• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Błonia
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-13-2025, 07:51

Błonia
Rozległe błonia otaczają zamek od strony jeziora, zapewniając uczniom miejsce do spacerów, nauki i odpoczynku. Latem zielona trawa zaprasza do rozłożenia koca, zimą pokrywa ją śnieg, w którym uczniowie chętnie urządzają bitwy. To tutaj organizowane są lekcje zielarstwa w plenerze, a czasem także ćwiczenia praktyczne z innych przedmiotów. W oddali widać ciemną linię Zakazanego Lasu, a bliżej brzeg jeziora, gdzie można natrafić na uczniów próbujących dostrzec trytony czy tentakule. Błonia stanowią też miejsce spotkań większych grup i punkt obserwacyjny, z którego rozciąga się widok na wieże Hogwartu. Niezależnie od pory dnia, zawsze tętnią życiem i rozmowami uczniów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-17-2025, 13:45
[Obrazek: dxZVCKe.png]
Międzynarodowy Zjazd Absolwentów
30.04.1962

Nadszedł długo wyczekiwany przez wielu pracowników Ministerstwa Magii dzień, którego przygotowanie wypełniało ich dnie przez ostatnie tygodnia, a nawet przez kilka minionych miesięcy. Trzydziesty kwiecień był bowiem dniem ostatniego finału Turnieju Trójmagicznego, który miał miejsce w Hogwarcie dokładnie sto lat temu, a w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym drugim mijało tysiąc lat od założenia Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Były to więc dwie szczególne okazje, którym należała się wyjątkowa celebracja. Dlatego też z inicjatywy brytyjskiego Ministerstwa Magii oraz Hogwartu powstała idea organizacji Międzynarodowego Zjazdu Absolwentów, a do współpracy zaproszono dwie największe europejskie szkoły Magii, które również stawały w szranki w czasie Turniejów Trójmagicznych. Słowa przekuto w czyny i od kilku tygodni wysyłano uprzejme zaproszenia wszystkim absolwentom trzech szkół zapraszając ich w mury szkockiej placówki. Ministerstwa Magii zapewniały przy tym wsparcie mniej mobilnym czarodziejom, w związku z czym powstały organizacje, które zajmowały się logistyką przetransportowania większych grup czarodziejów i pomagały im dotrzeć do Hogsmeade.
Szkockie miasteczko, zamieszkałe jedynie przez czarodziejów, przeżywało prawdziwe oblężenie. Wszystkie pokoje w każdym pubie i karczmie były wynajęte, a uliczkami tłumnie przechadzali się czarodzieje i czarownice oczekujący otwarcia bram Hogwartu. Wielu z nich dyskutowało o tym, co miało miejsce kilka tygodni wcześniej w czasie zaprzysiężenia nowego Ministra Magii. Zastanawiali się, czy Nobby Leach pojawi się na Zjeździe, komentowali podjęte przez niego działania. Niektórzy (bardziej wrażliwi) bowiem zrezygnowali z uczestnictwa w Zjeździe z obawy, że zostanie zakłócone przez pojawienie się skazanego już raz czarnoksiężnika. Ministerstwo Magii zapewniało jednak o podjętych krokach i wszczętych specjalnych procedurach, które miały zapewnić bezpieczeństwo wszystkich obecnych oraz uniemożliwić zakłócenie wydarzenia. Zachęcało do udziału i zapewniało, że panuje nad sytuacją, lecz do zabezpieczenia Zjazdu wezwano więcej, niż planowano, służb bezpieczeństwa.
Bramy szkoły otwarte zostały w samo południe, a tuż za nimi lewitowały liczne ogłoszenia na ozdobionych pergaminach, na których rozpisano harmonogram wydarzenia oraz poinformowano o dostępnych rozrywkach. Złotymi literami wykaligrafowano zaproszenie do udziału w ceremonii otwarcia, a więc do udania się na błonia.
Większość gości właśnie tam się udała. Szkocka pogoda okazała się wyjątkowo łaskawa i oszczędziła pracownikom Ministerstwa Magii rzucania zaklęć, które osłoniłyby wszystkich przed deszczem; dzień był bowiem słoneczny i bezchmurny, jedynie lekki wiatr poruszał młodymi listkami wierzby bijącej, która dostrzegłszy gości w oddali trzasnęła gałęziami ostrzegawczo. Na ogromnej polanie, pomiędzy wzniesieniem na którym znajdowało się wejście do zamku, a jeziorem zbudowano drewniany podest z mównicą oraz sztandarami wszystkich trzech szkól - Hogwartu, Beauxbatons oraz Durmstrangu. O obecności zagranicznych gości świadczył również widok, którego nie można było nie zauważyć - ogromny, majestatyczny statek kołysał się lekko na tafli jeziora, od czasu do czasu trącany przez mackę kałamarnicy, ciekawej swoich gości. Na skraju Zakazanego Lasu stał zaś powóz wielkości niedużego domu, a obok niego skubały trawę abraksany - stworzenia wielkości koni pociągowych o wielkich skrzydłach.
Z kilku wzniesień zaś wyrastał Hogwart - majestatyczny, średniowieczny zamek, o którym mawiano, że jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc świata. Dziś mógł być z pewnością jednym z najczystszych zamków świata. Przez ostatnie tygodnie bowiem nie byłoby dnia, gdy zastęp skrzatów domowych Hogwartu nie harował ciężko, szorując każdy cal zamku i malując trawę na zielono na błoniach i okolicznych terenach zielonych. Hogwart został wysprzątany i przygotowany na licznych gości.
