• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Irlandia > Równina Burren (Clare)
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-14-2025, 18:48

Równina Burren
Na zachodnim krańcu hrabstwa Clare rozciąga się Burren – kraina kamienia, w której ziemia wygląda jak popękana skóra dawnego świata. Płyty wapienne tworzą tu szare, nieregularne tarasy, wypełnione szczelinami tak głębokimi, że potrafią skryć całe strumienie. Między kamiennymi płytami rosną delikatne kwiaty – storczyki, tymianek, pojedyncze kępy trawy – jakby natura próbowała odzyskać to, co dawno utraciła. W słońcu wapienie jaśnieją, a o zmierzchu stają się chłodne i niemal srebrne. Wędrowiec, który zatrzyma się tu w ciszy, usłyszy jedynie skrzek mew znad odległego wybrzeża i szelest wiatru w trawie. Burren jest surowe i piękne zarazem – miejsce, które nie przyjmuje każdego, ale tego, kto je zrozumie, obdarza spokojem większym niż jakakolwiek dolina.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-14-2025, 20:04
15 marca '62

Bywały dni, kiedy miała ochotę odciąć się od wszystkiego jednym, zdecydowanym ruchem. Zostawić za sobą cały świat, jego brudną politykę, długie korytarze Ministerstwa, ciągłe intrygi i własne demony, które potrafiły ugryźć w najmniej spodziewanym momencie. Wyobrażała sobie, jak znika gdzieś daleko, w miejscu, o którym nikt nie słyszał i do którego nikt nie potrafiłby dotrzeć. Nie chodziło o romantyczne marzenie o samotności, wcale nie potrzebowała ciszy pustelni ani mglistych poranków nad jeziorem, żeby poczuć się lepiej. Chodziło o ucieczkę przed ludźmi. To oni doprowadzali ją do szału. Ich bezdenna głupota, wieczne narzekanie i roszczeniowość. Nieróbstwo, które maskowali pozorami zajętości. Frywolność i lekkomyślność w sprawach, które wymagały powagi. To dotyczyło jej współpracowników w Ministerstwie, ale też w sklepie. W tych chwilach marzyła, by zniknąć całkowicie. Bez pożegnań, bez listów, bez zostawionych śladów. Tak, żeby mogli się tylko domyślać, co się z nią stało i żeby nigdy nie byli pewni, czy jeszcze żyje, czy już dawno stała się tylko kolejną historią, którą opowiada się przy kominku.
Dziś wcale nie planowała tu być. Ten dzień miał wyglądać zupełnie inaczej, ale właśnie… głupota. O artefakcie ukrytym głęboko pod równinami słyszała już dawno, jeszcze zanim zdobyła pierwsze poważne zlecenia. Była to jedna z tych historii, które powtarzano szeptem, jakby samo wypowiedzenie ich na głos mogło sprowadzić nieszczęście. Legenda, z której trudno było odróżnić prawdę od fantazji. Wiedziała jednak jedno, dostęp do tego fragmentu terenu możliwy był tylko dwa dni w roku. Dwa. Ani godziny więcej.
Kiedy ten czas mijał, wejście do jaskini znikało, a wraz z nim wszystko, co kryło się w jej wnętrzu. Podziemne korytarze, kamienne sale i skarby - wszystko w jednej chwili zalewała woda, zamykając sekret na kolejne miesiące. Z tego, co zdołała ustalić, artefakt wciąż spoczywał pod ziemią, nienaruszony od lat. Problem w tym, że ludzie stamtąd po prostu nie wracali. A jeśli już wracali, to w stanie, w którym nie nadawali się do opowieści albo mówili rzeczy, które brzmiały jak majaczenia gorączkującego. Słyszała wystarczająco wiele, by wiedzieć, że tam, w dole, czeka istny labirynt korytarzy, mylących zakrętów i pułapek, które działały szybciej niż zdrowy rozsądek. Ona jednak nie rzucała się w coś takiego bez przygotowania. Spędziła całe miesiące nad mapą tej jaskini, dopasowując urywki starych szkiców i opowieści jak puzzle. Czasem potrafiła przyjść na równiny kilka razy dziennie, tylko po to, by sprawdzić kolejne swoje przypuszczenia. Milimetr po milimetrze, krok po kroku, aż w końcu była pewna, że jest gotowa.
I wtedy, kiedy wszystko było dopięte, grupa, z którą miała wyruszyć, po prostu się wycofała. Bez ostrzeżenia, bez wyjaśnień. Czy ze strachu? Czy z czystej głupoty? Nie miała pojęcia. I szczerze mówiąc wcale jej to nie obchodziło. Rozmaite przekleństwa same cisnęły się jej na usta, a każdy, kto wtedy był w sklepie, mógł usłyszeć, jak potrafi siać terror, kiedy ktoś próbuje stanąć jej na drodze. To nie był zwykły wybuch złości - to była zapowiedź tego, że pójdzie tam sama, jeśli zajdzie taka potrzeba. I wróci. Z artefaktem.
