• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Zachodni Londyn > Pub "Złoty Dzban" > Przy barze
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-29-2025, 08:51

Przy barze
Po przekroczeniu progu głównych drzwi człowiek wkracza do świata dobrej whisky i piwa, niespokojnej muzyki i chaosu, za którym zwykle stoją goście spragnieni niepoprawnej zabawy, swawoli i odrobiny ryzyka. "Złoty Dzban" to pub wiekowy, otworzony na nowo przed kilkoma laty, mieszczący się w starym budynku na końcu jednej z ulic, blisko niewielkiego parku słynącego z tego, że lepiej nie zapuszczać się tam po zmroku. Wnętrze jest odnowione i wyremontowane. Część ścian pozostawiono w surowej formie, z czerwonych cegieł, a niektóre oraz sufit wyłożono dębowym drewnem pomalowanym na ciemną zieleń. Na ścianach wiszą plakaty drużyn quidditcha oraz portrety najlepszych graczy w historii, a także kilka grafik nawiązujących do poglądów właściciela - wyższości czarodziejów.
Centralnym, najmocniej przyciągającym oko punktem we wnętrzu "Złotego Dzbana" jest bar pod zachodnim oknem, mający dwa skrzydła. Wysoka lada z ciemnego drewna, misternie zdobiona i zawsze wypolerowana zachęca, aby zająć miejsce na wysokim stołku i przyjrzeć się bogatej ofercie trunków (i nie tylko) w zabytkowym kredensie wysokim aż po sufit. Gdy zapadnie wieczór gdzieniegdzie unoszą się świece, jednak jest ich niewiele. Za barem niekiedy stoi właściciel, lecz teraz częściej można spotkać dwoje jego pracowników.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
09-26-2025, 11:15
― 05.04 ―

Zachodni Londyn pulsował jak żywy organizm, oddychając rytmem nocy i dnia, w którym światło latarni mieszało się z blaskiem świec w klubach, a śmiech artystów brzmiał niemal jak zaklęcie. W powietrzu unosiła się woń niedopowiedzianych intryg — perfumy rozcieńczone z winem, tytoniowy dym splatający się z aksamitnym zapachem deszczu, który jeszcze spływał po dachach kamienic. Nie było tu miejsca na czystą monotonię ministerialnych korytarzy, gdzie echo kroków niosło tylko nudę i obowiązek; tutaj każda ulica niosła obietnicę, że za rogiem spotka się kogoś, kto odmieni los, choćby na jedną noc.
To właśnie ten fragment miasta stawał się dla niej azylem, pieśnią nowoczesności i rozkoszną zdradą rutyny. Mogła przysiąc, że mury zapomnianych teatrów i zatęchłe piwnice klubów znały więcej sekretów niż cała ministerialna wieża. Tańce wciągały ciała w wir ekstazy, a rozmowy przy kielichu przesiąkały obietnicą złota, zdrady lub wiecznego milczenia, znajdowała cząstkę siebie, której nie wolno było jej pokazać światu w biały dzień. Magia tej dzielnicy nie tkwiła w zaklęciach — rodziła się w ludziach, w ich spojrzeniach, w ukradkowych dotknięciach dłoni na schodach prowadzących do ukrytych lokali, w śmiechu, który brzmiał jak deklaracja wolności. Zachodni Londyn przywdziewał dla niej twarz kochanka — kapryśnego, nieprzewidywalnego, lecz zawsze gotowego rozkołysać serce i umysł nową przygodą. I w tym pięknie — brudnym, szemranym, lecz prawdziwym — znajdowała oddech, którego brakło jej w sztywnym rytmie ministerialnych obowiązków.
