• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Suffolk, Dunwich, Przeklęta Warownia > Sypialnia Igora
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-04-2025, 20:18

Sypialnia Igora
Gotycki przepych wystroju na pierwszy rzut oka zdaje się osaczający, ale przez większość czasu zanurzony jest w mroku lichego światła świec i starego żyrandola. Ciemne ściany i wysoki sufit okazjonalnie wybijają się w przebłysku dnia wyzierającym zza ogromnych okiennic; te bowiem zakrywają zwykle długie zasłony z grubego zamszu. Wiktoriańskie meble tłoczą się w całkiem przestrzennym pokoiku, do którego wejścia strzegą masywne drzwi z ciemnego drewna. Skrzypiący parkiet ugina się pod ciężarem wyposażenia i stanowczym krokiem; miękki materac łóżka również wymownie trzeszczy starością, choć bynajmniej nie powinien. Pościel zazwyczaj piętrzy się w nieładzie, książki na skromnej półeczce leżą w chaosie, palenisko gromadzi popioły po wszystkim, co zdołał strawić ogień. W kącie stoi pokaźna komoda, a w jej szufladach - między zwykłymi koszulami i sparowanymi skarpetkami - chowają się wszystkie sekretne przedmioty, i pewnie też pół litra na czarną godzinę. W powietrzu unosi się zapach spalanego drewna i tytoniu, świeżego prania i męskiej obecności.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
08-18-2025, 16:11
20 marca 1962 r.

Tamtego dnia powrót z cmentarzyska zdominowała przejmująca, znamienna cisza. Nie uraczyła syna żadnym rozwlekłym komentarzem, nie zaoferowała choćby krztyny wyczekiwanego wyjaśnienia albo chociaż planu działania, który już wkrótce zmuszeni będą wdrożyć. Gorzko smakował tamten dzień, a to wstrętne, nieswoje uczucie przeciągnęło się aż do kolejnego dnia. W godzinie księżyca nie dane jej było zaznać ni godziny zbawiennego ukojenia. Pozostawała pustka, ściskana mocno na uwięzi furia i misternie wyszywane w umyśle konstrukcje dla przyszłości, która ich teraz czekała. Ją i Igora, rzecz jasna. Powrót Yavora zza grobu oznaczał poważne zachwianie rzeczywistością, którą ukształtowali w Anglii, ale wbrew pozorom to nie życie rodzinne stanęło pod największym znakiem zapytania, to nie ono tamtej nocy wytargało jej sen z powiek, choć mogłoby się wydawać, że to na tym polu niepokój pulsował najmocniejszym światłem. Było coś jeszcze.
We wczesnych promieniach świtu otworzyła sypialniane bramy: natchniona, prędka, niemal gromowładna. Czarna tkanina podomki powiewała w pędzie żwawej wędrówki przez korytarze starego domostwa. Włosy miała rozpuszczone, twarz czystą, lecz nadzwyczaj napiętą. Skupienie lawirowało między delikatnymi zmarszczkami – gotowe zaalarmować tego, kto zechciał bliżej jej się przyjrzeć. Zachęcone do ruchu drewno w jej dłoni wzniosło się już na sześć kroków przed drzwiami do synowskich komnat. Nie zapukała, nie szukała żadnej zgody. Po prostu weszła, nie zastanawiając się nad tym, czy Igor zdołał już się przebudzić. Ściany domu pozostawały ciche, po kątach jeszcze próżno było nasłuchiwać pierwszych śladów po domownikach. Co miała zastać tam w środku?
- Nie pojawił się w Anglii z naszego powodu. Nie teraz, nie tutaj. Jego powrót zwiastuje kłopoty. Lecz największe wcale nie dla nas – przemówiła bez powitania, w melodii patosu, w powadze należnej tak zaskakującym i groźnym okolicznościom. – Musisz być gotowy, Igorze, musisz być czujny, gdy przyjdzie do ciebie i spróbuje budować mosty tam, gdzie pożoga dawno je strawiła za jego sprawą. On zagraża temu, co budujemy tutaj. Zagraża dziełu naszego mistrza. Nie można mu ufać w żadnym względzie – ostrzegła syna, wchodząc na kilka kroków do ogarniętego półmrokiem pomieszczenia. Czy rozumiał wagę niebezpieczeństwa, czy wiedział, o czym właśnie mówiła? Spodziewała się, że tak. Jej syn nie był bezmyślnym idiotą, dobrze pojmował dziejące się wokół ruchy, trafnie wyciągał wnioski. Irinie nie podobało się nadejście męża. Myśli szkicowały czarne, ale jakże prawdopodobne ilustracje. Tak łatwo mógł ich wciągnąć pomiędzy te ponure wizje. Tak łatwo mógł rozpętać chaos, który w żadnym względzie im się nie przysłuży. – Nie wolno nam mu na to pozwolić – podkreśliła ostro. – Bo przybył tu po coś więcej. Więcej niż my, synu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
08-21-2025, 23:33
Noc była niespokojna, targana wątpliwej jakości snem, podszyta zapachem rozpieczętowanej whisky, wreszcie ― skwitowana abstrakcyjnym, a przy tym jakże podłym koszmarem, z którego życzyłby sobie wybudzić się jak najprędzej.
Zewsząd łypały nań wizje, poprzetykane cieniem krwi, mordu, rozgoryczenia i lęku; zewsząd wyglądały ciała nieżywych bliskich, trącające ducha znacznie silniej od widywanych na co dzień trupów. Ciała, noszące twarze ojca i matki; ciała, wymalowane obliczami beztrosko śpiących w sąsiednich komnatach kuzynów i ich wybranek, w końcu też i tego najmłodszego potomka Macnairów, przecinającego głuchą ciszę mroku alarmującym płaczem dogorywającego niemowlęcia. Zewsząd kroczyła wzdłuż ich domostwa symbolicznie uosobiona Śmierć, bezwstydnie gorsząca swym przerywanym śmiechem kostucha, w ostatniej chwili pochylająca się nad nim; otwarcie drwiła ze swojego czynu, perwersyjnie oznajmiając, że od tej pory tkwił w tym wszystkim zupełnie s a m ― że od tej pory nie miała już majaczyć przy nim żadna sylwetka poszukiwanego na oślep wsparcia. A on na tę wiadomość uronił jedynie pojedynczą łzę i ― maniakalnie wręcz ― rozszarpał leżącą w pobliżu poduszkę, kończąc beznadzieję tego mirażu przyklejającym się do plam świeżej posoki pierzem.