Czekając na godzinę czternastą, gdy miało odbyć się oficjalne rozpoczęcie Międzynarodowego Zjazdu Absolwentów, wielu czarodziejów i czarownic przechadzało się po szkolnych błoniach i odwiedzało stare kąty, wspominając dawne czasy i wymieniając świeższe doświadczenia. Niektórzy przybyli tu z chęcią spotkania dawnych przyjaciół, inni zaś pragnęli zrobić wrażenie na kolegach i koleżankach ze szkolnej ławki - dlatego tłum był niezwykle różnorodny. Wśród zgromadzonych na błoniach można było dostrzec cały przekrój społeczeństwa. Czarodziejów w tradycyjnych, staromodnych szatach wyjściowych, z poważnymi minami i wyprostowaną sylwetką, a także czarownice w krótszych sukienkach i modnych uczesaniach. Do Szkocji przybyli goście z odległej Norwegii, pozbywający się futer, temperatura bowiem przekroczyła piętnaście stopni, co dla nich mogło być już upałem; a także absolwenci francuskiej szkoły komentujący między sobą szeptem stroje starszych angielek.
Uwagę ich wszystkich przyciągnęło pojawienie się na drewnianym podwyższeniu kilkunastu osób - dyrektorów szkół magicznych oraz przedstawicieli Ministerstw Magii. Nobby Leach dyskutował cicho z francuską dyplomatką, uśmiechając się przy tym czarująco. Norweski ambasador zaś miał na ustach wyuczony, acz grzeczny uśmiech, jego wzrok śledził Albusa Dumbledore'a, który dwie minuty przed czternastą stanął przy mównicy. Dyrektor Hogwartu miał na sobie śliwkową szatę złożoną z garniturowych spodni oraz kamizelki, na ramionach zaś krótką, ciemniejszą pelerynę. Uwagę zwracał jego krawat w kolorze jaskrawej żółci. Przygładził bródkę, ukrywając, że przełyka cytrynową landrynkę i przytknął sobie różdżkę do gardła mrucząc pod nosem: Sonorus.
- Witajcie w Hogwarcie, drodzy przyjaciele, nasi dawni uczniowie, dziś koledzy po fachu, witam serdecznie naszych przyjaciół z dalekich stron i ich przyjaciół! - jego głos, spokojny, lecz pełny, poniósł się głośno ponad tłumem, uciszając większość rozmów i przykuwając uwagę zgromadzonych do siebie. Uśmiechał się łagodnie i życzliwie, jego spojrzenie zaś wodziło nieśpiesznie po licznych twarzach, gdy przemawiał. - Dziękuję wam za tak liczne przybycie! Radość to czysta widzieć was tu znów, gotowych do wspólnego celebrowania trwałości, zjednoczenia i przyjaźni. Zgromadziliśmy się tu bowiem, tak pozwolę sobie przypomnieć, gdybyście państwo zapomnieli, aby uczcić początki Hogwartu. Uwierzycie, że to już tysiąc lat? Niezwykłe! A do Zakazanego Lasu wciąż wchodzić nie można, tak tylko wtrącę, drodzy państwo. - Dumbledore zrobił krótką przerwę na falę chichotu wśród zebranych (być może grzecznościowego). - A także aby wspomnieć i uhonorować setną rocznicę ostatniego Turnieju Trójmagicznego. Dziś nie spotykamy się tu jednak by rywalizować. Wprost przeciwnie, drodzy państwo! Dziś spotykamy się tu, aby się jednoczyć. Integrować! Zawierać nowe przyjaźnie, może odświeżyć stare znajomości, które przysłonił kurz codzienności. Niech dzisiejszy dzień będzie Świętem Zjednoczenia wszystkich czarodziejów. Jest to nam dziś potrzebne. Musimy być bowiem przygotowani na to, że znajdą się ci, którzy próbować będą zasiać wśród nas ziarno niezgody i nas podzielić - uśmiech i wesołość na twarzy Albusa ustąpiły miejsca powadze. Niewątpliwie nawiązywał on do zakłócenia zaprzysiężenia Ministra Magii przez czarnoksiężnika, Grindelwalda. Nobby Leach w tym samym czasie wyprostował się dumnie ze śmiertelnie poważną miną. - Nie pozwólmy im na to! Dziś świętujmy i bawmy się, lecz pamiętajmy o wspólnym celu. Tylko razem możemy wkroczyć w przyszłość silniejsi. Pamiętajmy o wzajemnym szacunku, o partnerstwie, to one są fundamentem tej przyszłości. Magia nie zna wszak granic państw, nie zna barier językowych. Łączy nas wszystkich, niezależnie od tego, gdzie nauczyliśmy się swoich pierwszych zaklęć. Nasza różnorodność - metod nauczania, różnych tradycji i mnogość perspektyw - one są naszą ogromną siłą. Kiedy łączymy nasze umysły i serca, nie ma wyzwania któremu byśmy nie sprostali, kiedy wspieramy się nawzajem. Wówczas powstanie najsilniejsza tarcza, której żaden chaos nie zdoła przebić - przemawiał Albus, mówiąc coraz głośniej i dynamiczniej, a przemowie tej towarzyszyła żywa gestykulacja. Mówił z nadzieją, że jego słowa trafią do wszystkich zebranych czarodziejów i czarownic, że skłonią ich do refleksji oraz przychylniejszym spojrzeniu na drugiego człowieka. Albus Dumbledore znów uśmiechnął się ciepło. - Zatem dzisiaj, w tym pięknym wiosennym dniu, wzywam was wszystkich - niech ten Zjazd nie będzie jedynie chwilą nostalgii, lecz również obietnicą. Obietnicą współpracy, równości i dążenia do jedności. Pamiętajcie, że niezależnie od tego, którą ze szkół ukończyliśmy - każdy jest istotnym ogniwem budującym nasze społeczeństwo. I pamiętajcie, aby bawić się dziś dobrze! Nie zjedzcie wszystkich czekoladowych żab od razu, zostawcie również jakąś dla mnie! Pragnę podkreślić, że w dzisiejszy dzień ogromny wkład mieli nasi goście - Akademia Magii Beauxbatons oraz Instytut Magii Durmstrang. Przygotowali dla nas specjalne pokazy oraz atrakcje, które zabiorą nas w podróż w ich mury. Osobiście jestem niezwykle podekscytowany możliwością poznania ich bliżej! - zakończył z typowym dla siebie humorem. Wysunął znów z rękawa różdżkę i machnął nią krótko: na podwyższeniu pojawił się wówczas stołek, a na nim stara, zakurzona tiara. Absolwenci Hogwartu doskonale ją pamiętali, była to wszak Tiara Przydziału, która decydowała o przydziale ucznia do konkretnego domu. - Wysłuchajmy jeszcze co Tiara Przydziału ma nam do przekazania! - zachęcił wszystkich Albus.
