- Alle, alle. Allons-y to la Tour Eiffel! - Zarządził chwytając w palce mapę i złożył ją zgrabnymi ruchami, oddając ją po chwili dziewczynie. On sam poruszał się z niezwykłą gracją, lekkość ruchów i ich zamaszysty tor były dla niego bardzo naturalne.
Wzdychając cicho przeczesał elegancko ułożone włosy pozwalając im na lekki chaos i jego wzrok padł wprost na Almyrę, która wracała z pustą tacą po obsłużeniu jednego ze stolików. Chłopak zastygł i wstrzymał powietrze, zdając sobie sprawę z tego, że dziewczyna była świadkiem całego tego przedstawienia w wykonaniu rodziny Delacour.
Niech żyje bal! Kolorowy, zmysłowy, pełen barw i muzyki... ah... muzyka! Grana na żywo sprawiała, że człowieka przechodziły ciarki, a nogi same rwały się do tańca. Najlepsi kucharze przygotowywali swoje dania popisowe zasypując stoły fantazyjnymi daniami. A goście wystrojeni wedle dyktanda kreatorów mody wyglądali jak przepiękne, egzotyczne ptaki.
Autobus turlał się pod górę, wdrapując swoje pękate cielsko po śliskiej drodze. Pasażerów było niewielu, kilka zakonnic, jakiś starszy pan i chłopak, który siedział z tylu przy oknie. Wpatrywał się w widok za szybą jak zaklęty.
- Putain.... - Wyrwało się z chłopięcej piersi, a po chwili wzrok mężczyzny przeszył go na wskroś. Axel zastygł spoglądając w spojrzenie mężczyzny charakterystycznymi oczami, które miały chłodna barwę jasnego błękitu. Jakby to były bryły dryfującego na falach lodu. Lecz w tej chwili spojrzenie chłopaka nie było chłodne i nieustępliwe, a pełne strachu i desperacji.
Czy tak było z Axelem? On kiedyś wszystko miał na wyciągnięcie ręki, wystarczyło sięgnąć i już to miał. Kilka złych decyzji, kilka wydarzeń i ciężar konsekwencji sprawił, że otrzymał największą karę jakiej mógł doznać. Odebrano mu wszystko, wygnano i pozostawiono samemu sobie. I tylko jego pasja go trzymała przy życiu.
- Oh, biedactwo. - Głos chłopaka okazał się równie przyjemny, co jego aparycja, miły, ciepły i odrobine dźwięczny. - Zgubić się na Nokturnie, to bardzo nierozważne. - Przekrzywił głowę przyglądając się Lavinii z zaciekawieniem. Im bardziej się jej przyglądał, tym bardziej oddalała się od niego myśl, by po prostu iść dalej w swoim kierunku.
- Manon... - Wyszeptał ledwie wydobywając z piersi głos. Jej skojarzenia nie były błędne, acz tego nazwiska już dawno Axel nie używał. Lecz nie dało się ukryć, że zmienił się acz charakterystyczne cechy pozostały.
- Dobry wieczor, Panie X. - Odezwał się z brytyjskim akcentem Axel wypuszczając z ust kłąb dymu. Bladoniebieskie spojrzenie osiadło na sylwetce mężczyzny, oceniając w jakim dziś humorze był Xavier. Figlarne błyski tliły się w oczach młodzieńca, który już od dłuższego czasu nie kulił się na widok Burke'a.
- Przy okazji sprawdzam, czy wciąż jesteś czujny. Dokarmianie ludzkich paranoi to moje hobby, chyba nie zapomniałeś? Hm? - Otarł rękawem brodę. Szczupłe palce otaczały owoc niczym pajęcze nogi, na dodatek w jego gestach było niezwykle dużo gracji.
Miły glos wybrzmiał z troską. Młodzieniec w tej chwili nie był pewny, czy to jawa, czy majaki. Bo jeśli to nie był obraz jego podświadomości, to musiał to być ktoś, kto łasił się na to, co mogło zaoferować jego ciało, gotów sprzedać je w kawałkach.
Pierwszy krok był nieśmiały, ale cofnął się, zzuł buty i stanął boso na deskach, znajome uczucie kontaktu z powierzchnią sceny od razu dodało mu pewności siebie. Mokra koszula i luźne spodnie przylgnęły do jego ciała, było mu zimno, przez co pragnął poruszyć się, uwolnić generujące się w nim ciepło.
Dryfując pomiędzy myślami umysł Axela pozostawał czujny, zimne spojrzenie wodziło od postaci do postaci, oceniał, porządkował i przechodził ku kolejnej twarzy i tak dalej i dalej. Aż w końcu jedna z nim zwróciła jego uwagę i aż poczuł, jak ciarki przechodzą go przez plecy.