• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Pokątna > Pracownia "Howell's Hand"
Pracownia "Howell's Hand"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-21-2025, 13:51

Howell’s Hand
Niewielki lokal przy ulicy Pokątnej. Jedno pomieszczenie, które zostało podzielone prowizoryczną półścianką dla nadania właścicielowi odrobiny prywatności podczas pracy. Pomoc znajdą tu wszyscy ci, których los zmusił do korzystania z protez. Oprócz szerokiego ich asortymentu, przybytek oferuje prace naprawcze i serwisowe.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-21-2025, 22:27
To zabawne, że tak łatwo przychodzi odpamiętywanie trudnych momentów; dopiero pod nimi dostrzec można pogrzebane szczątki tego, co przecież najistotniejsze – dobra wypływającego z tworzonej przez pewien czas relacji. Jakkolwiek dramatycznie nie było, to przecież zawdzięczam jej naprawdę wiele. Myślę sobie, że byłem wtedy naprawdę szczęśliwy i że pomimo powolnego oddalania się Kyrosa, potrafiłem jeszcze swobodnie oddychać i mieć nadzieję. Śmiem twierdzić wręcz, że początkowo nie dostrzegałem napotykanych przeszkód i traktowałem je z należytą ignorancją. To na nią zasługiwały i być może, ale tylko być może, gdybym potrafił w tym stanie wytrwać jeszcze jakiś czas (i ona by potrafiła), to świat okazałby się bardziej przychylnym. Nie mieliśmy jednak ku temu zasobów. Zbyt młode serca i dusze…
Czy jest w niej jeszcze okruch niechęci? Poczucia żalu? Złości? Mogę jedynie przypuszczać, bo zza fasady chłodnego profesjonalizmu niewiele mogę dostrzec. Nie jest to odpowiedni czas na próby zrozumienia, odrzucam więc ciekawość na rzecz naszego dobra.
Gdy z taką lekkością odpowiada na moje pytanie, refleksja o kwestiach, w których ja sam pozostaje niezmiennym, godzi mnie niczym zdradliwy sztylet. Czuję się tak mały i tak lekkomyślny w swym wiecznym poszukiwaniu. Zazdroszczę jej też owego komfortu, bo sam nigdy nie zdobyłem się, by poczynić podobne poświęcenie. Nie umiem być przywiązany, nie stać mnie na gest uległości względem czegokolwiek i kogokolwiek na tej ziemi. Płynę z nurtem, obserwując zmieniający się krajobraz, nie szukam pomocnej dłoni, nie chcę chwytać się brzegu.
— Potrafiłabyś? — Jeszcze? Przy mnie? Patrzę wymownie. Odbijam żart zbytnią zuchwałością jak na pierwsze bezpośrednie spotkanie po tylu latach. Zmrużone lekko oczy poszukują jakiegoś znaku, poruszenia zdolnego wyrwać skostniałe ciało z doliny najmroczniejszych wspomnień. Potem odwracam twarz i uśmiecham się lekko rozbawiony tak bezpośrednim uderzeniem, za które zasługiwałem z całą pewnością na dotkliwą karę.
Niewiele we mnie skruchy za padające słowa, dlatego dla bezpieczeństwa skupiam się na pytaniach padających w kwestii śmierci Thomasa.
Pokątna obfituje w wiele twarzy mogących budzić niepokój i choć nie jest to Nokturn, to jednak ilość gości samoistnie sprawia, że ich przekrój jest naprawdę pokaźny. Zawsze ktoś może być podejrzany, zawsze ktoś może być tym, który napyta ci biedy, jeśli będziesz niezbyt uważnym. Myślę więc dość długo, choć odpowiedź jest przecież bardzo prosta.
— Nie. — Wzruszenie ramion pogłębia to w jak bardzo niekorzystnej sytuacji znalazło się właśnie prowadzone przez Fran śledztwo. Przynajmniej ta jedna uliczka okazała się być ślepą. Nie chciałem wymyślać, nie chciałem na siłę poszukiwać w meandrach pamięci czegokolwiek, co zwróciłoby moją uwagę, bo i też nie miało to sensu. O lęku Botta łatwo było mi przecież zapomnieć w natłoku codzienności. Miałem swoje sprawy, a rozgorączkowany mężczyzna często był tu tylko przeszkodą. — Ale… — zatrzymuję się na chwilę. — Może powinnaś odwiedzić Galloglassa. Wróżbita z Pokątnej. Bywał u niego i bywało tak, że wracał z owych wizyt poruszony, czasami w radosnej euforii czasami wręcz przeciwnie. Nie wiem na ile Janus jest rozmowny i czy będzie chciał nagiąć swojego fachu, lecz… Myślę, że nie z takimi sobie radziłaś — znów posyłam jej uśmiech. Całkiem szczery, pełen przekonania, że faktycznie jest właściwą osobą na właściwym miejscu.