Tiara odchrząknęła lekko, po czym zaczęła śpiewać:
- Już dziewięć wieków minęło w dal,
gdy Hogwart wzbił się jak srebrny wal.
Na wzgórzu stanął wśród mgieł i chmur,
by strzec czarodziejskich marzeń i gór.

Czterech założycieli ślad
wciąż wiedzie nas przez wieków świat.
Choć różne mieli myśli i sny,
to razem stworzyli fundamenty dni.

Dziś wielka rocznica rozbrzmiewa w nas,
dziewięćset sześćdziesiąt dziewięć — to czas!
Niech echo pieśni poniesie w dal,
że jedność silniejsza niż dzieli żal.

Nie tylko Hogwart tu dzisiaj brzmi,
lecz Beauxbatons wdzięk i Durmstrang sił drwi.
W Brytanii wszyscy schodzimy się wraz,
by wspólną rodziną nazwać swój czas.

Beauxbatons światło, Durmstrang ma moc,
a Hogwart mądrość, co lśni jak noc.
Złączone w sercu trzy drogi są,
jednością stają się niczym dzwon.

Więc przyszłość buduj, o młody czar,
niechaj cię wiodą przyjaźń i dar.
Bo szkoła rośnie, jak w gwiazdach blask,
i wciąż jednoczy czarodziejski ród nasz.


Gdy kapelusz przestał śpiewać, dyrektor Hogwartu znów machnął różdżką: wówczas po obu stronach podwyższenia wystrzeliły w górę magiczne iskry, a choć nad głowami gości nie widać było żadnych chmur, z nieba posypały się złote drobiny. Albus Dumbledore zaprosił wszystkich, aby obejrzeli występy delegacji Akademii Magii Beauxbatons oraz Instytutu Magii Durmstrang. Na scenie najpierw pojawiły się absolwentki francuskiej placówki, które dawniej należały do szkolnego klubu tanecznego - ich występ z elementami gimnastyki artystycznej zachwycał i cieszył oko. Przedstawiciele norweskiej szkoły zaprezentowali zaś krótką inscenizację teatralną opowiadającą o jednej z legend, która dotyczyła Durmstrangu. Gdy ceremonia otwarcia dobiegła końca, gości zaproszono do korzystania z przygotowanych dla nich rozrywek - mogli udać się na poczęstunek, bądź wziął udział w dwóch konkursach .
Zamek Hogwart był dla nich otwarty - z kilkoma wyjątkami. Pokoje Wspólne były otwarte, lecz dormitoria miały pozostać niedostępne dla gości Zjazdu, ze względu na prywatność uczniów, którzy w ten weekend wyjechali do swoich domów. Zakazem wstępu zostały objęte niektóre komnaty oraz szkolna kuchnia. Drzwi prowadzące do Wielkiej Sali miały zostać otwarte o godzinie dziewiętnastej, gdzie rozpocząć się miał Wielki Bal Absolwentów. Każdemu wręczono do ręki rolkę pergaminu z harmonogramem oraz informacjami. Znalazło się na nim również przypomnienie, że na terenie Hogwartu nie można się teleportować.


| Wydarzenie Międzynarodowy Zjazd Absolwentów oficjalnie się rozpoczyna!
Od dziś można swobodnie zaczynać wątki w każdej z lokacji dostępnej w Zamku Hogwart. Prosimy o uwzględnienie, że Bal w Wielkiej Sali rozpoczyna się o godzinie 19:00.

Przewodnik po dostępnych atrakcjach odnajdziecie tutaj: świstoklik.

W razie pytań zapraszam!
Violet
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Maya Crouch
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
3
3
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
10-18-2025, 13:42
Ciepło wiosennego słońca ochoczo osiadło na skórze jej policzków. Rozkoszowała się pięknem błoni jako młoda czarownica, ale dziś, gdy spoglądała na nie już jako dorosła, nadal nie mogła się nim oprzeć. Towarzysząca im oficjalna atmosfera uroczystości naginała nieco towarzyszące im wspomnienia. W miejscu podestu, gdzie przed kilkoma minutami dyrektor szkoły wygłaszał płomienną mowę, a Tiara Przydziału zaintonowała pieśń, lubiła ćwiczyć zaklęcia obrony przed czarną magią. Stoły z poczęstunkiem znajdowały się tuż przy niewidocznej dla niewprawnego oka ścieżki, która prowadziła do brzozowego zagajnika i szemrzącego wokół niej krystalicznego strumienia. Towarzyszący tym obrazom uczniowie byli dorosłymi osobami, często mającymi niewiele wspólnego ze swoimi szkolnymi powłokami, jakie przybrali na czas nauki w Hogwarcie. Mimo to znajdowała w tłumie wiele znajomych twarzy. Kojarzyła zwłaszcza Krukonów, bo to z nimi dzieliła dormitorium, świętowała wygrane przez nich mecze quidditcha lub wypoczywała we wspólnej przestrzeni, tuż pod niebem skrzącym się od blasku gwiazd. W odmęcie wspomnień widziała również szeroki, drewniany parapet wyłożony aksamitnymi poduszkami, na którym często przesiadywała ze swoim szkicownikiem. Od dawna nie zaglądała tak bardzo wstecz i czułaby się w tym doświadczeniu osamotniona, gdyby nie wyrazy twarzy przechodzących wokół osób. Tuż po przemówieniu dyrektora i występach mogła swobodnie powitać się z kilkoma najlepiej zapamiętanymi czarodziejami i czarownicami. Szczerze zainteresowana ich życiem wypytywała o to, jak poradzili sobie po opuszczeniu szkoły i co się z nimi działo, a także uprzejmie odpowiadała na pytania dotyczące jej własnej ścieżki.
