! Prawda? Wymieniłam spojrzenia z Fredem, zaczesując wolną dłonią włosy za ucho.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
09-10-2025, 18:09
Wciąż byłem zaskoczony własną postawą, a raczej zgodą, która trafiła w ręce Igora. Eldur niejednokrotnie gubił korespondencję i żałowałem, że tym razem nie stało się podobnie. Zastanawiałem się nad tym gorączkowo, przeglądając garderobę – choć tak naprawdę nie miałem w czym wybierać. Była wyjątkowo uszczuplona; nie przywykłem do konieczności dbania o prezencję, toteż w głównej mierze znajdowały się tam proste i wygodne ubrania. Niekoniecznie pozbawione dziur i przetarć – wszak praca, którą się trudniłem, wymagała głównie siły, a sakwa była zbyt lekka, bym mógł na bieżąco wymieniać odzież. Być może to właśnie liche zarobki przyzwyczaiły mnie do miernej jakości, choć trudno było ukryć, że nigdy nie mogłem pozwolić sobie na coś ekskluzywnego. Bidul, jak sama nazwa wskazywała, dawał nam jedynie możliwość przeżycia, co nijak miało się do dobrobytu, warunków godnych i pozbawionych tęsknotą za – dla innych – prostotą, na tyle przyziemną i codzienną rzeczą, że nawet nie zwracało się na nią uwagi. Nauczyłem się jednak tak żyć i nie szukałem zmian; nie goniłem za galeonem, nie zazdrościłem i nie szukałem zwady w odpowiedzi na wredne komentarze. Byłem sobą, ze sobą i tak było mi najwygodniej. Pozostawało pytanie czy najlepiej?
-Na chuj ci to było- rzuciłem do siebie przymierzając kolejny materiał. Jeden był zdecydowanie za mały, drugi zaś wyglądał i pachniał, jakby Pani Szczupakowa przeleżała na nim cały tydzień. Niegdyś czarny, dziś wypłowiały też nadawał się wyłącznie do łowienia płotek, więc odrzuciłem go nerwowo w kąt niewielkiej kajuty. Złość, którą jeszcze chwilę wcześniej żywiłem wyłącznie do siebie, nagle zaczęła przelewać się na Igora – na ten jego durny pomysł i jasno określone okoliczności. Randka. R-a-n-d-k-a. Naprawdę oszalał, pragnął zemsty za konieczność zmacania ryby. Jak nic. A Loretta zdawała mu się wtórować – czyżby zawiązali jakiś absurdalny sojusz? Może zaś wpadli sobie w oko, a ja miałem stać się piątym kołem u wozu? No nie, cholera jasna. Przecież nie szliśmy na randkę we trójkę… jeszcze ta cała koleżanka.
Uspokoił mnie dopiero głęboki oddech i szklaneczka bimbru, stojąca na kuchennym blacie zapewne od wczesnego ranka. Najpewniej była pozostałością nocnych wojaży, lecz nie zaprzątałem sobie tym głowy – w tym domu alkoholu się nie marnowało. Przetarłszy dłonią twarz, sięgnąłem po białą koszulę spoczywającą na dnie drewnianej skrzyni. Z pewnością nie nosiłem jej od dawna – a po prawdzie miałem wrażenie, że nigdy. Zakląłem pod nosem, gdy wciągałem ją na siebie, po czym krótkim zaklęciem doprowadziłem do ładu; musiało wystarczyć – nie potrafiłem się stroić.
-Naprawdę nie wiem co tutaj robię- mruknąłem do Igora, gdy oczekiwaliśmy na drinki. Pierwszy raz miałem okazję być w takim miejscu – barze, gdzie nie było mordobicia i głośnych szant, ale kulturalne rozmowy w mniejszym lub większym gronie. -Jeszcze fakt, że się znamy- pokręciłem głową zawiedzony własną głupotą. Posłuchałem przyjaciela i naprawdę nic dzisiaj nie wziąłem, a co gorsza… nawet nie miałem błyskotu przy sobie. -Ja zapłacę- no bo przecież nie będzie nam kupować alkoholu całą noc. Może i brakowało mi galeonów, ale swój honor miałem.
Powróciwszy do stolika drżącą dłonią postawiłem drinka przed Riven i przenosiłem spojrzenie na siostrę. Celowo unikałem wzroku koleżanki – naprawdę się stresowałem, a trunek jeszcze nie pozwolił mi cieszyć się wieczorem i szczerze wątpiłem, aby w ogóle dał na to przyzwolenie. Na domiar złego wyglądała naprawdę pięknie i pewnie już żałowała, że włożyła w to tyle starań, skoro to właśnie ja okazałem się tym tajemniczym kolegą. Nawet przez moment nie przyszło mi do głowy, że mogła wiedzieć wcześniej.
Otworzyłem usta chcąc odpowiedzieć Lorettcie, ale wyjaśnienie Riven wydało mi się wystarczające. Pokrętnie byłem jej wdzięczny, że mnie wyręczyła. Ująłem w dłoń szklaneczkę i upiłem trunku wpatrując się w przestrzeń; w dziwne obrazy nawiązujące do wyższości krwi, do prawdziwych czarodziejów. Zmrużyłem oczy – wcale mi się to nie podobało.
