• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Manchester, Palatium Librae > Mała jadalnia
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-01-2025, 09:53

Mała jadalnia
Pomieszczenie usytuowane na pierwszym piętrze we wschodnim skrzydle. Pełni rolę jadalni rodzinnej użytkowanej na co dzień, jedno z nieformalnym miejsc na spotkania rodzinne. Centralną pozycje zajmuje długi stół z drewna orzecha, mogący pomieścić do szesnastu gości. Elegancki, o ciemniejszym kolorze i szlachetnym wyglądzie. Na suficie umocowany żyrandol z licznymi świecami, o których stan dba domowy skrzat. Na ścianach zawieszone liczne obrazy przedstawiające martwą naturę oraz pejzaże. Plafon ozdobiony sztukaterią w postaci fresku przedstawiającego zachmurzone niebo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
09-14-2025, 22:19
13 marca 1962 roku


Kłębiące się chmury płynęły jak zwykle w bliżej nieokreślonym kierunku. Kiedy muskał spojrzeniem doskonale znane wybrzuszenia puszystych kształtów nadających jadalni niezwykłego charakteru, mimowolnie przypominał sobie niezliczone wieczory, które spędzał tu w czasach, kiedy jeszcze ledwie muskał stopami posadzkę siedząc na krześle. Pomieszczenie właściwie nie zmieniło się od tamtych czasów zbyt wiele – jedynie kilka obrazów przeznaczonych do renowacji zamieniono na inne, równie cenne dzieła, a imion ich autorów nadal nie potrafił zapamiętać. Zapewne spotkałoby się to z miną niezadowolenia odbitą na twarzy najmłodszej siostry, jednak sam do tej myśli uśmiechał się raczej niż uważał za coś, czego powinien się wstydzić.
Dzisiaj było tu cicho. Dziecięce okrzyki zniknęły gdzieś w gardzieli korytarza, zwabione pierwszym, przyjemniejszym południem, których przecież było jak na lekarstwo, kiedy przyroda dopiero budziła się leniwie do życia. Sam nie wyszedł jeszcze na zewnątrz, błądząc gdzieś pomiędzy własnym gabinetem a biblioteką z zamiarem dopracowania ostatniego artykułu, nad którym pochylał się od dobrych kilku tygodni. Czas płynął tu jak zwykle – spokojnie, wręcz leniwie. Odwykł od takiego stanu. Nawet jeśli na uczelni pracował głównie w samotności, nie sposób było uniknąć przypadkowej obecności studentów i wykładowców. Zwykle w Evershire wrzało niczym w ulu. Powroty do Manchesteru były więc przyjemną odmianą.
Przeszedł przez jadalnię swoim zwyczajem, zawieszając wzrok na każdym z obrazów, potem omiótł uwagą długi stół i zobaczył na nim rozłożony pojedynczy, porcelanowy talerz, tuż obok srebrne sztućce. Na samym środku naczynia leżała rozcięte na pół ciasto jabłkowe, a w powietrzu unosiła się słodka woń cynamonu. Przeszyła go niepewność – czyżby ojciec miał zaraz tu wrócić? Zwykle nie zostawiał takiego nieporządku. Kiedy podszedł bliżej dostrzegł tuż obok dziecięcą, haftowaną wstążkę. Zapewne jedna z bliźniaczek w asyście jego matki raczyła się tutaj wypiekiem. Usiadł niewiele myśląc na krześle tuż obok i z dziwną nostalgią przysunął sobie talerzyk. Cukrowy pyłek osiadał na złoconych rantach i przyćmiewał jego pierwotny blask. Rozejrzał się wokół, po czym sięgnął widelczykiem do kruszonki ukrywającej owocowe nadzienie – nawyk dojadania wypieków po rodzeństwie najwyraźniej nie wyszedł mu z krwi. W tamtych czasach jednak, w odróżnieniu do obecnej sytuacji, robił to ze swoistą premedytacją i pragnieniem wywołania niezadowolenia na twarzy Rafaela i Mayi. Nierzadko na ich oczach, jeśli tylko oddalili się zbytnio od swoich porcji. Brzdęk srebra o porcelanę przywodził na myśl melodię wygrywaną na świątecznych dzwoneczkach. Zupełnie nie zauważył, że ktoś jeszcze znalazł się w jadalni, zbyt pochłonięty słodyczą szarlotki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
09-21-2025, 14:30
Zatrzymałem się w progu, nie mogąc się zdecydować, czy bardziej zaskoczył mnie fakt obecności Zachariasa w domu w środku dnia, czy to, że nie zdołał jeszcze pochłonąć całego ciasta. Oparłem się o futrynę, przez kilka sekund obserwując w ciszy, jak kruszonka z jabłecznika brudzi mu mankiet, a on nawet nie reaguje, zajęty popełnianiem jednego z najbardziej niegodziwych przestępstw, jakie wymyśliła ludzkość.