I dopiero, gdy kątem oka zauważyła odbicie złotego refleksu na niewzruszonej tafli wody, zadrżała pod naporem obezwładniającego uczucia ekscytacji.
Na przekór kolejnym zaproszeniom do rozmowy skierowała się ku nieco osamotnionemu miejscu, skąd rozpościerał się pełny widok na leżące u podnóża wzgórz jezioro. Znajdowało się ono na tyle daleko, żeby większości zgromadzonym nie przyszło do głowy za nią iść, ale jednocześnie tyle blisko, że wciąż słyszała gwar dyskusji rozchodzących się po błoniach. Głęboki wdech rześkiego powietrza pozwolił jej oczyścić myśli i skupić się na tym, jak dużo zmieniło się od dnia, w którym była tu po raz ostatni. Czasami nie potrafiła rozpoznać osoby, którą się stała. Nie tęskniła za tym, jaka była w czasach nauki w Hogwarcie, ale nie wyrzekła się wszystkiego i zachowała część najlepszych cech. Przynajmniej miała taką nadzieję.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-19-2025, 19:28
Zjazd absolwentów nie był czymś, o czym myślałem bez przerwy. Nie jestem aż tak bardzo przywiązany do szkoły matki, choć przecież była dla mnie jedynym tak stałym elementem przez siedem lat życia. To całkiem sporo, zważywszy, że pozostałe lata nosiły klątwę chaosu i braku zrozumienia dla tego, co mnie spotykało. Zdaje się, że niewdzięczne ze mnie dziecko, bo pamiętam jedynie to, co i tu było najbardziej bolesne – odwrócenie się Kyrosa od wspólnego kursu jaki obraliśmy w życiu, jego śmierć, ucieczkę wujka, rozpad relacji z Fran i wreszcie mój własny upadek moralny. Nawet jeśli nie był on jakoś spektakularny, to jednak wyznaczał moją dalszą ścieżkę. Sam przecież w pewnym sensie pozbawiłem się tego, co dalece bardziej uczciwe i nie wymagające aż tak zażartej walki o każdy kolejny dzień. Może nieco przesadzam, bo przecież nawet kończąc Evershire nie miałbym gwarantu bezproblemowego sukcesu, ale od czasu rozmowy z Moirą Sanderson doza niepewności i dyskomfortu tkwi we mnie niczym drzazga wpijająca się pod płytkę paznokcia. Ćmi okrutnie, zaburzając przytomny osąd rzeczywistości.
Decydując się na powrót w te mury, godzę się równocześnie na to, że spotkam duchy przeszłości, co dodatkowo nie stawia mnie w najlepszej sytuacji. Jest we mnie jednak jakaś część, która żąda tej masochistycznej wręcz przyjemności, biczującej zakończenia nerwowe słodkim podnieceniem.
Muszę przyznać, że tak ogromnych tłumów gości jeszcze nigdy nie widziałem. Ilość osób pragnących pojawić się na niezwykłym wydarzeniu przekracza najśmielsze oczekiwania, co poczytuję za pewien plus – łatwiej jest wtopić się w tłum i przejść niezauważonym, jeśli sytuacja będzie tego wymagać. Już jednak na wstępie potrafiłem wyłowić z mas kilka oblicz, całkiem dobrze zakorzenionych w pamięci, przywołujących delikatną nostalgię, której się u siebie nie spodziewałem. Nie tutaj.
Podczas ceremonii otwarcia znalazłem sobie dość wygodne miejsce, zamieniłem kilka słów ze ślizgonami z rocznika, tymi, z którymi jeszcze jakakolwiek nić relacji jeszcze mnie łączyła w czasie obecnym. Nie ma ich zbyt wielu, bo i też Slytherin zawsze zdawał się dość specyficznym domem. Nasze zażyłości były trudne do opisania, często wymykały się zwykłemu rozumieniu koleżeństwa czy przyjaźni, stąd też nie spodziewałem się zbyt wiele.
Oficjalne przemowy przemknęły gdzieś obok, bo nigdy nie miałem aż tyle zapalczywości, by tak skrzętnie notować w pamięci profesorskich wywodów.
Gdy część oficjalna minęła, zgromadzeni poczęli sukcesywnie przechodzić do wnętrza Hogwartu, ja natomiast, wiedziony poczuciem, że lepiej jeszcze nieco poczekać i nie wpychać się z pierwszą falą podekscytowanych czarodziejów, pozwoliłem sobie na dłuższą kontemplację tego, co mnie otaczało. Jak wiele wspomnień z czasów szkolnych jeszcze mogłem z siebie wydobyć? Czy poszczególne miejsca będą wyzwalać je sukcesywnie? Ciche westchnienie opuściło me usta z poczuciem, że to za wiele. Nie tego się spodziewałem i jedynie swobodniejszy ton zmieszany z dobrą porcją jakiegoś trunku mógł mnie wyzwolić z okowów paskudnej, przylepiającej się do ciała zadumy i poczucia przemijającego czasu.