Na szczęście nie musiała iść sama. Xavier, słysząc jej wybuch - a może po prostu kierowany chorą ciekawością typową dla poszukiwaczy - postanowił jej towarzyszyć. Nie spytał o pozwolenie, nie proponował współpracy w wyszukany sposób, po prostu oznajmił, że idzie. Nigdy by mu tego nie powiedziała wprost, ale była mu wdzięczna. Nie dlatego, że wątpiła w swój osąd, lecz dlatego, że pewnych rzeczy nie dało się zrobić w pojedynkę. Były pułapki, których rozbrojenie wymagało dwóch par rąk, dwóch umysłów pracujących równocześnie. Nie chciała ryzykować, że utknie tam na zawsze tylko dlatego, że zabrakło jej kogoś, kto w odpowiednim momencie pociągnie za dźwignię, poda właściwy kamień, czy odwróci uwagę. A Xavier… cóż, on potrafił robić to wszystko z uśmiechem, który irytował ją tak samo, jak dodawał jej pewności, że nie wróci stamtąd sama.
- Jak tam w małżeństwie? – zapytała, gdy szli gęsiego przez równiny.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
08-20-2025, 18:01
W końcu wygrzebał się z natłoku pracy, który nagromadził się podczas jego nieobecności. Czasami odnosił wrażenie, że jest jedyny kompetentnym specjalistą od artefaktów w tym sklepie. Wystarczyło, że wyjechał na dwa tygodnie, DWA TYGODNIE, i nagle przestali sobie radzić. W każdym razie jeśli chodziło o skomplikowane artefakty. Oczywiście, przed wyjazdem zaznaczył, że te bardziej skomplikowane mogą mu zostawić i zajmie się nimi po powrocie, ale w żadnym razie nie spodziewał się, że niektórych przerosną również niektóre żądanie klientów. Primrose robiła co mogła, ale nadal była młoda i poznawała tajniki prowadzenia sklepu. Była stworzona do szukania artefaktów, do zaglądania w każdą dziurę w starych ruinach, ale walka z wiatrakami pod postacią użerania się z klientami nadal sprawiała jej trudność. Nie miał jej tego za złe, nie wyładował się na niej, ale pozwolił sobie powiedzieć pracownikom sklepu, a przede wszystkim wujowi, że przynajmniej jedna trzecia tego co zastał na swoim biurku w gabinecie na tyłach mogła być spokojnie zrobiona przez innych pracowników sklepu.
Teraz kiedy wygrzebał się z tego wszystkiego odetchnął z ulgą. Zlecenia przychodziły codziennie, ale nimi mógł zajmować się teraz na bieżąco, nie odkładając nic na później. Mógł również w końcu nadrobić czas z rodziną, z nowo upieczoną żoną, którą po dwóch, wspólnie spędzonych tygodniach w Egipcie, teraz zdecydowanie zaniedbał, nawet jeśli ta mówiła, że wcale nie. Nie musiała tego mówić, widział to doskonale, znał się na ludziach i Vivienne nie była w stanie ukryć przed nim, że mimo wszystko czuje się lekko zawiedziona brakiem jego obecności. Obiecał jej, że to naprawi.
Kiedy jednak któregoś dnia siedział w gabinecie, pochylając się nad zamkniętą skrzynką, którą próbował otworzyć od jakiś dwóch godzin, usłyszał burzę w sklepie, zaciekawiony wyprostował się i odchylił na krześle by zajrzeć co się tam takiego dzieje. Spodziewał się końca świata albo coś w tym rodzaju i w zasadzie niewiele się pomylił. Antonina w stanie zbliżenia bywała jak armagedon i doskonale o tym wiedział, znali się nie od dzisiaj. Oczywiście nie byłby sobą gdyby tak to zostawił, więc naturalnie wyszedłem aby dowiedzieć się cóż takiego spowodowało takie zachowanie znajomej.
Słyszałem wcześniej o tym artefakcie, ale nigdy nie pochyliłem się nad nim bardziej. Miałem inne cele do zrealizowania i jeśli kiedykolwiek pomyślałem, że odnalezienie go może być dobrym pomysłem, odkładałem jego realizację w czasie. Zwłaszcza, że była to spora wyprawa i wymagała długiego i dokładnego planowania. Wychodziło jednak na to, że panna Borgin miała to już wszystko opracowane, ale jej ekipa postanowiła wziąć nogi za pas i po prostu się ulotnić. Gardziłem takim zachowaniem, więc zanim w ogóle zdążyłem się zastanowić powiedziałem, że pójdę z nią. Długo odkładałem to wszystko w czasie, więc skoro nadarzyła się okazja, to czemu miałbym ją zmarnować? Raz, że byłem ciekaw, a dwa, mimo wszystko gdzieś tam wewnętrznie brakowało mi tego zastrzyku adrenaliny, który zawsze towarzyszył odkrywaniu nowego i eksplorowaniu nieznanego, nawet jeśli na głos mówiłem, że praca nad artefaktami mi wystarczy.
