• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Leśne ruiny (Hampshire)
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
11-09-2025, 21:10

Leśne ruiny (Hampshire)
W samym sercu New Forest, gdzie gęste konary niemal zasłaniają niebo, leżą zapomniane leśne ruiny — resztki dawnego dworu, dziś niemal całkowicie pochłonięte przez przyrodę. Z kamiennych murów pozostały tylko fragmenty ścian i schody prowadzące w gęstwinę paproci. W szczelinach wyrastają mchy i dzikie zioła, a po wilgotnych kamieniach przemykają jaszczurki. Między ruinami często widać świeże ślady jeleni i borsuków, czasem słychać trzepot skrzydeł sowy, która od lat ma tu gniazdo. W powietrzu unosi się zapach igliwia, wody i ziemi — ciężki, czysty, niemal pierwotny. Gdy wiatr ucichnie, miejsce wydaje się dziwnie uważne, jakby nasłuchiwało. Niektórzy czarodzieje wierzą, że stara magia dawnych mieszkańców tego miejsca wsiąkła w kamienie i do dziś tętni gdzieś pod warstwą mchu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Varya Borgin
Czarodzieje
Wiek
22
Zawód
łowczyni
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
4
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
19
13
Brak karty postaci
11-11-2025, 18:46
28 kwietnia 1962

Im głębiej podążałam w leśne ostępy, tym bardziej nasilało się charakterystyczne brzęczenie. Nie miałam wątpliwości: zbliżałam się do celu. Bezszelestnie przemierzałam kolejne połacie terenu, już dobrze znając całą mapę New Forest. Nie spodziewałam się niespodzianek. Po deszczu las jeszcze chętniej odsłaniał przed ludźmi swoje tajemnice. Wilgotna gleba była wonna, zwierzęta śmielej wynurzały się z sennych kryjówek. Nie przeszkadzała mi ciemność. Wieczorami natrafienie na stworzenie, którego poszukiwałam, okazać się mogło jeszcze łatwiejsze. Jego magia prowokowała światło, wyczarowywała iskry, które szybko zwabić mogły myśliwego. Nie zamierzałam czekać do świtu, to byłoby marnowanie okazji. Czerpałam z cennej wiedzy, a moje działania stawały się coraz bardziej skuteczne. Szybko przemykałam po wilgotnej, śliskiej ściółce, wciąż w gotowości trzymając zaczarowaną kuszę. Po dwóch kwadransach wędrówki moje oczy całkowicie scaliły się z przygaszonym krajobrazem, dobrze odnajdowałam się w mrokach.
On nauczył mnie bezwzględnej czujności, błyskawicznej reakcji i spodziewania się zawsze tego, co wydawało się najmniej oczywiste. On. Ojciec, myśliwy, tyran i morderca. Dorosłam, pozostając wciąż figurą pomalowaną kolorami, które sam wybrał. Odstępstwa nie były możliwe. Zadania musiały być porządnie wykonywane. Nasze porażki nazywał swoimi własnymi. Jego porażki stawały się naszymi. Powtarzane od dwudziestu lat święte słowa towarzyszyły mi za każdym razem, gdy wychodziłam na szlak. Nawet teraz niewidzialnie podążał za mną i zdawał się mieć kontrolę, wytykać złą decyzję i upominać. Chciałam jego dumy, dlatego wybierałam coraz gorsze wyzwania. Coraz bardziej unikatowe ofiary. Dokładnie taki jak ta.
