• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Morska knajpa "The Packet”
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-15-2025, 16:24

Morska knajpa "The Packet”
Tuż przy nabrzeżu, gdzie cumują stare barki i portowe dźwigi skrzypią na wietrze, stoi „The Packet” – pub, który z dużym prawdopodobieństwem gościł większą ilość marynarzy niż cała Walia. Wnętrze ciemne, pachnące dymem, z pokładowymi lampami i stołami z wypalonymi znakami. Nikt nie pyta o nazwiska. Bywalcy znają się z widzenia lub z niejednej wspólnej, morskiej historii, które powtarza się między tymi ścianami tuzin razy. Na ścianach zdjęcia statków bez podpisów, a za barem stoi ulubiona beczka rumu. Mówi się, że każdy port ma swój pub. Ale „The Packet” nie jest portowy – on jest portem samym w sobie i z całą pewnością trudno z niego wypłynąć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-10-2025, 13:07
15 marca '62

Ciemne chmury tłoczyły się na niebie już od wczesnych godzin porannych. Uliczki w Cardiff zdawały się być ociężałe, zaspane, wyczekiwały kropel, które prędzej czy później musiały dotknąć ziemi. Pomimo zmiany pory roku krajobraz powrócił do swojej rutyny. Zlanych deszczem płyt, ospałych ludzi na ulicach, szarości wszelakich godzin. Nie przeszkadzało jej to, od zawsze była sową. Może to wina bezsenności, a może jej mózg wzmagał obroty na przekór przyjętym zasadom. Drobne, lecz chłodne krople zaczęły nieśmiało spadać z nieba, tworząc na chodnikach delikatne mozaiki. Powietrze stało się wilgotne, nasycone zapachem mokrej ziemi i przygniatającej ciężkości. Wiatr, choć łagodny, niósł ze sobą szmer liści i stukot zamykających się okiennic. Miasto zadrżało, jakby budząc się z głębokiego snu. Ludzie przyspieszali kroku, chcąc schronić się przed nadciągającą ulewą – wiedziała, że musi zrobić to samo. Nie skończyła jeszcze swoich spraw w porcie więc teleportacja nie wchodziła w grę i choć deszcz zwykle przyjmowała z wdzięcznością tak dziś raczej wolała uniknąć przemoknięcia do suchej nitki.
Jej oczom ukazał się pub. Złoty, jaskrawy napis nad wejściem do lokalu głosił, że dotarła do The Packet. Nie słyszała żadnych nieprzychylnych opinii na temat tego miejsca, ale to o niczym nie świadczyło, bowiem dobrych również nie słyszała. W pośpiechu przekroczyła próg na moment przed ścianą deszczu. Wewnątrz panował półmrok. W małym lokalu dało się wyczuć zapach starego drewna. Zajętych było jedynie kilka stolików, a czarodzieje przy nich siedzący wypijali kolejne wypełnione po brzegi trunkiem kufle. Usiadła przy jednym z wolnych stolików w rogu sali, skąd mogła obserwować zarówno wnętrze pubu, jak i przez zaparowane okna śledzić, jak deszcz nieustannie smaga ulicę. Zamówiła proponowany przez barmana rum i odliczała minuty do wyjścia. Nie należała bowiem do najbardziej cierpliwych ludzi na świecie.
Ktoś zaczął śpiewać, ktoś inny w głos powtarzał jedną i tą samą historię, kobieta w nazbyt krótkiej sukience paradowała między stolikami i Antonia była niemalże pewna, że ta specjalnie podciągnęła ją właśnie na taką wysokość. Obserwowanie ludzi sprawiało jej satysfakcje. Lubiła wyciągać wnioski, tworzyć ich historie, domyślać się faktów, które często finalnie się sprawdzały. Wszystko zdawało się wciąż ulegać ospałej atmosferze, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Nic takiego się nie działo. Czarownica skupiła spojrzenie na mężczyźnie odchodzącym od baru z kuflem trunku. Niemal w tym samym momencie inny mężczyzna zbliżający się do baru pchnął ramieniem tego, którego tak czujnie obserwowała. Dziwne, że jej myśli potrafiły sprowadzić na nią to czego aktualnie potrzebowała. Adrenaliny.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-10-2025, 16:24
Początek marca przyniósł nieoczekiwane spotkanie, które na kilka długich dni ponownie wepchnęło mnie w stan beznadziei. Oficjalne poznanie siostry teoretycznie powinno przynieść ulgę, lecz stało się odwrotnie – wspomnienia wyrwały mnie z teraźniejszości i cofnęły do lat, o których wolałbym nigdy nie pamiętać. Czy była temu winna? Nie. Byłbym zadufanym w sobie egoistą, gdybym obarczył ją tym ciężarem. A jednak… nie musiała tego robić. Miała piękne życie, codzienność, w której nie potrafiłem się odnaleźć i nawet nie zamierzałem próbować. Mimo to wiedziałem, że czym prędzej należało pozbierać się i iść dalej – funkcjonować, pracować, a co najważniejsze nie bać się charakterystycznego stukotu obcasa o pokład barki.