- Wciąż kradniesz to, co nie jest twoje - zauważyłem spokojnie, choć kąciki ust drgnęły mi niebezpiecznie. Widok, który zastałem, był jak scena wyjęta sprzed lat. Ta sama sceneria, ten sam talerzyk, ten sam dźwięk widelczyka stukającego o porcelanę. Tylko ramiona brata zdawały się teraz znacznie szersze, a spojrzenie bardziej zmęczone niż przed laty. Zerknąłem na wstążkę. - I to własnemu dziecku? - zapytałem z niedowierzaniem, kręcąc głową i cmokając z udawanym oburzeniem. Usiadłem na sąsiednim krześle, odruchowo wygładzając koszulę, jakbym chciał usunąć pomięte ślady powstałe po mojej wizycie w ogrodzie.
- Nie w pracy? - zainteresowałem się, wbijając w brata zaciekawione spojrzenie. Nie podejrzewałem, by kierowały nim te same motywy co mną i zerwał się z pracy z niecnymi planami, ale przecież nie mogłem niczego założyć z góry. Mimo wszystko rozejrzałem się dyskretnie dookoła, by upewnić się, że moja bratowa nie czai się gdzieś w ukryciu, próbując desperacko zakryć swój negliż.
Zupełnie jakby mnie mogła tym zszokować.
Rozparłem się wygodnie na krześle, obserwując jak jeszcze jeden kęs jabłkowego ciasta dokonuje swojego żywota w ustach Zachariasa. Jadł je z taką swobodą, jak gdyby cały świat sprowadzał się właśnie do tego prostego gestu i tej zwyczajnej sytuacji, a on sam nie miał w życiu żadnych problemów i niczego nie musiał się wstydzić. Po części mu tego zazdrościłem, a po części cieszyłem się, że mimo tej samej krwi nie jesteśmy identyczni. Westchnąłem przeciągle.
- W przyszłym tygodniu wybieram się do Francji. Będziemy domykać jakieś umowy o transporcie miotlarskim nad Kanałem LaManche, ale zamierzam zabawić tam nieco dłużej w bardziej prywatnych sprawach. - Uśmiechnąłem się wymownie, aby brat nie miał wątpliwości, że o wiele bardziej pociąga mnie ta prywata niż urzędowe interesy. O ile przed większością rodziny starałem się przynajmniej sprawiać wrażenie, że jestem oddany swojej pracy – a przynajmniej ją lubię, o tyle przed Zachariasem mogłem sobie pozwolić na odrobinę więcej swobody. Choć też nie do końca. I nie w każdej sytuacji.
- Przywieźć ci jakąś pamiątkę? Wino? Sery? Kobietę? - Wyciągnąłem przed siebie dłoń, odliczając palcami kolejne suweniry, którymi mógłbym go uszczęśliwić. Rzucałem mu przy tym na poły rozbawione, na poły prowokujące spojrzenie, doskonale zdając sobie sprawę, że jako szczęśliwy, zapewne, ojciec pięciorga dzieci, raczej nie będzie domagał się tej ostatniej rzeczy z katalogu pamiątek. Choć ponownie wolałem niczego z góry nie zakładać.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
09-26-2025, 22:42
Uwaga brata w pierwszej chwili zdawała się go nawet nie musnąć. Jadł dalej z niemałym zacięciem, skupiony na złocistych kawałeczkach kruchego ciasta przyozdobionego cukrem-pudrem. Zdecydowanie nie był mistrzem uważności i gdyby nie kolejne zdanie wypowiedziane przez Rafaela już z całkiem bliska, dalej bardziej obchodziłby go zaokrąglone ząbki widelczyka z nadzianym na nie kawałkiem cynamonowego jabłka.
Istniały jednak jakieś granice oderwania od rzeczywistości. Uniósł spojrzenie w płochym geście, bardziej obawiając się, że przyłapie go własna córka wyglądająca zaraz zza pleców brata niż, że to właśnie Rafael piętnuje jego czyny. Ostatecznie odetchnął z ulgą, wycierając osiadłe na zaroście białe drobinki zmielonego cukru.
— Dziewczynki zdołały trzy razy zapomnieć o tej szarlotce — zapewnił brata, chyba bardziej dla uspokojenia własnego sumienia, niż dla osiągnięcia jakiegokolwiek realnego efektu w przekonywaniu kogoś, kogo raczej nie dało się przekabacić. Rafael jeśli by mógł, zapewne sprzedałby go i nawet powieka by mu przy tym nie zadrżała. Pewne rzeczy zdawały się niezmienne od lat. A może chciał tak o tym myśleć? Że jeszcze ich braterskie przepychanki cokolwiek znaczyły i że nie było im żal tracić energii na niemalże szczeniackie zachowania?
Kiedy młodszy Crouch usiadł przy stole, Zach westchnął nasyciwszy się ciastem, po czym odsunął od siebie talerzyk. Odruchowo chwycił wstążkę jednej z córek i nawinął ją na palce, dokładnie studiując haft. Następnie przeniósł swoje spokojne spojrzenie na brata, przyglądał się mu z nutą zaciekawienia, dokładnie studiując jego postawę – jakby chciał wybadać jego zamiary.
