• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Południowy Londyn > Posterunek Magicznej Policji > Sala przesłuchań
Sala przesłuchań
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-13-2025, 22:20

Sala przesłuchań
Niewielkie pomieszczenie wykończone w surowym stylu, bez zbędnych detali. Ściany pomalowano na wyblakłą szarość, miejscami odchodzącą od wilgoci. W centrum stoi ciężki metalowy stół i dwa krzesła – jedno dla przesłuchiwanego, drugie dla prowadzącego. Z sufitu zwisa pojedyncza żarówka, rzucając ostre światło bezpośrednio na blat. W ścianie zamontowano lustro weneckie – za nim zazwyczaj przebywają funkcjonariusze lub aurorzy obserwujący przebieg rozmowy. Pokój zabezpieczono zaklęciami tłumiącymi magię i uniemożliwiającymi teleportację. Drzwi są stalowe, zamykane fizycznie i magicznie, a pod progiem wyryto prawdopodobnie runy ochronne. Brak zegara, brak okna. W kącie znajduje się metalowy kosz i popielniczka – w pomieszczeniu wolno palić. Sala używana jest wyłącznie do formalnych przesłuchań, przesłuchań operacyjnych oraz składania oficjalnych zeznań. Wnętrze działa na podejrzanych klaustrofobicznie i nieprzyjemnie – dokładnie tak, jak powinno.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
09-01-2025, 23:18
To miało być tylko przesłuchanie, kolejny raz, gdy policja miała wypytać go o to co widział i słyszał. Jednak wcale tak nie było. W końcu siedzącą naprzeciw niego funkcjonariuszką była Willow. Jak wcześniej nie darzył policji szczególną sympatią — wręcz przeciwnie nawet, i nie chodziło tu tylko o to, że jego życie w swych pryncypiach stało w opozycji do tego, czym zajmowali się magiczni stróże prawa — teraz coś zaczęło się w nim zmieniać. To chyba faktycznie nie chodziło o ogół, tylko o jednostki. Jak łatwo wpadł w stereotypizację, kiedy kilka przypadków potwierdzało jego odczucia. Teraz jednak nie był w stanie siedzącej naprzeciw niego czarownicy przypisać wszystkich negatywnych epitetów, którymi obarczał policjantów. Dlaczego ta jedna rozmowa wystarczyła, by tak bardzo wywrócić do góry nogami pewną podstawową zasadę swojego postrzegania świata?
Domyślał się, ale nie przyzna tego przed samym sobą, kiedy jest zakuty w kajdanki i siedzi w policyjnej sali przesłuchań. Do pogodzenia się z prawdą potrzebował bardziej... sprzyjających okoliczności.
Wzrok Fintana zatrzymał się na moment na teczce opatrzonej jego nazwiskiem. Ciekawe, co pomyśli o nim Willow, gdy — bo na pewno nie "czy", zbyt dobrze ją znał by wiedzieć, że nie przejdzie nad tym obojętnie — zapozna się z jej zawartością? Czy tym razem połączy kropki i zobaczy, jak wielką zasłoną dymną było całe jego zachowanie przez ostatnie siedem lat? A może utwierdzi ją w przekonaniu, że naprawdę nie był wart jej czasu i energii? Kiedyś tak bardzo chciał i dał jej tyle powodów, by w to uwierzyła. Teraz jak niezdecydowane, zagubione kocię był na skraju zmiany zdania i rzuceniu się do ratowania już dawno zagasłych zgliszcz jakby w nadziei, że coś uda mu się jeszcze uratować z pogorzeliska.
Była miła. Słuchała go. Podeszła całkowicie neutralnie — poza paroma małymi potknięciami — i dawała mu szansę na opowiedzenie swojej wersji wydarzeń. Bez uszczypliwości, bez utrudniania, traktując jak człowieka. Nie musiała reagować na jego uwagę o kajdankach, ale była po prostu dobrą osobą, więc to zrobiła. Nie był tym w sumie zaskoczony. Obserwował ją, lecz nie z wrogością. Był spokojny, pierwszy raz od tej całej sytuacji u Eustachego.
