• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Północny Londyn > Cmentarz Highgate
Cmentarz Highgate
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-10-2025, 14:46

Cmentarz Highgate
Stary, pochmurny Highgate otaczają liczne rzędy drzew i powoli zarastające alejki, prowadzące do marmurowych nagrobków o wyblakłych inskrypcjach. Wśród szeptów liści i cieni gałęzi cmentarz zdaje się być miejscem, gdzie czas zwalnia, zapraszając do poznania historii sprzed dziesięcioleci. Nagrobki mają różnorodne kształty – od prostych, porośniętych mchem płyt, przez ozdobne obeliski, aż po monumentalne pomniki z rzeźbionymi postaciami i zdobieniami, które noszą ślady upływu lat i działania żywiołów. Wysokie, zniszczone mury kryją groby znanych i zapomnianych, a kamienne pomniki często porasta imponujący mech i bluszcz, który splata się z popękanymi rzeźbami aniołów i gargulców. Miejsce spoczynku wielu Brytyjczyków odwiedzają nie tylko krewni pochowanych, ale i pojedynczy spacerowicze, miejscowi artyści i pasjonaci historii. Ci ostatni wśród krypty i grobowców odnajdują fragmenty cennych obrazów z dawnych czasów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
08-31-2025, 14:02
Niczym aktor, twarz z głośnego afiszu, dumnie prężący się w tej ponurej, cmentarnej scenografii. Dusiła ją myśl, jak pewnie przemawiał, jak bardzo wydawał się gotowy do drwin i bezceremonialnego burzenia starych porządków. W imię czego? Nie odsłaniał motywacji, zjawiał się, prowokował, wzniecał chaos i poważnie zagrażał temu, co zbudowała w nowym życiu. Dla siebie i dla syna. Bez ciążących win i bułgarskich błędów. Zaś każde jadowite słówko wydawało się utwierdzać ją w gorzkim przeświadczeniu, że oto naprawdę wyłonił się z dawno przysłoniętego grobu mężczyzna, który przysięgał jej wieczność. Od chwili błysku wstrętnego zaklęcia świdrującego ponad wytarganym łożem małżonków nie czuła tak paraliżującej udręki. Jeśli cokolwiek mogło ją wpędzać w pułapkę, jeśli cokolwiek mogło budzić w niej obawę, to właśnie ta niemal niemożliwie żywa imaginacja Yavora Karkaroffa. Ucieleśnienie śmierci, namiętności, jej osobistej tożsamości, potęgi i porażki. Tak wiele jej osobistego ja nosiło ślady jej obecności, tak wiele mroku rozkwitło w niej dzięki niemu. I jeszcze więcej zdechło właśnie za jego sprawą.
– Ależ nie, nigdy nie chciałam uciec. I moje nigdy nie jest kłamstwem jak twoja lojalność wobec mnie – zagniewana wdarła się w dyskusję, nawet jeśli personalia nie zostały dostatecznie potwierdzone. Ona już zdawała się przeczuwać, ona już grzała pazury do obrony, gdy on począł wytaczać coraz cięższe działa. Przemowę o uwielbieniu i władzy chciała przywitać kpiącym śmiechem, ale darowała sobie karmienie go emocjami. Trzymała je zazwyczaj na uwięzi, on znajdował sposób, by je wydobyć. Nie mogłaby go zdradzić, nie mogłaby zamordować tego, co między nimi trwało, niezależnie od tego, jak bardzo wzajemnie wydrapywali sobie rany. Mieli przed sobą wizje przyszłości, mieli dziecko, niemal stali u wrót nieskończonej potęgi. Teraz, na chwilę przed pocałunkiem śmierci, stare blizny poczynały spływać świeżą krwią. Poćwiartowane wtenczas wdowie serce raz na zawsze wygasiło tlące się w głębi spojrzenia światło namiętności. Nikt jej nigdy nie rozczarował jak on wtedy. Niczym wydawało się dwadzieścia lat starań, tysiące dni przepełnionych gniewem, bezczułością i obawą, która zmuszała kobietę i matkę do wiecznej kontroli, niezmożonego czuwania nad losem nie tylko swoim własnym, ale i tego, który zrodził się z ich uczuć. I który już wiedział, już pojął, co tak naprawdę wydarzyło się tamtego wieczoru.
