• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Pokątna > Klubokawiarnia "Trzech Knotów"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-11-2025, 10:13

Klubokawiarnia "Trzech Knotów"
Z zewnątrz budynek wygląda skromnie: czerwona, wypłowiała od słońca cegła, stare okna w drewnianych ramach i nadgryziony zębem czasu lekko przekrzywiony szyld z wyhaftowanymi trzema supłami oraz złotym napisem "Klubokawiarnia Trzy Knoty". Pod wejściu do środka czarodziej przekonuje się jednak, że miejsce to tętni życiem. Zawsze jest tu głośno i radośnie. Wnętrze klubokawiarni może nie jest najbardziej eleganckie i nowoczesne, lecz zawsze wypolerowane na błysk, zadbane i ozdobione. Powietrze przesycone jest zapachem domowego ciasta jagodowego, świeżo mielonej kawy i chmielu.
Na ścianach wiszą zdjęcia oprawione w ramki przedstawiające sławnych czarodziejów i czarownice, którzy mieli okazję gościć w Trzech Knotach, nierzadko ściskający dłoń właściciela. Pomiędzy nimi zawieszone są zaczarowane gobeliny, nadające wnętrzu bardziej przytulnego charakteru. Stoliki i krzesła wykonano z ciemnego drewna, podobnie jak i wysoki bar, przy którym stoją okrągłe zydle. Za nim ścianę od podłogi aż po sufit pokrywają półki uginające się pod ciężarem licznych butelek alkoholi, syropów do kawy i puszek z dobrą herbatą. W klubokawiarni wydzielono specjalną salę, gdzie codziennie można posłuchać muzyki na żywo oraz potańczyć. Miejsce to szczególnie uwielbiane jest przez młodzież i w ostatnich latach coraz bardziej zyskuje na popularności.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
08-04-2025, 18:06

tarot never lies
piąty marca 1962

Płaszcz nadal pachniał reminiscencją ulewy, krawat wciąż ciasno oplatał szyję, powieki dalej żywo rozglądały się po kątach; wskazówki zegarka posuwały się w dziwacznym napięciu, jakby miały wkrótce głucho wykrzyczeć mu prosto w twarz banalne on się nie zjawi, ale palce ― długie, łapczywe, wygrywające rytm cierpliwości na szczycie barowej lady ― sprężały sekundy w minuty, minuty ― w godzinę.
Bo prawie tyle minęło, nim nie odpuścił naiwnej grze oczekiwania, w hedonistycznej wręcz śmiałości zamawiając wreszcie kieliszek ciepłej wódki. Najpierw jeden, potem drugi; pierwszy wychylony jeszcze samotnie, następny ― okraszony już niechcianym towarzystwem faceta z lewej, od dłuższej chwili szykującego się już chyba na wygłoszenie nieznośnego wstępu do swojej autobiografii. Zacmokał pewnie przy tym wymownie co najmniej kilka razy, bo niespecjalnie frapowała go historia nieznajomego jegomościa i opowiadanych przezeń problemów sercowych; zacmokał pewnie jeszcze sugestywniej, gdy ten zaproponował wspólne opijanie własnej rozpaczy, ale nic nie smakowało przecież tak dobrze, jak cudze cierpienie. Połowy tych wypocin i tak zresztą nie dosłyszał, szczegóły gubiąc w hałasie przygrywającej w tle muzyki; w głowie wciąż dudniła mu też ta parszywa myśl o fałszywej plotce, przez którą ― w pozbawionej sensu manierze ― przesiedział bez celu minut pewnie z dziewięćdziesiąt. Z perspektywy czasu sam zaczął też zastanawiać się, co w takim miejscu miałby w istocie robić wielkiej klasy polityk; pod nosem prędko pojawił się jednak uśmiech drobnej przekory ― lubujący się w szlamach dygnitarze zawsze odznaczali się przecież, jakże uroczą, pretensjonalnością ducha. Zapewne odnajdywali coś przyjemnego w majaczeniu pomiędzy pospolitością, gdzie ― na przekór oczekiwaniom ― ich wyprasowany, trącający wykwintnym materiałem kołnierzyk koszuli mógł ewidentnie wyróżniać się na tle szarych mas. Pod tym względem bywali jeszcze bardziej cyniczni od tych, którzy śmiało mówili o osobistej wierze w siłę klasizmu.