-Oblałem cię piwem- przypomniałem tą niefortunną sytuację. -Ale już się nie gniewasz?- spytałem starając się panować nad drżącym głosem. Za dużo ludzi, za dużo bodźców. Ułożyłem wolną rękę na blacie stolika i zacząłem wygrywać tylko sobie znany rytm – musiałem znaleźć sposób, żeby opanować dyskomfort.
Połączył zachód słońca na barce; uniosłem wzrok na siostrę i przechyliłem lekko głowę będąc kompletnie zaskoczony tymi słowami. Coś mnie ominęło? Tak wiele zmieniło się w jedną noc?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
09-11-2025, 21:14
Jasna koszula, ułożona w pożądanym naprężeniu, wyglądała jakoby druga skóra, choć ramiona okalała jeszcze z zewnątrz czarna marynarka; blady uśmiech krzątał się po twarzy, ilekroć spojrzenie bacznie lustrowało to jedną sylwetkę, to drugą, na dłużej zatrzymując się jednak na tej trzeciej ― krwawa czerwień odbijała się w sąsiedniej, speszonej postury, teraz popędzoną zachętą do bezpośredniej wizyty przy barze. Po coś lekkiego do picia, dla całej czwórki, która jak jeden mąż zjawiła się dziś o umówionej zawczasu, wieczornej godzinie. Najpierw on, wystrojony jak nigdy, speszony jak zawsze, w godnej podziwu postawie pokrzepiająco punktualny; być może spisane listownie groźby potraktował nazbyt poważnie i przyszedł tu z czystej powinności, a może ― tak po ludzku, w zaskoczeniu dla niego samego, poważanego przyjaciela i równie stanowczej siostry ― po prostu dorósł do tej decyzji. Oswoił się z nią, odpowiednio przygotował, stworzył stosowne zaplecze; cokolwiek przywiodło go tu dzisiaj, chciał wierzyć, że nie przysporzy mu w istocie tak wiele przykrości, jak zechciał sugerować mieszaniną pokracznych słów, wyłażących pretensjonalnie z kawałka parszywego pergaminu.
W takich okolicznościach Igorowi było prościej ― uzasadnić swoje własne, egoistyczne pobudki, sycąc przy tym wrażeniem przyjemności to skamieniałe ponoć serce, wyjątkowo tym razem wrażliwe na niewyrażone na głos pragnienia innych, wyjątkowotym razem zainteresowane pomocą potrzebującym.
W takich okolicznościach przywdziewał inną jeszcze maskę, odgrywał inną jeszcze rolę; w dogadzaniu sobie odnajdywał miejsce dla wielkoduszności, albo na odwrót ― obok życzliwości względem pozostałych robił miejsce dla własnego ukontentowania. I wydawałoby się, że mowa tu wyłącznie o stwarzaniu okazji do cichej, niezobowiązującej adoracji nowopoznanej kobiety, która jako swoisty zwyczaj stanowiła przecież dlań rutynową wręcz codzienność; wydawałoby się, gdyby nie abstrakcyjna ― a zaraz szczerze zadowalająca go ― wizja świadomości, rysująca obraz dwojga młodych, znajomych sobie z przeszłości ludzi. Ludzi, których wychował port i znój codzienności; ludzi, którzy w obliczu minionych lat trwogi zachowali w sobie coś na kształt dziecięcej beztroski. Trochę im jej chyba zazdrościł.
― Idź do łazienki i spójrz w lustro, to może się dowiesz ― rzucił trochę opryskliwie, jakby niecierpliwość chwilowo wzięła górę nad wyrozumiałością; prędkie zerknięcie na Freddy'ego obrało go jednak ze zniechęcenia, a gdzieś pomiędzy smukłe rysy wstąpił nawet cień empatii. Sam przecież był kiedyś w podobnym miejscu ― wprawdzie dziesięć lat temu, wprawdzie nigdy do takiego stopnia nerwowości, ale rozumiał chyba przenikliwość towarzyszącego mu strachu. Przed kontaktem, przed odrzuceniem, przed niezręcznością; na mężczyznach odwiecznie spoczywał wielki trud podołania społecznym oczekiwaniom ― to oni odpowiadali za początek i koniec, za inicjację czegoś z niczego i decyzję, by z niczego uczynić w końcu coś. To oni mieli symbolicznie budować domostwa, zasadzać drzewa i płodzić potomków; to oni mieli dźwigać jarzmo pierwszych sygnałów, pierwszych razów i pierwszych obligacji. ― To nawet może i lepiej, łatwiej wam będzie przełamać pierwsze lody... ― dodał na jego uwagę, niemym gestem domawiając jeszcze cztery pięćdziesiątki wódki. Po dwie na rozmach, dla rozwiązania języka i rozgrzania kończyn. ― No, Fred, do dna, raz, raz ― chyżo zachęcił, pustym kieliszkiem wystukując zaraz o drewniany blat rytm następnej kolejki; i skrzywiwszy się po tej pierwszej, dopowiedział tylko bez zwłoki: ― Jak uznasz, że to nie to, to po dwóch kolejkach każdy idzie w swoją stronę. Z grzeczności odprowadzisz ją tylko do domu ― poinstruował jeszcze, aż druga lufa nie zatańczyła w dłoni ― Zaprosiłem was, więc zapłacę. Ty stawiasz innym razem ― postanowił dobitnie, nim w rękach nie wyrosły kolejne szklaneczki z zamówieniami, a żwawy krok prowadził ich zaraz na powrót do stolika.
