• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Śmiertelny Nokturn > Jady i trucizny Shyverwretcha
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
05-31-2025, 22:39

Jady i trucizny Shyverwretcha
Jady i trucizny Shyverwretcha to niewielki, mroczny sklepik ukryty gdzieś w bocznej uliczce wśród lokali na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Wnętrze tonie w półmroku, a zapach wilgoci i podejrzanych ziół wita każdego, kto przekroczy próg. Półki uginają się od fiolek z jadami akromantuli, magicznych węży czy wyciągami z pasożytniczych roślin, a także mikstur o trudnym do przewidzenia działaniu. Właściciel sklepu, ekscentryczny alchemik Shyverwretch, znany jest z zamiłowania do rzadkich składników i wątpliwej moralności – to miejsce nie dla każdego. Mimo to cieszy się popularnością wśród czarnoksiężników i wszelkich niemoralnych alchemików. Klienci odwiedzają sklep zarówno po składniki do trucizn, jak i zdecydowanie rzadziej po odtrutki o nieocenionej wartości. Należy jednak uważać – nie wszystko, co oferuje Shyverwretch, posiada etykietę... lub działa zgodnie z zamierzeniem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
09-04-2025, 16:29
02.04.62, późny wieczór

Weń zaułek był obskurnym miejscem, do którego kobiety jej stanu nie trafiały z wyboru. Tak przynajmniej sądziła, choć w upartości i odosobnieniu wizji i aluzji, zdołała wmówić sobie, że Nokturn wcale jej nie przeraża, a wypowiadane do kobiety słowa nie niepokoiły nawet jej, z pozoru odważnej. Sklep Shyverwretcha był miejscem, gdzie jako jedyne mogła znaleźć wywar, o którym mówił zaufany jej profesor medycyny, a  który mógł mieć rzeczywiste działanie na Ośla Skórę, kiedy więc znalazła dziecię chore i matkę, która w zawziętości gotowa była wypróbować wszelkich metod, mimo lekkiego hamulca moralności, zgodziła się na wypróbowanie mieszaniny. Żaden szanujący się alchemik nie sprzedawałby tej szumowiny, cuchnącej z odległości trzech przecznic, ale tutaj, u Shyverwretchera szanse na znalezienie były większe.
Alchemik początkowo kpił, tak jej się przynajmniej wydawało, kiedy jednak wskazał jej drabinę i półkę, gdzie gotowa mieszanina może się znajdować, mimo służbowego, nieodpowiedniego jak na Nokturn wyglądu, wgramoliła się na chyboczący stelaż, przeszukując półkę, podczas gdy właściciel przybytku zajmował się poszukiwaniem potencjalnych składników do przygotowania eliksiru. Jak sam rzekł, szanse były marne, gotowa jednak była za zapłatę sowitą, a to i pana właściciela motywowało do poszukiwań.
Drzwi sklepu otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem starej futryny. Skrzypnięcie, jedno i drugie, krok za krokiem i wreszcie dźwięk oddechu, który został uprzedzony przez głos alchemika. Dreszcz niepokoju zawitał na ramionach, nie odwróciła się jednak póki co, spoglądając z upartością godną triathlonisty w etykiety przygotowanych wywarów, czując, że oddech przyśpieszył  w nerwowości tego, kogo się tutaj spodziewała. A może, raczej jego reakcji i rozmowy, jaką winni byli podjąć, nim zmrok całkowicie przykrył możliwości ich relacji.
Tęskniła za nim. Po prostu, po ludzku, w całym pragnieniu tego, by pojąć, jakie relacje ich tak naprawdę łączą. Krążyli gdzieś w eterze, w niesnaskach niewypowiedzianych i kłótniach wykrzyczanych; w emocjach, których nie potrafiła określić, bo choć usilnie pragnęła nazwać go swoim bratem, tak, jak gdy była dzieckiem, to wraz z dojrzewaniem odsuwała od siebie poczucie bliskości rodzinnych węzłów. Dlaczego nie był już jej kuzynem? Dlaczego wierzył w to, że nie jest jego rodziną? Dlaczego odbierał jej dziedzictwo Medicich, skoro weń dorastali w tym razem?
