• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ministerstwo Magii > Atrium
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
05-31-2025, 23:12

Atrium
Ogromna, imponująca hala o sklepieniu tak wysokim, że zdaje się nie mieć końca. Podłoga z czarnego marmuru lśni, a po jej powierzchni przesuwają się złote zdobienia, które migoczą niczym płynne runy. Na środku atrium dominuje monumentalna Fontanna Magicznego Braterstwa – grupa rzeźb przedstawiających czarodzieja, czarownicę, centaura, goblina i skrzata, z których różdżek i dłoni tryskają strumienie wody, skrzące się w blasku setek magicznych lamp. Ściany atrium są wyłożone ciemnymi, połyskującymi kaflami, które odbijają sylwetki przemieszczających się czarodziejów niczym lustra. Wzdłuż jednej ze ścian rozciągają się liczne kominki połączone z siecią Fiuu, z których co chwilę wyskakują kolejni goście, otrzepując się z zielonego pyłu. Atmosfera jest tu wiecznie głośna, wypełniona rozmowami, stukotem pospieszających butów i teleportacyjnym trzaskiem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
09-04-2025, 19:02
6 marca

- W każdym razie też uważam, że nie powinno się tego zostawiać bez odpowiedzi. Wuj z pewnością się tym zajmie, jak tylko wróci ze spotkania, dopilnuję, aby niezwłocznie pochylił się na tą kwestią i dał jak najszybciej odpowiedź. Jednak teraz proszę mi wybaczyć, muszę dostarczyć tę wiadomość. - Uśmiechnąłem się przepraszająco, jak tylko przepraszająco potrafią uśmiechać się potomkowie rodu Crouch, nie wpadając jednocześnie w bolesny szczękościsk i nie nabawiając się tików nerwowych. Poklepałem starszego czarodzieja po ramieniu, zapewniając go tym gestem o moim olbrzymim zaangażowaniu w jego strasznie pilną sprawę i pognałem czym prędzej w stronę fontanny, aby skryć się za jej ogromem.
To nie tak, że staruszek Charles był irytujący; po prostu był wkurzająco irytujący ze swoimi wydumanymi problemami, które koniecznie musiał rozwiązywać tu i teraz, najlepiej pośrodku tłumu czarodziejów i czarownic przelewającego się po atrium i śpieszącegow swoich ważnych sprawach do ministerialnych gabinetów i sal. Tym razem jego problem był tak poważny, że gdy tylko odetchnąłem trzy razy - głęboko i z wyraźną ulgą - natychmiast zapomniałem, czego dotyczył. Pewnie kolejnej międzynarodowej afery, która miała zniszczyć finansowe rynki magiczne.
Dramat.
Spojrzałem na zegarek, jęknąłem przeciągle i z cierpiętniczą miną odwróciłem się w kierunku wind, szukając jakiejś wolnej, która zawiozłaby mnie nie tyle na wyższe piętra, co do innej przestrzeni czasowej; ot, takiej oddalonej od tej godziny o pięć kolejnych. Dojrzawszy jedną, w której znajdowały się tylko dwie osoby, ruszyłem w jej stronę niemal pędem. I niemal pędem wpadłem na jakiegoś chłopaka, który tylko szczęśliwym zrządzeniem losu nie odbił się ode mnie i nie upadł na podłogę, dokonując na miejscu żywota swojego amen. Udało mi się utrzymać w ręku aktówkę z dokumentami, ale nie udało mi się utrzymać uprzejmego wyrazu twarzy, gdy spojrzałem na sprawcę całego zamieszania; niewątpliwie to przecież właśnie on wlazł mi pod nogi z samobójczym życzeniem śmierci.
- Och, Nathanielu. - Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, bo ostatnią osobą, jaką spodziewałem się tu spotkać, był kuzyn. - Wyrwałeś się na świąteczną przerwę z Hogwartu? - zapytałem, po czym mrugnąwszy kilka razy, uzupełniłem: - To znaczy z uczelni, oczywiście. Urwałeś sie z uczelni? - Poprawiłem machinalnie fryzurę, która przy tym prawie upadku rozcapierzyła się na wszystkie strony. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało... czy przerwa świąteczna nie powinna wypaść nieco później? Postanowiłem się nad tym nie zastanawiać i po prostu wbiłem zainteresowane spojrzenie w Nathaniela, oczekując wyjaśnień na jego niespodziewane pojawienie się w Ministerstwie.
Właściwie wyglądał tak, jakby pojawienie się w atrium Ministerstwa było dla niego czymś zupełnie naturalnym, co jeszcze bardziej zbiło mnie z pantałyku. Może powinienem z nim częściej rozmawiać? Nie pamiętałem, kiedy odbyliśmy dłuższą, szczerą rozmowę na prywatnej stopie, pomijając te wszystkie mdłe rozmówki przy rodzinnych posiłkach; wtedy jednak wszyscy rozmawiali o nudnej polityce, która nużyła mnie niemożebnie, więc wyłączałem się po minucie lub dwóch. Co mi umykało? Dlaczego kuzyn znalazł się w gmachu Ministerstwa i czuł się jak ryba w wodzie?