Wyłaniające się spomiędzy drzew kontury dla nietutejszego wędrowca mogły stanowić niepokojącą anomalię. Ja wiedziałam, czym były. Zanurzone w historii tysięcy drzew ruiny trwale wpisały się w scenerię tego miejsca. To tutaj mnie porzucali, kiedy miałam siedem lat, by nauczyć dziecko poruszać się po lesie, by nauczyć powrotów i przetrwania wśród nieznanego. Aż za dobrze znałam porośnięte zielenią resztki dziedzictwa, mokre ściany i czyhające w kupkach liści zagrożenia. Tym razem ponad uśpionymi legendami sypiącego się domostwa wznosiło się kilka świetlistych kul. Były niewielkich rozmiarów, lewitowały, a ich brokatowy blask rozpływał się po bliskiej przestrzeni. To spomiędzy nich dało się podsłuchać przeplatające się brzęczenie. Stworzeń musiało być przynajmniej kilka. Zagrzebana w tych kamieniach moc musiała je tu mocno przyciągać, nie dziwiłam się temu. Przez chwilę przyglądałam się im ukryta za niskim kawałkiem starego muru. Próżna natura elfów sprawiała, że uwielbiały przyciągać uwagę i czarować otoczenie pięknem - nawet gdy potencjalnie cały ten spektakl nie miał żadnego widza. Gdy las układał się do snu, one rozpoczynały przedstawienie, lekceważąc wszelkie zagrożenie. Wystarczyło je tylko w odpowiednim momencie je złapać, najlepiej wszystkie razem. Nie wyróżniały się dobrym instynktem, ale ich magiczna moc mogła zniweczyć cały plan. Dlatego musiałam bardzo dokładnie rozeznać się w sytuacji i wybrać tę jedną dobrą sekundę spośród tysiąca o wiele bardziej ryzykownych. To nie byłby mój pierwszy elf, ale pierwszy, którego łapałabym zupełnie sama. Naliczyłam sześć stworzeń. Tańczyły pod rozgwieżdżonym niebem, ciesząc się potencjalną uwagą całej okolicy. Były śmiałe, brzęczały coraz głośniej, uwalniały ze swoich małych ciał coraz więcej mieniącej się aury. Nie, kusza nie byłaby dobrym pomysłem. Dlatego cicho wsunęłam palce do skórzanej torby i chwyciłam czarodziejską linę. Sieć powinna złapać je wszystkie jednocześnie tak, by żadne ze stworzeń nie mogło ruszyć pozostałym na ratunek. Ostrożnie rozprostowałam kolana i zajęłam odpowiednią pozycję. Zakręciłam magicznym narzędziem i machnęłam ręką, by skierować pułapkę prosto na wytworne, leśne przedstawienie. Świst liny pogwałcił beztroskie dźwięczenie. Fruwające promienie zostały pocięte na pół, elfi taniec został brutalnie przerwany.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Lavinia Flume
Czarodzieje
i'll miss you, but i'll miss me more.
Wiek
21
Zawód
magiwet
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
11
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
19
Brak karty postaci
11-13-2025, 14:35
Taniec elfów to spektakl przeznaczony dla księżyca. Ich miękkie, skropione błyskiem pląsy wdzięczą się do wieczornego nieba, na którym srebrny sierp kwitnie jak zadowolony ich sztuką uśmiech; omszałe ruiny dworku to ich scena, Lavinia zaś jest ich wierną publiką; zachwytem ubranym w ludzką sylwetkę, który spogląda w dół z wysokiego gzymsu ruin, osłoniętego sosnowym baldachimem. Wspięła się tam jakiś czas temu, jej kończyny mrowią od bezruchu, ale rozmyślnie ani drgnie, bo obawia się zmącić swawole tych drobnych, niesamowitych istot. Łatwiej byłoby zająć miejsce na pierzynie gleby albo chociaż niższej kondygnacji kamiennego labiryntu, zamiast podziwiać z tak wysoka, nie przeszkadza jej jednak drobna niedogodność. To maleńka cena za przyjemność, którą odnajduje w tym magicznym momencie.
Oczarowana widowiskiem, nie słyszy wyważonych kroków depczących leśną ściółkę, skradających się na podobieństwo drapieżnika, ostrzącego kły na upatrzoną ofiarę. Ćwierćwili nie mieści się w głowie, że przeznaczenie mogłoby odpowiedzieć na korowód elfów okrucieństwem: to okaże się porwaniem na strzępy ślicznej powieści, albo rozcięciem najmilszej dłoniom tkaniny. Na jej wargach błąka się nieobecny uśmiech, skryta wśród zimozielonych gałęzi nuci w myślach melodię, mogącą umilić istotom ich zajęcie, a wtem jej serce zamiera od świstu paraliżującego powietrze i piśnięć dobywających się z sześciu gardeł.
