• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Zachodni Londyn > Dzielnice mieszkalne Chelsea
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-12-2025, 15:09

Dzielnice mieszkalne Chelsea
Przez wielu Chelsea uważana jest za perłę Londynu, jednak z różnych powodów. W wielu miejscach wzdłuż ulic ciągną się tu wystawne, ceglane kamienice i kamieniczki w stylu gregoriańskim i wiktoriańskim, niektóre tak urokliwe i zadbane, że są niczym z obrazka. Znajdują się tu też jednak takie miejsca, które nie nadawałyby się na pierwszą stronę magazynu dla wzorowych pań domu. Nocą, gdy przykładni obywatele już dawno są w łóżkach, Chelsea ożywa w rytm niespokojnych żyć ludzi balansujących na granicy społecznego marginesu. Jest to bowiem kolebka londyńskiej bohemy artystycznej, która wiedzie swój rozpustny i ekstrawagancki żywot w tańszych, nieco podupadających budynkach, a czasem i pustostanach. Tutaj każdy strych może być atelier malarskim, a każda piwnica schronieniem dla pop-artowej klubokawiarni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
10-12-2025, 15:14
19 marca 1962
Po pierwotnej stagnacji po powrocie z Cardiff i tego niefortunnego zaprzysiężenia nowego Ministra Magii, w końcu dni znów zaczynały zlewać mu się w jedno. Lubił ten stan, ponieważ pomagał wyłączyć myślenie i przejmowanie się jakimiś bardziej odległymi rzeczami niż najbliższy posiłek albo kolejne wyjście na handel. Udało mu się nawet w miarę przestać myśleć o kolejnym, drugim już, spotkaniu z Willow. Jak do tego doszło, że po siedmiu latach całkowitego usunięcia się z jej życia, teraz widział ją dwa razy w przeciągu jednego tygodnia?
Myśli towarzyszyły mu, gdy w kociej formie wślizgnął się do swojego squata przez specjalnie uchylone dachowe okno. Zeskoczył zwinnie na stare, próchniejące dębowe deski tworzące podłogę, i upuścił trzymanego w pysku wyjątkowo tłustego szczura. Wybrał się dzisiaj na polowanie w okolice portowych spichrzy i los wyjątkowo mu sprzyjał. Miauknął przeciągle, a w odpowiedzi przywitało go pohukiwanie dobiegające gdzieś z belek pod strzelistym sufitem. Bździągwa opadła w dół bezszelestnie, porwała jeszcze podrygujący podarek, po czym zniknęła, skąd przybyła.
Fintan przemienił się z powrotem do ludzkiej formy i popatrzył za sową, podpierając się pod boki i kręcąc głową, ale z uśmiechem na ustach.
ーStraszna z ciebie bździągwa, wiesz o tym? Ja tu sobie flaki wypruwam, żebyś miała co do dzioba włożyć, a ty mi okazujesz zero wdzięczności ー przez moment udawał, że się na nią boczy, nie uzyskując żadnej odpowiedzi.
Prędko mu się jednak znudziło, bo miał co robić. Zrzucił z siebie wierzchnie odzienie, zostając w starym, wyciągniętym swetrze w kolorze podobnym do beżu i zaczął przetrząsać magicznie powiększone wewnętrzne kieszenie płaszcza, wyciągając i segregując ich zawartość. Generalnie musiał trochę uporządkować strych, bo ostatnio nie wpadał tu aż tak często, jak wcześniej. Tu i tam na zgromadzonych przez niego pudłach i śmieciach ー znaczy, skarbach przeróżnych ー osiadła warstewka kurzu. Stary absurdalnie wygodny fotel o odrapanym obiciu, na którym zrobił sobie legowisko z kocy, potrzebował naprawy: ostatnio jedna z desek siedziska postanowiła nie wytrzymać presji i teraz Farley był w stanie wygodnie się na nim ułożyć tylko w kociej postaci. Był w trakcie usuwania połamanego drewna, kiedy jego uszu dobiegł dźwięk kroków na korytarzu poniżej.
Najciszej jak był w stanie podniósł się i zaczął przemieszczać w stronę szerokiego, drewnianego filaru, który stwarzał idealne miejsce na schowanie się. Jedna z desek postanowiła jednak wtedy zaskrzypieć pod jego stopą, i nawet zwinne przeskoczenie nie było w stanie cofnąć zdradzieckiego dźwięku.
Usłyszał, jak ktoś puka w klapę i zamarł. Albo jego zaklęcia przestały działać, i zaraz stanie oko w oko z jakimś mugolem, albo ktoś magiczny właśnie dobierał się do jego kryjówki. Cóż, tak czy siak, zdradził już swoją obecność.
ー Proszę…? ー powiedział, brzmiąc nie do końca przekonywująco.
Gdy zobaczył, czyja głowa wychyla się zza krawędzi otworu, poczuł, jak ogarnia go przerażenie.
To nie tak miało wyglądać. Ona nigdy nie miała się tu znaleźć, a już na pewno nie w tym samym czasie co on. Nie miała dowiedzieć się, w jakich warunkach żyje. Strzelił oczami ku oknu dachowemu, które nadal było otwarte. Czy udałoby mu się zdążyć wyskoczyć, nim Willow go dostrzeże?
Cholera, za późno.
Zamarł jak jeleń złapany w świetle reflektorów, a ich spojrzenia skrzyżowały się nieuchronnie. Przełknął ciężko i wyszedł zza filara, z rękoma na widoku, żeby przypadkiem nie wywołać u Willow odruchu obronnego.
