• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Tawerna "Pod Mewą i Księżycem" > Stoliki pod oknami
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-22-2025, 22:00

Stoliki pod oknami
Pod oknami stoją niewielkie stoliki. Każdy inny, każdy stary, każdy kołysze się na swoich nierównych nogach. Krzesła też są nie do pary, ale przynajmniej chwieją się w podobnym rytmie. Blaty są lepkie od rozlanych drinków, a brzeg przy ścianie zawsze zimny. Widok na ulicę słaby — szyby są przybrudzone, często zaparowane. Siadają tu ci, co chcą patrzeć, jak ktoś wchodzi. Albo jak i z kim wychodzi — czasem w drzwiach widać parę, czasem samotnego faceta z gazetą albo kawałkiem gulaszu między zębami, czasem zaś kogoś z walizką, kogoś tymczasowego, kto jeszcze się na coś w życiu łudzi. Stąd wszystko widać i dobrze słychać — być może lepiej, niż niektórzy by sobie tego życzyli.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-09-2025, 20:32
8 marca 1962 r.

Drzwiczki na zaplecze donośnie trzasnęły, kiedy między ich drewnianymi skrzydłami przemknęła zwinnie barmanka. Był to już kolejny chrzęst w ciągu ostatnich kilku minut. Tłum gości tamtego dnia hojnie składał zamówienia. Tego zalewu klientów nie dało się przewidzieć. Za oknami, w ciemnej panoramie morza rozhulał się złowrogo sztorm. Wiatry uderzały w mury przybytku, woda podstępnie próbowała się wedrzeć przez byle jak zalepione dziury przy oknach. Ludzie szturmowali lokal, głodni, spragnieni ciepła i suchego stołka. Wielki kocioł zupy szczawiowej prędko opróżnił się, a wykończona kucharka już musiała szykować kilka nowych wywarów. Ten stan utrzymywał się od co najmniej dwóch godzin. Z każdym kwadransem deszcze nasilały się, ale z jakiegoś powodu lokalne towarzystwo wolało obiad w tawernie od bezpiecznego lokum w swojej parszywej kamienicy. Karty fruwały po lepkich blatach, a upiorny śmiech rudego marynarza skutecznie zagłuszał większość rozmów. Atrakcyjny zapach ziemniaków i kiełbasy coraz intensywniej ulatniał się z niedostępnych dla klientów pomieszczeń kuchennych. Obsługa zdecydowanie zbyt mało liczna z trudem nadążała z zamówieniami. Philippa nie pierwszy raz znalazła się na tak intensywnej zmianie. Pomoc miała wkrótce się zjawić. Wiedziała, że z Luizą szybciej ogarną ten bajzel. Byle tylko Luizy po drodze fala nie zmiotła do głębin Taff. Na osadzonym nad kominem zegarze wskazówki przesuwały się w szaleńczym pędzie – albo to ona przesuwała się między stolikami już tak prędko. Wcale jednak nie panikowała. Są głodni, to muszą poczekać. Każdy miał swoją kolej i swój obiecany talerz z obiadem. Gdy za oknami robiło się coraz groźniej, w środku niosła się głośniej marynarska pieśń. Ci na lądzie nie zamierzali się stąd ruszać, ci na wodzie pójdą zapewne na dno. Los bywał przewidywalny.
Kwadrans później, niedługo po nadejściu dodatkowej kelnerki, niosła na tacy cztery talerze, od czasu do czasu gubiąc po jednym tuż pod wygłodniałymi paszczami. Potrawka tego dnia wyszła wyśmienita - wcale nie przypadkowo. Stali bywalcy dobrze wiedzieli, co Penelopie wychodzi najlepiej. Nic więc dziwnego, że każdy po kolei pytał o to samo. O ostatnią porcję poprosiła tamta ruda dziewczyna. To nie Philippa spisywała jej życzenie, zapamiętałaby burzę takich włosów. Na stoliku stał już napój, a wkrótce później pojawił się i pachnący talerz z parującym daniem. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, zaskoczona ujrzała znajomą twarz. Wejrzenie sprzed lat, sprzed dzisiejszych imion i dzisiejszych historii.
– To niemożliwe – mruknęła, opierając dłonie na blacie i pochylając się ku niej. Wonne opary znad posiłku połaskotały jej wtenczas brodę. – Ty tutaj – zmrużyła lekko oczy, jakby chciała ją prześwietlić i upewnić się, że nie ma omamów. – No, no, przywiało cię na koniec świata – skomentowała, prostując się nagle i bacznie rozglądając po gwarnej salce. Ostatnia osoba, której tego dnia się spodziewała. Wspomnienie ze starych szkolnych ław – tak stare, jakby co najmniej minęły dwie dekady, ale przecież tak nie było. Nie do końca jednak lubiła się z obrazami siebie z Hogwartu. Nie do końca je pamiętała, choć były początkiem prezentu od losu – bycia tak wyjątkową, jak wymarzyła sobie to tamta sierota z poddasza sierocińca. – Przeprowadziłaś się do Cardiff? – zapytała, zakładając dłonie na ramionach. – Ej, Moss, fajna ta twoja koleżaneczka, może nas poznasz, co? – zagrzmiał donośnie jeden z typów z sąsiedniego stolika. Zachęcony przekręcił się na krześle i puknął wielkim łapskiem w plecy swojego towarzysza, który też się na nie gapił. – Rudolf to już jest zakochany, aż się poślinił! – zawołał z zadowoleniem. Philippa uniosła brew i zdzieliła ich obydwóch karcącym spojrzeniem. – Możecie marzyć dalej, chłopcy. Z daleka – odburczała im. – I bylebyście nie zapomnieli zapłacić za następną kolejkę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-16-2025, 21:33
Wolny od służby czwartek, był zbawienny po trudach ostatnich dni. Dawno nie miała czasu, który mogłaby przeznaczyć po prostu na spotkanie z bratem, a na pewno nie takie, które byłoby poza domem rodzinnym, Ministerstwem czy już w ogóle Londynem.
Cardiff zostało stolicą Walii kilka lat temu i rodzeństwo nigdy nie miało okazji tam zawitać, a tamtejszy zamek był kuszącą atrakcją turystyczną, która stanowiła nie lada gratkę dla brata. Ona nigdy nie była, aż tak zaintrygowaną architekturą, ale błądzenie po starych zamczyskach miało swój pewien klimat. Dlatego zgodziła się bez wahania na propozycję, miała czekać na niego pod wyznaczoną tawerną, niestety niebo przykrył koc gęstych chmur, zwiastując nadchodzącą burzę. Przy okazji żołądek zaczął domagać się czegoś więcej, niż naprędce wypitego kakao o poranku. Weszła więc do środka, a uderzył ją bardzo specyficzny zapach jedzenia, napitków i wszystkiego, co ludzkie. Wytarła porządnie brązowe trzewiki w wycieraczkę, a potem rozejrzała się po sali w poszukiwaniu miejsca.