W jednej chwili tam były, w drugiej już ich nie ma. Wystarczy mrugnięcie, nieuważne uderzenie serca, by coś rozłupało pejzaż rzeczywistości. Mięśnie Lavinii napinają się czujnie, wzrok już prześlizguje się przez cieniste zakamarki, aż napotyka odzianą w czerń i głęboką zieleń sylwetkę. Nie tak drobną, raczej dobrze zbudowaną, z bladą twarzą podkreśloną parą ciemnych brwi i kurtyną równie ciemnych włosów dopełniających obrazu. Skąd się tu wzięła? Flume nie umie podać momentu, w którym Varya Borgin natknęła się na powietrzny balet i postanowiła go zniszczyć, wie jednak, że tak być nie powinno. To swego rodzaju świętokradztwo, którego las nie doceni.
- Po co to zrobiłaś? - pyta ze swojej kryjówki, z której za moment zeskakuje na niższy poziom. Kolana uginają się lekko pod wątłym ciężarem ciała, lewe kolano mniej chętnie podtrzymuje ją w pionie po tym, jak zwiotczała jej łydka, ale ćwierćwila nie zwraca na to uwagi. Wypłowiała sukienka kołysze się wokół kostek, kiedy jak kot zdrapuje się z kolejnej kondygnacji, nie zawracając sobie głowy schodami; są za daleko, a jej spieszy się do naprawienia wszelkiego zła, jakie zostało tu dziś wyrządzone. - Wiesz w ogóle, jak piękny był to taniec? - pyta z wydętymi od niezadowolenia policzkami, wreszcie docierając do omszałej, pokrytej wilgotnym listowiem ziemi. Kredyt zaufania dyktuje, że polująca mogła nie zwrócić na to uwagi, bo nie stała w zaroślach dość długo, by docenić popis magicznych stworzeń, więc Lavinia decyduje się ją o tym uświadomić. Z miękką wprawą odtwarza fragment elfiego pląsu, wiruje wokół własnej osi po to, by ostatecznie zatrzymać się na wprost od Varyi. Wciąż w bezpiecznej odległości, ale jasno wskazującej na to, że skoro już znalazły się na swojej drodze, ćwierćwila tak po prostu nie odpuści. - Bardzo proszę, wypuść je - zwraca się do młodziutkiej i ślicznej kobiety, odrzucając srebrne włosy za ramię. Sierp jej uśmiechu jest aksamitny, gotowy uznać, że to nieporozumienie, nie szkodliwa intencja.
Po co polować na elfy? Nie ma z nich pożywienia, zaś w imię alchemii istnieją prawdziwe hodowle. Co zamierza uczynić z nimi Varya? Szmaragdowe oczy szepczą o tchnieniu zimy, nieuprzejmie jednak byłoby założyć, że cała jest zimna i na wszystko obojętna. Lavinia poprawia płaszcz, który ma na sobie, bardziej podobny do koca, niż ubrania, i zbliża się o krok, niemal tak samo taneczny, jak wcześniej. Nie ma w zwyczaju obawiać się ludzi szwendających się po tych lasach, nie doznała z ich dłoni żadnej krzywdy, więc i tym razem w jej sercu nie odzywa się szarpnięcie niepewności czy lęku.