Po wychylonym szkle zamrugał szybciej, zerknął na rozmówcę, imienia którego już od dawna nie pamiętał ― po policzkach spływały mu teraz rzęsiste łzy, bo opowieść odkryła właśnie karty przebiegłej żony, która ― wyczyściwszy zasoby ich wspólnej skrytki ― uciekła z kochankiem na Wschód. I w tym miejscu obudziły się w nim chyba ostatki człowieczeństwa, bo z poważną miną skwitował opowieść wyczerpującym westchnieniem; i w tym miejscu na horyzoncie pojawiło się dlań wybawienie, bardziej chyba łaskawe od prostego pożegnania usprawiedliwionego znużeniem:
― Mogłaby Pani przez chwilę poudawać, że czegoś ode mnie chce? Biedak męczy mnie opowieścią o żonie od dwudziestu minut ― prośba trafiła do ucha kobiety, podsycona aktorskim uśmiechem szacującym wcześniejszą znajomość; wprawdzie nie potrzebował jej do ucieczki, a i serce ― którego obecnością uzasadniał właśnie swoje krótkie życzenie ― miał raczej z kamienia, ale to nie przeszkadzało, by w kontynuacji tego posiedzenia zmienić towarzystwo na przyjemniejsze. Na nią chociaż chciało się patrzeć.
I miał dać jej nawet czas na namysł, pozwolić zdecydować samodzielnie, ale po krótkiej ocenie sytuacji wydusił tylko:
― Trzymaj się, stary, muszę już spadać... ― A ją zaciągnął za ramię do stolika sterczącego w przeciwnym kącie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Violet Macnair
Czarodzieje
Feelings are just visitors. Let them come and go.
Wiek
21
Zawód
wróżbitka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
5
OPCM
Transmutacja
0
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
19
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
10
Brak karty postaci
08-05-2025, 18:54
Od kilkunastu minut przyglądała się licznym zdjęciom i obrazom, zdobiącym niemal każdą ścianę w klubokawiarni; większość z nich przedstawiała - jak mniemała Violet - właściciela przybytku pozującego ze sławnymi czarodziejami i czarownicami. Niektóre twarze znała doskonale (któż nie kojarzył słynnej Celestyny Warbeck? Panna Trelawney pamiętała słowa wszystkich jej piosenek), inne jedynie kojarzyła z łam Czarownicy i Proroka Codziennego. Była jednak pewna, że jeśli to naprawdę słynna Celestyna Warbeck, to najpewniej musiała zabłądzić w gąszczu odnóg ulicy Pokątnej, bo szczerze wątpiła, aby diva zechciała tu wystąpić... Przynajmniej nie rozwadniali tu piwa jak w niektórych podrzędnych pubach. Przystojniak w szacie do quidditcha ze zdjęcia puścił do niej oczko i Violet zachichotała nad kubkiem parującej herbaty wzmocnionej rumem. Przy wysokim barze siedziała sama, w tej samej sukience, w której pracowała w sklepie zielarskim przez cały dzień; zdjęła ubrudzony fartuch, lecz na długiej, ciemnej spódnicy pozostało kilka plam, których nie udało jej się pozbyć zaklęciem. Gdy tylko uwolniła się wreszcie od pani Pinkstone, właścicielki sklepu, dręczącej ją o filiżankę herbaty mniej więcej co godzinę (jakby kolejne fusy miały powiedzieć im coś nowego), miała zamiar powrócić prosto do domu i przemierzała Pokątną z zamiarem odnalezienia Biura Sieci Fiuu i skorzystania z ich kominka, gdy przystanęła naprzeciwko klubokawiarni, którą zawsze mijała i nigdy jeszcze nie miała sposobności, aby tu zajść - aż wreszcie naszło ją przeczucie, że powinna. Nie wiedziała dlaczego i po co, lecz dawno już zrozumiała, że intuicji powinna słuchać. Rozplotła więc warkocz, przeczesała palcami ciemne, kręcone włosy i weszła do środka, choć w Czarcim Uroczysku czekało nań roboty co nie miara.