Do Kent trafiłem kompletnym przypadkiem. Mniej legalnym towarem handlowałem zwykle w Cardliff, ale przerwa zrobiła swoje, dlatego jeśli chciałem dorobić, to musiałem poszerzyć pole działania. Słyszałem o tym pubie, w portach krążyły o nim legendy, ale nigdy nie miałem okazji zjawić się tam osobiście i dziś miało się to zmienić. Szybka transakcja, prosta wymiana. Tak też się stało, bowiem bez zbędnych pytań oraz problemów zarobiłem kilka knutów, które wsunąłem do kieszeni spodni. Dokładnie w to samo miejsce, gdzie jeszcze miałem działkę Iskronia i dymorośli. Właściwie nie zamierzałem zostać w pubie dłużej, ale z drugiej strony mogłem pozwolić sobie na dobre piwo – słyszałem, że poza własnym rumem słynęli właśnie z tego złocistego trunku, dlatego zatrzymawszy się przy drewnianym kontuarze zamówiłem jeden kufel.
Z wyraźnym uśmiechem odebrałem szkło i zdążyłem się odwrócić, kiedy nagle znikąd zjawił się rosły typ, jaki z impetem wpadł na moje ramie, a tym samym… piwo, które chlusnęło na jego, jak i moją odzież. Zacisnąłem wargi w złości, gdzież tyłu głowy naiwnie oczekując na przeprosiny, bo z pewnością zrobił to przez nieuwagę, ale zamiast tego poczułem jak szarpnął mnie za koszulę. Uniosłem na niego zaskoczone spojrzenie i odwdzięczyłem się tym samym kompletnie przy tym zapominając o używkach we własnej kieszeni. Te wypadły na posadzkę w chwili, gdy wyciągnąłem rękę z kieszeni.
Zaaferowany sytuacją nie dostrzegłem tego i na domiar złego nie padło żadne słowo, tylko celny cios wprost w moją żuchwę - aż zachwiałem się na nogach.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-10-2025, 18:55
Z zaciekawieniem przyglądała się odgrywanym scenom. W takich miejscach jak to bójki nie były niczym dziwnym. Dla żeglarzy pobyt w porcie był niczym wakacje, wyczekiwany urlop. Przez noc lub dwie mogli oddawać się własnym przyjemnościom, które często były impulsywne, chaotyczne i grzeszne. W powietrzu unosiła się mieszanka zapachu soli morskiej, alkoholu i dymu tytoniowego, tworząc atmosferę wolności. Byłaby naiwna, gdyby oczekiwała tu innych obrazków. Dni na morzu musiały ciągnąć się dla nich bez końca, a każdy z nich wyglądał podobnie. Nie mieli przestrzeni na wyregulowanie swojej dzikiej natury, a puby zdawały się być do tego idealne. Nowe twarze, łatwe łupy. Pod powierzchnią tej chaotycznej radości pulsowało napięcie. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, jedno źle dobrane słowo, by rozpętała się burza. To właśnie uchwycił jej wzrok.
Nie sądziła, że tak szybko przyjdzie jej zostać jedynym świadomym świadkiem kolejnego starcia męskiej siły. Marynarz chwiejnym krokiem zbliżył się do baru, ewidentnie spędził tu dobre godziny, a potwierdzeniem tego było mętne i rozbiegane spojrzenie oraz bordowe wypieki na skórze. Nie patrzył na nikogo i nie interesował się nikim. Potykał się o ławki, stoły, a finalnie o własne nogi, ale to nie przeszkadzało mu w dalszej zabawie, bowiem Antonia podejrzewała, że ta według niego dopiero się zaczęła. Nie była pewna czy z premedytacją pchnął drugiego, sporo młodszego od siebie mężczyznę, ale raczej w to wątpiła. W końcu celowości w witaniu się z każdym krzesłem również nie widziała. Tak czy inaczej ciężko było w tym starciu doszukiwać się winy młodszego, który nie dość, że stracił pół zawartości swojego kufla, to jeszcze ewidentnie został uznany za sprawcę. Przez chwilę spoglądali na siebie z wyczekiwaniem, ale z jej obserwacji wynikało, że nie zdążyli wymienić ze sobą ani jednego słowa. Do rękoczynów doszło nadzwyczaj szybko, a Borgin widziała w swoim życiu już wystarczająco dużo bójek by móc to stwierdzić. Żeglarz z impetem uderzył swojego przeciwnika, a ten chyba nie miał zamiaru pozostać mu dłużny. W pubie rozległy się podniesione głosy – jedni kibicowali, drudzy nawoływali do porządku, a jeszcze inni w tym dostrzeżona wcześniej kobieta skryli się w obawie przed eskalacją konfliktu. Czego tu się bać? Czyż nie w taki sposób wcześniej rozwiązywano wszelkie problemy?