Poczuł iskrę, mały uskok energii gdy dotknęła jego dłoni. Spojrzał na jej twarz, lecz nic z niej nie wyczytał. Uniósł więc minimalnie palec i lekko, przelotnie musnął wnętrze jej dłoni, jakby upewniając się, że jest prawdziwa. Spotkali się spojrzeniem. Kajdanki były zapięte tak luźno, że z jego zwinnymi dłońmi mogłoby ich równie dobrze nie być. Uśmiechnął się jednak tylko słabo i krótko, dalej posłusznie trzymając ręce na stole i nie kombinując.
— Dziękuję, jest o wiele lepiej — powiedział, lecz waga jego spojrzenia jasno zdradzała, że nie odnosił się tylko do kajdanek.
Kiedy wstała, autentycznie posmutniał w duchu, starając się jednak nie okazać tego za bardzo. Czy dostatecznie dobrze, żeby jego najlepsza przyjaciółka mogła przeoczyć jego uczucia? Raczej nie. Choć może. Niektóre rzeczy i emocje ukrywał w końcu przed nią raczej skrzętnie przez dość długi czas. Ostatecznie przecież nawet przekonał ją, że całkowicie przestała go interesować.
Patrząc, jak zostawia go w sali przesłuchań przemknęło mu przez głowę jedno pytanie, którego nigdy wolałby nie rozważać: czy tak właśnie się czuła, gdy to on ją zostawiał?
Gdy drzwi się za nią zamknęły miał wrażenie, że pomimo żarówki wiszącej nad stołem z pomieszczenia wyssane zostało całe światło.
Westchnął cicho i znów osunął się nieco na krześle, czekając. Czy tak czuły się domowe zwierzęta, gdy za ich właścicielami zamykały się drzwi? Na szczęście nie zajęło jej zbyt długo, by wrócić. Lekko wyprostował się na jej widok — był naprawdę żałosny, ale zrzucał to na karb absurdalnie późnej pory i emocjonalnego rozstrojenia — kiwając ze zrozumieniem głową. Rzucił przelotne spojrzenie posterunkowemu dupkowi, pomiędzy nimi dwoma czując się — mimo kajdanek, tymczasowego zakwaterowania w celi i ograniczenia wolności — moralnym zwycięzcą.
Dopiero kolejne pytanie Willow wybiło go z chwili triumfu. Spojrzał na nią zaskoczony, a zaraz trochę zmieszany. Jego spojrzenie było zbyt otwarte.
— Nie. Nie mam już nikogo takiego — odpowiedział, jedno słowo dodając tam tylko dla niej i wiedząc, że tylko ona pojmie, o co mu chodziło.
Równie dobrze mogło być przyznaniem się do winy.
Podniósł się z krzesła, prostując w końcu zesztywniałe kończyny i dopiero teraz uświadamiając sobie, jak drastyczna stała się różnica wzrostu między nimi. Nie chcąc wzbudzić podejrzeń funkcjonariusza niedojdy, starał się nie patrzeć na Weasley, zamiast tego wzrok wbijając w przestrzeń gdzieś nad nią. Merlinie, na język cisnął mu się z tuzin żartów i docinek, ale żaden z nich nie miał prawa zmaterializować w formie dźwięku — nie tutaj, nie teraz.
Wzdrygnął się, gdy na korytarzu rozległy się odgłosy z drugiej sali przesłuchań., w duchu dziękując opatrzności, że nie trafił na miejsce tamtego. Doprawdy, chyba wykorzystał dziś swój zapas szczęścia na marzec — co niestety nie wróżyło mu za dobrze, bo miesiąc dopiero co się zaczął. Szedł jednak dalej, teraz prowadzony przez Richarda wyjątkowo taktownie i z szacunkiem do jego przestrzeni osobistej. Nie omieszkał poprosić o zdjęcie kajdanek i i kolejną szklankę wody, a później jeszcze jakże uprzejmie zgłosił potrzebę skorzystania z łazienki. Cóż. przebywanie na komisariacie miało przynajmniej jakieś korzyści. Umył się, a kiedy nieopatrznie znów rozeszła mu się skóra na dłoniach, medyk Reggie przybył z ratunkiem w postaci nowych opatrunków. Czysty, pachnący i zabandażowany, Fintan mógł położyć się choć na parę godzin na zdecydowanie nie najmniej wygodnym posłaniu na jakim spał, i zdrzemnąć się bez konieczności ciągłego czuwania.