— Czasami potrzebuję odpoczynku — przyznał zupełnie sztampowo. Oczywiście, że potrzebował wytchnienia. Tyle, że bardzo rzadko z owego przywileju korzystał. Zwłaszcza jeśli atmosfera w domu nieco gęstniała. Wprawdzie nie narzekał na to, co się ostatnio działo, ale kamyczek niepokoju uwierał go wytrwale. — Powiedzmy, że impas w badaniach — doprecyzował jeszcze, gdyby bratu przyszło na myśl drążenie kwestii nagłego pojawienia się w Manchesterze.
Uniósł lekko brwi, gdy wypłynął temat wyjazdu do Paryża. Zdecydowanie, Rafael o wiele częściej opuszczał kraj. Może zwyczajnie Zacharias nie czuł takiej potrzeby, jednak czasy międzynarodowych konferencji wspominał bardzo dobrze. Może i on powinien poszukać czegoś ciekawego?
— Masz jakieś konkretne plany? — Był ciekaw, choć nie sądził, że uzyska pełen zakres szczegółów. Chciał jeszcze coś dodać, ale wtedy padło pytanie, które okrasił jedynie dość głośnym śmiechem.
— Starczy mi armaniak, jeśli nie, to dobry koniak. Jeśli przywieziesz kobietę, to wyłącznie na własną szkodę — zaśmiał się i zrobił złośliwą minę. Nie sądził, aby brat uczynił takie głupstwo, nadal pozostawali w sferze braterskich uszczypliwości. Rozumiał doskonale, do czego odnosił się młodszy Crouch. Być może małżeństwo Zachariasa i Pollie zdawało się aż nazbyt przykładnie i niezmącone większymi problemami, dlatego trudno było momentami uwierzyć w jego realizm. Lub raczej: zdawało się do przesady ułożone i nudne.
Zachariasowi jednak było z tym dobrze. A przynajmniej zawsze sprawiał takie wrażenie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
09-27-2025, 16:45
Zerknąłem na niego powątpiewająco w odpowiedzi na deklarację o słabej pamięci jego potomstwa. Zbyt dobrze wiedziałem, jak dobrą dziewczynki mają pamięć, gdy chodzi o chociażby obiecane kiedyś przypadkowo prezenty. Raz w życiu popełniłem ten błąd, gdy na odczepnego obiecałem im magicznego kucyka, aby na moment dały mi spokój i miałem naprawdę duże problemy, aby odkręcić całą sytuację. Do dzisiaj zresztą prześladuje mnie ich złowieszcze „iiii-ha!” słyszane za plecami, mimo że próbuję sobie wmówić, że to tylko skrzypienie naszego starego domostwa.
Palatium raczej nie stukało podkutymi kopytami o parkiet w salonie.
- Skoro tak uważasz. - Wzruszyłem ramionami i odchyliłem się lekko na krześle, uważając przy tym, aby nie wywinąć widowiskowego orła na grzbiet. Spojrzałem jeszcze raz na wstążkę, którą teraz bawił się Zacharias. Drobny, niewinny kawałek materiału, który pachniał dziecięcą niewinnością nawet bez obecności dzieci w pobliżu. Zimne przypomnienie, że mnie nigdy nie czeka podobny los; nie w tym życiu i nie z wyborami, które podjąłem wraz z żoną.
Bo oczywiście mogłem mieć dzieci. Z czysto fizycznego punktu widzenia nic nie stało na przeszkodzie i to nasza wspólna decyzja sprawiła, że do tej pory papa Crouch ubolewał nad brakiem wnuków u swojego młodszego syna.
- A kto nie potrzebuje odpoczynku – powiedziałem filozoficznie, wracając myślami do rzeczywistości. - Wczoraj musiałem odpisać na cztery listy, wyobrażasz sobie? A dopiero co uporałem się z zale... z natłokiem spraw, które zrzucono na mnie bez uprzedzenia. - Zacharias od dawna sprawiał wrażenie człowieka pogodzonego ze wszystkim, co go spotkało, jakby przyjął na siebie rolę statecznego męża, ojca, badacza i teraz nie potrafił już wyrwać się z tej maskarady. Ja wciąż miałem ten etap przed sobą; etap buntu, który powoli rodził się w mojej głowie. - Nad czym pracujesz? Chyba że to ściśle tajny sekret, po którego wyjawieniu musiałbyś mnie zabić. Wtedy nic nie mów, aż tak nie jestem ciekawy. - Machnąłem ręką, a krzesło, na którym siedziałem, zachwiało się niebezpiecznie od tego nagłego ruchu.
Śmiech Zacha zabrzmiał donośnie i szczerze mimo złośliwości pojawiającej się na jego twarzy. Zawsze mnie ciekawiło, czy to radosne rozbawienie było autentyczną radością, czy tylko mechanizmem obronnym, którym chciał coś ukryć. Swoje prawdziwe emocje albo tajemnice, które najłatwiej było przykryć śmiechem i pobłażliwością.