Pub pachniał mieszaniną przypalonego chmielu i dusznej atmosfery niedopitego wieczoru, nawet jeśli Augustus zarzekał się, że jego przybytek jest miejscem godnym najznamienitszych dusz. Wiedziała swoje — bywała tu na tyle często, by dostrzec każdy pyłek niechlujstwa, każdą smugę szkła nie do końca wypolerowanego. Rodzinna spuścizna zgryźliwości nie pozwalała jej jednak zamilknąć: ileż to razy zostawiała drobną litanię skarg, niby przypadkiem wypisaną na serwetce, jakby były zaklęciem zmuszającym właściciela do poprawy. Kuzyn, choć wciąż mienił się dumnym gospodarzem, znał dobrze te małe gry — a jednak nie zawsze miał ochotę podjąć rękawicę. Dziś jednak przyszła nie po to, by czynić wyrzuty. Ciekawość, zroszona w pracy zdobytymi informacjami, pulsowała w niej jak krew przyspieszona w ciepły, kwietniowy wieczór. Krokiem stanowczym, a przecież pełnym lekkości kobiecej postawy, zatrzasnęła za sobą drzwi; stukot obcasa o podłogę wybrzmiał groźnie, jak zapowiedź nadciągającej gry. Uśmiech, delikatnie zaklęty w karminie warg, rozlał się na twarzy powoli, z wyrafinowaną cierpliwością. Spojrzeniem, ostrym i badawczym, objęła cały przybytek, jakby pragnęła w jednej chwili rozłożyć go na czynniki pierwsze — zgłębić sekrety, które kryły się w półcieniach lamp, w ciężkich zasłonach, w drżących szklankach na barze.
— Bonsoir — Posłała wesołe skinienie głowy, niby w geście znajomości, a przecież z subtelną nutą wyższości, ku twarzom tutejszych bywalców — jedni skryci w półcieniu zaściankowej anonimowości, inni zaś wystrojeni w zbyt eleganckie garnitury, które krzyczały o chęci imponowania, jakby sala „Złotego Dzban” była paryskim salonem. Och, przystojni, trzeba przyznać, niektórzy aż boleśnie, jakby stworzeni do krótkiej, lecz zapadającej w pamięć anegdoty. — Bonsoir, Monsieur Rookwood — Z wolna, niby dama wchodząca na scenę własnego spektaklu, zajęła miejsce przy barze. Torebka, odłożona z ostentacyjną lekkością, wylądowała na idealnie czystym blacie — doprawdy, Augustus musiał wysilić swoje leniwe ręce bądź dobrze opłaconych pracowników. Uśmiech zakwitł na jej twarzy miękko, z cichym och, idealnie. — Jak miewa się biznes? — wbiła spojrzenie w znajome oczy, z ciekawością i drżeniem wesołego usposobienia. — Nie mieliśmy okazji rozmowy w ostatnim czasie, acz... Jestem ciekawa Twojej opinii; jak się podobało zaprzysiężenie ministra, hm?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Augustus Rookwood
Śmierciożercy
paint me as a villain
Wiek
32
Zawód
właściciel pubu, przestępca, oszust
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
5
16
OPCM
Transmutacja
7
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
10-29-2025, 20:13
Nic dziś nie układało się po jego myśli.
Wstał lewą nogą, a do tego zaspał, bo znów przesadził z whisky. Kasztan zapomniał, że potrzeby fizjologiczne załatwia się na zewnątrz i pozostawił mu pamiątkę na korytarzu. Z trzech czarodziejów, którzy mieli pojawić się przy szczególnie delikatnym transporcie pojawił się jeden. Wciąż nietrzeźwy. Cały misterny plan, jaki Augustus ułożył, mógł wypieprzyć do kosza. Sam nie miał szans się tym zająć, w duecie podobnie - prawdopodobieństwo było na tyle niskie, aby nie zdecydował się podjąć ryzyka.
Teleportował się więc do Londynu z zamiarem zajęcia się papierkową robotą, która czekała na jego biurku w Złotym Dzbanie, miał nadzieję, że może Maggie poprawi mu humor. Z pewnością szklaneczka ognistej whisky Ogdena to załatwi. Do lokalu wkroczył ciężkim krokiem; z zadowoleniem odnotował, że wiele stolików jest zajętych, mimo wczesnej pory w środku tygodnia, po czym zadowolenie to prysnęło jak bańka mydlana, gdy dostrzegł nie tak dawno zatrudnioną barmankę, która zamiast zająć się czymś pożytecznym, pochylona nad blatem wertowała 2137 dni z wypiekami na policzkach..