Głuche westchnienie opuściło usta, oczy rozwarły się w półmroku pokoju, poszukując potwierdzenia dla fałszywości śledzonych obrazów; przyspieszone tętno zaczęło zwalniać, a spojrzenie odszukało wskazówki pobliskiego zegara, wymownie potwierdzające nadchodzący świt. We krwi wciąż płynęły ostatki bursztynowego alkoholu, na etażerce stojącej przy łóżku chaotycznie zalegały zaś drobne oznaki codzienności ― ślady popiołu, zastygłego wosku, zaschniętego atramentu, porzuconego tu ― przypadkiem albo i celowo ― pojedynczego, damskiego kolczyka. Palenisko w naprzeciwległej części pokoju wygasło już dawno, pozostawiając za sobą bodaj liche ostatki żaru; koszulka lepiła się do pleców reminiscencją zażegnanej zmory, ale na skórze osiadł chyba jakiś nienormalny chłód, więc leniwie przewrócił się na drugi bok, poszukując ciepła w porzuconych odmętach jasnej pościeli.
I przymknął powieki na powrót, szukając ukojenia w ostatnich kilkudziesięciu minutach poranka, nim obowiązki nie nakażą mu opuścić czterech bezpiecznych kątów; i zdołałby przysiąc, że podświadomie czuł nadchodzącą obcość, więc dalej oddech był szybki i nierówny, jakby zwiastował czyjeś nieproszone nadejście.
Tors momentalnie uniósł się na łokciach, palce sięgnęły zaraz leniwie po papierosa, wysłuchując pompatycznej przemowy, którą niewybrednie zaserwowała na dzień dobry.
― Może przywrócilibyśmy do łask obyczaj pukania, zanim zdecydujesz się obdarzyć mnie swą obecnością? ― zaczął bezceremonialnie, nie kryjąc zaskoczenia, a przy tym będąc na pograniczu chęci dodania chłodnego wyjdź. Wybrała zły dzień i jeszcze gorszy moment na atakowanie go świadectwem podobnej rozmowy; wybrała najgorszą z dróg, by jakkolwiek móc trafić do niego swoim teatralnym monologiem ― na twarz wkradł się zatem obrys cynicznego, mimowolnego półuśmiechu kpiny, w którym nie sposób było dostrzec śladów oczekiwanej odeń powagi. ― Pomyśl też o uhonorowaniu tradycji powitania. Zwłaszcza, jeśli zaniedbałaś wcześniej już wszystkie inne dziedzictwa ogłady ― wytknął po chwili, podciągając się do siadu. Być może jej słowa brzmiały jakkolwiek znamieniem zdrowego rozsądku, on jednak niespecjalnie przejęty był intencjami tego, o którym tak żywo zdecydowała się rozprawiać. Nigdy nie był w pełni oddany sprawie Czarnego Pana, nigdy też nie wydawało mu się, by którekolwiek z nich ― ani ona, ani on ― znaleźli w sobie siłę, by w imię cudzych oczekiwań gotowym być krzywdzić tych, którzy pozostawali im najbliżsi. Jej konstatacje podsumował więc krótko, dobitnie:
― To mój ojciec, a w świetle prawa także i twój mąż. Nie upatruj wrogów tam, gdzie nie powinnaś. ― Bo jeśli tylko spróbujesz zaatakować, będę pierwszym, który ci w tym przeszkodzi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
08-30-2025, 16:57
Groza, żądza krwi i udręka odgrywały perfidny koncert we wszystkich zakamarkach jej myśli, tłumiąc resztki przyzwoitości być może należnej synowi w momencie matczynego natarcia. Prywatne komnaty dziecka w oczach matki nie miały jednak barier niemożliwych do złamania – tak dziś, tak dwadzieścia lat temu. Zignorowała podrzuconą przez syna uwagę, niezmiennie obserwując wznoszące się wokół jego lica finezyjne wstęgi tytoniowego dymu. Pożałowała, że swoje papierosy zostawiła na komódce w sypialni, ale nie był to fakt na tyle rażący, by nagle porzuciła wszystko dla kilku łaskoczących wdechów nałogu. Waga sprawy wydawała się zbyt niebagatelna, by mogła przerwać swą jasno wygłoszoną obawę.
– Bądź łaskaw pojąć, że dziedzictwa ogłady pozostają nieistotne, gdy w grę wchodzi obrzydliwa intryga twojego ojca. Wytykanie mi tego teraz uważam za absurdalne, synu – zakomunikowała z powagą, ostrożnie go lustrując w tej wytarganej pościeli. – Wolałabym, abyśmy skupili się na sprawie. Dobrze wiesz, jaki jest Yavor i do czego może być zdolny. Sądzisz, że zjawiłby się tutaj nagle, po tym wszystkim, z czystą intencją zaszycia rozerwanych rodzinnych więzi? To nonsens – przyznała dobitnie, powolnym krokiem spacerując od kąta do kąta. Przestronna sypialnia zdawała się wciąż jeszcze lawirować po granicy nocy i dnia, lecz Irina swą obecnością próbowała rozbudzić aurę. Igora przy okazji również. Twarz matki na nowo obróciła się ku synowi. – Granica między oddaniem męża i ojca a nienawiścią jest o wiele cieńsza, niż mogłoby się zdawać. Rozczarowujące relacje pękają boleśniej i trwale zamurowują się w pamięci. Twój ojciec sam sobie zbudował nagrobek i sam umyślił sobie, z jakimi emocjami nas porzuci. W upiornej zdradzie. Cokolwiek teraz spróbuje zrobić, cokolwiek nam nowie – to nie wymaże winy i nie zamaskuje mi oczu. Widzę w tym celowy zabieg. Nie rodzinne sentymenty – wyjawiła z większym spokojem niż wcześniej. – Ty… pragniesz mu ufać? – spytała, zbliżając się do ramy łoża. To pytanie ledwo przeszło jej przez usta, dobitnie odczuła gorycz każdej głoski. Jakimż kuriozum wydawało się zawierzenie mężczyźnie po tym przedstawieniu, w jakie ich wplątał. Zniknął na długie lata, żegnając ją najpodlejszym z uczuć. – Nie da się powrócić do tego, co było. Pragnę obnażyć jego zamiar. Pragnę przyłapać jego intencję – wymówiła z jakimż patosem, z nutą gniewu i ambicji. I jeśli trzeba, znów wpędzić go do grobu. – Nie posądzam go o szlachetny zamiar. Porzucił rolę ojca i rolę męża. Nie dopuścił nas do prawdy o ciążących na nim bolączkach. Nie uznał, że jesteśmy godni. Zatem teraz sam nie jest godzien naszej uwagi – przyznała, łapiąc dłonią własny nadgarstek i prowadząc ją w górę, pod czarną tkaninę, wzdłuż zimnego przedramienia. Była zamyślona, ale demonstracja towarzyszących jej emocji wydawała się nader oczywista. – Nie będę się łudziła. I tobie też radzę.
