• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Domostwa > Barka na rzece Taff > Kadłub
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-04-2025, 21:28

Kadłub
Drewniana konstrukcja z biegiem czasu nabrała patyny i ciemnych odcieni. Na pokładzie widać różnorodne przedmioty związane z żeglugą – sieci, liny, skrzynie. Na pokładzie leży również kilka starych wędek. Na środku znajduje się malutka, ale funkcjonalna kabina. Na pierwszy rzut oka widać, że barka spędziła wiele lat na wodzie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-04-2025, 21:32
3 marca '62

Kilka kropel deszczu uderzyło o jej policzek, gdy szybkim krokiem przemierzała doki. Cardiff było uroczym miasteczkiem, naprawdę kochała Walię, ale Merlin jej świadkiem, że jak malowano ten świat to o tym jednym miejscu zapomniano. I nie chodziło wcale o to, że cuchnęło tu rybami – to naprawdę była w stanie zrozumieć. W końcu fach jak każdy inny, ale czy każdy port musiał być ociekający wilgocią i melancholią? Jakby samo powietrze lepiło się od wspomnień ludzi, którzy wypłynęli stąd w siną dal i nigdy nie wrócili. Skrzypiące pomosty, zardzewiałe łańcuchy i krzywe latarnie tworzyły krajobraz tak odległy od zielonej Walii, że aż ciężko było uwierzyć, że to wciąż ten sam kraj. Co jakiś czas przemykał obok niej ktoś w pośpiechu, z twarzą schowaną w kapturze, z oczyma wbitymi w ziemię, jakby to miejsce uczyło, że lepiej nie patrzeć za długo przed siebie.
W dłoniach zacisnęła mocniej kartkę z adresem. Dziwny jakiś. Czy naprawdę ktoś mógł mieszkać na barce? Nie ktoś - powinna w końcu przestać tak o nim myśleć. Chodziło przecież o jej brata. Samo to słowo wywołało u niej zimny dreszcz. Nadal była wściekła na rodziców, że nie powiedzieli jej ani słowa. A jednocześnie… przerażała ją świadomość, że ON dorastał samotnie. Że był sam.
Zadrżała lekko, choć nie była pewna, czy to z chłodu, czy z emocji. W głowie kłębiły się pytania, na które nikt nie raczył jej wcześniej odpowiedzieć. Jak wyglądał? Czy się zmienił? Czy był do niej podobny? Czy w ogóle chciał ją poznać? Przez lata żyła, nie mając pojęcia o jego istnieniu, a teraz każdy krok w stronę tej dziwnej barki wydawał się czymś pomiędzy zdradą a odkryciem prawdy, na którą nie była gotowa.
Poczuła jak żołądek jej się ściska choć nie z nerwów, a z lęku, gdy kolejny zapijaczony żeglarz minął ją zbyt luźnym krokiem. „Nie skrzyw się” – powtarzała sobie w myślach nie chcąc ściągnąć na siebie jeszcze większej uwagi. Ta zwykle przecież znajdowała ją sama. Szkoda, że nie brat.
Dźwięk grubych obcasów odbił się od lichych desek barki, gdy postawiła tam swoje pierwsze kroki. Ta ku jej zdziwieniu stała stabilnie, ale i tak na wszelki wypadek rzuciła okiem na głębokość wody. Nie żeby miała z tym jakiś problem, ale wolałaby nie złamać sobie karku. To dopiero byłaby kara. – Halo – powiedziała piskliwym głosem całkowicie niepodobnym do niej. – Gdzie tu się puka – irytacja wkradła się do jej głosu choć tą przejawiała tylko z braku kontroli. Uniosła dłoń i zastukała w burtę, a po chwili dostrzegła drzwi. – Blondynka – mruknęła i ponownie zapukała. – Dzień dobry, cześć… nie chciałabym rozmawiać z drzwiami więc jeśli tam jesteś… - oby był.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-05-2025, 22:38
Zapowiadał się cichy i spokojny dzień; właściwie taki, jak większość w ciągu ostatniego półrocza, kiedy to skupiony na pracy nie miałem nader wiele czasu na krzątanie się po uliczkach Cardiff. Ledwie kilka krótkich wyjść i przechylonych piw w pobliskim barze – tylko tym mogłem się pochwalić. Nie brakowało mi towarzystwa, tak naprawdę odkąd wszedłem w posiadanie barki unikałem go celowo, upewniając się, iż wcześniej nie otaczałem się ludźmi z wyboru, a przymusu. Paskudna kamienica była domem wielu, choć dom to słowo na wyrost, jeśli spojrzeć przez pryzmat zimnych murów, starych materacy oraz szczurów, które - choć nieproszone - były ciągłymi gośćmi zapleśniałych piwnic. Czy tęskniłem? Pytanie można uznać za retoryczne, ale czy na pewno wszystko co wydaje się pewne jest… prawdziwe?
