• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Południowy Londyn > Posterunek Magicznej Policji > Sala przesłuchań
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-13-2025, 22:20

Sala przesłuchań
Niewielkie pomieszczenie wykończone w surowym stylu, bez zbędnych detali. Ściany pomalowano na wyblakłą szarość, miejscami odchodzącą od wilgoci. W centrum stoi ciężki metalowy stół i dwa krzesła – jedno dla przesłuchiwanego, drugie dla prowadzącego. Z sufitu zwisa pojedyncza żarówka, rzucając ostre światło bezpośrednio na blat. W ścianie zamontowano lustro weneckie – za nim zazwyczaj przebywają funkcjonariusze lub aurorzy obserwujący przebieg rozmowy. Pokój zabezpieczono zaklęciami tłumiącymi magię i uniemożliwiającymi teleportację. Drzwi są stalowe, zamykane fizycznie i magicznie, a pod progiem wyryto prawdopodobnie runy ochronne. Brak zegara, brak okna. W kącie znajduje się metalowy kosz i popielniczka – w pomieszczeniu wolno palić. Sala używana jest wyłącznie do formalnych przesłuchań, przesłuchań operacyjnych oraz składania oficjalnych zeznań. Wnętrze działa na podejrzanych klaustrofobicznie i nieprzyjemnie – dokładnie tak, jak powinno.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-20-2025, 18:48
5 marca 1962
Poranna herbata zdążyła przykleić się słodyczą miodu do teczki z dokumentami dotyczącymi sprawy notorycznych kradzieży ze sklepów na Pokątnej. Biurko było pełne papierów, notatek, karteczek, zapisanych drobnym druczkiem, ułamkami myśli, mogącymi być połączeniem kilku spraw, potencjalnie ze sobą nie związanych, a jednak dotykającymi się podobnymi schematami. Bałagan na zewnątrz pomagał w utrzymaniu ciągu przyczynowo skutkowego w głowie, był chaosem, który służyć miał porządkowi. Kobiece dłonie raptownie przesunęły stertę notatek, jak gdyby ich waga zmalała, a na drewnianym blacie wylądowała teczka opatrzona numerami sprawy, jaka od kilku dni drążyła głowy policjantów z jednostki dochodzeniowo-śledczej.
Czarownica uniosła brew, wertując teczkę w poszukiwaniu stosownych opisów sprawy. Przestępstwa seksualne wcale nie były rzadsze w świecie czarodziejów – człowiek magiczny, czy nie mógł okazać się potworem, wykorzystującym słabość innej istoty. Nic tak bardzo nie brzydziło czarownicy, jak naruszenie czyjegoś ciała – umysłu zresztą też. Kobietę znaleziono na południowym brzegu Tamizy, nie zginęła od obrażeń związanych z zaklęciami, czarną magią, czy od eliksiru. Jej organizm nie wytrzymał wyziębienia, a potłuczone ciało, nie otrzymawszy wcześniej pomocy, poddało się objęciom śmierci. Może gdyby ktoś spostrzegł ją wcześniej? Może gdyby ktoś ruszył na pomoc, gdy nocą usłyszał krzyk? Nie było to samobójstwo, nie było to też utonięcie. Według koronera została najpierw pobita, następnie zgwałcona, a potem ktoś zostawił ją przy brzegu. Jej ciuchy leżały nieopodal, a mokra ziemia wciąż nosiła na sobie znamiona walki. Zdjęcie ciała i opis dowodów rozsunęły się na biurku za machnięciem różdżki, kilka kartek pofalowało do góry, ustawiając się w pewien wzór, który pozwalał oczom czarownicy szybciej nawigować po dowodach.
– Rysopis jednego z nich się zgadza i jego przesłuchuje Hawthorne, tobie kazał przepytać tego drugiego – napomknął posterunkowy, kładąc kubek z kawą na biurku rudowłosej. – Ostatecznie ja mogę go przesłuchać. Jest późno, może wracaj do domu, Willow? Wiem, że ta sprawa jest… ciężka, delikatna dla kobiety, więc… – zaoferował się mężczyzna i przeczesał włosy nerwowo. Punktem łączącym sprawy, póki co, był rysopis mężczyzny, z którym ofiara z brzegu Tamizy zniknęła z jednego z pubów. Nawet jeśli, któryś z nich był zamieszany w ten bałagan, to raczej ten od rysopisu. Chociaż? Śledztwa przynosiły czasem odpowiedzi naprawdę krętymi drogami.
– Nie. Rozkaz to rozkaz – ucięła ostro porpozycję, a kolejne machnięcie różdżki spakowało wszelkie dokumenty do teczki, a pętelki na końcu zawinęły się, tworząc małą sznurowaną kokardkę. Zaraz potem Weasley wzięła teczkę pod rękę i schowała różdżkę do kabury noszonej na pasku. – Coś wiadomo więcej o tym chłopaku?
– Taaa, jak go zgarnialiśmy z Rogersem to strasznie bełkotał, dostał tak w mordę, że ciężko zrozumieć. Nazywa się Phil Atley, wstępnie sprawdziłem i nie był notowany, właściwie nic nie ma o kimś takim – wyjaśnił policjant, podając kobiecie mały notesik, w którym spisał wszystko na miejscu zdarzenia dotyczącego przesłuchania. Czarownica prędko przesunęła spojrzeniem po niewyraźnych bazgrołach kolegi, zastanawiając się, dlaczego jeszcze Ministerstwo nie zainwestowało w zestaw samopiszącego pióra dla każdego policjanta.
– Ofiara w św. Mungu, brak kontaktu, pobicie… Czyli to ten z rysopisu był agresorem, a ten cały Phil, co tam robił?