Och, Merlinie, czyżby został moim praktykantem, a ja kompletnie o tym zapomniałem?!
Poprawiłem mankiet, potem drugi, gestem tak automatycznym, że nie wymagał myślenia – byle zająć dłonie czymś innym niż chwycenie kuzyna za ramię i odprowadzenie go w stronę wyjścia. Odetchnąłem głęboko, pozwalając powietrzu wypchnąć z płuc resztki cierpliwości, której i tak mi nie zostało wiele po spotkaniu ze staruszkiem Charlesem. Nie mogłem mieć praktykanta, a już na pewno nie z własnego domu! Wtedy w s z y s c y dowiedzieliby się niechybnie, jak bardzo nienawidzę tej pracy i jak bardzo nie chcę tu być.
- Bo chyba się nie zgubiłeś w kominku? - zapytałem troskliwie, rzucając jednocześnie spojrzenie na rząd kominków podłączonych do Sieci Fiuu, z których raz po raz wynurzali się w zielonych płomieniach pracownicy i interesanci największej instytucji w magicznej Anglii. Zmarszczyłem lekko czoło, jakbym usiłował dopasować do siebie dwie sprzeczne rzeczy: obecność Nathaniela tutaj i logiczne wyjaśnienie tego faktu. A jeśli został wysłany na przeszpiegi?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-14-2025, 18:59
Był cierpliwy.
Pogodny uśmiech, twarz pozbawiona skazy i pełne wyczekiwania spojrzenie. Jego wzrok nigdy nie zabłądził ku obliczu zegara powieszonego na ścianie, nie zawędrował marzycielskim tropem ku oknom objawiającym obietnice słońca. W pełni oddany był Rupertowi, który wił się pod jego spokojnym osądem, kręcił wokół własnego zakłopotania. Co pewien czas poprawiał mankiety koszuli, przewracał kartkami dokumentów w celu wykazania jakże istotnych zajęć, które na niego czekały. Mieli jednak umowę, jasno sugerującą następstwo kroków. Nawet jeśli teraz ciężar czynów zaczynał dotykać jego osoby, tłamsić od środka, gdy ludzka przyzwoitość nakazywała mu zwątpienie. Nie kazał mu dokonać przestępstwa, po prostu chciał wcześniejszego wglądu w ekspertyzę ustawy, którą sporządził. Chcieli przygotować się do każdego możliwego zarzutu, choć już wcześniej stworzył analizę zagrożeń, którą mogli napotkać. Córka na uniwersytecie, która zdobywa tajniki wiedzy uzdrowiciela na pewno mu podziękuje.
– Rupert, mieliśmy umowę – świętość, złoto i koronę w jednym. Jeden z najważniejszych dziejowych wynalazków, umożliwiający pojednanie i sojusze. Nawet mógł uszanować moralne przesłanki, które stały za jego niechęcia, gdyby był lepszym człowiekiem to nawet, by je aprobował. Nie był jednak, a potrzebował zaznać jakże bliskich jego sercu informacji. Ciche westchnięcie, krótki rytm wybity palcami o blat stołu i pomyślunek, który był oznaką słabości. – Daj nam chociaż kilka dni, a będziemy rozliczeni.
Gdyż czasem oddanie pewnej wyrozumiałości potrafiło zapewnić znacznie trwalszą współpracę niż ostentacyjny dyktat. Ulga na twarzy Ruperta wyrażała wdzięczność, choć nadal będzie musiał dokonać jakże zbrodniczego aktu. Powstał z siedzenia, zapinając guziki marynarki i żegnając się skinieniem głowy. Spędził tutaj zbyt długie chwile, zajęło mu to znacznie więcej czasu niż przewidywał. Posłał szelmowski uśmiech sekretarce, młodej i uroczej, jeszcze nie naruszonej przez odmęty ministerialnego szaleństwa. Atrium tętniło życiem, biegiem i chaosem, który wdzierał się również do głów i gabinetów. Właśnie zauważył w oddali sylwetkę Charlesa, starszego i nadętego, często zbyt rozmownego osobnika, lecz na przeszkodzie stanęła mu inna persona o podobnych cechach. Ledwo utrzymał się na nogach, pozwalając sobie na teatralne przewrócenie oczyma.
– Przybyłem Cię odwiedzić – skłamał gładko, z lekkością jakby komplementował pannicę bliską jego sercu. Miodem, słodyczą i przekonaniem, że mówi prawdę. Czasem trudno nawet było zrozumieć czym na co dzień zajmował się Raphael, prócz przebywania i oddychania w swoim gabinecie. – Ostatnio jesteś taki zapracowany.
Brzmiał teraz jak Apollonie w swej najszczebiotsze wersji, która pokonywała wszelkich wrogów. Nawet lubił swego kuzyna, zwłaszcza, gdy ten przypominał o swoim istnieniu. Czasem zdawał się być zagubiony w myślach, pokojach i ogrodach. Miał jednak naturalną zdolność do podkradania mu towarzyszy, prawie żadnego obecnie nie zapraszał do rezydencji, nieliczni mu pozostali.
