• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Zachodni Londyn > Pub "Złoty Dzban" > Stoliki
Stoliki
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-29-2025, 08:57

Stoliki
Po przekroczeniu progu głównych drzwi człowiek wkracza do świata dobrej whisky i piwa, niespokojnej muzyki i chaosu, za którym zwykle stoją goście spragnieni niepoprawnej zabawy, swawoli i odrobiny ryzyka. "Złoty Dzban" to pub wiekowy, otworzony na nowo przed kilkoma laty, mieszczący się w starym budynku na końcu jednej z ulic, blisko niewielkiego parku słynącego z tego, że lepiej nie zapuszczać się tam po zmroku. Wnętrze jest odnowione i wyremontowane. Część ścian pozostawiono w surowej formie, z czerwonych cegieł, a niektóre oraz sufit wyłożono dębowym drewnem pomalowanym na ciemną zieleń. Na ścianach wiszą plakaty drużyn quidditcha oraz portrety najlepszych graczy w historii, a także kilka grafik nawiązujących do poglądów właściciela - wyższości czarodziejów.
Parter dzieli się na kilka głównych pomieszczeń: salę zachodnią, gdzie znajduje się zdobiony bar oraz przejście na zaplecze, a także salę wschodnią, do której prowadzi proste przejście pozbawione drzwi. Łatwo może zerknąć z jednej sali, co dzieje się w drugiej. W obu stoją identyczne stoliki - wiele okrągłych, jedne większe, drugie mniejsze, w zależności od liczby zasiadających przy ich gości. Pod oknami stoi też kilka prostych loż z prostokątnymi stołami i sofami ze skóry. Na ścianie w sali wschodniej znajduje się także tarcza do gry w darta. Wieczorami pub jest pełen gości raczących się whisky, grających w karty i pod stołami dokonującymi nie do końca legalnych interesów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
09-29-2025, 19:22
Słuchałam tego ich przekomarzania, z delikatnym uśmiechem na ustach, sącząc powoli swojego drinka. Miło było spędzić czas ze znajomymi, ostatnio rzadko miałam możliwość, aby się rozerwać. Dużo na głowie, dużo pracy, dużo nowych obowiązków, które nagle na mnie spadły niespodziewanie. Cieszyłam się więc bardzo, że ciotka pozwoliła mi dzisiaj wziąć wieczór wolny. Co prawda to oznaczało, że Philippa stała dzisiaj głównie za barem. No ale, ostatnio ona imprezowała, kiedy ja ciężko pracowałam. Należał mi się odpoczynek, prawda? Nagle stało się jednak coś, co kompletnie mnie zdziwiło. Gdy się tak przekomarzali na temat imion i zdrobnień, Loretta zwróciła się do Freda Antypasie. Zakrztusiłam się drinkiem i zakaszlałam głośno. Wodziłam wzrokiem od jednego do drugiego, z jednej strony chciałam się głośno zaśmiać, ale widząc minę Freddiego i spojrzenie Loretty, powstrzymałam się z całych swoich sił, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Nie ta dziurka - wycharczałam tylko, na usprawiedliwienie swojego kaszlu.
Kto normalny nazywa syna Antypasem? Marszczyłam nosek w pełnym zastanowieniu, cóż rodzice Freda mieli w głowie, gdy decydowali się dać mu tak na imię, aż w końcu wzruszyłam ramionami, kamuflując wirujący na twarzy uśmiech kaszlem, szybko zasłaniając usta dłonią.
Słysząc zaproszenie, jeśli będę potrzebowała eliksiru czy czegoś innego, przeniosłam spojrzenie na znajomego i posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Zdecydowanie dobrze o tym wiedzieć, a jeszcze lepiej o tym pamiętać. A gdzie była jego barka, bardzo dobrze wiedziałam. Chociaż nigdy na niej nie byłam, to mijałam ją nie raz i nie dwa. Może powinnam była w końcu zapukać do jego drzwi? Burty? Jakkolwiek mówiło się o statku. Fredy cały czas wydawał mi się bardzo sztywny, ciężko przechodziły mu słowa przez gardło, a wypowiedzenie słowo “dupa” skorelowało się z jego dziwnym, przepraszającym i takim… skrępowanym? spojrzeniem. Uniosłam lekko brew, chwilę na nich popatrzyłam, a potem odpuściłam. To w końcu nie moja sprawa, prawda?
- Zachód słońca na barce? Czy wygląda inaczej niż z brzegu? - Zwróciłam się bezpośrednio do Freda. - Pewnie jak budynki nie zasłaniają i jest się bardziej na otwartym terenie… Ale raczej pływasz rano niż wieczorem, prawda? Chociaż… wschody słońca też mogą być piękne.
Nigdy się w sumie nad tym nie zastanawiałam. Nigdy też nie miałam okazji, aby znaleźć się na statku, daleko od lądu i obserwować… nieważne w sumie co, wschód czy zachód, jeden pies. Oba musiały być piękne. Podparłam się na blacie łokciem i oparłam o dłoń brodę, odpływając na chwilę myślami. I jeszcze to pytanie o romantyzm.