- Drobiazg, mam dobrego dostawcę alkoholu w Paryżu, znajdę to co najlepsze. Chociaż nie odmówiłbym małego teatru, który byś odstawił, gdybym do koniaku dorzucił jakąś miłą dla oka Francuzkę. Czy to w ogóle zdrowe, mój drogi? - zapytałem nagle z troską w głosie. - Taka monogamia? - Pokręciłem głową niby mimochodem, niby półżartem, robiąc przy tym wymowną minę i unosząc nieznacznie brwi. Nie mogłem odnieść swojego małżeństwa do jego związku, bo były to dwie zupełnie inne rzeczy, które łączyła jedyna małżeńska przysięga. Nasze pobudki i motywy znajdowały się na całkowicie odmiennych biegunach i o wiele łatwiej było mi zanurzać się w pozamałżeńskie kontakty, zwłaszcza że moja małżonka robiła dokładnie to samo.
- Co do planów, jestem żałośnie przewidywalny, Zach. Będę się doskonale bawić w imieniu tych, którzy nie mogą. - Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i wpatrzyłem się w światło odbijające się od srebrnych sztućców. Czasem odnosiłem wrażenie, że odbicie mnie samego, tego prawdziwego, zatrzymało się gdzieś po drodze i nigdy nie dotarło do powierzchni. Jedynie te krótkie podróże poza angielską jurysdykcję i w ułudę zagranicznej wolności, dawały mi namiastkę swobody bycia sobą.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
10-03-2025, 23:03
Tych kilka momentów na pierwszy rzut oka przypominało lata dzieciństwa. Znów z niemałym sentymentem zerkał na rozpościerające się nad jego głową niebo, wymalowane zręcznie i z dokładnością prawdziwego fachowca. Uśmiech nie niknął mu z ust, kiedy Rafael jeszcze trawił jego odpowiedź, a słodycz szarlotki nadal otulała podniebienie. Zabrakło mu jednak w tym momencie jakiegoś sprzeciwu, kolejnego podejścia do utarczek słownych. Zamiast tego otrzymał kapitulację brata i pozostawienie tematu dokonanego rabunku bez cienia komentarza. Nie wiedział, że młodszy Crouch miał faktycznie swoje zdanie w owej materii i doskonale doświadczył już pamiętliwości bliźniaczek.
Widział, że Rafael zerka na niego, rozkładając się wygodnie na jadalnianym krześle. Nie potrafił jeszcze wyczuć z jakimi zamiarami tu przyszedł i nawet kilka początkowych zdań niekoniecznie naprowadziło go na trop. Przywykł, że czasami rozmowy, które rodziły się pomiędzy nimi przypominały raczej zdawkową wymianę informacji, jakby obawiali się gdzieś wewnętrznie, iż druga strona nie przejawia czystości intencji. Będąc sobie bliskimi, ostatecznie oddzielali się grubym murem prywatności. Czy tak zawsze kończyli bracia? Próbował wyobrazić sobie Theodore’a i Alistaira za dziesięć lat. O dziewczynki nie martwił się tak jak o nich. Było to o tyle zabawne, że zwykle to on przyjmował w małżeństwie rolę tego, który uspokajał. Apollonie była wyjątkowo opiekuńcza i wielokrotnie wyrażała swoją niepewność, Zacharias stał za tym, że ich pociechy swój rozum mają i doskonale poradzą sobie z każdą przeciwnością.
— Napracowałeś się… — Uniósł zaraz jedną z brwi i oparł się wygodniej o krzesło. Zaplótł ręce na piersi i przekrzywił nieco głowę. To nie tak, że umniejszał zajęciom brata. — Ja? — Zdziwienie zaraz odmalowało się na jego twarzy, bo zwykle nie rozmawiali szczególnie o sprawach zawodowych. Być może dlatego, że ich zainteresowania niemal całkowicie się rozmijały. A przynajmniej takie wrażenie odnosił od niepamiętnych czasów. Zacharias połknął haczyk, albo raczej pochwycił sposobność. O swojej pracy rozprawiał chętnie i długo, więc prawdopodobnie jego brat padł niefortunnie ofiarą owych zapędów pierworodnego. — W żadnym wypadku! — Entuzjastycznie zaprzeczył możliwości dokonania mordu. — Cóż, nadal zgłębiam psychologiczne aspekty jasnowidzenia, próbuję ustlalić jak ograniczanie dopływu poszczególnych bodźców wpływa na jasnowidzów. Myślę, że to kwestia mocno indywidualna, ale liczę, że uda się wyłonić jakiś wzorzec, badając historie poszczególnych przypadków. To trochę jak podział na wzrokowców, słuchowców czy kinestetyków. — Zaczął wyliczać na palcach już zupełnie nie zważając czy Rafael zamierza protestować. Na pewno nie zamierzał, prawda? A przynajmniej Zach przestał zwracać uwagę na ewentualne oznaki niezadowolenia. — To dopiero w powijakach, nadal wykorzystuję różne sposoby osiągnięcia stanu deprywacji, z włączaniem różnych zmiennych, takich jak nastawienie, próbę wywołania wizji precyzyjnych — mówił i mówił, kołysząc się nieznacznie na krześle. Och, nie trzeba było mu wiele. Gdyby nie sprawa wyjazdu brata do Paryża, pewnie nie przestałby do jutra. Musiał jednak oddać odrobinę przestrzeni młodszemu.