Czuła się zdradzona w zupełnie nowy sposób. Zdradzona, gdy nie uznał jej za godną zaufania, gdy odgrodził ją od tak istotnego planu, gdy kazał jej mierzyć się z latami życia w kłamstwie. To wywoływało odrazę znacznie bardziej mętną od widoku kochanki. Przez lata stanowili zespół, los dyktował wzloty i upadki, ale trwali przy swoim boku. Decyzje Yavora uznawała za pogwałcenie wszelkich składanych przysiąg i utopienie w błocie dwudziestu lat małżeństwa. Czy Igor mógł się z tym nie zgodzić?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
08-31-2025, 13:59
Wzrok był zamglony, niewyraźny, jakby przed oczyma tańczyły majaki utkane z palonego opium albo wypitej dnia poprzedniego wódki; w rzeczywistości jednak wypatrywały w przestrzeni tego jednego stabilnego punktu zaczepienia, tego jednego przedmiotu na ścianie, komódce, szczycie paleniska albo chłodnej podłodze, który należałby w istocie do niego. I choć na wpół trzeźwa świadomość przypominała, że na półkach niewielkiej biblioteczki dało się znaleźć winlandzkie i islandzkie sagi, także tę dotyczącą jomskich wikingów, również Eddę starszą oraz młodszą, te pozostawały z góry ukryte strojnością tutejszej sypialni, pewnie też panującym tu wiecznie półmrokiem. I choć wścibskie palce odwiedzających tę przestrzeń odnaleźć mogły w odmętach szuflad enigmatyczny amulet naznaczony runami, otrzymany niegdyś w powodzeniu szczęścia od krzątającej się między straganami większej osady staruszki, wspomnienie to ― na wzór wszystkich pozostałych ― spoczywało uśpione pod stertą innych bezwartościowych przedmiotów, walających się w przestrzeni na pokaz, dla czyjejś satysfakcji. Bodaj zapach spalanego drewna, bodaj papieros spalany na niemrawe dzień dobry, stanowiły blade ostatki tożsamości, która czasami tętniła tu z nostalgią, przywracana do życia krótką myślą o wyzwoleniu i co rychlejszym wyjeździe; brzmienie tegoż obijało się o ramy czaszki odkąd niewygodna prawda dotarła i do niego, raniąc parszywie i naprawdę rozczarowująco.
Bo ona, drogą niegodnej manipulacji, związanej ciasno z kłamstwem oraz wymuszeniem pozbawionym swobody wyboru, przywiodła go tu ze sobą ― i chyba w euforii dokonanej zbrodni, złączonej przy okazji z powrotem syna po wielu latach jego nieobecności, przez momentów co najmniej kilka chwilami była mu naprawdę matką. Dającą poczucie bezpieczeństwa, chroniącą przed zagrożeniami, dbającą o dobrą przyszłość; matką zdolną nasycić powietrze konstatacją uznania i dumy, czarującą przy tym bezgranicznym zaufaniem i tworzącą chyba ― spóźniony o wiele lat, ale naprawdę pełny, nawet urokliwy ― obraz rodziny. Ludzi, na których wsparcie mógł liczyć; ludzi, którzy oglądali go w wąskich korytarzach ze szczerą sympatią; ludzi, którzy dla jego dobra ― jak dało się mimowolnie odczuć ― gotowi byliby naprawdę wiele poświęcić.
Ona była wśród nich, ona należała do tej iluzji. Żal wyniesiony do niej z czasów dzieciństwa ― gdy nie zaznajomiła go z uczuciem miłości, gdy surowością wychowania czyniła z dziecka dorosłego, gdy przymykała oko na musztrę ojca i dziadka ― zanikał jakoś naturalnie, szukając uzasadnienia dla jej dawnych działań w najabsurdalniejszych nawet wymówkach. I tego pewnie też nie zauważała ― że chyba już jej wybaczył, że chyba zaakceptował dźwigane przez nią winy ― niezmiennie będąc zapatrzoną przecież najbardziej w samą siebie. Dała temu wyraz tam, na cmentarzu, w akcie furii nie dbając już o wypowiadane słowa; dała temu wyraz tam, pośród grobowców i w starciu z tym, który winien być duchem, bezwstydnie przyznając się do intrygi, przez ten cały czas karmiącej jego oraz pozostałych Karkaroffów.
Już nie chciał jej ufać, nie chciał jej w duchu tłumaczyć, nie chciał też chyba jej oglądać ― dlatego oczy były teraz beznamiętne, twarz roześmiana w cynicznym uśmiechu, a ręce drżące w niepojętej złości. Po części nawet zadowalała go myśl, że ojciec ją przechytrzył, niosąc upokorzenie podobne do tego, którym naznaczyła wiernego jej wizji syna. Po części nawet uważał, że jej się to należało.
― Nie wiem, chyba stąd wyjadę ― rzucił tylko cicho, bez emocji, nie patrząc na nią choćby przez moment. ― Wyjadę, bo mam dość jego i ciebie. Wyjadę, bo nie jestem wam nic winien. Wyjadę, bo nie obchodzi mnie już, czy się wzajemnie, kurwa, pozabijacie ― skwitował dosadniej, wwiercając końcówkę papierosa w szklane dno popielnicy; już zaraz wychodził z łóżka, na ramiona narzucał wczorajszą koszulę, a nogi wciskał w wąskie nogawki ciemnych spodni ― i wydawałoby się, że obojętność zżarła go już doszczętnie, kiedy to nagle obudziła się w nim jakaś niepohamowana irytacja, podszyta pretensją, złością, rozczarowaniem.
― Sądzisz, że byłaś od niego lepsza? Widzisz, co zrobiłaś ze mną? ― dłoń dosięgnęła różdżki, krok poniósł go bliżej i ― po raz pierwszy w życiu ― odważył się ująć ją za twarz; nie było w tym jednak żadnego objawu dobrotliwości, bo palce zacisnęły się wokół szyi, zahaczając o żuchwę. Dwie pary szarych oczy zaszkliły się pewnie w podobnej formule, choć z innych powodów; przez ten krótki moment drastycznie przypominał tego, którego przez dwadzieścia lat ona zwykła nazywać swoim mężem ― i w tej akurat okoliczności analogia ta wyjątkowo nijak mu przeszkadzała. ― Oszukałaś mnie, potraktowałaś jak wroga. A ja... byłem ci posłuszny, przez ten cały czas. Ufałem ci ― uścisk spełzł na niczym, bo wreszcie zwrócił jej oddech i władzę w ciele, bo wyrzucił z siebie to, co frapowało go najmocniej.