Spojrzałem przez okno kabiny i skrzywiłem się, widząc jak krople deszczu leniwie rozbijają się o pokład. Marzec, choć zazwyczaj chłodny, tym razem był wyjątkowo surowy; zimny, pochmurny i zniechęcający. Codzienność przy takiej aurze stawała się tylko bardziej uciążliwa, dlatego niezmiennie raczyłem się herbatą z wybitnie mocnym, a zarazem mało imponującym w smaku samogonem. Musiałem się jakoś rozgrzać; piec, choć przyjemnie grzał, nie trzymał ciepła przez cały dzień. Co kilka godzin dorzucałem do niego drewna, resztek węgla albo fragmentów starej skrzynki po rybach, którą znalazłem przy kei. Liczyłem, że nie należała do jednego z tutejszych rybaków, bo z pewnością nawet za taki rupieć przyszedłby z odwetem.
Nagle mych uszu doszedł nietypowy stukot. Jakby kroków? Tylko czyich? Nie spodziewałem się gości; w kabinie panował nieład, ja sam wyglądałem jakbym nie zaznał snu kilka dni, a do tego na blacie niewielkiego stolika leżały resztki wybebeszonych ryb, których może z lenistwa zapomniałem wyrzucić. Nie przeszkadzał mi ten smród, tak naprawdę już dawno do niego przywyknąłem.
No w dupie. No w dupie się puka – pomyślałem jedynie, bo przecież nie powiedziałem na głos. W życiu bym tak komuś nie dogadał. Przełknąłem nieco głośniej ślinę czując jak wzbiera się we mnie niepokój, uczucie, którego nie byłem w stanie się pozbyć, gdy na horyzoncie pojawiała się obca osoba. Nie znałem tego głosu, naprawdę nie miałem pojęcia do kogo należał, poza tym, że do kobiety. A co jeśli… co jeśli nasłał ją jakiś rybak, bo zorientował się, że gwizdnąłem tę skrzynkę? I po co ci to było Freddy, po co? Wystarczyło więcej tego bimbru wypić, zamiast wieśniakowi rupiecie zabierać.
-Eee- wydusiłem z siebie. -Chyba jestem, to znaczy tak, no, jestem- mruknąłem podchodząc do drzwi, jakie po chwili zawahania otworzyłem na oścież.
Potrzebowałem chwili, aby zrozumieć kto stał przede mną – chwili, która zdawała się trwać wieczność. Uniosłem wysoko brwi, po czym nerwowo odwróciłem wzrok i zacisnąłem wargi w wąską linię. Kompletnie mnie zaskoczyła i zupełnie nie wiedziałem, jak mam się zachować. Pozwolić jej wejść, a samemu dać nogi za pas? -Nie- zacząłem, chyba odpowiadając głośno na własną myśl. Okropnie zaschło mi w gardle, więc odkaszlnąłem zasłaniając dłonią usta. -W czym mogę pomóc?- poprawiłem się, ale znów minęło kilka długich sekund.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-08-2025, 11:47
W ogóle tego nie przemyślała. Wzięła do ręki niepewny adres, który dostała od równie niepewnej klientki apteki, spakowała torbę, kilka eliksirów, kilka maści, różdżkę i ruszyła na spotkanie z bratem. Nie zastanawiała się nad tym co się wydarzy, kiedy w końcu stanie z nim twarzą w twarz. Mogłaby to zgonić na los, w końcu dobrze jakby to wszystko toczyło się swoim własnym rytmem. I tak gdzieś tam w przestrzeni to wszystko już się wydarzyło, to wszystko było z góry zaplanowane. Kiedy jednak drzwi od kajuty się otworzyły, a przed nią pojawiła się dobrze znana ze szkolnych korytarzy twarz, to zrozumiała, że nie wie co teraz ma ze sobą zrobić. Czy ją poznał? Czy ma w ogóle pojęcie z kim rozmawia? Wzniosła się na wyżyny powagi i umiejętności społecznych by po prostu nie uciec. – Chyba? – powtórzyła za nim przy tym unosząc nieco brew w pytającym geście. Miał gorączkę? – Nie? – powtórzyła ponownie. Cóż za elokwentna rozmowa dziś się jej wylosowała.
Głęboki oddech pozwolił jej na utrzymanie wciąż spojrzenia. Dziwne, że wcześniej tego nie dostrzegła. Był podobny do ojca. Te same ostre rysy, ten sam nos i pieprzyk na policzku. Może delikatność oczu, która z pewnością należała do ich matki troszkę ją zmyliła, a może jako uczennica nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że została tak bardzo oszukana przez ludzi, którzy przecież mieli gwarantować jej prawdę i bezpieczeństwo. – Freddy, prawda? – zapytała jeszcze dla upewnienia tak jakby olśnienie, którego właśnie doznała nie miało żadnej wartości. Upewnij się, Lora. Głupio wyjdzie jak to rybak, degenerat czy ćpun, a ty uwierzyłaś cholernej staruszce z cholernej apteki.