― Lora lubi podkoloryzować to i owo ― stwierdził sucho w toku komentarzy pozostałych, blondynce posyłając porozumiewawcze spojrzenie; brat zainteresowanej zwyczajowo nadal mielił treść tych słów, więc zaczepka ― niema, nienachalna i bynajmniej nieprzypadkowa ― ograniczyła się do łagodnego zahaczenia czubkiem o stabilność jej wysokiego obcasa. Pod stołem, z dala od czyichkolwiek oczu ― i nie sposób uznać było tego gestu za pomyłkę. ― Ja nie umiem żeglować, ale Freddy... Na pewno zabrałby cię na zachód słońca na barce, co nie, Fred? ― przemówił to do niego, to do Riven, jego stawiając pod ścianą obietnicy, ją zaś ― chcąc nasycić deklaracją, która poprowadzi ichniejszą rozmowę dalej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-12-2025, 19:24
Dziwna to była rola. Powierniczki, swatki, a może nawet prowokatorki - tej, która wpycha się w cudze życie i próbuje je ulepić po swojemu. Nigdy wcześniej nie podejmowała się tak jawnego łączenia dwojga ludzi, nigdy nie stawiała sprawy wprost. Przecież takie sytuacje miały miejsce głównie w szkole, w czasach, gdy dyrygowanie losem drugiego człowieka traktowane było bardziej jako troska niżeli jako jawne wtrącanie się. Wtedy wystarczyło, że dostrzegła, jak jeden z kolegów z utęsknieniem spoglądał w stronę jej koleżanki, a ona, niczym złośliwy amor na własnej chmurce, podrzucała półsłówka, sugestie, słodkie docinki, które miały im ułatwić spotkanie spojrzeń. Teraz było inaczej. Bardziej poważnie. Bardziej odpowiedzialnie. I - o ironio - zupełnie obco. Bo nikt nigdy nie próbował swatać jej samej. Nie wiedziała, jak to jest nagle znaleźć się w centrum takiej gry, wystawioną na cudze uczucia, z którymi ciężko się mierzyć i na własne, które bywają jeszcze bardziej zdradliwe. Nie znała tego drżenia, tej niepewności, tej dziwnej mieszanki ciekawości i lęku, kiedy coś zupełnie nowego wyciąga człowieka z bezpiecznej skorupy. Skłamałaby, mówiąc, że ta rola nie sprawiała jej przyjemności. Była nią wręcz zafascynowana. Czuła to znajome mrowienie podekscytowania, tę gotowość, by pociągnąć całą intrygę o krok dalej, ale w tym wszystkim pojawiało się pytanie, które nie dawało spokoju: czy to była tylko jej gotowość? A może to także pragnienie dwojga głównych zainteresowanych - ciche, jeszcze nieuświadomione, a jednak istniejące?
- Lubię? - powtórzyła, nachylając się nieco w jego stronę, jakby chciała usłyszeć to jeszcze raz. Jej brew uniosła się pytająco, ale w kącikach ust zatańczył cień uśmiechu. – A skąd to wiesz? Bo mówisz to tak jakbyś już dobrze mnie znał. - rzuciła tonem zbyt lekkim, by uznać go za poważny, a jednak podszytym wyzwaniem. Poddawała to po prostu pod wątpliwość.
Drobny ruch pod stołem nie umknął jej uwadze. Przez sekundę mogłaby jeszcze udawać, że to przypadek, ale przecież nie była aż tak naiwna. Odpowiedziała więc subtelnie - przesunęła obcasem po podłodze, tak by delikatnie zahaczył o jego but. Krótko, kontrolowanie, bo skłamałaby mówiąc, że z całej tej nie-randki nie chciała wyciągnąć nic dla siebie. Choćby odrobiny emocji, które z takimi spotkaniami przychodzą niemal naturalnie.
Rzucona zachęta w postaci luźnego pytania o historię ich poznania miała otworzyć drzwi do kolejnych tematów, do kolejnych rozmów, może nawet i zaczepek, które finalnie mogłyby dać zarówno Fredowi jaki i Riven pole do swobodnej konwersacji. Tymczasem odpowiedzi były krótkie, zdawkowe, niemal wyciszone. Żadnego rozwoju, żadnej iskry, którą mogłaby podchwycić. Loretta poczuła mieszankę irytacji i lekkiego rozbawienia. To przecież miało być proste, a jednak czyżby powoli ją pokonywało? Nie. Na to nie miała w sobie zgody. - Oblałeś Riven piwem? - powtórzyła za bratem, unosząc brew i łapiąc jego spojrzenie. - Na pewno się na ciebie nie gniewa, prawda? - przeniosła wzrok na swoją koleżankę, która wciąż bawiła się fioletowym koralikiem, zupełnie niewzruszona całą sytuacją. Urocze.
Nie umknęło jej uwadze, że Fred unikał kontaktu wzrokowego ze swoją „randką”. Spojrzenie w jego kierunku niemal wymusiło z jej ust ciche westchnięcie. Na szczęście zabrała dziś ze sobą dawkę cierpliwości i kultury osobistej. Jeśli tylko przyjrzałby się jej uważniej, dostrzegłby, że jej oczy subtelnie próbują wymusić na nim choćby minimalny kontakt z kobietą obok. Nie chciała być namolna, nie chciała przekraczać granic… choć może właśnie tak to wyglądało. - Wiesz, Riven ostatnio odwiedziła mnie w aptece, bo jej ciotka potrzebowała eliksiru. Następnym razem, może powinna zamiast jechać aż do mnie posłać sowę do ciebie? Jesteś przecież prawie tak samo zdolnym alchemikiem jak ja. - zauważyła.