Czarownica westchnęła ze znudzeniem choć wciąż nie odrywała spojrzenia od toczącego się starcia. Nagle dość niespodziewanie z kieszeni szatyna wypadł pakunek. Jej myśli pomknęły ku jedynemu logicznemu wyjaśnieniu jego zawartości, ale niestety nie siedziała wystarczająco blisko by dać sobie odciąć za to dłoń. Ten fakt jednak sprawił, że ta konfrontacja stała się jeszcze ciekawsza. Mężczyźni przepychali się wzajemnie, oddawali sobie ciosy, a przychylność losu leżała po stronie trzeźwości, bowiem w innym zestawieniu smakosz piwa skończyłby o wiele gorzej.
Antonia była obrońcą moralności. Przecież o to w tym wszystkim chodziło, prawda? Wiedziała, że młodszy z nich niczym nie zawinił więc czy mogła pozwolić by stała mu się krzywda? Bezinteresownie sięgnęła po różdżkę, a jej czubek skierowała w stronę żeglarza najpierw upewniając się, że nikt nie patrzy jej na ręce. Działo się w końcu tyle, że stała się mało interesującym tłem. Levicorpus. Rzucone zaklęcie okazało się być idealnym rozproszeniem uwagi. Głosy stały się jeszcze głośniejsze, a jeden zdawał się być najbardziej dominujący – głos marynarza. Jako obrońca moralności rzuciła również kolejne zaklęcie. I znów całkowicie bezinteresownie, prawda? – Accio – wyszeptała wskazując gestem leżący na podłodze pakunek. Może uśmiechnie się do niej szczęście, a chaos zostanie jej sprzymierzeńcem?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-10-2025, 19:44
Portowe okolice rządziły się swoimi prawami i miałem tego świadomość – w końcu od wielu miesięcy mieszkałem w równie mało przyjaznym miejscu, ale tam pozostawałem względnie nietykalny. W imaginacji traktowany jak swój, w rzeczywistości porównywalnie do cienia, gdyż na próżno było szukać choć jednej osoby, o której wiedziałem coś więcej niżeli udało mi się podsłuchać w trakcie licznych, głośnych libacji. Nie angażowałem się, nie zależało mi na tym, naprawdę tego nie potrzebowałem. Takana samotnia była niczym oaza, gdzie czułem się bezpiecznie, a zarazem pewnie. Pozbawiony uważnych i oceniających spojrzeń, prześmiewczych komentarzy, czy różnej maści pytań zwykle opartych o pochodzenie oraz powody zamieszkiwania na barce. Zdarzały się jednak chwile, takie jak dziś, że musiałem opuścić Cardiff w celu zarobienia kilku sykli i choć również starałem się nie wchodzić nikomu w drogę, to nie zawsze wszystko szło zgodnie z oczekiwaniami. Zwykle kończyło się na ucieczce po agresywnym komentarzu, ale… tu nawet nie było ku temu okazji. Zaatakował znienacka, jakby wyłącznie dla uciechy, tylko dlaczego? Co ja mu zrobiłem? Przecież to on wylał na mnie to pieprzone piwo.
Od pierwszego ciosu nieustannie dzwoniło mi w uszach, ale musiałem wziąć się w garść. Nie miałem pojęcia czy już wcześniej obrał sobie mnie za cel, czy byłem ledwie przypadkową przeszkodą jego pijackiego kroku, jednak nie miało to większego znaczenia. Czułem na sobie wzrok wielu zebranych gości, tak samo jak barmana, który zamiast zapanować nad tym chaosem, to jakby tylko mógł z pewnością zacząłby zbierać zakłady. Co za popaprane miejsce, co za chorzy ludzie.
Zacisnąłem wargi w wąską linię i uniosłem dłoń, aby przetrzeć znajdującą się w kąciku krew. Uniesione ręce w geście chęci zaprzestania walki szybko musiały przejść do ataku, gdyż opryszek najwyraźniej nie miał ochoty zakończyć tego idiotycznego starcia. Przyjął gardę, zaśmiał mi się w twarz i splunął pod nogi w takt głośnych gwizdów. -Nic panu nie zrobiłem- powiedziałem przyciszonym tonem patrząc wprost w jego brudne lico, po czym wymierzyłem mu pierwszy cios w brzuch. Oddał, przywalił jeszcze mocniej jak wcześniej. Zachwiałem się na nogach i wycofałem kilka kroków do tyłu pragnąć utrzymać równowagę. Biorąc głęboki wdech dostrzegłem, jak unosi triumfalnie rękę i wtem przejąłem inicjatywę ruszając na niego w pełnym biegu. Wpierw trąciłem obiema dłońmi w ramiona, by finalnie zadać celne uderzenie w prawy łuk brwiowy. Może i wyglądałem jak chuchro, ale miałem w sobie sporo werwy. Życie w starych kamienicach rządziło się swoimi zasadami – ci, co nie potrafili korzystać z siły pięści zwykle szybko kończyli z niczym. Walka było dosłownie o wszystko, dlatego pragnąłem się stamtąd wyrwać.