- Inaczej zamienię cię w żabę i zabiorę ze sobą jako mojego wiedźmiego chowańca. Ludzie z Burley byliby zachwyceni, gdyby to dotarło do ich uszu - od dawna żyją legendą o okolicznych czarownicach - stwierdza lekko. Właściwie powinna podarować płaza stworzonego z panny Borgin Veście, która bliższa jest mugolskim wyobrażeniom o wichrzycielkach oddanych mrocznym arkanom. To pewnie ten ciemny, strzępiony na brzegach płaszcz, coraz bardziej pomarszczona twarz, albo całkowicie już srebrne smugi włosów, siwe od upływu lat... Albo może ostry i szczekliwy głos. Sama Lavinia bliższa jest elfom, niż wiedźmom.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Varya Borgin
Czarodzieje
Wiek
22
Zawód
łowczyni
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
4
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
19
13
Brak karty postaci
Wczoraj, 21:41
Znikąd zjawiła się ona. Frunęła w falach jasnej tkaniny, burząc ład nocnych mroków. Moje ciało wyraźnie zamarło, wszystko układało się w nim do tej czujnej pozy – jakby nacierał na mnie wróg, jakbym już wkrótce miała stanąć do batalii. Lecz ona, nieco chwiejna w swym lądowaniu, wyglądała jak te elfy, nieco większa, ale wciąż wątła i chuda. Mogłabym uderzyć ją raz, zaledwie raz, by ułożyła się ogłuszona na dywanach z miękkich mchów. Kimkolwiek była, nie upatrywałam w niej zagrożenia. Prędko jednak przypisałam jej cechę, która potrafiła mnie szybko rozjuszyć. Mówiła dużo i niepotrzebnie. Spodziewała się odzewu, lecz go nie zastała, moje usta milczały. Mocno trzymałam magiczne liny, specjalna siatka powinna być na tyle odporna, by sprzeciwić się elfim zaklęciom. Szarpnęłam, by ściągnąć nieco w dół złapane w pułapkę istoty. Ich kwiczenie nie wzruszało moich myśli, pozostałam zupełnie czysta, wyzbyta głębszej emocji, która mogłaby kolorem przemknąć przez twarz i podać wrogom wskazówki.
Choć wcale tego nie chciałam, stałam się świadkiem czyjegoś tańca, pląsów manifestujących coś, nad czym nawet nie spróbowałam się zastanowić. Bez widowni mogącej zawtórować jej zwinnym wdziękom wpędzała ciało w zbędny ruch. Nikt na nią nie patrzył, nikt prócz osamotnionej sowy pohukującej powtarzalnie kilka metrów ponad naszymi głowami. Gdy zaś przestała i przystanęła tuż obok, opuściłam powoli dłoń do boku ciała, wciąż mocno trzymając liny. Mętnie przyjrzałam się nieznajomej postaci. Dostrzegłam cechy tak różne od tego, co sama odnajdywałam między krawędziami przydymionego zwierciadła. Oznaczona różem, lecz wcale nie z wysiłku. Białowłosa, jak te pojedyncze dziewczęta, za którymi wodzili wzrokiem chłopcy na szkolnych korytarzach. Przebijała się przez krajobraz nocy, zbyt świetlista, by nie drasnąć oczu dobrze już osadzonych w granatowych konturach księżycowej pory.
– Nie mogę ich wypuścić – odezwałam się wreszcie, odwracając się bokiem do niej. Znów podniosłam głowę, musiałam kontrolować sieć wciąż lewitującą między gałęziami przez moc pracujących efich skrzydeł. Mój głos zdradzał spokój, nie zdołała mnie wytrącić z równowagi, panowałam nad sztuczkami szkodnika, choć naprawdę drażnili mnie nieproszeni goście w trakcie polowań. W duchu pokarałam swój wadliwy instynkt, swoje zwodnicze zmysły – bo i jak mogłam przeoczyć obecność człowieka w tak bliskim otoczeniu? Powinnam odkryć ją szybciej, powinnam pozbyć się jej, zanim wyrzuciłam liny przeciwko stworzeniom. Tymczasem przyszło mi się mierzyć z napastliwym świergotaniem. Co ona w ogóle robiła w tych lasach o tak później porze? Nie pytałam, bo odpowiedziałaby słowami, które niepotrzebnie pogwałciłyby ciszę tego boru. Wystarczył nieustający jęk marudnych elfów. Ta melodia niezadowolenia zbyt łatwo rozpływała się wśród śpiących drzew.