ー Cześć ー powiedział bardzo niepewnym głosem, a cała jego mowa ciała wyrażała to, jak bardzo niezręcznie i niekomfortowo się w tym momencie czuł.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-12-2025, 19:12
Nigdy nie obchodziłoby jej wezwanie, które należało wręczyć komuś, kto miał być powołany w charakterze świadka. Tylko tym razem sowa wróciła z kopertą, nerwowo skrzecząc, jakby cały jej trud latania spełzł na niczym. Czyżby źle zanotowany adres? A może brak adresata? Tak czy inaczej, w związku z tym, że to Weasley spisywała wtedy dane adresowe, sprawa doszła do jej uszu. Zaoferowała wspaniałomyślnie, że pójdzie dostarczyć list sama, skoro marudna sowa nie potrafiła sobie poradzić z tym zadaniem. Spotkała się z szokiem i kręceniem głową, przecież nie leżało to w jej zakresie obowiązków, czemu miałaby marnować w ten sposób czas? Zaczęła tłumaczyć, że to przecież ważny świadek i ona nie życzy sobie, żeby wmawiano jej, że popełniła błąd, bo zwierzę nie potrafi odnaleźć adresu. Czy to były naprawdę jedyne powody?
Ciekawość gryzła ją łapczywie, szczególnie po spotkaniu tego konkretnego świadka na zaprzysiężeniu Ministra. Miała wreszcie pretekst, żeby zjawić się u progu Farleya, nie z powodu jej własnej dociekliwości, a z obowiązku. Wymówki, wymóweczki, znajdowanie usprawiedliwień dla samej siebie, tylko po to, aby na wszelki wypadek móc się wyprzeć ciągnących ją uczuć. Nostalgia i sentymentalizm zalęgły się w niej prawie jak niechciani lokatorzy, termity w wierzbie, wyżerając korę. Czy przyznawała się przed kimkolwiek? Nie, nawet przed samą sobą to skrywała.
Rześkie powietrze dodało jej otuchy w marszu i zatopiona w myślach, nawet nie spostrzegła upływu czasu, gdy doszła do budynku na wskazanej ponad dziesięć dni temu ulicy przez Fintana. Czarownica przechyliła lekko głowę, jak pies, który bardzo usilnie próbuje zrozumieć wydawaną mu komendę. Budynek wyglądał jak rudera, co prawda wciąż częściowo zamieszkana, ale rudera. Część okien była zabita, w niektórych wisiały obdarte firanki, a jeszcze w innym stała upiorna kobieta ze świeczką. Rudowłosa wzdrygnęła się i przed babcinym spojrzeniem czmychnęła w uchylone drzwi do wnętrza budowli.
Uderzył ją zapach stęchlizny, może nawet jakiś rodzaj ściennego grzyba. Przytkała na chwilę nos i rozejrzała się po półmroku kamienicy. Widoczne na ścianach ślady uryny wskazywały, że nie tylko załatwiały tu swoje potrzeby zwierzęta, ale też prawdopodobnie ludzie. Wymazane farbą napisy na ścianach mówiły coś o mugolskich politykach, widniały tam też krzyże i inne dziwne znaki, ale chyba kwintesencją wszystkiego były psie odchody pozostawione w rogu, między ścianą i schodami. Wyminęła fekalia i zwinnymi ruchami wbiegła na pierwsze piętro rozglądając się po mieszkaniach i ich numerach. Część numerków odpadła, pozostawiając po sobie tylko zarys kiedyś przyczepionej liczby. Wycieraczki były odarte i stare, zaniedbane, niekiedy w ogóle ich nie było. Nie dotykała nawet poręczy, bojąc się co na niej może zastać, schody na szczęście pomimo trzeszczenia nie zawaliły się pod jej ciężarem. W oknach stały wysuszone rośliny, jakby ktoś mimo wszystko chciał kiedyś wnieść trochę życia do tego ponurego miejsca będącego klatką schodową.
Parę pięter do góry, a łydki i uda wołały o chwilową przerwę, niemniej determinacja kazała piąć się w górę. Dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, sześć… Policjantka stanęła jak wryta, patrząc w ścianę kończącą ostatnie piętro budynku. Podeszła do niej i przejechała dłonią po murze sprawdzając czy nie był zaczarowany, jak ten na stacji kolejowej King’s Cross. Czy Fintan naprawdę ją okłamał? Nagle usłyszała coś z góry i podniosła głowę, a na klapie wiodącej na strych, ktoś dosyć byle jak napisał 27. Przesunęła więc drabinę leżącą przy ścianie, tak aby zapewnić sobie dojście do nieszczęsnej klapy i bez ociągania się zastukała rytmicznie. Gdy usłyszała zapraszający do środka głos, odetchnęła z ulgą. Nie okłamał jej. Natomiast jasne było, dlaczego sowa, nie była w stanie tu trafić.
Willow popchnęła klapę, a ta otworzyła się w kierunku strychu i uderzyła z impetem o jego podłogę. Czarownica nie chciała robić tyle hałasu celowo, wyszło to całkowitym przypadkiem, nie myślała, że stary mechanizm zachowa się jak, coś pokroju zawiasów w kurniku obok domu rodziców. Najpierw wychyliła się jej głowa podejrzliwie, rozglądając się po przestrzeni, czy przypadkiem zaraz nie dostanie jakimś kapciem w twarz, a potem wgramoliła się na deski i wstała, otrzepując płaszcz z kurzu i drzazg.