Szykując kolejny atak dostrzegłem jak ten momentalnie unosi się ku górze, obraca w powietrzu i zaczyna bujać niczym ryba złapana na haczyk. Na mojej twarzy wyraźne można było dostrzec zdziwienie, które nie zmieniło się w satysfakcję – wręcz przeciwnie. Rozluźniwszy napięte ręce obróciłem się na pięcie i powróciłem do kontuaru w akompaniamencie niezadowolonych gwizdów. Chcieli więcej, ja zaś pragnąłem jedynie kupić to po co przyszedłem i czym prędzej oddalić się z tego miejsca. Oparłszy się łokciami o drewniany bar zamówiłem kolejne piwo i intuicyjnie sięgnąłem do kieszeni, gdzie zwykle zaciskałem drogocenny woreczek. Gdy jednak to uczyniłem uzmysłowiłem sobie, że nic tam nie było. NIC, kompletnie nic. Czując rosnące napięcie zacząłem kręcić się dookoła własnej osi starając się odnaleźć wzrokiem zagubione zawiniątko, ale nigdzie go nie było. Gula urosła mi w gardle, a serce zdawało się wyrywać z piersi. Do jasnej cholery, co ja teraz zrobię? -Nie, błagam nie- szepnąłem sam do siebie kucając, aby jeszcze zerknąć pod drewnianym meblem. Nie miałem zbyt wiele czasu, czułem że ten zdziczały typ wcale ze mną nie skończył.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-13-2025, 19:34
Mężczyzna ją zaskoczył. Chyba nie spodziewała się, że będzie w stanie, a tym bardziej, że znajdzie w sobie odwagę, by odeprzeć atak swojego oprawcy. Nie wyglądał na kogoś, kto zna się na bójkach ani na takiego, który miałby w nich jakiekolwiek doświadczenie. W jego ruchach nie było precyzji ani śladu wyuczonych technik - jedynie czysta determinacja i instynkt, które, choć chaotyczne, okazały się wystarczające. Zaskoczenie na twarzy oprawcy było chwilowe, ledwie zauważalne, ale może właśnie dlatego przyniosło Antoni drobną satysfakcję. Nie lubiła, gdy ludzie nie potrafili walczyć o swoje. Nie znosiła widoku tych, którzy bez słowa sprzeciwu pozwalali innym sobą pomiatać. W jej oczach takie uleganie było niemal zdradą wobec samego siebie – odrzuceniem prawa do bycia panem własnego losu. Wiedziała jednak aż za dobrze, jak to jest czuć się słabym ogniwem.
Może dlatego po cichu kibicowała temu nieostrożnemu chłopakowi. Był niemal absurdalnie ofiarny, a jego rozrzutność graniczyła z lekkomyślnością, ale w tej chwili to właśnie dzięki niemu miała szansę na coś więcej. Nie podejrzewał nawet, jak wielką przysługę jej oddał – i pewnie nigdy się o tym nie dowie. Jedno dobrze rzucone zaklęcie wystarczyło, by wszystko potoczyło się zgodnie z jej planem. Już chwilę później w jej dłoni spoczywało małe – choć wcale nie najmniejsze – zawiniątko. Na pewno pomagał w tym fakt, że nikogo nie interesowała tocząca się przy barze bójka. Każdy żył własnym życiem. Ludzie obok niej śmiali się głośno w wypowiadanych w pijackim uniesieniu żartów, inni przepychali się w stronę baru całkowicie ignorując rozgrywającą się tam scenę, bo pragnienie okazało się aż nazbyt naglące. Usłyszała krótkie, nieco żałosne „nic panu nie zrobiłem” wydobywające się z ust mężczyzny, który znalazł się w samym środku awantury. Przewróciła oczami, ledwo powstrzymując się przed sarkastycznym uśmiechem. Naprawdę? Zamierzał teraz wchodzić z nim w polemikę? Jakby słowa mogły coś zmienić. Zlituj się, chłopie, pomyślała, patrząc na tę żałosną próbę negocjacji, która miała nikłe szanse na sukces.
Uniesiony za kostkę prowodyr całego starcia nagle przestał wyglądać na kogoś groźnego. Z pewnością nie był już tym samym pewnym siebie awanturnikiem, którego widziała jeszcze chwilę wcześniej. Sama nie była pewna, dlaczego właściwie zdecydowała się zareagować. Mogłaby to zrzucić na zapłatę – w końcu coś od młodszego z nich otrzymała, choć przecież on sam nie miał o tym pojęcia. Ale czy to naprawdę był powód?