Usiadła przy oknie, tak aby mieć doskonały widok na ulicę, a i może brat zdołałby ją wówczas zobaczyć. Lekki niepokój wkradł się pod skórę na jego nieobecność. Może nagłe wezwanie z biura aurorów? Dała mu, więc czas, jeśli miałaby przylecieć do niej sowa z informacją, to na pewno jej to chwilę zajmie. W takich chwilach marzyła o lusterku dwukierunkowym, aby wszelkie informacje mogły mieć płynną, prędką wymianę. Że też czarodzieje jeszcze nie wymyślili czegoś sensowniejszego, a przecież mogliby zaczerpnąć inspirację z mugolskich te-le-fo-nów! Gdyby tylko połączyć te wynalazki, życie byłoby o tyle prostsze.
Zamówiła zwykłą herbatę z miodem i cytryną, chwilę potem poprosiła też o specjał dnia, a po otrzymaniu herbaty, ociepliła dłonie kubkiem. Przyglądała się widokowi za oknem, co rusz instynktownie zerkała po gościach lokalu, jakby nie potrafiła odstawić na bok policyjnych nawyków, ciągłej czujności.
Wreszcie stanął przed nią talerz z jedzeniem, a zapach przypraw i ciepłego posiłku sprawił, że w ustach napłynęło więcej śliny. Podniosła spojrzenie na kelnerkę, chcąc jej podziękować i zrozumiała, że nie była to nieznajoma twarz.
– Nie wierzę – wymsknęło jej się z ust, niemal w tym samym momencie, w którym padły słowa nikogo innego, jak dobrze znanej jej Annie Scott. Zaraz potem podniosła się z siedziska i lekkim brakiem finezji wyszła zza stolika, aby przytulić na powitanie dawną znajomą. Szmat czasu minął, jednak Weasley miała swoją wylewność, której przy takim spotkaniu nie zamierzała odprawiać.
Na pytanie o przeprowadzkę zaprzeczyła lekkim gestem głowy i chwilowym przymknięciem powiek. Walia może byłaby ciekawa, ale to w Londynie czuła się potrzebna, a także tam miała największe szanse, aby przyłożyć rękę do lepszego jutra - tym już się nie podzieliła, bo w jej słowa wszedł głos z sąsiedniego stolika.
Zaśmiała się krótko pod nosem, nie na słowa mężczyzny, na odpowiedź Annie, która była… znacznie odważniejsza, niż, ktokolwiek mógłby się spodziewać. Gdzie się podziała ta skromna i nieśmiała Puchonka?
– Moss? – zapytała, unosząc delikatnie brew, a jej wzrok powędrował w kierunku kobiecej dłoni, mając nadzieję na odnalezienie tam obrączki małżeńskiej. Może ta nieśmiałość odeszła wraz ze zmianą stanu cywilnego? Niemniej po takiej nie zobaczyła śladu, może przeszkadzałby w pracy? A może przy takiej klienteli wolała nie świecić biżuterią? Pytania namnożyły się raptownie w głowie, lecz usta powstrzymały je na wodzy i cofnęły język. Zaraz potem nabrały lekkiego łuku, kierując kąciku ku górze. – Pani Moss? – dopytała, uznając to za chyba najtaktowniejsze i najmniej ingerujące w prywatność kobiety. Jeśli była wciąż panną, w takim razie powód musiał być inny. Nie chciała wyjść na wścibską ani wyciągać wniosków, póki nie zostały przedstawione przed nią pewne dowody.
– Ja to lubię marzyć! A najczęściej to o plaży, hehe. Panienkach na tej plaży – rzucił mężczyzna, jakby bardzo zależało mu na tym, aby mieć ostatnie słowo. Sam chyba najwyraźniej wprowadził się tym na manowce.
– To pan sobie do lipca jeszcze sporo pomarzy – wtrąciła się tym razem Weasley, tonem godnym tego, którym odprawiała przestępców na dołek, wskazując, ile sobie posiedzą za kratkami. Westchnąwszy zerknęła na talerz, resztę sali, starając się oszacować, ile pracy może mieć Annie, a potem zerknęła za okno i nie dostrzegając wciąż brata, wróciła spojrzeniem do dawnej znajomej.
– Bardzo przeszkodziłabym ci w pracy, proponując wspólny obiad? – zapytała z lekkim rozbawieniem, wskazując na stół, niemal, jakby była gospodynią. Wspomnienia zatańczyły wokół posiłków w wielkiej sali Hogwartu, gdzie jedzenia było pod dostatkiem, choć niektórzy z uczniów jedli za dwoje. Bywało, że dziewczyny jadały wspólnie – dosiadanie się Gryfonki do stołu Puchonów nikogo raczej nie dziwiło, może niektórzy profesorowie krzywo spoglądali na burzenie porządku i barwnego miru. Hogwart miał jednak łączyć, a nie dzielić, prawda? Na taki argument byli często bezradni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-18-2025, 19:21
To uwierz, chciałoby się rzec, lecz Philippa i Annie były tak bardzo różne od siebie, że nie czuła zdziwienia, zapoznając się z jej reakcją. Dopytywała, powtarzając obce nazwisko przyporządkowane do nie takiej obcej twarzy. Philippa wiedziała, że ta ruda wiedźma nie znała żadnej Moss. Znała tylko Annie, której dziś próżno było doszukiwać się gdziekolwiek w świecie. Dawno zatrzasnęła już tamten rozdział, topiąc przeszłość na dnie Taffu. Wybierała to nowe wcielenie, lepsze, bardziej kobiece, śmiałe i utalentowane. Nieznane wszystkim tym, których odgrodziła od siebie kilka lat temu. Do tamtych czasów powrotu nie było, a Moss wcale nie zamierzała się z niczego tłumaczyć. Owszem, potrafiła rozpoznać znajomą twarz przed sobą, potrafiła przypisać do niej pewne wspomnienia, ale niezbyt komfortowe tu i teraz było dla niej zagłębianie się w okruchy wzgardzonej przeszłości, wątki niespecjalnie wygodne, choć nieświadoma Willow Weasley, jak sądziła, nie odpuści tak łatwo. Wstęp do tej scenki wydawał się być ostatecznym potwierdzeniem. Drążyła.