Powidoki jakiegoś niezwykle przyjemnego snu — zaskakujące, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia — wciąż majaczyły mu pod powiekami, gdy jakiś inny choć znajomy z twarzy policjant obudził go o siódmej rano z rozgotowaną owsianką i dobrymi wieściami.
— Los ci sprzyja, Farley. Tamta dziewczyna, co tak chętnie podłożyłeś dla niej swoją facjatę jako tarczę, potwierdziła twoją wersję wydarzeń. Jak zjesz to możesz zjeżdżać, różdżkę odbierzesz w depozycie, drogę znasz — powiedział, nie siląc się nawet na zamknięcie za sobą drzwi do celi, siadając tylko nieopodal i obserwując Fintana znad krawędzi gazety, w której rozwiązywał krzyżówkę.
Jadł powoli, nie chcąc poparzyć języka lub przeforsować ściśniętego głodem żołądka. Choć trochę brejowata, owsianka była najporządniejszym posiłkiem jaki zjadł od swojej ostatniej wizyty w Cardiff, czyli byłby już ze dwa tygodnie. W sumie, po tej przygodzie ostatniego wieczora zniknięcie na chwilę w Walii brzmiało jak plan. Tak żeby nie kusić losu. Albo jakiegoś pecha. Rozmówić się dziś z kim trzeba, zgarnąć nową porcję towaru by zacząć się odkuwać ze straty. a później przeczekać aż wszystko przycichnie, zarówno w Londynie jak i w jego własnej głowie i duszy, i wrócić za tydzień. Tak, to brzmiało jak plan.
Zajęty chowaniem różdżki za pazuchą popchnął drzwi wejściowe komisariatu ramieniem i zatrzymując się nagle w pół kroku. Niczym jeleń w blasku reflektorów patrzył na drobną czarownicę oświetloną rozproszonym mgłą światłem poranka, która wyglądała jak ognista aparycja przywołana ręką jakiegoś mistrza iluzji. Kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, zaczął jednak zauważać inne rzeczy.
Jej sztywną, nieco wymuszoną postawę. Cienie i wory pod oczami. Zbyt odznaczające się na pobladłej twarzy piegi. Ma nowy przy wewnętrznym kąciku lewego oka, i na środku nosa, i nad lewą brwią i...
Potrząsnął lekko głową. Ta drzemka chyba mu wcale aż tak nie pomogła, ewidentnie jego umysł był przez to bardziej zamglony niż londyńskie ulice.
Odchrząknął i zrobił krok w jej stronę, w końcu pozwalając drzwiom się zamknąć.
— Cześć — powiedział, stając przed nią, czując się jakby znów miał jedenaście lat, a ona właśnie dosiadła się naprzeciwko niego przy stole Gryfonów, ignorując to, że pozostałe dzieciaki wybrały miejsca kawałek dalej od niego. Wbił ręce w kieszenie i prawie zakołysał się na piętach. Prawie. Na Merlina, było trochę niezręcznie. Ale przecież nie będzie udawał, że jej tu nie ma. Nie potraktuje jej jak powietrze. Znowu.
Wziął wdech, chcąc coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Nie, przecież dobrze wiedział. Uśmiechnął się słabo, smutno, ale też szczerze.
— Dziękuję.
No dawaj. Jesteś jej winien wiele. Możesz zaproponować coś od siebie.
— Czy... chciałabyś, czy mógłbym, cię odprowadzić? Wyglądasz jakbyś miała zaraz zasnąć na chodniku i... — niewypowiedzianym pozostało, co miał dokładnie na myśli, ale nie byłby w stanie ukryć prawdziwej troski, która stała za jego słowami. Rzucił też zaraz wymowne spojrzenie w stronę komisariatu i jego okien.