Wtem dotarł do niej smród rozkładającej się ryby. Skrzywiła się i cofnęła o krok w obawie, że przesiąknie tym zapachem. – Chyba świeżej ryby to u ciebie nie uświadczy, co? – nuta rezerwy wkradła się do jej słów, może nawet ostrzeżenia. Nie mógł wiedzieć, że właśnie taka była. Szczera. To co w głowie to na języku. – Nieważne. Na szczęście nie przychodzę po rybę. Wiesz dwa miesiące temu dowiedziałam się fascynującej rzeczy o sobie i… no cóż… o tobie. Może być ci trudno w to uwierzyć, bo ja nie wierzę – tu jej wzrok po raz kolejny powędrował ku wnętrzu kajuty, a ona zrobiła kolejny krok w tył. – Podejdź bliżej, nie będę krzyczeć. Bo wiesz… jestem twoją siostrą. Niespodzianka. – dodała i przez ułamek sekundy na jej twarzy pojawił się uśmiech, choć szczerze? Naprawdę chciało jej się wymiotować. Przez sytuację? Przez smród ryby? Przez ciężkość powietrza? Przez jego obecność? Jeden Merlin wie. Chciała mieć to już za sobą. Oczywiście nie podejrzewała, że od razu wpadną sobie w ramiona, ale jego mina nie zdradzała niczego, a może mówiła właśnie wszystko tylko ona nie chciała tego usłyszeć?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-08-2025, 15:06
Nie uciekałem od swojej przeszłości – tak naprawdę nigdy nawet tego nie chciałem, jednak pozbawiono mnie możliwości decyzji. Pierwsze wspomnienie to bidul i opiekunowie; osoby, którym daleko było do rodziny i więzów, jakie powinien mieć każdy młody człowiek. Każde kolejne zamykało się w czterech ścianach małego pokoju, gdzie czysty i pozbawiony dziur materac był luksusem. Przyzwyczaiłem się, nie tęskniłem i unikałem poszukiwania odpowiedzi, bo tak naprawdę nawet nie wiedziałem, jaki pytanie powinienem zadać. Dlaczego? Kto? Czy był dobry powód? Nic by to nie zmieniło, a już na pewno nie na lepsze.
Z czasem pewne sprawy zaczynały się wyjaśniać, lecz i tutaj zabrano mi możliwość wyboru. Wcale nie chciałem poznać swoich korzeni – nie, gdy względnie poukładałem sobie codzienność; odnalazłem cel, choć może tylko tak sobie wmawiałem, oraz własny kąt. Twarz dziewczyny była mi znajoma, doskonale pamiętałem ją ze szkolnych czasów, kiedy to ukradkiem szukałem między nami podobieństw. Nigdy jednak nie mieliśmy okazji porozmawiać i tym samym obnażyć prawdy, choć szczerze wątpiłem, by takową znała. To ona była tą popularną, zaś ja pozostawałem w cieniu kilkorga kolegów – cichy, wycofany, bezimienny.
Być może dlatego zaskoczyła mnie jej wizyta. Fakt, że w ogóle mnie odnalazła. Do tego po latach.
Pokiwałem wolno głową upewniając ją, że nie pomyliła osób, po czym cofnąłem się o krok, może nawet dwa. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa; czego ode mnie oczekiwała? Może to był tylko zbieg okoliczności? Może chciała wyłącznie kupić świeżą rybę? W końcu… to o niej wspomniała zaraz po tym, jak dostrzegłem na jej twarzy lekki grymas. -Ja.. to- mruknąłem pod nosem nie wiedząc jak zareagować. Uniosłem dłoń, wskazałem na stół i znów ją opuściłem, jakby w rezygnacji. -Miałem to, no- oblizałem nerwowo wargę -wyrzucić, tak, zaraz. Obróciwszy się na pięcie ruszyłem do drewnianej deski i przedramieniem zgarnąłem wnętrzności starych ryb do brudnego wiadra. Odstawiłem go z powrotem na posadzkę, po czym wytarłem rękę w kawałek starego materiału. -Dziś już świeżej nie ma- skwitowałem. Nie patrzałem na nią, miałem nadzieję, że była senną marą, a ja zaraz się obudzę. Ale ten koszmar trwał i co gorsza – zdawał się dopiero rozkręcać.
Poczułem dreszcz na karku, gdy mych uszu doszło słowo „usłyszałam”. Czyżbym spodziewał się co zaraz padnie? Przyszła się chełpić? Rozliczyć? Nie wchodziłem jej jednak w słowo, zamiast tego chwyciłem kubek herbaty i upiłem sporej ilości starając się wygnać powracające demony. Nie udało się – jej bezpośredniość skutecznie zdemolowała wszelkie blokady.
-Wiem- ciche, graniczące z niemym, stwierdzenie wyrwało mi się z ust. Zbliżyłem się do niej, ale nie uniosłem wzroku, minąłem i nie obróciłem przez ramię – zatrzymałem się dopiero przy rufie.