– Widziałem, że rozmawiałeś z Charlesem. Wspomniał coś o odpowiedzi z Włoch dotyczącą nowego ambasadora? Od dłuższego czasu wasz ojciec czeka na odpowiedź – „ich” ojciec, figura ojcowska, która nigdy nie chciała wypełnić takiej roli dla niego. A może chciała, ale nie potrafiła, zdezorientowana odziedziczeniem problemu po bracie, który często wywoływał rodzinne bóle głowy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
09-20-2025, 10:15
W Nathanielu widziałem ten szczególny typ człowieka, który zawsze lśnił wypolerowanymi guzikami mogącymi rozjaśnić świat nawet podczas całkowitego zaćmienia. Towarzysząca mu powaga wybijała równy takt do gry, w której był aktorem jednej roli, koniecznie prymusowskiej, podczas gdy mi w zupełności wystarczało statystowanie w roli drzewa. Im mniej rzucałem się w oczy, tym mniej zadawano mi pytań. A pytań nie lubiłem najbardziej.
- Odwiedzić? - zapytałem z zaskoczonym wyrazem twarzy, bo nieco zbił mnie z pantałyku swoim oświadczeniem. - Nie mieszkamy przypadkiem razem? - upewniłem się jeszcze, bo wydawało mi się nieco dziwne, że kuzyn tak szybko się za mną stęsknił, gdy miał tyle okazji do spotkania poza urzędem. - I nie jedliśmy dziś wspólnie śniadania? - Zmarszczyłem brwi, próbując przypomnieć sobie, jaki mamy dzień tygodnia. Środa? Piątek? Czy jadłem z nim dzisiaj śniadanie, czy to było jednak w czwartek? Nie, chyba jednak to było w poniedziałek. Zeszły. Albo w sobotę? Był Hector, więc to musiała być sobota. Spojrzałem na Nathaniela z większym zrozumieniem. Faktycznie, od zeszłej soboty miał prawo się stęsknić i pretekst, aby mnie odwiedzić, ale dlaczego tak nagle? Nie mógł wysłać sowy? Interakcje z ludźmi były takie męczące, nawet jeśli płynęła w nich ta sama krew. Sowy przynajmniej zostawiały listy i odlatywały, a istniała naprawdę mała szansa, by Nathanielowi wyrosły nagle skrzydła.
- Ambasa... - zacząłem i od razu urwałem, próbując sobie przypomnieć, o czym mówił staruszek Charles. Czy był tam ambasador? Włochy miały wspaniały klimat, urokliwe uliczki, jedno z lepszych win na świecie, ale czy mieli ambasadora? - Nie. - Zaprzeczyłem po o jednej sekundzie zastanowienia za długo. Powinienem chyba wiedzieć takie rzeczy. - Pytał o jakieś swoje prywatne sprawy. - Podrapałem się po karku licząc na to, że taka odpowiedź zadowoli Nathaniela i nie będzie dalej drążył. Dla pewności dodałem jednak zaraz, obejmując go opiekuńczo ramieniem: - Wiesz, że mimo swojego zapracowania, zawsze znajdę dla ciebie czas. Skoro pofatygowałeś się w odwiedziny aż tutaj, to musi być coś pilnego. - Ścisnąłem go za ramię w familiarnym geście i lekko pchnąłem, kierując w stronę wind, abyśmy zeszli z widoku. Atrium tętniło życiem, pulsując potokami czarodziejów śpieszących w każdym możliwym kierunku. Bałem się, że jeśli któryś mnie dostrzeże, też zapragnie odwiedzin, a miałem na dzisiaj bardzo ważne zaplanowane spotkanie z ostatnim wydaniem powieści pani Austen.
- Chodzi o panienkę Margaret? - zapytałem konspiracyjnie, uśmiechając się szeroko do Nathaniela. Dziewczyna pojawiła się w moim towarzystwie zupełnie przypadkiem, podczas jednego z tych beznadziejnie nudnych przyjęć dyplomatycznych. Szybko zapomniałem jej imię po przedstawieniu nas sobie, ale ona sama nie dała o sobie wcale zapomnieć, przedstawiając się po raz drugi w ciemnym korytarzu. Intencje miała dość oczywiste. Nie byłem oczywiście zainteresowany, zwłaszcza, że mogłaby być moją córką, ale nie miałem oporów, by opowiedzieć jej o swoim drogim kuzynie, który przemęcza się nauką i na pewno nie poskąpi jej uwagi. - Nie byłeś chętny do rozszerzenia znajomości? Jest tylko wnuczką szefa departamentu, fakt, ale sam przyznasz, że z urody całkiem sensowna. - Szturchnąłem go przyjacielsko w ramię. Miałem nadzieję, że jej szczebiot i nieprzewidywalność wytrącą go choć na chwilę z tego jego nienagannego rytmu sztywniaka, jakim był w moich oczach.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-24-2025, 20:08
Palatium skrywało wiele tajemnic, ukrytych pokoi i przydługich korytarzy. Było poświadczeniem dynastii, muzealnym sacrum ich rodziny i tylko w swej najmniejszej formie obiektem zwanym domem. Jako mężczyźni nigdy nie mieli go opuścić, otuleni jego znajomą aurą i pewnością swej przyszłości. Tu mieli swoje korzenie, więzy krwi splamione widmem politycznej intrygi. Raphael zdawał się posiąść umiejętność zanikania, ulatniania się ze rodzinnej sceny. Był czasem obok, zwłaszcza, gdy Hector patrzył, ale często z nieobecnym spojrzeniem skierowanym ku metafizycznej podróży lub zagłębiony w bezmyślnej pustce umysłu.