Powoli obróciła ku niemu głowę. – On był pierwszy – zwróciła się do Igora, sucha, beznamiętna toń, wręcz nieludzka. – On zamordował mnie pierwszy – wyjawiła, wcale nie przecząc synowskim stwierdzeniom. Irina Karkaroff tamtego dnia umarła otruta zdradą, torturowana podstępem. Yavor przewidział wszystko, przewidział, że wezwie śmierć, że przeleje krew, że ból precyzyjnie rozerwie duszę, nie pozwalając jej zareagować inaczej. Skala cierpienia wznosiła się ponad najwyższe szczyty i wiedziała, że przy winach męża istniała tylko jedna zbrodnia, która mogłaby zadać jej jeszcze większy ból. Cień, który wstąpił na twarz syna, zdawał się jasno ją w tym względzie utwierdzać. Smukłe palce wolno puściły różdżkę, pozwalając jej opaść na odmęty cmentarnej ziemi. Wyrosła z piasków magia na moment znów została w nich porzucona, a obietnica ostatecznego pojedynku odeszła wraz z nią. Niczym jeden z anielskich, ponurych monumentów obserwowała, jak magia syna penetrowała umysł ojca. Cicha, martwa, obrzydliwa w smaku. Znała widmo wiążących ich krzywd, znała przekleństwo rodziny, jaką zbudowali. W obrazach Yavora spodziewała się gróźb, pokrętnych inscenizacji jej własnej śmierci. Niechaj obnaży ojca, niechaj odkryje brudne motywacje, niechaj pozna, z czym musiała się mierzyć i co jej zgotował. Niech zna prawdę i osądzi. I jego i ją.
Nie potrzebowała już potwierdzenia, lecz Igor powinien je otrzymać. Stąpając kilka metrów ponad prochami angielskich zmarłych, dobiła do ożywionego trupa, trudnej do dzierżenia personifikacji jej największej klątwy i największej pasji. Dumnie uniesiona broda, oczy świdrujące go wzrokiem po trzech martwych latach. Zgniłe podrygi dawno niezastanych myśli zawładnęły na moment każdym jej ruchem. – Teraz śmiesz nadrabiać. Wtedy nie miałeś oporów i uznałeś mnie za niegodną – wygłosiła swój zarzut. – Po co wróciłeś? – Nie chciało jej się czekać, aż jego misterny spektakl dobrnie do ostatniego aktu. Chciała poznać intencję już teraz, choć spodziewała się, że ten prędzej wzgardzi jej żądaniem. – Opuściłeś nas i nie jesteśmy ci już potrzebni. Nie byliśmy nigdy. Dałeś temu dowód, całe lata dowodów, kochanie – przemówiła ponuro, gdzieś głęboko czując niezmącony trud tej konfrontacji. Jeśli przychodził ją pogrzebać, nie musiał kopać nawet dołu. Nie musiał robić wiele, bo jej serce dawno temu przestało już bić. Skoro niegdyś stworzył Irinę, niechaj teraz nie zawaha się zniszczyć resztek tego, co z niej pozostało. Przecież go zabiła.
Wreszcie zaś, cofnęła się, bo chociaż przywykła do natury niewzruszonego kamienia, samoistnie zaczynała się kruszyć. A prędzej sama skróciłaby swój żywot, niż jemu na to pozwoliła. – Odejdźmy stąd, Igorze.
Żadne z nich nie mogło już wrócić do ról, które odgrywali, nim ojcowska trumna zanurzyła się w bułgarskiej ziemi. To on wybrał ten los.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Yavor Karkaroff
Akolici
Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie czyni dobro.