-W czym mogę pomóc?- powtórzyłem pytanie, choć mój głos daleki był od pewnego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-10-2025, 12:53
Nie mogła mieć wobec niego żadnych oczekiwań. Przez dwadzieścia lat żyli osobno, w dwóch odrębnych światach, więc w teorii kolejne lata mogliby przeżyć dokładnie tak samo, bez swojej obecności, bez wspólnych wspomnień. A jednak wiedziała, że plułaby sobie w twarz, gdyby udawała, że te wszystkie fakty, które w ostatnich miesiącach wypłynęły na powierzchnię, nic dla niej nie znaczą. Łączyła ich krew, a może coś jeszcze - coś, co wciąż pozostawało niewypowiedziane, nieodkryte. Może właśnie ta nieokreślona więź, to pragnienie sprawdzenia, co mogłoby ich łączyć, pchnęło ją do zrobienia tego pierwszego kroku.
Nie potrafiła pojąć decyzji swoich rodziców. Jak to możliwe, że jedno dziecko stało się przeszkodą dla ich szczęścia, a drugie, które pojawiło się zaledwie rok później, już nie? Dlaczego to ona została w domu, otoczona uwagą, troską i miłością, podczas gdy on trafił do sierocińca - bez rodziców, bez bliskich, bez nikogo, kto mógłby powiedzieć mu dobranoc?
Zwykle niewiele rzeczy ją poruszało. Potrafiła żyć w świecie swoich emocji, swoich doświadczeń, zapatrzona w czubek własnego nosa. Ale tym razem czuła coś innego. Współczuła mu. I nie była to litość, jaką okazuje się obcemu człowiekowi po tragedii. To było współczucie, które dziwnie mieszało się z uczuciem do samej siebie. Nie miała zamiaru jednak mu o tym mówić. Ostatnie czego potrzebował człowiek w takiej sytuacji to współczucia. Dlatego skupiła się bardziej na tym co ich otaczało. Na lichej barce, na śmierdzącej rybie, na jego słowach, w których wciąż próbowała szukać logiki. Skąd miała wiedzieć, że niepotrzebnie? Przecież się nie znali.
Westchnęła cicho, jakby chciała wypuścić z siebie całą niepewność. - Rzadko miewasz gości? -zapytała szczerze, z nadzieją, że odpowiedź będzie twierdząca. Coś w niej podpowiadało, że w jego życiu przydałaby się właśnie taka iskra jak ona, ktoś, kto wprowadzi odrobinę zamieszania, pomoże mu wyrwać się z monotonii i znaleźć swoje miejsce w tym świecie. Nie wierzyła, że jest naprawdę zadowolony z tego, co ma. Że jego marzeniem było zbieranie ze stołu resztek śmierdzącej ryby, której zapach wgryzał się w ubrania i dłonie. - Dzisiaj… – zaczęła, po czym boleśnie ugryzła się w język. Pytanie o to, czy ryba kiedykolwiek jest świeża, aż cisnęło się jej na usta, ale zrozumiała, że złośliwość w tym momencie nie przyniesie jej żadnej korzyści. Freddy wyglądał teraz tak, jakby z chęcią wręczył jej akt własności barki i zniknął bez słowa, jeśli tylko miałoby to oznaczać koniec tej rozmowy z upartą blondynką.
Zawsze, gdy musiała powiedzieć coś trudnego, szczególnie dla niej samej starała się robić to bez emocji. Krótko, konkretnie, rzeczowo. Taki chłodny ton pomagał jej przebrnąć przez to, co wymagało odwagi, a zarazem dystansu. Na co dzień rzadko pozwalała sobie na okazywanie uczuć przy innych. Wszyscy mieli widzieć w niej tylko to, co sama chciała im pokazać - perfekcję. Tym razem jednak jego reakcja wytrąciła ją z tego wyuczonego rytmu. Wiedział? Od jak dawna? Wiedział, że są rodzeństwem… i nic z tym nie zrobił? Otworzyła usta, ale natychmiast je zamknęła, jakby każde możliwe słowo ugrzęzło w gardle. Co miała na to odpowiedzieć? To nie tak miało wyglądać. Spodziewała się szoku, krzyku, może łez albo gniewu. Jakiejkolwiek emocji, która potwierdziłaby, że to, co powiedziała, ma wagę. A on? Wypowiedział to jak zwykłe stwierdzenie faktu. Jakby oznajmił jej, że dziś pada deszcz. Jakby to nic nie znaczyło. – Wiesz? Jak to wiesz? Skąd wiesz? – wyrzucała pytania z prędkością światła. Nie wiedziała czy to złość czy może jednak zdziwienie. – Od jak dawna wiesz, że jesteśmy rodzeństwem, Freddy? – zapytała po chwili unoszącej się w przestrzeni ciszy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
08-22-2025, 22:55
To nie była jej wina… nie była jej wina. Naprawdę nie była i nigdy nie zamierzałem jej nią obarczać. Cóż mogła począć? Jak mogła przypuszczać, że wśród dziesiątek uczniów Hogwartu znajdzie się jej brat? Wyparta część rodziny, wymazana i pozbawiona możliwości zaistnienia w genealogicznym drzewie okraszonym uśmiechniętymi twarzami nad każdą z gałęzi? Wątpiłem, aby gotów byli na prawdę – nie ona, lecz rodzice, którzy najpewniej stworzyli bezpieczne gniazdko otoczone wysokimi murami pilnie strzeżącymi ich przed przeszłością. Plamą na honorze, ujmą zaglądającą w oczy jedynie w snach; w miejscu, gdzie nie mieli prawa wyboru, gdzie nie mogli powiedzieć stop, gdzie nie mogli niczego powstrzymać. Towarzyszył jednak wyłącznie im nie pozostawiając rysy na wizerunku, skazy na podejmowanych decyzjach, na pięknym domostwie i córce – dziewczynie, której, podobnie jak mnie, odebrano możliwość wyboru. Byliśmy ledwie marionetkami w ich grze, pionkami na szachownicy, które przesuwali z niebywałą dbałością o szczegóły, logiką, jakiej pozazdrościć mogli najlepsi w tej sztuce. Powiedzieli szach, ale nie zdążyli dodać – mat.