– Cześć – odpowiedziała, podpierając wreszcie boki i skupiając całą swoją uwagę na Fintanie. Wyglądał jak spłoszone zwierzę, które ktoś właśnie przyłapał na… no właśnie, na czym? – Przepraszam za najście – uśmiechnęła się lekko. Nie był to wymuszony uśmiech, nie był też złośliwy, a ton wskazywał, że raczej chciała po prostu uspokoić chłopaka, nie miała złych zamiarów. – Sowa nie mogła znaleźć mieszkania – zaczęła tłumaczyć i dopiero wtedy rozejrzała się po poddaszu, a do jej nozdrzy doszedł jeszcze silniejszy zapach stęchlizny i chyba gnijącego drewna. Dach musiał przeciekać… Znowu śmierdzisz, Fintan, ale nie mam łazienki prefektów pod ręką, żeby zagonić cię tam na kąpiel. Odchrząknęła, wracając wzrokiem na mieszkańca tego przybytku. Nie miała zamiaru komentować tych warunków, nawet starała się o tym nie myśleć, nie jej było oceniać, każdemu mogło się to przecież zdarzyć, poza tym sam mówił, że zmienia miejsce zamieszkania, prawda? To na pewno było chwilowe. Ponownie łatała możliwe złe scenariusze obecnej sytuacji dawnego przyjaciela wymówkami. – Więc pomyślałam, że wręczę ci wezwanie osobiście – mówiąc, spuściła wzrok w poszukiwaniu wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyciągnęła kopertę z pieczęcią Wizengamotu. Postąpiła kilka kroków do przodu, a jedna z ruchomych desek omsknęła się pozbawiając Weasley równowagi, przez co ta poleciała do przodu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
10-12-2025, 22:07
Chichot losu był tak wyjątkowo głośny, że przez moment Fintan nie rejestrował, co Willow do niego mówi. Jej postać tak bardzo nie pasowała do tego wszystkiego, do starego zatęchłego strychu pełnego śmieci i do niego samego. Fintan czuł się jak okropna plama na jasnej koszuli, której nijak nie idzie doprać, rujnując materiał na dobre. Czuł się brudny, zawstydzony, jakby jego skóra nagle stała się niedopasowana do reszty jego ciała.
Czy to wszystko działo się naprawdę? Miał przez chwilę ciche marzenie, by podłoga się pod nim dosłownie zapadła, żeby oszczędzić mu tego upokorzenia przed starą przyjaciółką.
Co ona sobie o mnie teraz pomyśli? Pewnie same złe rzeczy. Ale najgorsze jest to, że wszystko będzie prawdą.
ーNo… nie spodziewałem się gości ーbąknął, rozpaczliwie próbując znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Może humor? I to w dodatku wisielczy? ーZaproponował bym herbatę, ale akurat mi się skończyła. Imbryki też wyszły ーpodjął próbę wprowadzenia elementu humorystycznego, ale jego uśmieszek nie był tak cięty, jak powinien być.
Na uwagę o sowie uniósł nieco brwi, zastanawiając się, jak to w takim razie działało. Raczej nie jego średniej jakości zabezpieczenia, może po prostu to, że jego adres był bardzo improwizowany.
ー Chyba nikt wcześniej nie próbował do mnie pisać. No, albo poczta zawsze wracała i nie wiem, że ktoś się próbował kontaktować ーodparł. Dopiero kiedy słowa opuściły jego usta zorientował się, jak niefortunnie brzmiały w ujęciu jego relacji z tą konkretną czarownicą. Ale już nie był w stanie jeszcze bardziej pogrążyć się przed Weasley, prawda?
Kiedy sięgnęła do płaszcza, zaczął się zastanawiać nad tym, z czym tak właściwie do niego przyszła. Osobista poczta? Czy może znów sprawy zawodowe? Kiedy ujrzał pieczęć Wizengamotu na kopercie, nie był w stanie powstrzymać zmęczonego westchnienia: nie tylko na myśl o tym, że będzie musiał się stawić na przesłuchanie, a do tego znaleźć do ubrania coś w miarę nieźle się prezentującego. Nie, bardziej dobijało go to, że najwyraźniej nie był w stanie spotkać się z Weasley stricte poza jej służbą i granicami wyznaczanymi przez policyjny kodeks postępowania i obowiązki funkcjonariuszki długiego ramienia prawa.
Wyciągnął dłoń, żeby odebrać od niej wezwanie, kiedy nagle Weasley zachwiała się i zaczęła zbliżać do Fintana zdecydowanie zbyt szybko. Złapał jej wyciągniętą rękę i odruchowo otoczył ją drugim ramieniem, bardzo dosłownie własną piersią chroniąc ją przed upadkiem. Zamarł na moment, bo jego umysł zatrzymał się na tym, że to najwięcej kontaktu fizycznego, jaki mieli ze sobą od Hogwartu i przepychanek w pokoju wspólnym, czy też przyjacielskich uścisków, kiedy drugie potrzebowało odrobiny wsparcia i bliskości kogoś zaufanego.
Jak bardzo żałował, że już nie mógł być dla niej kimś, kto może zaoferować to bardziej metaforyczne oparcie.
ー Kusi mnie zrobić teraz bardzo głupi żart ー powiedział, po czym postawił Willow do pionu i zrobił od niej krok w tył. ー Ale chyba jesteś teraz na służbie, więc się powstrzymam ー dodał, zupełnie, jakby nagle zaczął przejmować się tym, co wypada a czego nie. Nie potrafił jednak przepuścić okazji na tak wygodną wymówkę, kiedy sama mu, wręcz dosłownie, wpadła w ręce.
ー Mam jednak nieodparte wrażenie ー ciągnął dalej, odbierając od Weasley kopertę i skanując żółtawy papier wzrokiem ー że ta zagubiona sowa była ci całkiem na rękę, nie? ー uniósł brązowe oczy na jej piegowate lico, wypatrując reakcji.
Nie powiesz mi chyba, że nie byłaś ciekawa?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-16-2025, 20:39
Nie oczekiwała herbaty, kawy, imbryków, małych talerzyków z malutkim kawałkiem ciasta, które należało konsumować równie małym widelczykiem, tak jak to jadali na wielkich salonach szlachetnie urodzeni czarodzieje. Czarny humor, który najwyraźniej chciał uskuteczniać młodzieniec, niekoniecznie wjechał na tę samą drogę, po której szły myśli Weasley. Nie przyszła tu po to, aby być w żaden sposób ugoszczona, miała oddać list i… tyle? Aż tyle. Może więcej niż tyle? Sama nie wiedziała, co miałaby zrobić, jak to miałoby się potoczyć, scenariusze, które miała w głowie nie zakładały wariacji, w której okazuje się, że mieszkanie było strychem w ruderze. Nie zakładała też, że usłyszy coś tak smutnego, jak podsumowanie korespondencyjnych relacji Farley’a, a właściwie braku tej relacji. Czy i jej listy mogły wracać z podobnego powodu? Wpatrywała się przez chwilę w czarodzieja, zastanawiając się, czy przypadkiem nie pomyliła jawy z nieśmiesznym snem. Marą właściwie, która prześladuje ją z powodu niedawnych spotkań z duchem sprzed lat. Może to widziadło wytrąciło ją z równowagi, a nie felerna deska? Wina leżała nie w fizycznym aspekcie, a tym metafizycznym, gdzie leżał niewypowiedziany żal, ale i troska. Butelka z eliksirem sprzecznych uczuć, które lada moment miały zalać ją na nowo, wystarczyło odkorkować ten zakazany napój.