We flircie z zawodnikiem quidditcha na zdjęciu przeszkodził jej nieznajomy głos gdzieś obok niej. Leniwie, niechętnie wręcz oderwała spojrzenie od zdjęcia i zogniskowała je na obcej, męskiej twarzy; w ułamku sekundy prawa brew uniosła się ciut wyżej w zdziwionym wyrazie. Dotarły do niej strzępki tej rozmowy, może nawet więcej, a wyjątkowo nie starała się nawet podsłuchiwać; nie dlatego, że nie była wścibska (bo była), po prostu musiałaby rzucić sobie na uszy zaklęcie zatykające, żeby nie słyszeć tych żałosnych zwierzeń. Jeśli czarodziej ten zawsze wykazywał się podobną emocjonalnością (a kobietę w takim stanie nazwano by histeryczką), nie dziwiła się tej żonie wcale, że go porzuciła. Może mężczyźni ze wschodu wiedzieli kto w związku winien nosić spodnie. Zamiast pożałować porzuconego małżonka, poczuła żal względem przystojnego młodzieńca, zmuszonego aby tego wszystkiego wysłuchiwać. Wykazał się ogromną cierpliwością, skinęła więc głową, przystając na jego prośbę; oczyma wyobraźni widziała już samą siebie wybuchającą płaczem i podbiegającą do niego, aby wykrzyczeć coś o porzuceniu i braku odpowiedzi na list. Odepchnęła od siebie ten pomysł równie szybko, co na niego wpadła, przypomniawszy sobie, że błędem byłoby robić tu sceny i przyciągać niepotrzebną uwagę. Nie z tym pragnęła zapisać się w pamięci czarodziejów i czarownic na ulicy Pokątnej.
Otwierała już usta, aby coś powiedzieć, gdy młodzieniec bezceremonialnie pociągnął ją za ramię w kierunku stolika. Nie zdążyła nawet chwycić kubka z niedopitą herbatą. Po bladej twarzy Violet przemknął cień niezadowolenia. Mężczyźni jak zwykle pozwalali sobie na zbyt wiele.
- Czekałam na pana i czekałam. Pan Edgecombe zaczyna się już niecierpliwić. Czy przygotował pan dla niego... - wypaliła Violet, plotąc to, co jej ślina na język przyniosła, jakby rzeczywiście na niego czekała. Zacięła się na dwa uderzenia serca, szukając w myśli pomysłu na to, co młodzieniec mógł przygotować dla fikcyjnego zleceniodawcy. - ... to na co się umawialiście?! - dokończyła kulawo, starając się jednak zabrzmieć hardo i groźnie, aby zapłakany czarodziej pojął, że to nie czas na płacz - tylko na biznes.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
08-15-2025, 21:46
Zawodnik quidditcha być może i mrugał zalotnie, a bliżej mu nieznana figura angielskiej śpiewaczki pozowała z właścicielem lokalu, ale jego spojrzenie zogniskowało się gdzie indziej; jasne, szare oczy ze zmęczeniem przyjmowały snujące się wzdłuż przybytku tłumy, wśród nieznanych twarzy polując na tę jedną, pachnącą obietnicą niby przypadkowej i niezobowiązującej rozmowy o reformach, przyszłych postanowieniach i niepodjętych jeszcze działaniach rządu. I choć jego zawodowe zobowiązanie ograniczało się bodaj do miernego, bezmyślnego wręcz spisywania słów, padających w kuluarach magicznego parlamentu, dzisiejsza misja sięgnąć miała znacznie głębiej ― wprost do jądra nieuczciwego przewidywania następnego kroku tych, którzy dźwigali potencjał zagrożenia. Asystenci namiestników ― co do zasady ― nie bywali na salach rzeczywistej dyskusji, co najwyżej pozostając mglistym, acz wyrazistym cieniem ich ostatecznych decyzji; spoić takiego wódką, z początku dywagując zaledwie o szwarcu, mydle i powidle, nie przyznając się przy tym do jakichkolwiek związków z parszywym światem polityki, było planem niewątpliwie parszywym, a w jego mniemaniu ― także całkowicie wykonalnym. Z nieskrywanym rozczarowaniem przyjął więc gulę własnej porażki; przełknął ją jednak szybciej, niż wypadałoby w istocie rozpamiętywać, bo powierzonego wyzwania bynajmniej jeszcze nie porzucał ― jego wykonanie przesunął zwyczajnie na inny dzień w marcowym kalendarzu, dzisiaj swą uwagę skupiając już na czymś niewymagającym czujności.