To nie była jej wina… nie była jej wina. Naprawdę nie była, ale nie potrafiłem na nią patrzeć jak na każdą inną osobę. Była niczym zwierciadło, niczym lustro odbijające wspomnienia, do których nie chciałem wracać. Może właśnie z tego powodu nie zdecydowałem się na pierwszy krok? Na krótkie cześć, na trywialne co u ciebie? Na dłuższe spojrzenie, na przypadkowe zderzenie ramionami? Bariera czy charakter? Dostrzegałem jej piękno, słuchałem o nim. Wielu, podobnie jak ja, oglądało się za nią, lecz nie w tym samym celu – nie z tą samą intencją. Wielu próbowało, ale nie ja. Nawet nie przeszło mi to przez myśl. Strach. Demony. Ich nie wpuszczamy do umysłu Freddy, nie robimy tego – za wszelką cenę.
-Tak- mruknąłem. Do siebie. Nie chciałem, aby świat mógł to usłyszeć, aby moja samotność niosła się echem po Cardiff, po całej Walii i Anglii. Nie miało to sensu - nikogo to nie obchodziło; krzyk, nawet ten najgłośniejszy, był zwykle niesłyszalny. -Ale mi to nie przeszkadza- dodałem jeszcze ciszej przenosząc wzrok na morską toń. Na moją ostoję – przestrzeń, która rozumiała mnie najbardziej i co najważniejsze nie zadawała pytań. Nie wymuszała dialogu, nie drążyła… po prostu była. -Dzisiaj co?- zacisnąłem wargi, po czym kucnąłem, przeciągnąłem dłońmi wzdłuż ud i finalnie usiadłem. Kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić, jak zniknąć. Tak – rozmyć się w powietrzu i obudzić się z pewnością, że był to jedynie sen; mara, o jakiej wnet zapomnę. Może po skręcie, może po czymś mocniejszym; nieistotne.
-Od dawna- odparłem szczerze. Przestrzeń na kłamstwa zniknęła wraz z jej wejściem na barkę. Rzuciła nieświadomie, niemo – mat. Ochronny płaszcz opadł obnażając dręczące koszmary, pozwalając wydostać się wszystkim demonom na zewnątrz, jakby to ona miała nad nimi kontrolę. Jakby to ona nimi była. -Powody, dla których nie wiedziałaś ty są istotniejsze, niż fakt od kiedy wiem- wzruszyłem lekko, wręcz niezauważalnie ramionami. -Dlaczego tu przyszłaś?- dodałem właściwie od razu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-23-2025, 21:03
Może faktycznie była rozpieszczona. Może rodzice dawali jej wszystko, czego tylko zapragnęła, bo dręczyły ich wyrzuty sumienia związane z pierworodnym. Może próbowali zapełnić pustkę, którą sami stworzyli. Może każdego dnia żałowali swojej decyzji i w skrytości serca marzyli, by móc cofnąć czas. Może. Nigdy się tego nie dowie. Nie miała możliwości zajrzeć do ich wspomnień, zrozumieć, co naprawdę czuli, gdy oddawali własne dziecko. Ona sama nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nie wiedziała, jak to jest nosić pod sercem nowe życie przez dziewięć miesięcy, czuć jego ruchy, jego obecność, a potem po prostu je zostawić. Zrezygnować. Porzucić. Na chwilę obecną była pewna jednego: nigdy nie podjęłaby takiej decyzji. Nigdy nie pozwoliłaby, by jej dziecko dorastało z poczuciem, że jest nikim. Że jest niczyje. A jednak, czy miała w ogóle prawo osądzać? Jak mogła zastanawiać się nad wyborem, którego sama nigdy nie musiała dokonać? Prawda pozostawała brutalna i niezmienna: on nie miał nikogo. Tego nie dało się wymazać. To musiało w nim zostać - samotność, pytania, niekończące się „dlaczego”. Dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało?