Może zrobiło jej się go po prostu żal. W końcu każdy ma prawo napić się piwa w barze bez obaw, że skończy z limem pod okiem. To przecież prosta, ludzka rzecz, a życie i tak potrafiło wystarczająco dołożyć każdemu. A może... Może po prostu czuła się silniejsza, kiedy mogła ratować tych, którzy byli w gorszej pozycji. Wstała z krzesła nie kończąc swojego trunku i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy zatrzymała się obok szukającego czegoś w popłochu mężczyzny powiedziała szeptem. – Następnym razem sięgnij po różdżkę zanim zrobi ci miazgę z nosa. – była to rada, której ten nie potrzebował i wcale o nią nie prosił, a jednak… dziś była naprawdę łaskawa. Ruszyła w stronę drzwi w myślach wypowiadając ciche finite incantatem. Oprawca upadł z łoskotem na ziemię.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-24-2025, 17:02
Każdy kolejny ruch był coraz bardziej nerwowy. Świadomość zagubionego zawiniątka wieszczyła coś więcej niżeli utratę niewielkiego zarobku – nie miałem nic więcej na barce, co wiązało się z długim głodem, bowiem zakup takiej ilości kosztował mnie kilka dni pracy. Czasem dwa, niekiedy tydzień; nie mogłem przewidzieć wielkości połowu. Zacisnąłem dłonie w pięści i pozostając w kuckach przymknąłem oczy, starając się uspokoić. Wziąć głęboki oddech, wymyśleć na szybko jakiś plan – jakikolwiek. Może miałem coś na sprzedaż? Może zdołam oddać niektóre ingrediencje tudzież opchnąć kilka butelek bimbru? Sama wizja wydawała mi się odpychająca – nie potrafiłem wyobrazić sobie doby bez herbaty z jego dodatkiem, zwłaszcza że dni wciąż były wyjątkowo chłodne, a noce jeszcze gorsze.
Wdech, wydech, wdech, wydech. Stało się, nic nie mogłem poradzić. Pozostało mi rozpaczliwie rozglądać się i liczyć na cud, choć na takowy nie było tu przestrzeni. Czające się w czterech kątach oprychy oraz pijani w sztok marynarze tylko liczyli na taką okazję – nawet jeśli nie mieli pewności co znajdowało się w zawiniątku. Monety, papierosy, cokolwiek osobistego; każda zdobycz była dla nich triumfem i powodem do dumy, jakby naprawdę nie istniała lepsza rozrywka, niżeli korzyść na czyimś nieszczęściu. Wyjątkowym pechu. Dlaczego zawsze ja? I tak już miałem ciężko, a los, kiedy tylko mógł udowadniał mi, że może być gorzej.
Skupiony na poszukiwaniach nie słyszałem nawet jak agresor upada na posadzę – mych uszu doszła dopiero głośna salwa śmiechu i dziesiątki przekleństw, jakie wypowiedział zaraz po rozejściu się grupki samozwańczych kibiców. Nim zdążyłem dźwignąć się na nogi usłyszałem coś jeszcze; głos. Słowa kobiety, którą wcześniej miałem okazję ujrzeć przy barze – mówiła do mnie, to dziwne. -Pr…- zacząłem, otrząsając się z chwilowego szoku, jednak szybko przerwałem, bowiem minąwszy mnie od razu ruszyła do wyjścia. Chciała mi pomóc? Czy tylko dopiec? Może coś… widziała? Może zna odpowiedzi? Ale jak ją o to zapytać? Pytania mnożyły się w mojej głowie, strach zaczynał paraliżować, ale nie miałem wyjścia – musiałem przełamać barierę, jeśli istniał choć cień szansy na odzyskanie zguby. Była moją ostatnią nadzieją.
Chwyciwszy w dłoń kufel z piwem ruszyłem na zewnątrz. Nie spieszyła się; wolnym krokiem oddalała się od tawerny, dlatego szybko udało mi się zrównać z nią ramionami. -Proszę Pani- rzuciłem niepewnym tonem. -Ja przepraszam, nie chcę Pani przeszkadzać- dodałem właściwie od razu – na jednym wdechu. -To Pani mi pomogła?- tak czułem; przecież inni czerpali z tego absurdalną rozrywkę. Nigdy nie rozumiałem co przyjemnego było w tego typu potyczkach; krwi i bólu. -Ja…ja chciałem- zatrzymałem się i odwróciłem wzrok nie będąc w stanie spojrzeć na jej twarz – w te duże oczy; była naprawdę piękna. Zawstydziłem się jeszcze bardziej. -Podziękować- pokiwałem wolno głową, po czym upiłem sporej ilości zimnego trunku. Więcej niż wypadało.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-05-2025, 18:00
Może i nigdy nie uchodziła za osobę empatyczną, ale jedno budziło w niej odrazę - gdy ktoś celowo wybierał sobie za cel słabszych. Przynajmniej takich, którzy na pierwszy rzut oka wyglądali na słabszych. Sama dość dobrze znała ten schemat. Ile razy ludzie oceniali ją wyłącznie po nazwisku, po krwi, po pozorach? Ile razy traktowali ją jak nic nieznaczącą przeszkodę, pewni, że ich przewaga jest niezachwiana? Zawsze kończyło się to dla nich źle, bo mylili się co do niej. Mylili się srogo.