Dotyk był znajomy, a jednak obcy – inny, silniejszy, a równie delikatny. Miała wrażenie, że ktoś zabawił się magią czasu, zatrzymując ich oboje na moment. To nie powinno się dziać, nie miało to ani trochę sensu. Może jednak sen?
– Zdradliwe drewno – wydukała, patrząc pod nogi i skupiając się całą sobą, aby nie podnieść wzroku. Teraz widziała, jak brudne były jego buty, łaty na ubraniach świadczyły, że materiały miał już trochę lat. Plamy sugerowały brak okazji na zajęcie się nimi i ten dziwny zapach, jakby smród Tamizy, zmieszany ze ślepym zaułkiem, w którym najczęściej łapano złodziei albo koty łapały szczury. A dłonie? Zmęczone.  – Przepraszam. - Nie za to, że upadła, a za to, że nie wiedziała jak mu pomóc. Odstawiona do pionu nie spojrzała mu w oczy, błądziła wszędzie, byleby nie trafić na parę ciemnych tęczówek. Myśli samoistnie łączyły okruszki rozsypane przed nią, ale ona uparcie odrzucała prawdę. Nie mógł żyć, aż tak źle? Na pewno nie był w tak złej sytuacji życiowej, prawda? To chwilowe, zmieniał pracę i się przeprowadzał. Współczucie wkradło się szczelinami, które nawet nie wiedziała, że zostawiła.
– Właściwie dostarczenie listu było moim ostatnim obowiązkiem na dziś, także już po służbie – przyznała, parskając lekko śmiechem, ale zaraz potem skupiając na brudnym zarysowaniu, które stworzyła szkaradna deska na bucie. Obróciła kostką w prawo, a potem w lewo zastanawiając się, jak głęboko sięgała szrama. Potem otrzepała rękawy płaszcza, gdy jej dłoń została uwolniona z posługi dostarczenia listu. Dopiero na pytanie Farley’a zatrzymała się, powoli, podnosząc na niego spojrzenie. Po co, o to zapytał? Współczucie zastąpił gniew. Jedna brew powędrowała do góry, a druga w dół, nie w celu kłamania, czy zamaskowania prawdy, raczej była szczerze zdziwiona, że było to coś, do czego przeszedł od razu. Żadnego kluczenia wokół, dopytywania, kopania dołu, w który miała wpaść ofiara, starając się uciec od prawdy. Może to też ją tak bardzo wybiło, bardziej niż przeklęta, chybotliwa deska.
– I mówisz to, ponieważ…? – zapytała, odbijając piłeczkę w jego stronę. Druga brew powędrowała za pierwszą w dół, a dłonie skończyły otrzepywać płaszcz i poprawiać ubranie. Dobrze, panie detektywie Farley, powiedz mi, po co tu jestem. Może w Twoich ustach znajdę sama dla siebie odpowiedź. Wciągnęła powietrze i skrzyżowała ręce na piersi, a potem zatrzymała wzrok na liście, który był jedną kotwicą, jaka ją tu jeszcze trzymała. Niemniej, sunęła ona po dnie, nie mogąc się zahaczyć, więc po co tu jeszcze Willow stała? Dostarczyła co miała dostarczyć, jej obowiązek został spełniony, a ona mogła wrócić do domu – bo na posterunek nie miała po co, skończyła pracę na dziś. Rozdrażnienie zatańczyło na krawędzi ust, a zmiana decyzji była mrugnięciem oka. – Zresztą nieważne – stwierdziła nagle, przerywając, nawet jeśli Fintan chciał coś powiedzieć. – Będę wracać, jeśli masz jakieś pytania w kwestii Wizengamotu w punkcie informacyjnym w Ministerstwie wszystko ci wyjaśnią – poinformowała go, znów tym służbowym tonem, i odwróciła się, powoli, przechodząc tak, aby nie trafić na chybotliwe podłoże. Chcąc tak bardzo uciec przed odpowiedzią, czy ta sowa była jej na rękę, nawet nie zwróciła uwagi, że wręcz podała Farley’owi na tacy, że dokładnie o to chodziło. O to, że chciała tu przyjść. Chciała go zobaczyć, dowiedzieć się. Jak mieszka? Co robi? Czy z kimś, czy sam? Ciekawość była pierwszym stopniem do piekła. Drugim ewidentnie była pochopność, szczególnie gdy serce domagało się spełnienia swoich potrzeb. Podenerwowanie było wypisane na jej twarzy, gestach i sztywnych mięśniach, jak dziecko przyłapane na wsadzaniu rąk tam, gdzie rodzice zabronili.
Stanęła nad klapą, przez chwilę, zastanawiając się jak zejść, aby znowu nie uświnić sobie całego płaszcza. Uniosła wzrok na chwilę w ramach pożegnania, miała nadzieję, że nowe miejsce zamieszkania Fintana będzie przytulniejsze niż… to.
– Miłej przeprowadzki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
10-17-2025, 20:46
Finn wiedział coś o tym, jak bardzo zdradliwa była tu podłoga: zbyt wiele razy już się potknął czy wywrócił i nabił guza. Dlatego też częściej wychodził stąd oknem niż wątpliwej stabilności włazem w podłodze. Żadna z tych opcji nie była idealna, ale z dwojga złego kot na dachu przyciągał mniej uwagi niż facet przemykający klatką schodową.