Czuła, że był gotowy ją skrzywdzić i choć miała pewność, że daleko było w jego poczuciu niesprawiedliwości do nienawiści wobec niej, to wystarczyła sekunda spojrzenia w ciemne wejrzenie Alessio, aby dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Nigdy nie potrafiła go zrozumieć.
— Witam —  zaczęła. Może powinni udawać, że się nie znają. W nerwowym geście odsunęła spojrzenie od jego twarzy, a pantofelki na obcasie zachybotały ciałem na niestabilnej drabinie, gdy nerwowo zaczęła układać fiolki. Czarnoksiężnik zainteresował się swoim dostawcą, zaś Oriana, choć pragnęła uciec od tego uczucia, czuła na sobie ciężkie spojrzenie kuzyna.  Ciało lekko zadrżało, drabina zdawała się drżeć razem z nim, a kobiece oczy przymknęły się na moment w próbie odzyskania oddechu, bo choć odwaga i kontrola emocji były jej silnymi stronami, to on przełamywał każdą z barier jej jestestwa, dobierając się brudnymi łapami do podstaw funkcjonowania organizmu. Wydzierał z niej emocje i potęgował nowe, które bólem i zdradą były podsycane.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Alessio Medici
Akolici
Wiek
32
Zawód
alchemik, handlarz ingrediencjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
18
0
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
28
Siła
Wyt.
Szybkość
7
7
2
Brak karty postaci
09-05-2025, 23:51

  Niepokój wdziera się powoli.
  Z początku zatrzymuje się jedynie na ramionach, jak osiadły kurz – lekki, niezauważony, zupełnie pozbawiony wartości. Zdaje się, że za jednym machnięciem dłoni Alessio może nawet strącić go z powierzchni ramion –  to bowiem ledwie iskra wrażenia, którą łatwo zgasić, albo chwila zawahania, nawet niezłapana w locie (w miarę upływającego czasu, po prostu znikająca mu z pola widzenia i pola myśli).
  Dopiero wraz z kolejnymi, wykonanymi w jej kierunku krokami, zbliżając się do stopni drabiny, na której stoi Oriana, emocje nabrzmiewają w nim niemiłosiernia, nagle, niezauważenie, nie dając się już zbyć lub zignorować. Przyrastają do niego prawie jak cierń, wkłuwając się boleśnie i z tą charakterystyczną stałością w głowę oraz w serce. Wstępują na horyzont myśli niczym masyw górski. Zimny, wystrzępiony, pozbawiony miękkości.
  Dziś nie buduje go duma, jak codziennie.
  Za sprawą snu i aktywowanego w nich lęku przed wysokością, którego nie potrafi wyrzucić z pamięci mimo chęci, bezkresne korytarze myśli Alessio obiega irracjonalny lęk. Zespaja ze sobą kilka wąskich tuneli refleksji, by zbiec się na końcu w jeden wielki, buzujący od emocji kocioł; w chaos i w jedną wielką duszność, którą Medici czuje już nie tylko w swojej głowie, ale i na płucach. Zawężone strachem o nie swoje, a cudze bezpieczeństwo, płuca bowiem nie wentylują – Alessio zatrzymuje na moment ich machinację, wstrzymując powietrze. Zastanawia się wtedy, przez te parę sekund, jak w rozpędzonym kalejdoskopie wrażeń odnaleźć jeden, twardy punkt odniesienia, który zapewniłby mu dzisiaj chwilowy spokój. Krótkie zatrzymanie.
  Nie wie.
  Ten jeden, szczególny raz, nie ma najmniejszego pojęcia, co zrobić.