– Całkiem przypadkiem mieszkamy razem – musiał włożyć pewną dozę wysiłku, by utrzymać powagę. Zdradliwe parsknięcie zbliżało się do jego osoby, lecz potrafił przekierować jego siłę w ironie, którą ociekała z jego języka. Była w tym pewna zabawa w dobrym tonie, lekkość rodzinnej koneksji. Nie był pewien kiedy ostatnio widział kuzyna na śniadaniu, nawet nie zamierzał temu zagadnieniu poświęcać dłuższego pomyślunku. Im dłużej trwała wymiana ich zdań, a zachowanie Raphaela coraz zabawniejsze, tym większą czerpał przyjemność z niespodziewanego spotkania. Obserwował, jak kuzyn kręci się i wierci, prawie jakby próbował przed nim ukryć nową kochanicę, a byłby to jakże niespodziewany obrót sprawy w atrium ministerstwa.  Czyżby jego wizyta przysporzyła kuzynowi bólu głowy? Jakże smutne, zupełnie nieistotne. Oczywiście każdy w rodzinie miał swoje sekrety, lecz nic nie mogło powstrzymać Nathaniela przed chęcią odkrycia każdego z nich. Przyglądał się, podsłuchiwał i analizował jak lalkarz swe pacynki lub naukowiec robaki pod lupą. Brak naturalnych zdolności odpuszczania, zawsze wyszukiwanie kolejnych elementów i częste poczucie braku satysfakcji z odkrytych tajemnic.
– Nie wiedziałem, że posiadacie tak bliskie relacje prywatne – dociekał nadal odprawiając swoje przedstawienie. Nie wyobrażał sobie Raphaela, który poświęca się rozmowie z Charlesem i jego irytującymi, przydługimi rozmowami o nieistotnych kwestiach. Wśród jednak tego potoku bezsensownych słów można było odnaleźć warte zapamiętania informacje. – Twój ojciec będzie pocieszony, jak mu o tym powiemy. Ostatnio jego kontakty z Charlesem stały się dosyć napięte, może mógłbyś przejąć od ojca część obowiązków.
Tym razem skąpy uśmiech objawił się na jego twarzy, nikły, choć zajadły. Nie mógł go powstrzymać, może zabawność sytuacji zaczynała wymykać się spod kontroli. Pozwolił pociągnąć się w bardziej ustronne miejsce, zejść z największej sceny ministerstwa. Genialność jego pomysłu nadal wprawiała go w dobry nastrój, a może fakt, że był pewien, że kuzyn znienawidzi tą ideę w całości jej projekcji.
– Margaret? – krótka chwile zastanowienia, próba dopasowania twarzy do imienia. Długo musiał szukać, jakże mało inspirująca persona. Naprawdę jego kuzyn musiał mieć o nim niskie mniemania, choć w czasie jednej nocy można było zapomnieć o wadach wszelakich. – Urocza, nawet czasem słodka, lecz istnieje między nami pewne niedopasowanie.
Charakterów, oczekiwań i pragnienia rozrywki. Jeśli krótka rozmowa wywołuje w nim pewne znużenie, to nie zakładał niczego więcej przy następnych spotkaniach. Była pewna afektacja z korzystania z wolności, zdobywania nowych przyjemności i odkrywania nowych zakamarków kraju. Korzystał z tego, brał pełnymi garściami i nie miał zamiaru dotychczas zaprzestać. Chyba, że kolejne liany oplotą się wokół jego osoby.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
09-27-2025, 07:05
- Do dzisiaj też nie byłem świadomy naszych bliskich relacji – mruknąłem, kierując te słowa bardziej do siebie niż do Nathaniela i nieco spochmurniałem na samą myśl, że Charles rozzuchwalony chwilowym sukcesem w zawracaniu mi głowy pierdołami, będzie próbował to kiedyś powtórzyć, zapewne już jutro albo nawet po dzisiejszej przerwie na lunch. Musiałem jeszcze raz sprawdzić zaklęcia zamykające w swoim gabinecie albo w końcu zmienić robotę.