– Panna Moss, tak się teraz nazywam – odparła lekko, niby nieprzejęta. Nie rozwijała tematu. W tle majaczyły pijane sylwetki marynarzy – chłopcy wciąż nie powiedzieli ostatniego słowa, a gdy zorientowali się, ku uciesze, że ta rudowłosa odpowiedziała na zaczepkę, ich entuzjazm eksplodował do jeszcze głośniejszego wiwatu przy pirackim stoliku. Trzask szkła, odgłos piany wylewającej się z kufli i zachwyty podrywające wręcz całe krzesła w górę. Jeden drugiego kopnął łokciem w ramię, bo najwyraźniej władczy ton nieznajomej wyjątkowo go podekscytował. – Ejże, chłopcy! – zawołała, gromiąc bandę spojrzeniem. – Bo mi tu zrobicie dziurę w suficie! – ostrzegła ich, gdy najwyraźniej nie pojęli sensu słów Willow. Starym dziadom zachciało się podrygów do młodej buzi, ale to w tej knajpie, przy tej klienteli wcale nie było czymś nadzwyczajnym. Upomnienie barmanki nawet zadziałało, przestali drzeć się na cały lokal, znów dało się wyłapać rozkwitające gdzieś w oddali na niebie gromy. Wciąż jednak śmiali się ponad blatem, zerkając co chwila w ich stronę. Philippa aż za dobrze wiedziała, że zaraz spróbują znów. Ta ruda była jak najlepsza przekąska – śliczna, nęcąca i przede wszystkim zupełnie nietutejsza. Zaś oni gotowi byli przepłynąć przez najgorszy sztorm, byleby odkryć nieznane dotąd lądy. Nigdy się nie poddawali. Na szczęście zdołała się już nauczyć obsługi tego towarzystwa.
– Hmmm – mruknęła przeciągle, reagując na jej pogodną propozycję. Nie tego się tu spodziewała. Nie jej, nie ognia, który nadciąga w godzinie największej burzy i prosi o uwagę. Philippa podniosła nogę i stanęła lewym pantoflem na ławie, zaraz naprzeciw dziewczyny. Potem wspięła się zwinnie, prowokując falę wiwatów. Wreszcie usiadła na brzegu stolika, eksponując odpowiednio nogi. To nie była spódniczka, którą odważyłaby się ubrać jakakolwiek panienka z dobrego domu. Ani nawet taka ze średniego domu. Odsłonięte kolana rozochociły sąsiadów jeszcze bardziej. Podparta na jednej dłoni i lekko pochylona w stronę rozmówczyni, w końcu się odezwała: – Ostatecznie mogłabym zrobić sobie krótką przerwę – zamruczała, spoglądając na nią nawet z namiastką ciekawości. W tych oczach czaił się błysk, w tym ciele kryła się pewność, której rudowłosa być może nigdy nie przypisałaby do tamtej. – Najgorsze już chyba… - Jej słowa przerwał donośny odgłos piorunów. Zdawało się, że trzasnęły gdzieś naprawdę blisko. Część gości się przestraszyła, sala na chwilę ucichła. – minęło – skończyła, lokując na drobny moment spojrzenie w oknie. Zdziczała pogoda nie dawała za wygraną. Tej nocy wody zabiorą ze sobą znajome twarze, czuła to. – Więc Willow – zagaiła dziewczynę po drobnej pauzie. – Co cię tu sprawdza? Do naszego portu? Szukasz czegoś… czy może szukasz kogoś? Nikt ot tak nie wpada do Cardiff na portową potrawkę – zaczepiła i płynnie przeszła do wątków, które zawsze ją tutaj interesowały. Przed sobą nie miała już dziewczynki w szkolnym mundurku a dorosłą pannę, która musiała mieć jakieś interesujące motywacje. Chciała je poznać.
Trzy stoliki dalej ekipa poczęła głośno dzielić się swoimi zdolnościami wokalnymi. Szanty kolejny raz zdominowały i tak już gwarną salę. Philippa uśmiechnęła się do Willow. – Z góry mogę ich lepiej pilnować – wyjaśniła gdzieś na boku, jakby w myślach panny Weasley pojawiły się jakieś wątpliwości co do nietypowej pozycji barmanki. A oni mogą patrzeć, dodała już w myśli.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-18-2025, 22:39
Jasny błękit oczu zachmurzył się nieznacznie, przypominając teraz burzowe niebo nad szkockimi górami okalającym potężne zamczysko skrywające w sobie szkołę magii. Tamte dni były odległe, nosiły wspomnienia różnych twarzy, teraz tak odmiennych i obcych w swojej doczesnej formie. Nie znała panny Moss, choć ta wyglądała jak dojrzalsza i przystrojona wersja panny Scott. Kącik ust drgnął ku górze, przysłaniając lekkie zagubienie w tej sytuacji. Co miała myśleć o tej nowej odsłonie Puchonki? Czy właściwie była to wciąż ta sama osoba? Może ją też tak postrzegano, choć nie czuła, żeby aż tak się zmieniła. Widzenie siebie samego oczami innych było zawsze trudne, wymagało krytyki, ale też obiektywizmu, którego przez emocje mogło zabraknąć.
– Ach, tak, panna Moss – powtórzyła, jakby wypowiedzenie tego dało jej jakąś pewność, że zapamięta to nowe miano. Annie Moss, czy może jakoś inaczej? A może nazwisko służyć miało jedynie po to, aby nikt, stąd nie zawracał jej głowy? Tak czy owak, pytania musiała zostawić na później, nie miała zamiaru zadawać ich tak bezpośrednio, tak wprost na twarz, wręcz bezczelnie i wścibsko, niczym jeden z wielu gości tego przybytku wierzący w swój talent do okręcania sobie młodych panienek wokół kufla.
Panna Moss. Kim teraz byłaś, Annie? Nogi kusząco wystawione z nader krótkiej spódnicy, ociekając kobiecością i odwagą swojego ciała, świadczyły o braku niepewności. A może miały ją właśnie maskować? Przypomniały jej się zwłoki o pięknych kobiecych nogach, ułożone na brzegu Tamizy, czekające na spakowanie i przewiezienie do koronera w celu zbadania, czy to wciąż była sprawa dla policji, czy już dla aurorów? Przemknęła spojrzeniem po tych nogach, które wciąż należały do żywej towarzyszki. Czy była tu bezpieczna? Czy los, a może siła, trzymały ją z dala od męskich rąk pokrywających skórę fioletem, burgundem i zielenią? Jak wyglądało teraz twoje życie, Annie? Zmarszczka zmartwienia prześlizgnęła się przez czoło, a oczy powędrowały po okolicznych stolikach, analizując książki po okładkach, twarze po ich potencjale niebezpieczeństwa, dłonie po ich skłonności do przemocy.