  Nie potrafi uspokoić myśli, gdy dociera do niej i do drabiny, mimo że jego twarz – powściągliwa i skupiona – w szczelnym objęciu maski ujawnia co najwyżej napięcie. Brwi, ściągnięte zmarszczką przy czole, świadczą o natężonej refleksji, której doznaje Alessio, jednak nie zdradzają jej źródła, gdy będąc już przy niej, odzywa się w stanowczej surowości:
  — Oriana...
  Jedno słowo, a niesie się w powietrzu jak cała artyleria emocji. Ma w sobie miękkość, tęsknotę, ostrzeżenie i nakaz. Uczucie braku sprawczości z jednej strony (bo wie, jak uparta potrafi być Oriana i wie też, że pewnie nie zejdzie po dobroci) i bezkresną szorstkość, która jak chrzęszczący piach, przesypuje się mu w ustach, gdy w tym właśnie, zgrzytającym nastroju, mówi do niej i łapie ją w ostre kleszcze wzroku.
  — Zejdź...
  Nie powinno jej tutaj być. W dzielnicy Nocturna, w tym sklepie, na drabinie... a nade wszystko
  n a . w y s o k o ś c i.
  Dlatego wyciąga dłoń w kierunku kruchości jej ciała, sugerując zejście. Zawiesza ją obok jej sylwetki, zachęcając niewerbalnie do tego, by Oriana pochwyciła ją i posłusznie zeszła do poziomu, sklepowej podłogi.
  Oferuje p o m o c. Ale również, co nie jest bez znaczenia, dba o komfort psychiczny.  Próbuje wyciszyć w sobie pokłady niepokoju, które właśnie zimnym dreszczem zbiegają się ku lędźwiom.

    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
09-06-2025, 17:49
Niepokój był tym silniejszy, nim bliżej niej się pojawiał. Była gotowa walczyć, rozdzierać trzewia w imię swojego celu, a on — on w tym momencie stał na przekór każdej metafizycznej siły, jaką kiedykolwiek czarodziejskie umysły zdołały nazwać. Pojawił się i przeszył ciszę i skupienie samolubnym zawładnięciem; za każdym razem to robił, za każdym razem. Pamiętała takie chwile od dziecka, kiedy przeganiał okoliczne dzieciaki od nastoletnich pogawędek z panną Medici. Pamiętała, jak krytykował każdy z jej wyborów poznawanych kawalerów, jak dopytywał się o to gdzie wychodzi, jak niemalże braterska kontrola sprawiała, że nie szykowała kłamstwa dla ojca, ale dla niego.
Zawsze pojawiał się wtedy, gdy było źle — to też musiała pamiętać, choć bardzo nie chciała w obliczu prowadzonej weń wojny. Kiedy alkohol odmawiał posłuszeństwa w jej ciele, odbierając zmysły i zdolność funkcjonowania, zabrał ją do swojego mieszkania. Kiedy jej matka postanowiła wyjechać, ojciec wyjechał w podróż służbową, to on opiekował się nią, otulając poczuciem bezpieczeństwa. Wiele lat to właśnie tak się czuła w jego obecności; bez skrępowania, naturalnie i dziewczęco, na co tak rzadko sobie pozwalała. Pragnęła, by odszedł, by zniknął z jej świata, choć echo dawnych koneksji wciąż wypełniało jej duszę, przypominając o tym, kim była – niewinna, ufna. Każdy jej gest był mieszaniną żalu i determinacji, a jej oczy, pełne wspomnień i łez, mówiły ciszej niż słowa, które zdołali sobie wykrzyczeć.
Ale rozkazał, a choć demony w niej były silne, zeszła kilka kroków z drabiny, we wściekłości zbijając brwi w geście opozycji. Nie był tym, który mógł nią rządzić. To w jej dłoniach była władza, sama o sobie mogła decydować i ani on, ani nikt inny nie miał prawa mówić jej co ma czynić.
Ponoć.
— Alessandro.