Patrząc teraz na tego pijaczynę, który szczurował młodego chłopaka przy barze, nie mogła nie zadać sobie pytania: czy gdyby ofiara była starsza, silniejsza, bardziej postawna - czy wtedy miałby w sobie tyle odwagi? Oczywiście, że nie. Tchórze zawsze wybierali łatwy cel, bo tylko tam mogli udawać, że coś znaczą. Chłopak jednak nie wyglądał na typowego przegranego. Było w nim coś, w sposobie, w jaki próbował zachować równowagę pomiędzy gniewem a strachem co sprawiało, że chciała zainterweniować. Pomoc? To słowo nie do końca do niej pasowało. W końcu nie była dobrym samarytaninem. Jeśli wyciągała rękę, to nigdy bezinteresownie. A zapłatę za tę przysługę przyjęła bez wahania. Choć ten nie miał o tym bladego pojęcia.
Wyszła z pubu, choć nic jej tak naprawdę nie goniło. Po prostu miała dość tego dusznego klimatu, przepełnionego potem, tanim piwem i testosteronem, który sączył się ze ścian niczym wilgoć. A może zwyczajnie brakowało jej cierpliwości, by po raz kolejny odganiać pijanych natrętów, dla których słowo „nie” wypowiedziane w jakimkolwiek języku i tak nie miało żadnego znaczenia. Kroki za plecami nie zaskoczyły jej. Nie odwróciła się jednak, była gotowa. Dłoń niemal niedbale, a jednak pewnie, musnęła rękojeść różdżki ukrytej w fałdach materiału. Spojrzała dopiero wtedy, gdy mężczyzna zrównał się z nią krokiem. Zatrzymała się i zmarszczyła brwi. Proszę Pani. Przewróciła oczami. Ile ich dzieliło? Pięć lat? Dziesięć? Nie wyglądała przecież na starą wiedźmę. Chłopak plątał się w słowach, nieporadnie szukając formy, w którą mógłby ubrać myśli. Już teraz wiedziała, skąd brała się ta jego początkowa bierność - odwaga nie przychodziła mu łatwo. – Z tym chyba nie można wychodzić – wskazała na kufel, który wciąż ściskał w dłoni, kiedy zapewniał ją, że nie chce jej przeszkadzać. Paradoks, bo właśnie to robił. Nie skomentowała tego jednak na głos. Zamiast tego słuchała dalej, jak gubi się w swoim własnym języku. Ku własnemu zaskoczeniu stwierdziła, że chce go słuchać jeszcze chwilę dłużej. Była w tym jakaś niezamierzona szczerość, której tak brakowało jej w świecie pełnym ludzi mówiących zawsze za dużo i zawsze nie to, co naprawdę myślą.
Nie odpowiedziała na jego pytanie, nie odpowiedziała też na podziękowania tylko po prostu na niego patrzyła. Może była zaskoczona, że w ogóle się pofatygował. - Wyglądasz na przestraszonego – rzuciła w końcu, przestępując z nogi na nogę, z irytującą wręcz swobodą. - Czemu nie sięgnąłeś po różdżkę? – dodała z lekkim uniesieniem brwi. - Przeprosić powinieneś sam siebie, nie mnie. Za własny refleks. – rzuciła jakby naprawdę oczekiwała wyjaśnienia, a nie wymówki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
09-30-2025, 21:26
Nie pierwszy raz spotkała mnie tego typu sytuacja. Mieszkając w starej kamienicy – Merlin mi świadkiem, że jeszcze gorszej niżeli portowe rejony – a następnie dokach przyzwyczaiłem się do licznych burd i bijatyk wyłącznie dla rozładowania emocji. Nie widziałem w agresji żadnego sensu i nigdy nie sięgałem po argument siły, mimo że miałem ku temu predyspozycje, bowiem nie lubiłem, gdy drugiemu człowiekowi działa się krzywda. Byli tacy, którzy wielbili się w bólu; traktowali go jako adrenalinę, oznakę pokrętnie rozumianego życia i nie wyobrażali sobie wieczoru bez kolejnego ciosu czy trzymania gardy – lecz nie ja. Wolałem się wycofać, czasem nawet uciec i pozornie wyjść na tchórza; nie miało to dla mnie większego znaczenia. Zdanie ludzi – choć to już bardziej sobie wmawiałem – nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Od zawsze czułem się nikim, a ta nijakość i miałkość udowadniana mi była na każdym kroku.