Rudowłosa poprawiła kołnierz golfa, wsuwając czubki środkowego i wskazującego palca za materiał, odciągając delikatnie od szyi i przesuwając, tak aby chłodniejsze powietrze, które wpadło przeciągiem mogło musnąć rozgrzaną szyję. W porównaniu do panny na stole, była niemal pruderyjna z długimi spodniami, rękawami i kołnierzem muskającym żuchwę. Może to bardziej przyciągało te morskie bestie i negliż wcale nie odgradzał od głodnych spojrzeń? Najciemniej pod latarnią, a ta w tej chwili wydawała się oświetlać ją znacznie bardziej niż tego by sobie życzyła.
Piorun nie sprawił, że drgnęła, właściwie nie poruszyła się w ogóle, jak gdyby ten dźwięk nie zrobił na niej wrażenia. Przywykła do gorszych, bardziej zaskakujących, a ten był zaledwie burzą, jakie wielokrotnie już za dziecka potrafiła okiełznać w trzewiach. Nie lekceważyła żywiołu, po prostu był częścią natury, która była bliższa wolności niż lękowi. Nie myślała o marynarzach czy statkach kołyszących się niebezpiecznie na falach – było to dla niej odległe, tak jak odległe były sztućce dla krowy. Łączyła je konsumpcja. Zatopiła więc widelec w kawałku mięsa, przejeżdżając nim po potrawce, aby zebrać więcej sosu.
– Turystyka – odpowiedziała krótko na pytanie, po przeżyciu kawałka mięsa. – Zwiedzanie – wzruszyła ramionami i odłożyła widelec, sięgając po chusteczkę, którą starła plamę sosu, jaka skapnęła na stolik. – Chciałabym być mniej nudna, naprawdę – zaśmiała się pod nosem, odchylając na krześle. – Cholernie dobra ta potrawka – przyznała, na chwilę, wymijając temat pytań, skierowanych w swoją stronę.
– Zrozumiałe, taktyczna pozycja – zauważyła, zerkając w kierunku miłośników szant. Ile to więziennych piosenek brzmiało podobnie? Ciekawe, ilu tutejszych już odwiedziło jakiś posterunek policji. – Często się tak naprzykrzają? – zapytała dość niezobowiązująco, dając kobiecie przestrzeń na odpowiedź, a tym samym przystąpiła do dalszej konsumpcji dania. Dopiero po dłuższej chwili zdecydowała się zadać inne pytanie.
– A ty, panno Moss? – uniosła lekko brew, nabijając kolejny kawałek mięsa na widelec. Powtarzała nazwisko specjalnie, wiedząc, że prędzej czy później będzie to kotwicą do analizy problematyki zmiany godności. – Co tu robisz, w tym – waszym – porcie? To twoja tawerna? – przechyliła lekko głowę, kosztując kolejny kawałek potrawki. Było to z pewnością najlepsze co jadła od tygodnia, na pewno w kwestii smaku. Nie przepadała za gotowaniem, jej zdolności kulinarne kończyły się tam, gdzie zaczynało się znalezienie czasu między pracą a snem. Niedoprawione i przypalone ziemniaki, papka z owsianki, czy wysuszona jajecznica, której zdrapanie z patelni kończyło się utknięciem naczynia w zlewie przynajmniej na dobę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-24-2025, 12:03
Nie od zawsze tak było. Nie od zawsze potrafiła bezpardonowo wspiąć się na sam szczyt tawernianej uciechy i skupić na sobie kilka tuzinów zaślinionych spojrzeń. To, co dzisiaj robiła, nosiło historię wielu mozolnych prób. Lata żmudnego modelowania charakteru, kryzysów i wyrzeczeń. Annie musiała zanurzyć się w tym ocenianie, pozwolić falom ponieść swój los w te strony, pomiędzy tych ludzi i ich gorzkie sprawy. Inaczej nigdy Willow Weasley nie mogłaby pocieszyć się spojrzeniem osadzonej na maszcie Philippy Moss. Kiedyś tych nóg nie mógł dostrzec nikt, dziś cieszyli się nimi wszyscy – ale to wcale nie umniejszało wyjątkowości. To rysowało ją zupełnie nową kredką. Wyraziste linie pozwoliły ocenić kształt, który trudno było zignorować. Kolory i faktury zdawały się współgrać dobrze z mapą, do której zostały dołączone. Z porzuconymi wokoło pionkami i kotwicami. Istniała w dobrym sprężeniu z brudną rzeczywistością. I nikt tutejszy nie śmiałby tego kwestionować. Rosła tylko bardziej, upewniwszy się, że wnosi wartość, że jej pozycja z roku na rok wzmacnia się, że jej głos pisze historię tego regionu: na swój sposób, w półmrokach tych rumowych wieczorków, w kołysaniu lichawych łajb, w godzinie grzmiących sztormów. Na swój sposób, ale dokładnie tak, jak tego pragnęła.
Łodzie mogły tonąć, woda wdzierać się mogła do domostw, ale oni wszyscy umieli wciąż pływać, oni wszyscy znali pieśń, która jednoczyła w najciemniejszej godzinie. A ona była wdzięczna, że nauczyli ją, jak żyć tym życiem i czerpać z tej społeczności siłę. Zbyt wiele już burz przeszli wspólnie. Gdy nadejdzie świt i pogoda ustąpi, port na nowo wypełni się pracą – jak każdego dnia.
Słowa rudowłosej wznieciły nikły uśmiech na ustach barmanki. – Tak nie poznasz Cardiff – oceniła te kilka słów i brakowało tylko, by w groźbie pomachała jej palcem przed nosem. Pochyliła się nieco ku niej, między jednym i drugim kęsem, a kilka kosmyków prawie utopiło się w brązowym sosie. – Tu i teraz poznajesz miasto, nie tam – objawiła, wskazując dłonią na okno, za którym wirowały wyłącznie błyszczące zagrożenia i przymglone fronty kamienic. – Tu jest jego serce – zakończyła serdecznym tonem, na nieco dłużej zaczepiając oko przy ciasno skupionych na policzkach piegach. Śpiewne towarzystwo nie przerywało swoich artystycznych popisów, coraz skuteczniej zagłuszając upierdliwą orkiestrę piorunów. Philippa wiedziała, że sporo łbów koncentruje się wciąż na nich dwóch. Nie tylko za sprawą dobrze wyeksponowanego ciała, ale i tej nowej, obcej, ognistej i pociągającej panience. Nieznane przecież zawsze nęciło, a tutejsza klientela wbrew pozorom nie przepadała za nudą. – Często, ale mam na nich sposoby. Wiedzą, że ze mną nie ma żartów. Chyba że są całkiem obcy w tych stronach. Wtedy jest więcej zabawy i szyby pękają – przyznała otwarcie, swobodny głos zdradzał, że nie męczyła jej w żaden sposób ewentualna zadyma. Miała tu marynarzy, który stawali za nią murem i nigdy nie była całkiem sama – a jeśli już się to zdarzyło, to witała bombardą tych, którzy bardzo prosili się o guza.