Cisza zalegająca później pomiędzy nami jest tak nienaturalna, że nie potrafię jej przełknąć bez wrażenia nieprzyjemnej guli w gardle. Sam ją sprowokowałem niezbyt ostrożnym doborem słów. Tkwi jednak w niej prawda – niemoc wobec rzeczy ostatecznych. Tu żadne słowa nie są w stanie wypełnić pustki. Pozostaje oswoić się z owym stanem.
— Jeśli zechcesz, to mogę się odezwać, gdybym coś więcej sobie przypomniał lub usłyszał. Na ten moment niewiele więcej mogę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
10-26-2025, 18:52
Miała tak wiele pytań.
Gdzie poprowadziły go losy? Zwiedzał kontynent czy osiadł na angielskiej ziemi? Wiedziała, że spędził ostatnie lata w Londynie i on był mu domem. Gdzie był jednak wcześniej? Co ukształtowało go jako dorosłego człowieka? Jakie prądy i myśli, zdarzenia i czyny? Miał lube swego serca? Zaznało wielokrotnie złamanie, a może znalazło tą jedyną, która osładza mu życie? Nie miał obroczki, odnotowało całkiem szybko. Poznała go jako dziecko, które następnie przeinaczyło się w dorastającego nastolatka, które tragedia powzięła w swoje ramiona. Następnie cisza – znikł. Nie z ich towarzystwa, ich środowiska, lecz z jej życia. Gdyż spodziewała się, że gdyby zaczęła rozpytywać Morty’ego o losy Lysandra, to dowiedziałaby się o jego dalszym istnieniu wśród ludzi.
Prawdą było, że nie pytała. Nie z powodu braku ciekawości, a z chęci pozostawienia za sobą zdarzeń Hogwartu, ruszenia do przodu wśród napotkanych trudów. Minęło tak wiele lat, a tamta świąteczna rozmowa nadal potrafiła zagryźć do krwi, a przecież winna umieć obejść zapomnieniem po tamtej konwersacji. Następnie spotkało ją jednak większe dramaty, tamta zdawała się tylko uwierającą drzazgą w dłoni. Niewielka, lecz czasem niepotrzebnie stymulująca do rozmyślań. Nakłaniająca do rozpamiętywania przeszłości. Gdy myślała o nim, zawsze jej pamięć kierowała się na przestrzenie Hogwartu, do czasów prostszych i pełnych wyborów. Gdy miała obok siebie przyjaciół, była trochę bardziej naiwna i skłonna do uwierzenia, że jeszcze będzie dobrze. Choć już wtedy rozumiała, że czekało ją życie pełne walki, której zapewne nigdy nie wygra. Skazana była na porażkę.
– Zapewne – odważny był czasem, nieprawdaż? Na jej żart odpowiadał zuchwałością, prawie jakby nie miał nic do stracenia. Ona oddaje mu za nadobne, dzieląc się szczerością, którą nie była pewna czy będzie potrafił docenić. – Ludzie i ich słabości.
Ostrzej, tym razem z pewnym oskarżeniem względem siebie. Gdyż nie oceniała własnych emocji względem niego za słuszne lub tym bardziej potrzebne w dzisiejszym spotkaniu. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że był jej pierwszą miłością, taką o której wspomina się, gdy starość puka do ludzkiego żywota.
Gdy przeczytała pierwsze listy Millicent Fawley do Thomasa Botta miała wrażenie, że również zetknęła się z pewnym obliczem miłości. Znacznie trudniejszej niż to, co ona zaznała z Hatley’em. Skomplikowanej przez społeczne zobowiązania, strony trzecie i grzeszność samego uczucia. Nie było ono czyste, było zdradą. Dlatego nie odważyła się jednoznacznie ocenić czy była to romans czy naukowa fascynacja dwóch ludzi.