Tym bardziej, że we wspomnianym gabinecie czekała na mnie sterta papierów, które przez ostatni tydzień uparcie odkładałem „na jutro”, a kiedy jutro właśnie nadeszło, moja chęć do rozwiązania choćby części tych spraw wcale nie urosła. Gdyby chociaż były odrobinę ciekawe! Wymagające! Angażujące! Ale nie, w kółko to samo, te same depesze, te same prośby, te same błagalne litanie. Moje biurko wyglądało spod nich jak góra lodowa, która dryfuje po papierowym oceanie, tylko że robi to do góry nogami. Ostatnie, czego potrzebowałem, to obecności jęczącego Charlesa, bo zamiast tego przydałby mi się...
Przez kilka sekund wpatrywałem się w Nathaniela, a w mojej głowie powoli rodził się fantastyczny pomysł. Skoro mój kuzyn samym sobą przedstawiał personifikację żywej dokumentacji: był schludnie ułożony jak posegregowane podania i wypakowany chęcią działania jak wypełnione papierami teczki, a do tego najwyraźniej znudzony życiem, skoro pojawił się w równie nudnym miejscu w całej Anglii... Ciekawe, czy miał chwilę wolnego, aby zająć się moimi sprawami. Albo cały tydzień.
Może jednak ten pomysł z asystentem nie był taki zły?
- Niestety jestem zawalony własnymi obowiązkami – westchnąłem ciężko i przybrałem cierpiętniczą minę, błądząc już myślami gdzieś daleko poza mury Ministerstwa. Gdyby Nathaniel ogarnął za mnie tą całą dokumentację, odpisał na zaległe listy i zajął się Charlesem, mógłbym jeszcze dzisiaj wyskoczyć do Londynu i rozejrzeć się za ciekawszą rozrywką. Zdaje się, że Magiczna Archeologia miała jakiś wieczorek muzyczny w historycznym stylu, a nic nie działało na mnie tak bardzo relaksacyjnie, jak widok przystojnych bywalców w stylizowanych strojach. Te obcisłe spodnie z osiemnastego wieku, majstersztyk krawiectwa.
- W każdym razie, Nathanielu – odbiłem szybko od brzegu obowiązków, wypływając na przestwór oceanu, by dotrzeć do wyspy kuzyna i zająć się jego życiem - skoro nie chodzi o panienkę Margaret, to cóż takiego naprawdę sprowadziło cię do mnie w ten piękny poranek? Popołudnie? - poprawiłem się, zerkając przelotnie na zegarek. Och, a może już skończyłem pracę i niepotrzebnie tu tkwię? - Wybacz, ale ciężko mi uwierzyć, że się po prostu stęskniłeś. - Spojrzałem na niego zaintrygowany, a w moim głosie zabrzmiała ledwie wyczuwalna nutka zgryźliwości, gdy znów naszło mnie nieprzyjemne podejrzenie, że jednak przyszedł tu na przeszpiegi. Bo przecież musiało chodzić o coś więcej. Nikt nie fatygowałby się specjalnie do najnudniejszego urzędu na świecie tylko po to, by prowadzić ze mną pogawędki.
- Wpadłeś w kłopoty? - zapytałem szeptem, rozglądając się nerwowo dookoła i sprawdzając, czy w tym zamieszaniu nikt na pewno nas nie podsłuchuje. - Z jakąś damą...? - podsunąłem mu delikatną aluzję, aby nie pytać wprost, czy gdzieś w Anglii właśnie nie szykuje się do przyjścia na świat bękart Crouchów, którego trzeba będzie utrzymywać, choć oczywiście bez nazwiska i przywilejów z tym związanych.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-30-2025, 18:42
Raphael zawsze wybierał drogi na skróty.
Mógł skrywać to pod płaszczem nazwiska i rodowodu, piękną artykulacją i dykcją, czasem nawet sprawnym posłużeniem posiadaną wiedzą. Nigdy jednak nie było w nim potrzeby wykazania się, udowodnienia, nie posiadał tego wszechmocnego głodu, który pchał ich do rzeczy wielkich i szkaradnych.
Nathaniel na każdym kroku czuł gryzącą i urągającą chęć zasłużenia na swoje miejsce, nazwisko i wszystkie przywileje w z nim związane. Musiał starać się bardziej, wygrywać efektowniej i zdobywać wszelkie laury, aby móc być liczonym w poczet ich szeregów. Gdy Raphael z łatwością żądał swego miejsca przy stole, z naturalnością parł do przodu z wiarą w swoje miejsce i pozycje; on czuł, że zaraz może je stracić. Nawet gdy pozwalał sobie na krótką egzaltacje życia, oddanie się uciechom nocnym przygód i ulatających w niepamięć zabaw. Zawsze czuł, że igrał na granicy i w pewnym momencie przyjdzie Hector i powie: dość, nie zasłużyłeś, odejdź.