- Żyję, mieszkam, pracuję i tańczę. Czasem też śpiewam razem z nimi. To mój dom. Moja i nie moja tawerna. Zależy, o co dokładnie pytasz… - wyliczała luźno i pozwoliła sobie nieco pomachać nogami ponad zgrzybiałymi deskami lokalu. – Ale gdybym miała trochę więcej forsy, to może bym otworzyła swoją – przyznała i lekko wzruszyła ramionami. Metr od nich miedzy kilkoma krzesłami woda zaczęła ściekać z sufitu i tworzyć kałużę. Dla kogoś dramat, dla nich zupełnie oczywiste skutki tej pogody. Wszystko tu trzymało się na krzywy ryj, ale świat kręcił się dalej. – A ty co robisz w życiu? Wiem, że coś ciekawego. – Trochę pytała, trochę twierdziła, ale trudno jej było ujrzeć w Willow sierotkę bez swojego miejsca i swojego celu. – Ej, Luiza, przynieś nam tu po szklaneczce – zawołała w stronę koleżanki i już po chwili na stoliku znalazły się dwie pokaźne porcje rumu. Pchnęła palcem szkło w stronę dziewczyny. Tak dla rozluźnienia, tak na pocieszenie w tej burzowej godzinie. – I tak się stąd szybko nie ruszysz, Willow. Pierwszy łyk i będziesz już nasza – obiecała, nie spuszczając z niej oka. Czarowała dziewczynę, dobrze wiedząc, jak trudno odmówić, kiedy ktoś tak ładnie prosi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-26-2025, 23:04
Brwi powędrowały ku górze, a plecy wtopiły się w oparcie krzesła, gdy umysł procesował zdziwienie wynikające ze słów panny Moss. Bardzo odważnym było zakładać, że ten aspekt, aspekt miasta interesował czarownicę. Może w istocie kompletnie jej to nie obchodziło? Może niekompletnie, jednak jej powody były dalekie od jej własnych zainteresowań, w końcu to brat zaproponował zwiedzanie Cardiff, nawet nie miasta, a konkretnego obiektu, którego cegły i historia nęciły, a nie żywe postaci pałętające się pomiędzy nimi. Słuchała tych teatralnych słów Annie o sercu, a to dało jej tylko przeświadczenie, że kobieta naprawdę czuła się obywatelką stolicy Walii, nawet kimś ważnym, centrum społeczności, nawet jeśli nie nosiła ozdobnych szat, a jej słowa nie decydowały o tym, na co przeznaczone zostaną publiczne środki miasta. Dobrze widzieć było czyjś rozkwit, tylko, ile kosztował? I czy te koszta były tego warte?
Rude włosy zostały zgarnięte na bok przez lewą dłoń, a usta przyozdobił życzliwy uśmiech, niewymuszony, choć ewidentnie rozbawiony.
– Właściwie to czekam na brata, ale cóż, pewnie aurorskie sprawy go zatrzymały – wypowiedziała lekko, zupełnie, jak gdyby fakt, że jej brat należał do jednostki specjalnej tropiącej czarnoksiężników zajmującej się najbardziej niebezpiecznymi sprawami trawiącymi świat czarodziejów, był… błahy. – Gdyby nie jego pomysł, to pewnie dziś, w tym sercu Cardiff, by mnie nie było – przyznała, biorąc kilka kolejnych kęsów potrawki. Oparła łokieć o stół, nie bacząc na etykietę, czy inne popierdółki, o których czasem mówiła jej mama. Kogo obchodziło, czy łokieć był pod, nad, czy obok? Ważne, żeby jedzenie nie wyleciało z buzi – toteż czarownica przynajmniej nie mówiła z pełnymi ustami. Dało jej to przestrzeń, aby słuchała z zaangażowaniem o tej nowej Annie, tej, która mówi, że nie ma z nią żartów, a obcymi to się nawet zabawi. O tej Annie, której tawerna była domem, tam śpiewała i tańczyła – była żywym obrazem serca miasta. Nie widziała w tym kłamstwa, widziała żywą prawdę, błyszczącą w wielu kolorach oczu weń wpatrzonych. Nawet jej spojrzenie uległo chwilowemu rozmarzeniu, dopiero przywróciło ją do rzeczywistości pytanie w nią skierowane.
– Ciekawego, cóż… – zaczęła, odkładając sztućce. Nie wiedziała, jak konkretnie przedstawić swój zawód, szczególnie że uszy wokół były dość wrażliwe. Nim, jednak zebrała się do wyartykułowania ułożonego zdania w głowie, Moss zawołała koleżankę. Rudowłosa westchnęła i podążyła wzrokiem za kobietą, która przyniosła dwa kieliszki. Potencjalnie problematyczny element, który zniweczył dotychczas sielankową atmosferę.
– Nie ruszę? – uniosła brew. Robiło się coraz dziwniej, a jej policyjna czujność – poniekąd może już paranoiczna – zaczęła sięgać po dźwignię, która miała włączyć jakiś rodzaj alarmu w głowie. – Skąd takie stwierdzenie, Annie? – Mogła mieć świstoklik, mogła użyć kominka, mogła po prostu się teleportować, bo jej to nie ograniczało. Przechyliła lekko głowę, zastanawiając się, skąd wynikały te słowa, a po chwili podejrzliwość zmusiła brwi do lekkiego zmarszczenia. Pierwszy łyk i będziesz już nasza, zadzwoniło w uszach Weasley i ta niemal natychmiast poczuła pewien rodzaj głazu na żołądku. Może dla innych byłoby to zaproszeniem do tańca, w niej targało struny czujności. Zbyt często słyszała taką paplaninę, spisując zeznania, ten ton proszący o niższy mandat, ten głosik wypływający spomiędzy krat niczym syreni śpiew wabiący żeglarzy. Willow położyła dłoń na szklance, zasłaniając napitek całkowicie dłonią. – Dziękuję, ale nie piję – głos miała mniej uprzejmy, zupełnie, jak gdyby ktoś przed chwilą nadepnął jej na odcisk. Nawet jeśli dawna znajoma próbowała czarów na Weasley, to ewidentnie dobrała złą dziedzinę.
