• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Północny Londyn > Camden Palais
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-10-2025, 15:00

Camden Palais
Camden Palais to słynna sala koncertowo-taneczna, która przyciąga mieszankę miejscowych i przybyszów spragnionych muzyki, tańca i rozrywki. Wnętrze emanuje lekko dekadenckim klimatem — ciemne ściany, połyskujące kryształowe żyrandole i ciężkie, aksamitne zasłony tworzą teatralną atmosferę. Drewniana podłoga skrzypi pod stopami tańczących podczas gorących potańcówek, a bar kusi szerokim wyborem trunków, od taniego piwa po wykwintne koktajle. Głośne dźwięki rocka i soulu mieszają się z echem rozmów i śmiechu. Na scenie często pojawiają się lokalne zespoły, które rozgrzewają publiczność do czerwoności. Mimo zużytego wystroju, miejsce ma niepowtarzalny urok — noc tutaj staje się areną marzeń, chaosu i ulotnej wolności.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
09-06-2025, 18:03
― 02.04 ―

Pokraczny obraz, spleciony z brzemienia chwili, rwał się niczym włókna mięśnia w gwałtownym skurczu, wypisując na płótnie zdarzeń niezdecydowany ryt nieprzynależny żadnej z estetyk. Ni to była klasyka z marmurowym dostojeństwem kolumn, ni to nowoczesne udziwnienie z pogranicza chaosu ― raczej hybryda niechciana, twór przejściowy, tak jakby natura pozwoliła sobie na kaprys, tworząc byt jedynie po to, by dowieść, że trwanie samo w sobie jest celem, nie odpowiedzią.
Wśród skrzypu podłogi i drgających strun muzycznych, chaos sączył się w trzewia, zacierając granice pomiędzy rozkoszą a udręką, pomiędzy tym, co należało uznać za wieczór towarzyski, a tym, co jawiło się jako preludium do wewnętrznego pogromu. Wciśnięta w rytuał drobnych gestów i spojrzeń, czuła, że przyznanie się do win ― do tej jednej, najprostszej, najbardziej kobiecej słabości ― stanowiłoby więcej niż zdradę. To byłoby obnażenie; rozdarcie skrytych tkanek przed ostrzem skalpela. On natomiast, rysował się jeszcze jako ostoja, jako echo dawnej ważności, która niekiedy stawała się prawdą tylko przez fakt, że ona na nią patrzyła. Lecz grudzień, sprzysiężony z niegodziwą siłą kobiecej ręki, wydał wyrok w ciszy. Trzask drzwi zamknął nie tylko przestrzeń, ale i rytm ich wspólnego organizmu, zrywając ostatnie nici łączące dwoje w grze dominacji i ustępstw.
To nie był koniec ― to była mutacja. Odcięty fragment żywego ciała, który mógł zgnić lub przeobrazić się w coś nowego.
Chciała w to pokracznie wierzyć...
Spiekota czerwieni warg odcisnęła się na krysztale niczym pieczęć chwilowej własności, znak przelotnego panowania nad martwą materią, która przez dotyk stawała się intymnym świadkiem. Kropla wina, przylepiona do szkła, połyskiwała jak skrzep pamięci, łagodząc chropowatość gardła i drażniąc nerwy smakiem owocu dojrzewającego w cierpieniu słońca. Srebrny pierścień zadźwięczał cicho o kant kielicha, jak echo dawnego losu, który wciąż miał władzę drżeć w jej gestach, choć ciało należało już do innej epoki. Spojrzenie, błękitne i chłodne, zetknęło się z jego ― innym, obcym, a jednak boleśnie znajomym. Patrzył tak, jakby świat miał się kończyć w linii jej barków, jakby jego niezmienność była dowodem, że czas zatrzymuje się tam, gdzie nie wolno mu pędzić. Idealny w swej całości, w nieznośnym bezruchu doskonałości.
― Mon rayon de soleil, czujesz do mnie coś bardziej negatywnego, niż przekleństwo kolejnego zmącenia myśli? ― Co miała wnieść ta noc? Nic, a jednak wszystko. Alkohol rozlewał się w żyłach jak preludium do wyznań, do przyznania się nie tylko do win, lecz i do przewinień tak drobnych, że jedynie on mógłby nadać im rangę zdrady. Może była to noc rozliczenia, a może noc wybaczenia ― dwa odruchy tej samej ewolucyjnej walki: unicestwić albo ocalić, połknąć albo pozwolić na symbiozę. ― Wydajesz się taki odmieniony, odkąd widziałam Cię ostatni raz w zaciszu mojego mieszkania. Wszystko dotychczas założone, idzie po Twojej myśli? ― W ciszy między jednym łykiem a drugim szeptały w niej organella dawnych wspomnień, a każdy oddech niósł pytanie, czy jego dłoń ― jeśli sięgnie ― zatrzyma ją w miejscu, czy pchnie dalej w nieuchronność upadku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-12-2025, 20:57
Drgania, niespokojne wibracje tłumione przez skórną okrywę. Pulsujące, wabiące zmącone zmysły, które wśród woni i trunków oddawały się w galaktyczną odyseje z dala od więzów rozsądku. Gorąc ciała, które w triumfalnym ruchu zdobywało kolejne przestrzenie parkietu. Krople poty ociekające wzdłuż kręgów pod białą koszulą, jawnie poświadczające o upojeniu tańcem, rozkosznym oddaniu się chwili i zapomnieniu. Spieczone usta, łaknąca zawsze więcej i niesfornie zdradliwe, wręcz ubliżająco szalbiercze.
Patrzył na nią i nie mógł odwrócić wzroku, wpatrzony jak w sakralny obrazek, truciznę, którą przyjdzie mu zażyć, jak swojego prywatnego kata zesłanego ku jego niedoli. Była wszystkim w swej wielkości, boskości, jego mała własna icône sacrée.
Była również niepokojem, kłamstwem i machinacją. Złowrogim podszeptem, który nawiedzał wystawione na atak duszę. Była to napaść rabunkowa, doszczętnie niszcząca i plądrująca, zawsze wymagająca odwetu. Może właśnie to ich zniszczyło, miłość z vandettą na ustach. Raniąca, dotkliwie tnąca najtwardsze tarcze własnej jaźni. Jak wiele linii obronnych byłoby wystarczające?