Gdy usłyszała, jak Riven snuje potencjalną historię jej i Igora, uśmiechnęła się rozbawiona. Przeniosła wzrok na mężczyznę, a w jej oczach pojawiło się niemal czytelne stwierdzenie - i kto tu naprawdę lubi koloryzować. Lepiej by tego nie wymyśliła. Upiła łyk swojego drinka, czując, jak jego słodycz i delikatność drapie ją w gardło. - Och, nie jestem aż taka romantyczna - odparła, unosząc lekko podbródek. - Ta piękna historia w takim zestawieniu mogłaby skończyć się raczej krwawo. - spojrzała na Riven z delikatnym uśmiechem. Beztroska. - A ty? Ty jesteś romantyczką?
Oparła się wygodnie o oparcie, zakładając nogę na nogę. Niby przez przypadek, niby niechcący, czubkiem buta szturchnęła Freddiego w piszczel. Mogła zasypać ich niezliczoną liczbą pytań, wyciągnąć każde z nich z ich strefy komfortu, wzbudzić choć cień odwagi czy iskrę ciekawości, ale wybrała milczenie. Nic nie zrobiła. Tylko odwróciła wzrok od tej dwójki i skupiła się na twarzy swojego dzisiejszego towarzysza. Niech sobie radzą. A ona… ona miała własną rozrywkę. - A pływasz? - zapytała, pozwalając, by w jej głosie pobrzmiewała szczera ciekawość. - Czy raczej unikasz… wody?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
09-16-2025, 21:19
Na wspomnienie, jak Freddy oblał mnie piwem, zaśmiałam się radośnie. Wtedy się gniewałam, ale zdążyłam już dawno o tym zapomnieć. Więc z szerokim uśmiechem na twarzy jedynie zaprzeczyłam głową. Pamiętam, że byłam wtedy calutka mokra. Cała bluzka, cała spódnica i jeszcze tak śmierdziałam tym piwem. Byłam gotowa zdzielić go mokrą szmatą, pamiętam, że coś burknęłam absolutnie niezadowolona, obróciłam się na pięcie i poszłam do ciotki poprosić, abym mogła wyskoczyć na piętnaście minut się przebrać. To był praktycznie początek mojej zmiany. Ale Freddy pojawiał się w Tawernie jeszcze nie raz, więcej mnie piwem nie oblał i na tamto wydarzenie machnęłam ręką.
- Już dawno się nie gniewam - upewniłam go.
Zaraz jednak przeskoczyliśmy na kolejny temat, gdy Lora powiedziała, że Fred również zajmuje się wytwarzaniem eliksirów, zerknęłam na niego z zainteresowaniem. Tego nie wiedziałam. Nie, żebym wiedziała o nim specjalnie dużo, no ale… Przygryzłam delikatnie dolną wargę, intensywnie się przez chwilę nad czymś zastanawiając, a następnie pokiwałam głową i spojrzałam na chwilkę na koleżankę.
- Dobrze wiedzieć. Brakuje nam zdolnego alchemika w Cardiff - wróciłam spojrzeniem do Freda. - Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej. Ja mam dwie lewe ręce do eliksirów, Loretta zresztą wie… - nachyliłam się nad stołem konspiracyjnie w stronę mojej nie-randki. - Pomagała mi pisać eseje w Hogwarcie, dupę mi uratowała.
Z poważnym wyrazem twarzy pokiwałam znowu głową, odsunęłam się lekko i wzięłam kolejny łyk drinka, którego nam panowie przynieśli.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się moja opcja, ze staniem na burcie przy zachodzie słońca. Jednak i Lora i Igor szybko sprowadzili mnie na ziemię. Westchnęłam ciężko, nie było w nich ani kszty romantyzmu. Zmrużyłam lekko spojrzenie, słysząc o krwawym zakończeniu tej historii. Dlaczego niby miałoby zakończyć się krwawo? Przechyliłam lekko głowę.
- Krwawo? - dopytałam. - Masz na myśli, że byłabyś w stanie Igora zabić, czy to jakaś metafora, której nie rozumiem?
Zaczęły padać w moim kierunku pytania, nad którymi chwilę musiałam się zastanowić. Chociaż pierwsze nie było specjalnie trudne, tak to następne wymagało ode mnie lekkiego ruszenia szarych komórek. Jak tu odpowiedzieć “z głową”.
- Ja? Romantyczka? - Zaśmiałam się ponownie, beztrosko machając dłonią. - Ja lubię mówić, że nie… Ale wiesz, jak to bywa. Nie znam dziewczyny, której nie ruszyłaby urocza, ckliwa historia - uśmiechnęłam się, szczerząc radośnie zęby do koleżanki.
Natomiast nad drugą rzeczą, musiałam się chwilę zastanowić. Woda stanowiła ważny element mojego życia. Nie tylko ze względu na to, że mieszkałam nad portem, a właściwie z tym portowym życiem miałam do czynienia już od maleńkości. W końcu mój ojciec pracował w porcie. To też moje wizje… mój dar jasnowidzenia, był z wodą mocno związany. Tafla wody była mi jak lustro, w którym dawano mi zobaczyć więcej.