Tak mu się przynajmniej zdawało, bo kobiece oblicze na powrót obudziło weń zmysł bacznej obserwacji. Ta kiepska wymówka o wyrwaniu się spod jarzma bolejącego nieznajomego wydawała się lichą motywacją do rozpoczęcia niezobowiązującej konwersacji, ale młoda dziewczyna prędko pojęła wagę swojej dyspozycji ― i zagrała, wytworną nutą, w sam raz do przygotowanej przezeń melodii.
― Przygotowałem, rzecz jasna... ― padło donośnie, na odchodne, wypowiedziane w śmiertelnej powadze i z tonem nieszczędzącym zwłoki; ramię chwyciło za ramię, żwawy krok poniósł ich naprzód, a zamglony wódką wzrok wyłapał na dłużej ciemnobrązowe tęczówki ― i tak, po raz kolejny, mógł wyjść na szaleńca, bo wargi ułożyły się w niemy uśmiech podziękowania, a potem ― iście po dżentelmeńsku musnęły wierzch ściskanej dłoni, zanim jeszcze zapowiedział o kolejnym swoim zamiarze:
― W takich okolicznościach wychodzi na to, że musi pani spędzić ze mną resztę wieczoru ― krzesła odsunęły się ze stanowczością, wygrywana na żywo piosenka chwilowo ucichła, a do rąk magicznie wskoczyły im usztywniane spisy z ofertą koktajli i herbat. ― Czego się pani napije? ― końcówka jego różdżki podpaliła papierosa, potem ― wydrążyła wymowną dziurę w miejscu, gdzie na liście niewybrednie wypisany był kieliszek czystej; pergamin pofrunął do baru, palce przyciągnęły bliżej osmoloną zgoła popielnicę, a spod jej szklanego dna wychynęła nań stara, podniszczona, pewnie pozostawiona tu przypadkiem karta.
― Kochankowie? ― leniwie wyczytał podpis spod startej grafiki ― To przypadek czy jakaś dyskretna sugestia? ― pozwolił sobie na dwuznaczność, gdzieś pomiędzy bladym półuśmiechem a wymownym uniesieniem brwi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Violet Macnair
Czarodzieje
Feelings are just visitors. Let them come and go.
Wiek
21
Zawód
wróżbitka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
5
OPCM
Transmutacja
0
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
19
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
10
Brak karty postaci
08-28-2025, 12:46
- Proszę zatem zaprezentować żądaną przez pana Edgecombe dokumentację, nie ma na co czekać! - ponagliła go, przyjmując podobnie donośny ton, aby utwierdzić płaczliwego czarodzieja w przekonaniu, że nieznajomy młodzieniec nie ma już czasu na gorzkie żale, że poważny biznes stoi wyżej w hierarchii priorytetów i nie cierpi zwłoki; nie wyszła z roli, dopóki nie zniknęli mu z oczu, odchodząc w najdalszy kąt klubokawiarni, gdzie mogli się ukryć za pokaźną strelicją w wielkiej donicy. Instynktownie chwytała każdą sposobność, by zbesztać płeć męską, mimo że to on prowadził ją za ramię jakby miał nad nią jakąś władze.