Wiek
47
Zawód
Przedsiębiorca, rzemieślnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
6
6
3
Brak karty postaci
09-03-2025, 15:06
Rodzina ― piękny koncept, śmieszny w swej kruchości, a jednak krzepiący jak szorstki materiał starego munduru, który mimo wszelkich przetarć wciąż trzymał fason. Byli obok niego, wszyscy, a on niemal fizycznie czuł ten ciężar ― w każdym napięciu mięśni, w każdym ledwie zauważalnym drgnięciu spojrzenia, które próbowało go przeszyć. Rodzina razem na wszystkich flankach funkcjonowania; urocze, prawda? Każdy w tej groteskowej układance próbował odgrywać swoją rolę ― syn z tym buńczucznym błyskiem w oku, żona z jej niezmiennie wyniosłą postawą, a on… on, Yavor, w samym centrum, bo gdzieżby indziej miał być. Oczy syna wwiercały się w niego, brutalne i bezczelne, niosące w sobie ten nieopierzony jeszcze zapał do roztrzaskiwania barier. Legilimencja ― och, oczywiście, że spróbuje. Zawsze musiał spróbować. Tak jak kiedyś, tam, w starych korytarzach posiadłości, próbował bawić się w bohatera, nieświadomy, że bohaterowie zawsze giną pierwsi. Teraz był dorosły, a jednak wciąż pachniał nieporadnym chłopcem, próbującym udźwignąć miecz większy od własnych ramion. I to właśnie bawiło do granic; to absurdalne dążenie syna do przeniknięcia tam, gdzie nikt, nawet on sam, nie powinien się zapuszczać. Penetracja umysłu ― jakiż smakowity eufemizm na tak żałosne próby rozgrzebania tego, co i tak było od zawsze jawne. Bo przecież prawda była naga, wystawiona na widok publiczny, a jedyne, co trzeba było mieć, to oczy, by ją zobaczyć. A jednak chłopiec drążył, jakby spodziewał się znaleźć klejnot ukryty pod warstwami popiołu. Naiwne. Rozkosznie naiwne.
― Może wychowanie w mojej rodzinie jest konserwatywne, lecz tylko głupiec i nieporadny życiowo mężczyzna zdradza żonę. Nie potrafisz przyjąć wiadomości tak prostej, bo satysfakcja obróci się w popiół? ― I właśnie w tym, w tej niezgrabnej determinacji, kryła się jego największa satysfakcja. Patrzył, jak Igor podnosi wzrok ku matce, jak słowa ― te pełne napięcia, złości, pretensji ― spadają na nią jak iskry z ognia, który nie chciał jeszcze przygasnąć. To było wspaniałe. Tak, właśnie tak ― widzieć, jak syn miota się pomiędzy matką a ojcem, pomiędzy prawdą a kłamstwem, pomiędzy lojalnością a zdradą. Och, nic nie smakowało lepiej niż obserwowanie, jak ich własna krew rozdziera ich na pół. ― Chroniłem was ― poprawił, chowając żerdź różdżki w poły czarnego płaszcza. Iście upierdliwe zajście w mniemaniu jego samego, gdy szarym wejrzeniem bez pardonowo windował po przyjemnych do obserwacji kantach kobiecego piękna. ― Własnymi sposobami, acz odniosłem zadowalające skutki. Żyjecie, czyn godny zadowolenia.