- Umiem pływać, nawet bym powiedziała, że czuję się w wodzie całkiem dobrze. Nie jestem mistrzem pływania, są ode mnie lepsi, ale potrafię - przytaknęłam. - Nie wiem czy mogłabym mieszkać w porcie, gdybym wody się bała i chciała jej unikać, no nie?
Zastanowiło mnie w sumie, dlaczego Loretta się mnie o to pyta. Usta mimowolnie ułożyły się w delikatny dzióbek, chwila zastanowienia, a moje spojrzenie powędrowało w stronę Freda. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i przez chwilę przyglądałam mu się uważnie, a potem spojrzałam na chwilę na jego siostrę i ponownie na niego.
- Nadal nie wiem, jak to się stało, że dowiedzieliście się, że jesteście rodzeństwem - zauważyłam, pochylając się nad stolikiem, jakbym miała zaraz poznać wielką tajemnicę. Byłam niezwykle podekscytowana. - Czy można poznać tę fascynującą opowieść?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
09-17-2025, 22:02
Speszył mnie komentarz Igora – sądziłem, że zechce wyjaśnić mi prawdziwy powód dzisiejszego spotkania, bowiem w słowa o przyjemnym wieczorze w knajpie trudno było uwierzyć. Nie ze względu na okoliczności, przecież spędzanie czasu z przyjaciółmi było czymś naturalnym, ale nacisk i ledwie dzień, jaki upłynął od ostatniej popijawy. Przeczuwałem, że kryło się za tym coś więcej, coś czego on – lub siostra – nie chcieli mi powiedzieć. Pozostawało pytanie dlaczego? Coś knuli? Może zaś faktycznie równie dobrze im się rozmawiało, że nie chcieli kolejnej okazji do spotkania odkładać na następne tygodnie? -Jesteś niemiły- zauważyłem wzruszając lekko ramionami, po czym sięgnąłem po kieliszek i jednym haustem opróżniłem go do dna. Skrzywiłem się mimowolnie; była mocna, cholernie mocna. -Sam jesteś jak te lody- mruknąłem zerkając na niego z ukosa. Chciałem dopiec, ale wyszło jak zawsze. -Ale jak, że to nie to?- spytałem. -Ale jak do domu?- wysoko uniesione brwi z pewnością oddawały zdziwienie. Czyli wcale nie żartował z tą randką? To naprawdę o to chodziło? Od samego początku? Loretta miała tego świadomość? Oblizałem nerwowo wargę chwytając drugie, na szczęście jeszcze pełne, szkło i ponownie opróżniłem całą jego zawartość. -Wiesz, że ja się do tego nie nadaję- stwierdziłem opierając obie dłonie o bar, nad którym zaraz zawisła głowa. Wziąłem głęboki oddech, a następnie sam odnalazłem spojrzeniem barmana, którego poprosiłem o to samo. Jeszcze jedną kolejkę nim zmuszeni będziemy powrócić do stolika.
-Umowa stoi- nie zamierzałem się kłócić. W zasadzie prawdopodobnie nawet nie potrafiłbym, lecz nie chciałem czuć się zobowiązany, a tym bardziej dłużny. Liczyłem więc, że przy kolejnej okazji to uszanuje. -No to- zacząłem, gdy przed nami stał rządek już wyłącznie pustych kieliszków. -Wracamy- dodałem nieco mniej entuzjastycznie.
-Lora?- zerknąłem na Igora, po czym przeniosłem zaciekawione spojrzenie na siostrę. Nie słyszałem, aby ktoś wcześniej tak się do niej zwracał. -Dobrze zdążyliście się poznać- dodałem znacznie ciszej czując coś dziwnego – coś na kształt zazdrości, co było irracjonalne zważywszy na fakt, iż obydwoje byli mi bliscy i powinno mi zależeć, aby znaleźli wspólny język. Sama zdawała się własnym pytaniem temu zaprzeczyć, ale skoro nawet mi nie miała okazji tego powiedzieć… najwyraźniej skradł jej więcej czasu niż skłonni byli przyznać.
-Tak jakoś wyszło- wzruszyłem lekko ramionami upijając trunku. Nie stała za tym żadna wielka historia – ot, wpadka, po której było mi wstyd przeszło miesiąc. Na szczęście Riven zdawała się zapomnieć o całej sprawie, czego dowodem był krótki śmiech na samo wspomnienie. -Wierzę, bo zapewne w innym wypadku zamiast piwa dostałbym jakieś paskudztwo- odparłem mimowolnie przenosząc na nią wdzięczne spojrzenie.
Gdy wspomniała o aptece i eliksirach uzmysłowiłem sobie, że od miesięcy nie przyszło mi przygotować niczego innego jak przeciwbólowych mikstur oraz takich, których nie dałbym spróbować nikomu z obecnych. Eksperymenty – tak, to było odpowiednie słowo, choć znacznie trafniejsze byłoby dodać, że były zakazane. -Jaa- pokiwałem wolno głową starając się nie wyjść na idiotę. -Jeśli będziesz czegoś potrzebować, czy coś tamtego, tego czy innego, to tak, oczywiście. Wiesz gdzie mnie szukać- wyrzuciłem z siebie więcej niż planowałem. Czyżby alkohol zaczynał działać? Nieskładnie, ale z zaproszeniem – to już było coś.