Może to był powód, dla którego pozostawałem społecznie wycofany, może to był powód mojej samotności i braku inicjatywy. Może dlatego byłem zamknięty w sobie, może dlatego nie potrafiłem wyjść przed siebie i powiedzieć stop. Może szkopuł leżał w nadstawianiu drugiego policzka, może w nieśmiałości. Może to był, do kurwy nędzy, powód ciągłych niepowodzeń i zmartwień; buzującego w żyłach gniewu, który nie znajdywał ujścia w czynach, a zwłaszcza słowach. A może wszystko razem wzięte? Może, może, może… ciągle tylko pytania Freddy. Ciągle mnie zadręczały, mieszały w głowie. Wytrącały z równowagi, urywały myśli i w połowie zdania. Były niczym niechciana mantra – nie ku chwale i wytrwałości, a nicości – wciągającej w swe ciemne odmęty głębi, gdzie na próżno szukać światła. Jedynego źródła nadziei.
Błyskotu.
Błyskotu, jaki zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, a wraz z nim wizja szybkiego zarobku lub dnia bez tych demonów, bez ich paskudnych, oblepiających macek. Bez poczucia beznadziei.
Gdy zauważyła, że trzymałem w dłoni kufel piwa i wyraźnie zaznaczyła, że nie powinienem z nim opuszczać baru, zawahałem się. Stanąłem w miejscu zerkając w kierunku opuszczonej chwile wcześniej knajpy, a następnie wbiłem spojrzenie w szkło i nerwowo oblizałem wargę. -Ma..ma- wyrzuciłem z siebie czując palące policzki – naprawdę zdążyłem się już zarumienić? -Ma Pani rację- zgodziłem się z nią. Zrezygnowany upiłem trunku – pewnie więcej niż na jeden raz powinienem. Niegrzecznie, aczkolwiek planowałem czym prędzej oddać im własność. -Ja obiecuję, że im oddam, tak- pokiwałem głową przekonując o tym najpewniej samego siebie, bowiem co ją to interesowało. -Na pewno im oddam i dam napiwek. Źle zrobiłem- zacisnąłem wargi czując ogarniający mnie wstyd. Uniosłem dłoń zaciskając ją na własnym karku – właściwie nie wiem dlaczego, może chciałem się uspokoić, może rozluźnić spięte mięśnie – i w końcu zmusiłem się by na nią ponownie spojrzeć. Cholera, nigdy w życiu nie widziałem tak pięknej kobiety. A ona właśnie nakryła mnie na kradzieży, gorzej być nie mogło.
-Ja… tak- mruknąłem. -Ja, no ten- wolno wypuściłem powietrze z ust i wziąłem wdech. Stresowałem się, jak chyba jeszcze nigdy i najpewniej złożyło się na to wszystko – utrata wartościowego zawiniątka, jej obecność i moje złodziejstwo. -Nie wziąłem ze sobą różdżki- odparłem szczerze. Bo i po co? Udałem się tylko na piwo, nie była mi do niczego potrzebna. Nie rozumiałem tej całej mody trzymania jej zawsze przy sobie – nie można było przez chwilę pobyć zwykłym człowiekiem? Czasem mi tej normalności brakowało. -Jestem do tego przyzwyczajony- wzruszyłem ramionami. -Po prostu nie umknąłem w czas, nie chciałem zrobić mu krzywdy. Był pijany- skwitowałem.
-Proszę Pani, bo ja zgubiłem coś- dodałem po chwili. -I strasznie ciężko będzie mi bez tego i tak pomyślałem, że może Pani widziała i powie, czy to jest i gdzie jest i- mamrotałem kompletnie bez sensu. -I mogłaby mi no ten, no pomóc mi- uniosłem w końcu spojrzenie na jej twarz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
10-14-2025, 15:12
Tak wiele czynników wpływało na to, kim ostatecznie stawał się człowiek. Od zawsze ją to fascynowało - to, w jaki sposób w jednych rodzi się siła, a w innych uległość; jak niektórzy potrafią podnieść się z każdej porażki, podczas gdy inni gubią się w tym, co ich ukształtowało. Może właśnie dlatego zainteresowała się anatomią i magią leczniczą, bowiem chciała zrozumieć ludzką naturę nie tylko od zewnątrz, ale i od środka. Zajrzeć głębiej, pod skórę. Wiedziała, że największy wpływ na człowieka ma to, w jakim domu dorasta. Jakie wartości mu wpajano, jakie słowa słyszał częściej - te, które budowały, czy te, które rozdzierały. W jakich relacjach dojrzewał i jak stawiał granice lub jak często pozwalał je przekraczać. Z czasem zrozumiała też, że nie wszystko można zrzucić na wychowanie. Że pewne rzeczy przychodzą razem z nami na świat - temperament, predyspozycje, to nieuchwytne „coś”, co sprawia, że jedni milkną w obliczu zagrożenia, a inni sięgają po różdżkę. Ona wychowała się w domu, w którym panował chłód. W którym liczyło się to, co możesz udowodnić, nie to, co czujesz. Emocje były słabością, a siła walutą, według której mierzono wartość człowieka. Uczono ją, że trzeba walczyć o uwagę, o uznanie, o prawo do bycia zauważoną. Z czasem pojęła, że ten sposób wychowania zostawił w niej ślady - bezsenność, ostrożność, wieczny dystans - ale też coś jeszcze: umiejętność przetrwania. Bo w gruncie rzeczy świat dzielił się na tych, którzy polują i tych, na których się poluje.