Kątem oka dostrzegam, że nie tylko ja poszukuję wytchnienia przed zatopieniem się w wirze zabawy. Nie rozpoznaję sylwetki od razu. Przyglądam się jej uważnie, by wreszcie zrozumieć, że zaraz się odwróci i żadne udawanie, iż mnie tu nie ma, zupełnie nie wchodzi w grę.
— Nie usiadłbym ponownie w szkolnej ławce za żadne skarby świata. — Jakże bezpośrednie stwierdzenie stało się jednocześnie przedziwnym powitaniem, którego pierwotnej formy najwyraźniej próbuję uniknąć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Maya Crouch
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
3
3
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
10-20-2025, 17:55
Kryza rześkiego powietrza znad jeziora przyniosła pożądane otrzeźwienie. Zmyła z niej poczucie osobliwe poczucie odrętwienia, jakie pozostawiły po sobie rozmowy z Krukonami i niektórymi uczniami z pozostałych domów. Piękno jeziora skąpanego w blasku słońca zapierało dech w piersiach i aż prosiło się o to, żeby uwiecznić je na karcie szkicownika. Być może po powrocie do Londynu byłby to dobry pretekst, aby powrócić do rysowania kolorami i zatopić się w barwach, jakich o tej porze roku jeszcze brakowało miastu.
Wychwyciła zmianę. Przypominała drobne załamanie się światła, wyższy ton dawno zapomnianej melodii, ciepło pojedynczego promienia słońca.
Spodziewała się zobaczyć za sobą kogokolwiek innego. Nauczyciela, który kojarzył ją z zajęć, rówieśnika, z którym pracowała ramię w ramię w Ministerstwie, dowolnego czarodzieja z Gryffindoru czy Huffelpaffu ścigającego się z nią o tytuł prefekta naczelnego. Z łatwością zapełniłaby całą listę wymyślnymi tytułami. Zamiast entuzjazmu, tak charakterystycznego dla powitań złożonych w imię nostalgii, w pierwotnych odruchu zadrżała ze strachu lub starannie hamowanej ekscytacji. Nie była w stanie świadomie wybrać pomiędzy obydwiema opcjami. Kiwała się pomiędzy nimi równie niezdecydowana co giętkie drzewo przygniatane wiatrem, chroniące się przed upadkiem siłą korzeni. Stała, lecz nie była pewna, co stałoby się w momencie wymuszenia na ciele dowolnego ruchu. Dla niewprawnego oka stagnacja trwała krócej niż jedno uderzenie serca, ale to przecież on zawsze miał talent widzieć rzeczy, których istnienia nikt nie powinien być świadom.
— Lysander — smakowała brzmienie jego imienia ostrożnie, powoli, tak, jakby musiała na nowo przyzwyczaić się do charakterystycznego zlepku poszczególnych głosek. Każdej z nich towarzyszyło jakieś skrzące się w ciemności wspomnienie, zapach lub dźwięk. Kiedyś znała je lepiej niż własne, wymawiane przez niego rzadko i od niechcenia, a przez ostatnie lata zapewne wcale. Takie było prawo zapomnienia, zatarcia się w pamięci - choć skłamałaby twierdząc, że zastosowała się do niego w pełni. Spoglądała z zainteresowaniem, ciekawa, jak odcisnęło się na nim piętno upływającego czasu. Pod opuszkami palców czuła żar tlącej się w jego postawie nonszalancji i swobody, której już wtedy tak bardzo mu zazdrościła. Pod pewnymi względami teraz mogła się z nim w tym równać. Dopiero teraz, kiedy poznała smak wolności. — Co przeważyło w decyzji o przyjeździe na zjazd, skoro nie widzisz się ponownie w szkolnej ławce? — zapytała w nawiązaniu do osobliwego frazesu powitania z ciepłym, kryjącym tęsknotę za nostalgią uśmiechem, robiąc kilka kroków do przodu. Chciała staranniej przyjrzeć mu się z bliska i wyłowić skryte za dorosłym spojrzeniem chłopięce rysy. Na szczęście wciąż tkwiła w nim znana jej wspomnieniom osoba, pełna płomiennych iskier, którą pamiętała i lubiła. W świetle popołudniowego słońca portret jego twarzy był niemal identyczny z tym, który nosił lata temu, jakby sama bliskość Hogwartu sprawiała, że stał się podobny tamtej wersji siebie.
Minęło już tak dużo czasu od dnia, w którym obejrzała się za Lysandrem po raz ostatni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-22-2025, 21:02
Wspólna przeszłość jest ledwie strzępkiem, ułamkiem z codzienności, której przecież już niemal nie pamiętam. Nie myślałem potem nigdy zbyt wiele, nie snułem w głowie scenariuszy losów moich kolegów. Dość płynnie przeszedłem w nową rzeczywistość, a jeśli były gdzieś jakieś uczucia, skrzętnie zakopałem je pod prozą obowiązków, tak by zapomnieć i by w momencie, kiedy spróbuję je przywołać, pojawiło się zaskoczenie – czy to faktycznie tak? Czy może to wytwór mojej wyobraźni?
Uśmiech nadal lekko drży na moich ustach, kiedy przyglądam się dokładnie pannie (może już nie?) Crouch. Próbuję przypomnieć sobie czy tak właśnie wyglądała w czasach szkolnych czy też czas nie poskąpił jej formowania nadmiarem trosk. Dojrzałość? Ogłada? Jeszcze bardziej niewzruszona mina? Sam nie wiem czego dokładnie chcę doświadczyć i czy w ogóle mam taki zamiar… Ostatecznie decyduję się spędzić z nią kilka chwil, zamienić kilka słów, wymienić kilka spostrzeżeń na temat Hogwartu i tego, że starzejemy się jak wino. Grzecznie, uprzejmie i niekoniecznie tak, jak zwykle preferuję to robić. Mam jednak tę wspaniałą zdolność dostosowywania się, co stanowi połowę sukcesu i wróży, że prawdopodobnie dzięki temu koniec nie pozostawi po sobie niesmaku.