– Wróżbici i ich sztuczki – skomentowała pod nosem, patrząc ostentacyjnie w bok. Wielu posiadało talenty, które mogły w oszałamiający sposób pomóc śledztwu. Inni byli śmiesznymi żartownisiami z ludzkich losów, gotowymi za każdego galeona opowiedzieć największe fałszerstwa. Jasnowidzenie było sztuką delikatną, a prawdziwość od kłamstwa dzieliła cienka linia przeczucia. Będzie musiała się tam udać, spróbować każdego tropu, który zostanie jej rzucony. Może Janus będzie mógł rzucić światło na szereg kwestii, które zdawały się okupować jej myśli. Wiedziała, że zbliżał się koniec ich rozmowy. Takie rzeczy też się wyczuwa, to był moment odejścia. Cisza, która się między nimi wytworzyła była jak wyproszenie, które nie zostało wypowiedziane. Czasem dla złośliwości zostawała w takim momentach, znacznie lepiej niż inny radziła sobie z dyskomfortem. Nie zasługiwał jednak na oblicze społecznych tortur. Wstała.
– Każda informacja będzie cenna – właściwie to była to najważniejsza rzecz w całym śledztwie. – Jakbyś kiedyś potrzebował pomocy, pamiętaj, że znasz takiego jednego aurora.
Ostatnie spojrzenie, krótkie pożegnanie, gdyż jedno długie już miało między nimi miejsce. Odwróciła się na pięcie i w jej głowie znowu był tylko Thomas Bott. Nie mogła pozwolić, by inne uczucia nawiedzały jej umysł, nie, gdy zaraz musiała wstąpić do kolejnego sklepu i rozpocząć dyskusje o martwym od nowa. Czasem trzeba było się napracować, by oddać można było głos martwym.

zt x 2 <333
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
10-30-2025, 22:41
25 kwietnia 1962


Wiosenne powietrze wypychało z Londynu smród najgorszej pory roku – wypełnionej ciężkim smogiem, bardziej deszczowej, niż śnieżnej i zdecydowanie najmniej płodnej, a najbardziej chłodnej. Wiosenne powietrze przypominało jak wiele planowała w latach wcześniejszych – tych obarczonych mniejszym ciężarem obowiązków domowych związanych z jakimkolwiek wychowaniem Harry’ego, a większym ciężarem podróży zagranicznych, gdzie spotkania z potencjalnymi sponsorami najczęściej bywały pasmem przyjemności, kończącej się wymianą uśmiechów, obietnicą przepływu pieniężnego i kilkoma wyrwanymi dla siebie dniami.
W roku 1962 rzadko miała na to czas, jednak w obliczu ostatnich rewelacji – i tegoroczna wiosna przyniesie jej wizję podróży zagranicznej. Nie wiedziała jak długo będzie mogła utrzymać przy życiu nie tak dawno zwerbowanego, niemieckiego zaklinacza. Ten był w jej zespole obecnie nieobecny, a w jej życiu niemal kolejnym utrapieniem i przykrym obowiązkiem do wypełniania. Sanderson wierzyła w swoją misję – wierzyła też w ideały uzdrowicielskie, jednak gdy kilka lat temu włożyłaby wszelkie środki w możliwość odkrycia sposobu na przywrócenie doktora Clemensa Wimmera do pełni zdrowia, dziś myśleć musiała o priorytetach pracy zespołu. O tym, że rzucenie prac nad najnowszymi prototypami protez wzrokowych, na rzecz leczenia skutków naprawdę rzadkiego, otoczonego klątwą przedmiotu jest… Nieopłacalne. Nieodpowiedzialne. To wykonanie kroku w innym kierunku, by po chwili wykonać trzy kroki w tył, wracając znowu na tą samą oś ruchu – nie zbliżając się do sukcesu nawet na milimetr.
Im dłużej zajmowała stanowisko przewodniczącej zespołu badawczego, tym bardziej rozumiała geniusz swojego męża – jego umiejętność balansowania pomiędzy własną zachcianką, a postępem w projektach naukowych. Tym mocniejszą motywację czuła. By być jak on, a potem lepszą niż on.
W “Howell’s Hand” pojawiła się więc… Dość późno względem ich ostatniej wizyty, w trakcie której zapowiedziała swoją obecność dość dobitnie. Zjawia się krótki moment przed zamknięciem. Moira wierzy, że jeżeli w Hatley’u faktycznie znajdowało się tyle ambicji, ile chciał jej ostatnio pokazać… Praca nie skończy się dla niego przy zamknięciu drzwi pracowni, a pewnie za godzinę, dwie, trzy… Chyba próbuje doszukiwać się w młodym człowieku części swoich nawyków. Chyba zbyt wielu młodych ludzi porównuje też do siebie w ich wieku.