Lecz dziewczę nie ustawało w swych wysiłkach, jej słowa sprawiły, że zaczęłam konsekwentnie skracać sznur i zbliżać do siebie złowione istoty. Słuchałam, lecz nie zadrżałam, nie zdołała trącić mnie lichawą groźbą, nie miała mocy, by powstrzymać ręce przed pracą. Los moich łupów był przesądzony. Nie zamierzałam godzić się na ustępstwa. Choć jej czar mógł uwodzić z powodzeniem pół świata, ja trwałam jak kamienny posąg, wykonując minimum potrzebnych czynności. Błyszcząca siatka wreszcie opadła na wilgotną ściółkę. Piski spętanego w niej życia ucichły. Dziewczyna skończyła mówić. Dopiero wtedy postanowiłam spojrzeć jej w oczy. – Jestem łowcą. To jest moja praca. Nie będę rezygnować ze swoich zadań, ponieważ ty tego chcesz – przestawiłam sprawę jasno, konkretnie, bez błagania jej o to, by nie zmieniała mnie w żabę. – Ludzie z Burley byliby głodni, gdyby myśliwi nie wypełniali ich stołów. Wiec radzę ci, odejdź stąd – zakończyłam, kucając ponad splątanym zawiniątkiem. Wsunęłam dłonie między oczka siatki, przyjrzałam się z bliska tkwiącym w potrzasku elfom. Wyglądały całkiem nieźle, zdrowe, bez uszkodzeń. Powinny posłużyć dobrze lokalnym twórcom eliksirów. Spełniłam swoje zadanie. Należało jeszcze pozbyć się tej natrętnej kobiety i wrócić do domu. Najpierw jednak musiałam przełożyć zwierzęta do torby i uciszyć ich nawoływania. Skoncentrowałam się na zabezpieczeniu ich i przeniesieniu, ale wciąż czujnie, kątem oka, łowiłam widok na nieznajomą. Byłam niemal pewna, że postanowi ona odebrać mi elfy. Jeśli zaś chciała walki, dobrze, byłam gotowa walczyć i pokazać jej, że przerywanie mi w polowaniu nie było jej najlepszym pomysłem. Wolałam jednak, by przestała mącić i pozwoliła mi w spokoju dokończyć to, po co przyszłam. Las był przestrzenią, w której każda ofiara miała swoje drapieżnika. A ona, co mogłam jej obiecać, nie chciała poczuć bólu mojej strzały.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Lavinia Flume
Czarodzieje
i'll miss you, but i'll miss me more.
Wiek
21
Zawód
magiwet
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
11
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
19
Brak karty postaci
27 minut(y) temu
Powietrze wokół Varyi zdaje się iskrzyć od lodu. Szron rysuje na jej twarzy fantazyjne białe wzory, na spojrzenie prószy śnieg niechęci, którą Lavinia doskonale zna niemal od urodzenia. Do każdego smaku można się przyzwyczaić. Do cierpkości pogardy, kwaskowatości urazy i goryczy odrzucenia - również. Otoczona ich gobelinem od tak dawna, przestaje dostrzegać pojedyncze nici, nie pozwala sobie na przyjęcie ich ostrzy we własne ciało, bo inaczej utraciłaby wszystkie zmysły, wypłakując je wraz ze łzami gorącymi od bólu bezpodstawnej nienawiści. Jest więc świadoma sztywnej postawy nieznajomej kobiety, widzi napięcie jej mięśni mimicznych i zamknięty splot mięśni czających się pod strojem łowieckim, a coś w Borgin kategorycznie odpycha od wrażliwego serca ćwierćwili wnioski, które muszą z tego płynąć. Nie chce zastanawiać się, czy ta dziewczyna już jej nienawidzi. Czy jest taka sama jak kobiety Burley, ciskające gromy oczami na sam widok Flume zapuszczającej się do ich mieściny.