Może dlatego więc pomyślałam, że pytanie, które wypowiedziała, było do mnie. Myślałam, że ciągniemy dalej temat i jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że jednak nie. Zaczerwieniłam się na twarzy. Czułam, jak pieką mnie policzki. Palnęłam taką głupotę! Było mi tak wstyd, że najchętniej schowałam się pod stół. Ale Igor i Loretta chyba wyczuli moje zakłopotanie, obracając wszystko w żart i jakąś dziwną, niepisaną rywalizację. Uśmiechnęłam się niepewnie, spojrzenie posłałam w stronę Fredda, szukając w nim wsparcia i zaśmiałam się lekko, starając się nadążyć za grupą i zaimprowizować.
- Ha! - Wyciągnęłam palec w stronę Igora. - Wygrałam, trzeba było być szybszym. Przegrany przynosi jeszcze jednego drinka - szybkim ruchem wypiłam pozostałość swojej szklanki i postawiłam ją przed nim. Zdecydowanie potrzebowałam więcej alkoholu.
Chciałam poznać tę historię, zresztą sama Loretta obiecała, że opowie mi ją w innym momencie, ale skoro ani Fred, ani ona nie chcieli o tym teraz rozmawiać, to niech stracę, ale wykażę się tą odrobiną taktowności i zapytam ich o to przy innej scenerii. Albo jak alkohol im jeszcze trochę rozwiąże język. Gdy dziewczyna zwróciła się do mnie z kolejnym pytaniem, tym razem najpierw się upewniłam czy pyta mnie czy kogoś innego, lekko wzruszyłam ramionami.
- Najwyraźniej to taka niepisana zasada życia w porcie - ułożyłam usta w lekki dzióbek. - Co prawda na statki nie chcą nas brać, nadal wierzą w ten głupi przesąd, że kobiety przynoszą pecha - machnęłam lekceważąco ręką. - Ej, toast? Ale ja nie mam…
Spojrzałam na swoją szklankę, która już od dłuższej chwili stała pusta. Przygryzłam skórkę na dolnej wardze, spojrzałam najpierw na koleżankę, potem na Igora, a potem na Freda i uśmiechnęłam się szeroko, pokazując zęby.
- Chodź Fred, pomożesz mi coś wybrać - stwierdziłam, po czym wstałam z krzesła i nie czekając na niego, no bo przecież nie miał innego wyjścia jak za mną pójść, ruszyłam do baru. A gdy już przy nim stanęliśmy i czekaliśmy, aż barman zwróci na nas swoją uwagę, nachyliłam się lekko w jego stronę, żeby tylko on mnie usłyszał. - Czy Igor i Loretta… oni są parą? Co oni w ogóle wymyślili?
Zachichotałam, kręcąc z niedowierzaniem głową, że zostałam wciągnięta w coś takiego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
10-17-2025, 20:05
-Czasem robisz to na pokaz, nie lubię tego- stwierdziłem wzruszając lekko ramionami. Miewał nieprzyjemne komentarze, jednakże zwykle odnosiłem wrażenie, że rzucał je nie dla własnej uciechy, a chęci zakończenia niewygodnego tematu. Był dobrym chłopakiem i z pewnością nie lubił sprawiać innym przykrości – nawet jeśli nie darzył ich nadmierną sympatią.
Nawet teraz obnażał tą dobrą cechę wszak starał się podnieść mnie na duchu karmiąc – zapewne – niewinnym kłamstwem. Obydwoje wiedzieliśmy, iż nie potrafiłem rozmawiać z kobietami, a ich towarzystwo wprawiało mnie w irracjonalny lęk i drżenie rąk. Brak swobody był ledwie niewinnym efektem, bowiem mogłem starać się go zdusić i wyprzeć, natomiast trudniej było uczynić to z płynnością mowy, czy naturalnością gestów. Zdarzało mi się jąkać, nierzadko stałem wyprostowany jak struna i wpatrywałem się w kompletnie nieistotny punkt lub odpowiadałem zdawkowo sprawiając wrażenie niezainteresowanego rozmową. Rzecz jasna było inaczej, lecz nie potrafiłem przełamać tej bariery, wyjść z mocno ograniczonej strefy i pokazać się z dobrej strony – tej, którą znał on, jak i od niedawna Loretta. -Ta..- mruknąłem. -Serce, jasne- wygiąłem wargi w lekkim, nieco zawstydzonym uśmiechu. -Zakrapiane serce, miałem fory- dodałem zerkając na niego z ukosa. Nie zdradziłem nic więcej – w zasadzie nie było się czym chwalić.
Wodziłem wzrokiem między przyjacielem, a siostrą i choć nie chciałem zdradzać nutki zazdrości, to najpewniej zdążyła ona wybrzmieć w mym pytaniu. Uchyliłem wargi pragnąc zaprzeczyć, gdyż nie było nic złego w zdrobnieniach, jednakże po jej komentarzu słowa ugrzęzły mi w gardle. Utkwiłem w niej zaskoczone spojrzenie – w końcu moje drugie imię nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego – i zacisnąłem szklaneczkę mocniej w dłoni starając się buzującą złość przenieść właśnie na nią. Rzadko uzewnętrzniałem negatywne emocje – zwłaszcza rozgoryczenie, czy po prostu smutek. Tłumaczyłem wtem sobie, iż to wszystko działo się tylko w mojej głowie i było wyłącznie moją winą, bowiem powinienem docenić samo ich towarzystwo. Tego drinka, ten bar i skąpe acz wciąż rozmowy, jakich przez ostatnie miesiące nie przeprowadziłem zbyt wiele – nie licząc samego siebie. Powinienem być wdzięczny, że w ogóle mnie zaprosili, zamiast obrażać się jak dziecko. I byłem, choć potrzebowałem czasu, aby to przetrawić.