- Nie najgorzej. - odpowiedziałem spokojnie przeskakując między szczelinami – Nic czego bym już nie znał szczerze mówiąc. - dodałem obracając na moment głowę w jej kierunku – Ile mamy czasu za przejrzenie jaskini i znalezienie artefaktu? - spytałem widząc, że powoli zbliżamy się już do celu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-24-2025, 11:13
Nie znosiła zależności. Sama myśl, że miałaby komuś coś zawdzięczać, budziła w niej sprzeciw. Wdzięczność była dla niej słowem, które ciążyło jak kamień - wymuszała obowiązek, którego nie chciała dźwigać. Poleganie na cudzej wiedzy, sprawności czy zwykłej dyspozycji wydawało jej się niebezpieczne. Ludzie zawodzili. Zawsze. Była tego świadkiem zbyt wiele razy, by wciąż żywić złudzenia. Dzisiejsza sytuacja tylko dodała jej kolejny dowód. Pragnęła radzić sobie sama, w każdej sytuacji, w każdym zadaniu. Niestety, świat nie był tak łaskawy. Los obdarzył ją tylko dwiema rękami i dwiema nogami, a to oznaczało, że granice samowystarczalności zaczynały się tam, gdzie pojawiało się słowo „współpraca”. I właśnie to słowo najbardziej działało jej na nerwy. Na szczęście w przypadku Xaviera jej spojrzenie było inne. Nie traktowała go jak reszty - nie jak pionka, nie jak tymczasowego sojusznika. Byli na podobnym poziomie, równi w ambicjach i w upartości. Oboje pragnęli więcej: sukcesu, artefaktów, wiedzy, która pozwalała ostrzyć własne umiejętności. Wiedziała, że może mu zaufać. Nie tylko dlatego, że mieli wspólną przeszłość, która niejednokrotnie uświadamiała jej, że potrafi dotrzymać kroku. Chodziło też o coś innego. O to, że po prostu go znała.
Obróciła się w jego stronę, ciekawa, czy w jego spojrzeniu dostrzeże coś więcej niż zwykłą odpowiedź. Kącik jej ust drgnął w uśmiechu, gdy powtórzyła jego słowa. - Nie najgorzej - mruknęła, kiwając głową. Pewnie właśnie tak wyglądało małżeństwo zawarte między dwojgiem ludzi ze znamienitych rodów - chłodne, poprawne, pozbawione zbytecznych emocji. Nie najgorzej.
Nie przedłużała tej myśli. Jej wzrok powrócił do mapy, a wraz z nim świadomość, że zbliżali się do miejsca, które naprawdę się liczyło. Do szczeliny prowadzącej w dół, do jaskini, którą teraz dzięki odpływowi odsłoniło morze. - Osiem godzin - wyszeptała kalkulując w pamięci. Tyle mieli czasu, zanim woda powróci i zamknie przejście na kolejne miesiące. Osiem godzin. Musiało wystarczyć. Nie mieli innego wyboru. – Wiem o trzech pułapkach. Pierwsza znajduje się na prawo od wejścia do jaskini. Przydadzą nam się runy, ale nie znalazłam żadnych innych informacji na jej temat więc musimy być ostrożni. Ta jaskinia to masa skalnych korytarzy, które ciągną się kilometrami więc jeśli źle skręcimy to jest duże prawdopodobieństwo, że nie zdążymy przed przypływem. – dodała, gdy dotarli do szczeliny. Zatrzymała się i spojrzała na mężczyznę. – Bardzo mi na tym zależy, Xav. – wypowiedzenie tych słów wiele ją kosztowało, ale chciała, żeby wiedział, że traktuje to bardzo poważnie. Nie widziała miejsca na błędy. Nie pogodziłaby się z tym przez długi czas.
Nie czekając na jego reakcję usiadła na brzegu szczeliny i zsunęła się w dół. Półka skalna uchroniła ją przed upadkiem. Z niej zeskoczyła na kolejną i na kolejną. Po chwili już znajdowała się przy wejściu do jaskini. Gdy podeszła bliżej dostrzegła wyryte w kamieniu runy. Nauthiz, Ansuz, Uruz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
08-31-2025, 11:27
Burke miał zdecydowanie inne podejście do tych spraw co Antonina. Co nie znaczyło, że uważał jej podejście za złe. Każdy miał swoje zdanie na wiele tematów, nie każdy lubił współpracować, dzielić się swoimi osiągnięciami czy po prostu być zależnym i doskonale to rozumiał. Może też dlatego po prostu oświadczył Borgin, że z nią pójdzie, aby odjąć jej tej nieprzyjemnej sytuacji kiedy byłaby zmuszona prosić go o pomoc. Znał ją i wiedział jak ciężka to byłaby dla niej misja. On sam jednak, wykonując taki, a nie inny zawód, musiał polegać na innych. O ile pracę nad artefaktami mógł wykonywać sam i szczerze powiedziawszy tak właśnie preferował pracować, to jednak jeśli chodziło o zbieranie informacji było to po prostu nie wykonalne. Nie mógł być w setkach miejsc naraz, nie mógł podsłuchiwać prywatnych rozmów osobiście. Po pierwsze było to po prostu nie wykonalne, a po drugie, nawet jeśli by było to, chcąc nie chcąc, był personą publiczną w jakimś stopniu, jego twarz była rozpoznawalna, więc nie mógłby tak po prostu gdzieś przyjść i słuchać. Potrzebował do tego ludzi, którzy potrafili wtapiać się w otoczenie dlatego współpraca z innymi była tak ważna w jego życiu. Naturalnie nie był głupi, nigdy nikomu nie wierzył w stu procentach, a jego informatorzy wiedzieli, że lepiej z nim nie zadzierać. Ci, którzy z nim pracowali i dostarczali mu, interesujące go informacje, doskonale wiedzieli, że kara może czekać tuż za rogiem, ale jeśli się sprawią wynagrodzenie również może być sowite.
Widząc uśmieszek na jej ustach pokręcił lekko głową i wzruszył ramionami.
- Więcej ci nie powiem. - odparł spokojnie.