Skrzywdziłaś mnie i nic już tego nie naprawi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
08-31-2025, 15:45
Powiadali, że nadejście świtu przynosi nową nadzieję. Dawno temu już odkryła, że słońce nigdy nie zdoła przezwyciężyć mroku. Istniały korytarze i sekrety tak bardzo nasączone ciemnością, że nie było dla nich już żadnego ratunku. Pamiętała całe miesiące nieustannego kaleczenia własnego jestestwa, pamiętała kąpiel w agonii zgotowanej jej przez podłych krewnych męża i jego samego, pamiętała przekleństwo ciągnące się za wszystkimi kobietami w jej rodzinie i pamiętała składane sobie samej w podszeptach umysłu przysięgi o niezłomności. Lata zszywania co rusz rozrywanych uczuć uczyniły ją zupełnie nieczułą, zobojętniły na ciągnące się lawiny krzywd, odgrodziły od człowieczych emocji, pozwoliły pławić się w zbrodniach i triumfującej potędze. Tak jej się zdawało, trwała w nieprzerwanej pewności, że trzyma swój los w samodzielnie zbitej ramie że sama rzeźbi ten kształt i obce są jej porażki, niczym widma, wykwitłe w najgorszych sennych koszmarach. Te wczoraj zechciały jednak odrodzić się w kreacji namacalnej i ostatecznej, niszczącej w sposób, którego nie spodziewała się doświadczyć już nigdy więcej. Przez chwilę śmierć, zamiast jej towarzyszyć, poczęła patrzeć głęboko w oczy i składać wargi w niezrozumiałych groźbach. Rodzina, która istniała jako najsilniejsze spoiwo, największa siła i sens, ulegała nieodwracalnej destrukcji. Lecz to nie za jej sprawą. Każdy kwadrans bezsennej nocy przesyconych nerwowymi przemyśleniami doprowadzał ją do tego samego wniosku. I choć wczoraj przywdziała ciężki płaszcz niepokoju, trudno jej było uwierzyć, że Igor, w obliczu całej tej sprawy mógłby obrać stronę ojca. Mógłby odmówić jej zrozumienia. Mógłby pragnąć pojednania z człowiekiem, który ofiarował im obojgu widmo nieskończonej udręki. Siła i moc, którą otrzymała dzięki latom spędzonym w Bułgarii wiązała się z potworną ceną. A powrót męża z zaświatów definitywnie wstrząsnął dobrze ułożonym w Anglii światem. Musiała uczynić wszystko, by bronić ich przed jego misternym planem, przed apelem zemsty, przed niedostrzegalnymi na pierwszy rzut oka konsekwencjami. On nie poprzestanie, tego była więcej niż pewna.
– Igorze – wydusiła w pierwszej chwili zaskoczona jego niezainteresowaną postawą, jego ignorancją dla emocjonalnie spisywanych prędko matczynych ostrzeżeń. Jakby zderzała się z murem, jakby zupełnie swobodnie odbijał wszystko to, co próbowała mu z takim zapałem przekazać. Jakby zupełnie nie pojmował, przed czym oni obydwoje właśnie stanęli. Próżno było poszukiwać wsparcia w tej postawie, próżno było łudzić się, że zechce z zaangażowaniem podjąć rozmowę w sprawie, która istotnie wiele wnosiła do ich teraźniejszości, choć wolałaby, aby nigdy nie musieli jej odbywać. Przychodziła z troski i w lęku, przychodziło, bo powaga wczorajszego spotkania wymagała działania. – Zamierzasz mnie zatem porzucić – skwitowała gorzko, mętnym spojrzeniem obserwując, jak się ubierał. Zbudzona w synu ojcowska krew zdawała się sprzymierzać przeciwko matce w godzinie podłego kryzysu. Zaczęła pojmować, że być może to nie Yavor okaże się jej największym strapieniem. Czy to możliwe? Gorzko pozostawione w komnacie stwierdzenie powoli rozpływało się w dusznym pomieszczeniu. Ona nigdy nie uczyniłaby tego swemu dziecku, nigdy nie opuściłaby istnienia, które gdzieś pokrętnie zdawało się ożywiać jej własny żywot. Czy był tego świadom? Czy jakkolwiek miał to na względzie? Oszczędne w uczucia lata najpewniej nie tylko ja zdołały znieczulić. Nie tylko ją poranić.
A później własnym katem uczynić jedynego syna, jedyną nadzieję i największą siłę matki. Namacalna stała się krzywda Igora. Wyrzucony oschle zarzut dopełnił uciskiem, spętaniem oddechu, obrazem grozy i bólu, który wkrótce sparaliżował pochwyconą zuchwale kobietę. Oto jej własny syn, jej krew, dziedzictwo jej istnienia występował przeciwko niej. A ona nie próbowała walczyć. Po tym jednym wyciśniętym oddechu nie pozostało już niemal nic. Pustka przedarła się na moment do tych oczu, słabość przejawiła się w dłoniach zupełnie luźno opadających wzdłuż ciała – bez cienia walki. Tylko spokojnie patrzyła, dając mu to, na co zapewne w jego postrzeganiu właśnie zasługiwała. Za zbrodnię na ojcu? Za bycie niedostatecznie dobrą matką? Za kłamstwo? Mogła tylko słuchać, gdy wciąż trzymał ją we wspomnieniu ostatniego wdechu, gdy pozwalał sobie na kontynuację, na wygłoszenie wszelkich win i zamordowanych nadziei. Życie i śmierć. Matka i syn. Zdrada i zaufanie. Niechaj ją trzyma, niechaj dopełni dzieła, niechaj ziści się surowa kara. Gdy jej największa sojuszniczka, śmierć, zaglądała głęboko w dotąd niezagrożone istnienie, świadomość win brutalnie wdzierała się do niedotlenionej myśli. Chciał, by umarła, niech więc to właśnie uczyni.
Kiedy przestał, płuca łapczywie nabrały powietrza, a osłabione ciało opadło na ziemię. Wydał sąd bez prawa do obrony. Poniżona popatrzyła na niego, uniesiona głowa objawiła czerwone ślady na szyi. Kolor powoli wracał na twarz, ale wraz z nim pojawiło się coś jeszcze. Coś, czego nigdy nie widział ani syn ani ojciec. Łzawa wstęga wytrąciła się z jednego i drugiego oka. Namacalne świadectwo. Zniszczenia? Rozczarowania? Bólu? – Nigdy nie byłeś moim wrogiem, synu. Nie ty. Chroniłam cię. I wszystko, co robiłam, było walką o nasze dobro i nasze bezpieczeństwo.
Stawał się swoim ojcem, a właśnie do tego próbowała nie dopuścić. Zadał jej cios niemniej bolesny od tego, co uczynił jej we wstrętnym ruchu mąż. I gdyby nie był jej synem, już wymierzyłaby okrutną karę. I gdyby nie odsłoniła wreszcie ze wstydem podejrzanej osobistej winy, już unosiłaby się w dumnej, upominającej groźbie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
09-07-2025, 19:45
Oglądane w półmroku, lustrzane odbicie, zdradzało wiele uderzających niuansów. Spuchnięta marą niedawnego koszmaru twarz utraciła zwyczajową urokliwość, nienormalnie mętne, szare oczy zaprzedały chyba człowieczeństwo samemu diabłu, a ciało ― młode i sprężyste, choć przez lata krytykowane odojcowskim zarzutem smukłości ― nagle zdawało się żałośnie wiotkie, bezsilne i bezużyteczne.