Trzymając przed sobą drobne, drewniane pudełko wykończone miesternymi wzorami nawiązującymi raczej do dalekiego orientu – pociąga drzwi ku sobie, byle dostać się do skromnie urządzonej manufaktury. Przystaje od razu w progu, przemykając spojrzeniem po każdym kącie pomieszczenia – korzystając z krótkiego momentu pomiędzy wejściem – a przywitaniem się z kimkolwiek, kto znajdował się na oświetlonym jaskrawym blaskiem “zapleczu”. Dni są już dłuższe, jaśniejsze – ale Londyn wydaje się na wieczność zakochany w przykrej szarości, z którą Moira nie walczy ubiorem – brudnoniebieski, damski garnitur to coś, co kolorem wymienić mogłoby się z wieczornym niebem.
– Dobry wieczór – mówi głośno, przechodząc ku ladzie i na niej odstawiając zarówno torebkę, jak i drewniane puzderko o nieokreślonej zawartości. Przejeżdża palcami po drewnie kontuaru, czekając na pełnię obsługi. Mogłaby przeprosić za tak późną porę, za to, że musiał czekać długo na jej objawienie (ciekawe czy w ogóle czekał?) i za zawracanie mu głowy – przez lata poczuła jednak, że… Umie wyczuć, kiedy jest ciężarem. A doświadczona naukowczyni w zakładzie młodego rzemieślnika nie wydawała jej się osobą obarczoną koniecznością tłumaczenia się. Ale zaczepić rozmówcę tak, by poczuł się przeproszony nieco mimo woli? Przecież nie zaszkodzi. – Myślałam o tobie i twoim zakładzie już od tygodnia, ale kalendarz miał o tym wszystkim inne zdanie – pomimo iż żartuje, twarz pozostaje niemal niezmącona, może poza niemal świdrującym spojrzeniem. – O ile nie masz dziś przed sobą naprawdę ważnych obowiązków i naprawdę ważnych spotkań – chciałabym ukraść wieczór – mimo wszystko nie jest przecież zaborczą tyranką. Przynajmniej nie dla ludzi, których nie nazywa bliskimi. – Nad czym pracujesz? – przechodzi do meritum niemal od razu po jego odpowiedzi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
11-01-2025, 22:30
Gdy pochłania mnie praca, łatwo tracę rachubę czasu. Dni zlewają się w jedno i nawet sen nie wyznacza wyraźnej granicy pomiędzy kolejnymi kartkami w kalendarzu, bo tak naprawdę nic nie liczy się bardziej niż niekończące się projekty i ludzkie prośby. Te drugie w jakimś stopniu są jeszcze w stanie poruszyć moje skostniałe serce, układające się w klatce żeber niczym poczerniały, ciężki głaz. W chwilach samotności obdzieram się zupełnie z grubej warstwy kłamstw, przez co przypominam raczej człekokształtny mechanizm skupiony na wykonywaniu pracy, do której został przystosowany. I gdyby nie ta praca, Bóg jeden raczy wiedzieć, gdzie obecnie bym był. A może nie byłbym wcale? Rzadko się nad tym zastanawiam, jeśli w ogóle. Biorę to, co przynosi mi konkretna chwila i na niej skupiam swoją uwagę.
Howell’s Hand jest zupełnie puste od południa. Rano przyjmowałem zamówienia i wydawałem to, co było umówione na ten dzień. Potem pozostała mi samotna praca, gdyż mało kto zapuszczał się do pracowni bez konkretnego celu. Zwykle widoczne przez witrynę protezy zniechęcały ludzi, budząc pewien rodzaj lęku lub niechęci, aby w ogóle myśleć o wydarzeniach, które zmuszają czarodziejów, by korzystali z pomocy czegoś, co zastąpi im konkretny kawałek ciała. Byliśmy niemalże wszechmocni… a jednak… wielu spraw magia załatać nie potrafiła. Magimedycyna trzymała się dobrze. Człowiek pozostawał człowiekiem, z całym swym bagażem ułomności i kruchością.
Słońce zaczynało powoli przygasać, rozmywając się w kożuchu mdłych chmur lub raczej wyziewów miasta. Przygarbione plecy bolą mnie już dość wyraźnie od pozycji wymuszonej przed godzinami. Pomimo odczuwanego dyskomfortu nie przerywam jednak, wytężając wzrok na elementach rozsypanych w zasięgu ręki. Smukłe połyskujące cząstki po dogłębniejszym zbadaniu przez postronnego mogą przywodzić na myśl jedynie paliczki. Wypolerowane, odbijają jasne światło otaczające moją sylwetkę. Materiał do złudzenia przypomina ludzką kość, ale jest o wiele bardziej wytrzymały. To ledwie szkielet tego, nad czym rozpoczynam swoją pracę. Obok leży obręcz, która w przyszłości ma zostać połączona z tym, co pozostało z ludzkiej dłoni. Bo dłonie to coś z czym pracuję najczęściej i zarazem coś, co wciąż wzbudza moje pragnienie rozwoju. Jest zapewne jeszcze wiele innych kwestii, które chciałbym zgłębiać, ale to właśnie tu zakotwicza moje dzisiejsze ćwiczenie fachu.