– Masz naturalną zdolność tworzenia relacji, moi koledzy mogą poświadczyć – gdyż była to jeden z najmocniejszych atutów jego kuzyna, którym posługiwał się niczym muzyk fletem – był urokliwy. Z jaką łatwością potrafił oczarowywać pobratymców, zdobywać sojuszników i wątłe serca. W Nathanielu o wiele częściej wyczuwali drapieżnika, rzadko kiedy pozwalali sobie na całkowite rozluźnienie w jego otoczeniu, nawet pomimo jegp starań. Raphael swym uśmiechem, słowem i czynem przyciągał ich do siebie. Thaniel czasem przyprowadzał swoich kolegów, jakże łatwo odnajdywali oni w jego kuzynie idealnego rozmówce, czasem nawet pozostawiając go w samotności ogrodu. Starał się jednak o tym nie myśleć, nie analizować, gdyż tworzące się hipotezy były nieprzychylne i niepotrzebne: nie widział, nie słyszał i nie mówił.
– Szkoda, na pewno obciążyłbyś swego ojca w tym zadaniu – i zaskarbił sobie jego wdzięczność, wykazał się zaangażowani i przed jakiś czas wiele rzeczy byłoby mu wybaczonych. Było to idealne i proste zadanie, które korzystnie mogłoby mu ułatwić życie. Było to jednak rozumowanie człowieka, który posiadał miej wiosen od swego kuzyna. On wszędzie dostrzegał możliwość okazji i szybkiego zysku, lecz było to specyficzne podejście do życia, które nie zostało nigdy zagnieżdżone w Raphaelu.
Może powinien przekazać mu prawdę jakimi pobudkami się kierował, gdy tu przybył. Ta myśl zastygła w jego głowie, była na swój sposób urzekająca w swej prostocie, ale zarazem zakończyłaby udrękę, która zaczynała kwitnąć na twarzy kuzyna. Prawda była banalna i nudna, zapewne łatwa do odgadnięcia, jeśli choć czasem się go słuchało.
– Raphael, jak myślisz, czemu tu przybyłem? – postanowił się jednak dalej zabawić, nie dawać żadnej odpowiedzi. Może była to jego natura, że czasem lubił dokuczyć drugiemu człowiekowi. Był ciekaw kreacji jego umysłu, zapewne o wiele zabawniejsze niż wszelkie jego wyuczone formułki.
– Gdyby to z jedną… – tym razem wzdycha, opierając się plecami o ścianę. Ministerstwo nie było odpowiednim miejscem, aby zdradzać wszelkie swe patetyczne uniesienia i żałosne kłopoty. Nie był również pewien czy zachowałby to dla siebie, sprawiał czasem wrażenie, że własne sekrety trzyma blisko, ale te należące do innych z łatwością wypuszczają jego usta.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-02-2025, 12:17
Może mój kuzyn nie był zamkniętą szafą, która zawsze stała w kącie i na którą nie zwracało się uwagi, traktując ją po jakimś czasie jak element tła, ale niekiedy bywał równie irytujący jak ona, kiedy nie dało się w jej czeluściach znaleźć ulubionej koszuli. I to oczywiście właśnie wtedy, gdy była pilnie potrzebna. Teraz potrzebowałem pilnie ewakuować się z atrium, aby odpocząć po ciężkim dniu, a zamiast tego musiałem znosić frontalne ataki na moją osobę i tłumaczyć, dlaczego n i e zamierzałem angażować się w ministerialne sprawy bardziej, niż to było konieczne.
O ile jednak wcześniej podejrzewałem, że Nathaniel nie pojawił się tu przypadkowo, tylko został wysłany, aby z ramienia rodziny sprawdzić, jak sobie radę (i czy nie robię żadnego głupstwa), o tyle teraz byłem pewien, że nie znalazł się tu przypadkowo. Może nie chodziło o sprawy rodzinne, ale na pewno chodziło o coś, czego po prostu jeszcze nie rozgryzłem. Zmierzyłem go wyraźnie podejrzliwym spojrzeniem; tak, by wiedział, że wiem. I że nie zamierzam łatwo oddawać pola.
Nie zmieniało to faktu, że nadal mogłem go wykorzystać do porządkowania moich dokumentów. Im dłużej bowiem wzdychał, im dłużej na niego patrzyłem, tym mocniej rezonowalo we mnie poczucie, że byłby idealną siłą roboczą. Taką siłą, która sama do mnie przyszła, a teraz stała tu i patrzyła, gotowa, żeby ją tylko zagospodarować. Niestety Nathaniel postanowił zniszczyć moją piękną wizję swoją przyziemnością.
- Mój ojciec doskonale sobie radzi... z trudnymi zadaniami. W końcu cię wychował. - Spojrzałem na niego wymownie, powstrzymując się od przewrócenia oczami. - Charles nie stanowi dla niego żadnego problemu. Ale! - podniosłem lekko głos, ledwie zauważanie, acz stanowczo – nie przyszedłeś chyba po to, aby czynić mi reprymendy z powodu tego, że jestem zawalony robotą i nie mam czasu wziąć kolejnych zadań na swoje barki. - Karcące spojrzenie na moment osiadło na kuzynie, a potem prześlizgnęło się ponad jego ramieniem i utkwiło gdzieś w oddali.