Ona także chciałaby znać odpowiedź. Chciałaby móc mu ją dać, choćby półsłówkiem złagodzić ciężar tych pytań. Ale nie mogła. Bo nawet jeśli dziś wydawało się, że prawda jest w zasięgu ręki, to wciąż była przesłonięta - warstwa po warstwie - przez lata milczenia i kłamstw.
Gdyby tylko wiedziała wcześniej. Wszystko potoczyłoby się inaczej choć on pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie wahałaby się podejść, nie miałaby żadnych oporów, by spróbować zbudować z nim więź. Już w szkole zastanawiała się, kim jest ten chłopak noszący jej nazwisko. Drążyła na swój dziecięcy sposób, próbowała sklejać fragmenty informacji, ale jej umysł nie był jeszcze w stanie złożyć całej układanki. A przecież wystarczyłaby odrobina prawdy. Wtedy od dawna byliby częścią swojego życia. Bo ona zawsze dbała przede wszystkim o własny komfort. Wszystko kręciło się wokół niej, aż do dnia, w którym poznała prawdę. Od tamtej chwili nie potrafiła już cieszyć się tym, co miała. To dręczyło ją nieustannie, wypalało od środka. Myśl o nim stawała się obsesją, o tym, by wreszcie go spotkać, by zobaczyć, jacy mogliby dla siebie być. Naprawdę wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Gdyby tylko wiedziała.
Westchnęła, kiedy potwierdził, że rzadko miewa gości. Poczuła ukłucie, kolejny cios wymierzony w tę część jej duszy, która tak łatwo ulegała współczuciu. Być może właśnie dlatego wybrał życie na barce - cisza i spokój były bezpieczniejsze niż ludzie. Nie skomentowała tego, nie miało to żadnego sensu. Kiedy usiadł, ona również zbliżyła się nieco, jakby odruchowo, a potem pokręciła głową z lekkim uśmiechem. - Nie słuchaj mnie. Czasem szybciej powiem niż pomyślę - przyznała, uciekając spojrzeniem. Doskonale zdawała sobie sprawę z własnej przekory, z języka, który bywał ostrzejszy niż powinna, ze złośliwości, która była niemal jej znakiem rozpoznawczym. Nie bez powodu trafiła do Slytherinu.
Od dawna. Te słowa zabolały choć chyba powinna być na to przygotowana. To, że ona żyła w kłamstwie, pięknej bańce to wcale nie oznaczało, że on też. A jednak… nic nie zrobił. Nie dał nawet najmniejszego znaku. – Dlaczego nic nie powiedziałeś? Nic nie zrobiłeś? – zapytała ściszonym głosem jakby bała się odpowiedzi. – Dowiedziałam się niedawno. Znalazłam w domu teczkę z twoim imieniem, a tam wszystkie informacje. Porozmawiałam z mat… - przerwała wiedząc, że kobieta, która dla niej była mamą dla niego była nikim. Osobą, która go zostawiła. – Dowiedziałam się o wszystkim. Gdybym wiedziała wcześniej…
Jego pytanie kompletnie zbiło ją z tropu. Jak to dlaczego? Czy naprawdę nie rozumiał? Czy nie widział, że nie mogła postąpić inaczej? Nie miała serca z kamienia, nie potrafiła udawać, że jest jej obojętny. Chciała go poznać. Chciała, by był w jej życiu, bo… był jego częścią. Drugą połową, której przez tyle lat nawet nie znała. – Jesteś moim bratem – powtórzyła. – Czego mogłabym chcieć prócz poznania cię?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
09-08-2025, 15:16
Pytania mogły przynieść odpowiedzi, ale czy one cokolwiek by zmieniły? Czy ta wiedza mogła coś wnieść i sprawić, że zatrute samotnością dzieciństwo okazałoby się słodsze? Czy obco brzmiące nazwisko nagle stałoby się świadectwem pewnej przynależności? Szczerze w to wątpiłem. Czasu nie można było cofnąć, a trudnej i zagmatwanej historii nadać innego biegu; stało się. Państwo Krueger wybrali taką drogę; podjęli decyzję – być może wspólną i przekuli ból w czyn. Czyn lub ulgę.