Srebrna obręcz, do której na moment powracam wzrokiem usiana jest misternie ułożonymi runami, mającymi na celu wzmocnić współpracę mechanizmu z ciałem czarodzieja. Skupiam się na wykonywanych kolejno ruchach, że początkowo nie dociera do mnie pomruk uchylanych drzwi. Dopiero kiedy dosięga mnie strumień rześkiego powietrza, a po szachownicy posadzki niesie się stukot butów, podnoszę głowę. Zamierzam rzucić, że pracownia jest już nieczynna, ale robię to na tyle opieszale, że kobiecy głos wyprzedza mnie i rzuca powitaniem.
Moira Sanderson.
W pewnym momencie zaakceptowałem już chyba, że nie skorzysta z zaproszenia. Przecież ostatecznie nie mieliśmy nic, więc z niczym pozostaliśmy. Rachunek się zgadzał. Ja natomiast nie zamierzałem w żadnym stopniu próbować zmieniać rzeczywistości. Moje myśli pochłaniały inne kwestie.
Przymglony, zmęczony wzrok lewituje gdzieś tuż obok jej twarzy, jakbym nie potrafił dobrze zogniskować spojrzenia. Przecieram czoło przedramieniem. W tym momencie muszę wyglądać zupełnie odmiennie w stosunku do tego, co widziała w Podziemiach. Jestem w jakimś stopniu zmęczony i choćbym chciał to ukryć, nie zdołałbym zamaskować cieni kładących się na twarzy.
— Doktor Sanderson, miło mi widzieć — witam się z energią zupełnie nie przystającą do postawy ciała. Ona nawet po godzinach wygląda profesjonalnie, ja natomiast, z zakasanymi rękawami pomarańczowej koszuli, poplamioną sztruksową kamizelką i włosami wypadającymi ze zbyt luźno poczynionego upięcia, zdaję się przypominać ulicznego grajka, który zawieruszył się tu zupełnie przypadkowo. Ale czyż nie tak właśnie wyglądała moja prawdziwa praca?
Słowa na temat jej myśli i niemożności wcześniejszego przybycia, kwituję jedynie uśmiechem wskazującym na to, że zdaję sobie sprawę z realiów.
— Pracuję nad poprawą integralności protez przy pomocy symboli runicznych. I trochę składam zamówienie — wyjaśniam, po czym wskazuję palcem na błyszczącą obręcz. — Ehwaz zdaje się naturalne, prawda? Współpraca, zaufanie, ruch synchroniczny, tandem. Gebo również. Próbuję jednak je wzmocnić. Uruz? Dyskusyjne… Sowilo? Oczywiste? — Zerkam na nią, próbując wychwycić emocje. Przekazuję jej element protezy nad ladą i opieram się w końcu wygodniej na krześle, dając nieco wytchnienia plecom. Swoimi działaniami wskazuję na to, że nie jest intruzem, może zostać, skoro wyraźnie uchylam jej rąbka tajemnicy mojej pracy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
11-04-2025, 15:31
W niemal roboczej manierze podciąga rękawy z przedramion, blokując je na łokciach i podpierając się o blat. Przygląda się uważnie pokazywanej jej pracy. Nie będzie udawać rozległej wiedzy runicznej, doskonale świadoma, że nie mogła być nigdy specjalistką od wszystkiego. Porównuje przytaczane przez Lysandra runy z raportami z badań – z informacjami usłyszanymi, ale nie poznanymi w pełni i dogłębnie. Więcej uwagi poświęca jednak samej formie protezy, którą – jak zakładała – wykonał własnoręcznie. Otwiera palce własnej, byle dopytać jedynie:
– Czy mogę? – by potem przejechać opuszkami po dziele rąk Hatley’a. Wypolerowanym szkielecie, który kiedyś zostanie czyjąś dłonią. Sanderson imponowało dobre rzemieślnictwo – uczynienie sztucznego oka szklistym, transmutacyjne iluzje ukazujące pozorną zmianę źrenic. Imponowała jej umiejętność doboru odpowiednich stopów, magicznych kompozytów – czasami nietypowe wykorzystanie drewna. To co widzieli obecnie nie ujrzy światła dziennego – będzie jedynie fundamentem protezy – zaś już teraz wyglądało lepiej niż większość dzieł wykonywanych w laboratorium. – W trakcie badań rzadko wykonujemy ładne rzeczy. Rzadko wykonujemy implanty będące dobrym odwzorowaniem rzeczywistych tkanek… Oszczędza się na materiałach aż do próby generalnej – odkłada dzieło przed jego nosem, teraz wreszcie wyciągając palce w kierunku omawianej, podawanej jej przez Lysandra obręczy. – Zwykle w ten sposób gromadzisz zaklęcie na protezie? – dopytuje. – Czy nasycasz niektórymi oddzielne elementy części szkieletowej? – podnosi na niego spojrzenie wiedząc, że zabawiając się srebrnym elementem, przedłuża jego pracę o kolejne kilka minut – o ile jest w stanie w ogóle jeszcze skupiać się na tym, by rozmyślać nad wyborem odpowiedniej runy w momencie, kiedy naukowczyni panoszyła mu się po zakładzie.