Może i był sadystą, może i tyranem własnego domu, który zamiast ojcowskiego ciepła serwował synowi rózgi, a żonie zimne spojrzenia ostrzejsze od noża — i co z tego? W końcu rodzina, ta jego własna, sklecona z krwi, gniewu i wiecznych kłótni, zajmowała w tym podziurawionym, moralnie zrujnowanym sercu miejsce wyjątkowe. Nie było mowy, by to porzucił. Prędzej sam udusiłby się własnym ego, niż pozwolił rozpaść się tej chorej symbiozie. ― Ukartowałem własną śmierć, podsunąłem matce do zamordowania przypadkową dziwkę i zdradzieckiego, nieistotnego faceta. By trzymać was od kłopotów ― Westchnął więc, przeciągle i niemal leniwie, jakby ta świadomość nie wymagała od niego większego wysiłku. Wzrok zatrzymał na synu — dorosłym już, ukształtowanym przez świat i jego samego, jakby odbitym z tej samej formy. Cholernie podobny. Tak bardzo, że aż bolało. Ta sama szarość oczu, bezdenna i surowa, dominowała w ich spojrzeniach, jakby natura postanowiła naigrać się z nich, podkreślając, że krew i dziedzictwo nie znają ucieczki. ― Czyż sam być nie poczynił takich gestów, by bronić najbliższych? ― zapytał dobitnie syna, chwytając jego ramię w żelazny uścisk. Możliwie nie czyniąc mu boleści, bo tamtego należało respektować i zachować poznaki ostrożności. ― Przekuć złość i zdradę w broń, która uczyniła rozwiązanie moich problemów. Dla was to uczyniłem, aby nie obarczać was własnymi przewinieniami. ― Lepiej zamordować przeszłość, dla stabilnej teraźniejszości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
10-10-2025, 19:53
Od zawsze wymykali się z ram przyjętych powszechnie schematów ― matka i ojciec nie znali niczego poza pożądaniem i przemocą, niczego poza prymitywnością i ambicją; w domu nie pachniało obiadem i troską, w domu pielęgnowano bodaj dyscyplinę i surowość ducha, przewodzące w codzienności każdemu.
Każdemu Karkaroffowi, którego świat wydał lub ukształtował z czasem; każdemu potomkowi i dziedzicowi, którego tożsamość temperowano na wzór grafitowej końcówki twardego ołówka. Z początku zaokrąglonego i tępego, nieznającego jeszcze świadectw kłamstwa, chłodu i sprytu; potem coraz ostrzejszego, pozostawiającego za sobą cienkie i nieokrzesane cienie szarych kresek wraz z piętrzącą się niechlujnie kupą wiórów.
Wszystkich ostrzono tak samo, wszystkich testowano na podobnie zawilgotniałym pergaminie, z trudem przyjmującym stanowczy nacisk narzędzia; taki był on, wkrótce więc i taka sama stała się ona, nawet jeśli jej krew znała ― i być może pamiętać chciała ― inne jeszcze wzorce.
I przez lata, w dziwacznej wyrozumiałości, oskarżał i tłumaczył ich zarazem, szukając obrazów rodziny, która pętała go niekiedy snami o lepszym jutrze; i przez lata, w nienormalnej empatii, naiwnie chciał wierzyć, że wyswobodzi się spod jarzma tej klątwy, najsampierw samemu wytyczając dla siebie ścieżkę wbrew rodzicielskiej woli, później ― trafiając na kolejny, obcy ląd, z dala od dolin Bułgarii, niezmiennie przypominających o pierwiastku ducha wyłażącym niekiedy z serca, wprost na wierzch jasnej skóry, oblepiając ją filmem trwogi przed tym, kim sam nieuchronnie się stawał.
I przez lata, z dala od natrętnej indoktrynacji, z wolna uczył się tych wszystkich objawów pospolitości, które zaniedbano; próbował zrozumieć miłość i szacunek, próbował przyswoić spokój i racjonalność, próbował pozwalać sobie na emocjonalność i porażki, ale to wszystko zniknęło chyba na powrót w zgliszczach deszczowej Anglii, gdzie tory jego powinności wyznaczała z powrotem ona. Nie różniła się od Yavora tak bardzo, choć dotkliwość jej kar mniej odbijała się na ciele, prędzej męcząc intelekt; właściwie nijak różniła się od męża, w obliczu upozorowanej zdrady ochoczo zanurzając opuszki swoich palców w rozlanej z własnej ręki krwi. On na jej miejscu postąpiłby tak samo; on wyłącznie dlatego tak ułożył plan własnej śmierci, z satysfakcją odbierając przebieg inscenizacji, w której dał jej główną rolę. W swoich twarzach zdolni byli najpewniej doglądać odbicia tych własnych; w swoich twarzach nadal upatrywali to pożądania, to namiętności, nie robiąc miejsca na nic innego.