Czując ciepło jej dłoni na swojej skórze pokiwałem jedynie głową i posłałem krótki uśmiech; trudno było mi wydusić z siebie jakąkolwiek odpowiedź. Zwłaszcza, że Riven o mało się nie udusiła własnym drinkiem. Echem odbiły się również słowa Igora; liczyłem, że będzie skory mi wybaczyć milczenie.
Upiłem trunku wędrując wzrokiem do towarzyszki, gdy spytała o zachody słońca. Gestem przyznałem jej rację – rzeczywiście widok z wody był o wiele lepszy niżeli z lądu, nawet jeśli pozornie widać było cały horyzont. Są- odparłem rzeczowo, po czym ponownie wbiłem wzrok w szkło.
Nieco ulgi przyniósł mi fakt, że Loretta także postanowiła uciąć temat naszej wspólnej historii. Naprawdę nie chciałem się nad tym rozwodzić i wracać wspomnieniami do wydarzeń, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Los nie był dla mnie łaskawy, zażyłości były trudne, a odbudowana relacja zbyt świeża, aby – zwłaszcza przy alkoholu – rozdrapywać stare rany. Skwitować można było to jednym zdaniem; pragnęli, abym był zapomniany, ale ona nie chciała do tego dopuścić i na szczęście dopięła swego. Odnalazła mnie.
Rozmowy toczyły się, ale ja – choć obecny ciałem – oddałem się własnym myślom. Pozostawałem z boku tego wszystkiego i skłamałbym twierdząc, że kogokolwiek słuchałem, mimo pozornego zainteresowania. Sączyłem trunek, zerkałem na nich, czasem się nawet uśmiechnąłem, ale byłem zupełnie gdzie indziej i nawet trudno było mi sprecyzować, gdzie konkretnie. Dopiero dźwięk mojego imienia wyrwał mnie z tej nicości; skupiłem się na Riven i nie mając pojęcia o co chodziło poszedłem w jej ślady – wstałem z krzesła. Widząc, że podąża w stronę baru chwyciłem puste szkło i podążyłem do kontuaru, po czym oparłem się o jego drewniany blat. -Nie wiem, może- wzruszyłem ramionami próbując złapać wzrokiem barmana. Może dawka alkoholu pozwoli zrzucić mi ten abstrakcyjny ciężar, te cholerne emocje. Nienawidziłem ich, tak samo jak siebie, bo jak mogłem zapomnieć o błyskocie? Wnet rozwiązałby wszystkie problemy. -Nie wiem- odparłem, z resztą w identyczny sposób, na kolejne pytanie. Westchnąłem obserwując pracownika, który za nic sobie miał stojących przy ladzie gości, gdyż bardziej zajmowała go rozmowa z kelnerką.
Nagle, kątem oka, dostrzegłem jak mężczyzna stojący z drugiej strony Riven szepcze coś towarzyszącemu mu koledze na ucho, a następnie odchyla się i zerka – wyjątkowo bezczelnie, z wręcz obrzydliwą satysfakcją – na jej na atuty. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, choć pewnie i tak jedyne na co bym się pokusił to odciągnięcie jej od baru, ten klepnął ją otwartą dłonią w pośladki.
Zmroziło mnie. Zacisnąłem usta w wąską linię i skupiłem na nim swoje spojrzenie, ale nawet tego nie zauważył zanosząc się głośnym śmiechem. Przeniosłem wzrok na bar i dostrzegłem kufel do połowy wypełniony czymś – czymś co wyglądało jak mieszanka piwa i rzygowin, po czym przesunąłem się za Riven i kompletnie niespecjalnie wylałem to na koszulę jegomościa. Parszywego typa. Obróciłem się w jego stronę, rzekomo zawstydzony własną postawą. -Bardzo! Bardzo Pana przepraszam!- rzuciłem, choć czułem jak to się skończy. Zawsze to tak się kończyło. I wystarczyła chwila… kurwa był silniejszy niż sądziłem, bo już po pierwszym ciosie wylądowałem wprost na dziewczynie, a krew trysnęła z mojej brwi. Ale dobrze sukinsynowi - capi jak tygodniowa ryba.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
10-18-2025, 22:34
― Tak sądzisz? ― skontrował uwagę, ni to retorycznie, ni to w oczekiwaniu rzeczywistej odpowiedzi; Freddy być może nieświadomy był, że swą lekkością ducha ― niepodszytą żadną parszywą intencją ani niewypowiedzianym na głos interesem ― w rzeczywistości odkrywał w nim, złożonym z wiecznego podstępu i oszustwa, karty szczerej prawdy. Prawdy najpewniej niewygodnej, rysującej go niekiedy tą pokazową złośliwością albo egoistyczną nutą; prawdy najpewniej zaskakującej, odkrywającej, że za licznymi maskami społecznego dostosowania kryły się rysy prostego młodzieńca, momentami wręcz do bólu nudnego, o prymitywnym niekiedy i zupełnie niepasującym doń usposobieniu. Na swojej drodze niejednokrotnie napotkał wielu ekscentryków ― konserwatywnych fanatyków i mniej obyczajnych fantastów, a przy nich ― zaśmiewających się cynicznie na słowa powiewające absurdem ― nawet on zdawał się spłoszonym pustelnikiem. ― A może coś jeszcze? ― podpytał nienachalnie, niby bez głębszej intencji, choć w głębi ducha chyba ciekawiło trochę, co działo się na barce, gdy on i Loretta przemierzali pół kraju fioletowym autobusem; Philippa została tam dłużej, wyraźnie zachęcona wcześniejszymi komplementami ― kto wie, może ich relacja zawędrowała dalej, niż śmiałby przypuszczać?