— Wiesz, braciszku. Cenię sobie spokój i przewidywalność w życiu, dzięki temu udaje mi się łączyć rodzinę i pracę — skomentował jego pytanie w sposób dość dyplomatyczny, nie chcąc rozwodzić się nad tym, jak wygląda jego rzeczywistość i relacja z Apollonie. Mieli swoje problemy, ale szanował żonę i nigdy nie przychodziło mu do głowy, aby o kłopotach rozprawiać publicznie. A już na pewno nie przy Rafaelu.
— Cieszę się, że spełniasz się towarzysko. Nadrabiasz za mnie, otóż to — uśmiechnął się zupełnie szczerze, bez cienia kpiny.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-04-2025, 12:55
Cynamonowo-jabłkowy zapach roznosił się w powietrzu nawet po tym, jak ostatni kęs i ostatni okruszek został pochłonięty przez Zachariasa, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie pyszności, która musiała rozpływać mu się na języku. Byłem pewien, że gdybym zajrzał do kuchni lub poprosił jednego ze służących, dostarczyłby mi całą blachę pachnącego jabłecznika, a jednak ten jeden kawałek zdawał się być w jakiś sposób wyjątkowy. Może właśnie przez myśli o przeszłości. A może przez myśli o przyszłości.
Zacharias mówił, pogrążając się w opowieści o swojej pracy, a ja przyglądałem mu się z tą mieszaniną zainteresowania i niezrozumienia, jaką zwykle rezerwuje się dla ludzi naprawdę odmiennych od siebie. Takich, których chciałoby się zrozumieć i dołączyć do ich świata, ale nie zawsze było to możliwe. Nie chodziło nawet o samą treść jego wywodu, choć słowa o deprywacji bodźców, o jasnowidzach i o eksperymentach brzmiały, jakby pochodziły z jakiegoś obcego języka, którego kiedyś próbowałem się nauczyć z szacunku i miłości do brata, ale nigdy nie opanowałem do końca. Chodziło o sposób, w jaki się różniliśmy.
Jego życie i przeznaczenie pachniało jabłkami z cynamonem, ciastem podjadanym córkom, dotykiem kobiecej dłoni na ramieniu; stałością i przewidywalnością, w których nie było nic złego, powtarzalnością i prostą linią rodzinnych zawirowań. Moje było pełne chaosu i szumu, w którym ciężko mi było odnaleźć samego siebie; swobodnego dryfowania po morzu tu i teraz, jakby jutro nie istniało i niczym nie musiałem się przejmować. Podczas gdy Zach w moim przekonaniu był kwintesencją odpowiedzialnej głowy rodziny, w mojej codzienności odpowiedzialność po prostu mnie dusiła.
- Ach – podsumowałem jego wywód, próbując w myślach przetłumaczyć go sobie na zrozumiały dla mnie język. - Ale chyba nie zamykasz ludzi bez dostępu do światła, dźwięków i dotyku, próbując sprawdzić, jak wpływa to na ich wizje? - Nie, żebym miał coś przeciwko, bo inni ludzie nieszczególnie zajmowali moje myśli, jeśli ich obecność nie wpływała na moje życie albo, by być dokładnym, nie utrudniała mi życia. Dawno wyzbyłem się niepotrzebnych zasobów empatii, zachowując jej ilość wystarczającą do tego, aby nie uchodzić za całkowitego bezdusznika. - Mogę się mylić, ale to chyba wykracza poza etyczny zakres naukowych doświadczeń. - Potarłem czoło, marszcząc przy tym nieco brwi. Nie podejrzewałem brata o wątpliwe moralnie praktyki eksperymentalne, liczyłem więc, że dokonałem po prostu nadinterpretacji jego wyjaśnień. A nawet jeśli nie... cóż, to nie była i tak moja sprawa. Byliśmy dwoma różnymi gatunkami, choć nosiliśmy to samo nazwisko. On mógł całymi dniami analizować cudze umysły, a ja nie byłem w stanie znieść zbyt długiego obcowania z własnym.
- Właściwie to twoja zasługa, że mogę sobie pozwolić na nieco swobody. - Uśmiechnąłem się na poły z wdzięcznością, na poły z delikatną ironią. - Gdybyś nie był pierwszym synem... - zawiesiłem głos, nie dodając nic więcej. Czasami zastanawiałem się, czy ojciec widział w nim odbicie siebie, tego idealnego Croucha, którego można postawić za przykład, i czy we mnie widział tylko jego cień. Nie przeszkadzało mi to teraz; wyrosłem z czasów, gdy usilnie starałem się dostosować do bycia Crouchem i spełniać pokładane we mnie nadzieje. Dlaczego w końcu miałem to robić, skoro moje własne nadzieje i plany zdeptano już na samym początku?