– Ma rose, zmienność twych myśli nawet mnie potrafi zaskoczyć – irracjonalność, która nabierała racjonalności tylko przy złowrogich powodach, gdy zabierze się trzeźwość osądu, a zostawi utkaną sieć z emocji bezdusznie ludzkich. Odchylił się szukając w twardości oparcia usadowienia w czasie i przestrzeni. Nabycie poczucia trwania w fizycznym miejscu. Palce wręcz leniwie zakreślały krawędzie kieliszka – oznaka znużenia, oczekiwania i błądzenia w kółko, gdyż ich dzieje zawsze zataczają kręgi. – Kilka miesięcy temu nie byłem nawet godzien rozmowy, a teraz jesteśmy tutaj.
Musiała wyczuć wyrzut, oskarżenie niesłodzone i cierpkie, wręcz grzęznące na języku. Nawiązanie do listów, wezwanie do odpowiedzi. Bawił się w rolę oskarżyciela, sędziego i tylko zostawiając jej marną rolę obrońcy, choć nigdy nie akceptowała narzuconych jej zasad gry. Z uśmiechem na ustach i poczuciem wyższości, mniemaniem o swojej królewskości, przekształca rozgrywkę pod własną personę. Obydwoje czynili tą samą sztukę i nagle odkrywali, że grali w dwie różne gry, zostając samemu w odmętach zwycięstw, które nabierały wymiaru porażki. Przesunął się w jej stronę, bliżej, zaraz obok, wręcz z wyuczonym odruchem mięśni, dla których przestrzeń pozostawała niezrozumiała.
– Byłem wtedy bardziej zmęczony, zrezygnowany. Był to specyficzny okres, nie sądzisz? – miesiące poprzedzające finalną noc; preludium grane na słowach, krzykach i oszczerstwach. Kwintesencja ich osobowości, stylu bycia razem, który destrukcyjnie niszczył podwaliny ich jestestwa. Wtedy podjęła decyzję, lecz była ona w przygotowaniu od dłuższego czasu, preparowana na idealną okazję, gdy wszystko co ich łączyło stanie się niewystarczające. – Krótkie, lecz donośne sukcesy Hectora były godne świętowania. Znalazłem nowe powody do irytacji światem, kłujące nawet ostrzej niż najpiękniejsze róże.
Tropiące jego osobę do wszelkich zakamarków pałacu umysłu, do wszelkiej piwnicy i do każdego strychu. Nie odpuszczające, wręcz władcze w swym uchwycie. Im dłużej myślał o sierocińcu, tym głębszą czuł frustracje, która nie znajdywała ujścia. Swą siłę brała z jakże nienaturalnych dla niego zjawisk – niesprawiedliwości i prawości.
– Nowy minister to prawdziwa rewolucja, prawdziwe nieszczęście dla niektórych rodzin – wieloznaczne, wręcz ociekające mnogością interpretacji słowa. Niewinne polityczne wspomnienia, ujęcie jej własnych bliskich w okopy poglądów lub może cicha chęć poznania jej własnej wizji. Która egzegeza będzie jej najbliższa, a tak naprawdę, która najbardziej korzystna?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
09-16-2025, 16:26
W tejże rozpiętości serca, sprzeczność wygryzała ścieżki niczym pasożyt w kruchej tkance, przywdziała płaszcz rozsądku niczym obronę przed namiętnością, której ogień dawno już spalił ich wspólne ogrody. Mówiła sobie — nie krzywdzić, nie rozcinać ran, co i tak pulsowały pod cienką powłoką skóry. A jednak samą ciszą, tym nagłym zaniechaniem słowa, zdołała podciąć mu skrzydła i zrzucić jego jestestwo w przepaść niedopowiedzeń. Wiedziała przecież, że pamięć nie ginie tak łatwo — że wspomnienia, choć wykrwawione, trzymają się jak korzenie drzew, które nawet po ścięciu pnia zdołają wypuścić nowe pędy. Może i on, w mroku swej urazy, gdzieś jeszcze w sekrecie przechowywał dla niej ułamek dawnych czułości; iskierkę, którą można by rozdmuchać, nie po to, by powróciło spopielone kochanie, lecz by narodziła się inna forma — mniej szaleńcza, bardziej pogodzona.
— Nigdy nie chciałam Twej krzywdy; przywodzić na myśl jedynie kolec wbity w opuszek palca — Być przy nim na nowo, nie jako płomień pożerający, a jako światło lampy w zakurzonej izbie, co nie parzy, a pozwala dostrzec kształty w mroku. Być nie królową jego serca, a towarzyszką rozmów, która może jeszcze wydobyć z niego śmiech nieskrępowany wspomnieniem bólu. Lecz czy on zechce? Czy pozwoli, by kobieta, która raz zamilczeniem odebrała mu grunt pod nogami, stała się nagle fundamentem w nowym, odmiennym gmachu? — Prędzej bym odcięła sobie kończynę, acz winieś wiedzieć, jaka jestem niezmienna od lat pamiętnych naszej znajomości.
W tej zatrzymanej pauzie, gdzie oddech mieszał się z wonią wina i pyłem niegdysiejszych wspomnień, czuła jak cienie przeszłości plączą się wokół niej niczym srebrne nici pajęcze, oplatając ruchy i myśli. Wspólne igranie, ich prywatny teatr pozbawiony reżysera, dawno przestało być farsą — kryło w sobie iskrę prawdy, surowej i nagiej, choć podszytej wieczną skłonnością do gier. Byli duetem nie tyle w pełni zgodnym, co rozdartym kontrastami, a właśnie z tych rozdźwięków powstawała muzyka, jakiej inni mogli im jedynie pozazdrościć. Ach, jakże łatwo było jej przywołać obraz tamtego balu, gdzie świat wirujący w rytmie walca zdawał się istnieć tylko dla nich. Francuskie lustra odbijały ich postaci w nieskończoność, a ona wierzyła, że może w tych odbiciach kryje się przyszłość, której nie wolno utracić. Dziś — pozostał jedynie smak wina, przesączony goryczą ust, i świadomość, że każda kropla jest pocałunkiem przeszłości, której nie przywróci.