― To byłoby rozczarowujące ― miarkował obniżonym tonem, tym razem już przy stoliku, siedząc naprzeciw tej, która tak chętnie odpowiadała wyzwaniem na wyzwanie. Powoli przyzwyczajał się już, że ich komunikacja zwyczajowo przybierała postać gry, choć niezupełnie takiej, do której przyzwyczaiły go dotychczasowe relacje; co dziwne, więcej w niej było jednak zaskakujących podżegań do autentyczności, niżli figlarnej zabawy niewiele znaczącą materią słowa. Przekonał się o tym już wtedy, na rufie, gdy prawdziwa butelka wirowała swobodą, z pozoru będąc jedynie dziecinnym sposobem na spędzenie czasu w towarzystwie; przekonał się też o tym chwilę później, gdy obrotem tej niewidzialnej, utkanej z pozoru, flaszki zmusiła go do intymnego wyznania. Otwartość wcale go jednak nie krępowała, jakby to jej właśnie niemo szukał w sylwetkach innych ludzi. ― Nie wiem tylko, czy bardziej dla mnie, czy dla ciebie... ― dodał do poprzedniego stwierdzenia, nim rozmowa nie przerzuciła się na bezzasadne pretensje o zdrobnienia; troskliwy brat ― ni to z zazdrości, ni z konsternacji ― przyczepił się do tej jednej sprawy, nadając jej wagi konspiracji, która bynajmniej nie miała tu miejsca. Być może zasłużenie oskarżał go o nieczyste intencje, być może bystrze dawał jej w ten sposób znać, by wystrzegała się nadmiernych czułości i sympatii; z nim, albo z kimkolwiek, tego nie sposób było już wyczytać z zaborczej mimiki Kruegera, która momentalnie ― zaledwie pod naporem kilku krótkich wyrazów ― zrzedła wyraźnie.
I chyba chciałby coś do tego dodać, chwilowo tuszując wstydliwą dla przyjaciela kwestię nieznanego mu dotąd drugiego imienia; i być może zareagowałby jakkolwiek wyraźniej ― poza rzuceniem blondynce wymownego spojrzenia dezaprobaty ― gdyby nie fakt, że Riven dostała ze śmiechu niekontrolowanego napadu kaszlu. Sytuacja była nie do odratowania, niezręczność sięgnęła zenitu, Freddy'ego dopadła zaś przytłaczająca niepewność siebie; tym samym nie-randka stała się dziwacznym splotem zgrzytów oraz udręk, które dało się zakończyć chyba tylko w jeden sposób ― spijając resztki majaczące na dnie kieliszka i niemrawo wspominając o późnej porze.
Bo nic z tego wieczora nie poszło zgodnie z planem, który wytyczyli; bo nic z niewerbalnej próby swatów nie wychodziło na korzyść tamtych dwojga, organizatorów wszystkiego zaś usadzając w bardzo niekorzystnym położeniu. Namalowanym trochę żalem i wyrzutem, trochę też goryczą i cierpkim posmakiem posępności.
― Gratulacje ― odparł dziewczynie, dość chłodno i sucho, choć już bez przebłysków kpiny, dziwiąc się chyba, że w ogóle dosłyszała rzucane przezeń w dyskrecji uwagi; na konieczność przyniesienia jej drinka nie zareagował jednak wcale ― reszta wciąż miała co pić, czekało ją zatem cierpliwe oczekiwanie na inicjatywę zamówienia następnej kolejki. O ile ta w ogóle się jeszcze pojawi. ― Wypominasz mi to, żebym mógł ci to jakoś wynagrodzić? ― znowuż zwrócił się do Lory i pokręcił głową w teatralnym zaprzeczeniu, już zaraz inicjując toast, do którego dołączyła tylko ona; zasiadająca po sąsiedzku dwójka powędrowała tym czasem do baru, więc obniżonym tonem stwierdził:
― Trochę przesadziłaś, wiesz? ― Wiedziała, na pewno już to wiedziała. ― Gadka im się nie klei, nie ma co tego przeciągać... Ona nie jest dla niego ― zawyrokował jeszcze, szczędząc szczegółów, które doskonale przecież znała; i spojrzał na nią raz jeszcze, tym razem już trochę łagodniej, nim uszu nie dobiegły niepokojące hałasy szamotaniny. W ich centrum ― jakżeby inaczej ― stać musieli chwilowo nieobecni, więc z chwilą, gdy wzrok wyłapał ślad pierwszej krwi, bezzwłocznie wstał z miejsca, gotów ― no właśnie, co tak konkretnie? ― przybyć kumplowi z pomocą.