- Maggie? - rzucił do niej, a kędzierzawa czarownica aż podskoczyła na miejscu. - Dobrze, że mnie słuchasz. Zostaw to ckliwe romansidło, bo ci to w kominku spalę. Kto tu odpowiada za czystość?! Ja czy ty?! - warczał Augustus cicho, przechodząc za bar; gestem wskazał na blat, na którym widniały plamy po rozlanym piwie. Powinna była się tym zająć. Złoty Dzban miał lśnić czystością, nie płacił jej za czytanie bzdur w czasie pracy.
- Przed chwilą tego nie było! - żachnęła się dziewczyna, uśmiechając się przy tym szeroko, jakby nie widziała w tym żadnego problemu, a urokiem osobistym mogła udobruchać szefa.
- Nie wkurwiaj mnie, dobrze? - burknął, pochylając się ku dziewczynie i łapiąc ją za nadgarstek. - Od dwóch dni ten stół jest tak upierdolony, dobrze, że mamy środek tygodnia i ludzie tego nie widzą, bo w piątek i sobotę na pewno ktoś by to zauważył! Może rusz tyłek i to wyczyść?
Maggie przewróciła oczami.
- A jak tu smocze łajno będzie leżało na stole, to też nie zwrócisz uwagi?
- Ależ ta.... To znaczy nie. Zwrócę uwagę, panie Rookwood. Już się biorę za pracę! Zaraz wszystko będzie na tip-top, będzie pan zadowolony! - zaświergotała młódka; odłożyła wreszcie tę durną książkę, wzięła do ręki różdżkę zamiast niej i tak zamaszyście zaczęła nią wymachiwać, że Chłoszczyść trafiło nieszczególnie trzeźwego dżentelmena trzy stoliki dalej - właściwie na dobre wyszło, bo cuchnął jakby codziennie wypalał co najmniej 3 paczki Magowych mocnych.
Augustus przytknął palce do skroni. Zaczynała go boleć głowa. Z jakimi idiotami muszę pracować?, przemknęło mu przez myśl, ale nie ruszył się na zaplecze - Maggie wciąż czuła na sobie jego rozjuszone spojrzenie, uwijała się więc jak mróweczka i nuciła pod nosem durne piosenki. Teraz on machnął różdżką i sprawił, że melodie z szafy grającej rozbrzmiały głośniej.
Dopiero znajomy, kobiecy głos, wypowiadający jednak tak niemiłe dla ucha słowa, odwrócił uwagę Rookwooda od krnąbrnej pracownicy. Zbliżała się do niego powoli, niczym tancerka na scenie, elegancka i pełna wdzięku. Z pewnością miała to po rodzinie ojca, jakże by inaczej.
- Jesteś w Anglii, to mów po angielsku - burknął szorstko; nie miał humoru, a Melusine powinna być świadoma jego ksenofobicznej natury. Żarty z Francuzów były jednym z brytyjskich sportów narodowych, do którego miał słabość. Cenił Francuzki, jeśli mógł się z nimi odpowiednio zabawić. - Po francusku mogę jedynie całować. Ale nie kuzynki - zaznaczył, na wszelki wypadek, gdyby ktoś ich podsłuchiwał. Na przykład Maggie. Jeszcze tego brakowało, żeby rozpowiadała plotki o tym, ze ma ochotę całować swoje kuzynki po francusku, bądź co gorsza - po australijsku.
- Ludzie zawsze znajdą powód, żeby się napić. Piją, gdy są smutni, piją gdy są weseli, piją kiedy nic nie czują. Złoty Dzban to złoty biznes, moja droga - wyrecytował swoją stałą śpiewkę, podkreślając zawsze i wszędzie, że to żmija znosząca złote jaja - na wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości skąd czerpie zyski, skoro w Złotym Dzbanie brakuje gości.