Ale ona o tym wiedziała. Xavier nie słynął z otwartości. Chronił swojej prywatności za wszelką cenę, co było na swój sposób zabawne, z racji, że sam handlował informacjami na temat innych. Ale to właśnie ten zawód, ta ścieżka kariery, którą obrał, nauczył go jak ważne jest trzymanie swoich sekretów w zamknięciu, aby nikt nie mógł ich wykorzystać przeciwko tobie. Wiele ludzi nie zdawało sobie z tego sprawy.
Po chwili jednak jego myśli wróciły na tory, na których były od samego rana. Osiem godzin wbrew pozorom wcale nie było dużą ilością czasu. Potrafił spędzać dziesiątki godzin na wykopaliskach podczas swoich wyjazdów i często wychodzić z niczym tylko po to by następnego dnia powrócić i szukać dalej. Oni jednak nie mieli tego przywileju. Nie mogli sobie pozwolić aby zostać w tym miejscu nawet minute dłużej. Natura nie miała litości, musieli się więc sprężać jeśli nie chcieli czekać kolejnych kilku miesięcy na następną okazję.
- Te trzy pułapki o których mówisz, wszystkie są na wejściu czy znajdują się też dalej? Pytam, bo skoro to labirynt korytarzy on sam może być jedną wielką pułapką. - odparł spokojnie zatrzymując się przy niej – Masz jakąś mapę poglądową? - uniósł brew ku górze zainteresowany.
Podejrzewał, że odpowiedź będzie twierdząca. Skoro przygotowywała się do tej wyprawy od miesięcy musiała mieć takie informacje jak chociaż poszlakowy rozkład korytarzy. Na moment utkwił w niej spojrzenie słysząc jej kolejne słowa.
- Znajdziemy go. - zapewnił ją skinieniem głowy, po czym dał jej pierwszej zsunąć się w dół szczeliny.
Jako ktoś kto całe życie trenował wspinaczkę od razu mógł stwierdzić, że powrót na górę może być wymagający. Coś mu jednak mówiło, że jeśli uda znaleźć im się to po co tu przyszli, istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że znajdą również inne wyjście z jaskini. Doświadczenie podpowiadało mu, że ktokolwiek umieścił artefakt w tym labiryncie korytarzy, musiał mieć jakieś wyjście awaryjne. Po chwili zsunął się również na pierwszą półkę skalną i kolejną, aż w końcu wylądował na samym dole. Tutaj jeszcze dochodziło światło z góry, jednak kiedy zagłębią się w jaskinie pochłonie ich ciemność. Zatrzymał się przy Antoninie i spojrzał na wyryte w kamieniu runy.
- Ciekawe połączenie… - mruknął bardziej do siebie niż do niej – Wytrwałość, boska inspiracja i siła. - uśmiechnął się pod nosem – Coś mi mówi, że przeznaczone nam tu było zejść we dwójkę. Jeśli połączymy to – wskazała na symbol ᚾ – z tym – przesunął palec na ᚨ – możemy wywnioskować, że rozwiązanie naszego problemu musi być albo może być kreatywne lub, że w jakiś sposób musimy połączyć siły. Ale właśnie siła czyli nasz ulubiony Uruz, pytanie czy chodzi o siłę fizyczną, umysłową czy połączenie jednego z drugim. - zamyślił się na moment przypatrując się znakom na skalnej ścianie – Jakieś pomysły?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-09-2025, 18:04
Więcej nic nie powiem. Słowa te sprawiły, że uśmiechnęła się nieco szerzej, jakby właśnie usłyszała coś wyjątkowo satysfakcjonującego. Bo kto jak kto, ale Antonia naprawdę potrafiła docenić ciszę. Nie dla niej były puste tyrady, nie dla niej było roztrwanianie siebie w gadaniu o niczym. Cisza miała w sobie wagę, której inni nie dostrzegali. Była wyborem, dowodem panowania nad sobą, umiejętnością, którą rzadko kto posiadał. Milczenie zdradzało siłę charakteru, bo przecież każdy potrafił mówić, ale niewielu umiało się powstrzymać. Antonia ceniła ludzi, którzy rozumieli, że sekret nabiera wartości dopiero wtedy, gdy zostaje zachowany. Że każde wypowiedziane zdanie mogło zostać obrócone przeciw nim, każde słowo mogło zyskać nowe znaczenie w ustach kogoś innego. Ona wiedziała to aż za dobrze, dlatego sama od zawsze ważyła własne słowa, przewidując ich konsekwencje zanim jeszcze opuściły jej usta.
Ale cisza miała też inny wymiar - była polem, na którym to ona zawsze wygrywała. Ludzie źle ją znosili, dławili się nią, próbowali wypełniać ją byle czym, byle prędzej. Ona natomiast potrafiła w niej trwać, spokojna i niewzruszona, aż druga strona zaczynała się miotać, zdradzając więcej, niż powinna. Cisza była jej sprzymierzeńcem, bo zawsze zamieniała się w narzędzie kontroli. W przestrzeń, w której to Antonia decydowała, kiedy coś zostanie powiedziane i czy w ogóle zostanie powiedziane. Dlatego teraz patrzyła na niego łaskawszym okiem. W ciszy kryła się dojrzałość, w powściągliwości - inteligencja. A to były cechy, które potrafiła dostrzec i których nigdy nie lekceważyła. Zresztą przecież wiedziała to od zawsze.