— Okres czasu nas dzielący można określić mianem, cóż... Nikczemnym gromem posuchy i natężonej pracy — Opuściła wzrok na chwilę, pozwalając sercu, stłumić pokusę, by znów rozegrać partię na emocjach — nie teraz, nie wśród tylu par, oczu, języków gotowych na plotkę. Zbyt wiele ważyła już na szali, by pozwolić sobie na lekkomyślność jednego spojrzenia dłużej, niż należało. — Nie biłeś mu owacji na stojąco? — dopytała z uśmiechem lekkiego zgryzienia. — Może niezbyt chwalebne zwycięstwo; dwa kroki do przemyślenia mogą spowodować, że jego czyny Hectora wpiszą się na stałe w zmianę na frontach. Czekam na to, przyjazny człowiek.
Uśmiech, który wykwitł na jej wargach, nie był niczym więcej jak maską — delikatną, kruchą, trwogą podszytą, a jednak wystarczającą, by ukryć burzę narastającą pod skórą. Podparła podbródek na dłoni, w geście nieomal dziewczęcej zadumy, jakby chciała zmusić własne ciało do bezruchu, by nie zdradziło się drgnieniem. Oczekiwała — choćby najskromniejszej utarczki skierowanej w jej stronę, krótkiego błysku prowokacji w spojrzeniu Nathaniela. Lecz on milczał, a jego oczy, choć przeszywały, nie dawały oręża do walki, której chciała. Jego spostrzeżenie względem zmiany władzy miało w sobie ciężar prawdy, której nie potrafiła zignorować. Nie był jednym z tych, którzy wznoszą slogany puste i papierowe — przeciwnie, mówił tak, jakby słowa miały puls, jakby rodziły się w bólu. To targało nią, bo w tym wszystkim kryła się otchłań niezgody: jej rodzina z całym konserwatywnym bagażem odrzucała myśl, że mugol, istota z innej krwi, mógłby zasiąść na stołku ministra. Brudzenie urzędów tą, jak to określali niegodną krwią, jawiło im się niczym profanacja. Ona zaś, choć winna dzielić to stanowisko, zamiast gniewu odnajdywała w tym wszystkim cień zabawy.
— Muszę przyznać, że ciekawie spożytkowałeś wolny czas i zainteresowania — Czy raczej, boleści serca? — Biada konserwatywnym rodzinom, które najpewniej wyrywają sobie włosy, urzekające — Szarpało to każdego wokół niej, rozdzierało rodzinne więzy i codzienne rozmowy, a jednak w niej rodziło się coś odmiennego. Może to było wyzwanie, może subtelny dreszcz ciekawości, jakiego nie chciała ugasić. Bo jeśli świat miał się zadrżeć w posadach, to czemu nie patrzeć, jak pękają mury? Ciężko było przewidzieć, co przyniosą kolejne miesiące zmian — czy będą one rzezią wartości, czy triumfem nowej ery. — Wiele istotnych rzeczy wydarzyło się na zaprzysiężeniu; chyba coś gęstnieje w powietrzu. Ciężko nawet przypuścić, cóż może wyniknąć z tak nikczemnych wystąpień. Jaką perspektywę oceny dzieli rodzina, która przez bezwzględność potrafiła sięgnąć po swoje, hm? — Szepnij mi wszelaką prawdę, mon cher.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-22-2025, 20:25
Miłość w ich wykonaniu było kradzieżą ze wszelkiego rozsądku. Pochłaniającą cały żywot, kreujący nowe olejne obrazy przyszłości, które miała wynagrodzić wszelkie trudy. Marzenie utkane z wątłych nadziei cyników, jakby popełniali zbrodnie oddając się utopijnym wizjom. Czasem zadawali sobie ból, widział to po niej. Po tylu latach znajomości jej porcelanowa maska zdawała się nie chronić przed jego spojrzeniem. Nagość myśli i emocji, pozbawienie wszelkich zasłon ochronnych. Negliż autentycznie odczuwanej krzywdy, wątłość urazy, która pozostawiała trudne do zagojenia rany. Nie zaznawał wtedy triumfu, nie była to jego zwycięska chwała. Gdy przekraczał granicę, szarżował zbyt prawdziwie i szyderczo, aby oddać, to co uważał za sprawiedliwe. Moment, gdy uzna, że było to jego zwycięstwem, będzie jego porażką jako człowieka.
Co jednak kierowało nimi, że nie mogli się powtrzymać? Zawsze w przygotowaniu do kolejnej bitwy, zawsze z taktycznymi rozterkami ataku. Chwile pokoju poświęcone preparacją do wojny, wojna pełna tęsknoty za pokojem. Namiętność i pasja jako rozejm i odwrócenie uwagi od ustawionej planszy, bliskość jako dyktat dwóch ciał, a nie czuła konserwacja.
– Wiem, tego zawsze byłem pewien – i może dlatego zawsze wracał, wybaczał i tęsknił. Za rozgrywką, której nikt inny tak dobrze nie rozumiał, za znajomością duszy i ciała; za oddaniem, pomimo wszelkich okrucieństw, którą sobie ofiarowali. Czasem jednak wątpił, że to wystarczy, że była to akceptowalna oferta dla nich dwóch. Nigdy nie chciał jej zniszczyć, prędzej oskarżyć, odrzucić lub zranić, lecz zawsze chciał, aby była gdzieś w tym świecie. Blisko, daleko, zaraz obok, ale żeby zawsze była. Na tym świecie było setki róż, najpiękniejszy przedstawicieli tego kwiatu, lecz Melusine była tylko jedna, nawet jeśli najokrutniejsza z nich wszystkich.
Teraz gdy był bliżej, odczuwał ciepło jej ciała. Jej perfumy nawiedzały jego zmysły, znajome zapachy, które zostaną z nim przez całą noc. Przynoszą wspomnienia dawnych nocy i cichych dni, gdy łoże było jedynym momentem pojednania, rozejmu wśród okrutnych dni tygodnia.
– Hector od dawna balansuje na granicy, jeszcze trudno ocenić, która opcja będzie bardziej opłacalna – gdyż właśnie tym zawsze winni się kierować. Nie powinni jednak leniwie sądzić w okresie miesięcznym, zawsze powinni patrzeć w dal. Wygrane bitwę nie zawsze dają zwycięskie wojny, a właśnie ich wynik decyduje o wszystkim. Dzielił się z nią szczerze, może nawet zbyt stęskniony rozmów z nią, by móc się powstrzymać. Zawsze jej najniebezpieczniejszą bronią był jej intelekt i wszystkie iluzje, gdy go skrywała. Jakże ochoczo wszyscy rozstawali się dla niej z sekretami, opowiadali swe najżałośniejsze zeznania. Przy nim zwykli milczeć, jego nazwisko zawsze zdradzało zbyt wiele i wprawiało rozmówców w zdroworozsądkowe zwątpienie. Milczenie, które tylko najsłodsze z jego uśmiechów lub najsprytniejsze z jego słów mogło stopniowo destruować, a ponętny zapach galeonów przyśpieszał wszelkie procesy tworzenia ułudy relacji.