Do tego wszystkiego - Melusine zdecydowała się poruszyć jeden z najbardziej drażliwych tematów.
- A weźże, kurwa... - westchnął ciężko, bo był tym wszystkim głęboko poirytowany. Niewielu wiedziało, że tak naprawdę większość tego przedstawienia go ominęła; widok parszywej mordy tej brudnej szlamy Leacha tak go rozsierdził, że opuścił ogród przy Middle Temple krótko po rozpoczęciu. Wolał nie ryzykować, że dokona destrukcji mienia publicznego w takim tłumie, aby wyładować swoją frustrację. Cyrk z Grindelwaldem go ominął. - Wcale mi się nie podobało. Nic a nic mi się w tym wszystkim nie podoba. Za co płacimy tym pałom z Biura Aurorów, skoro cała ich wataha nie potrafi sobie poradzić z jakimś starcem, który tyle lat gnił w pierdlu? - mówił dość cicho, lecz tonem naznaczonym złością i irytacją, które wykrzywiały nieprzyjemnie jego twarz. - A tobie, kuzyneczko? Byłaś tam obecna? - odbił pałeczkę.
Odwrócił się na chwilę i przywołał do siebie butelkę czerwonego wina. Melusine zawsze kojarzyła mu się z takim trunkiem.
- Masz ochotę na lampkę dobrego merlota?
Wygramy, a jak nie, to przynajmniej rozwalimy kilka łbów
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
11-02-2025, 17:23
Czy wielbiła denerwować ludzi? Ach, bez wątpienia ― w tym akcie była pewna forma sztuki, subtelnej jak koronka, splecionej z ironicznym uśmiechem i nienaganną manierą. Nie czyniła tego złośliwie, o nie ― to był jej teatr, jej prywatne widowisko, w którym publiczność nie wiedziała, że właśnie staje się aktorem. Wypolerowane frazy, grzecznościowe gesty, odrobina przesadnej skromności ― wszystko to spowite aurą kobiety, która doskonale wie, jak wygląda, jak mówi i jaki wpływ wywołuje jej obecność.
Było coś urzekającego w tym momencie, gdy usta rozmówcy drżały w niemym sprzeciwie, gdy z pozornie spokojnych źrenic sączyło się napięcie. Lubiła ten moment, w którym rozum ustępował emocji, a elegancja rozmowy przeradzała się w subtelną grę nerwów. Uśmiechała się wtedy miękko, jakby właśnie wypowiedziała komplement, a nie precyzyjnie wymierzony cios w próżność. Największą jednak uciechę znajdowała w drażnieniu kuzyna ― drogiego, nadętego Augustusa. Był niczym lustro przeszłości, dziwaczny substytut zmarłego brata, lecz obleczony w cięższą materię szowinistycznej dumy. Uwielbiała patrzeć, jak jego spojrzenie mętnieje między irytacją a zakłopotaniem, jak próbuje zachować fason, gdy ona jednym zdaniem podcinała mu skrzydła męskiego autorytetu.
― Râleur ― Przewróciła spojrzeniem w manierze tak wyrafinowanej, że nawet irytacja wydawała się na niej leżeć jak najpiękniejszy z klejnotów. Machnęła dłonią lekko, ledwie muśnięciem powietrza, jakby tym gestem mogła odpędzić natrętną obecność obserwującej ich kelnerki ― biednej dziewczyny o zbyt pospolitych ambicjach i zbyt wyraźnej zazdrości w oczach. Ach, jakże szybko takie ślicznotki, dopiero co wyciągnięte z wiejskiej gospody, potrafiły mylić uprzejmość z zachwytem, a obowiązek z namiętnością. Widziałaby już niejedną, co to śniła o właścicielu przybytku, marząc, że spojrzenie czy uśmiech mogą być walutą. ― Starzejesz się okropnie, drogi Augustusie. Niedługo przegonisz w marudzeniu dziadziunia ― Drewno pod jej dłońmi było chłodne, zroszone od dotyków wielu, a jednak pod jej palcami zdawało się nabierać nowego życia, jakby uznało jej obecność za błogosławieństwo. Uśmiechnęła się jakże uroczo na poczet uszczypliwości, zjednując sobie uwagę naburmuszonego kociaka w wersji przesadnie dużej. ― Nie nawiązuje aż tak bliskich korelacji rodzinnych, ale Twe słowa iście mi... schlebiają.