Czy pozwolisz mi choć na chwilę swobodnej rozmowy, pomimo tego, jak cię wtedy potraktowałem?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-14-2025, 14:19
Kluczyk niemal omsknął się z uchwytu, gdy palec Fintana przejechał po wnętrzu jej dłoni. Zacisnęła zęby, udając przed sobą, że tego nie zauważyła, że może był to przypadek i nie zrobił tego specjalnie. Bo nie zrobił, prawda? Musiała dobrnąć z tym teatrem do końca i nie złamać, była przecież poważną funkcjonariuszką policji, a nie pierwiosnkiem, którym targa wiatr i emocje. Łatwiej było myśleć o złych ludziach, jak o kimś, kto może być dawnym przyjacielem, szukać dla nich ludzkiej twarzy, która przekształcałaby wizje potwora. Trudniej było spoglądać na kogoś bliskiego przez pryzmat neutralności.
Uczucia dopominały się, o to, co im się należało. Może dlatego tak przeokropne poczucie bólu pojawiło się gdzieś w sercu, gdy usłyszała odpowiedź na swoje pytanie. Naprawdę nie miał nikogo bliskiego, kogo należałoby poinformować? Już nie miał? Zacisnęła lekko wargi i kiwnąwszy głową przepuściła policjanta, aby ten zajął się Farley’em i odprowadził go do celi. Zniknęła z sali szybko, chcąc ukryć swoje poruszenie, napędzane kolejnym męczącym natłokiem myśli.
Wszystkie predykcje i założenia, które zbudowała w głowie należało przestawić. Przeanalizować na nowo ze wszystkimi faktami, które przedstawił Fintan. Może łatwiej byłoby go zapytać wprost zamiast doszukiwać się na własną rękę? To chyba była jej największa wada, chęć dochodzenia do prawdy samej, nawet jeśli trzeba było zrobić to okrężną drogą.
Uczucie paniki wywołanej rozmyślaniami, chciało pchnąć ją do rezygnacji z oczekiwania. Ruszyć do domu i nie pozostawić śladu po tym, że jej zależało. Jednak skrzypnięcie drzwi ją zatrzymało, zastygła i ich spojrzenia zderzyły się nagle. Doszło do niej, jak wielkim było błędem to oczekiwanie. Powinna natychmiast wrócić do domu i nie tworzyć tej dziwnej sytuacji, ale na ucieczkę było już odrobinę za późno. Głupio wyszło.
– Cześć – odpowiedziała, a jej twarz mimowolnie złagodniała, brwi rozluźniły się, z dolnej powieki zniknęła zmarszczka podejrzliwości. Stali tak przez chwilę w niezręcznej ciszy, aż odezwał się pierwszy. Kiwnęła głową na podziękowanie, czy rzeczywiście miał za co? Tak, ktoś inny mógł potraktować go gorzej, jednak koniec końców i tak uniewinniłyby go słowa świadka. Kolejnego pytania się nie spodziewała, choć ze stwierdzeniem, była skłonna się zgodzić. Nie tylko wyglądała jakby miała zasnąć na chodniku, dokładnie tak się w tej chwili czuła. Zmęczenie zaciskało na niej swoje małe palce, szczypiąc skórę, jakby zaraz miała zsunąć się z mięśni i szkieletu, zmuszając wszystko wewnątrz do rozsypania się, jak rozbita o mur butelka.
Błękitne oczy kontrastujące ze światłem poranka, wpatrywały się długo w Farley’a, analizując jego wypowiedź wzdłuż i wszerz. Powoli, starając się wysnuć możliwe konsekwencje zgody, a potem odmowy. Ciepłe powietrze uleciało z jej nosa, manifestując się w chłodzie jako delikatna mgiełka.
Czuła się jak stary, zmęczony smok, który najchętniej obróciłby się i zasłonił skrzydłami, wracając do błogiego snu pośród pilnowanego złota. Jakim byłaby smokiem? Nie była, aż tak temperamentna i złośliwa jak rogogon węgierski, tak zwinna i trująca jak żmijoząb peruwiański też nie była. Chiński ogniomiot? Bingo. Gładka szkarłatna łuska, złote kolce, bardziej wąż niż jaszczurka, a do tego z nosa buchał ogień, gdy był dostatecznie zdenerwowany. A kim był w tej wersji historii Fintan? Rycerzem? Osłem, który nie wiedział, na co się pisze? Był gotowy na to, aby spędzić z nią więcej czasu? Teraz było w porządku, teraz się martwił? Teraz czuł, że jest jej coś winien, więc chciał zadośćuczynić?