– Skowyt i płacz, to obecnie oferują – bliżej było mu do syku niż idealnie brzmiących głosek, zasłużyli na najtwardszą z jego dykcji. Tupią nóżkami w swojej dziecinnej histerii, niepogodzeni ze swoją porażką i nie rozumiejący zmian, które zachodzą. Nie wyrażający na te zmiany zgody; był pewien, że planowali znacznie więcej i nigdy nie zaakceptują nowego ładu, który był im proponowany. Ona musiała wiedzieć więcej na ten temat, znacznie bliższe było jej rodzinie to stanowisko. Słuchał czasem przemówień jej ojca, Cygnus Rokwood był postacią, którą ciężko było pominąć. Polityk i jego wizja świata, mężczyzna i jego polecenia. Czasem zapominał kogo córką była, możliwe, że nawet tą niepamięć preferował.
Pełen niejednoznaczności uśmiech objawił się na jego ustach, obiecując najurodziwsze ze sekretów. Zbliżył się ponownie, tym razem ciałem stykając się jej skórą, pozbawiając ich wszelkiej przestrzeni. Usta zbliżył do jej ucha, najpierw obdarowując krótkim pocałunkiem, a następnie słowami.
– Powiadają, że przychodzi czas wyborów. Jego powrót zmienia wszystko – prowokował prawdą, wyborem i bliskością. Znów rozpoczynał grę, o którą będzie ją następnie oskarżać, gdy przekroczone zostaną granicę. Jak ćma do ognia zawsze pragnął być blisko, choć jeszcze przez chwile, gdy noc należała do nich. Dłońmi odnalazł jej ręce, rozpoznając znajome odbicie w uścisku. – Chodźmy zatańczyć.
Wśród tłumów, gdzie będą mogli udawać parę dwóch nieznajomych, którzy spragnieni byli niewinnej rozrywki. Jakby nie łamali sobie serc, nie krzyczeli oszczerstw, które zostały w pamięci. Młodzi, piękni i wolni, niech pozwolą sobie na tę chwilę. 
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
09-25-2025, 11:17
Kłamstwem byłoby jawnym rzec, iż nie lubiła tej przenikliwości, co lśniła w spojrzeniu młodego Crouch’a niczym ostrze skryte pod cienką warstwą jedwabiu. W istocie smakowała tę ostrość myśli, tę dwuznaczną grę wymiany zdań, gdy inteligencja jego, oszlifowana jak kamień rzeczny w prądach politycznych intryg, zderzała się z jej własną. Lubowała się w tych drobnych dewiacjach rozmowy — niektóre tak obce, że brzmiały jak heretyckie nuty, inne zaś tak bliskie ich obojgu, że niemalże stawały się wspólnym wyznaniem, cichą spowiedzią przy stole pełnym świadków.
— Hm, jeśli popełni sugestię potknięcia, bądź błędu… Najpewniej szybciej zareagujecie, by rodzinna scheda nie ucierpiała na opinii — Było to jednak piękno zrodzone z nie idealności, z owej rysy, co towarzyszyła im od lat dziecięcych, gdy ich ojcowie mierzyli się w odwiecznym tańcu nienawiści, rozgrywając parkiety polityki jak pole bitwy. Tamci rywale — nieczyści w metodach, namiętni w celach, nieustępliwi jak żelazo w ogniu — zdawali się dziś odbijać w lustrze własnych potomków. Ona i on, dziedzice dwóch różnych biegunów, spleceni w rozmowie tak, jak ich przodkowie w pojedynkach retoryki. —Rozpacz bywa iście pokrzepiająca — Nieprzyjaciele? Sojusznicy? A może — tragiczni partnerzy w teatrze, gdzie kurtyna nigdy się nie domyka, a światło reflektorów zawsze pada na twarze gotowe do gry? — Nęcąca w swym istnieniu, budująca podwaliny umownej zgody między rodzinami, by czynić zło na korzyść konserwatystów.
Ach, a jednak igrała z tą myślą jak drapieżny kot z drżącą ofiarą — z pozoru łaskawy, w istocie gotów zatopić kły w najdelikatniejszym miejscu. Pragnienie nie było tu liche, nie tylko błyskiem kobiecej kokieterii, a wrzeniem, które miało w sobie znamiona rytuału; misterium, gdzie każdy dotyk, każdy gest stawał się zaklęciem dominacji. Czuła, jak jej ciało, kruche i zarazem złowieszczo pewne swego, wznosi się ponad granice konwenansów, jakby chciało zakrzyczeć całą historię kobiet poddanych, aby teraz — choć przez ten jeden taniec — odzyskać tron.
Milczący, lecz nienasycony, niby pszczoła wirująca wokół królowej, gotów oddać życie, byle zakosztować jeszcze raz tej słodyczy. Lecz słodycz bywała zatruta, jak miód zmącony kroplą jadu. Tak, wiedziała, że na ostrzu ich gry czyhała zguba — a jednak każdy krok ku niemu przypominał triumf, każdy ruch bioder przeczył logice, stanowił bunt przeciw samej naturze, która od wieków przykładała kajdany do kobiecego nadgarstka.
— Kogo wybierzesz, mon cher? — Przylgnęła do jego spojrzenia, jakby w nim tkwiła odpowiedź na pytanie, którego bała się szeptać: czyżby należał do niej już na zawsze, czy tylko na tę jedną, drapieżnie roziskrzoną noc? Odpowiedziała pod woalem poddaństwa chwili. Dłoń delikatna w pozorze, lecz stanowcza w geście, zatrzymała się na kantach jego brody, jakby badała strukturę monumentu, którego kruszyć nie wolno, a jednak kusiło. Trwała tam, dłużej niż wypadało, dłużej niż nakazywała przyzwoitość czy obyczaj, a jednak w tej bezczelności było coś z cichego hołdu, jakby czciła go dotykiem, nie słowem. — Dotrzymasz mi kroku po tak długiej rozłące? — nie uchodzi pozostawiać kobiety samej. — Czy zostawisz?