Ale był to bodaj omam ― zakłamujący rzeczywistość objaw transformacji w mityczną postać, z którą nijak nie mogła go kojarzyć; postać, która w swojej przewrotnej niejednorodności potrafiła nosić cechy to mężczyzny, to kobiety, to olbrzyma, to boga, żonglując maskami dla zadowolenia własnej, przyzwyczajonej i nauczonej wiecznego fermentu, duszy.
Więc przez bladych minut kilka ― gdy świadomość walczyła z żalem i rozczarowaniem ― wyglądał jako ten zbity, poraniony i poszukujący na powrót schronienia, pies; więc przez trwających w nieskończoność sekund kilkadziesiąt stał się objawem słabości ― przywiązanym do skały i skazanym na cierpienie Lokim, trzęsącym całym Midgardem z każdą jadowitą kroplą bólu i rozgoryczenia, rozchodzącą się po kościach ilekroć Sigyn nie zdołała ująć trucizny w ramy płytkiej misy. Na kartach sag wierzono jednak, że ten wyswobodzi się w końcu z krępujących więzów, wracając po swoją zemstę i ostatni akt zdrady; na kartach sag to on był sternikiem odwetu, zesłaniem kary i przekleństwa.
Ją też należało obarczyć tym ciężarem; ją też należało spętać nićmi porażki, tym samym zmuszając do wysłuchiwania zaśmiewających się z jej losu Norn. Przeznaczenie ulepiło ich z takiej gliny, nie mogła więc teraz dogorywać w pretensji o to, że ta przestawała już być nazbyt plastyczna, podatna na nacisk jej długich, wszędobylskich palców; przeznaczenie nazwało go imieniem boskiego Yngvarra, w tej samej chwili czyniąc potomkiem złości, buntu, wojny i rewolucji. Bułgarska krew nie znała litości, jej gorejące litry nadal, niezmiennie, krążyły w ciele; bułgarskie jarzmo podległości uczyniło go posłusznym, nakazując bezrefleksyjnie chylić czoła wypowiadanym przez nią postanowieniom. Jakże naiwną okazała się wiara w dobrą wolę, spójność ich wizji i jednorodność myśli; jakże naiwnym okazał się syn wracający z obcego lądu do ojczyzny, wprost w ramiona pozornie skruszałej śmiercią ojca matki, której decyzja i manipulacja zaprowadziła go tutaj, w granice inności, których nigdy już nie miał dostatecznie pojąć.
Zbyt dziki i temperamentny jak na cywilizowaną Anglię; zbyt udomowiony i bezmyślnie uległy konwenansom jak na niezłomne, cicho walczące z podłym systemem, ziemie pramatki.
― Zwalniam się z pracy, to jest pewne ― wyrzucił na jej jakże bystrą uwagę, leniwie przeciągając skórzany pas przez szlufki czarnych spodni; słowa wydawały się beznamiętne, wyzbyte chłopięcej buty czy obrazy, ale w zaciskanych wymownie wargach dało się wyczytać kilka objawów zmanierowanej hardości. Ta sięgała znacznie dalej, niż podniesiona tu przed chwilą sprawa ojca czy podłego kłamstwa, na którym nonszalancko dała się nakryć; ta sięgała mniej prozaicznych kwestii, względem których wykazywał dotąd cierpliwość, jednak i ta musiała w końcu znaleźć swe ujście. Jeszcze niedawno obiecywała połowę udziałów w firmie, jeszcze niedawno mamiła go wrażeniem, że działa w niej nie tylko na jej sukces, ale i swój własny; na koniec dnia wiązała go z nią bodaj leciwa umowa, nieróżniąca się zapisem od tej, którą przed dwoma laty zawiązała stosunek pracy z Franklinem. Tym, który w charakterze parobka dźwigał trumny, sprzątał kostnice, w obliczu potrzeby kopał nieboszczykom głębokie doły.
― Masz czas do maja, żeby znaleźć kogoś na moje miejsce ― oznajmił jeszcze, niezdarnie zarzuciwszy na ramiona pomiętą koszulę z wczoraj; pachniała stresem i złością, i być może właśnie ten zapach ― wymieszany w powietrzu ze smrodem absurdu wyrzucanych przez kobietę słów ― pobudził rysy twarzy w nowej barwie, tym razem bezradność zamieniając na rozbój, zmęczenie ― na witalność.
Przez moment zdawało się, że on sam nie zna tego wyrazu własnego oblicza ― że on sam, w pewnym niedowierzaniu nad własnym czynem, machinalnie ulega mocom pochodzącym spoza zagubionego ja, jakby cudza tożsamość wkradała się właśnie do serca i przemawiała donośnym poleceniem niesienia jej krzywdy.
Ale do tego nie był przecież zdolny, tego nie potrafił zrobić nawet w afekcie, nawet w nietrzeźwości umysłu i dojmującym lęku, że tak naprawdę jest na tym świecie zupełnie sam; więc puścił, puścił nagle, w gardle czując suchość, na języku ― obrzydzenie samym sobą. I chyba łudził się przez moment, że jej dłoń dosięgnie jego policzka, niosąc tym samym stosowną karę za niedopuszczalne przewinienie; i chyba wolałby, żeby tak było, bo błysk jej pojedynczych łez zabolał go mocniej od prostego ciosu. Coś jednak podpowiadało, że nie zasługiwała na litość, ani przeprosiny; coś jednak podszeptywało, by zostawił ją tam, na podłodze, bez wyciągania dłoni pojednania, bez cichego słowa przepraszam.
― Nie jestem już dzieckiem ― zaległo głucho w eterze, jako ten żałosny manifest, że nie przyjmował jej wytłumaczenia; zawstydzony aktem przemocy krok oddalił się od niej, plecami wymownie odgrodził się od niej i jej postanowień, a szare oczy ― teraz zmrużone i zamglone, dalekie zwyczajowej pewności spojrzenia ― jawnie unikały kontaktu. ― Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia. ― Bo milczenie to jedyne, na co zasłużyłaś.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
09-21-2025, 13:23
Zatem będzie ją dalej skazywał. Niewidzialnym biczem uderzał w stateczną matczyną rzeźbę, nie prosząc nawet o kruszenie jej figury, lecz najpewniej chcąc odciąć od niej swą własną. Zejść ze wspólnej drogi, porwać i tak już postrzępione sznury rodziny. Milcząco przyjmowała decyzje dyktowane impulsami młodzieńczego rozczarowania. Potwierdzał przypuszczenie, stawiał nowe mury, drwił z tego, co razem stworzyli na ziemi jej przodków. Odbierał temu znaczenia, uwagę poświęcając niby prozaicznym czynnościom, które nic wspólnego nie miały z tym, co się tu właśnie toczyło. Miała ochotę nim wzgardzić, szarpnąć, przemówić do krnąbrnego umysłu, zgasić żar synowskiego buntu, wtłoczyć mu do myśli prawdę, której nie starał się nawet pojać. Matki i córki w jej linii nosiły brzemię, nosiły przekleństwo zguby, które trudno było pogrzebać. Irina nie była wcale inna, nie była z tego zwolniona, choć walka o perfekcyjną rzeczywistość wydawała się na pozór wygrana. Nigdy jednak nie nosiła laurów, nigdy nie czuła, że są jej należne. Ale ona w przeciwieństwo do swej rodzicielki i siostry przeżyła o wiele dłużej niż wedle pokrewnych mar przeżyć winna.