– Wracając do twojego pytania, właśnie z tego powodu nie piję, nigdy nie wiem, czy z wolnego dnia, nie ściągną mnie na służbę – przyznała, odsuwając kieliszek w kierunku panny Moss. Zdarzało jej się to własne postanowienie złamać przy świętowaniu, czy rodzinnych spędach w Devon, ale poza tym zdążyła naoglądać się wystarczająco co z ludźmi robi alkohol. Nawet nie chodziło o funkcjonariuszy w pracy, którym zdarzało się nie wylewać za kołnierz. Pomagała ludziom w kryzysie bezdomności, a wielu z nich śmierdziało napitkiem procentowym, szukali ukojenia, oderwania się od rzeczywistości, a to ściągało ich coraz mocniej w dół. Patrząc na upojonych marynarzy miała równie nieprzyjemne skojarzenia. Ktoś stwierdziłby, że połknęła zbyt prosty i twardy kij, a jej było po prostu szkoda takich ludzi i jeśli ktoś miał ich ratować od nich samych, to mogła, to być ona. – Pamiętasz, jak pilnowałam korytarzy jako prefekt na piątym roku? Można powiedzieć, że… spodobało mi się chyba za bardzo – zaśmiała się pod nosem, nie chciała świecić odznaką Magicznej Policji, szczególnie nie w takim przybytku. – I pilnuję teraz dorosłych czarodziejów – pozwoliła jej się domyślić, zgadnąć, nie mówiąc niczego wprost. Chociaż po prawdzie, pracując w jednostce dochodzeniowo-śledczej przypominała detektywa, przesłuchiwała, pytała, łączyła fakty, obserwowała - teraz mimowolnie też to robiła, choć nawet nieumyślnie, a z przyzwyczajenia, nawyku. Szukała w twarzy towarzyszki reakcji, drobnych zmian w mimice, które mogłyby jej podpowiedzieć, co Moss o tym sądzi. Byli tacy, którzy chwalili służbę, byli też inni, którzy w takich chwilach spoważnieli, zaczynali czuć się nieswojo. A ty jak zareagujesz na to, panno Moss?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
09-06-2025, 11:20
Brat auror, nie powinna się niczemu dziwić. Wszyscy oni mieli lwie serca. Gdyby tylko zajrzeć głęboko w oczy Willow, zapewne i tam doszukałaby się zagrzewającej misji. Niektórym ludziom się chciało, a inni wycierali blaty brudną ścierą, z pozorów wcale nie poszukując czegoś więcej. Taka była tamta Puchonka, ta z bocznej ławki, tuż przy oknie – nigdy nie próbowała walczyć o coś więcej. Dopiero kilka lat później, gdy już spadła na samo dno, nauczyła się podnosić i rzucać wyzwania światu. Dziś czyniła to, nosząc pordzewiały diadem portowej, niechlubnej królewny. Znikąd wyrosła chwała, znikąd wykiełkowała śmiałość i moc zdolna nie pochylać pokornie głowy, kiedy każdy dzień uporczywie starał się jej przypomnieć, skąd pochodzi i że nie ma żadnych korzeni. Nie, wcale nie znikąd. – Ach, tak – zacmokała pogodnie, przyjmując jej zupełnie codzienne wytłumaczenie. Na całym świecie ludzie mieli siostry i braci, nic nadzwyczajnego. Choć rozsiadła się tuz przy niej kompletnie rozluźniona, wewnątrz coś spięło się zupełnie niespodziewanie i całkiem niewidocznie dla gwarnego otoczenia. Wdzierające się co rusz przez okna błyski starały się poślizgać po rumianych twarzach rechoczącej klienteli, a Philippa trwała w niezmiennej pozie. Smacznego, Willow.
- Widziałaś, co jest za oknem? Kiepskie warunki do podróżowania, nawet magią – przyznała, a towarzyszyło tym słowom wzruszenie ramion. Choć magia sprytnie łamała moc wielu przeciwności, Philippa uznawała, że nigdy nic nie wiadomo i na jej miejscu poczekałaby na spokojniejszy moment. Żaden w tym niecny zamiar, wydawało jej się, że tutejsza atmosfera może tylko zachęcać do kilku dodatkowych kolejek i odłożenia powrotu w czasie. Weasley miała inne zdanie? Przyglądała jej się z nieco zmarszczonym czołem. A może lubiła ten dreszcz emocji? Może wolała go od bandy przepitego towarzystwa? Od Moss? Ludzie z zewnątrz miewali w końcu znacznie bardziej ambitne rzeczy do roboty od pirackich przechwałek i zalewania pysków. – Chyba że ci się tu z nam nie podoba… i już chcesz uciec – wysunęła tezę, świdrując ją przenikliwym okiem. – Byłoby szkoda – wyznała finalnie z nutą żalu i z całą pewnością nie było tam ani kropli czystej nostalgii. Barmańskie nawyki przetrzymywania klienta weszły jej mocno w krew, nawet jeśli nieco żywsze wspomnienie o Annie skutecznie próbowało się wyrwać z dawno zatrzaśniętej szuflady. Ostatecznie odchyliła się nieznacznie do tyłu i głośno westchnęła. Z tej wysokiej pozycji przypominała centralną część karuzeli, wokół które kręciły się głodne wrażeń sylwetki. Ona była energią, której zadaniem było wpędzanie w ruch każdego, kto zawitał w te progi. Połykała galeony i robiła swoje. To nie miało się zmienić. – Niemożliwe. Naprawdę mi odmówisz? – zapytała dość zdziwiona i wysunęła zaczepkę. Więc była odważna, ale tchórzyła przed szklaneczką rumu? Coś jej tu nie pasowało. Rzadko kiedy ktokolwiek odmawiał Moss wspólnego trunku. Właściwie wcale. Inaczej byłaby naprawdę fatalną barmanką.