Nathaniel idealnie wpisywał się w ramy naszej rodziny; formalny do bólu i zapatrzony w paragrafy jak w najświętszą relikwię. Choćbym nie wiem, jak się starał, nie było szans, abym choć w połowie poświęcił się rodzinnym sprawom tak jak on, choć właściwie nie miałem pojęcia, co Nathaniel robi w życiu. Skończył Hogwart, co sobie szybko uświadomiłem i siedzi na tych swoich studiach, sprowadzając ciekawych kolegów do rezydencji, ale co więcej? Marnuje rodowe pieniądze jak przystało na Croucha?
- Niemniej, gdybym wiedział, po co tu przyszedłeś, to chyba bym nie pytał – westchnąłem głęboko, wyjaśniając mu oczywistą oczywistość, podczas gdy w mojej głowie już się tłukły różnorodne scenariusze. Och, jakież miałem przed oczami wizje! - Przyszedłeś porozmawiać o uczuciach? - Albo chciał skonsultować ze mną najnowszy krzyk mody męskiej i przymierzyć jedną z moich eleganckich kamizelek? Albo nie, pewnie zbliżają się urodziny jakiegoś naszego kuzyna i chciał się dowiedzieć, czy dołożę się do zakupu smoczego jaja na prezent? A może chciał założyć studenckie Koło Poetyckie i potrzebował patrona, który mógłby swoim nazwiskiem objąć nad nim pieczę? - Bo jeśli chcesz wyskoczyć na drinka, to niestety nie dziś. Mam już plany. - Było zbyt wiele wizji i możliwości, bym poważył się zgadywać, więc po prostu wpatrywałem się w Nathaniela wyczekująco.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-06-2025, 18:17
Mój ojciec, mówi
Amadeus Crouch
Pamięta jego dłoń na ramieniu w czasie pogrzebu. Nie dziadka, nie Zachariasa, a właśnie jego dłoń. Był to piękny, wiosenny dzień, gdy promiki słońca muskały skórę, tworząc aureole we blond włosach Mayi. Śpiew ptaków tworzył orkiestrę korowodu, która podążała na ostateczne miejsce spoczynku. Nigdy wcześniej nie był istotną dla niego personą, nie mieścił się w jego małym, dziecięcym świecie. Ograniczonym, przytulnym i mającym zasięg rezydencji, wszystko poza nią było odległe. Nagle stał się figurą imperatywną, zastępczym pomnikiem po dawnej świątyni. Nie umiał z nim rozmawiać, niewiele pocieszenia zastał z jego strony. Ich relacja była krępująca do urzeczywistnienia, nieswoja w funkcjonowaniu. Przez wiele lat uważał, że nie pasuje do obrazu tej części rodziny, będąc tam wrzuconym jak szczenię odtrącone przez matkę. Był wśród nich, dzielił z nimi nazwisko i krew, lecz czasem nadal stał z boku. W ich rodzinie sentyment nie zwykł prowadzić, był niepotrzebnym dodatkiem, a emocje zakłóceniem utrudniającym działania. Tak powiadali, zasiewali we młodych umysłach.
– Trójka doskonałych dzieci i jeden dodatek – najlepszy z nich wszystkich, lecz nie powie tego na głos. Nie zdradzi swych myśli, które chwytają w sidła jego duszę. W porównaniu do Zachariasa, który osiągał naukowe sukcesy, jego własne były niczym. Pochwalne poematy na temat Mayi i jej wyróżniającej się kariery, iście crouchowskiej idylli. Jeszcze nic się osiągnął, był nikim – cele miał jednak wybitne, a przekonania jeszcze większe. Raphael był oddzielną pieśnią, która zgrywała fałszywe nuty w nowym przebraniu. – Masz rację, poradzi sobie z Charlesem.
Jakże niechętni byli jego synowie do pomocy niewdzięcznych kwestiach. Najstarsi potomkowie, Ci którzy powinni przewodzić kolejnym batalią. Z całej trójki Maya zdawała się najbardziej do tego predestynowana, gotowa zawalczyć o piedestał i ze spojrzeniem skierowanym na tron. Kiedyś jego wszechświatem były cztery ściany rodzinnej posiadłości, a gwiazdami rodzice, co wskazywali mu drogę. Byli mu niczym Dubhe i Merak umożliwiający odnalezienie drogi do Gwiazdy Polarnej. Następnie ich zabrakło, zniknęli w odmętach kosmosu. Musiał sam szukać swojej drogi, kreować wizje, która zdobędzie serca tłumu.
Przewraca oczami słysząc kolejne insynuacje, rozbawienie zaczynało umykać jego personie. Może i początkowo Raphalem był zabawny we swej paranoi, lecz obecnie ponosiła go fantazja.