Doktryna wspomnień, zrodzonych w udręczonym rytmie przyspieszonego oddechu, oplatała ją teraz jak welon utkany z tkliwej melodii dawnych nocy. Z Europy przynosiła zapach balowych sal, ciężar kryształowych żyrandoli, szept jedwabnych sukien ocierających się o politurowane parkiety. Czuła jeszcze, jak dłoń męska, pewna i bezczelnie władcza, zamykała się na jej plecach, prowadząc ją ku samemu centrum spojrzeń, jakby świat kurczył się do kilku kroków, kilku taktów muzyki, kilku ukradzionych chwil zawieszenia między rytmem a pożądaniem.
Czy tango, gdzie pasja staje się ostrzem wbijanym w duszę, czy może foxtrot, lekki jak szept kochanka, rozgrywający się na granicy niewinności? Nie wiedziała — i wiedzieć nie chciała. Wino już zakręciło się w jej krwi, ciepłe, purpurowe, gotowe rozniecić płomień bliskości. Paznokcie, wyostrzone czerwienią jak narzędzia rozkosznej kary, nakreśliły na jego ramieniu drobne linie drżenia. Gdy spojrzenie jej przylgnęło do jego twarzy, muzyka nagle zamilkła w ich umysłach, by po chwili wybrzmieć mocniej, jakby świat sam wstrzymał oddech, by dać im raz i dwa — początek gry, której reguł nikt z nich nie chciał przestrzegać.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-29-2025, 19:30
Były dni, gdy patrzył na nią i zauważał wizualizacje obrazów Rokwoodów. W grze świateł stworzonej przez zapalone świece wieczorem, które skrywały w cieniu jej twarz. W eleganckich wnętrzach, z muzyką Prokofiewa w tle, która nadawała rozmowie wymiaru bitwy. Jej uśmiech, pełen słodkich tajemnic i rdzawych wymagań, z przekonaniem o własnym zwycięstwie. Miał przed sobą swoją róże, lecz to nazwisko jej ojca, dziadka i każdego mężczyzny wstecz dudniło w świadomości.
Chciałby rzecz, że wszystko, co było wcześniej nie miało znaczenia. Straciło istotność wraz ze śmiercią jego ojca, upadkiem jednej z wież dawnego konfliktu. Pozostała tylko osamotniona figura Cygnusa na planszy, gotowego do królewskiej transformacji. Co sądził, gdy czasem ich dwójka przyciągnęła jego wzrok? Czy miało to znaczenie? Naiwnym byłoby sądzić, że ten stan ich wiecznego przyciągania, odrzuceń i ponownych powrotów był mu obojętny. Była córą jego rodu, dzierżyła jego krew i nazwisko, stojąc zaraz przy synu jego wroga.
Ta świadomość, że ich taniec zaczynał trzymać ich w dziecięcej zabawie, ich rozgrywka więziła ich w utopijnej stabilizacji. Trwali w tym korowodzie następującym po sobie wzlotów i upadków, wiecznego „kocham Cię”, które podążało za „nie masz znaczenia”.

Była Rokwoodem, Melusine, jego różą.

Wszystkim, niczym i czymś pomiędzy.

Wrogiem, przyjacielem i nieznajomą.

– Hector jest czarodziejem starych czasów, które nieodwracalnie minęły. Od tego czy się z tym pogodził zależy, jak skończy – gorzkość, bezemocjonalnie podsumowanie człowieka, którego prawdziwie podziwiał i powierzał swoją lojalność. Gdy nauczy się jednak dziecko rachunku prawdopodobieństwa i oceny ryzyka, powinno się spodziewać, że podobne wyliczenia będzie stosować również dla nauczycieli. Gdyż słuchał każdego jego słowa, przyswajał i odwzorowywał, czasem przeciwko wszystkim tym, z którymi dzielił krew. Od niej także się uczył, była jego kochającą mistrzynią. Jak w niewielu słowach, ale wielu gestach sprowadzić człowieka na kolana. Posiąść i nim władać, zasiać wszelkie wątpliwości, co do słuszności własnego postępowania.
– Ah, syndrom oblężonej twierdzy – tym razem uśmiecha się szerzej, wręcz drapieżnie pokazując swe zęby, przyjmując formę lisiego łowcy. Oczy jego błyszczą, śmiech skrywany był w gardle i szyderstwo dotykało koniuszków jego jestestwa. Będą opowiadać o końcu ich cywilizacji, widmie wielkiego upadku i sądzie ostatecznym, który nastanie. Mógłby czasem się z nimi nawet zgodzić, przyklasnąć co bystrzejszej myśli. Było w ich zachowaniu jednak liczność megalomanii, emocjonalność i teatralność, co odrzucało wszelkie zdrowe rozsądki.
Ich  świat upadał, zgadzam się nimi. Mieli jednak inne wizje tego, jak na tron zamierzali powrócić. Mogli przyjąć jej technikę wkupywania się w łaski, oplątywania swoją osobą całej duszy przeciwnika. Żądania, kazania i wymagania, aby to stanowiła epicentrum jego wszechświata. Był wystarczająco blisko, by poczuć zapach jej perfum, zostanie z nim przez najbliższe godziny. Był jak powrót do domu po wielomiesięcznej podróży – bliski i szczodry, pełen nostalgicznej tęsknoty. Wabił go, kusił do podejścia bliżej i utonięcia w jego woni. Poddaje się jej ręce, nawraca wzrokiem do jej oczu. Jego świat skurczony do niebieskich orbit jej duszy, każda sekunda poświęcona właśnie jej.
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – był to szept, lecz pełen stanowczości, pozbawiony zwątpienia. Zapowiadający szczerość jego słów, której specjalnie dla niej sam musiałby odkryć. Obrać drogę wśród ślepych zaułków i samotnych ścieżek, przestać wiecznie gubić się na znajomych drogach. Jego prawda wymusiłaby jednak jej własne zmierzenie się z jej konsekwencjami, czy była na to gotowa? Teraz, w tym momencie, bez żadnych wątpliwości. Pozwolił dłonią na podróż wśród kątów jej ciała, przypominając sobie wszelkie cudowności ich wspólnej wędrówki. Czuł każdy jej dotyk, namacalny dowód jej obecności – dłoń na ramieniu, drugą splecioną z jego własną w uścisku. Zbliżył ich do siebie, żegnając się z jej oczyma, lecz pocieszając się pocałunkiem jej obojczyka. Nie był to wzorowy przykład chorografii tańca balowe, raczej egzaltacja bliskości dwóch ciał. Pozwolił sobie na głębszy wdech aż jej zapach wypełnił całe jego płuca, myśl i wspomnienia.