Przedmiot wraca w dłonie rzemieślnika, zaś Sanderson znowu prostuje się, rozprasowując ubranie dłonią w niemal machinalnym geście.
– Z perspektywy magichirurga twoje techniczne rozwiązanie wydaje mi się najrozsądniejsze – chwali go, zupełnie szczerze. Czarodzieje niemal nigdy nie sięgali po usługi protetyka by zwiększyć swoje osiągi – ludzie sięgali po nie po tragedii, sięgając jednocześnie po powrót do normalnego życia. Proteza była często rozwiązaniem wręcz ostatecznym – ostateczną opcją, gdy nic innego nie mogło im już pomóc. – Na jakiejś zagranicznej konferencji spotkałam kiedyś zaklinacza układającego runy w kompozytowej kości śródręcza, udowadniając, że centralne ich lokalizowanie ma wpływ na rozchodzenie magii w przedmiocie. Pomijając już żałosną wytrzymałość używanego przez niego, taniego materiału, po pokryciu warstwą zewnętrzną protezy, zapis runiczny jest dla mnie zupełnie niewidoczny, co utrudnia szybszą integrację… – może zamarudziła, może rozważała, może po prostu przyglądała się plamie na ubraniu Hatley’a. Nie komentuje tego, chociaż umysł wypełnia się myślą, w której sięga po różdżkę i robi z nią porządek.
– Nie brakuje ci możliwości eksperymentalnego sprawdzenia działania połączeń run? Wyobrażam sobie, że klient nie oczekuje eksperymentów, tylko sprawdzonego działania. To pewnie zmusza cię niekiedy stosowania do rozwiązań znanych, sprawdzonych – zgaduje. To właśnie czyniło karierę naukową lepszą od pracy uzdrowicielskiej – ludzie sami zgłaszali się czasami nie tylko po pomoc, a również po przełom.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
11-04-2025, 22:22
Nie muszę wiele dumać nad tym czy zapisy runiczne są jej dobrze znane. Jako medyk nie musi sobie nimi zaprzątać głowy w codzienności. To naturalne i nie wymagam, by Moira Sanderson okazała się ostatecznie alfą i omegą. Mogę mieć dzięki temu pewien rodzaj przewagi, bo zwykle poszukuje się tych, którzy łatają dziury niewiedzy, bądź jej niedostatecznego rozwoju z przyczyn czysto pragmatycznych. Poświęcanie czasu każdemu z niuansów nie prowadziło do wyjątkowych sukcesów. Tak zaprogramowany mózg wreszcie niedomaga. I ja wiem, że istnieją ludzie renesansu, ale to jedynie wyjątki, w realiach sprawa miała się tak, że w zespole każdy miał swoją działkę i to zwiększało efektywność grupy. Żywię cichą nadzieję, że to ostatecznie ją kupi.
Kiwam głową, kiedy sięga po szkielet dłoni i ogląda go dokładnie. Mam wrażenie, że nie jest to szczyt moich możliwości, więc pojawia się impuls lekkiej niepewności. Ścieram go jednak momentalnie, bo wahając się dam jej pole do snucia wątpliwości. Wyraźnie zajmuje ją kwestia wiarygodnego odwzorowania, któremu faktycznie poświęcam znakomitą część czasu. Imitowanie to w wielu przypadkach marzenie niepełnosprawnych czarodziejów, życie jest zwykle bardzo surowe i nie lubi odstępstw. Kiedy dodać do tego, że moja grupa klientów, z którymi najczęściej pracuję, jest dość specyficzna, osadzona w mało przyjemnym kontekście, można przestać mi się dziwić.