Antonia przez chwilę zdawała się nie słyszeć pytania. Zatrzymała się, poprawiła pasek torby na ramieniu i uniosła spojrzenie gdzieś ponad jego głowę, jakby ważyła w ciszy to, co powinna mu zdradzić. Nie było przecież w jej zwyczaju dzielić się wszystkim bez zastanowienia, ale wiedziała, że jeśli ma się im udać, że jeśli faktycznie coś z tego ma wyjść muszą współpracować. - Jedna jest przy wejściu, ale to dopiero preludium. - zaczęła dzieląc się tym co sama wiedziała - Korytarze same w sobie są zabójcze. - dodała. Przecież na tym kończyłyby się legendy, gdyby wejście było tak łatwe do zdobycia, prawda?
Sięgnęła do torby przewieszonej przez ramię i bez pośpiechu wyciągnęła złożony w kostkę pergamin. Rozłożyła go między nimi i przytrzymała na wietrze. - Nie jest pełna, ale to wszystko, co udało mi się odtworzyć z zapisków i obserwacji. - podała mu mapę, pozwalając, by przejął ją w dłonie. - Resztę będziemy musieli odkryć na miejscu.
Zapewnienie było tym czego potrzebowała. Może robiła źle ufając mu tak po prostu, ale mało było osób na świecie, którym po prostu by ufała. Nie miała jednak wyjścia.
Skupiła się na jego pytaniu, ale nie odpowiedziała od razu. Nie było sensu rzucać słów na wiatr, kiedy wejście, które mogło być równie dobrze obietnicą skarbu mogło również stać się ich grobem. Spojrzała na runy, przez chwilę jedynie badając je spojrzeniem, aż w końcu zawyrokowała. - Odsuń się. - sięgnęła po kamień leżący tuż przy wejściu i cisnęła nim w mrok korytarza. Kamień potoczył się bezgłośnie, nie wywołując żadnej reakcji. Jej brew uniosła się nieznacznie, jakby w duchu chciała parsknąć śmiechem. - To akurat niczego nie dowodzi. - mruknęła bardziej do siebie niż do niego.
Wsunęła dłoń do kieszeni płaszcza i wydobyła liść, który wcześniej zebrała po drodze. Dopiero jego posłała do środka zaklęciem. Delikatny kształt uniósł się w powietrzu i prześlizgnął przez próg - a wtedy z obu stron, z sykiem i zimnym błyskiem metalu, wysunęły się ostrza, całkowicie blokując przejście. Antonia zagwizdała krótko, prawie rozbawiona. Spojrzała na Xaviera spod półprzymkniętych powiek, a kącik jej ust drgnął w ironicznym uśmiechu. - Nauthiz. - wskazała głową runę. – Wiesz, że to nie tylko „wytrwałość”. To także cierpienie. - zrobiła krok bliżej i uniosła różdżkę, jakby już zaplanowała kolejny ruch. - Odwróć Uruz. Ja zajmę się Nauthiz. Ale Ansuz zostawiamy.- mówiła spokojnie. - Współpraca i boska inspiracja jest nam dziś niezbędna, a odwrócone Ansuz zwiastowałoby szybki koniec. - przez moment patrzyła na niego z niemym pytaniem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
09-23-2025, 18:55
Tak jak podejrzewał, czekało ich coś więcej niż tylko trzy pułapki, a może testy, których byli świadomi. Czekało ich o wiele więcej wyzwań, jednak Burke był przekonany, że im podołają. Nie byli pierwszymi lepszymi poszukiwaczami przygód, którzy postanowili wybrać się licząc na własne szczęście. Oboje byli doświadczeni, posiadali wiedzę w odpowiednich dziedzinach i przede wszystkim, nie przyszli tutaj dzisiaj nieprzygotowani. Podejrzewał, że jaskinia będzie wymagała od nich wiele, zmusi ich do wytężonego myślenia, do wychodzenia poza schematy. Był jednak na to gotowy, gdyby nie był, z całą pewnością by tutaj dzisiaj z nią nie przyszedł. Plus, im większe wyzwanie, tym większa satysfakcje kiedy się mu podoła i uda się osiągnąć sukces.
Przyjął od niej mapę i przez moment studiował ją w milczeniu. Jak na mapę sporządzoną na podstawie zapisów i obserwacji zawierała całkiem sporo informacji. Co prawda nie taką ilość, która pozwoliłaby im bez problemu przejść korytarzami jaskini, ale z całą pewnością na sam początek powinna im wystarczyć. Resztą będą się martwić im bardziej będą się zagłębiać w labirynt. Zanim zsunął się w dół wyrwy schował mapę do kieszeni kurtki, uprzednio składając ją na tyle żeby się za bardzo nie pogniotła. Na razie nie było z niej pożytku, dopóki nie przejdą pierwszej próby, nie uporają się z pierwszą pułapką.
Zrobił krok do przodu obserwując co robi jego towarzyszka. Uniósł lekko brew ku górze widząc, że nic nie uaktywniło się po tym jak kamień potoczył się przez wejście do korytarza. Przeniósł na moment spojrzenie na Antonine. Miała racje, to nic nie dowodziło. Najwyraźniej pułapka aktywowała się po spełnieniu jakiś konkretnych warunków, co za moment zostało udowodnione przez posłany przez kobietę liść.