Nie była teraz Rokwoodem, nikim, nieznajomą.
Była Melusine, wszystkim, przyjacielem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
10-01-2025, 12:06
Powinnością, wryta w krew i kości przez wieki rodzinnych przyzwyczajeń, zdawała się gra pozorów i zasad — z pozoru surowych, a w istocie mających tylko uświęcić płomień zatracenia. Ten sam płomień, coraz mocniej targnięty w ciało, nie dawał spokoju; palił słodką niewolą cielesności, nakazując skupiać wzrok, myśl i duszę wyłącznie na niej, by nigdy nie wypuścić z uścisku. Ach, miała tę pamięć dawnych kuluarów, zagranicznych scen, na których to z nią podobnie uczyniono — posmak dewastacji i triumfu, gdy mężczyzna złożony w ofierze namiętności zostawał z pustką po jej odejściu. Tak, powinna siać to samo, zagrabić spojrzenie, złamać pragnienie, zostawić echo, które będzie brzmiało tylko w rytmie jej imienia.
— Po cichu wyczekuję chwili, gdy oboje namaścimy nowoczesność spostrzeżeń na piedestale słów u władzy — chwalebna kwintesencja potencjalnie przyszłych sporów i utarczek, gdy na niego czekała pośród ministerialnych sojuszów. A nóż, oboje jak ich niegdyś ojcowie, staną po obu stronach odmiennych barykad. Nęcąca wizja przyjemności. — Nasze rodziny są nikczemne, odkąd sięgamy pamięcią, wczytując się w zwycięstwa każdej nacji w wykonaniu przodków.
Nieprzyzwoity błąd, ten, który podmywał starannie utkane doktryny, rósł w cieniu jej egzystencji. Nathaniel. Na przekór wszystkiemu stawał się w jej świecie kimś, kogo nie mogła zepchnąć do roli kolejnego trofeum. Wybijany przez serce na piedestał, wykraczał poza chłodną kalkulację; był pierwszym, najważniejszym, tym, którego obecność parzyła rozum, a zarazem koiła duszę. I o ironio, jakże mocno bolało ją przyznanie tej prawdy. A jednak, gdy ich spojrzenia znów się splatały, gdy ciało odnalazło ciało, a dłonie błądziły znajomym szlakiem po jego ramionach, znikały niedopowiedzenia. Pozostawała pewność — gorzka, paląca, a zarazem słodka jak najlepsze wino — że razem istnieli szczególnie, dziwnie, nieuchronnie związani. Jakby każdy krok ich tańca, każda nuta melodii w sercu przypominała, że oto nie ma odwrotu.
Naturalna gotowość do przyjęcia na siebie spojrzeń całej sali objawiła się jakby odruchowo, bez wysiłku, tak jakby świat sam z siebie składał im hołd. Bywalcy ci zwyczajni i ci bardziej dystyngowani, zawieszali wzrok na ich dwójce, jakby każda nuta rozmowy, każdy gest miał w sobie aurę ceremonii. On — dostojny, obciążony ciężarem rodowego imienia, które od pokoleń znaczyło potęgę, twarde jak granit karty prawa i nieugiętą rękę w dyplomacji. Ona — jakby łaską ozdobiona, w cieniu jego nazwiska nabierała znamion dumy, choć w jej krwi płynęła znikoma kropla owej błękitnej narracji. W jego obecności stawała się bardziej wyniosła, jakby sama natura pragnęła jej nadać tę maskę, tę suknię wielkości.
— Mam cichą nadzieję, że wiele wyszeptasz mi słówek tejże nocy — szepnęła pośród lawirowaniu ich nikczemnego akompaniamentu kroków wśród uwikłanych ciał w muzyce. On prowadził, ona oddawała się temu z należytą powinnością, stąpając z gracją. A przecież ów zaszczyt, którym ją namaszczył, miał swe ostrze w ogniu — nie był wyłącznie zaszczytem, lecz jarzmem namiętności, którego nikt z nich nie miał siły odrzucić. Powinni trwać po przeciwnych stronach barykad, powinni targać się na wzajemne nazwiska, jak czynili to ich ojcowie i dziadowie. A jednak, wbrew rozsądkowi i wszelkim nakazom tradycji, przez wieczory cichych spotkań w mroku korytarzy i ciasnych izb, szeptali słowa zakazane. Liche, bo bezsilne wobec całej historii, a gorejące, bo zdolne spalić każdy mur i każdą doktrynę. — Chyba, że mam się postarać... O godność Twej uwagi, mon cher.
Przejęła w dłonie ciężar chwili niczym grająca prym baletnica, pozwalając ciału ułożyć się wzdłuż niego z naturalną pewnością władczyni swej sceny. Uwięziła jego biodro lekkim, acz nieuchronnym zakleszczeniem swej zgrabnej nogi, jakby podskórnie pragnęła dowieść, że to ona decyduje o rytmie tej gry, o tempie oddechu i o wysokości uniesienia. Westchnienie wydobyło się z jej piersi jak obietnica i bluźnierstwo zarazem — ciche, a jednak uderzające z mocą piorunu w nocnym powietrzu ich prywatnego dramatu.
Dłoń, smukła i niemalże okrutna w swym geście, dociągnęła kant jego twarzy ku sobie — tylko na chwilę, lecz wystarczająco, by odciąć mu możliwość ucieczki w bezpieczne ramy dystansu. Rozcięcie sukni, niczym przemyślna zdrada materiału, odsłaniało obietnicę ciepła i zwiastun niebezpieczeństwa, które w jej ruchach mieniło się jak ostrze ukryte w aksamicie. To nie była zwykła bliskość, a teatr rozkoszy i zagrożenia, gdzie każdy gest mógł być ostatnim, a każdy dotyk – zapowiedzią pożaru. Pocałowała kącik jego wargi delikatnie, niemalże ceremonialnie, jakby chciała nagrodzić go za zasługi w tej niepisanej wojnie uczuć i żarliwości. A jednak — w tym geście było coś więcej: oliwa dolana do ognia, pieczołowicie podsycająca płomień, który miał ich pochłonąć bez litości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-07-2025, 19:25
Powinność była kajdanami zrodzonymi z krwi, kaftanem przynależności, który w momencie ujarzmienia ciała otulał je afiliacją jedności. Szeptali o wspólnych pragnieniach, chwale i etosowi nazwiska, który zrodzony miał być ze zwycięstw i bólów.