- Muszę? - żachnęła się Violet, mrużąc przy tym lekko oczy, przez krótką chwilę patrzyła na niego z wyraźnym oburzeniem, że użył podobnego sformułowania, jakby miał prawo do czegokolwiek jej przymusić, ale...
Zastygła na jedno uderzenie serca, przypominając sobie o sennej marze, która wybudziła ją w środku nocy, drżącą z niepokoju i zlaną zimnym potem. Snuła się po Pokątnej jak duch, pozbawiona nie tylko ciała, ale i nawet niematerialnej formy, niewidoczna, pozbawiona głosu i jakiejkolwiek możliwości, aby zamanifestować swoją obecność. Spotkała matkę, która patrzyła wprost na nią, lecz wcale Violet nie widziała, choć tak często brała galeony za to, by porozmawiać ze zmarłymi. Nie żyję?, plątało się po jej głowie, starała się krzyczeć, lecz odpowiadała jej tylko cisza. Nie wiedzieć czemu wspomnienie tej mary powróciło do Violet nagle, a po kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz. Struchlała, straciła tę butę jaka jeszcze przed chwilą unosiła wysoko jej podbródek, przygryzła policzek, aby delikatne ukłucie bólu strąciło z powiek nocne mary.
- Jest mi pan coś winien za ratunek, poproszę zatem wiśniową sherry z lodem - odpowiedziała po chwili wahania, zajmując miejsce na krześle, a ono pod wpływem magii przysunęło się do stolika tak gwałtownie, że niemal straciła równowagę, gdy kreśliła końcem różdżki swoje zamówienie na drugim skrawku pergaminu. Nie dokończyła swojej herbaty z rumem, ale to nic, straciła na nią ochotę, potrzebowała czegoś mocniejszego. Miała nadzieję, że nie musiała jaśniej precyzować cóż jest jej winien i ma do czynienia z dobrze wychowanym mężczyzną; w przejawie swojej łaskawości (a może raczej lęku, że stanie się niewidzialna jak we śnie) postanowiła wybaczyć mu ten władczy gest w jakim prowadził ja do tego stolika.
Odwróciła od jego twarzy spojrzenie, aby zerknąć za strelicję, skontrolować czy ów płaczliwy czarodziej nie postanowił sprawdzić ich prawdomówności, dojrzała jednak, że znalazł inną ofiarę. Tym razem starszą czarownicę, która kiwała głową nad robótką na drutach.
- Hm? - powtórzyła za nim zaskoczona, spoglądając na trzymaną przez niego kartę; dostrzegła na niej doskonale znaną sobie grafikę, przedstawiającą kochanków i poczuła, że natychmiast zasycha jej w gardle. - Proszę porzucić podobne insynuacje, jestem porządną kobietą - pouczyła go, nieco urażona, ale nie potrafiła nawet ukryć tego jak mocno uderzył w nią ten szczegół. Violet była niezwykle wyczulona na podobne znaki i symbole. Wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny, którego imię wciąż pozostawało zagadką, aby podał jej tę kartę. - Tarot to niezwykła, mistyczna sztuka, nie ma w niej miejsca na przypadki. Karty postawione komuś innemu, nie mają odniesienia do kogoś, kto znalazł je przypadkiem - wyrzekła powoli, cierpliwym tonem. Na jej bladej twarzy malowała się powaga, bo z nią i ogromnym szacunkiem odnosiła się do tajemnej dziedziny wróżbiarstwa. - Znaczenie karty kochanków nie jest jednoznaczne, drogi panie. Wszystko zależy od jej pozycji - doprecyzowała.
Na stole pojawił się zamówiony przez nich alkohol, zacisnęła palce na swojej szklance.