Brew wreszcie drgnęła, a czarownica odsunęła się od ściany.
– Poradzę sobie – stwierdziła krótko, tonem, który zdradzał, że nie było szans na to, aby zmiana zdania stała się przedmiotem dyskusji. Chwilę stała, patrząc jeszcze w niego, aż odchrząknęła łagodniejąc. – Chciałam ci powiedzieć, że to, co zrobiłeś dla tamtej dziewczyny, było odważne i… jesteś dobrym człowiekiem, Fintanie. Nie każdy podjąłby to ryzyko – postąpiła krok bliżej, spoglądając bardziej do góry niż przed siebie. Cholera, kiedy on tak wyrósł? – Przywraca to trochę wiarę w ludzi – uśmiechnęła się smutno, wiedząc, że takich jak Fintan nie było wielu, a społeczeństwo zyskałoby na tym, gdyby każdy miał odwagę kogoś obronić, postawić się oprawcy, ryzykując swoim życiem. Może wtedy dziewczyna z Tamizy miałaby więcej szczęścia?
Ciężkie westchnienie opuściło płuca Willow, a krok w tył zwiastował odejście. Spojrzała ten jeden raz jeszcze na dawnego przyjaciela i kiwnęła mu głową w ramach pożegnania. Wstrzymując każdy prąd ciała, który chciał popchnąć ją w jego ramiona, przytulić i rzec, że to wszystko jest nieważne, że przecież wciąż są przyjaciółmi. Nic się przecież nie zmieniło. Powidok szkolnych szat i uczuć zadrżał w sercu.
Wszystko się zmieniło.
– Do zobaczenia, Farley – po tych słowach wyminęła go, kierując kroki do domu, walcząc z pokusą zerknięcia za siebie. Jeśli chciał walczyć o relację z nią, nie dostanie niczego na tacy, nie po tym, gdy musiała przecierpieć milczenie. Może było to z jej strony samolubne, ale z drugiej chyba nie była na to gotowa. Mieliby iść i co? W ciszy kroczyć przez Londyn, a może on liczył na rozmowę, która dałaby ukojenie jego ciekawości? Przyspieszyła kroku, a chłód podsycony zdenerwowaniem rozbudzał zmysły, pozwalał dziarsko wymijać nielicznych przechodniów. Pamięć mięśniowa wiedziała, który zakręt należało obrać, gdzie przekroczyć ulicę, aż wreszcie trafić na Pokątną i do mieszkania, gdzie mogła wpaść na kilka godzin w objęcia pierzyny.

| Willow z tematu
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
09-14-2025, 18:43
W najlepszym przypadku można było stwierdzić, ze cała sytuacja wybiła Farleya z jego i tak bardzo kruchej równowagi. O ile w ogóle mógł mówić o obecności jakiejkolwiek równowagi w jego życiu. Od dawna nie pozwolił sobie na tyle emocji, a zwłaszcza na tyle sprzecznych emocji — zarówno ze sobą, jak i z nim samym.
Już wcześniej kwestionował swoje przeszłe wybory i na chwilę zapomniał linii obrony używanych przed samym sobą, by nie popaść w szpony żalu i wyrzutów sumienia.