-To dobrze, że ci- zmrużyłem oczy nie wiedząc, czy naprawdę można tak mówić. To przecież obraźliwe. -Tę dupę uratowała. W sensie Loretta- przerwałem przenosząc wzrok na Igora. -Przepraszam, Lora- poprawiłem się, chyba nawet z lekkim przekąsem w głosie i wróciłem spojrzeniem do Riven. -Zawsze pomoże- dodałem sięgając po szkło, z którego ponownie upiłem. Świat się stawał piękniejszy – czego chcieć więcej? No może poza błyskotem?
Gdy debata przeniosła się w sfery romantyzmu nie odezwałem się ani słowem, bo i co miałem powiedzieć? Nie była to moja mocna strona – a raczej rejon, który był zupełnie obcy. -Jeśli miałaby ochotę- odparłem nieco ciszej na zaczepkę Igora. Naprawdę zwykła wyprawa barką działała na kobiety? Przecież nie lubiły rybiego smrodu. Zachód słońca Fred, nie ryby; musiałem to powtórzyć kilka razy.
Lekki kopniak sprawił, że przeniosłem pytający wzrok na Lorettę. Nie skomentowałem tego wszak było to ledwie draśnięcie, ale starałem się zrozumieć, czym sobie na to zasłużyłem. Uniosłem lekko brew, po czym westchnąłem pod nosem; byłem niegrzeczny, czy co?
-To długa historia- odparłem, gdy Riven zadała pytanie. -Znacznie dłuższa niż oblanie kogoś piwem- wygiąłem kąciki ust w niemrawym uśmiechu. Starałem się zareagować neutralnie, ale w głębi siebie naprawdę nie miałem ochoty rozmawiać na ten temat. Sytuacja była zbyt świeża, zbyt grząska i zradzająca silne poczucie winy – nie był na to ani czas, a tym bardziej miejsce. Otwarte przed miesiącem rany nie zdążyły się zabliźnić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
09-24-2025, 23:32
― Wcześniej o tym nie wiedziałeś? ― rzucił pomiędzy uwagami kumpla, wzruszając nieznacznie ramionami; czasami oschłość charakteru budziła pozostałe, jednorako z nim sprzężone, a przy tym skrzętnie dotąd ukryte pierwiastki hardości ― tej, jak był przekonany, Freddy miał aż nadto, po prostu okoliczność ich wydobycia nie była dlań dotąd sprzyjająca. I być może niesłusznie doglądał w nim kogoś innego, niemo dywagując nad prawdziwą naturą enigmatycznego towarzysza; być może próby ukształtowania go w kogoś o zasadniczo odmiennym profilu nie były uzasadnione ― bo tamten miał przecież prawo istnieć w tej odrębności, nią się szczycić i nią też wyróżniać. Niełaskawy los chciał, że on sam znał zaledwie jeden schemat męskości i na nim opierał swoją wizję świata ― nowopoznany przyjaciel był pod tym względem niekonwencjonalną figurą jego realizacji; łaskawszy los chciał jednak, by Igor ― miast potępienia i krytycznej oceny ― odkrywał w nim świadectwa własnej wyrozumiałości, która miast drwiny i zażenowania, wiązała przestrzeń słowem jakiegoś nienormalnego zrozumienia. A może i nawet rady, choć te wydawać się mogły niewystarczająco lakoniczne.
― Przestań się mazać, dobrze wiem, że nadajesz ― uznał pokrzepiająco, w zaskakującym chyba dla nich obydwojga tonie powagi; krótkie, porozumiewawcze spojrzenie wystarczyłoby komu innemu, ale postanowił kontynuować: ― Ostatnio chyba nawet podbiłeś już jedno serce... I wcale się o to nie starałeś ― w formie dowodu nawiązał do spotkania na barce i urzeczonej nim Philippy; wódka chwilowo przerwała wywód, który postanowił zakończyć jednym jeszcze spostrzeżeniem. ― Nie czuj presji. To przecież nie randka, a niezobowiązujące spotkanie; to przecież nie randka, a spęd grupy znajomych ― skwitował, nim palce nie objęły stanowczo zamówionych drinków; krok prędko poniósł ich do stolika, tam już zanurzając w iście porywającej rozmowie o szwarcu, mydle i powidle.
Bo otwarcie należało przyznać, że konwersacja ― jej początki i dotychczasowy tok ― nie kleiła się w naturalności, momentami zakrawając nawet o dziwaczną sztywność; bo otwarcie należało powiedzieć, że stres, przejęcie albo brak wzajemnego zainteresowania stopowało tamtych dwojga przed płynnym podejmowaniem nowych wątków ― i to nie tylko z winy Freda. Riven wydawała się zblokowana, najchętniej reagując raptem na zaczepki Loretty; Riven wydawała się ucinać wątki półsłówkami, choć nic nie wskazywało na to, by w codzienności daleka była gadulstwu.
― Sprawdź mnie. Może akurat okaże się, że znam cię lepiej, niż sama gotowa jesteś przyznać ― wyzywająco odpowiedział siostrze tego, który już zaraz czepliwie ― jakby z zazdrości, a może konsternacji ― żądny był obszerniejszych wyjaśnień. ― Mówiłem tak do niej już na barce... Musisz jeść więcej orzechów, pamięć ci szwankuje ― odparł chłopakowi, ni to żartem, ni to całkiem na serio; a potem zamilkł już na dłuższą chwilę, niemo wsłuchując się w opowiastki mniejsze i większe, te mniej i te bardziej wybredne. Czasem to tylko posłał blady uśmiech to jednemu, to drugiemu, najczęściej jednak spojrzeniem krzyżując się z tą siedzącą naprzeciwko; do wszystkiego wtrącił się dopiero na wieść o ratujących dupę esejach ze szkolnych czasów.