Zaczęła łagodnie, bo choć przez plecy przeszedł dreszcz, dalej była gdzieś w połowie wysokości drabiny. Nazwał ją imieniem, tylko on wśród swoich popleczników nazywał ją w taki sposób. Nie bękartem, nie kurwą, nie zdrajczynią. Oriana. Zdawać by się mogło, że tylko jego zdrobnienie kruszyło lód młodej Medici, tylko jego ton głosu pobrzmiewał pięknie z lekkim, włoskim Ria. Jak to się stało, że sztylet wbity w serce tkwił tak głęboko, a ona i tak nie potrafiła mu odmówić? Jak to się stało, że pragnęła, aby było jak dalej, chociaż zranił ją bardziej niż ktokolwiek inny?
Ciało zakołysało się lekko, plecami ocierając o jego rękę, zeszła jednak niżej. Usta zbite w cienką kreskę nadawały jej obrazu niewinności, który ten ustąpił wraz z głębokim westchnięciem. Spojrzenie objęło jego twarz, ale nie pozostając w niej długo, odwróciła się tyłem, zamierzając ponownie wejść na drabinę.
— Załatwiaj swoje interesy, jesteśmy z panem Shyverwretcherem zajęci.
I była w tym oschłość podszyta bólem; był w tym ból podszyty tęsknotą. Nie chciała na niego patrzeć, na powrót wchodząc po niestabilnej drabinie, na powrót chcąc postawić granice już dawno przekroczoną. To przez niego patrzyła, jak jej świat rozpada się niczym kolumny rzymskiej świątyni pod ciężarem niewierności ich przodków. Serce jej, jasne wówczas jak alabaster kobiecej skóry, zostało przebite cieniem zdrady; oczy wypełniły się łzami, które spływały jak smutek z płócien Caravaggia. Byłże winien tego, jak postępowała teraz i musiał mieć świadomość, że przyczynił się do stworzenia potwora. Niczym Latona w uwięzi gniewu, czuła weń niezmiennie ciężar zdradzonej miłości rodziny, pięknej i tragicznej, na zawsze utrwalony w pamięci jak marmurowy posąg nienasyconego cierpienia. Nie znała innej miłości niż ta w rodzinie, a i tę utraciła w niesnaskach jego pragnień; w obłudzie i zuchwałości zmarłego wuja.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Alessio Medici
Akolici
Wiek
32
Zawód
alchemik, handlarz ingrediencjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
18
0
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
28
Siła
Wyt.
Szybkość
7
7
2
Brak karty postaci
09-26-2025, 05:43
 
  Nie złości się, jeszcze. Sięga po pędzel powściągliwości z chirurgiczną wręcz precyzją i pewną malarską eterycznością, jakby plamione przez niego emocjami gesty i słowa były pewną formą artystycznej wypowiedzi, ale też ostrożnie opracowaną metaforą ich historii. Z jednej strony pełnej napięcia, skrywanego uczucia i obrazów pełnych wyrazu, na które serce drga w przyspieszonym biciu, z drugiej jednak minimalistyczną drogą do zobojętnienia.
  Cienkie płótno ich relacji, kreślone w zrywie włoskich kaprysów, potrafi nabrzmieć od kolorów emocji dwojako. Ugina się od troski, potrzeby okraszenia jej kloszem bezpieczeństwa i ruchem rysującej się, niemal partnerskiej lojalności. Ale potrafi również napiąć się i rozerwać w szwach delikatną strukturę płaszczyzny, w bruzdach i szczelinach lubi pozostawić cień agresji. Zaciek zdrady i krwi, która jak echo ostatnich miesięcy nabiega na płótno ich relacji i na samą śniadość jego twarzy, gdy wstrzymując w sobie gniew i zazdrość, próbuje ignorować soczystość tych odurzających ciało odczuć.