Rozwiązanie zadziwiającej zagadki nadeszło już kilka spojrzeń później. Nawet nie musiała się o nie nadmiernie starać. Służbistka. Człowiek od pilnowania porządku. Ktoś, kto stawał ponad nimi i groził palcem, podczas gdy sam miał kija w tyłku. Powinna jej pogratulować czy współczuć? Ostatecznie to przed takimi jak ona musiała uciekać, kiedy całe miesiące włóczyła się po ulicy i kradła. Zakołysała lekko nogami, a czubek pantofla trącił drewniane krzesło. – Proszę, proszę. Widać weszło ci to w krew, całkiem mocno. Ale wiesz, że ci twoi koledzy nie żałują trunku? Przychodzą tu czasem. Proszą o whiskey i…. szukają dla siebie dziewczyny – obwieściła, na koniec pochylając się ku niej i wprowadzając bardziej subtelny ton. – Stróże prawa też bywają niegrzeczni, Willow. Nie ma świętych, nawet w mundurze – przyznała zupełnie pewna co do swoich słów. Wywodziła się z tych najbardziej biednych i ponurych zaułków, znała skazy tego miasta, znała winy tej społeczności, a przez morza i te lądy przedzierali się ludzie z naprawdę różnych światów – mało kto był takim aniołem jak ta tutaj. – No nic, pozostaje mi wypić twoje zdrowie i za twoją służbę, towarzyszko – mruknęła po krótkiej przerwie i sięgnęła po szklaneczkę, by prędko przełknąć całą zawartość wonnego napoju. Stuknęło lekko odstawione naczynie, a później po mokrych ustach Philippy rozlał się uśmiech. – Złapałaś ostatnio jakiegoś ciekawego złoczyńcę? Jestem ciekawa, jak oni się czują, kiedy to kobieta zakuwa ich w kajdany? Niektórym się podobają takie zabawy. - Postanowiła wykorzystać nowe informacje i zgarnąć od rudowłosej kilka pikantnych historyjek. Wiedziała, że mężczyznom krew rozpędzała się w żyłach, kiedy kobieta ostrzej stawiała granicę. Im bardziej butna, tym chętniejsi byli do harców. Albo zaskakującego podporządkowania. Oczywiście Moss rozmyślała o dość odmiennych scenkach, ale wydawało jej się, że wcale nie aż tak dalekich od rzeczywistości służbowej panienki Weasley.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-19-2025, 19:30
Na pytanie wzruszyła ramionami, dla niej czy burza, czy deszcz, śnieg, wiatr – nie miało to znaczenia, póki magia w niej samej była spokojna i nie musiała brać nikogo ze sobą, kto nie chciałby się przenosić, a odległość była przyzwoita, to nie czuła lęku przed teleportacją. Chyba też znajomość bólu rozszczepienia wypisana w bliźnie na ciele sprawiała, że mniej lęku gnieździło się w głowie. Lęk przed nieznanym potęgował strach, a znany ból, choć przerażał, to był poznaną bestią. Ostatecznie porzuciła temat, wdawanie się w dyskusje o wpływie pogody na zdolność podróżowania magicznymi środkami transportu były bezowocne, gdy żadna z nich nie miała tytułu naukowego z tej dzieciny oraz zrobionych badań poświadczających o słuszności tezy.
– Spokojnie, nie uciekam, mam herbatę do skończenia – stwierdziła, omijając możliwość stwierdzenia, czy jej się tu podoba, czy nie. A czy podobało? Chyba nie wyrobiła sobie jeszcze do końca opinii, niemniej to nie były jej klimaty, czy miejsce, w którym sama postanowiłaby się zanurzyć, żeby prawdziwie odpocząć. Wolałaby coś spokojniejszego, takiego, gdzie czarodziej nie obawiałby się wejść całą rodziną, łącznie z dzieciakami – cecha wyciągnięta chyba z domu, w jakiś sposób ta błękitna krew wciąż w niej płynęła.
Parsknęła głośno śmiechem, słysząc o „niegrzecznych stróżach prawa”, przypominając sobie całkiem sporo anegdotek z zachowań swoich kolegów. Choć dominowały te prześmiewcze, były też te bardziej przykre, w których wychodził okropny brak empatii albo lenistwo. Nie wszyscy wybierali ten zawód z takich samych pobudek, jak ona, a jeszcze mniejszy procent potrafił wytrwać w tych przekonaniach. Część tych bardziej zdeterminowanych, chcących mierzyć się z czarną magią wybierała pracę aurora. Może dlatego z takim przymrużeniem oka wielu traktowało policję, jakby byli gorsi – może to właśnie było sendo problemu, brak wystarczająco mocnej motywacji wśród stróży prawa.
– Właśnie przez to, że są niegrzeczni, to ktoś musi pracować z drugiej strony tej wagi, żeby szala nie przechyliła się za bardzo – zwróciła uwagę poważnie, jednak zaraz jej twarz rozluźniła się, a barki opadły na oparcie krzesła. – To bardzo męczące – westchnęła, odkładając sztućce na pusty talerz, po czym odsunęła naczynie na koniec stołu, tak aby nie tworzył bariery między nią a panną Moss. Na wzniesiony toast lekko się uśmiechnęła i kątem oka spostrzegła, jak jeden z chłopów przypatrywał się Annie, gdy ta raczyła się alkoholem. Nie raz, nie dwa widziała takie spojrzenia, łapczywe i pragnące sięgać po więcej, niż było dla nich dozwolone. Zmartwienie przetoczyło się prędko przez myśli – jak długo Annie będzie w stanie mieć na nimi wszystkim kontrolę? Co jeśli, któryś z nich ją bardzo mocno skrzywdzi? Potok myśli przerwało pytanie i koryto strumienia zmieniło swoje położenie.