- Za przypadkowe spotkania - zaproponowała, aby wznieśli mały toast.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
09-22-2025, 19:01
― Nie, nie musi pani... Przyjemności nigdy nie można nakazać ― odparł lekko, zaczepnie, choć dalej odbywało się to w wyraźnym tonie niewinnej sugestywności; ramię, być może, zbyt nachalnie zaciągnęło ją stanowczością do oddalonego w przeciwnym kącie stolika, ale nie powinna doglądać w tym śladów aroganckiej obcesowości ― nawet po wódce wiele miał jeszcze w sobie z dżentelmena. Nawet po wódce dobrze rozpoznawał cienie stawianych przez kobiety granic. ― Mogę jedynie pokładać głębokie nadzieje, że moje wtargnięcie uzna pani za objaw takowej ― dodał już mniej pewnie, bez zbędnej w tej interakcji nonszalancji, która ― jak dostrzegł prędko ― wpędzała ją w uczucie nieskrywanej konsternacji; i choć zagadnął do niej przecież bez większej intencji, osobiście nie odnajdując w tym odruchu żadnych znamion podłej manipulacji, nie bez kozery mogła uznać go za cwaniackiego pozera. Takiego, który ładnymi oczami, odważną inicjatywą i pokrętnym słowem zapraszał jej podobne do wspólnego sączenia herbaty i słuchania starych płyt na gramofonie; w jego mieszkaniu, w smaku spijanego już zaraz wina, potem już w cieple i miękkości białej pościeli ― ot, niezobowiązująco, dla wzajemnej figlarności, a może i nawet prędzej dla satysfakcji męskiego ego. To drugie pewnie zyskiwało więcej przy takim obrocie spraw.
― Winien jestem i przyznaję to bez wahania ― stwierdził, oparłszy się wygodniej o twarde, drewniane krzesło; spojrzenie nijak nie postanowiło jednak korespondować ze słowami, odnajdując jej twarz bardziej w formie wyzwania, niż pokornego poczucia winy. ― Obawiam się tylko, że dług ten może nie mieć końca ― dopowiedział lekko, ciągnąc wyrazem tę inicjalną swobodę bytu i niezobowiązującą lotność deklaracji; przypadkowe relacje taki już zwykły mieć bieg ― prosty, wyzbyty skrupułów i pruderii, ubrany w ładne gesty i maski plastyki. A może, tak po prostu, to on, w nawykach przyswojonych w samym epicentrum cywilizacji, takiego Igora Karkaroffa zapragnął kreować ― skrywana głęboko prawda niechętnie wyłaziła na wierzch, czasami tylko rażąco przebijając się przez grubą pelerynę aktorskiego kostiumu. W chłodnej powadze codzienności, w której wymagano odeń czarnego stroju żałoby, beznamiętnej mimiki, wreszcie ― wyuczonych, suchych wersów kondolencji, zmiana wierzchniego okrycia własnej tożsamości była na swój sposób odświeżająca. ― Może zechce pani zdradzić mi swoje imię? Dobrze byłoby wiedzieć, komu zawdzięczam ten zaszczyt ― skwitował nienachalnie, strzepując popiół do osmolonego, szklanego pojemnika; już wkrótce na stole zamajaczyły poczynione przez obydwoje zamówienia, wygodnie błąkające się między palcami.
― Nie śmiałbym nawet snuć takich sugestii ― Choć karty, podobno, czasami mówią więcej, niż człowiek życzyłby sobie głośno przyznać, mógłby dopowiedzieć, ale tą bezpośredniość ukrócił prędzej; po prawdzie, w żadnej chwili jego zamiarem nie było jakkolwiek ją urazić ― nie należał do mężczyzn szukających własnej siły w niepodpartych dowodem insynuacjach. Jednocześnie też wierzył, że staroświeckie myślenie o cnocie w obecnych czasach było już stanowczo przebrzmiałe; nowa dekada niosła się równie nową wizją społecznych konwenansów i nie wydawało się, by lewicujące nastroje ze wschodu, coraz to głębiej penetrujące brytyjskie wyspy, podtrzymywać miały dawny ład kobiecej powinności. Mugolskie gazety coraz to częściej podnosiły ponoć problem przemocy domowej ― tak przynajmniej słyszał, w ciasnocie ministerialnej windy, samemu nie weryfikując przecież trendów, które nie należały do jego świata.