Tak długo bał się, że ktokolwiek mógłby poznać jego wstydliwe sekrety ー albo po prostu to, jak żyje. A teraz, gdy Willow ujrzała wszystko, zobaczyła na własne oczy to, w jakich warunkach pomieszkuje, Fintan chciał zrzucić to z siebie, powiedzieć jej o wszystkim, podzielić ciężar. Ale czy miał prawo obarczać ją tym wszystkim, jeżeli sama nie poruszy tematu?
ー W porządku ー odparł łagodnie, bo przecież nic takiego się nie stało. Przez chwilę kusiło go pociągnąć ten wstęp do żartu i jednak powiedzieć coś, co może przeniosłoby ich do dawnych, lepszych czasów. Zwłaszcza że była po służbie. Czyli teraz, po dostarczeniu listu, widziała się z nim prywatnie. Czy to był w takim razie moment aby spróbować z nią porozmawiać?
Nie umknęło mu jednak, jak badawczo analizuje czubek swojego buta, na którym teraz widniało wyraźne zarysowanie. Zrobiło mu się przez to jakoś dziwnie, a uczucie to spotęgowało się tylko, kiedy Willow zaczęła otrzepywać rękawy płaszcza po tym, jak ją złapał. Czy ona uważała go za… brudnego? Na tę myśl zgarbił się nieco, jakby jego ciało opuściła odrobina animuszu i jego własny ciężar był zbyt wielki. Nie musiała uważać go za brudnego obdartusa, bo on po prostu był brudnym obdartusem.
Który z resztą pożałował swoich słów zaraz po tym, jak je wypowiedział. Prawdopodobnie w chwili, w której postanowił się odezwać, zniweczył wszelkie szanse na próby… sam nie wiedział czego, chyba przeprosin. Chciał ją przeprosić. Chciał jej wyjaśnić. Ale dlaczego nie mogła po prostu go o to zapytać?
Poczucie winy na moment oddało pola dla gniewu. Chyba na samego siebie, bo to on doprowadził do takiej a nie innej sytuacji między nimi. Ale trochę też na nią, ponieważ nie spotkał chyba nigdy nikogo bardziej upartego niż stojąca przed nim rudowłosa czarownica ー i jeżeli postanowiła, że nie przyjmuje do wiadomości stanu rzeczywistości, to go nie przyjmie. A Finn będzie musiał powiedzieć jej to prosto na twarz.
I wtedy obejrzała się przez ramię, a błękit jej oczu całkowicie go pochwycił. Strach znów przejął nad nim kontrolę i zamiast powiedzieć coś, co by go pogrążyło, tylko wyzbył się resztek swojej godności. Nie mógł pozwolić sobie na to, by stracić ją jeszcze raz, i to znów z własnej winy.
ー Nie idź. Proszę, nie idź ー wydusił z nagle ściśniętego gardła, wręcz skamląc o jej towarzystwo. Zrobił krok do przodu i wyciągnął w jej stronę dłoń, ale w ostatniech chwili przypomniał sobie jak otrzepywała się po jego poprzednim dotyku. Dlatego tylko cofnął rękę i niezręcznie otoczył się nią, skubiąc nerwowo wystrzępione nitki starego swetra.
ー Przecież musisz się domyślać, że nie ma żadnej przeprowadzki ー przestąpił z nogi na nogę, wbijając wzrok w podłogę i coraz intensywniej skubiąc bok swetra. ー Znaczy się, jest. Jest, ale od jakichś siedmiu lat bez przerwy ー wyznał w końcu, bojąc się jednak na nią spojrzeć. Musiała już rozumieć, prawda? Nie będzie musiał powiedzieć tego okropnego słowa na “b”, prawda?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-17-2025, 23:10
Nie pamiętała, kiedy ostatnio dała się ponieść irytacji, do stopnia, w którym ta zdradliwa kompanka przeżuwała myśli, a wypluwając je, przyklejała pod podeszwę. Krok za krokiem, rozdeptując rozsądek i logikę, pozbawiając kotwicy, która trzymała błękitne oczy w rzeczywistości.
Nie idź. Proszę, nie idź.
Irytacja wołała ją w dół, aby zeszła po drabinie, oddalając się od źródła swojego napięcia. Jednak emocja nie przewidziała wizyty nostalgii, która mocnym chwytem wciąż trzymała ją za brodę, zwracając całą twarz do niego. Źrenice rozszerzone z powodu nikłego światła, przypominały dwa stare i brudne galeony, a jedynie prześwity odbijające bliki świetlne wskazywały, jak wiele bogactwa uczuć kryło się pod śniedzią. Wyciągnięta w jej kierunku dłoń, złapała coś w ciele, zmuszając ją do postąpienia małego kroku w przód, wysunięcia buta o kilka centymetrów, stając na ścieżce prowadzącej w jego kierunku, a nie w dół. Jednak gdy jego dłoń się cofnęła, ciało, odpowiedziało natychmiast i noga powędrowała na swoje poprzednie miejsce.
Pokręciła głową, gdy zaczął mówić słowa, naprowadzające ją na prawdę, której do siebie nie dopuszczała. Usta zacisnęły się tworząc linię, której akompaniamentem był oczy tak duże, jak u zwierzęcia błagającego o jeszcze jedną szansę. Gdy on uniósł spojrzenie, ona swoje skierowała ku podłodze, na te stare, skrzypiące deski, próbujące swoimi sękami wyśmiać jej naiwność. Łypały okrągłymi dziurami w jej umysł, drążąc i wysyłając termity, aby te przeżarły się do wątpliwości, uwalniając je z zapieczętowanego lochu umysłu.
Nostalgia wciąż ściskała jej twarz, tym razem, szepcząc do ucha czułe wspomnienia sprzed siedmiu lat, nie pozwalając innym głosom przypominać o rozłące. Jednak, jak miała przebić się przez jego głos? Rzeczywisty i podkreślający trudności, z którymi się zmierzył, brutalnie, przedstawiając prawdę. W takim razie ostatecznie… okłamał ją, okłamał w zeznaniach. Co jeszcze wówczas zataił? Jakie niewygodne fakty skrył pod pierzyną niedopowiedzenia? Nie chodziło o sprawę, sprawy pracy zeszły na bok - nie przejęła się notatką z zeznań. Chodziło o to, jak zachował się względem niej.