Przesadnie kanciasty, grafity pręcik miał to jednak do siebie, że w nieodpowiednich rękach w końcu pękał, łamiąc się wpół. Te najstarsze, majaczące teraz pomiędzy grobami zmarłych, obnażały właśnie swoje największe słabości ― i czy prawdziwą ironią nie była myśl, że dla obydwojga z nich wrażliwy punkt wybrzmiewał echem zgłosek układających się w słowo rodzina?
Bo ten przybył tutaj w poszukiwaniu pojednania, bo ta opuściła służalczo różdżkę, ulegając namowie syna; bo ten nie uniósł ręki, gdy najmłodszy bezwstydnie postanowił przekroczyć granice jego intymności, bo ta ― za dni już raptem kilka ― dogorywać miała od ciężaru pretensji i uścisku, które Igor zażyczy sobie urzeczywistnić.
On właśnie ― syn zrodzony z tego samego kształtu nacisku ― miał być ich największą udręką i słabością, najdotkliwszym punktem ich życiorysów.
― Nie dbam o wasze sprawy, obchodzi mnie tylko intencja ― odpowiedział Irinie, słysząc uzasadnienia, którymi postanowiła go karmić; nie zaprzeczał jej konstatacjom, wierzył bowiem, że i jej trudno było funkcjonować w małżeństwie dalekim ideałom, ale nawet w obliczu błędów ― możliwie najbardziej nawet hańbiących czy karygodnych ― powinni być jednością. Będąc świadkiem zdrady, mogła nim wzgardzić, mogła go porzucić i nigdy więcej nie chcieć oglądać ― i czyn ten bynajmniej nie wymagał pogrzebania go pod tonami rozlazłej ziemi. ― Nie postępuje się tak wobec rodziny. Sama uczyłaś mnie czegoś innego ― dodał sucho, opuszczając wreszcie różdżkę wzdłuż własnego ciała. Jeszcze przez chwilę uszy wsłuchiwały się w odojcowski monolog, niechętnie i bez wzruszenia, bo widok jego sylwetki ― żywej, przebiegłej i żądnej chyba odkupienia ― nawet dla niego wydawał się irytujący.
― Chcę się przejść. Sam ― oznajmił tylko, w reakcji na polecenie wydane przez matkę; oblicze zastygło w konsternacji, żadnemu z nich nie posyłając choćby pojedynczego spojrzenia ― i wtenczas ruszył przed siebie, w powolny spacer pomiędzy wąskimi alejkami cmentarzyska.
Bo powrót starego Karkaroffa z zaświatów zrujnował mu obraz matki; bo przyjście zapomnianego ducha w przestrzeń oczyszczoną z grzechów i cieni przeszłości na powrót mogło go złamać.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
11-12-2025, 14:54
Prychnięciem przywitała słowa jego obrony, laurkę dla wiernego męża, kolejną ckliwą fraszkę traktującą o mężczyźnie, który nigdy nie poszukał uciechy w ramionach obcej kobiety. Nie potrafiła mu uwierzyć. Trzymała się głęboko zasianego w myślach przeświadczenia, a wychodzące na jaw widma jego zmartwychwstania zdawały się być rusztowaniem wspierającym ten narastający brak zaufania. Bezwzględny dla wrogów, więc bezwzględny dla żony i syna. Teraz przybywał, by zniszczyć strzępki tego, co pozostało z ich wspólnoty. Odłamane od Yavora gałęzie próbowały osadzić się na innej ziemi, tam kiełkować, tam rosnąć i wzmacniać swą potęgę. Lecz on to wszystko postanowił ukrócić, podważyć, powyrywać. Nie miała dla niego nic prócz obietnicy słodkiej tortury. Nie działały na nią żadne dobrze brzmiące opowieści o opiece nad rodziną. Zatrzasnęła dla niego wrota zaufania, wszystko odbijało się od tych pancernych bram, nic nie miało prawa dostać się głębiej, nic nie miało prawa podstępnie rozpłynąć się trucizną od środka. Już raz dała mu się omotać, już raz uwierzyła, że gdy grzmiał przeciwko wielkiemu światu, gdy eksponował nieprzyjaciołom swą niezłomność u boku Gellerta Grindelwalda, dla niej pozostawał inny. Lojalny, oddany, daleki od idei niszczących własne gniazdo. Ależ się pomyliła.