— Maya — powtarzam zaraz za nią brzmienie jej imienia. To trochę tak, jakbym poznawał je na nowo, odkopując z czeluści pamięci. Robię kilka kroków, by ostatecznie zrównać z nią i odwrócić twarz tam, gdzie właśnie patrzyła. Ramię w ramię, bez zbędnej konfrontacji.
Hogwart potrafi budzić przeróżne emocje, jej są dla mnie jeszcze nieodgadnione. Wiem, że Ravenclaw był w naszych czasach niezwykle zżyty, wiedziałem, że dziewczęta rozmawiały sporo, wspierały się i były dość blisko. Wiem, że dobrze znała zarówno Fran jak i Mildred, ale zagadką pozostaje czy miały jakiekolwiek relacje obecnie. Myślę, że to o tyle kłopotliwa sprawa, że wśród rodzin błękitnokrwistych panował pewien schemat postępowania przeznaczony dla młodych kobiet jak i mężczyzn. Cenione było szybkie ustatkowanie się i założenie rodziny, co w pewien sposób znacznie ograniczało możliwości towarzyskie. Kroczenie ścieżką niezależności okupione było również licznymi wyrzeczeniami, ponadto brakiem akceptacji.
Jak ona sobie z tym poradziła? Wiem, że to nie moment na takie pytania. Próbuję więc dryfować w wyznaczonym moim nieeleganckim powitaniem kierunku.
— Ciekawość… może? — Rzucam to w sposób sugerujący, że sam nie jestem pewien, co tak naprawdę skłoniło mnie do owej decyzji. — Może sam nadal poszukuję jakiegoś wytłumaczenia — dodaję, a potem zerkam na nią z ukosa, wyraźnie zaintrygowany. — A ty? Czego tu poszukujesz? Co cię skłoniło do powrotu?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Maya Crouch
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
3
3
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
10-23-2025, 18:03
Jej imię pochwycone melodią głosu Lysandra nie brzmiało obco. Było zaledwie i aż w pełni bliźniaczym odzwierciedleniem przyjemności, z którą utożsamiła się tuż przed chwilą. Niewinny żar tlący się tuż pod skórą przypominał o dawno porzuconej nadziei, zapełnionych kartach szkicownika czy naturalnej dla każdego potrzeby zrozumienia, częściowo wypełnioną poprzez ich znajomość. Zamiast pozwolić myślom błądzić w niemej, boleśnie znajomej przestrzeni, przynajmniej na razie wolała związać je na krótkim postronku i trzymać tuż przy sobie. Wolała wysłuchać go w spokoju, odcięta na gorączkowe nawoływania zatartych wspomnień. Pokiwała głową ze zrozumieniem - rozumiała zarówno ciekawość, jak i bliżej nieokreśloną motywację. W praktyce nikt nie wracał do Hogwartu wyłącznie po to, żeby spędzić czas pozbawiony refleksji.
— Jakkolwiek niepoważnie to zabrzmi, chciałam spojrzeć w przeszłość i sprawdzić, czy zostało we mnie coś z tamtych lat — parsknęła zduszonym śmiechem. Mało kto był świadom, z jak wieloma sprzecznościami walczyła w trakcie uczęszczania do szkoły i jak wiele osób uważała ją wyłącznie za sztuczny wytwór błękitnokrwistych ambicji. Była kimś więcej, choć zrozumienie tego zajęło dłużej, niż naprawdę powinno. Lysander był w nieznacznym gronie osób, które były świadomie istnienia szram na jej szklanej powłoce. — Może upór. Ale cała reszta tych bdzur, na szczęście, jest gdzieś... daleko. Ta obsesja nad dążeniem do doskonałości była wtedy godna pożałowania. Dziś nie potrafię zrozumieć, jakim zrządzeniem losu wytrwałam w niej tak długo — nieznacznie przesączone goryczą słowa wzniosły się ku niemu z uśmiechem, którym chciała złagodzić ich brzmienie. Pokładanie wartości w nieustannej, często katorżniczej pracy nad własnymi umiejętnościami zaprowadziło ją na studia i pozwoliło na dość swobodne życie w Londynie, niemniej dopiero z upływem czasu zrozumiała, że nie musiała ponieść za to tak wysokiej ceny. Przepoczwarzanie się w człowieka w krwi i kości rozpoczęła jeszcze w trakcie nauki w Hogwarcie, ale dokończyła w momencie, kiedy nie mieli ze sobą kontaktu i nie mógł poznać jej od tej strony lepiej. W eleganckim, wolnym od nawet najdrobniejszych niedoskonałości komplecie nadal mogła wyglądać na sztywną i w pełni respektującą każde prawo czarownicę, ale nie bez przyczyny rozmawiała z nim tak swobodnie i pewnie.
Odwróciła spojrzenie w stronę Lysandra. Zrobiła to na tyle otwarcie, by nie uszło jego uwadze i być może sam również się na to odważył, choć gdyby się na to zdecydował, mógł dostrzec szczere zainteresowanie opatrzone złotym błyskiem w tęczówce oka. Być może znajdowało się tam coś jeszcze, coś, z czego istnienia wolała nie rozliczać się w pełni świadomie. Na razie pozostawiła się z zadowoleniem, które czuła na rzecz zobaczenia go po tak niewyobrażalnie długim czasie rozłąki.