― Altruistka... ― wybrzmiało cicho, w brzmieniu ewidentnej, choć w gruncie rzeczy niegroźnej ironii; zdziwiony wzrok objął jeszcze Kruegera, bo ten na powrót postanowił nawiązać do zdrobnienia. ― Jeśli ci to przeszkadza, mogę mówić do niej jeszcze milej ― wtedy poczujesz się lepiej? ― dłonie sięgnęły do kieszeni, tam też odnalazły papierosy; i gdzieś pomiędzy wciskaniem sobie jednego w usta, a rozglądaniem się za różdżką, która rozżarzyć by miała jego koniec, pojawiło się nieskomplikowane pytanie ― skierowane do niego, dopracowane, jak mu się zdawało, tylko dla jego uszu.
Ona pierwsza udzieliła jednak odpowiedzi. Całkiem kwiecistej i całkiem rozbudowanej, udowadniając tym samym, że mówić, w istocie, umiała. Szerszy uśmiech przekory wstąpił na twarz, oczy skrzyżowały się z tymi należącymi do blondynki, a po wszystkim ― gdy tamta skończyła wywód, na moment tracąc rezon w tutejszej przestrzeni ― oparł łokcie o blat stolika, pozwalając sobie na cichą uwagę. Uwikłaną w dyskrecję, dostępną tylko dla Loretty; uwikłaną w obniżony ton i jawną intymność, do której żadne z pozostałych nie powinno mieć wejścia:
― Nie wiedziałem, że biorę udział w wyścigu... I że przegram już na starcie ― dało się dojrzeć w tym zgoła żartobliwą dwuznaczność, ale ta ― wraz z intencją jego miałkiego żartu ― mogła nie być aż tak oczywista; pozwolił więc sobie na więcej, strzepując popiół z fajki do majaczącego gdzieś nieopodal naczynia: ― Czy po tym wyznaniu czujesz już, że coś wisi w powietrzu? ― Bo Riven zachowuje się, jakby była na randce z tobą, chciałoby się dodać, ale oszczędził tych szczegółów na rzecz kwestii, która wciąż pozostawała bez odpowiedzi. ― Czasami... Kiedyś częściej, bo pół życia mieszkałem przy morzu ― przyznał bez zastanowienia, wkrótce dodając nuty prowokacji ― taniej, być może, ale jak wierzył, skutecznej.
― Pytasz, bo chcesz zobaczyć mnie bez koszuli? Pewnie do tej pory żałujesz, że nie poprosiłaś o nią zamiast płaszcza ― i może było w tym coś retorycznego, bo na powrót odnalazł plecami oparcie siedziska, postanawiając wznieść ogólny toast. Chyba poniekąd na rzecz tamtych ― w razie gdyby ich gadka nie chciała się dalej kleić. ― Za spotkanie. ― wymowny gest uniósł szkło do góry, a szare spojrzenie zlustrowało każde z nich po kolei.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-28-2025, 16:39
Było coś przejmującego w takich spotkaniach. Kiedy niezręczność mieszała się z ciekawością. Kiedy dopiero dzięki kilku kieliszkom, rozgrzewającym policzki i rozplątującym języki, udawało się przekraczać pierwsze granice. Na to, by naprawdę zacząć się poznawać. Nie było to jednak łatwe. Każdy z nich był przecież zupełnie inny - od doświadczeń, które nosili na barkach, po najdrobniejsze cechy charakteru. Nie pasowali do siebie w żadnym stopniu, a jednak coś sprawiało, że próbowali znaleźć wspólny język. Nie jako partnerzy, może znajomi. Przykładem mogła być jej własna relacja z Fredem. Niejeden raz słyszała, że rodzeństwo potrafi się od siebie różnić, że krew nie zawsze oznacza podobieństwo. Zdarzało się nawet, że obcy ludzie wydawali się sobie bliżsi niż ci, których łączyła rodzina. Ale tutaj nabierało to zupełnie innego znaczenia, bo różnili się od siebie tak bardzo, jak tylko mogą różnić się ludzie. I właśnie ta inność, wyraźna i nie do zignorowania sprawiała, że chciała go poznać lepiej, chciała być obecna w jego życiu wiedząc jak wiele już czasu utraciła. Więc może w tych innościach odnaleźć można było coś więcej. Przynajmniej dziś chciała w to wierzyć.
Kącik ust drgnął jej lekko na rzucone wyzwanie, którego nie dało się nie usłyszeć. - Odważna deklaracja - podsumowała w zamyśleniu. - A co, jeśli sprawdzę i okaże się, że to tylko pewność siebie bez pokrycia? - dodała półgłosem, świadomie naśladując ton, którym on sam się posłużył. Nim cisza zdążyła się rozciągnąć między nimi, jej spojrzenie przesunęło się na brata. W jego głosie wyczuła coś innego, obcego - frustrację? rozdrażnienie? złość? Trudno było określić, tym bardziej, że nigdy wcześniej nie słyszała go mówiącego w ten sposób. - Co jest złego w tym zdrobnieniu? - zapytała, unosząc brew w wyraźnie prowokacyjnym geście. - Wolisz Freddie? A może powinnam mówić do ciebie: Fredzie Antypasie Kruegerze? - słowa wyrwały się z jej ust, zanim zdążyła je powstrzymać. Dopiero po chwili uświadomiła sobie ciężar żartu. Zakryła usta dłonią, sama zaskoczona tym, że pozwoliła im tak łatwo wypłynąć. Wiedziała przecież, jak bardzo nie znosił swojego pełnego imienia, a drugiego w szczególności. Z przepraszającym uśmiechem wyciągnęła rękę, muskając palcami jego dłoń. Mleko się rozlało.