Szybka ocena sytuacji zapowiadała, że nie skończy się pokojowym pojednaniem; szybka interwencja nakazywała wtrącić się pomiędzy Freda a agresora, więc gdy ten drugi rzucał się nań z pięściami, zaszedł go od tyłu i spętał szyję mocnym uściskiem, w drugiej ręce zachowawczo trzymając jeszcze różdżkę.
― Przeproś towarzystwo... ― zagroził cicho, wzmacniając siłę, z jaką ręką krępowała kark śmierdzącego jegomościa. ― Póki możesz jeszcze cokolwiek powiedzieć.
1x k100 (chwyt gostka za szyję):
94
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Augustus Rookwood
Śmierciożercy
paint me as a villain
Wiek
32
Zawód
właściciel pubu, przestępca, oszust
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
5
16
OPCM
Transmutacja
7
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
10-24-2025, 10:22
Maggie, czarująca barmanka, którą Augustus Rookwood zatrudnił zaledwie kilka tygodni wcześniej (użyła wyjątkowo silnych argumentów w postaci głębokiego dekoltu oraz dwuznaczności nieszczególnie subtelnie wplecionych pomiędzy swoje największe zalety, o które naturalnie zapytał w czasie rozmowy kwalifikacyjnej, tak jak i o to jakim rodzajem czekolady byłaby, gdyby leżała na półce w Miodowym Królestwie), zapukała do drzwi niewielkiego gabinetu na zapleczu. Pierwsze pukanie zignorował, niezwykle zajęty ostatnim wydaniem Proroka Wieczornego, Maggie jednak zapukała drugi i trzeci raz, zdecydowanie mocniej i bardziej napastliwie. Po trzecim razie nie czekała na zaproszenie i uchyliła drzwi, wsuwając do środka jedynie głowę, a raczej swoją burzę loków - i wyrzuciła z siebie, że zaraz będą się bić. Albo już się biją.
- Na kundle mojej matki, nawet nie można w spokoju rozwiązać pieprzonej krzyżówki - warknął, bardziej do siebie, niż do Magii, rzucając gazetą o biurko z takim impetem, że wzbił się w powietrze stos dokumentów, którymi powinien był się zająć zanim odpowiednie organy w Ministerstwie Magii zajmą się jego zeszłorocznym sprawozdaniem finansowym. Dźwignął się ze skórzanego fotela i podążył za barmanką, a dłonie zaciskały się w pięści bez udziału jego woli - nie lubil, kiedy przeszkadzano mu w rozwiązywaniu krzyżówek. Można w nich było wygrać pieniądze.
A lubił pieniądze.
- SPOKÓJ! - ryknął Augustus, ostrym i stanowczym tonem, ledwie przekroczywszy próg sali.
Bójki i awantury w barach nie były rzadkością, nawet w tak prestiżowym lokalu jak Złoty Dzban; starał się jednak pilnować, aby nie dochodziło do nich tu zbyt często, dusił konflikty i bójki w zarodku. To miejsce potrzebowało reputacji przyzwoitego, miało prezentować się tak, aby wszyscy wokół myśleli, że zarabia na tym sporo galeonów - nawet jeśli ich źródło było zupełnie inne. Nie chciał tu kolejnej mordowni. Ich nie brakowało w Londnynie.
Powiódł spojrzeniem po sprawcach całego zamieszania, niczym surowy ojciec, gotowy do zdyscyplinowania swoich potomków w sposób nad wyraz staromodny, a widok młodych twarzy jedynie spotęgował to wrażenie; przynajmniej dopóki nie zawisło na Igorze, którego się tu dziś nie spodziewał.
To zmieniało postać rzeczy.
- O co tutaj chodzi? - spytał najbliżej stojącej blondynki, łapiąc ją za przedramię, w którym trzymała kufel i siłą wyciągając ją z jej ręki, jakby spodziewając się, że nie zawaha się go użyć w (nie)słusznej sprawie. Usłyszawszy krótką relację z ostatnich kilku chwil zwrócił wzrok ku drugiej dziewczynie, ładnej i zgrabnej, któa rzekomo zostala klepnięta przez pijaczynę, trzymanego przez Igora. - Haniebne, lecz zrozumiałe, też bym ją klepnął, ale w Złotym Dzbanie panują pewne zasady. Okazujemy tu szacunek pięknym kobietom. Prawda, Maggie?
- Ależ tak! - wykrzyknęła dziewczyna, która z ekscytacją oglądała całe zajście zza baru, udając zajętą szorowaniem czystych ju,ż kufli. Uwielbiała dramaty.
- Igor, zechcesz puścić tego pana? Jestem pewien, że zechce przeprosić twoją znajomą. PRAWDA?
Inaczej będzie musiał go stąd wyrzucić na zbity pysk. Miał w całkowitym poważaniu tę młódkę i jej pośladki, nie dziwiło go, że skusiły kogoś do podobnego gestu; gdyby jednak owego sprawcę zamieszania trzymał ktoś inny niż Igor, policzylby się z obojgiem, powtarzając, że nie obchodzi go kto zaczął. Teraz to nie miało znaczenia. Prawda musiała stać po stronie Karkaroffa, tak dla zasady.