Twarz złagodniała, usta rozluźniły się, a oczy beznamiętnie wpatrywały się w paszczę sęku. Błysk łez przemknął po dolnej powiece, lecz na tyle nikłą strużką, by nie opuścić oka.
Nie, nie będę płakać.
Stała w ciszy, zawieszona między kurzem i stęchlizną, zastanawiając się nad teleportacją w dowolnym kierunku. Tylko… poprosił ją, aby została. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że dłonie ściśnięte miała w pięści, a przydługie paznokcie od dłuższego czasu rzeźbiły półksiężycami wnętrze dłoni.
– Jakbyś się poczuł, gdybym sobie po prostu poszła? Gdybym ci nie odpowiedziała? Gdybym po prostu wyszła? Zignorowała twoją prośbę? – zapytała, retorycznie, nie potrzebowała usłyszeć jego słów, bo dokładnie potrafiła sobie wyobrazić, jakie padną, jeśli, chociaż cząstka emocji w jego słowach była prawdą. – Ja tak się czułam przez te siedem lat – dodała po chwili, podnosząc wzrok na Fintana. – I wcale nie czuję się lepiej słysząc, że przez ten cały czas… cały czas nie odezwałeś się, nie poprosiłeś o pomoc, a przecież… – urwała i parsknęła, wzruszając ramionami. Pokręciła parokrotnie głową i westchnęła krótko, wzrok, podnosząc na chwilę ku górze, a potem wracając do jego ciemnych oczu. – Dlaczego, Fintan? Co ja ci zrobiłam? – zapytała z rezygnacją w głosie. Pytanie, które zbyt długo czekało na swoją kolej w głębinach gardła. Myśli uciekły, zdawało się, że pierwszy raz od wielu tygodni w głowie była pustka, żadnej analizy, czy planu, po prostu trawienie tego, co miała przynieść rzeczywistość i jego słowa.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
10-19-2025, 11:55
Czy na pewno chciał zaczynać tę rozmowę? Nie był pewien. Bał się tego, co może zaraz paść, co może jej wyjawić, że jeszcze bardziej tylko pogorszy i pogmatwa sytuację między nimi. Przez ostatnie lata zdecydowanie łatwiej było ignorować ten ciężar wiszący mu u serca. Teraz jednak, gdy los w najbardziej niespodziewany sposób znów ich ze sobą złączył, dawne decyzje stały się nieznośnym balastem. Raną, która na powrót się otworzyła i w rekordowym czasie zaczęła jątrzyć.
Nie wyszła jednak. Obróciła się w jego stronę. Została. Ale na jak długo?
Napięcie pomiędzy nimi odbijało się w ich ciałach. Niepewne, nerwowe ruchy, spięcie mięśni, umykające spojrzenia, zaciśnięte pięści i szczęki. Fintan szturchnął to wielkie, różowe zouwu, które mieszkało w ciszy między nimi, a teraz ono zaczynało ich dusić tak mocno, że groziło to śmiercią. Czyją, lub czego ー nie wiedział, ale się domyślał.
Jeżeli dostał od losu drugą szansę, to tym razem spróbuje jej nie zmarnować. Może w końcu, choć raz, uda mu się coś zrobić dobrze, albo przynajmniej nie według najgorszego scenariusza.
Na jej pytanie nie miał odpowiedzi. Zresztą, chyba jej nie oczekiwała. A jeżeli jednak jej szukała, to jego wyraz twarzy mógłby równie dobrze mieć napisy. Poczucie winy. Wstyd. Ból. Grymas wykrzywiający usta, jak wtedy, gdy ktoś walczył ze łzami cisnącymi się do oczu.
Ja tak się czułam przez te siedem lat.
W końcu jedna, zdrajczyni, wyślizgnęła się z kącika prawego oka i zostawiwszy za sobą mokry ślad pomknęła po policzku, i w dół, ginąc gdzieś na brudnych, sękatych deskach podłogi.
Jej słowa to był tylko wierzchołek góry lodowej, uchylenie wieka puszki, której zawartość fermentowała w ciszy między nimi.
ー A przecież byliśmy przyjaciółmi ー skończył zdanie za nią. Tak łatwo byłoby powiedzieć to w czasie teraźniejszym, ale czuł, że nie powinien. Zbyt wiele wody między nimi upłynęło, by grać na sentymencie i tym, że chyba oboje bardzo by chcieli, aby tak właśnie było. Bo tamten dawny stan rzeczy był dla nich po prostu łatwiejszy, tak naturalny, jakby ich przyjaźń była podstawowym prawem funkcjonowania świata.
Tak więc: dlaczego?
Przełknął głośno, patrząc się w jej oczy tak, jakby był to ostatni raz. Czy tak czuł się tonący człowiek, gdy na moment w wodnej matni dostrzega przebłysk słońca?
ー Nic mi nie zrobiłaś. Niczym nie zawiniłaś. Jesteś ofiarą decyzji, którą podjąłem, żeby nie obarczać innych moimi problemami ー powiedział, czując, jak serce wali mu w piersi. Czuł się dziwnie lekko, trochę jakby zaraz miał zemdleć, ale nie latały mu mroczki przed oczami. Jego ciało zdawało się nieco obok umysłu i duszy, niezdolne do ruchu, bo niechybnie musiał mu grozić upadek gdyby choć jeden mięsień w jego ciele postanowił drgnąć. ー Wiedziałem, że po szkole nie mam dokąd pójść i mam marne perspektywy i nie chciałem, żeby ktokolwiek marnował na mnie swój czas i możliwości ー wziął raptowny, głęboki oddech, nie mogąc oderwać wzroku od jej twarzy.