— Mam nadzieję, że zostajesz na dłużej i zobaczymy się wieczorem w Wielkiej Sali na balu maskowym.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-23-2025, 18:52
| 30 kwietnia 1962. Podczas rozpoczęcia Zjazdu

Dziwnie było wyruszyć w podróż do Hogwartu. Minęło kilka lat, odkąd opuściłam jej mury, a teraz wracałam tam na zjazd nie tylko uczniów tej szkoły, ale także innych. A także Akademii Magii Beauxbatons oraz Instytutu Magii Durmstrang. Pojawiłam się na miejscu u boku męża i Primrose, była już końcówka kwietnia, przyjemny powiew wiosny otulał nas gdy kroczyliśmy w stronę błoni, gdzie miała rozpocząć się cała uroczystość. Gdy ostatni raz szłam tymi ścieżkami, byłam jeszcze uczennicą. Głowę miałam pełną marzeń, chciałam chłonąć wiedzę i jako prawdziwa Krukonka, dążyć do swojego rozwoju. Teraz byłam już żoną, niedługo miałam zostać również matką, co nadal było dla mnie ogromnym szokiem, chociaż może już nie tak dużym, jak w dniu moich urodzin czy później, podczas wizyty uzdrowicielki. Ciąża została potwierdzona, już nic nie mogłam z tym zrobić. Pozostało mi jedynie się z tym pogodzić, chociaż było to zadanie trudne i niezwykle czasochłonne. Ciąża była jeszcze młoda, ale gdy szykowałam się do udziału w wydarzeniu, sprawdzałam kilkanaście razy czy na pewno nic jeszcze nie widać. Nawet teraz, nerwowo raz po raz gładziłam sukienkę na brzuchu. Chociaż wiedziałam, że nie ma takiej potrzeby. Jeszcze nikt nie wie. Jeszcze nikt nic nie widzi.
Uwielbiałam Hogwart za możliwości, które mi dał. To tutaj poznałam swoich przyjaciół, to tutaj zdobywałam wiedzę, ćwiczyłam zaklęcia, uczyłam się bycia czarownicą i wykorzystywania swoich umiejętności. Hogwart umożliwił mi poszerzenie swoich horyzontów, co teraz dawało owoce. Dane mi było spędzić większość tego czasu u boku Primrose, kiedy ja zaczynałam Hogwart to Xaviera już tutaj nie było. Dlatego jak dziwnie było mi znajdować się tu u jego boku.
- Tam, na tamtej ławce, zawsze z Primrose odpoczywałyśmy po lekcjach - wskazałam na konkretne miejsce, znajdując się przy murach szkoły, a obok rosło dość sporej wielkości drzewo, dające odpowiednią ilość cienia.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu kolejnych miejsc, przywołujących wspomnienia. Było ich dużo, znaczna część dotyczyła również Nathaniela i Noah. Widziałam obrazy, kiedy razem chodziliśmy tymi ścieżkami śmiejąc się i żartując, nie pamiętałam już z czego, ale pewnie czegoś co wydarzyło się podczas lekcji. Mieliśmy swoje miejsca przy stole w Wielkiej Sali, ulubiony kawałek trawy, na którymi siedzieliśmy na wiosnę i jesień pisząc eseje. Nie pomyślałam, że przybywając tutaj pojawią się nie tylko te dobre wspomnienia, ale te związane ze stratą Noah, również.
Gdzieś w tle słyszałam głos dyrektora Hogwartu, profesora Dumbledore’a, staliśmy na tyle daleko, że nasze rozmowy z pewnością mu nie przeszkadzały, za to my słyszeliśmy go dobrze. Chociaż niespecjalnie byłam jego przemową zainteresowana, mówił o wspólnocie, o byciu razem, o zabawie. Na dłużej swój wzrok zawiesiłam na Tiarze Przydziału, a gdy rozpoczęcie się zakończyło, do rąk dostałam zwój z harmonogramem. Przejrzałam go szybko.
- Byłeś kiedyś w zakazanym lesie? - Zwróciłam się do Xaviera, widząc informacje o nadal obowiązującym zakazie wejścia do lasu.
Xavier był ostatnio bardzo opiekuńczy. Co chwilę upewniał się czy dobrze się czuje, nie pozwalał mi już tak długo siedzieć po nocy w gabinecie i ciągle widziałam jak na mnie zerka z troską.
- Czy Bradford się pojawi? - Zerknęłam na Primrose, a delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-25-2025, 21:38
Przypominam sobie, że kiedyś myślała o mnie więcej niż powinna przeciętna panna z dobrego domu. Było to coś wprawiającego w zakłopotanie nawet mnie, człowieka dumnie stawiającego czoła wszelkim niespodziankom zesłanym przez los. Rzadko kiedy coś było w stanie mnie onieśmielić lub wywołać dyskomfort. Przyzwyczajony do spojrzeń, które sam prowokowałem, do dotyku, którego poszukiwałem, uznałem w pewnym momencie, że dreszcz niepewności jest mi zupełnie nieznany. Szybko moje przekonania zostały jednak zrewidowane jednym przypadkowym zdarzeniem. Pociągnięcia grafitu na kartce nadal pozostawały wyraźne, tak jak i spojrzenie dziewczęcych, speszonych oczu. Teraz udaję butę, obracam dawny przestrach w odwagę mężczyzny stawiającego wyzwania wszystkim dookoła. Tak jak i teraz – próbującego swoim zdecydowanym spojrzeniem wywołać w niej jakieś odczucia. Moja ciekawość nie powinna brać góry, zwłaszcza kiedy podniebienie nie zostało jeszcze zwilżone alkoholem.