- Teoretycznie moglibyśmy się przeczołgać, biorąc pod uwagę, że na kamień nie zareagowało. - rzucił lekko rozbawiony, naturalnie nie mają najmniejszego zamiaru sprawdzać tego pomysłu – No tak, w zależności od interpretacji i ulokowaniu w szyku. - skinął głową na jej pytanie – Ma jak najbardziej sens. - odparł podchodząc na nowo do ściany z lekko uniesioną różdżką, z której sączyło się lekkie światło.
Ponownie spojrzał na runy i przez moment milczał, jakby analizując wszystko jeszcze raz.
- No tak, żadne problemy nam tu nie potrzebne. - skinął w końcu głową, wyrzucając z głowy Ansuz, który odwrócony sprowadziłby na nich jedynie problemy, a to było coś czego zdecydowanie woleliby unikać.
Skupił więc całą swoją uwagę na Uruz, tak jak go prosiła. Odwrócona z całą pewnością mogła osłabić pułapkę, a nawet całkowicie ją dezaktywować, jeśli działała ona na zasadach jakie chodziły Xavierowi po głowię. Przyłożył końcówkę różdżki do stały, po czym mruknął pod nosem odpowiednie zaklęcie, a runa zaczęła się powoli obracać aż do momentu aż nie znalazła się w położeniu jakiego życzył sobie czarodziej.
- Masz jeszcze jednego liścia w tym swoim płaszczu? - uniósł brew ku górze zerkając ponownie na pannę Borgin, to ona tutaj dzisiaj dowodziła, więc dał jej przewodzić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
10-13-2025, 12:35
Nie chciała próbować czołgania się, jeśli mieliby skończyć przygnieceni, zasztyletowani lub po prostu zabici. Nie chciała próbować niczego, co mogłoby brzmieć jak porażka. Zbyt długo tego szukała i zbyt długo na to czekała, by na porażkę jakąkolwiek sobie pozwolić. Skinęła głową mężczyźnie i ruszyła do swojej runy, którą odpowiednio obróciła, tym samym niszcząc jej dawne znaczenie. Język runiczny miał to do siebie, że można go było czytać na wiele sposobów. Każdy obrót, każdy drobiazg zmieniał sens, a wraz z nim kierunek. Dlatego nigdy nie wierzyła tym wszystkim samozwańczym specjalistom, którzy twierdzili, że można nauczyć się go w kilka miesięcy. Runy nie były językiem, którego się uczysz. Były językiem, w który się wnika. Którego trzeba słuchać. Szlifowanie starożytnych znaków wymagało czasu, cierpliwości, otwartości umysłu i pokory wobec ich nieprzewidywalności. Ona miała to wszystko. I choć zwykle nie dopuszczała do siebie pytań o własne zdolności, w tym jednym zakresie była pewna. Może czasem zbyt pewna.
Kiedy zapytał ją o kolejny liść, uśmiechnęła się tylko kącikiem ust, prawie niedostrzegalnie, jakby bardziej do siebie niż do niego. - Accio - rzuciła, a liść, lekko naruszony przez wysunięte wcześniej ostrza, poderwał się z ziemi i posłusznie poleciał w jej stronę. Już samo przywołanie nie uaktywniło pułapki, więc była dobrej myśli. Posłała go ponownie w stronę mechanizmu i znów nic się nie wydarzyło. Spojrzała na swojego towarzysza. - To chyba mamy odpowiedź - zawyrokowała spokojnie, po czym ruszyła w stronę przejścia. Czy ta odpowiedź była naprawdę wystarczająca? Czy to nie była tylko kolejna próba przekonania samej siebie, że wszystko ma pod kontrolą? Nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać. Nie teraz. Niepokój spłynął jej dreszczem po karku, po plecach, zatrzymał się gdzieś między łopatkami, ale nie pozwoliła mu wypłynąć na powierzchnię. Nie pozwoliła sobie tego pokazać. Przeszła przez wejście i ku własnej uciesze – nic się nie wydarzyło.
Lumos rozświetliło korytarz roztapiając cienie przyklejone do ścian. Poczekała, aż zrównał się z nią krokiem, bowiem nie lubiła, kiedy ktoś szedł za nią, kiedy nie widziała spojrzenia drugiej osoby. Dopiero wtedy ruszyli dalej. Przejście było wąskie, ale nie na tyle, by musieli iść gęsiego. To przynosiło ulgę. W takich miejscach przestrzeń była luksusem. Wiedziała, jak reagują ludzie, kiedy coś zaczyna się walić. Widzieli tylko siebie i kierunek, w którym można uciec. Gubili rozsądek, zapominali o wszystkim poza jednym – by przetrwać. Instynkt bywał okrutny. - Co myślisz o wystąpieniu naszego nowego ministra? - zapytała, gdy dotarli do rozwidlenia ścieżek. Jej głos zabrzmiał z pozorną lekkością, ale była to metoda. Sposób na uspokojenie własnych myśli, na rozproszenie tej nadmiernej czujności. Wiedziała przecież, którędy powinni iść. Wertowała mapę tyle razy, że mogłaby odtworzyć jej zarys z pamięci - każdą odnogę, każdy symbol, każdą runę. A jednak będąc już tutaj, na miejscu, zaczynała kalkulować od nowa. To zawsze się w niej odzywało, ten nieustanny głos podważający wcześniejsze decyzje. Wiedziała, że to może przynieść więcej szkody niż pożytku, więc zagłuszyła go rozmową. - I o tym, co stało się później? - dodała po chwili, skręcając w węższy korytarz.