Przekrzywia głowę jak zaciekawiony ptak, słysząc odpowiedź łowczyni. Piski elfów dobiegające z sieci tworzą przykrą symfonię, wyścielającą ich rozmowę tłem, które kruszy kości Lavinii dłutem współczucia. Bardzo chciałaby po prostu wyrwać narzędzie z dłoni Borgin i rozszarpać je na strzępy, oddając wolność magicznym stworzeniom, które nikomu przecież nie wyrządziły krzywdy, ale jeszcze wtedy wierzy w dobre, choć zagubione intencje myśliwej. Woli spętanej obowiązkiem nie łagodzi nawet imitacja tańca, za pomocą której ćwierćwila próbuje uświadomić jej, co zostało przerwane. Bezskutecznie. Varya ani drgnie, a Lavinia żałuje, że nie ma do czynienia z mężczyzną - wówczas wszystko byłoby o stokroć łatwiejsze. Wystarczyłoby opleść go słodyczą uroku, rozniecić w jego myślach fantazję, musnąć go skrzydełkiem adoracji, a chętnie wypuściłby elfy na wolność. Z kobietami zawsze jest trudno. Wystarczy wspólnie wdychane powietrze, by miały jej za złe urodę, której przecież nie wybrała ani o którą nie prosiła. Albo charakter, jakiego przecież także nie ulepiła świadomie.
- A ilu z tych ludzi nakarmisz elfami? - kontruje uparcie, bo argument z żywnością kładzioną na stole nie ma tu dla niej przełożenia na ich sytuację. Przerażone niewolą istoty szamoczą się i łkają, i są przy tym tak drobne, że jedyne, na co mogą się przydać, to alchemiczne ingrediencje. Zostaną poszatkowane, rozszarpane i wrzucone do gorącej wody w kotle. Zostaną potraktowane jak coś nieważnego. Bez szacunku, bez łagodności. - Nie sprzedasz ich za więcej, niż życzą sobie hodowle albo prawdziwe sklepy - deklaruje, jakby miała o tym faktyczne pojęcie. Nie ma. Lavinia błądzi po omacku, próbując przebić się przez żelazny mur wzniesiony wokół nieznajomej. - Poza tym to tylko sześć elfów. Sześć, nie szesnaście ani sześćdziesiąt. Ile za to dostaniesz? Garstkę monet? Za ich świętokradcze zniszczenie? - kręci głową z niesmakiem. Oburza ją takie materialne podejście, takie żerowanie na dobrodziejstwie lasu tylko po to, żeby kupić w sklepie ze słodyczami gumę kulkę o smaku poranka. To skrajny egoizm, niewiele mający wspólnego z polowaniem na szlachetnego jelenia czy dzika, swoją ofiarą mogącego wykarmić mięsem kilka rodzin. Czy teraz myśliwi upadli tak nisko? Może jeszcze muszą wykopywać dżdżownice z ziemi, żeby zarobić na rybackich potrzebach?
Ćwierćwila wzdycha, jej dłonie zsuwają się z bioder i opadają do boków. Jest zmęczona wieczną walką z kobietami, jak gdyby punktem ich honoru było nie zgodzenie się z Lavinią dla samego faktu niezgody. Boli ją to; widok młodej niewiasty, do tego smukłej i ślicznej, dał nadzieję na znalezienie wspólnego gruntu, na poznanie kogoś, kto mimo wszystko szanuje te ziemie, ale okazuje się inaczej.
- Las na to nie zasłużył - mówi cicho i odwraca się plecami do Borgin, przykładając palce do omszałej powierzchni pobliskiego głazu. - Jesteśmy gośćmi, nie jego panami. Zabieramy to, na co mamy ochotę, wyrywamy z jego objęć jego dzieci, mieszkańców, którzy istnieli w nim na długo przed nami. Myślisz czasem, jak nas zapamięta? - snuje zrezygnowana i czuje, jak z każdą minutą obecności Varyi z jej żył wyciekają nowe garście siły. Ma tak niesamowicie dość twardych głów, pozbawionych wrażliwości i zrozumienia, ma dość ludzi, którzy depczą gaje Hampton, jakby te należały do nich. - Jak zapamięta ciebie? - dodaje i patrzy kątem oka na wiążącą sieć łowczynię. Pod baldachimem rzęs błyszczy smutna uraza. - To nie myślistwo, tylko niepotrzebna samolubność - ocenia i z przykrością patrzy na więzy sześciu pięknych stworzeń. Czasem zastanawia się, czy jej matkę spotkało to samo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:14 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.