― Skoro już karty same trafiły w moje ręce, to może los chce, bym oddał je w te właściwe ― rzucił cicho, lokując spojrzenie w symbolu wyrysowanym na wysłużonej tekturze; Karkaroffowie nazywać go mogli naiwnym, dowiadując się o jego skłonności do zawierzania w wyroki wieszczb, ale intuicja ― i jakaś dziwna, nieokiełznana emocjonalność ― rozbierała go niekiedy z pragmatycznego rozsądku. Więc wierzył, wierzył, i to najpewniej być miało jego największą udręką; bo odkąd ukryta w norweskiej kniei starucha przepowiedziała enigmatyczną zdradę, oglądał się za siebie w trwodze, o której nikt jeszcze nie miał sposobności usłyszeć. ― Może raczy mi pani pokazać, co tak naprawdę próbują mi powiedzieć? ― spytał, już zaraz wychylając niemo zawartość kieliszka w brzmieniu zasugerowanego przez nią toastu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Violet Macnair
Czarodzieje
Feelings are just visitors. Let them come and go.
Wiek
21
Zawód
wróżbitka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
5
OPCM
Transmutacja
0
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
19
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
10
Brak karty postaci
10-29-2025, 15:44
Usta Violet wygięły się w krzywym uśmiechu, który nie sięgnął oczu, gdy znów nawiązał do przyjemności; na tę chwilę, gdy ciągnął ją za łokieć, wątpliwa była to przyjemność, uczynił to z wyczuciem, na tyle by nie zdecydowała się wyszarpnąć ręki i nie zdemaskować go przed zapłakanym czarodziejem, zdradzając, że ich rozmowa to jedynie spontaniczna improwizacja. Poradziła sobie z nią jednak całkiem nieźle, on także, nawet powieka mu nie drgnęła.
- Ja również pokładam głęboką nadzieję w tym, że dołoży pan wszelkich starań, by to spotkanie stało się przyjemne - rzekła po chwili zastanowienia, jasno stawiając granicę - jeszcze nie sprawił jej żadnej przyjemności, łaskawie jednak dawała mu na to szansę. Zajęła miejsce przy wskazanym przezeń stoliku, jakby rzeczywiście przywiodło ich tu wspólne zobowiązanie. Niespotykana prezencja mężczyzny i dar do operowania słowem przekonywał, aby słuchała dalej. Każde jego kolejne pokorne słowo nasycało krzywy dotychczas uśmiech Violet większym zadowoleniem, choć wyczuwała w nich wyzywający ton. Nie szkodzi. - Proszę się nie martwić, nie jestem zachłanna - powiedziała Violet, powstrzymując się od przewrócenia oczyma; ależ oczywiście, zażądała odeń szklaneczki sherry w zamian za udzieloną pomoc, a zapewne on w swojej głowie już zdążył nazwać ją kilkukrotnie materialistką i zastanawiać się co otrzyma w zamian za tę niesłychanie wysoką inwestycję. Niczego od niego nie chciała. Poza tym, aby jej wysłuchał. Mary nocne, jakie zadręczały dziewczynę tej nocy, wzbudziły w niej potrzebę towarzystwa i rozmowy. Właścicielka sklepu zielarskiego, w którym pracowała, nie sprostała temu wyzwaniu, pogłębiając w ciemnowłosej poczucie odizolowania.
