• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Tawerna "Pod Mewą i Księżycem" > Rzygownik (tylne wyjście)
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-22-2025, 22:26

Rzygownik (tylne wyjście)
Przejście za kuchnią. Metalowe drzwi z rozgiętym dolnym rogiem, otwarte tylko, gdy trzeba. Za nimi śmierdzi starym tłuszczem, piwem i śniętą rybą. Betonowa ścieżka prowadzi między kontenerami — wszystko tam cieknie, wszystko się lepi. To nie jest miejsce na długie postoje. Kto musi, to wyjdzie, złapie powietrze, zrobi, co trzeba, wróci. Czasem ktoś zostanie na dłużej — żeby zapalić, pokrzyczeć do nikogo, rzucić butelkę o ścianę. Mówią na to rzygownik, bo trafna nazwa nie potrzebuje wyjaśnień. Gdy pada, woda zbiera się w kałużach — żółtawych, nieprzezroczystych. Lepiej nie patrzeć, lepiej przejść od razu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
08-24-2025, 23:02
8 marca 1962
Wypady do Cardiff zawsze działały na niego odświeżająco. Miał wrażenie, jakby prawie był na wakacjach — a przynajmniej zgadywał, że właśnie tak się czuli czarodzieje, którzy na wakacje mogli sobie pozwolić. Odrywał się od trosk oraz problemów swojej codzienności i przez chociaż parę dni mógł zmienić otoczenie, towarzystwo, własny sposób postrzegania rzeczywistości. W Cardiff bowiem praktycznie zawsze chodziło mu o dobre spędzenie czasu, a tawerna "Pod Mewą i Księżycem" nigdy nie zawodziła w dostarczaniu mu zarówno rozrywki, jak i dopływu gotówki.
Tego wieczora w przybytku było gwarno, parno i tłoczno. Marynarze byli w dobrych humorach, skutecznie napędzanych rumem i strawą serwowaną przez kuchnię. Szanty — i nie tylko, zbereźny repertuar ludzi morza zdawał się być iście bezdenny — huczały w symfonii kilkudziesięciu chrapliwych, zupełnie nieskoordynowanych ze sobą gardeł. Również Fintan dołączał się od czasu do czasu, wtórując reszcie zbieraniny swoim śmiałym fałszowaniem.
Lubił takie wieczory, bo jakiś pirat co rusz kończył w Rzygowniku. I wtedy do akcji wkraczał Farley, albo obrabiając delikwentowi kieszenie w ułudnej chęci pomocy, albo sprzedając im dokładnie to, co spodziewali się od niego dostać: dymorośl i Dragon Swirlsy z drugiej albo i trzeciej ręki. Z innym towarem raczej tu nie przychodził, bo albo robili po nim rozróby — co było nie w smak drogiej Philippie i reszcie obsługi, którą zbyt sobie cenił — albo próbowali go przemocą nakłonić do obniżenia ceny. Po paru takich przypadkach i niemiłych rozmowach w końcu wszystkie trzy strony ustaliły wspólnie jakieś status quo i jak na razie nikt nie narzekał.
Aktualnie siedział przycupnięty na parapecie, w dłoniach trzymając podarowany mu przez nowych, opalonych skrętami kamratów kufel z bardzo słabym piwem. Twarz Fintana wyglądała już zdecydowanie lepiej, choć żółtawy ślad pod okiem wciąż zdradzał, że parę dni temu miał nieźle obitą mordę, czym zyskał ciekawość kilku patronów, każdemu sprzedając inną historyjkę. Teraz z zaciekawieniem obserwował partyjkę w pokera toczącą się przy stole przed nim. Miał pilnować, żeby nikt nie oszukiwał, ale chyba wszyscy zainteresowani doskonale wiedzieli, że i tak każdy będzie kantowal na swój sposób, nie ważne czy Farley będzie to sygnalizował, czy nie. Zbliżali się do ostatniego, decydującego rozdania, kiedy uwagę Fintana przykuła znajoma facjata.