ー Czy powinienem wtedy zapytać cię o zdanie? Tak. Czy to zrobiłem? Nie, podjąłem decyzję za ciebie. I choćbym bardzo chciał, to zmieniacza czasu nie mam i nie cofnę się o te siedem lat i nie dowiem się, co byś mi odpowiedziała i czy nie spieprzyłbym tego jeszcze raz, ale trochę później i w jakiś inny sposób, przy okazji pociągając cię w dół za sobą ー wyrzucił z siebie, mając wrażenie, że jego klatka piersiowa już nigdy nie będzie zdolna do wykonania pełnego wdechu.
Rozlało się, wylało z przekletej puszki, szczypiące w oczy i w serca, wypełniające całą przestrzeń między nimi, pierwszy raz w świetle dnia.
Prawda.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-22-2025, 11:44
Dostrzegając mokry ślad na jego policzku, który błysnął w nikłym świetle, poczuła, jak obietnica złożona samej sobie zaczęła się łamać. Łza uciekła prędko z linii rzęs, przemykając po dolnej powiece, płynąc na policzek i zakręcając z niego bliżej ust, aby podążyć do końca brody, z której została zabrana szorstkim rękawem płaszcza. Kolejna uciekinierka opuściła oko z drugiej strony, tym razem jednak, lądując w ustach, rozpływając się słonym posmakiem, szczypiąc drobne ranki powstałe w reakcji na zimno.
Byliśmy przyjaciółmi.
Analizowała przez chwilę sufit pełen pajęczyn, pochłanianych przez cień, poruszanych wiatrem wdzierającym się pomiędzy szczelinami dachu. Czy tak wyglądały też połączenia między ludźmi? Długie nici, lepkie i trwałe, jednocześnie mające w sobie delikatność, która ostatecznie przy dużej sile pękała. Sile znacznie przewyższającej ciężar pająka, który tak misternie próbował zapleść więź. Którą z tych pajęczyn byłaby ta dawna przyjaźń? Czy chociaż jedna nić wciąż trzymała dwa końce rozległych uczuć? Gdyby w to nie wierzyła, najpewniej mijałaby obskurne drzwi budynku.
Wracając spojrzeniem na niego, czuła dziwny ciężar na klatce piersiowej. Nie śniła, a mimo to mara, upiór przyciskał ją i powstrzymywał oddechy. Perliste towarzyszki coraz żwawiej opuszczały oczy, tworząc nowe mokre tory po piegowatej skórze. Słuchała jego słów, lecz chwilę zajęło, nim ich sens dotarł do świadomości, ułożył puzzle, którym brakowało elementów.
Pociągnęła nosem, zdradzając, że opanowanie skończyło swoją wartę. Odwróciła się wciągając raptownie powietrze nosem i ocierając policzki, a potem oczy, starając znów zawiesić spojrzenie na potarganych pajęczynach. Musiał być głupi i samolubny, bo nie potrafiła inaczej wytłumaczyć, że podjął takie kroki, zdecydował za nią, odtrącił wszystko, bo myślał, że zmarnuje to jej czas, jej możliwości. Pokręciła głową i przytknęła dłoń do ust na moment, drugą dłonią, wspierając bok. Ścisnęła powieki, a gdy on znów się odezwał spojrzała na niego z żalem, złością i czymś w rodzaju rezygnacji.
– Wybierając taki los, zmarnowałeś siedem lat. Siedem lat, w których mogliśmy… – urwała znowu i pokręciła głową, na chwilę, patrząc na śmiejące się dalej sęki. Co mogli? Przyjaźnić się, żyć obok, cieszyć się, wspierać, być dla siebie? A może…? Pokręciła jeszcze raz głową, jakby próbowała doprowadzić wewnętrzny monolog do konsensusu. Westchnęła wreszcie, odgarniając włosy za uszy, a potem podeszła kilka kroków bliżej niego, tak aby móc lepiej się mu przyjrzeć. Podparła boki i zatrzymała się oczami na jego twarzy, starając się nie zwracać uwagi na przymglenie powodowane łzami. – Jesteś po prostu głupi, jeśli wierzyłeś, że to sensowne rozwiązanie – ostre słowa przecięły powietrze, które wydawało się gęstnieć. Tym razem nie od zapachu, ale on buzujących emocji między czarodziejami. – Myślisz, że byłbyś ciężarem? Ciężarem było znoszenie twojej obojętności, twojego braku odpowiedzi, zignorowania mnie, jakbym nic nie znaczyła. Samolubny dupek – wyrzuciła mu i cudem powstrzymywała się od tego, żeby nie złapać czegoś, co było pod ręką. Chciała rzucić w niego czymś, niech się rozmyje jak upiór, którym w tej chwili był, nawiedzającym ją na strychu wspomnieniem. – Sądziłam, że naprawdę jesteś inny od nich wszystkich. Że widzisz mnie jako przyjaciółkę, ale okazuje się, że nie! Że WIELKIE męskie ego wiedziało najlepiej co należy zrobić, nie dając mi nawet szansy. Zrobiłeś to, bo było to DLA CIEBIE wygodne, Fintan. Wygodniej było mnie odtrącić, najwyraźniej mając głęboko w dupie, jak bardzo mnie to zaboli – postąpiła kilka kroków do przodu, powoli, tak aby znowu nie trafić na felerną deskę. – Jeszcze bezczelnie zakładasz, że ściągnąłbyś mnie w dół, że wszystko potoczyłoby się nie tak – jej głos wydawał się nabrzmiewać agresją. – Nie przeszło ci chociaż raz przez myśl, że RAZEM pociągnęlibyśmy siebie do góry? – raptowanie jej ton złagodniał, a oczy zaszkliły się jeszcze bardziej. Najgorsze było w tym wszystkim to, że częściowo go rozumiała. Rozumiała wstyd i brak wiary w siebie, rozumiała lęk, który mógł nim targnąć do takiego działania, a jednak… nie potrafiła się z nim po prostu zgodzić. Powiedzieć mu, że rozumie. Nosiła w sobie ból, który pozostał po tej reakcji i musiała dać mu ujście, teraz ona była samolubna. Oko za oko? Zatrzymała się lustrując go spojrzeniem, nie pogardliwym, ale w jakimś procencie oceniającym, może bardziej podejrzliwym.