  Sam nie zdecydował jeszcze, którą ścieżką pragnie podążać dzisiejszego dnia, ścieżką pokoju, czy wojny, gdy wsłuchany w miękkość sylab własnego imienia, zaciska zawieszoną sztywno dłoń i rozluźnia ją po chwili, chwytając powietrze w dławiącym go rozczarowaniu.
  Niepokój, będący pochodną snu, pozostaje z nim. Wżarty w skórę i w napięte mięśnie aż po sam szkielet kości sprawia, że Alessio przez chwilę nie robi zupełnie nic. Zastyga. Szuka sposobu na rozwianie dręczących go emocji. Instynktownie zerka przy tym na odległość dzielącą szczebel, na którym stoi kobieta, od podłogi. Dreszcz, innego rodzaju, niż zwykle – zimny, przeszywający, zupełnie oderwany od gniewu, tak samo jednak nim wstrząsający, obiega jego ciało powtórnie w ciągu ledwie kilku minut, które w jej obecności spędza. Każdy jeden jej ruch, drżenie mięśnia przy zmianie szczebla, wywołuje w nim irracjonalną emocję: panikę. Wrażenie, jakby świat płonął. Kruszał, mizerniał, rozpadał się w kawałkach za każdym razem, gdy kobieta porusza się po drążkach drabiny... i gdy krok Oriany ze zstępującego zmienia się na powrót w drogę na wysokość, nie wytrzymuje.
  Dłonie reagują machinalnie, gwałtownym napięciem. Wystrzelone w jej kierunku obejmują silnie talię kobiety, póki ma ją na wyciągnięcie ręki i póki wciąż ma nad sytuacją kontrolę. Ściąga ją bez wcześniejszej łagodności. Bez sugestii. Pozwala, by nogi Oriany nagle oparły się o twarde podłoże, a jej korpus pleców o jego własne ramiona i pierś, gdy chwyta ją w objęciu, opierając na swojej klatce.
  — Musimy porozmawiać. Teraz — wyszeptuje przy jej uchu w naglącej potrzebie, choć przecież sekundy temu nie miał do niej i dla niej zupełnie n i c. Żadnych wyrazów, czy emocji do przekazania. Wciągając w głąb płuc pierwszy, zbudzony oddech twierdzenia, wdycha przy tym publicznie powietrze swojego komfortu. Buduje filary spokoju na podwalinach wymyślonej rozmowy, byle tylko odwieść ją od załatwiania interesów z panem Shyverwretcherem, jeżeli oznaczają wejście na tę cholerną drabinę i wstrząsanie jego emocjami i ciałem, jak skłonną do pokłonów osiką.
  — Znajdziesz chwilę? — dodaje z większą pokorą w zroszeniu rozsądku, zbyt celnie wychwytując z jej głosu chrzęst buntu. Tę suchą jak wiór nutę, oznaczającą narastającą w niej oschłość i upór.
  ...proszę?, ostatnie ze słów nie jest w stanie ujść przez tunel krtani, gdy wpuszcza ciepły oddech między jej ciemne kosmyki włosów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
10-20-2025, 13:45
Była dziedziczką — do cholery — nie tylko nazwiska, które od wieków brzmiało we włoskich nutach rodowego domostwa, nie tylko posiadłości, w której każdy kamień pamiętał modlitwy i zdrady, ale całego ciężaru znaczeń, które nakładała na nią przeszłość Medicich. Kobieta, która od dziecka słyszała o obowiązku, o powinności, o tym, że rodzina jest jak drzewo, którego korzeni nie wolno naruszyć, choćby i dławiły cię swoim chłodem. Kobieta, która przez kaprys męskich pragnień targana jest pośród obowiązków i powinności, na tyle absurdalnych, że wprost niezrozumiałych. Czasem wydawało jej się, że wszyscy oni — ci mężczyźni o surowych, włoskich rysach — spoglądają na nią z cichą pretensją, że jest inna, że w jej oczach pali się nie to, co powinno. Zdrada, b e l l a, zdrada.