Do maja. Odpychała od siebie te perfidne podkreślenia niby problematycznych statusów. Chodziło mu o jej udrękę, o jej bolączkę. Dobrze pojmowała czynioną łaskę. Zaciśnięte w wąską linię usta ani drgnęły, kiedy dalej odgrywał swój spektakl. Ignorując ją i jednocześnie dążąc do kolejnych prób pokąsania zastanej rzeczywistości. Dławiły ją nadciągające myśli, nie chciała ich słuchać. Tak samo, jak nie wyobrażała sobie, by był zdolny prawdziwie i bezpardonowo wyrzucić ją ze swego życia. Tego właśnie pragnął? Pogarda wyrzucona ku matce ciążyła w coraz bardziej zastygłym powietrzu. Demonstracja synowskiego niezadowolenia ewoluowała wraz z kolejnymi osiadłymi na ciele elementami garderoby. Absurdem wciąż wydawały jej się czynności, którym się właśnie oddawał, tak łatwo zadeptując powagę całej sytuacji. Nie czuła żadnej potrzeby reagowania na te komentarze, ani tym bardziej nie zamierzała rozpaczliwie go teraz błagać, by pozostał na posterunku, by nie zarzucał pogrzebowych interesów. Powaga rozmowy wskazywała, że była to teraz ostatnia istotna kwestia – lecz nie dla niego. On zdawał się przesuwać trywialne kwestie do pierwszego szeregu, pogwałcając istotę wszystkiego innego. Nie interesował się jej obawami, nie interesował się tym, z czym do niego przybywała. Pielęgnował jedynie barierę, która nie miała prawa między nimi istnieć, podczas gdy nagle stała się dobitna i tak bezczelna w podrzucanych manifestach. Goryczą wypełnił ją fakt, jakże łatwo oddał się tym emocjom, jakże łatwo wpadł w wir tamtych myśli, jakże łatwo dążył do wykreślenia jej ze swojego życia. Jak śmiał? Jak mógł?
Nie spróbowała powstać, pozostając dokładnie tak, jak ją tam porzucił. Niewidzialnie dla nikogo zaalarmowane ciało igrało samo ze sobą, rwąc się, pędząc, wtórując nawet myślom gotowym wymierzyć dziecku soczystą karę za to, że odważyło się ponieść rękę na tą, która wydawała je na świat. Jej ojciec by się nie zawahał. Jej brat by się nie zawahał. Jej mąż by się nie zawahał. Ona się wciąż nie poruszyła, mierząc się z pulsującym odczuciem na szyi, z obrzydliwie zadręczającym łomotem pod piersią. Jego brak pojęcia odznaczył się jako jej kardynalny błąd – teraz wręcz namacalny, widoczny, odegrany z autentycznością. Nigdy nie spodziewała się tak dobitnie tego odczuć. Dokonał krzywdy, by potem odsunąć się przed śladem swej zbrodni. Żadne z nich nie było gotowe. Niemal namacalnie odczuwała, jak jej dusza rozrywa się na strzępy. Jak zaczyna stopniowo gnić, choć przecież wciąż oddychała.
Zmusiła osłabione prędzej emocją niż fizycznym ciosem ciało do powstania. Podparta o ramy łoża zdołała rozprostować kości. Ruchy naznaczone dziwaczną męką, bolesne, choć bez cienia bólu, sztywne niczym ludzkie resztki, które rytualnie chowała w ziemi. Nawet zdrada Yavora nie wpędziła ciała w tak głęboką niemoc. – Wiem, choć teraz widzę, że zbyt późno to pojęłam – wychrypiała, niespodziewanie nawet dla siebie. On nie miał już więcej słów, ale ona wręcz przeciwnie. – Gdy kobieta staje się matką, staje przed obliczem trudnych decyzji. Możesz myśleć inaczej, lecz ja wybierałam i wybieram ciebie. Ponad wszystko inne, Igorze. Dla ciebie nie jest to oczywiste, dla mnie jest – wyznała, nie pokładając wielkich nadziei na to, że zdoła opanować jego niezgodę, że zdoła przemówić do zagniewanego umysłu. To nie stanie się dziś, to nie stanie się natychmiast. Oczekiwała, że zrozumie jej motywacje, choć nosił wiele wspomnień, które jawnie zdawały się im przeczyć. – Myliłam się, powinieneś dowiedzieć się wcześniej, wybacz mi. – Irina obnażająca przed synem swój błąd. Jawnie. Prosząca o przebaczenie. Z nikim innym nie mogłaby znaleźć się w podobnej konfrontacji, nikt inny nie mógł usłyszeć od niej takiej prośby. To mógł być tylko Igor. Ona nie przepraszała, nie korzyła się nigdy, nie wyznawała swych słabości. Nie istniała w takim wyobrażeniu. A jednak.
Zwróciła ciało do wyjścia, uznając, że najwyższa pora pozostawić go samego. Przecież nie chciał więcej się z nią mierzyć, przecież już z nią skończył. Ukarał matkę za jakże nietrafne decyzje, za to, że próbowała im obydwojgu stworzyć lżejsze życie od tego, które mieli. Naprawić to, że wiele lat temu nie miała w sobie, co ze wściekłością winna przyznać, siły, którą władała teraz. Choć i to przez chwilę skłonna była całkowicie zakwestionować. Starła wilgoć z policzka i ruszyła ku drzwiom.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
10-28-2025, 20:46
Podważyła wszystkie wiążące ich wartości; wszystko, co wpajano mu od maleńkości, skrupulatnie przypominając o sile rodziny, zarazem też sumiennie pielęgnując przekonanie o ważności osobistego dobra. Karkaroffowie tkwili we wzajemnej sympatii tak długo, jak zbudowana z zazdrości o majątek granica nie zaślepiała widoku na tego drugiego; tak było wśród kuzynów i kuzynek, tak mogło być wśród braci i sióstr, ci najbliżsi jednak pozostawali ciasno zespoleni ze sobą jednorodnym zobowiązaniem ― dążeniem do potęgi.