— Michael, druhu, jak ja cię dawno nie widziałem! — zawołał i zwinnie zeskoczył ze swojego stanowiska, przeciskając się pomiędzy krzesełkami do Scaletty, żeby klepnąć go w ramię, po czym zwinnym ruchem zwinąć mu szluga zza ucha. I wszystko to bez wylania nawet kropelki piwa.
— Jak tam, co u ciebie? I czy wzywa cię tu dziś to samo co mnie? — zapytał, unosząc pytająco jedną brew. Akcja krojenia na dwa zestawy dłoni, dwie pary oczu i dwie chytre łepetyny zawsze wychodziła lepiej, niż w pojedynkę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Michael Scaletta
Czarodzieje
wolność — kocham i rozumiem
wolności oddać nie umiem
Wiek
26
Zawód
kradnie, co popadnie
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
11
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
7
10
Brak karty postaci
08-27-2025, 23:05
Smród nieświeżej ryby przypałętał się do nozdrzy i tam już na dłużej pozostał, włażąc też chyba we wszystkie pory na skórze, osadzając się też chyba na włosach i jasnej koszuli; drżący uśmiech bezzębnego Jeffa zamajaczył przed oczyma, wraz z cichym, błagalnym pomrukiem proszącym bodaj o lichego knuta ― stanowczy ruch głowy zwyczajowo oświadczył jednak o odmowie, jakby tym razem kontestacja wynikała z czegoś innego od chciwości.
Ale tym sposobem, tak po prawdzie, uchronił go przecież właśnie od zachlania się z jemu podobnymi na niedalekim murku; ale tym sposobem, tak po prawdzie, wydłużył mu życie o kilkadziesiąt chociaż minut ― tak długo, jak tamten nie dosięgnie kieszeni któregoś nieuważnego pijaczka, albo jego paskudna dziewczyna nie sprzeda się jakiemuś desperatowi w krzakach dwie ulice dalej.
I w takich chyba właśnie chwilach uświadamiał sobie, jak nałóg podle zjadał człowieka ― powoli, komórka po komórce, aż do samej duszy; i w takich właśnie chyba okolicznościach przypominał sobie, jak cienka granica rozgrywała się pomiędzy niewinną chętką a częstotliwością jej zaspokajania.
Krok dynamicznie pokonywał kolejne metry przybrudzonego bruku, kieszenie zaś skrywały nie lada gratkę ― poza wymemłanymi papierosami, w spodniach pobrzękiwała zacna sumka złota ― podebrana to stąd, to stamtąd, zarobiona to u tych, to u tamtych. Głód odezwał się echem donośniejszym od skąpstwa, więc ochota na filipkowy gulasz, średniej jakości rum, a może i nawet niespecjalnie uczciwą rozgrywkę w pokera silniejsza przemogła rozwagę; popołudnie zachodzące w rychły wieczór zwiastować więc miał paroma swobodami, kilkoma beztroskami, wreszcie ― niewymuszonymi półuśmiechami.