Bunt nie był krzykiem, był decyzją, z początku cichą, niemal niedostrzegalną, jak włos pękający pod ciężarem wiatru. A jednak właśnie z takich pęknięć rodziły się rewolucje. W jej dłoniach drżało coś, czego nie znała jej babka, nie znał jej ojciec — pragnienie życia nie z obowiązku, lecz z wyboru. I choć wiedziała, że każdy krok w bok oznacza utratę błogosławieństwa rodu, że każde „no” wypowiedziane z jej ust jest jak wyłom w murze utratych weń ścieżek, którego nie sposób będzie już naprawić — robiła to. Powoli, z rozmysłem, jakby wiedziała, że nawet jeśli ma spłonąć, ogień ten oczyści wszystko, co dawno już było martwe. Oni byli martwi, Alessio, ta rodzina upadała zbyt wiele razy.
I dlatego Medici mieli być pod jej władaniem. Nie pod męskim ego, które pchało się do walki o bogactwo. Nie pod władaniem pustki i wizji życia, które nigdy nie miało być dla nich. Dlatego była przełamaniem rodowej karmy, historii śmierci i nigdy nie odrodzenia, które winno przyjść w każdej szekspirowskiej historii. Upadli, upadli, Alessio.
I dotykał ją teraz a w kobiecym ciele sztorm gwałtownie zapragnął ujawnienia swej siły. Mieszanka wściekłości, siostrzanej miłości i poczucia, że to nie tak, że coś jest przed nią ukryte, tliło się wprost boleśnie. Posłuchała go jednak, w pełni zgromadzonego rozsądku, nie pozwalając sobie na powiew buntu w dzierżonej koronie władzy.
— Absurd — orzekła, ale nie weszła na drabinę. Spojrzała na twarz kuzyna, wtem na będącego tu Shyverwretcha, przy wyrwać się w stronę drzwi. Co takiego chciał jej powiedzieć? Co miał do zaoferowania pośród rozedrganego pragnienia jej upadku?
— Słucham, kuzynie — zabrzmiało więc jak osąd, gdy brązowe, lodowate spojrzenie odnajduje zarysowania męskiej twarzy. Jego bunt, od samych początków kobiecego istnienia. Przypominał heroiny dawnych epopei, te niepokorne dusze, które w literaturze zawsze kończyły źle, bo świat nie wiedział, co zrobić z kobietą, która nie klęka. Bał się jej, czyż nie? W niej była zapewne Antygona, która sprzeciwia się prawu w imię miłości; była Anna Karenina, gotowa zapłacić każdą cenę za chwilę prawdy; była nawet niema Ofelia, co tonie nie z rozpaczy, lecz z nadmiaru czucia. Była wszystkim, czego nie chciał widzieć, ale teraz czuł zapach perfum i lęk ściskał wnętrzności Oriany, wyciskając z niej ostatnie soki życia. Była w pułapce, którą zwykł na nią zastawiać w nikczemności postanowienia jego kaprysów, miast rodowej prawdy o naczelnym głosie głowy rodziny. I nie była dla niego tylko Orianą, nie była tylko siostrą. Polował, co rusz, a ona choć potrafiła walczyć, bo mogła skończyć jako lwie futro na męskich ramionach.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Alessio Medici
Akolici
Wiek
32
Zawód
alchemik, handlarz ingrediencjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
18
0
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
28
Siła
Wyt.
Szybkość
7
7
2
Brak karty postaci
10-22-2025, 21:39

  Absurd, rzeczywiście. Wsiąka w przestrzeń teraźniejszości, jak rozlana przez nadmiar emocji czarka, zostawiając po sobie obrys plam, których nikt już nie zmyje.