– Przyszedłem tu w interesach. Nie, nie do ciebie – wytłumaczył ściągając ze bark kuzyna wszelkie zmartwienia, które jego krótka wizyta wywołała. Ostatnim jego pragnieniem byłaby rozmowa o uczuciach z Raphaelem, słowne tortury duszy, które musiałby przeżyć. Ten duet nie nadawał się do jakże skomplikowanych etosów na temat ułomności życia czy przemijania. Tematyka ciężka, depresyjna w swej życiowości. Mijający czas przypominał tylko o zobowiązaniach, które posiadali obydwoje. Gdy Nathaniel był jeszcze młody, pełen swawolnej przygody i przyjemności, to jego kuzyn zaczynał odczuwać bolączki statyczności.
– Pamiętasz o kolacji rodzinnej? Będzie niedługo – przypomina mu z uprzejmości, może z chęcią ponownego zauważenia paniki, która zagości w jego zachowaniu. Oznajmienie o zbliżającym się zgromadzeniu było jakże przyjemnym zwieńczeniem rozmowy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-07-2025, 19:24
Interesy. Cóż za dramatyczna, a jednocześnie tak podejrzanie bezbarwna deklaracja, która mogła oznaczać dosłownie wszystko. Zastanawiałem się przez moment, czy drążyć temat i dowiedzieć się czegoś więcej, być może czegoś, czego nie chciałbym wiedzieć, czy może odpuścić. Udać, że spotkanie było jednak przypadkowe. Nawet jeśli niewinność interesów Nathaniela nie budziłaby podejrzeń, to oznaczałoby to, że zaraz zacząłby mnie zanudzać urzędniczymi wynaturzeniami, bo tylko taka forma bezpiecznych interesów w gmachu ministerstwa w ogóle wchodziła w grę.
- I specjalnie się tu fatygowałeś? Wiesz, wierzę, że kiedyś nadejdą czasy, że człowiek będzie mógł załatwić swoje interesy bez wychodzenia z domu, siedząc pod kocem w ulubionym fotelu i z filiżanką najlepszej herbaty – powiedziałem w rozmarzeniu. - Nie trzeba będzie chodzić do biura ani urzędów, aby zdobyć jakiś dokument... I praca na odległość, wyobrażasz sobie, Nathanielu? - Pozwoliłem sobie na odrobinę niezdrowej ekscytacji wizją, która wyglądała zbyt pięknie, aby mogła być prawdziwa, ale przynajmniej na moment koiła zmysły przebodźcowane nadmierną pracą.
Wolałem skupić się na tym, niż na nieprzyjemnych podejrzeniach, że Nathaniel zaczynał działać w ministerstwie, szukając tu swojego miejsca przy biurku albo u boku kogoś ważniejszego od siebie. Ten chłopak był stworzony do krzesła i pergaminu, do racjonalnych argumentów i pięknie skrojonych garniturów noszonych na zebraniach i spotkaniach, ale czy jego obecność nie wpłynęłaby na m n i e?
I wtedy padło pytanie rzucone mimochodem, lekko, jakby przy okazji, które od razu wybiło mnie z niepokojących rozmyślań, zrzucając twardo na ziemię. Zerknąłem na kuzyna, powstrzymując się od uniesienia brwi i odpowiedzenia ripostą, od kiedy stał się moim osobistym terminarzem.
- Kolacja... tak, oczywiście, muszę tylko sprawdzić w kalendarzu, czy mój szef nie ma wtedy spotkania z ambasadorem Francji. Zapewne będę musiał się zająć jego asystentem, gdy będą omawiać sprawy na najwyższym szczeblu, więc sam rozumiesz – powiedziałem, wtłaczając nawet do swojego tonu nuty żalu, jakbym rzeczywiście bardzo przeżywał opcję niepojawienia się na rodzinnej kolacji. Oficjalne posiłki u Crouchów były jak miniaturowe sesje ministerialne: wszyscy poważni, zasiadający jak do debaty nad losem świata, każde słowo wyważone, każde zdanie oceniane. Męka opanowana w smaczne potrawy i najlepsze wino. A jednak lubiłem w jakiś sposób ten rodzinny czas, bo lubiłem swoją rodzinę. Wystarczyło przetrzymać pierwszą godzinę sztywności, aby zobaczyć, jak opadają maski.
Takie kolacje były przewidywalne i na swój sposób bezpieczne. Te same pytania o awanse, relacje z żoną, dzieci, o ostatnie osiągnięcia i sytuacje w ministerialnych gabinetach. Rytuał, przez który przechodziłem tyle razy, że już dawno przestał mi burzyć krew w żyłach, powodując bardziej jęki nudy niż strachu i niepokoju. Dopóki zaś trzymałem w tajemnicy i dyskrecji te drobne niuanse z mojego życia, które mogłyby wywołać aferę, nie miałem się czego bać nawet po najbardziej uroczystych przyjęciach.
A jednak mimo całej tej farsy i utartej sztywności, przebywanie z rodziną sprawiało mi satysfakcję, dla której mogłem przeboleć dobrze znane sobie pytania i rozgrywane scenariusze. Bo w tej dziwnie funkcjonującej rodzinie, w tym uporządkowanym chaosie, wciąż czułem się u siebie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:26 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.