Och, a więc zaczęło się to, czego należało się spodziewać ― cały teatr uniesień, moralnych rozterek i rozgrzanego do czerwoności entuzjazmu wobec nowego ministra, tego całego mugolskiego objawienia, które miało ponoć odrodzić świat z popiołów hipokryzji. Piękny spektakl, jakże wdzięczny dla oka kogoś, kto uwielbiał podziwiać mechanizmy tych wszystkich ludzkich fars. Z ironicznym półuśmiechem rozchyliła usta, jakby chciała westchnąć, lecz powstrzymała się ― dźwięk byłby zbyt szczery, zbyt ludzkim odruchem.
― Przynajmniej nie widujesz go na co dzień i nie słuchasz ćwierkania dewotek o jego wspaniałości ― Palce sięgnęły do wnętrza torebki. Papierośnica błysnęła pod światłem jak drobna obietnica grzechu. Wysunęła ją, a zaraz za nią ― złożony pergamin, wciąż noszący zapach atramentu i niedawnych intryg. Informacje, świeże jak mięso w rzeźnickiej witrynie, gotowe, by nakarmić głód władzy kogoś znacznie wyżej postawionego. ― Byłam. To moja praca i niestety, wróżę beznadzieję na kolejne miesiące. Wszystko spada na psy, tym samym pojawienie się starego dziada, który potrafi dobitnie przemawiać do serc prostaczków. Czy to stare objawienie, może przetasować sprawy na tutejszej ziemi? ― Co mogło wynikać? Sama nie była pewna, czy oceniała to z należytym dystansem, czy też z podszytą wątpliwością przekorą ― wszakże polityka nigdy nie była domeną czystych ideałów, lecz błotnistym targowiskiem ludzkich interesów. Ojciec jak zwykle nieomylny w swoich przepowiedniach, już dawno przeczuwał nadchodzący rozkład ― ów powolny, acz nieuchronny upadek konstrukcji zbudowanej na słowach bez kręgosłupa, wypowiadanych przez tych, którzy dawno zatracili zmysł odpowiedzialności. Obłudnicy, mówił, karmią się własnymi obietnicami, aż w końcu dławią nimi z przesytu. ― Daj wszystko, co masz najlepsze w asortymencie.
Wierzyła ― może naiwnie, a może z premedytacją ― że wciąż istnieją ci, którzy nie dadzą się omamić. Czystokrwiste rody, dawne jak same tradycje, skryte za murami swoich posiadłości, obserwujące tę farsę z chłodną wyniosłością i przemyślaną cierpliwością. Nie zamilkną, nie zginą ― tylko poczekają, aż mechanizm nowego świata sam się rozpadnie pod ciężarem własnych kłamstw.
― Przynoszę ciekawe wieści, zechcesz dobrze zarobić? ― obracała gustownie fajką między palcami prawej ręki, zakrawając wzrokiem o innych gości tutejszego zaścianka. Może kogoś przystojnego na później? Ech, raczej nie tutaj... Gdy sokole oko bywało nachalne i kablował uwzięcie.
― Pały z biura aurorów dostały rozkaz lepsze pilnowania portu, ostatnio złapali tam dwóch beznadziejnych typów... Jednak ładunek został, rzadkie ingrediencje ― Capiesz? Wskazała na pergamin z informacjami, zabierając się za umilenie oczekiwania na trunek smugą prężących się zawijasów dymnych. Jednak przytrzymywała go papierek blisko siebie, cóż za handel bez zysku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:24 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.