Tu droga się kończyła. To było jak ostrzeżenie, by nie iść dalej, ale ona wiedziała, że wybrali dobry kierunek. Przed nimi rozciągał się szeroki zbiornik wodny, coś na kształt podziemnego stawu. Światło zaczęło odbijać się w tafli, a dla niej stało się jasne, że muszą znaleźć sposób, by przedostać się na drugą stronę. - Jakieś pomysły? - oddała pytanie, które wcześniej jej rzucił, a na jej ustach znów pojawił się figlarny uśmiech.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
10-14-2025, 18:56
Doskonale pamiętał jak jeszcze za czasów szkolnych spędzał długie godziny nad tomami w bibliotece starając się nauczyć run na pamięć. Dopiero z czasem dotarło do niego, że nie w ten sposób należało do tego podchodzić. Język runiczny nie był prosty, nie był też specjalnie skomplikowany, jednak kluczem do jego pojęcia była cierpliwość oraz świadomość, że należy go zrozumieć. Każda runa, w zależności od ułożenia miała inne znaczenie, tego szło się nauczyć, jednak połączenia run należało interpretować na wiele sposobów. W zależności od sytuacji mogły oznaczać wiele rzeczy, należało się więc na tym pochylić i poświęcić trochę czasu. W żadnym razie nie działać pochopnie. Na całe szczęście ani on, ani ona nie słynęli z nieracjonalnych zachowań. Zawsze poświęcali wymaganą ilość czasu aby zapoznać się z zagadnieniem i rozwiązać postawiony przed mini problem. Tak było i tym razem.
- No można i tak. - skinął głową i lekko uśmiechnął się pod nosem wzruszając ramionami, widząc jak przywołuje do siebie liść za pomocą zaklęcia.
Czasami najprostsze rozwiązania były najlepsze, jak w tym przypadku. Zarówno powrót listka jak i jego ponowne wysłanie w ciemności utwierdziło ich w przekonaniu, że pułapka została unieszkodliwiona. Wróżyło to całkiem nieźle, ale na szczęście żadne z nich nie słynęło z noszenia różowych okularów. Doskonale wiedzieli, że należy trzymać się na baczności. Nie wątpił w przygotowanie Antoniny do tej wyprawy, jednak mimo wszystko nigdy nie mogli być pewni co ich czeka dalej. Z różdżką w gotowości ruszył za nią, nawet nie zdając sobie sprawy, że na chwilę przestał oddychać gdy przekraczali próg korytarza przed nimi. Wypuścił powietrze dopiero w momencie kiedy upewnił się, że na pewno nic im nie grozi. Napięcie nawet na moment opuściło jego ramiona, ale nadal pozostawał czujny. Bywał już w nieznanych jaskiniach i chociaż nie miał klaustrofobii i nie bał się takich miejsc, zawsze miał gdzieś z tyłu głowy miliony scenariuszy co może pójść nie tak.
Światło emanujące z różdżek oświetlało korytarz i fragment podłogi przed nimi. Burke starał się dostrzec coś na ścianach, ale tym razem była to jedynie lita skała. Żadnych run, żadnych rysunków czy zapowiedzi, że tunel za moment zawali im się na głowę. Ze stanu skupienia wyrwał ją dopiero jej głos. Spojrzał w jej kierunku i przez moment milczał zanim skręcili w korytarz, który wybrała Borgin.
- Co myślę? Myślę, że facet nie ma za grosz poszanowania do tradycji i jedyne o czym myśli to jak utrzymać się na stołku i wejść w tyłek szlamom. - skrzywił się przedstawiając jej swoje zdanie.
Gardził tym człowiekiem i chociaż pojawił się na zaprzysiężeniu, zrobił to tylko dlatego, że należało. Nie wchodziło w rachubę, że kiedykolwiek zaakceptował by takiego ministra. Nie zmieniało to jednak faktu, że jego chorobliwa potrzeba wiedzenia wszystkiego na temat każdego, sprawiała, że już rozdysponował listy do swoich informatorów z poleceniem zdobycia jak największej ilości informacji na temat Leach’a.
- Potem bawiłem się przednio, zwłaszcza w momencie kiedy służby porządkowe pokazały wszystkim zgromadzonym, że nawet w minimalnym stopniu nie są przygotowane na takie zamieszanie. Grindelwald, jeśli faktycznie był to on, bo przecież nic nie wiadomo, czuł się jak u siebie i nie było nikogo kto choćby próbował w jakiś sposób mu zagrozić. Nawet Dumbledore stał większość czasu i gapił się jak sroka w gnat. Swoją drogą, jestem niezmiernie ciekaw czy to co mówił Grindelwald jest prawdą. - jego szpiedzy również działali już w tym temacie, ale tą informację postanowił zatrzymać dla siebie.
Zatrzymał się przy niej i rozejrzał po miejscu, w którym się znajdowali. Ciepłe światło docierające do nich spod tafli wody wołało i przyciągało do siebie. Minął Antoninę, po czym ukucnął przy krawędzi wody i przez moment przyglądał jej się w milczeniu. Po chwili uniósł głowę i spojrzał na sufit jaskini, z którego zwisały podłużne, duże, białe kryształy. Były dokładnie cztery, a na ścianie po prawej i po lewej znajdowały się jeszcze po dwa. Dodatkowo dostrzegł w jednej ze ścian niewielką dziurę przez którą wpadał strumień światła.