Spodziewał się, że Willow jedynie obrzuci go pełnym pogardy spojrzeniem, obróci się na pięcie i odejdzie w swoją stronę. Byłoby to jak najbardziej sprawiedliwe — ale ona zawsze była lepszą osobą niż on. Obserwował jak jej wyraz twarzy się zmienia, jak pomimo goszczącego na nim zmęczenia pogodnieje, daje nadzieję na... na co właściwie? Że tak po prostu przeskoczą nad różowym słoniem ostatnich siedmiu lat ich nie-znajomości, ona się zgodzi i jak gdyby nigdy nic on odprowadzi ją do domu radośnie wymieniając się informacjami na temat tego, co u nich słychać? Nie, nie mógł tego oczekiwać i łamało mu to serce. Czuł, jak nienawiść do samego siebie znów podnosi łeb w jego wnętrzu, wwiercając się w niego mocniej niż błękitne oczy czarownicy naprzeciwko. To były bardzo niebezpieczne emocje, zwłaszcza jeżeli dotyczyły kogoś takiego, jak on.
Dlatego oczy zaczęły mu się szklić jeszcze zanim mu odpowiedziała. Czy ze złości na samego siebie, czy żalu za tym, czego się zrzekł? Nie był w stanie stwierdzić. Wstrzymał oddech, wcześniej w sali przesłuchań pragnąc, żeby go nie zostawiała, a teraz sparaliżowany jej bliskością. Dlatego może zaśmiał się odrobinę zbyt gorzko, kiedy powiedziała, że trochę przywracał jej wiarę w ludzi. Czy ona naprawdę nie przeczytała jego kartoteki?
— Bardzo chciałbym cię nie rozczarować moją osobą, ale chyba oboje wiemy, jakie są na to szanse — odpowiedział cicho, z ustami wykrzywionymi na wpół w gorzkim, a wpół smutnym uśmiechu. Karykatura tego, co chciałby jej zaoferować, jak cały on zresztą. Poznał się na tym już w Hogwarcie i tylko oszczędził jej lat ciągłych zawodów i odkładaniem własnych spraw by poświęcać czas tak skazanej na przegraną sprawie, jaką był Fintan.
A jednak, jej do zobaczenia, Farley, choć z jednej strony jak niezamierzona brzytwa, było czymś, czego zamierzał się rozpaczliwie chwycić.
— Do zobaczenia — praktycznie wyszeptał do jej pleców, patrząc, jak odchodzi.
Stał tak przez moment, patrząc jak jej sylwetka staje się coraz mniejsza i mniejsza, aż nie otrząsnął się ze stuporu. Nagły zryw i sprzeciw sprawił, że zaraz znalazł ukryte przed niepożądanymi spojrzeniami miejsce, w którym mógł wziąć głęboki oddech i wyciszyć umysł. Do tej pory szedł własną ścieżką i dalej tak będzie. To, że chciał, by skrzyżowała się z tą obraną przez Willow, również było jego decyzją. Może jeszcze da się to wszystko naprawić.
Czarny kot przebiegł przez zamgloną ulicę, pędząc przed siebie na łeb na szyję. Pomiędzy charakterystyczną metaliczną wonią miasta czuł powoli budzącą się do życia przyrodę, zapach kiełkujących pod ziemią cebulek, ciche popiskiwanie poukrywanych w dziurach i szczelinach powiększających się szczurzych rodzin, delikatną świeżą zmianę w wiejącym od Tamizy wietrze. Zwolnił dopiero, gdy kawałek przed nim zamajaczyła dobrze znana, choć teraz złota, burza włosów. Zaczął trochę kluczyć, przebiegając po stopniach, włażąc do doniczek, wskakując na niskie parapety. Jak cień truchtał niby od niechcenia za Willow, udając jakby po prostu był znudzonym kocim łapserdakiem szukającym problemów. Tak naprawdę jednak pilnował, żeby żadne nie przyczepiły się do zmęczonej czarownicy wiecznie w zasięgu jego wzroku. Odprowadził ją aż na Pokątną, gdzie zniknęła w jednej z klatek schodowych. Zwolnił jeszcze, kręcąc się po przeciwnej stronie ulicy, trochę nerwowo ruszając końcówką ogona, gdy dopadła go wątpliwość względem swojego postępowania.
Miał przecież dobre intencje. A Willow nie musiała się o tym przecież dowiedzieć.
To postanowiwszy, jak to kot, poszedł znów własną drogą, nie wiadomo dokąd, nie wiadomo gdzie.
Ale — przynajmniej na jakiś czas — na pewno jak najdalej stąd.

| Fintan z tematu
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:30 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.