Ona wyswobodziła się z niego, wzgardzając lojalnością, gdy tylko podniosła rękę na własnego męża i jego ojca, karząc za grzeszny czyn, jakiego dopuszczało się wielu mężczyzn. Nigdy nie upatrywał w nim jedynego winnego ― ani tam wtedy, podczas pozorowanego pogrzebu, ani tutaj teraz, gdy jego żywe ciało objawiło się ponownie, nietknięte i zdrowe. Rozumiał impulsywność, rozumiał instynkty, zdawał się rozumieć też miałkość przysięgi, która nie wyrastała z głębi serca; gdy dwojga ludzi łączy tylko niekończący się nigdy konflikt, niechciany syn, wreszcie ― wzbudzana od czasu do czasu namiętność, nietrudno wystrzec się deklaracji. Solidaryzował się z tym, choć sam bynajmniej tego dla siebie nie pragnął; solidaryzował się z tym, bo i jego w głębi lasu nazwano niegdyś zdrajcą ― i tylko Norny wiedziały, jak daleko sięgnąć miały szpony oszustwa, które nadal pozostawało uśpione.
Ona wyswobodziła się z niego, wzgardzając prawdą, gdy tylko zaciągnęła go na angielski ląd, mamiąc półsłówkami nieznającymi rzeczywistości. Nakarmiła go kłamstwem, w zamian kształtując wybitnie posłuszną marionetkę; kukiełkę, która bez wahania podążyła jej tropem, oddając cześć Czarnemu Panu, kłaniając się wpół potencjalnym kontrahentom i co ważniejszym dygnitarzom, wreszcie ― niekiedy też mniej lub bardziej zobowiązująco zabawiając ich córki. Gotowa była go sprzedać jak byle kurwę; gotowa była oddać im wszystkim jego duszę i ciało, jego talenty i słabości ― czasem za bezcen, czasem za domniemaną wartość władzy, o której najpewniej codziennie jeszcze śniła. Na brzmienie własnych postanowień ustawiła więc jego życie zawodowe i już zabierała się za prywatne, w echo tychże wtrącając jeszcze dźwięki wybranej ideologii, przemyśleń, oczekiwań. Swoich własnych już nie miał ― a jeśli jeszcze miał, z wygody wolał ich nie wspominać.
Ona wyswobodziła się z niego, wiodąc swój mały biznesowy sukces ścieżką arogancji i chciwości, gdzie oddany, zaangażowany i pracowity syn miał tylko biernie walczyć o jej dostatek, samemu nie dostając niczego w zamian. Był zdolny i charyzmatyczny, dobrze o tym wiedziała; za jego młodymi plecami majaczyło wyjątkowo obiecujące zaplecze do stworzenia czegoś własnego ― miejsca, w którym wartość jego poczynań wpływałaby jednocześnie na otrzymywane w zamian zyski. Tak po prawdzie, tylko one były mu w stanie wynagradzać odpowiedzialność i czas, który oddał zakładowi pogrzebowemu; tak po prawdzie, z niechęcią rozwierał codziennie powieki o każdym świcie ― bo wiedział, że o lepsze jutro walczy za nią, nie dla siebie i nie w zjednoczeniu z nią. O tym miała się przekonać najpewniej już wkrótce.
Ręka drżała niepewnie, być może od uścisku, być może zaś z emocji lub w objawie niestrawionej jeszcze whisky; oczy zmarszczyły się w poczuciu winy, serce jednak nadal tętniło jak oszalałe ― zgoła zawstydzone sobą, bardziej jednak żądne sprawiedliwości, na którą wydawało się, że zasługiwał. Nie przysiadł nigdzie, kątem oka obserwując tylko, jak biernie wstaje i zbiera dech, by przemówić; nie poczynił gwałtowniejszych ruchów poza znalezieniem różdżki i ściśnięciem jej między palcami, bacznie wysłuchując konstatacji, którymi zażyczyła się z nim podzielić.
― Nie, nieprawda ― rozgoryczony wytknął jej kolejne kłamstwo, a szczęka zacisnęła się na chwilę w stanowczości, jakby obawiała się głośno wydać z siebie ślady pretensji. ― Pozwalałaś mu mnie bić. Pozwalałaś mu mnie upokarzać ― Jemu, ojcu, mógłby dodać, ale to nie wymagało korekty ― doskonale wiedziała, o czym mówił. Przez lata odwracała wzrok od tego, co niewygodne, akceptując tamtych takimi, jakimi byli ― a on nigdy nie był na pierwszym miejscu. To stanowisko zajmował przecież zawsze czubek jej własnego nosa. ― Obydwoje chcieliście mnie sprzedać ― on w Bułgarii, ty tutaj ― kontynuował, kciukiem gładząc zimne drewno własnej różdżki. Przez tak wiele lat go zawodziła, przez tak wiele lat nie odnalazła się w roli matki ― jakim prawem przypisywała sobie teraz zasługi tych, które zwykły wspierać swoje dzieci?
Zbliżył się do niej, gdy wyrzucała na wierzch swoje winy i tak po prostu przepraszała. Przepraszała, jakby potrafiła to robić, jakby naprawdę żałowała; spojrzał na nią z góry i stwierdził po chwili milczenia:
― Nie potrafię ci wierzyć ― machnięciem różdżki zatrzasnął jej stanowczo drzwi przed nosem. Nie mogła uciec, nie tym razem. ― Nigdy mnie nie kochałaś, wszyscy tak mówili ― tu głos dziwnie mu się załamał, jakoś nienaturalnie, a oczy ― pierwszy raz od wielu lat ― zaszkliły znowu, nie wypuszczając jednak ze swoich ram ani jednej łzy. ― Babcia wyznała mi kiedyś, że chciałaś się mnie pozbyć. Że chciałaś usunąć tę ciążę jak każdą poprzednią ― snuł dalej, w końcu unosząc wyżej różdżkę, by ― trochę wbrew własnej woli, a trochę dla pewności, której wewnętrznie ciągle, nawet jako dorosły, potrzebował ― wyszeptać:
― Imperio ― Bo chcę wreszcie prawdy i dasz mi ją za wszelką cenę. ― Powiedz, jak jest naprawdę.
1x k100 (imperio):
92
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
11-12-2025, 20:44
– Źle mnie oceniasz, Igorze – odezwała się z niemożliwym, wręcz nienormalnym spokojem.