Patrzyła na tego jąkającego się mężczyznę i przez chwilę miała wrażenie, że rozmawia z kimś zupełnie obcym, jakby pojawił się tu z innego świata. Nie było w tym kpiny ani złośliwości - po prostu fakt. Nigdy dotąd nie spotkała kogoś aż tak skrępowanego swoją własną obecnością. Owszem, ludzie często odwracali od niej wzrok, niektórzy nie potrafili znieść jej spojrzenia, inni bali się ciszy, którą ona tak uwielbiała. Była do tego przyzwyczajona. On jednak nie wydawał się przestraszony, raczej zawstydzony samym sobą, jakby każde wypowiedziane słowo było dla niego walką. To czyniło go... interesującym. W ten dziwaczny sposób.
Wypił piwo jednym haustem, jakby w tym geście szukał odwagi i przez moment pomyślała, że to miało być dla niej jakieś potwierdzenie - że naprawdę zamierza odnieść kufel na miejsce. Choć w istocie zupełnie jej to nie obchodziło. Źle zrobiłem. Uniosła kącik ust, ledwie zauważalnie, bardziej z rozbawienia niż z politowania. - Ludzie rzadko przyznają się do swoich błędów - powiedziała spokojnie. - A już w szczególności mężczyźni. - jej ton był miękki, niemal uprzejmy, ale spojrzenie czujne, wyczekujące. Bo przecież czegoś od niej chciał.
Następne słowa całkowicie zbiły ją z tropu. Przez moment nawet zapomniała oddychać, a choć próbowała zachować spokój i nie zdradzić po sobie zaskoczenia, jej brew mimowolnie uniosła się ku górze. Jak to nie nosił ze sobą różdżki? To pytanie rozbrzmiewało w jej głowie jeszcze długo po tym, jak zapadła cisza. Przecież to była podstawa, oczywistość, rzecz tak naturalna, że aż niepodlegająca dyskusji. Różdżka była przedłużeniem czarodzieja, jego narzędziem, jego obroną, jego tożsamością. Kim był czarodziej bez niej? Kimś... niepełnym. Kimś, kto dobrowolnie zrezygnował z własnej przewagi. Nie potrafiła tego pojąć. W jej świecie wszystko miało swoje miejsce, każdy ruch - swoje uzasadnienie, a decyzje wynikały z kalkulacji, nie z kaprysu. A jednak on stał tu przed nią, spokojny, niemal obojętny, jakby wyrzeczenie się magii było czymś całkowicie naturalnym. - Często nie zabierasz ze sobą różdżki? - zapytała tonem badaczki, która natrafiła na przypadek wart dokładniejszej obserwacji. Przyglądała mu się uważnie, analizując - sposób, w jaki unikał jej wzroku, to jak drgnęły mu dłonie, jak próbował się odnaleźć w tej rozmowie. - Czujesz się tak bezpiecznie - kontynuowała po chwili - czy po prostu wszystko ci jedno, co się z tobą stanie?
Zdziwienie przechodziło w kolejne z każdym jego słowem. Już powoli zaczęła się przyzwyczajać, że nie jest w stanie przewidzieć toku tej rozmowy, a to nie zdarzało się często. – Tak, mogłeś mu jeszcze zaproponować pomoc w powrocie na statek, skoro tak bardzo zrobiło ci się go szkoda. – skwitowała mając nadzieje, że sens jej słów do niego dotrze i może sam zrozumie absurd wynikający z takiego zachowania – choć chyba zaczynała w to wątpić. Gdzieś w jej spojrzeniu mignęła nuta niedowierzania - bo może był po prostu ignorantem. Albo kimś, kto z życiem obchodził się jak z grą, którą i tak w końcu przegra.
Dochodziła do wniosku, że nie powinna mieć żadnych wyrzutów sumienia związanych z odebraniem mu paczki narkotyków – nie żeby wcześniej je miała. Na Merlina, przecież ten człowiek sam się o to prosił. – Zostałeś prawie pobity, nie masz różdżki ze sobą, okradłeś bar i jeszcze sam zostałeś okradziony? – zapytała, kiedy w końcu uniósł na nią swoje spojrzenie. – Zdaje się, że los się na ciebie uwiązł. Co takiego zgubiłeś? – dodała niewzruszona. Doskonale wiedziała co aktualnie grzało jej kieszeń, ale bez skrupułów grała swoją rolę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:58 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.