— Więc sądzisz, że się zmieniłaś? — pytam. Ja tego nie wiem, nie miałem przecież okazji, aby obserwować ją po latach, kiedy Hogwart wyblakł we wspomnieniach. Nie wiem, co teraz robi w życiu, lecz pewnie, jeśli wystarczająco się postaram, uchyli mi rąbka tajemnicy. — Nie pragniesz już doskonałości? — dopytuję szczerze tym zajęty. Rzucam przy tym kilka krótkich spojrzeń, przerywanych kontemplacją roztaczającego się widoku na przyrodę otaczającą stare mury szkoły.
Czy ja pragnąłem tego, czego ona zaniechała? Ciągle było mi mało, ciągle mój głód zdawał się rosnąć i nic nie było w stanie go zaspokoić.
Zwraca się do mnie tak bezpośrednio, co już przywodzi mi na myśl podejrzenie, że faktycznie mniej w niej tamtej dziewczyny sprzed lat. Myślę, że wtedy nie byłaby zdolna na taką odwagę, co doceniam szczerym uśmiechem. Kiedy patrzę na jej twarz, myślę, że faktycznie jest w niej coś, co przykuwa uwagę i co mogło zainteresować kogoś takiego jak mojego brata. Nie wiem, dlaczego nawet w tej chwili zaczynam o nim myśleć i gdzieś w tle docierają do mnie tony jego głosu. Zaciskam palce schowane w rękawach migotliwego nakrycia wierzchniego. Robi mi się naprawdę niedobrze, bo pragnę choć raz poczuć się wolnym od tych przytłaczających mnie emocji.
To nie jej wina.
Stężały na twarzy uśmiech powoli rozpływa się pod naporem mdłej melancholii.
— Myślę, że nie przegapię tańców i kilku lampek dobrego wina — mówię w końcu do niej z nadzieją, że nie odbierze mojej nagłej zmiany jako czegoś nietaktownego. Potrzebuję złapać oddech i odnaleźć utraconą równowagę. Wchodzę więc wreszcie w skórę prawdziwego Hatleya i oglądam się przez ramię, następnie badam resztę otoczenia. — Chyba powinienem już sobie pójść, przynajmniej na jakiś czas. Nie chciałbym, aby ktoś moją obecność odebrał jako nietakt. Pewnie nie przyszłaś tu sama — z rozbawieniem i lekkością sugeruję, że przecież ktoś taki jak ona zapewne odwiedza Hogwart w towarzystwie chłopaka… może narzeczonego? Rody błękitnej krwi nie lubią takiej pustki… Muszą przecież zapełniać swoją historię lukratywnymi mariażami. — Może jednak uda mi się porwać cię na chwilę… — Nachylam się do niej i szepczę gdzieś przy twarzy. Potem skłaniam się subtelnie i opuszczam ją, by wreszcie przekroczyć wejście do Hogwartu.

zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Primrose Burke
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Badaczka artefaktów i run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
12
9
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
10-27-2025, 12:28
|Dla Vivi i Xava

Przybycie do Hogwartu będąc dorosłą niosło ze sobą dziwne uczucie, którego nie potrafiła w żaden sposób nazwać. Spędziła w tych murach wiele lat - ucząc się, poznając magię, nawiązując znajomości, które wygasły lub zamieniły się w trwalsze więzi jak te z Vivienne. Spoglądała na tak znajome jej otoczenie, które w ogóle się nie zmieniło. Ostoja, stałość - było w tym trochę prawdy, że Hogwart pozostaje ciągle taki sam. Uśmiechała się do wspomnień, kiedy w pokoju wspólnym Krukonów siedziała nad zwojami, kiedy przemykała korytarzami lub zwyczajnie spędzała czas nie wiedząc jeszcze co szykuje dla niej życie. Idąc do szkoły wiedziała, że będzie kontynuować dziedzictwo swojej rodziny, ale nie brała wtedy pod uwagę tego, że pewnego dnia zmieni nazwisko. Jeszcze ten dzień nie nadszedł, ale zbliżał się, a pierścionek na palcu codziennie jej o tym przypominał.
Zerknęła w stronę ławki, o której wspomniała Vivi. Zaśmiała się cicho. -Przedziwnym zbiegiem okoliczności, nawet jak była zajęta, to kiedy się zbliżałam, od razu robiło się luźniej. - Spojrzała wymownie w stronę brata. -Jak myślisz, co było tego powodem? - Doskonale wiedziała, że starszy brat miał opinię w szkole i nawet jak go już nie było, to nikt nie chciał zadzierać z kimś o nazwisku Burke. Z jednej strony było to bardzo pomocne, a z innej utrudniało nawiązywanie relacji. Primrose nie miała w szkole zbyt wielu znajomych, a co dopiero przyjaciół. Tych była ledwie garstka. Rozpoczęcie zjazdu nie różniło się niczym od innych tego typu okazji. Przemówienie dyrektora, śmiechy byłych uczniów i zaciekawienie obecnych. Zwój z harmonogramem wskazywał na atrakcje jakich mogli się spodziewać tego dnia. Wspomnienia odżyły ze zdwojoną mocą. -Odwiedziłabym pokój wspólny Krukonów… och i nigdy nie byłam u Ślizgonów. - Wspominając o domu Slytherina ponownie zerknęła na brata, a tym bardziej kiedy padło pytanie o Zakazany Las. Zdarzało się jej łamać regulamin szkolny, ale nigdy nie odważyła się wejść do lasu. Ciekawe czy Bradford złamał ten zapis? Kiedy Vivi zapytała o niego pokręciła głową. -Nie. Coś wydarzyło się rezerwacie i musiał zostać. - Wiosna to okresy lęgowe wielu zwierząt więc większość rodziny Bulstrode została doglądać swoich podopiecznych.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:18 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.