- Violet. Violet Trelawney - odpowiedziała bez wahania, ciut wyżej unosząc z dumą brodę, nie spodziewając się jednak, by kojarzył to nazwisko. Mężczyźni zdecydowanie rzadziej miewali umysły na tyle otwarte, aby zaufać tak delikatnej i mistycznej dziedzinie magicznej jaką było wróżbiarstwo, a kobiety z rodziny jej matki właśnie z nią od dziesiątek lat były utożsamiane. - A pan? - odbiła natychmiast, oczekując tego samego w zamian; spojrzała śmiało w oczy mężczyzny. Była pewna siebie, lecz nie rozpustna.
Przynajmniej nie w tym momencie.
- Cieszę się. Sprawiłoby mi to niezwykłą przykrość, proszę pana - dodała tonem niewiniątka. Opuszek palca przesunął się po krawędzi szklanki, z której już po chwili napiła się wiśniowej sherry w ramach toastu jaki sama zaproponowała.
Chwilę przyglądała się karcie kochanków, jakby oceniała jej wartość niczym doświadczony rzeczoznawca, lecz ostatecznie przesunęła ją w jego stronę na stoliku.
- Powinien pan ją zatrzymać. Nie jest przypadkiem, że to akurat pan ją zauważył - stwierdziła stanowczo Violet, odmawiając zatrzymania karty. - Nie pasuje do mojej talii.
Własną zawsze miała przy sobie. Na wszelki wypadek. Abstrahując od wróżb, za które mogła zyskać wynagrodzenie, mogła sama potrzebować odpowiedzi na swoje pytania. Różdżka z wierzby płaczącej pojawiła się w drobnej dłoni i Violet machnęła nią krótko, przywołując z torebki wspomnianą talię kart; przylewitowały do niej posłusznie i przetasowały się szybko kilkukrotnie, zanim znalazły się w rękach wróżbitki. Serce Violet zabiło niespokojnie, znów nawiedziło ją przeczucie, że to wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Poczuła wręcz zimny dreszcz, kiedy palce chwyciły pierwszą kartę, aby wyłożyć ją na stół. Zawahała się.
Wzrok ciemnych tęczówek uchwycił spojrzenie Igora. Wejrzała teraz w jego oczy z pełną powagą, bez cienia sarkazmu i żartobliwości, od której on, jak mniemała, nie potrafił się powstrzymać.
- Proszę pamiętać, że karty nie zawsze mówią to, co życzymy sobie usłyszeć - ostrzegła go cicho.
Była pełna złych przeczuć, lecz mimo to na stół wyłożyła karty - zgodnie z jego życzeniem.
Siódemka mieczy. Księżyc. Diabeł. Kilka nieznośnych chwil przypatrywała się kartom, znów z wyraźnym wahaniem, jakby obawiała się mówić. Nie przypuszczała, że karty wymierzą nieznajomemu tak silny cios.
- Siedem mieczy wychynęło z cienia, z twego bliskiego kręgu, gdzie utkana jest sieć intryg. Światło Księżyca nie wyłowi z niej prawdy, bo tu serce i rozum gubią ścieżki. Manipulacja rodzi się z lęku, a Diabeł macza w tym swoje palce. Kto raz cię spętał, pragnie związać mocniej, przekonany, że cię chroni. Prawdziwe uczucie nie więzi, ono pozwala być wolnym. Widzę kłamstwa, proszę pana, nie mówię tego w złej wierze, lecz karty pragną pana ostrzec. Ktoś pragnie pana kontrolować. Nie mówi panu prawdy - mówiła cicho i z przejęciem, pochylając się nad stolikiem w stronę mężczyzny, by te słowa trafiły jedynie do niego - gdyby tylko wiedziała, że dziś dotkną tak intymnych sfer życia, zasugerowałaby mu odwiedziny - choć obawiałaby się, że potraktuje to jako zaproszenie innego rodzaju, zatrzymując kartę kochanków.
On sugerował, że jego towarzystwo będzie dla niej przyjemnością, lecz czy mógł teraz powiedzieć to samo o niej? O ile w ogóle jej uwierzy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:11 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.