Zaległe w rzygowniku kałuże niesfornie ochlapały nogawkę, usta wypuściły ostatnią chmarę dymu, który zechciał zedrzeć z siebie dogasający kiep; tłuczenie garów dobiegło zza otwartej okiennicy kuchni, na tej drugiej jednak zalegała niewyraźna sylwetka. Oblepiona okrzykiem, niespodziewaną tu obecnością i chyba cieniem sympatii, którego nie sposób ukryć; po cichym westchnieniu wyrwało się w końcu coś na kształt powitania:
― No proszę, kogo tu do nas przywiało ― oczy spojrzały wymownie na kufel z piwem, od razu zarejestrowały też papierosa między palcami; szczwana bestia, chciałoby się dodać, na szczęście fajek miał pod dostatkiem, a Fintan zawsze służył działką nie najgorszego towaru, czasami zresztą branego przezeń na kreskę ― w manierze złodziejskiego zaufania, że kiedyś, w lepszych czasach, długi wreszcie się uregulują. Więcej w tym było naiwności, niż zdrowego rozsądku, ale tak już chyba musiało być. ― Nieźle, jakoś się trzymam, ale widzę, że i ty nie masz gorzej. W tej kamizelce wziąłbym cię prawie za bogacza... ― Gdybyś tylko przyszył brakujące guziki uwięzło w gardle niewypowiedziane, zmiecione przez następną myśl. ― Wpadłem na obiad i kielicha, ale możemy po swojemu zagrać z chłopakami w karty ― uznał, spojrzeniem śledząc brud za szybą i przysypiającego już przy stole kapitana. Urżnęli się na tyle, że mała machlojka przy rozdawaniu kart, włącznie z nietrudną metodą liczenia, mogła przynieść im nie lada kokosy. Panowie dopiero co wrócili z dwutygodniowych wojaży, mieli w tawernie co po sobie zostawić. ― Tylko pamiętaj, wcale się nie znamy ― zapowiedział, obchodząc róg budynku, w ręce zaś łapiąc klamkę masywnych drzwi; Farleya wymownie wysłał wzrokiem do pochłoniętych hazardem graczy, samemu zaś skierował się do baru ― dołączy do kumpla w następnej kolejce, gdy tylko tamten zrobi z siebie na pokaz zupełną pokrakę, a on wychyli trzy maluchy z wódeczką.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
10-06-2025, 21:15
Znajomości w półświatku były dość specyficzne. Z jednej strony można było znaleźć kogoś, kto doskonale rozumiał twoje trudne położenie. Nie zadawał zbędnych pytań, towarzyszył w niedoli, a czasem był źródłem chwilowego i bardzo ulotnego poczucia zadowolenia, a nawet i szczęścia. Z drugiej jednak strony, tak prędko jak można było krzyknąć "braci się nie traci!", można było ich... no, stracić. Przelotność sojuszy i układów była czymś na porządku dziennym, a ktoś, kto jednego dnia był kumplem, drugiego mógł już albo nie żyć, albo cię zdradzić czy nawet wsypać. Dlatego Farley starał się dbać o swoje małe układy i układziki, i jako tako pielęgnować te znajomości, które w międzyczasie zawarł. Przeważnie też starał się nadto nie przywiązywać do twarzy i imion, ale ekipa z Cardiff jakoś się do niego przykleiła — czy też on do niej — trochę bardziej na stałe. Jakoś wyjątkowo mu to w ogóle nie przeszkadzało, choć w jego zawodzie sentymentalizm potrafił powieść wprost do zguby.
Teraz jednak Finn wyszczerzył się szelmowsko, prezentując rzadko spotykany wśród uliczników pełen garnitur uzębienia.
— Dobrze wiesz, że prędzej czy później zawsze wracam. Za dobrze tu karmią — zaśmiał się, przez moment obracając papierosa w palcach, po czym wsadził go sobie w zęby i odpalił od końca różdżki, zaciągając się solidnie. Na moment gorzki smak dymu przysłonił mu kwaśno-mdlące wonie z rzygownika, a świat stał się paradoksalnie nieco słodszy w odbiorze.
Odpowiedź Michaela zyskała sobie skinienie głowy z dużą dozą aprobaty i rozbawionym błyskiem w oku, gdy wspomniał o kamizelce.
— Ano prawie, trzeba by tylko przefasonować co nieco, najlepiej wszystko — cedząc wokół papierosa odparł żartobliwie, bo doskonale wiedział, że na szerokim spektrum społecznej prezencji plasował się dość nisko. Tyle chociaż, że był aktualnie czysty: bieżąca woda i szansa na upranie ciuchów u Phils to jednak okazja nie w kij dmuchał. Wręcz idealna na to, by nabrać paru frajerów na niewinną, umytą buźkę.