Czy spojrzałaby na niego bez jego nazwiska? Gdyby nie crouchowski podpis, chluba przodków i błękitność krwi sunąca jego aortami ciała, naznaczająca jego pochodzenie. Gdyby spotkali się w neutralnym miejscu, jednej z paryskich restauracji. Dwóch Anglików na obcej ziemi, spragnionych swego matczyne języka. Byliby sobie nieznajomi, bez obciążeń przeszłych żyć i widma ojców; bez miana, które najpierw otwierało historie, a potem widziało się człowieka.
Byłaby Melusine, intrygującą i przeniknięta duchem tajemnicy, które może zdradzić tylko w paryskie poranki. Spędziłby z nią cały wieczór, zapomniałby o wszelkich dygnitarzach i dyplomatach. Między nimi tania butelka wina, jakże niegodna jej ust. Zapewne połączyłaby ich naturalna więź ludzi, którzy potrafią urzekać językiem, odnalazłby w niej wyzwanie bystrego przeciwnika, który potrafił orężem zasiać niepokoje wśród szeregów wroga. Nie mógłby zaoferować jej majestatu nazwiska, złotem udekorowanego życia ani pałaców, prastarych zamczysk zwanych domami. Dałby tylko siebie, jakże skromna propozycja. Zaakceptowałaby? A może zabawiła i opuściła, bo kobiety takie, jak ona wiedziały, że mogą lepiej?
– Powiedz, co będzie naszym zwycięstwem? – pozycja ministerialna? Majętność okraszana sukcesem? Orędzie władzy wbite w ich dłonie? Byli tak daleko wielkości czynów, tak nisko w skostniałych strukturach. Byli tam razem, naprzeciwko, po przeciwnych stronach? Która wersja odpowiadała jej marzeniom? Może autorytarnej królowej, patrzącej z dołu na swych poddanych. Zawsze chciała być podziwiana, te elektryzujące uczucie bycia pożądaną, nieuchwytną dla postronnych przechodni. – Nasze rodzinne są triumfalne. Przegrana oznacza odejście w zapomnienie, w zgliszcza przeszłości.
Upadek, ostatecznie rozgromienie. Oddanie się pożodze, która pochłonie ich istnienie i ostateczną destrukcje znaczenia. Wszystko, co było im przywilejem – kontakt, bogactwo i wpływy zostanie utracone. Jak wiele rodów zasługuje tylko na trzypokoleniowe historie, gdzie wielkość jednej jednostki pozwala na mit założycielski, by zaraz potem potomstwo mogło go zbezcześcić. Musieli dostosować się do nowych czasów, gdyż to teraźniejszość kształtowała najbliższe epoki. Czy miała równie fatalistyczną wizje swojej rodziny? Czasem chciałby, aby pobawiła się z nim w szczerość, prawda za prawdę. Gdy tańczyli, a jego całe zmysły należały do niej nie musieli używać słów. Opowiadać sobie bez znacznych niedomówień, unikać wszelkich sercowych odruchów. Oczekiwał odpowiedzi, naiwne z jego strony, że dał się kolejny raz zwieść. Pozostał bez konkluzji, z niewiadomą, która prowadziła ich wspólnie do przodu. Wieczne zgody i zaprzeczenia, iluzje i odrzucenia. Dłonie błądziły po krawędziach talii, osadzając się na dole pleców, czasem zjeżdżając w dół  w wulgarnym uchwycie pośladków. Jak rzeźbiarz chcący zapamiętać arcydzieło, które przyjdzie mu stracić z oczu. Ona niczym wyśniona kokietka, nimfa mające posiąść jego duszę i byt. Zapraszała do grzechu, zachęcała do spróbowania złotego jabłka.  Usta ponownie zbliżyły się jej uszu, kolejne pokusy sączyły się z jego języka.
– Wodzisz mnie na pokuszenie – oskarżył żarliwie, walcząc o kontrolę i własne panowanie nad swym losem. Poddać się, znaczy utonąć w otchłani dawnych wyborów, wspomnień i miłości, która pożera. Odsunięcie oznaczało pożegnanie z jedną z najważniejszych osób jego życia, oddalenie się na nieznane wody samotności. Pozwolił jej na uchwyt dłoni, iluzje siły, którą chciała teraz zaprezentować. Lekkie pocałunki nie pozwały na przykrycie jej ruchu, wiecznej potrzeby zarządzania. Oplótł ramieniem jej talie, przyciągając do siebie jej ciało w władczym uścisku, odpłacając za wszelkie autorytarne zapędy, które tliły się w jej oczach. Tak chciała grać, o takie spotkanie jej chodziło. Kolejną walkę ukrytą w ramach miłości, a może miłość, która była walką? Jego spojrzenie wędrowało między jej ustami, a błękitnymi oddaniem duszy, oczami, w których potrafił się gubić. Wolna z dłoni odnalazła miejsce na żuchwie, kciukiem tknął jej usta, rozmazując idealną powłokę szminki. Było coś wulgarnie pięknego w tym obrazie, niedoskonałość poświadczające o ich zabrudzeniu. Czyli tacy właśnie byli, plugawi i nikczemnie zepsuci.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
10-14-2025, 10:59
Kimże był jego majestat dla niej, jeśli nie konstruktem ― nadętą formą nazwiska, wtłoczoną w ramy rodzinnej dumy i złudzeń, że można kogoś posiąść, ujarzmić, uczynić własnym trofeum na półce dziedzictwa? Był szczeblem ― stopniem ku wyższemu, choć każdy jego dotyk przypominał jej o tym, że wspina się po drabinie utkanej z kolców, nie złota. Urodzony wśród formuł i dekretów, stanowił istotę zimną, doszlifowaną jak stal ― zbyt logiczną, by kochać, zbyt próżną, by odpuścić.