Na pijaczynę spojrzał tak, jakby zamierzał wyprowadzić go z pubu za fraki, jeśli tylko nie poslucha.
Wygramy, a jak nie, to przynajmniej rozwalimy kilka łbów
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
10-26-2025, 18:04
Może w tym wszystkim zawiodły ją właśnie oczekiwania. Bo przecież intuicja podpowiadała, że się dogadają - tak zwyczajnie, bez zbędnych komplikacji. Nie miała doświadczenia w tego typu swatach, nie podejrzewała więc, że może to być aż tak trudne, tak karkołomne, momentami wręcz dzikie. Bo jej oczekiwania nie należały do górnolotnych. Nie sądziła, że stanie się patronką nowej relacji, że za kilka lat ktoś wspomni jej imię z wdzięcznością, że to właśnie ona stworzyła dla nich tamten moment. Chciała tylko, by się porozumieli. By znaleźli wspólny język pomimo różnic, które widziała w nich od samego początku. Może naiwnie wierzyła, że to, co ich łączy, okaże się silniejsze od wszystkiego, co ich dzieli. Bo przecież tyle mieli ze sobą wspólnego. Cardiff było miastem, które rozumieją tylko ci, którzy naprawdę w nim żyli. Miejsce potrafiące być jednocześnie łaskawe i okrutne, ciche i hałaśliwe, domowe i obce. Może właśnie to miało ich zbliżyć - wspólne doświadczenie portowego chaosu. A może powinna była zrozumieć, że to zbyt wiele. Bo w tym wszystkim było przecież też odrzucenie, samotność i strata, której ciężaru ona sama nigdy nie poczuła. Może miała w sobie po prostu za dużo nadziei - na szczęście brata i szczęście koleżanki.
Rozczarowujące? Oczywiście. Bardzo łatwo było ją rozczarować - znała to uczucie aż za dobrze. Zbyt dobrze, by jeszcze je przeżywać z zaskoczeniem. Zawsze potrafiła znaleźć w ludziach coś niewystarczającego. Coś banalnego, przefiltrowanego przez pozory, przez te drobne fałsze, które czynią codzienność wygodniejszą. Bo tak przecież łatwiej - udawać, że wszystko gra. Wzruszyła tylko ramionami na słowa Karkaroffa, a kącik ust uniosła w uśmiechu. Nie chciała teraz znać odpowiedzi. Nie chciała ryzykować, że ten wieczór skończy się rozczarowaniem także z jej strony. To byłby słaby finał - nieudana nie-randka, którą sama zaplanowała przecież z przesadną starannością. Znała siebie na tyle, by wiedzieć, jak szybko potrafi stawiać na ludziach krzyżyk. Jak łatwo przychodzi jej klasyfikować, oceniać, szufladkować, zanim zdąży się zastanowić, czy naprawdę warto.
Słowa wymknęły się jej, zanim zdążyła je przemyśleć. Nie wiedzieć czemu to właśnie drugie imię brata wydało się idealne, by skontrować jego zaczepność. Dopiero po chwili poczuła ucisk w żołądku - nieprzyjemne, nieznajome uczucie, które mogło być tylko wyrzutami sumienia. Spojrzała na Freddiego, próbując złapać jego wzrok. Niewielu ludzi zasługiwało na jej skruchę, ale on… on nigdy jej nie skrzywdził. A przecież wycierpiał wystarczająco dużo, by nie musiała dokładać mu własnych ciosów. Brat jednak skutecznie unikał jej spojrzenia. Naprawdę miał zamiar się na nią gniewać? Może to rozumiała, a może nie do końca. Wątpiła, by to było najgorsze, co kiedykolwiek usłyszał, ale reakcja Riven wprowadziła go w jeszcze większą konsternację. Przecież to nie jego wina. Ani jego, ani jej. Winą można było obarczyć tylko rodziców - to oni zdecydowali, że będzie nosił imię, które teraz brzmiało jak żart czy prowokacja.
Szybko zmienili temat, za co była wdzięczna koleżance. Pytanie o zachód słońca jednak nie pomogło Freddiemu poczuć się pewniej. Może dlatego upiła łyk swojego drinka - żeby rozcieńczyć gorycz troski. Nie chciała się tak czuć, więc natychmiast to sobie wytłumaczyła: jeśli potrzebował czasu, to dobrze. Da mu go.
Z zaskoczeniem zauważyła pustą szklankę Riven stojącą przed Igorem. Może nawet się uśmiechnęła z tej jej bezpośredniości. Czuła dziwną satysfakcję, obserwując go w takich sytuacjach: nowych, nieplanowanych, zupełnie niepodległych kontroli. Uważała, że właśnie wtedy poznaje się ludzi najlepiej - gdy nic ich nie chroni, gdy opadają wszelkie maski. Wpatrywała się więc w drobne grymasy, w ton głosu, w nieuświadomione gesty. Robiła to już wcześniej - na barce, gdy w towarzystwie butelki wszyscy zdejmowali z siebie kolejne warstwy i później w autobusie, a mimo to wciąż nie wiedziała nic. Bo chciała prawdy, a nie tego co widzą wszyscy, co jest dane wszystkim. - Nie miałam zamiaru tego oczekiwać, ale skoro już o tym wspomniałeś... - urwała w pół zdania, bo może faktycznie chciała przekonać się w jaki sposób mógłby jej tą małą niedogodność wynagrodzić. Co najmniej tak jakby czuł się winny. Choć wątpiła, by naprawdę tak było.