  Kiedyś wszystko między nimi było inne. Jasne i lżejsze pod względem mentalnego kalibru. Smakowało prostotą i młodzieńczą ikrą. Czystą, niemal przezroczystą materią prawd, które Alessio przyjmował z lekkością na sumieniu, czując jak skóra, rozgrzana w ruchu i w kontakcie z nią, uśmiecha się do niej wraz z otwartymi szeroko ustami wierzącego jej we wszystko chłopca. Wtedy nie musiał ważyć słów, zaciskać w pięści dłoni rodzinnych sekretów, ani znosić kłamstw, które dziś schodzą na jej i jego język coraz częściej. Jakby w ich dzisiejszym świecie i w ich czarce znajomości ktoś zapomniał o pozostawionej na ladzie herbacie i jakby właśnie zaciągnęła się goryczą faktów, których nie był w stanie przełknąć.
  — Niech Cię, Oriana... Czy Ty zawsze byłaś tak trudna w obyciu?
  Głos grzęźnie między chwilowym rozsierdzeniem przez jej niezapowiedziany ruch w kierunku drzwi, a wyniosłym obwarowaniem każdej z głosek. Poprzez lekką arogancję w tonie stawia solidny wał obronny pomiędzy uczuciem, a słowami, jakie wypływają z jego ust. Nie jest w stanie w inny sposób, niż poprzez pobłażliwość, zakryć jaskrawości emocji, jakie nim kierują. Żywe reakcje i konsekwentnie temperamentne wypowiedzi zrzuca więc na karb irytacji, byle tylko Oriana nie dostrzegła w tej postawie pęknięcia. Tej piekielnej szczeliny słabości, jaka przy niej niekiedy lubi się rozszczelnić.
  Od lat żywi ku niej uczucia, które jak drgające pochodnie, czasem nie dają się uchwycić wzrokiem, a czasem umykają nawet jego własnemu rozsądkowi. To wtedy bywa wobec niej zbyt poufały, zbyt ciepły, jak na osobę, która rości sobie prawo do zemsty. Teraz jednak trzyma serce na wodzy. Wraz z odejściem od drabiny niknie nieco poziom napięcia w ciele, dając mu swobodę myślenia. Kiedy za plecami żegna strach, może odetchnąć z ulgą; skoncentrować się na budowaniu fortecy kłamstw, którą sam zapoczątkował przez prośbę o rozmowę.
  — Chodź, nie stójmy w przejściu. — Pociąga ją za dłoń. Tym razem lekko, subtelnie. Wstęgą łagodności, jakby miała spłynąć po jej ciele i dać się wchłonąć przez jej myśli, byle tylko zapomniała o wcześniejszym gwałcie reakcji.
  Dziś szczególnie zależy mu na wniesionym między nimi pokoju. Dziś potrzebuje odrobiny stabilności, którą przez ostatnie minuty, jak plaster, zrywa z niego sen o wysokościach.
  Przechodzi więc cierpliwie wraz z nią w cień pomieszczenia, licząc na jak największe odosobnienie. Zerka przy tym na zajętego księgami rachunkowymi Shyverwretcha, upewniając się co do tego, że nie będą przez niego podsłuchiwani
  — Nie było mnie na zaprzysiężeniu...zanim spotkamy się wszyscy razem — celowo nie mówi, kto, gdzie i kiedy, by nie zdradzać newralgicznych planów — ...jesteś w stanie wdrożyć mnie po krótce w to, co trzeba?
  Pierwszy hipotetyczny temat, który wpadł mu do głowy, a który jednocześnie wydaje się dostatecznie nieznoszącą zwłoki sprawą, zastyga między nimi, jak plaster miodu. Ciężki, lepiący. Zupełnie przy tym wiarygodny.
  Taką ma nadzieję, gdy jego wzrok, skupiony na talerzach kobiecych oczu, zamyka ją w horyzoncie dumy, we wiązkach własnej tęczówki nie pozostawiając miejsca na strach, czy zawahanie. Każde kłamstwo zaczyna tak samo: od pewności. A każdy zbieg głosek zamyka twardą kropką. Dziś natomiast wyjątkowo otwartym, acz całkiem sensownie zadanym pytaniem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:55 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.