— W trakcie badań… — mówię kładąc nacisk na ostatnie słowo. — Ja dostarczam produkt końcowy. Staram się sprostać oczekiwaniom. Czasami miękka skóra, która nie przypomina gumowej rękawicy jest jedynym gwarantem akceptacji, zwłaszcza w czasach szkolnych. Dzieci bywają okrutne — wyznaję. Każdego traktuję poważnie, a tych najmłodszych zwłaszcza. Mam swoje ideały. Mam dążenia, które mają na celu polepszyć czyjeś życie. Oglądana dłoń przejdzie jeszcze długą drogę, nim pozna swojego właściciela. Daję Sanderson czas na wykonanie kolejnego kroku i przejęcie tym razem obręczy.
— To zależy. Obręcz przyjmuje funkcję główną. Jest to kombinacja nadrzędna warunkująca działanie całości. Łatwo ją wymienić bez konieczności rozmontowywania protezy. Jeśli chodzi o poszczególne elementy, sprawa jest bardziej skomplikowana, choć rozważam takie rozwiązania, jeśli sam materiał nie jest wystarczająco idealnym. Kompensuję nimi niedoskonałości, ale to w ostateczności i zwykle tylko wtedy, gdy mam pewność, że zadziała — wyjaśniam dość spójnie jak na siebie i jak na zawiłość tematu. Myślę, że to może niekoniecznie zadowolić Moirę. Ale jeśli zapragnie, będzie dopytywać.
Jej kolejna uwaga prowadzi do sedna problemu, dlatego śmieję się i kiwam głową. Wiem, że magichirurdzy mają wiele do powiedzenia w podobnych kwestiach. Odwieczna przepychanka pomiędzy tym, co dobre z punktu widzenia techniki, a tym co medycy uważają za wygodne (takie, które nie będzie utrudniać im pracy).
— Jest to zapewne kwestia dyskusyjna, wymagająca dopracowania. Może powzięcia nowych standardów, albo raczej wprowadzenia do tych standardów nowych technologii magicznych, tak aby nikt nie miał wątpliwości, jakie mechanizmy może napotkać. Jak sama pani widzi, to gałąź ledwo raczkująca. — Przyglądam się jej nadal badawczo, próbując rozszyfrować dokąd zmierza. Wyciągam się na moim krześle, by wreszcie wyprostować plecy. Promieniujący ból topnieje powolutku.
Moira ma sporo racji w tym, co mówi. Nie zawsze mam możliwość wykonywania projektów w stu procentach tak, jakbym sobie wymarzył. To kompromis, na który muszę stawiać, chcąc nieść realną pomoc tu i teraz. I może to właśnie jest mój problem? Pani doktor zręcznie pociąga za sznureczki pragnień.
— Do tej pory jakoś sobie radziłem. Wiele rozwiązań opracowałem jeszcze w Cardiff. Łatanie żeglarzy rządzi się swoimi prawami. Dyrekcja szpitala była dość wyrozumiała. Na szczęście, nigdy nie mogli narzekać na moje zdolności. Wiem jak to brzmi. Wiem, że wydaje się brudne, ale wie pani… świat nie kończy się na wyśmienitych sympozjach i dywagacjach w laboratoriach. Nie każdy ma na tyle funduszy, by ulżyć sobie w niedoli. — Czy to zarzut? Raczej nie. Myślę, że rozumie, choć moje słowa sugerują zupełnie odmienny stan. — Wiem, że praca w zespole badawczym jest zupełnie inną jakością. Zdążyłem się o tym przekonać, choć na krótko. Ciężko jednak zapomnieć tamten smak… — Smak okazji, możliwości, spełnienia…
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#17
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
11-07-2025, 15:58
Dzieci faktycznie bywają okrutne.
Uśmiecha się subtelnie na niebezpośrednią informację o tym, że w pracy skupiał się również na pomocy młodzieży. Dla Sanderson to ciężki kawałek chleba – obecność Harry’ego w jej życiu przeprogramowała nieco myślenie, ale i wcześniej wzbraniała się przed braniem na naukowy tapet przypadków nieletnich. W związku z tym, że zespół jej zajmował się ułomnościami często nieuleczalnymi – często związanymi z oddziaływaniem Czarnej Magii na czarodzieja – trafiające pod ich lupę dzieci budziły… Dużo emocji. Zupełnie słusznych emocji. Tak samo motywujących, jak i dla pracy szkodliwych. Dzielących zespół na tych, którzy pozostawali zaznajomieni z nieczystą dziedziną magii (co w międzynarodowych zespołach było wręcz naturalne – w niektórych kręgach kulturowych nie była przecież tak pogardzana), jak i zdolnych do wystosowywania personalnych ataków w kierunku jej użytkowników.