Radowało mnie jednak, że dziewczyna miała inną przeszłość. Nie musiała martwić się o galeony, pracę i walczyć o przetrwanie. Kradzież – nierzadko jedzenia – z pewnością była jej obca, podobnie jak środki pozwalające, choć kompletnie irracjonalnie, zagłuszyć natrętne myśli i nie zwariować. Święta czy urodziny spędzała w rodzinnym gronie ciesząc się prezentami, a w wakacje mogła odetchnąć we własnych czterech ścianach; w ciszy lub głośnym śmiechu licznej grupy znajomych. Swą charyzmą, wyglądem i uśmiechem sprawiała wrażenie, iż naprawdę niczego jej nie brakowało – a może nawet miała zbyt wiele. Czyżby jej sielskie życie było formą rekompensaty za stare błędy? Starali się zapewnić jej wszystko, bowiem mi nie pozostawili nic? Nawet tej cholernej wiedzy? Świadomości? Czy jednak była to kolejna ułuda, której zasłoną dymną było jej nieustanne rozbawienie i pewność siebie?
Byłem przekonany, że nie było dla mnie miejsca w jej codzienności. Czułem, że gdybym podzielił się zdobytą wiedzą, to spotkałoby mnie wyłącznie kolejne rozczarowanie. Nie pasowaliśmy do siebie – pochodziliśmy z dwóch różnych światów, w których na próżno było szukać punktów wspólnych. Nie miałem niczego do zaoferowania, nawet swobodnej rozmowy, jaka często kosztowała mnie więcej, niżeli ciężki dzień – może i tydzień – pracy. Z trudem dobierałem słowa lawirując gdzieś pomiędzy światem rzeczywistym, a własnymi demonami, które każdego dnia przypominały o własnej beznadziejności. O lękach i emocjach, przed jakimi młodego człowieka winno się chronić, lecz ja nie miałem swego strażnika. Nie miałem starszego kompana. Nikogo, kto stałby się tarczą przed złymi wyborami i latarnią wskazującą drogę. Ścieżkę nieco prostszą; bez zbędnych zakrętów, bez wybojów i ogromnych dziur, w jakich można było ugrzęznąć na dłużej. Czy ja w takowej się znajdowałem? Być może. Ale czy to oznaczało, że za wszelką cenę pragnąłem się wydostać? Dawno już przestałem walczyć. Odkąd kupiłem barkę straciłem cel i nie mogłem żadnego odnaleźć. Żadnego wytyczyć – jakby to był szczyt moich możliwości. Kto wie, może właśnie tak było.
-Rozumiem- odparłem cicho czując, że skróciła między nami dystans. Mimo to nie uniosłem na nią wzroku – wpatrywałem się w nicość, w morską toń i fale, jak gdybym to właśnie tam niemo poszukiwał ratunku. Wyjścia z sytuacji, która zaczynała mnie przytłaczać; wdzierać do środka siejąc nie tylko zamęt, ale zwątpienie. Złość, iż nic nie zrobiłem. Furię, że tak wiele straciłem. Bo jeśli… ona naprawdę chciała? Jeśli była szczera? Jeśli naprawdę nie zjawiła się tylko po to, aby wyśmiać starszego brata?
-Bałem się- odparłem szczerze. -Nie chciałem- urwałem w pół słowa, jakby brakło mi odwagi, by dokończyć. -Nie chciałem być ciężarem i powodem do wstydu. Twojego wstydu- zmusiłem się i w końcu skrzyżowałem z nią spojrzenie. -Spójrz na mnie, spójrz na siebie. Pochodzimy z dwóch różnych światów- mruknąłem wzdychając cicho pod nosem. -Loretto- wypowiedziałem, mimo wszelkich obaw, jej imię. Znałem je od dawna.
-Pewności, że to był błąd?- spytałem cicho i wcale nie było to pytanie retoryczne. Byłem przekonany, iż już żałowała swojej wizyty – chwili słabości jaka zaprowadziła ją na wybrzeże rzeki Taff. -Musi istnieć powód, dla którego pozostałem tajemnicą- dodałem, po czym sięgnąłem po sieć, którą nerwowo zacząłem rozplątywać. A może zaplątywać? Musiałem czymś zająć dłonie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-10-2025, 12:46
Przeszłość, powtarzała sobie nieraz, nie powinna mieć znaczenia. To, co już się wydarzyło, było nieodwracalne. Można było jedynie zebrać z tego naukę, wyciągnąć wnioski, próbować nie powielać tych samych błędów. Jednak teraz czuła, że to za mało. Bo w tej chwili, w ich historii, przeszłość nagle urastała do rangi czegoś więcej. Była jak trzeci obecny w ich rozmowie, którego nie można było ignorować. Nie mogła naprawić tego, co mu odebrano. Nie mogła zwrócić mu lat spędzonych w samotności ani ukoić chwil, w których czuł się niechciany. Ale mogła zrobić coś prostego i zarazem trudnego - dać mu przestrzeń, pozwolić wypowiedzieć to na głos. Może wtedy ciężar przeszłości przestanie dusić, a zacznie być czymś, co można oswoić. Czuła, że jeśli odważą się wypowiedzieć to głośno, jeśli podzielą się tym, jak każde z nich patrzy na dawne cienie, to może… tylko może otworzą drzwi do czegoś nowego. Do próby. Do przyszłości, która jeszcze nie została zapisana, ale która - o dziwo, i ku własnemu zaskoczeniu - mogła w końcu należeć do nich.