- Napijesz się czegoś? Ojciec gdzieś tu trzyma ten koniak z pięćdziesiątego czwartego. A ja muszę poradzić się w sprawie, która wymaga większej odwagi niż ta, którą daje jabłecznik. - Nie czułem się już winny, że nie pociąga mnie prawo ani urzędnicza praca; zapomniałem, co to znaczy wspinać się po szczeblach kariery. Odkąd uznałem, że nic nie muszę ponad to, co mogę, moje życie stało się o wiele łatwiejsze.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
10-04-2025, 21:23
Niektóre kwestie wyglądały zupełnie inaczej, kiedy siedziało się po uszy w świecie naukowców. Zapominał o tym, zwłaszcza gdy ucinał sobie pogawędki z ludźmi spoza swojej bańki. I choć Rafael i tak zdawał się być osobą światłą, posiadającą dość szeroką wiedzę na temat rzeczywistości, o tyle różne wątki postrzegali odmiennie przepuszczając je przez pryzmat osobistych osądów. Nie ulegało wprawdzie wątpliwości, że niektóre eksperymenty mogły budzić sporo obaw. Nie dziwiło go to wcale, bowiem rozpoczynając swoją drogę miewał podobne chwile zastanowienia. Później kiedy nieco okrzepł, o wiele spokojniej podchodził do warunków badań. Nigdy nie przekraczał pewnych granic, ale dla uzasadnienia swoich tez potrafił zdziałać wiele. Może nieco zdziwiła go troska brata, postanowił jednak wziąć ją kolejny raz na karb prawionych sobie uszczypliwości. Wiedział doskonale, co robi i był pewien swego, więc byle komentarz nie potrafił nim zachwiać.
Pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Trochę tak jakby Rafael zupełnie nie rozumiał.
— Uwierz mi, to naprawdę niewielka niedogodność w porównaniu z tym, czego doświadczają ludzie z darem jasnowidzenia — przyznał, tym samym zahaczając o własne doświadczenia, z których niewielu zdawało sobie sprawę. Dostrzeganie przyszłości było proste jedynie na papierze, często romantyzowane, natomiast realnie obciążało w sposób niewyobrażalny, części nie oszczędzając balansowania na skraju szaleństwa. W rozpracowaniu sposobu pojawiania się wizji nie tylko kierował się pragnieniem poznania, ale i faktyczną empatią. Tak. Był empatyczny. Zwłaszcza dla ludzi swego rodzaju, bo rozumiał ich położenie w sposób doskonały. — Poza tym, wykorzystanie komór do deprywacji sensorycznej jest pomysłem stosunkowo młodym i dopiero co zgłębianym, tak właściwie to był moment zachłyśnięcia się nim, zwłaszcza wśród mugolskich naukowców, ale my jako tako nigdy... — tu ściszył głos, jakby obawiał się, że zza rogu zaraz wyłoni się postać ich matki. Być może zupełnie niepotrzebnie się produkował przed bratem, ale czuł obowiązek, by choć trochę go zaznajomić z tym, nad czym pracował, skoro już sam zapytał. rozprawa pewnie trwałaby jeszcze trochę, ale miał resztki litości dla towarzysza. W końcu odchrząknął i jeszcze wracając do tematu poprosił — gdybyś miał wśród swoich znajomych jasnowidzów chętnych do pomocy, to z wdzięcznością przyjmę kontakt… — Potem wyprostował się i stukając w blat stołu, a jego mina spoważniała. Doskonale wiedział, że bycie pierworodnym obarczone jest pewnymi oczekiwaniami i obowiązkami, niekoniecznie tak pilnie wymaganymi od pozostałych dzieci.
— Och, nie masz mi za co dziękować — Zupełnie nie prosił się o tę funkcję, przez lata nie potrafił odnaleźć swojej ścieżki i bił się z powinnościami. Ostatecznie znalazł na nie swój sposób, ale wywołał tym samym istną burzę. Zupełnie umknęło mu natomiast to, jaki wpływ na brata i siostrę miały jego decyzje. Czasami ciężko było wyściubić nos poza J A. Wyobrażał sobie, że Rafaelowi było łatwiej w wielu kwestiach, ale może się mylił.
— Mhmmm… Chętnie — przyznał, bo słodycz szarlotki zaczynała go drażnić. Poza tym, jakoś nie mógł obojętnie przejść obok sposobności spędzenia czasu z Rafaelem. Nie mieli wielu takich momentów. Na dźwięk następnego zdania, pochylił się lekko do przodu, próbując złapać spojrzenie brata. W jeden moment przeszedł z pozycji gaduły w tryb słuchacza. Bardzo skupionego słuchacza. — Coś cię trapi? — Było czuć, że w jego głosie czaiła się niepewność. Nie miał gwarancji, czy zaraz nie usłyszy jakiegoś głupiego komentarza, bo dał się złapać na haczyk. Nie zwykł jednak ignorować podobnych sygnałów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-05-2025, 13:50
Gdzieś za oknem, na tyłach oranżerii, ogrodnik poprawiał krzewy róż, próbując uratować je po srogiej zimie i przygotować na nadchodzącą bardzo nieśmiało wiosnę. Czasem przyłapywałem się na tym, że patrzę na niego dłużej, niż wypada i że te chwile, krótkie jak dotyk w przelocie, są mi potrzebne do życia bardziej, niż skłonny byłem przyznać. O tym jednak nie mogłem powiedzieć Zachowi z taką samą swobodą, z jaką on opowiadał o swojej pracy, która jednocześnie zdawała się być jego pasją.