- A chciałabyś znaleźć się z nimi na statku? - zapytała blondynkę, unosząc przy tym brew w pytającym geście. - Ten przesąd to ratunek dla kobiet marynarzy i piratów - odparła po chwili. - Dla tych, dla których kilkumiesięczne podróże wcale nie brzmią jak przygoda. Wolałabym już przynosić pecha. -uśmiechnęła się lekko, choć w jej głosie pobrzmiewała nuta goryczy. Od dziecka słyszała, że potrafi przynosić i szczęście, i nieszczęście, jakby data urodzin mogła o tym decydować. Ludzie lubili wierzyć w takie rzeczy. A ona, z czasem, przestała ich z tego wyprowadzać.
Spojrzała ostatni raz na brata, zanim razem z Riven skierowali się w stronę baru. Próbowała uśmiechnąć się pokrzepiająco, ale podejrzewała, że bardziej przypominało to grymas niż wsparcie. Udzielała jej się jego nerwowość, ta małomówność, która potrafiła zarażać. Przeniosła wzrok na Igora, gdy wspomniał, że przesadziła. Skinęła głową. - Przesadziłam - przyznała, choć w jej głosie nie było ani cienia skruchy. Raczej zwykłe stwierdzenie faktu. Bo taka była prawda, ale nie mogła już nic cofnąć, nie mogła odebrać im tego wspomnienia. Pozostawało tylko liczyć, że z czasem zostanie zapomniane, bo przecież nie stał za tym żaden konkretny cel. Westchnęła cicho, bardziej w rozczarowaniu niż w złości. Naprawdę wierzyła, że ten wieczór potoczy się inaczej. - Tak, chyba masz rację. Chyba oczekiwałam czegoś innego. Jeśli chcesz, możemy… - urwała, bo w tym samym momencie jej uwagę przyciągnęły podniesione głosy i śmiechy przy barze.
Odwróciła się akurat wtedy, gdy jeden z mężczyzn klepnął Riven w tyłek. Zmarszczyła brwi, zaskoczona i przez chwilę próbowała zrozumieć, co właściwie się dzieje. Potem wszystko potoczyło się zbyt szybko: Fred wylewający zawartość kufla na napastnika, jego pięść, która moment później trafiła w twarz brata. Zerwała się z krzesła niemal natychmiast, widząc jak Igor rusza gotowy by interweniować.
W odruchu chwyciła pusty kufel, a drugą dłonią wymacała różdżkę ukrytą w materiale sukienki. Strach oblał ją zimnym potem. Możliwe, że nawet zbladła - w końcu to była jej koleżanka, jej brat i jej wieczór. Słowa Igora dotarły do niej dopiero, gdy podeszła wystarczająco blisko, by widzieć całe zamieszanie. Machnęła ręką do Riven, dając jej znak, by się odsunęła, by nie znalazła się w samym środku tego absurdu. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale wtedy przestrzeń przeciął donośny głos. Zrozumiała, że mężczyzna, który się odezwał, był właścicielem. Szybko, rzeczowo wyjaśniła mu, co było przyczyną całego starcia. Kiedy zabrał jej kufel, przez moment patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami - jakby ten kawałek szkła był teraz ważniejszy niż jej brat czy Igor. A potem padła jego uwaga. Niefortunna, niepotrzebna, obrzydliwie lekka. Prychnęła pod nosem. – Och, okazujecie szacunek, klepiąc je w tyłek? - zapytała, a to idealnie zgrało się z głosem kelnerki i jej donośnym - Ależ tak!
Mężczyzna zwrócił się do Igora po imieniu i dopiero wtedy przypomniała sobie, że to właśnie dlatego wybrali ten pub – należał przecież do jego znajomego. Nie miała jednak zamiaru cofać swoich słów. Podeszła do brata i spojrzała na rozcięty łuk jego brwi. - Maggie - zwróciła się bezpośrednio do kelnerki, nie bawiąc się w uprzejmości. Dziewczyna wyglądała jej znajomo. - Potrzebuję jakiejś czystej ścierki - dodała, pochylając się nad barem. I to chyba był jej największy błąd. Drugi z mężczyzn - ten, który wcześniej tylko obserwował - postanowił dolać przysłowiowej oliwy do ognia. Klepnął ją w tyłek - mocno, bez cienia wahania, jakby chciał sprawdzić, na ile jeszcze mogą sobie pozwolić. Zamarła. Zaskoczenie przyszło pierwsze, zaraz potem gniew. W jednej chwili odwróciła się i odepchnęła zadowolonego z siebie natręta – a jej pięść uderzyła z siłą prosto w jego nos.