– Zachowałeś się jak tchórz. I nadal nim jesteś, bo nawet nie potrafisz mnie po prostu przeprosić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
10-22-2025, 20:55
Zmusił się do jednego, prostego ruchu. Uniósł rękę i otarł wilgotny ślad po łzie, czując się nienaturalnie, jak gdyby łamał zasady porządku świata poprzez to, że śmiał się poruszyć.
Serce waliło mu w piersi i szamotało się jak swieżo pochwycony w klatkę ptak. Strach przed tym, co zaraz usłyszy, ściskał mu gardło, trzymał w miejscu jak w sennym paraliżu ー bo przez prawdę jej słowa miały być dla niego bezlitosne.
Zmarnowałeś siedem lat.
Fintan nie cierpiał marnotrawstwa. Czasami można by stwierdzić, że nim gardził. Irytował się na ludzi, którzy bez zastanowienia wyrzucali nie obgryzione do cna jabłka. Na tych, którzy zamiast podkleić podeszwę w bucie, woleli kupić sobie nową parę. Wychodziło jednak na to, że był ogromnym hipokrytą, bo sam zmarnował coś, czego w żaden sposób nie dało się odzyskać: czas.
Mogliśmy…
Zdeptał myśli, nim zdążyły się w pełni sformułować. Udawanie się w rejony gdybania było zbyt niebezpieczne, za bardzo odrywające od brutalnej rzeczywistości życia. Nie było go stać na ten luksus i łudzenie się, że było inaczej, mogło się dla niego skończyć bardzo źle.
Gdy się zbliżyła, spiął się nieco, jak zagonione w kąt zwierzę, które nie wie, czy zbliżająca się do niego ręka chce je pogłaskać, czy uderzyć. Bał się konsekwencji swoich decyzji i nawet nie był w stanie tego ukryć, ale nie zamierzał już dłużej przed nią uciekać.
Nie przerywał, nie próbował polemizować, gdy stwierdziła że jest głupi, gdy nazwała go dupkiem. Zachował się wobec niej okrutnie, samemu nie będąc w stanie znieść myśli o tym, co by było gdyby ich role były odwrócone, gdyby to ona tak się wobec niego zachowała, gdyby go zostawiła. I to chyba było sedno tego wszystkiego, tej całej głupiej sytuacji: odszedł, żeby ochronić się przed zostaniem porzuconym.
Nie panował nad wyrazem na zbladłej twarzy, wykrzywionej w bólu, poczuciu winy i strachu, kuląc się w ramionach i posturze w miarę jak jej głos unosił się coraz bardziej. I wtedy zadała mu pytanie o wspólne ciągnięcie się do góry, a on… on po prostu został zaskoczony. Uniósł wyżej brwi i patrzył na nią, jakby właśnie odezwała się do niego w jakimś obcym języku, jakby w ogóle nie pojmował, co właśnie usłyszał. Od zawsze przygotowywał się na najgorszy scenariusz, już odruchowo, nie chcąc się później rozczarować. Merlinie…
Schował twarz w dłoniach i przykucnął, a potem po prostu usiadł na brudnej podłodze, przez chwilę bojąc się na nią spojrzeć. Wzdrygnął się lekko, kiedy nazwała go tchórzem. Słusznie z resztą. Niepewnie spróbował wziąć głębszy oddech i z wydechem oderwał ręce od twarzy. Dwa zaszklone spojrzenia spotkały się ze sobą i nie mógł pozwolić sobie na to, by oderwać wzrok. Musiał powiedzieć jej to prosto w oczy. Nie zadośćuczyni to temu, co zrobił, ale był jej to winien. To i wiele więcej, ale od tego powinien zacząć.
ー Przepraszam ー powiedział głosem zachrypniętym i nieco ściśniętym, ale głośno i pewnie. ー Przepraszam, że cię tak potraktowałem. Że przeze mnie… te siedem lat… ー spuścił wzrok na czubki jej butów, jeden zarysowany przez tę felerną deskę. Czy on też był taką deską, która jedyne, co jej przyniosła to emocjonalne blizny i drzazgi, których nie dało się wyciągnąć, które na zawsze miały tkwić we wspomnieniach i zatruwać myśli? Zrobił drżący oddech, powietrze grzęzło mu w tchawicy. ー Nie wiem jak to naprawić, jak ci zadośćuczynić, czy to w ogóle jest możliwe, ja… ー zagryzł wargi i pokręcił głową. Ja, ja, ja. To przecież zaprowadziło ich w to miejsce. Spojrzał znów na jej twarz i och, jak bardzo nienawidził, że to on był prowodyrem odbijających się na niej negatywnych emocji.
ー Co mogę dla ciebie zrobić, żeby jakoś… żebyś… czego byś chciała? Ty?
Desperacja. Cały wręcz nią ociekał, fizycznie trząsł się z emocji. Ze wstydu, a przede wszystkim surowej, nagiej szczerości. Nawet, a może zwłaszcza, nie był tak szczery sam ze sobą. Grono osób, którym nie ściemniał, było bardzo wąskie. W tej konkretnej chwili chyba nawet jednoosobowe. Mogła go zgnieść do reszty lub uratować ー pytaniem pozostawało, czy Fintan zasługiwał na jej dobroć. Gdyby spytać jego samego, pewnie by zaprzeczył. Chyba każda osoba by zaprzeczyła, być może poza jedną, stojącą przed nim, która zawsze wszystkich zaskakiwała tym, ile było w niej światła i dobra, i jak chętnie dzieliła się tym z innymi.
Jeżeli jednak sam, z własnej woli z niej zrezygnował, to dlaczego miałaby chcieć go znów w swoim życiu?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:09 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.