W takich chwilach przypominał nie tylko starszego, mądrzejszego brata, który zyskał przewagę kilku lat doświadczenia, ale wykładowcę prowadzącego wykład i ocierającego się o granicę naukowego mistycyzmu. Tak to nazywałem – ten moment, gdy zaangażowanie i ekscytacja przechodziły w zupełnie nowy stan. Podczas gdy ja bujałem w obłokach, Zacharias unosił się na obłokach swojej wiedzy; gdy ja stąpałem marmurowymi korytarzami ministerstwa, nienawidząc każdego swojego kroku, on sunął po posadzkach uniwersytetu z ekscytacją kolejnego osiągnięcia.
- Nie próbuję nawet zrozumieć, czego doświadczacie. - Uśmiechnąłem się, choć nie miałem ku temu powodu, ale uśmiech zawsze był dobrym zamiennikiem słów, których nie umiało się odnaleźć nawet na końcu języka. - Ale rozumiem za to, dlaczego to dla ciebie takie ważne. - Dla mnie Zacharias był zawsze zbudowany z materii konkretu, którą widziałem w nim w każdym geście odpowiedzialności i powinności. Ten konkret musiał mu się przydawać w badawczej pracy, pomagał tłumaczyć świat odkryty i czekający na odkrycie; ja nie musiałem sobie natomiast niczego tłumaczyć i niczego przyjmować za pewnik. Życie w świecie półprawd i niejasności oznaczało mniej problemów i mniej rzeczy, którymi musiałem się przejmować.
- Oprócz ciebie? - Spojrzałem na niego wymownie. - Niestety nie, a przynajmniej żaden z moich znajomych nie przyznaje się do tego, że jest jasnowidzem. - Po części było dla mnie oczywiste, że nie każdy chciał się zdradzać z takim darem. Zbyt wiele razy obserwowałem brata i reakcje otoczenia na jego umiejętność, aby nie widzieć spojrzeń rzucanych za plecami. Jasnowidze nie byli wytykani palcami, ale stanowili dla społeczeństwa niewątpliwie element pewnego niepokoju; jakby ludzie się bali, że sama obecność wieszcza w ich otoczeniu sprawi, że ci poznają ich najmroczniejsze sekrety. A przecież to działało zupełnie inaczej. Westchnąłem pod nosem. - Ale jeśli nie ograniczasz się do samej Anglii, mogę rozpuścić wici wśród swoich zagranicznych kontaktów. - Propozycja padła z moich ust, zanim zdążyłem ją do końca przemyśleć, chcąc pomóc bratu w jego badaniach.
Podniosłem się, podchodząc do barku stojącego pod ścianą. Przez chwilę w ciszy, która przerywana była tylko pobrzękiwaniem szkła, szukałem właściwej butelki i właściwych słów, którymi mógłbym opisać to, co mnie trapiło. I tak miałem już łatwiej, bo to Zacharias przejął na siebie główny ciężar nazwiska, pozwalając mi – świadomie lub nie – być sobą bardziej, niż on kiedykolwiek mógł. Gdyby jeszcze wiedział, jak bardzo byłem sobą, nie mówiłby zapewne, że nie mam za co być mu wdzięczny. Odwróciłem się, trzymając w dłoniach napełnione kieliszki, ale nie podszedłem od razu do stołu. Zmierzyłem brata uważnym spojrzeniem, zanim zdecydowałem się w końcu odezwać, choć w moim głosie i tak brzmiało wahanie.