Uśmiechnęła się, kiedy Fred nieco niezgrabnie wybełkotał zaproszenie. Ucieszyło ją również to, że przyznał się do swoich umiejętności alchemicznych - już zaczynała podejrzewać, że będzie wypierał się wszystkiego, co mogłoby łączyć go z rodziną. Jej uwagę od razu przyciągnęły słowa Riven. Promienny uśmiech pojawił się na jej twarzy, bo czy mogła ukrywać, że lubiła, kiedy ją chwalono? Właściwie każdy przy tym stole doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - Nie było wcale tak źle - odparła, komentując jej rzekomy brak talentu do eliksirów. Choć mogła się z tym zgodzić, uprzejmość nakazywała zaprzeczyć. - Uważajcie, bo się jeszcze zaczerwienię - dodała, przewracając oczami.
- Są takie relacje, które kończą się albo szczęśliwym zakończeniem, albo krwawą potyczką - odparła wzruszając przy tym ramionami, ale w jej głosie pobrzmiewało rozbawienie. Przeniosła spojrzenie na Igora i przez chwilę po prostu mu się przyglądała. Opcji było o wiele więcej, ale może wolała zostawić to w takim brzmieniu – dla siebie i dla świadomość swojej koleżanki.
Riven miała rację. Kobiety naprawdę lubiły wszystko, co choćby pachniało romantyzmem. Zapewne sama nie była tu wyjątkiem. Oczywiście, że chciała - jak każdy – doświadczyć prawdziwej miłości. Takiej, która miesza w głowie, przeraża, a jednocześnie napełnia do granic. Takiej, która naprawdę byłaby tego warta. Problem w tym, że relacje przestały opierać się na spokojnym nasycaniu się sobą, a częściej przypominały zachłanne pożeranie. A to wymagało odwagi - by oddać część samej siebie, pozwolić komuś zajrzeć zbyt głęboko. A tej odwagi… chyba jej brakowało. I może właśnie dlatego wolała być sama.
Na pytanie o historię ich rodziny wolała nie odpowiadać. Z wybawieniem przyszedł jej Fred, który właściwie już na starcie określił jak zawiła jest ta historia i ile może kosztować ich opowiedzenie jej. Lorettcie było ciężko mówić o tym co zgotował im los, ale nawet nie chciała myśleć jakby to wpłynęło na jej brata. Wieczór w mgnieniu oka dobiegłby końca. – To nie jest przyjemna historia – zaczęła, ale pomimo brzmienia jej słów uśmiechnęła się do kobiety ciepło. Chciała, żeby ta nie czuła się skrępowana. Czasem z trudem przychodziło jej bycie empatyczną, kiedy jej całe ciało krzyczało by powiedzieć coś wprost. – Jesteśmy rodzeństwem i to najważniejsze. – dodała, upijając łyk ze swojej szklanki.
Spojrzała zdziwiona na swoją koleżankę, gdy opowiedziała o swoich umiejętnościach pływania. Brew pomknęła ku górze zdradzając właśnie zaskoczenie, ale zaraz po chwili przeniosła spojrzenie na siedzącego naprzeciwko mężczyznę. Żartobliwa nuta sprawiła, że sama również uniosła kącik ust w uśmiechu. – Nieznajomość zasad nie usprawiedliwia przegranej – mruknęła. Całe życie w coś grała, całe życie mierzyła się z innymi. Pojęła to już dawno i przestała nad tym ubolewać. – Coś – przyznała. – Chyba jednak nie to czego mogłabym się spodziewać. – dodała wierząc, że nie musi kierować słów wprost by ją zrozumiał. Już w trakcie ich podróży Błędnym Rycerzem pojęła, że równie mocno lubi bawić się słowem. – I tak byś mi ją zabrał więc jedyne czego żałuję to źle dobranego kompana zadania – odparła z kąśliwością, za którą również kryła się dwuznaczność. Tej nocy na barce wszystko potoczyło się dla niej niezgodnie z planem. Nie zdradziła jednak powodu swojego zainteresowania kwestią pływania. Zachowała to dla siebie.
- Czy to wymagane, by wszystkie kobiety w porcie nie bały się wody? - zapytała Riven, rzeczywiście zaintrygowana tym drobnym faktem. - Philippa powiedziała mi ostatnio coś bardzo podobnego -dodała, nieco wyjaśniając swoje pobudki. Czasami najprostsze, pozornie nieistotne kwestie potrafiły ją zaskoczyć, obudzić ciekawość lub lekko rozdrażnić. Wspomnienie przyjaciółki sprawiło, że ponownie przeniosła wzrok na brata, który również spoglądał na nią z jakąś dozą niezrozumienia. Pokręciła głową. Nieważne. Czasem zapominała jak ciężko mu czytać między wierszami.
Uniosła szkło i uśmiechnęła się figlarnie. - Za nas - rzuciła lekkim tonem. Za każde drobne gesty, każde wspólne milczenie i każde nieoczekiwane słowo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:01 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.