– Pomyślmy… – mruknęła, a przed oczami stanęła jej dobrze znana twarz ze szkolnych ław, jednak o nim nie śmiała wspomnieć. Nie chciała. Skupiła się, więc na różnych sprawach, wiele z nich miała rozgrzebanych na biurku, do innych była doczepiona z doskoku. – Był taki jeden, na koniec lutego – zaczęła, podnosząc kubek z herbatą. – Kradł kapelusze z różnych sklepów w Londynie, głównie magicznych, ale zdarzało się, że też z mugolskich – przedstawiła jegomościa, po czym upiła łyk herbaty, zjeżdżając spojrzeniem na kubek, jakby potrzebowała na niego patrzeć, aby nie wyślizgnął jej się z dłoni. Zaraz, jednak uniosła wzrok na Annie. – Poszukiwanie go to była trochę zabawa w kotka i myszkę – przyznała. – Idealnie się kamuflował, zostawiał minimum śladów, ale odkryliśmy pewien wzorzec kradzieży – przechyliła lekko głowę, zastanawiając się, ile mogła w zasadzie powiedzieć. – Głównie to obecnie moja praca, bardziej… śledcza. W każdym razie za tym jego wzorcem, czekaliśmy na niego w paru miejscach – wytłumaczyła, jeżdżąc paznokciami po ceramicznym kubku, jakby badała, czy gdzieś nie miał skazy, o którą mogłaby zahaczyć. – I pojawił się, jednak zamiast przejść do złapania złodzieja, podążaliśmy za nim, śledziliśmy powoli i cicho. Okazało się, że mieszkał w pobliżu mugolskiego teatru, ale ostatecznie zrobiliśmy obławę. Został zakuty, ale to, co znaleźliśmy było… trochę niepokojące. Miał ogromną kolekcję szmacianych lalek, wielkości człowieka, takich naszego wzrostu. Nie miały na sobie nic oprócz kradzionych kapeluszy. Jego motyw? Powiedział, że chciałby, żeby wszyscy chodzili tylko w kapeluszach. Nazwaliśmy go na komisariacie Kapelusznikiem – zaśmiała się pod nosem, pamiętając, jak tym pseudonimem sami siebie trochę uspokajali. – Potem okazało się, że materiały do szycia tych lalek też kradł, co rozwiązało nam inną sprawę. Co czuł? Nie wiem, ale bardzo dziwnie się uśmiechał do funkcjonariuszy w kapeluszach – mówiąc ostatnie słowa, jej wzrok wydawał się dziwnie nieobecny, jakby zakotwiczony w obrazach z przeszłości, kompletnie, ignorując wizję drewnianego krzesła, na której zawiesiły się źrenice. – Huh. Może dla niego te lalki były zabawą… – stwierdziła, chyba jednak mniej do Annie, a do samej siebie. Zupełnie nie wzięła pod uwagę, w jaki sposób mógł wykorzystywać Kapelusznik lalki i co zrobi, jeśli lalek mu zabraknie. Lepiej, aby to lalki były obiektami, które zmuszał do czegoś, niż ludzie. Wreszcie potrząsnęła głową i uśmiechnęła się, wracając oczami na twarz kelnerki. – Ale to już sprawa dla magipsychiatrów co konkretnie miał w głowie pod tymi kapeluszami – usta ponownie zostały zamoczone w herbacie, a ciepły płyn rozgrzał przełyk i spowodował lekki dreszcz na skórze.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
11-01-2025, 16:07
Środowisko policjantów nie było ewenementem w tym względzie. Philippa kompletnie nie dziwiła się podobnym stwierdzeniom. Wszędzie, od łajb, przez alchemików i krawców, aż po tych chwalebnych stróżów prawa – wszędzie spotykała tych dobrych i tych złych. Mogła więc w duchu przyznać pannie Weasley rację, równowaga musiała istnieć w świecie. Bez złych gości byłoby nudno, bez dobrych gości ci źli rozbestwiliby się niemiłosiernie i wszystko to by się w mig rozpadło. A tak to wciąż jeden gonił drugiego i jakoś się kręciły te dni. Dawno temu zgasłaby w nich ekscytacja, gdyby wszystko przychodziło łatwo i bez narastających bolączek. Może trudno było się z tymi myślami polubić, ale bez tak skonstruowanej rzeczywistości byłoby im wszystkim jeszcze gorzej. Żadną jednak filozofką się nie czuła, po prostu trochę już napatrzyła się na ludzi. Tu w porcie społeczny przekrój bywał nadzwyczaj szeroki.
Zapewne Moss mocno by się zdziwiła, gdyby tylko znała myśli Willow. Gdyby tylko dane jej było odczytać niepokój rudowłosej wobec szemranego, głośnego towarzystwa i spragnionych spojrzeń co rusz rzucanych w jej stronę. Trwała w pełni świadoma tego, jak na nią spoglądają, ale nauczyła się już czerpać z tego korzyść, odpowiednio to wykorzystywać dla dobra tego parszywego przybytku oraz swoich osobistych zysków. Oni chcieli coś od niej, ona chciała coś od nich – lecz pewnych granic nigdy nikomu nie pozwalała przekraczać. Niektórych zadowalało jedno wdzięczne spojrzenie, innych trzeba było pogłaskać czule po ramieniu. Tutaj dziewczyny dobrze opiekowały się klientami, lecz Mewa nigdy nie miała nic wspólnego z burdelem – jeśli któraś z nich miała szczerą ochotę, zawsze mogła wziąć kamrata na schadzkę, ale nigdy nie jako jakiegoś klienta. A póki co? Niech sobie chłopcy fantazjują dalej. Teraz uwaga Philippy pozostała w pełni skupiona na małej policjantce.
Ten parujący między nimi kubek niealkoholowego naparu wydał się Moss dziwaczny, choć nie mogła zaprzeczyć, że pasował zupełnie do wizerunku Willow. Rzadko polewana w tych stronach herbata raczej kurzyła się na półce, ale przynajmniej raz na jakiś czas można było zrobić użytek z tych ziół. Porzuciła jednak widoki rozlewającej się między ich twarzami półprzezroczystej, mlecznej mgły. Słuchała opowieści, będąc szczerze ciekawą, kim mógł być dla niej potencjalny interesujący złoczyńca – jaką historię, jaki przypadek uznawała za ekscytujący i godny opowieści ponad kuflem. Co lub kto wnosił większy dreszcz emocji do jej codziennej rutyny?
– Kapelusznik? Mmm, nieco to perwersyjne, nie sądzisz? Nagie lalki w kapeluszach, ludzie przechadzający się tylko w tych kapeluszach. Do ciebie też się tak uśmiechał? Kawał zboka. Ciekawe co on robił z tymi wszystkimi lalkami… –
komentowała głośno, uznając w duchu historię za dość interesującą. – Zrobił na tobie wrażenie? Co sobie pomyślałaś? – podpytywała dalej zainteresowana szczerze jej osobistymi odczuciami. Profesjonalizm, tropy, śledztwa, łapanki i kajdanki to jedno, ale po czymś takim można zderzyć się z dziwnymi myślami. – Tu w porcie chłopcy też mają różne dziwaczne marzenia, ale my, dziewczyny, ostro sprowadzamy ich na ziemię… – wspomniała, odruchowo rozglądając się po całej tawernianej sali. Gwarne rozmowy zdawały się nie mieć końca.
– Powinnam zajrzeć do nich i uzupełnić piwo w kuflach – stwierdziła, zsuwając zwinnie tyłek z blatu. – Nie spiesz się nigdzie, może jeszcze do ciebie wrócę, Willow. Dobrze było się spotkać po latach – wyznała, lekko unosząc dłoń, jakby chciała jej pomachać. Zakołysała palcami do tyłu i do przodu. Weasley nie była jedynym gościem lokalu, Philippa musiała zadbać także o innych. Dlatego już chwilę później tańczyła między drewnianymi stołkami, roznosząc osadzone na tacy trunki.


zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:17 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.