W tej pokracznej grze losu coś się przełamało. Z rywala przeistoczył się w oponenta o zbyt ciepłym oddechu, zbyt bliskim spojrzeniu, które mimo całej niechęci potrafiło rozłożyć ją na czynniki pierwsze. Jakby ich dwoje, przetrawionych przez wspólne ambicje, napięcie i dumę, złączyła ta sama nić ― niebezpieczna, plącząca się wokół nadgarstków, gdy próbowali się od siebie odsunąć. Nim spostrzegła, była już swoiście jego ― nie tylko ciałem, lecz wspomnieniem, które upominało się o siebie w najmniej stosownych chwilach. W jego spojrzeniu widziała odbicie dawnych triumfów i klęsk, w jego dotyku ― echo dawnych obietnic, które spłonęły, zanim zdążyły się zrodzić. A gdy światło poranka rozlewało się po jej twarzy, budząc z tej dręczącej ciszy, spływało po niej westchnienie cięższe od wyrzutu.
Była zepsuta. Do szpiku. Do ostatniej kropli pragnienia.
Przepraszam, Nath…
― Znaczyć coś większego ― dla Ciebie. Choć nigdy krwista spiekota warg, nie miała tego wykrzyknąć w czeluści żywota. Był wszystkim i niczym zarazem ― początkiem, końcem, ogniwem łączącym jej upadek z próbą odkupienia. Tkwił w niej jak trucizna o słodkawym smaku, którą popija się z przekory, wiedząc, że każdy łyk prowadzi bliżej krawędzi. Budulec jej rozkoszy, jej zniszczenia, pan niewidzialnych kajdan, które z własnej woli nakładała na pulsujące serce. Niegdyś bicie to miało służyć wyłącznie jej ― teraz każde uderzenie było modlitwą o niego, a każde westchnienie grzesznym bluźnierstwem wobec samej siebie. ― Nie zniknąć, zwyczajnie istnieć.
Już ostatni raz…
Uległa, choć przecież nigdy nie była stworzona do uległości. Faworyzacja, podszyta czułością i cierniem, wypaliła w niej piętno ― znak, który nosiła pod skórą, gdzieś między tętnem a drżeniem dłoni, gdy myśl o nim znów wpełzała do świadomości. Uczyniła z niego kogoś, kim nie miał prawa być: przyjacielem w świecie wrogów, kochankiem w przestrzeni wiecznej gry pozorów. Stał się jednym z filarów jej istnienia, nawet jeśli każdy z nich był pęknięty, przesiąknięty bólem i winą.
Udręczenie ― oto jego prawdziwe imię. W nocy, gdy krew rozgrzewał alkohol, a świece spalały resztki rozsądku, pragnęła jedynie jednej rzeczy: nie być sobą. Wtopić się w świat, w którym mogłaby być lepsza, czystsza, oddana.
Nie lady z niepokalaną dumą, lecz kobieta, która kocha ― nie dla nazwiska, nie dla dziedzictwa, lecz dla samego niego.
Pospolite zmartwienie ludu. Słabość.
― Kochałeś to ― Kochał to, a może raczej czcił — ten akt wzajemnego unicestwienia, w którym nie było już granic między miłością a zagładą. Ich związek był jak zderzenie dwóch żywiołów: ognia i lodu, które stapiają się w jedno tylko po to, by wspólnie wyparować. Oboje karmili się zniszczeniem, własnym upadkiem, niezdolni do życia bez siebie, lecz też niezdolni do przetrwania w duecie. ― Nadal pragniesz? ― Mnie? Kogoś, kto tak bardzo był odbiciem jego jestestwa w formie złudnego piękna.
Jego dłonie, ciężkie od pewności i władzy, spoczęły na jej biodrach, tam, gdzie kończyła się granica dominacji, a zaczynała cielesna przynależność. Każdy ruch był jak deklaracja, każdy gest jak podpis na akcie własności, lecz ona nie uciekała. Nie tym razem. Chłonęła to spojrzenie, chłonęła jego męski obiektywizm, jakby chciała rozebrać go z tej dumy kawałek po kawałku. A gdy karmin z jej ust spłynął w odcieniach roztrwonionej pomady, nie przejęła się ― to był hołd, nie strata. Symbolem jej odwagi stało się zniszczenie tej fasady, drobny bunt przesiąknięty pożądaniem. W końcu czyż walka o niego nie była zawsze walką o samą siebie? Ich świat, ten zbudowany na ruinach, potrzebował tylko jednego ― iskry. I właśnie nią była, nawet jeśli miała spłonąć w jego dłoniach. Muzyka wzniosła się, jakby sama była królową tej nocy ― władczynią ludzkich ciał i niedopowiedzianych pragnień. Każdy dźwięk niósł się jak rozkaz, by porzucić wstyd, by spalić w rytmie wszystko, co ułomne i kruche. Gdy skrzypce przecięły powietrze smagnięciem smutku, świat zatrzymał się na ułamek sekundy; pary zamarły w pół obrotu, jak w teatrze cieni, gdzie tylko oni dwaj pozostali rzeczywiści.
Zawisła w jego ramionach, lekka jak tchnienie, a jednak pełna napięcia ― niczym łuk gotowy do wypuszczenia ostatniej strzały. Błękit spojrzenia zderzył się z głębią jego wzroku, ostrym jak klinga, którą znała aż nazbyt dobrze. W tym momencie istniała tylko ona i jego siła ― brutalna, a zarazem niezbędna, by unieść ją nad przepaścią, gdzie kończyło się człowieczeństwo, a zaczynała ekstaza. Noga, ledwie muśnięciem, odnalazła jego biodro ― gest śmiały, lecz nieobcy; symbol ich prywatnego języka, którym mówili o wszystkim, czego nigdy nie wypowiedzieliby głośno. I trwała tak, zawieszona między upadkiem a odkupieniem, gdy skrzypce zapłakały raz jeszcze, rozszlochane pięknem. A potem ― wybuch. Ciało, które znało rytm zniszczenia, poderwało się do życia, do szaleństwa, do obrotu, którego sens tkwił w tym, by zgubić siebie w jego dotyku. Bo właśnie to kochali najbardziej ― dewastację. Tę subtelną, cielesną apokalipsę, w której każde drgnienie było zarówno końcem, jak i początkiem wszystkiego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:18 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.