- Jesteś śmieszny, Yavorze. Nagle stałeś się wierny? Nagle interesujesz się rodziną? Pomyśl o swych czynach sprzed śmierci. Pomyśl, a później rozlicz się z tych zadowalających skutków. Wolałabym toczyć z mężem wspólną walkę na śmierć i życie przeciwko wrogom, niż otrzymać od niego taki cios prosto w serce. Twoje metody, twój wybór zasługuje na potępienie. Nie uznałeś mnie jako żony godnej poznania tej tajemnicy, nie uznałeś, że jestem gotowa ją ponieść. I ja ciebie uznaję za niegodnego – przemówiła ponuro, dumnie unosząc brodę. Wiatr rozwiał włos, wiatr symbolicznie spenetrował zakamarki czarnej tkaniny okalającej je ciało. Nie miała mu więcej do powiedzenia, nie zamierzała oddawać się tak wątłym dyskusjom. Pragnęła go przekląć i raz na zawsze wymazać ze swoich widoków.
Podsunąłem matce do zamordowania. Jakież proste i wzorcowe zachowanie. Znów zakpiła głośno. Narastało w niej uczucie irytacji, a spoczywający wokoło zmarli nie zasługiwali na towarzystwo takich rozmów. To zakłócało spokój, to uwłaczało śmierci. Powinni zakończyć tę dyskusję czym prędzej. Nie obchodziło jej to, co miał więcej do powiedzenia. Kłopoty dosięgnęły ich i tak. A największym z nich pozostawał tu i teraz on. Potężny Akolita na angielskiej ziemi, gdzie owoce zbierał teraz ktoś o idei bardziej żywej i nieskalanej. Owa siła, owa imponująca moc mogła obrócić się wkrótce w proch. Jak śmiał spoglądać w oczy swego syna i mamić go znów ideami o bliskiej rodzinie. Jak śmiał mówić o trosce i opiece. Dławiły ją jego słowa. Igor nie zasługiwał na takiego ojca. I do niej zbyt późno docierały pewne prawdy i ona zbyt długo i zbyt dobitnie trwała zafascynowana majestatem wielkiego czarnoksiężnika. Od samego początku aż do blasku krwawego zaklęcia. Ale to już się skończyło.
– Przy okazji pozbyłeś się syna i żony. Straciłeś wrogów i sojuszników, kontynuując tę parszywą grę. Gratuluję, mój mężu –
zakomunikowała powoli, z twarzą niemniej kamienną niż powbijane w ziemię fronty nagrobków. Zabiły go idee, fałszywe fantazje, jakaś ślepa wiara w prawidłowość i nieomylność swych praktyk. A teraz pozostać miał zupełnie samotny. Niechaj to będzie kara. Jedna z wielu kar, jakie obiecała mu wkrótce zaserwować.
– Gdy tracisz coś, co stanowiło niegdyś filar twego istnienia, Igorze, postępujesz czasami zupełnie niespodziewanie. Ból jest zbyt wielki, rozczarowanie zbyt silne. Ktoś, kto był rodziną, wkrótce przestał nią być –
odpowiedziała synowi i skinęła chwilę później głową, gdy zdecydował o samotnym odejściu. Akceptowała to. Ciężar nowych informacji, widok żywego ojca musiał być dla niego niezmącenie trudny. Niechaj więc cisza odprowadzi go do domu. Porozmawiają później.
I ona również zamierzała odejść, minąć bez słowa pożegnania mężczyznę ze swych snów i zarazem koszmar jej starego i nowego istnienia. Niczego nie zamierzała mu dać, niczego nie zamierzała mu pozostawiać. Przede wszystkim jednak pragnęła trwale zadeptać jego czcze życzenie o powrocie dawnego ładu. Jego decyzje niegdyś wymordowały ich rodzinę, a teraz on dobitnie miał zmierzyć się z ich upiornymi konsekwencjami.


zt Irina
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 15:34 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.