kość


1x k100 (cios w nos ):
21
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
11-09-2025, 15:30
Mimo że staliśmy przy barze, z dala od Loretty i Igora i dotychczas, jak byśmy sam na sam przy barze (chociaż ja wtedy stałam z drugiej strony) to nasza rozmowa się jakoś kleiła. Co prawda gadaliśmy o pierdołach, nic nie znaczących rzeczach i było mniej drętwo, ale rozmowa się kleiła. Teraz Freddy odpowiadał mi w taki sposób, jakby w ogóle nie chciał tu być. Jakby rozmowa ze mną go w ogóle nie interesowała. A przecież zrobiłam mu przysługę! Męczył się przy stoliku, odpływał myślami. Odrobina alkoholu i odetchnięcia od tej ciężkiej atmosfery powinna mu pomóc, a przynajmniej tak myślałam. Milczałam, bo w sumie nie wiedziałam co mogłabym jeszcze powiedzieć. Jak zagaić rozmowę. Najlepiej zacząć od głupot, prawda? Co można mówić, gdy stoi się po drugiej stronie baru? Od strony klienta?
- Ten barman w ogóle nie jest nami zainteresowany, w Tawernie by coś takiego nie przeszło, prawda? Ja wcale nie ignoruje goś…. AŁA! - krzyknęłam, czując potężne uderzenie na swoich pośladkach.
Poczułam palący ból, rozchodzący się po skórze pod kusą sukienką. Łzy od razu pojawiły się w kącikach moich oczu, poczerwieniałam na twarzy i już odwracałam się w stronę sprawcy. Myślałam, że jesteśmy w porządnym miejscu. W centrum Londynu, szanowana miejscówka, droga. Spodziewałabym się takich zachowań w porcie, może nawet u nas w Tawernie gdyby ktoś nowy nie wiedział, że właścicielka to moja ciotka i byłam nietykalna. Ale tu? Naprawdę? Już brałam zamach, już chciałam mu oddać siarczystym uderzeniem dłonią w policzek gdy zostałam uprzedzona. Co prawda nie tego się spodziewałam, na mężczyznę wylała się mieszanina jakiś szczyn, a zza mnie głos Freddiego, przepraszający za swój wyczyn. Tym razem to mnie zmroziło.
Nie minęła chwila, kiedy mężczyzna który mnie uderzył, przywalił mojej nie-randce. Fred poleciał na mnie, zaczął krwawić, chwyciłam go cofając się o kilka kroków. Już zdążyłam zapomnieć o bólu pośladków, wystraszyłam się bardziej, że oni się tu zaraz zaczną bić.
Nim zdążyłam się obejrzeć pojawił się Igor. Chwycił mężczyznę każąc mu przeprosić.
- Nie, Igor, daj spokój - pisnęłam. - Uspokójcie się…
Kolejny krzyk, jakiś mężczyzna wydarł się, że mamy się wszyscy uspokoić, a ja niemal podskoczyłam w miejscu na ten hałas. Rozejrzałam się, szukając osoby która była za to odpowiedzialna. Bardzo szybko wyjaśniło się, że jest to jakiś ważny człowiek w tym miejscu. Nie spodziewałam się właściciela, może to był on, a może jakiś zastępca? Skrzywiłam się na jego słowa, też by klepnął, dobre sobie. Zmierzyłam go wzrokiem, był kompletnie nie w moim typie i jakby mnie dotknął, to bym mu przywaliła. Prosto w nos. Jemu i każdemu z tego lokalu, kto jeszcze raz spróbuje mnie ruszyć. Nie chciałam już tu być, chciałam wrócić do Cardiff. Miał mnie przeprosić? Uniosłam brew ku górze, czekając na te słowa, a w między czasie skupiłam się na Fredzie. Przetarłam mu policzek palcem, krew mu się lała z brwi.
W tej samej chwili pojawiła się Loretta, pochyliła się nad bratem chcąc opatrzyć jego rozciętą brew. Zdążyłam wziąć jedynie wdech chcąc ją ostrzec, ale nie zdążyłam. Ona również oberwała. Znowu poczerwieniałam ze złości.
- TY GNOJKU! - Krzyknęłam.
Co za gnojek. Pieprzony gnojek, jeden i drugi! Pożałowałam, że w ogóle zgodziłam się na te wyjście. Tutaj. Co za okropne miejsce, już w Tawernie klienci mieli więcej rozumu. Jak ten człowiek mógł rzucić się na tyłek Loretty akurat w momencie, kiedy jego kolega był bliski wyrzucenia z lokalu za dokładnie takie zachowanie. Czy on był głupi, niespełna rozumu czy co z nimi było nie tak.
- Takich ma pan klientów? Taki zacny lokal? Drogi, z dobrą opinią? - Prychnęłam pod nosem, zadbam o to, aby żaden z mieszkańców Cardiff nigdy tu więcej swojej stopy nie postawił. - Gdzieś mam jego przeprosiny. Jest kompletnym dupkiem, utop się w szczynach - warknęłam w stronę dwóch agresorów, emocje buzowały we mnie równo. - Ja wychodzę - zwróciłam się do Freda i Loretty. - Jak chcecie zostać, to wasza sprawa…
Cofnęłam się o krok, gotowa aby odwrócić się na pięcie i wyjść. Te całe spotkanie. Jedna wielka porażka. Co za zmarnowany wieczór.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:01 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.