Eliminowanie ryzyka konfliktów było jej obowiązkiem.
– Stosujesz jakieś metody dostosowujące protezy do tempa wzrostu dziecka? – dopytuje. Wyłącznie z ciekawości. Zbudowanie dzieła w taki sposób, by w późniejszym czasie modyfikować go jedynie przy użyciu prostych zaklęć transmutacyjnych było podejściem ekonomicznie korzystnym, ale i zwyczajnie sensownym – pomijając czysto kapitalistyczną chęć zarobienia na kolejnych wersjach produktu. Odpowiedź właściwie pozwoli jej określić jakie zasady w swojej pracy posiadał Hatley. – Masz rację, zdecydowanie brakuje nam standardów. I masz rację z tym, że niektóre aspekty… Wciąż znajdują się w powijakach. Gdybym otrzymywała przed każdą integracją odpowiednią dokumentację, odpowiednie ryciny... – przymyka oczy, by pokręcić głową. – Możesz się ze mną nie zgadzać, ale winą za to obarczam zawistną atmosferę w gronach naukowych – aktywowała się w typowy dla siebie sposób. Sanderson nie była przesadnie wylewną kobietą – oszczędna w gestach i słowach mogła budować wokół siebie aurę chłodu i nieprzystępności. I w rzeczywistości – nie była osobą ciepłą, ale nieprzystępną? Nie znosiła po prostu rozmów o pogodzie i samopoczuciu. To przecież jeszcze nie grzech. – Zazdrość, zamiast współpracy. Krwawą konkurencję, zamiast braterstwa – i sama bywała w tym kontekście zarówno ofiarą, jak i katem. Konkurowała jednak głównie… Ze swoim mężem, nieuczciwie rozdysponywującym zasługi.
Nie komentuje nieprzychylnie jego praktyk uzdrowicielskich w sposób… Nie do końca uregulowany. Ona posiadała wygodę znajomości, Evershire czy środków w skrytce męża i jego rodziny. Gdyby nie to, szukałaby innych sposobów na wsławienie się i rozwój. Twierdziła, że i tak prędzej czy później wpadłaby w kręgi Akolitów, których ideały zupełnie zgadzały się z głodem wiedzy i rozwoju medyczki w tamtym czasie.
– Nawet gdybym chciała o tym zapomnieć, medycyna jest dziedziną szybko sprowadzającą na ziemię. Przypominającej o ludzkiej ułomności, ograniczeniach ciała, o śmierci… – odnosi się do kwestii obracania się w zupełnie innych kręgach; myśliciele i naukowcy mogą wydawać się oderwani od rzeczywistości, jednak koniec końców – większość z nich wraca na szpitalne sale, w których to kostucha jest tak samo brzydka i wszechobecna, jak w portowych, zapyziałych klinikach. – A droga do rozwoju nie jest czysta,bo to dopiero osiągnięty cel zapewnia oczyszczenie – mentoruje, w jakiś sposób czując… Ulgę. Jej zdaniem ludzie przebierający w licznych środkach nie dotrą tak daleko jak ci rozumiejący konieczność sięgania po niewybredne metody. Myśli o sobie – o kobiecie pracującej w zespole leczącym ludzi dotkniętych czarną magią – nagradzanej za zasługi po Wojnie, którą powołał do życia jej ideologiczny guru. – Wcześniej opieką obejmował cię mój mąż. Zakładam, że niewiele może się równać obcowaniu z takim umysłem – dla niej samej wciąż był niezastąpiony – miłością życia, nawet jeżeli na ostatniej prostej nic o tym nie świadczyło. – Ale w przeciwieństwie do niego – ja widziałabym dla ciebie potencjalne miejsce w naszych szeregach – nie zdradza więcej. Wiadomym było, że nie dziś, nie jutro, nie od razu – nie bez odpowiedniej ceny. Ale nie mijała się z prawdą. – O ile zadowoli cię pozycja asystenta – rzuca wyzywająco. Moira nie czuje by Hatley był w pozycji do wybrzydzania na temat pozycji – bez doświadczenia nie mógłby i tak liczyć na nic więcej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:33 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.