Nie byli jak dwie krople wody. Wręcz przeciwnie. Ona szła przez życie z pewnością, która mogła przytłoczyć. Wiedziała, czego chce i zdobywała to po swojemu, z determinacją. On natomiast… on zdawał się unikać jej spojrzenia, jakby sam jej wzrok mógł go poparzyć. Nie wiedziała, czy to wrodzona ostrożność, czy może zwykła nieporadność, ale nie miała zamiaru mu tego odbierać. Doskonale wiedziała, ile go kosztowało bycie z nią tutaj. Ona mówiła dużo. Za dużo. Wręcz nieustannie. Próbowała wcisnąć w słowa wszystko, co myślała, co czuła, co podpowiadało jej ego. On mówił niewiele, a gdy w końcu coś wykrzesywał, każdy dźwięk wydawał się starannie wyważony. I mimo tej różnicy, mimo dystansu, mimo jej gadatliwości i jego milczenia, mogła pojawić się między nimi nić porozumienia. Niepewna, chwiejna, wręcz drażniąca, ale obecna. Bo przecież dzielili ze sobą życie, krew. Czy już nie wystarczająco długo temu zaprzeczali?
Bałem się. Nie chciałem. A czego właściwie się bał? Dlaczego lęk paraliżował go tak bardzo, że prawda wydawała się czymś niemożliwym do wypowiedzenia? Próbowała sobie przypomnieć samą siebie w szkole, ale to wcale nie pomagało, bo przecież ona też nie była łatwa do rozgryzienia. Nie była osobą, która otwierała się od razu, nie rozdawała siebie bezkarnie. Raczej stawiała mury. Mury, które chroniły bliskich, a jednocześnie odsłaniały tylko tyle, ile chciała pokazać. I wtedy zrozumiała. Rozumiała, dlaczego powiedzenie jej prawdy wydawało mu się abstrakcją. Bo kto odważyłby się zburzyć czyjś mur? Kto ryzykowałby wejście w przestrzeń, której nie zna, w której każda próba może zranić? A ona nigdy, przenigdy nie spojrzałaby na niego z góry, nie oceniła, nie skreśliła. Gdyby tylko przyszedł do niej wcześniej…
- I co z tego? - zapytała wprost, unosząc podbródek wyżej, jakby mimo wszystko próbowała rzucić mu wyzwanie. - Co z tego, że pochodzimy z dwóch różnych światów? Kto nam wyznacza granice, Freddy? - jej głos drżał od irytacji, a w oczach pojawił się błysk, który zdradzał, że nie zamierzała odpuścić. Dlaczego on próbował to zrzucić na margines, odsunąć ją od siebie tylko dlatego, że ich światy różniły się jak dzień i noc? Bo ona miała dom? Bo ona miała rodzinę? Nie. Nie o to chodziło. Nie po to dziś pokazywała mu siebie w całej autentyczności. - Patrzę na ciebie i widzę coś, czego chyba nie byłam w stanie dostrzec przez te wszystkie lata. Jesteś tak bardzo… - zawahała się. Nie powiedziała „nasz”, bo bała się, że to słowo może uderzyć w niego za mocno. Nie wiedziała, czy on w ogóle chciałby słyszeć o ich wspólnych rodzicach. - Mój. - wypowiedziała to z taką mocą, że nie pozostawiała mu miejsca na wątpliwości. To była prawda, którą czuła całą sobą. Tak po prostu go odbierała jako część siebie, której jej brakowało przez te wszystkie lata.
Podeszła do niego bliżej widząc, że bierze sieć rybacką w dłonie. Chciał regulować stres, zająć czymś ręce, ale może również i umysł. - Nie znam tego powodu - powiedziała wprost. - Nie wiem, dlaczego postanowili milczeć. Dlaczego nigdy nie spróbowali się cofnąć, naprawić tego, co zepsuli. - wzięła głębszy oddech. - I nie chcę odpowiadać za ich decyzje. Nie będę ich też usprawiedliwiać. – dodała, unosząc na niego spojrzenie. Nie przyszła tu po to, by szukać wymówek dla ich rodziców. Ani po to, by go przekonywać, że można im wybaczyć. Bez względu na to, co zrobili, ich historia należała do nich. Oni sami musieli z nią żyć. - Powiedz mi, Freddy, uważasz, że popełniłam błąd, przychodząc tutaj? -zapytała ciszej, bez wyzwania, bez tej przekornej nuty, która zwykle towarzyszyła jej słowom. - Nie oczekuję, że będziesz szczęśliwy z tego powodu. Nie musisz nawet ze mną rozmawiać. Nie musisz na mnie patrzeć. Jeśli chcesz to powiedz mi, żebym odeszła. - zamilkła na moment, a potem uniosła kącik ust w bezsilnym uśmiechu. - Ale może… po prostu dobrze byłoby się poznać. Nic więcej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:00 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.