— I to chciałem usłyszeć — złapał szluga w palce i zatoczył nim niewielkie kółko w powietrzu, kreśląc przy tym cienką smużką dymu. — Ja tam kolegów przygotuję, a ty na spokojnie złap sobie coś z baru — skinął kumplowi głową, po czym żeby dać mu czas na wejście do środka upił niewielki łyk z kufla, przepłukując sobie dokładnie paszczę trunkiem. Zamierzał swój występ okrasić sztuczką na "nierozsądnego pijaczynę", a do tego potrzebna mu była odpowiednia woń. Oczywiście istniała spora szansa, że przez ich własne alkoholowe oddechy marynarze nie poczują w ogóle efektów tych starannych przygotowań, lecz przezorny zawsze ubezpieczony, co nie?
Po odczekaniu odpowiedniej chwili Farley wrócił do karcianego stolika krokiem wyglądającym na lekko zawiany. Popatrzył jeszcze chwilę na końcówkę rozgrywki, po czym tak dziarsko podszedł do stolika, że na niego wpadł.
— Ojojojoj, pszepraszm — skłonił się chybotliwie, mając pełną uwagę załogantów. — Ja kciałem tylko potpytaś, czy może by panowie nie kcieli mi reguł wyj...wyjaśniś? Bo tak se patrzam i patrzam i tak se myślę, a bym se tesz zagrał, ale z samego paczenia to tak licho te grę zrosumieć — wyjaśniał nieco bełkotliwie, żywo gestykulując papierosem i kuflem, przyozdabiając podłogę kilkoma lśniącymi rozbryzgami piany. Marynarze spojrzeli po sobie wzrokiem zmętniałym od alkoholu, niby dyskretnie przekazując sobie wiadomość, że oto trafili na łatwy łup.
— To se dupnij, młody, dobry humor mamy to ci pokażemy co i jak, Frankie i tak miał iść się odlać bo mu dziś nie idzie a, hehe, pewnie się zgubi jeszcze po drodze — kapitan szturchnął jednego ze swoich podwładnych, a ten omal nie fiknął z krzesełka, które od nagłego ruchu zatrzeszczało niepokojąco.
— Łojojojoj! — zawołał Fintan, wciskając sobie szybko szluga w zęby i asekurując ledwo przytomnego marynarza przed spotkaniem z podłogą, gdy ten próbował się zbyt szybko podnieść. Przy okazji wścibska dłoń chłopaka zawędrowała do nie swojej kieszeni, podwędzając z niej kilka monet, które niezauważenie zniknęły w jego własnych ubraniach.
Cholera, po samym dotyku sądząc, złowił ze trzy sykle i galeona.
— Kolega lepiej się trzyma, do kibla daleka droga! — rzucił, klepiąc Frankiego w ramię, do wtóru rechotu jego kamratów. Frankie z tego wszystkiego poleciał do przodu, zatrzymując się dopiero na plecach stojącego dalej kolesia. Cóż, miejsce było wolne, wiec Finn zajął je, po czym zamarkował pociągniecie z kufla.
— Patrzaj młody i słuchaj, bo żem dwa razy powtarzał nie będę — sapnął drugi z mężczyzn o ogorzałej od wiatru twarzy i krzaczastym wąsie, po czym lekko bełkocząc zaczął objaśniać zasady gry. Poprzekręcał tylko jakieś drobnostki, które Fintan był w stanie wyłapać: zapamiętał, by w pierwszej partii zagrać według źle wyjaśnionych mu reguł, a dopiero później przy Michaelu zacząć się bawić naprawdę.
Teraz w oczekiwaniu na Scalettę musiał się tylko elegancko podłożyć, ale hej, przynajmniej Frankie załatwił mu co nieco waluty na wejście.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:33 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.