- Hm… - podparł się rękami o kolana podnosząc się z kucków - Na moje oko to ciekawa sztuczka ze światłem. W Egipcie taką stosowano w starożytności. Tam używali luster, my tutaj mamy kryształy. Wydaje mi się, że musimy tak zmienić ustawienie kryształów, by ta struga światła dzięki odbiciom dotarła centralnie w środek wody. - wskazał jej końcówką różdżki co ma na myśli.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
10-28-2025, 22:29
Na zaprzysiężeniu nowego Ministra Magii czuła się jak duch - obecna ciałem, ale nie myślą. Przemawiające głosy, wiwaty, uprzejme oklaski odbijały się od ścian jak echo, które nic już nie znaczy. Jej obecność była obowiązkiem, nie wyborem - częścią tej odgórnie narzuconej gry pozorów, w której każdy musiał udawać, że cieszy się z podjętej decyzji. Wiedziała, że to tylko kolejna farsa, w której każdy odgrywał swoją rolę. I już sam ten fakt wystarczył, by dostrzec, jak głęboko zakorzeniony w fałszu był ten nowy porządek. Mówiono o wolności, o równości, o nowej erze bez podziałów. Ale polityka nigdy nie znała tych pojęć naprawdę. Za każdym takim hasłem kryły się układy, powiązania i nazwiska. Władza to było słowo klucz, rdzeń całej tej konstrukcji. I tylko naiwny, ktoś młody lub wciąż jeszcze wierzący w ideały, mógł myśleć, że naprawdę chodziło o obywateli.
Wtedy milczała, słuchając przemówienia, które brzmiało jak setki innych przed nim - pełne obietnic, pustych deklaracji i starannie wyreżyserowanego entuzjazmu. Zgodziłaby się z Xavierem. Mugolom i szlamom wciąż było daleko do prawdziwych czarodziejów. Nie chodziło tylko o pogardę, a raczej o świadomość różnicy. O to, że nie da się wytłumaczyć komuś, kto nie czuje magii, czym naprawdę jest tradycja. Ich tradycja. Ta, którą kształtowano przez pokolenia. Nowy minister mógł mówić o jedności, ile chciał - w jej oczach to był tylko kolejny rozdział tej samej opowieści.
Pojawienie się Grindelwalda było czymś zarówno spodziewanym, jak i całkowicie zaskakującym. Bo czy mógł istnieć lepszy moment, by pokazać światu, gdzie naprawdę jest jego miejsce? Wątpiła. Wszystko w tej scenie było zbyt idealne, zbyt dopasowane do jego sposobu działania. A ludzie… ci głupi ludzie - oni wszyscy, niczym owce, albo pójdą za nim, albo będą krzyczeć swoje nic nieznaczące frazesy. Tak właśnie działali. Wystarczyło jedno nazwisko, jedno spojrzenie, by wytrącić ich z równowagi. Wystarczyło kilka gładkich słów, by wlać im do głowy nową prawdę, nowy sens, nowego stwórcę. - Ministerstwo nie było na nic przygotowane, Xavierze - odparła, zgodnie z tym, czego przecież doświadczyła na własnej skórze. - Mam wrażenie, że oni naprawdę wierzą, iż to wspaniały przywódca. Głos biedniejszych i uciśnionych, głos, którego nasz świat rzekomo potrzebuje. - przewróciła oczami z wyraźną ironią. - Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby potraktowali jego pojawienie się jako idealną zasłonę dymną do przepychania własnych postulatów. Dlatego po cichu liczę, że nam również uda się to wykorzystać. - wykorzystać do tego, by pokazać trzecią siłę. Wciąż budującą się, wciąż cichą, ale najbardziej wartościową.
Gdy dotarli do rozciągającego się pod wodą stawu, przez dłuższą chwilę wpatrywała się w taflę. Lumos rozbłyskało nad ich głowami, doskonale oświetlając okolicę i wydobywając chłodny połysk. Mogliby spróbować wyczarować most, zmienić materię wody, przejść po dnie - możliwości było wiele, żadna jednak nie wydawała się oczywista. W całym tym rozmyślaniu nie zwróciła uwagi na kryształy wiszące nad ich głowami. Dopiero gdy spojrzała na Xaviera i dostrzegła błysk zrozumienia w jego spojrzeniu, uśmiechnęła się z satysfakcją. Bardzo dobrze, że zabrała go ze sobą. Sama pewnie głowiłaby się nad tym o wiele dłużej. - Przyjrzyjmy się im - powiedziała, podchodząc do samej krawędzi. Każdy z kryształów ustawiony był pod innym kątem, jakby tworzyły skomplikowaną sieć luster. Wyjęła ponownie różdżkę i lekkim ruchem zmusiła jeden ze szlachetnych kamieni do drgnięcia. Przekręcił się z głośnym stukotem w prawą stronę, a światło rozszczepiło się mocniej, odbijając o ściany i taflę wody. Pokręciła głową. - Nie tak. Ten chyba musi tak zostać, prawda? - zapytała, zerkając na Xaviera. Nie znała się na tym mechanizmie, dlatego go pytała, choć wiele ją to kosztowało. Spróbowała z kolejnym. Tym razem załamanie światła było łagodniejsze, bardziej harmonijne, jakby pasowało do układu. Powtórzyła gest przy jeszcze jednym krysztale, a resztę pozostawiła jemu. Miała nadzieję, że to zadziała.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:56 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.