- Chcę zrezygnować z pracy w ministerstwie. - Odliczyłem do trzech i ruszyłem z kieliszkami z powrotem do stołu, stawiając jeden przed Zachariasem, a do drugiego od razu łapczywie przystawiając wargi, by spić kojący łyk palącego płynu. - Myślałem, że po zmianie departamentu zmienię też swoje nastawienie do polityki i urzędów, ale... nie. Duszę się tam i duszę się tutaj, gdy udaję, jak bardzo jestem w tę pracę zaangażowany – niemal wyplułem z siebie ostatnie słowo. Nie chciałem, żeby się martwił i żeby mnie analizował, szukając powodów, dla których chciałem porzucić doskonałą posadę i rodzinną tradycję, ale musiałem komuś w końcu o tym powiedzieć. Jednocześnie wiedziałem, że Zach zrozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny, skoro sam przechodził przez coś podobnego, przeciwstawiając się rodzinie. I zrozumie tym bardziej, że skoro on w swoim pokoleniu zdecydował się na taki b u n t, to ja miałem o wiele mniejsze szanse, aby bez konsekwencji pozwolić sobie na to samo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
10-06-2025, 21:24
Zwykle próbował odnajdywać pomiędzy sobą a rodzeństwem podobieństwa. Chciał wiedzieć, że chociaż odmienni, mieli w sobie pierwiastek, który ich łączył, zespalał być może mocniej od prostych rodzinnych powinności. Nie był ślepy na charakter swojego brata, przez lata poznał go doskonale, czego nie mógł zatracić nawet w momencie, gdy dorosłość oddaliła ich znacząco od siebie, a jednak nadal nie potrafił patrzeć na niego inaczej jak na kogoś, względem kogo żywił naprawdę ciepłe uczucia. Zupełnie nie przeszkadzało mu jego podejście do życia, sposób w jaki organizował swoją codzienność czy jak zarządzał wolnym czasem. Rafael był tym, za którego i tak Zacharias byłby gotów poświadczyć nawet w najgorszej sytuacji. Wszystkie uszczypliwości były jedynie na pokaz, by zaspokoić odwieczne prawidła odnoszące się do braterstwa. I choć być może młodszy z nich wypowiadał wiele słów bez większego zastanowienia, to jednak Zach zdawał się być wdzięczny za takie momenty jak ten.
Uśmiechnął się łagodnie, pocierając czubek nosa. Nie szukał współczucia, nie oczekiwał, że odnajdzie jego cień w rozmowach z Rafaelem. Tamten dorastał wszak w jego obecności i widział wszystkie momenty, również te niekoniecznie przyjemne jakie niosło za sobą jasnowidzenie. Nie miał wprawdzie za sobą pełni doświadczenia lecz jak mało kto mógł poszczycić się możliwością tak bliskiej obserwacji. Nigdy jednak nie zapytał brata, jak w ogóle się z tym czuł, jak to było widzieć, że ciężar uwagi spada tak obficie na pierworodnego, niekoniecznie w sposób zamierzony.
Jasnowidzenie było niekiedy klątwą i to nie zawsze jedynie dla posiadacza umiejętności. Infekowało cały organizm rodzinny, czego Zacharias był doskonale świadom. Zapewne dlatego tak mocno pragnął uzyskać nawet cień kontroli nad tym, co nieprzewidywalne. Liczył, że poprawi tym jakość życia wielu czarodziejów i ich rodzin. Nigdy nie przyznał na głos jednak owego zrywu serca.
— Oczywiście, że nie. Jak jasnowidzenie nie zna podziałów, tak i ja się nie ograniczam — przyznał zgodnie z prawdą, mając tylko nadzieję, że poszerzenie nieco działalności przyniesie mu w końcu wymierne korzyści. Nie naciskał jednak, wszystko to mówił w tonie zaangażowania brata jakkolwiek w to, co on robił w swoim życiu. Może jedyny łącznik, który mógł mu zaoferować, choć przecież ten wcale się go nie domagał.
Przyglądał się bratu dłuższą chwilę, nadal w napięciu niewiedzy, bo ten nie od razu wyjawił mu w czym tkwił problem. Zatrzymanie przy stole wzbudziło w nim ciarki niepewności, a dobry humor uleciał na moment. Nie zanosiło się jednak na to, że Rafael będzie tu żartował. Spięcie, które pojawiało się w Zachariasie ilekroć w powietrzu wisiały tematy ważkie nie było nowością. Od zawsze wzdrygał się na samą myśl o kłopotach, a jeśli szło o te, które dotyczyły jego małżeństwa, coś w nim zwyczajnie pękało. Na zewnątrz stabilny, w środku wyraźnie pełen obaw. Jakby martwił się, że nie będzie wystarczającym oparciem i drogowskazem. Tylko czy musiał nim zawsze być?
Postanowił, że przynajmniej go wysłucha.
Nim zaczął mówić, wypił połowę zawartości kieliszka. Nie spodziewał się tego. Zupełnie. Mógł snuć przeróżne scenariusze, ale w żadnym z nich Rafael nie rezygnował z posady. Czy był rozczarowany? Zły? Chyba nie miał do tego prawa. Przecież sam podążał podobną ścieżką.
Powietrze uleciało z jego ust wraz z ostatnim łykiem koniaku.
Czuł, że z nikim więcej brat nie podzielił się tymi rewelacjami.
— To poważna decyzja — stwierdził dość oschle, ale wcale nie o to mu przecież chodziło. Zaraz się zreflektował. — Musiałeś to dokładnie przemyśleć, skoro jesteś już na tym etapie… — Przecież nie posądzał go o lekkomyślność, przynajmniej w owej materii. — Chcesz o tym jeszcze porozmawiać, upewnić się? Wiesz, że cokolwiek zrobisz, ja nie będę tu żadną przeszkodą. Wiesz tylko, co będzie działo się z resztą rodziny… — Chaos, złość, żal, rozczarowanie. Tej siły nie mógł zatrzymać w żadnym wypadku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:33 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.