Zupełnie jak stateczna rzeźba, jedna z wielu marmurowych, martwych figur zajmujących miejsce w jej pracowni. Martwa i sprzymierzona ze śmiercią, lecz wciąż dostatecznie żywa, by zmierzyć się z synowskim gniewem, z goryczą wyrzucającą raz za razem tę ponurą kalkulację wszystkich jej występków, wszystkich błędów, które splecione w jedno starały się ukształtować szkielet jej przyszłego nagrobku. Zazwyczaj to dzieci składały do grobu swych rodziców. To żony płakały nad trumną mężów skryte ze swymi odczuciami za półprzezroczystym woalem. W ich rodzinie, choć porządek wydawał się jakże prawidłowy, nic nie trwało w odwiecznej zgodności. Nic nie było łatwe do pojęcia i proste do rozszyfrowania. Zdawała sobie sprawę z tego, że we wzburzeniu wszystkie interpretacje płonęły pożogą i każda z nich przez te chwilę pozostanie całkowicie przeciwna obrazowi matki. Zdawała sobie sprawę, że dopuściła się przewinień, które dziś, wypływając z ust syna i trując ją raz za razem, urastały do najpodlejszej rangi. Przybycie Yavora otworzyło dawno zatrzaśnięte bramy, zbyt łatwo wydłubując z odmętów przeszłości każdą krzywdę. Małego Igora i dużego Igora. Dziecięca pamięć nie umierała, choć zdawało się, że kolejna lata przykrywały ją kolejnymi warstwami, czyniąc stare rany już nieważnymi, już dawno zagojonymi, już niemożliwymi do ponownego rozdrapania. A jednak krew tu i teraz sączyła się z duszy jej syna, zakraplając jej twarz, jej dudniącą pierś i całe grzęzawisko myśli, które z wolna zaczynały zatapiać figurę nienaruszalnej matki. Przyjmowała to wszystko, oglądała demonstrację gniewu, burzę rozczarowań, uderzenia krzywdy i wszelkie plugastwa, jakie miała tego dnia jeszcze usłyszeć. Przyjmowała w zdumieniu, bowiem nigdy nie podejrzewałaby, że właśnie tak oceniał jej czyny, że właśnie tak interpretował jej wieloletnie działania. Wybrał wszak perspektywę tak różną od rzeczywistej intencji, tak niebywale chorą i nieprawdziwą. Czy to ona w nim to wyhodowała? Czy to za jej sprawą zagnieździło się w nim tak skrajne rozgoryczenie? Czy to ona karmiła go tym gniewem, tym złem? Czy to – wreszcie – ona sama wyrysowała w oczach syna obraz takiej matki?
Nie interesował jej trzask drzwi, rozmowa była kontynuowana, historia tu i teraz nie mogła zostać przerwana, choćby miał ją zaraz zamordować. Najpierw musiał poznać prawdę. A dopiero potem winien przeprowadzić nad nią sąd.
Ale zdecydował inaczej. Nie poczekał na jej słowa. Postanowił jej je samodzielnie wyrwać przy pomocy ciemnych mocy.
– Nie musisz tego robić, by dostać prawdę. Protego! – zagrzmiała, gdy zdecydował się zbudzić do życia jedno z najpodlejszych zaklęć. Klątwę, której sama go nauczyła. Teraz jej groźba z całą mocą frunęła prosto w nią. By ją poniżyć, by wydobyć z niej wszystko, co tylko sobie życzył. Imperio wzniesione przeciwko matce. Symbol wzgardy, ostateczny manifest braku szacunku, cios, którego wkrótce będzie żałował. Jak śmiał. Akceptowała gniew i lawinę wyrzutów, ale nie zamierzała przyzwalać, by kierował mrok przeciwko niej. Mrok, który spłynął na niego wraz z dziedzictwem krwi. Nigdy nie powinien wymuszać tego, co mogła mu przecież dać i bez obietnicy czarnej magii. Gotowa była na tę prawdę. Gotowa była zmierzyć się ze wszystkimi koszmarami, które w nim stworzyła. Powstrzymała udrękę ciemnych mocy, wyczarowując tarczę.
– Gdybym cię nie kochała, zginąłbyś jeszcze przed narodzinami – oznajmiła tym razem mocnym głosem, wyginając ku niemu twarz, lokując wejrzenie dokładnie przed jego moknącymi powiekami. – Gdybym cię nie kochała, nie byłbyś dziś tak silny, jak jesteś – kontynuowała, poza linią jego wzrok, zaciskając dłonie w pięści. Emocje zaczynały coraz śmielej zakradać się między słowa, głos zaczynał ujawniać melodię daleki od zwyczajowo zimnej, podłej tonacji. Ona też cierpiała. – Gdybym cię nie kochała, oni zniszczyliby cię, zanim byś dorósł, Igorze. Tak jak niszczyli i mnie. Każdego dnia i każdej nocy. Przez całe lata. Dając siłę i odbierając resztki człowieczeństwa, zmuszając do walki, ciężkiej pracy i wyrzeczenia się wszystkiego, co wnosi słabość. A ty byłeś i jesteś moją słabością. Nie masz pojęcia, co mówisz. Dziwię się, że uwierzyłeś w słowa jego matki. Od samego początku mnie nienawidziła. Czy wiedziałeś, że kobiety w mojej rodzinie umierały, nim zdołały wypuścić dziecko na świat? Straciłam tak babkę, straciłam matkę, straciłam ciotkę, straciłam siostrę, która odeszła kilka dni po narodzinach. Żyłam w cieniu ich grobów, każdego dnia czytałam inskrypcje na pomnikach jak własne przekleństwo. To mnie wychowało, Igorze. Śmiertelne przerażenie, że to samo czeka nie mnie, ale dziecko, które sprawdzę na świat. Czy o tym wiedziałeś, Igorze? – Nie, nie wiedział. Nie wiedział, bo nigdy mu o tym nie powiedziała. Bo nie wiedział o tym nikt z żyjących. Ani Yavor ani ktokolwiek inny. I jej zeszkliły się oczy i ona upatrywała torturę w wydobywaniu z głębokiego dna tego sekretu. Tego, który palił jeszcze bardziej niż to, co zrobiła swemu mężowi. – Przełamałam ten strach. Dałam nam szansę. Tobie i mi. A ty… – urwała, by sięgnąć dłonią do jego policzka, nawet gdyby miał jej za to teraz odciąć rękę. – Ty wbrew wszelkim wróżbom przeżyłeś. Ja nie umarłam. Zostawałam z tobą za każdym razem, gdy oni wychodzili, by jednać sobie świat. Stałeś się moją dumą i moją nadzieją, moim światem. Światem, którym po tym wszystkim… nie byłam w stanie zaopiekować się należycie – zakończyłam z pełną powagą. Odpowiadała na obrzydliwy zarzut, którego prawda pozostała znacznie bardziej skomplikowana od tego, czym nakarmiła go jej wstrętna teściowa. Chciała, by wiedział. By zrozumiał, że stał się darem od losu, podczas gdy ona spodziewała się wyłącznie przekleństwa. I gdy wreszcie nadszedł, okazało się, że była już zbyt zniszczona. Ogołocona z tego wszystkiego, czego mogło poszukiwać dziecko w matce. Że nie umiała być matką, na którą zasługiwał, choć starała się modelować rzeczywistość tak, by podglądana w zwierciadle figura pozostawała nieskazitelna, by nikt nie zarzucił jej braku kontroli. Igor jednak zarzucił jej znacznie więcej. I w wielu aspektach miał rację, ale kochała go. Kochała go, choć była to miłość przybierająca formułę daleką od tej najbardziej oczywistej. Irina była skażona. Jej miłość była skażona.
A teraz stała przed synem żyjąca i zarazem zupełnie martwa.
1x k100 (protego):
94
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:24 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.