– Nie wiadomo, jeden darł się, że drugiego pozabija, młody bełkotał, że on nie ma z tym nic wspólnego i o. Jesteśmy tutaj.
Weasley potarła łuk nosa, jakby chciała powstrzymać narastający ból głowy.
–Wezmę wszystko i spróbuję z niego wyciągnąć, co tam się dokładnie stało. Przynieśliście mu wody?
– Po co? – zadrwił policjant, a uśmiech wykrzywił mu się pyszałkowato. Kobieta zmarszczyła brwi i płynnym ruchem uderzyła kolegę w ramię z pomocą teczki. Niezbyt mocno, raczej był to rodzaj kuksańca w bok. Policjant zarechotał pod nosem, a po chwili spoważniał i kiwnął głową, po czym poszedł szukać tej nieszczęsnej wody. Weasley natomiast związała włosy, zabrała teczki, notatnik oraz przeanalizowała świeże dowody dotyczące obecnej sytuacji, postanawiając skupić się na wydarzeniach z tego wieczora, nim zacznie łączyć je jakkolwiek z przestępstwem, od którego huczał tak mocno posterunek.
Nim weszła do sali, minął ją kolega ze szklanką wody dla przesłuchiwanego. Policjant wszedł i ustawił naczynie na stole, zerknął na kajdanki, czy wciąż były na miejscu, a następnie przytrzymał drzwi dla policjantki w dżentelmeńskim geście.
Normalnie próbowałaby przybrać jakąś maskę, wytoczyć grę z podejrzanym, starając się najpierw go wybadać i poznać. Obecnego podejrzanego nie musiała poznawać – znała go za dobrze. Przez chwilę przyglądała mu się stojąc w progu, aż wreszcie westchnęła ciężko i skierowała się do stołu. Policjant wyszedł i zapanowała cisza.
Teczki i notatnik uderzyły z donośnym klaśnięciem o stół. Pobudka, gdyby ktokolwiek w pomieszczeniu próbował uciąć sobie drzemkę. Nie usiadła, oparła łokcie o krzesło i pochyliła się patrząc na twarz upstrzoną siniakami i kiepsko startą, zaschniętą krwią. Jej podkrążone oczy i zmęczone spojrzenie mówiło bardzo wiele, a nikłe światło z żarówki zawieszonej nad stołem, dodawało jej twarzy specyficznego rodzaju powagi.
– Nazwisko? – zapytała, choć wszystko w jej ciele chciało zachować się, tak jakby zrobiła to w normalnej sytuacji w przypadku przyjaciela, którego nie widziało się prawie siedem lat. Wiedziała doskonale, że nie był to żaden Phil Atley, pytanie było, czy ta nowa tożsamość była wynikiem błędu posterunkowego, czy celową manipulacją siedzącego naprzeciw niej delikwenta.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
08-20-2025, 21:57
Jak raz postanowił zrobić dobry uczynek i oto, jak los go wynagrodził: zbyt ciasno zaciśniętymi kajdankami, niewygodnym krzesłem i wizją przesłuchania, na którym najprawdopodobniej będzie obiektem wyżycia się jakiegoś niespełnionego zawodowo pączkożercy.
Choć normalnie uciekałby przed długą ręką prawa aż by się za nim kurzyło, w tym przypadku minimalnie ucieszył się na przyjazd funkcjonariuszy. A na pewno dopóki nie zorientował się, w jak przekichanym położeniu się znajdował i jak rozważnie musiał to wszystko teraz rozegrać, by uniknąć zamknięcia za kratkami.
Prawda była jednak taka, że gdyby policjanci pojawili się chwilę później to najprawdopodobniej musieliby Fintana odesłać do Munga razem z tamtą dziewczyną: po tańczeniu wokół przeciwnika w serii uników, w końcu się potknął i wtedy przekonał się, że typ miał potężny sierpowy i żelazny chwyt. Farley nie potrzebował wiele, by rozpoznać brutala, a widok tamtego mężczyzny zjeżył mu włosy na karku. Wulgarna, obleśna twarz, złowrogi błysk w oku. Najgorsze było to, że stając naprzeciwko faceta zrozumiał, że tamten był gotów zatłuc go na miejscu gołymi rękoma.
Kiedy więc pojawili się amatorzy pączków, Fintan prawie że odetchnął z ulgą. Niestety, najwyraźniej jak zwykle trafił na niepotrafiących ocenić sytuację palantów, bo zgarnęli na komisariat zarówno brzydala, jak i jego samego. Siedział więc skuty na tym absurdalnie twardym krześle — chyba specjalnie tu takie wstawili — i czekał, sam jak palec w pokoju przesłuchań, wyciągnięty na tym krześle i z odchyloną do tyłu głową. Nie miał gdzie pluć krwią, więc dopóki nie miało zrobić mu się nie dobrze zamierzał pozwalać jej ściekać gardłem.
Gdy drzwi się otworzyły, leniwie uchylił niezapuchnięte oko i obserwował, jak nieumiejący pisać półgłówek majstruje mu przy kajdankach.
Tak, jełopie, jakby jeszcze za mało były zaciśnięte, amputuj mi te dłonie i później bezrefleksyjnie wpisz jako wypadek przy pracy.
Jego mniemanie o większości funkcjonariuszy policji było bardzo niskie. Kiedy jednak dojrzał osobę stojącą w drzwiach wiedział, że trafił na ten rzadki, bardzo kompetentny rodzaj stróża prawa.
Merlinie, nie widział jej całe wieki. A to, jak teraz na niego patrzyła, obudziło w nim poczucie winy, które skrzętnie zaczął ukrywać pod maską obojętności i zblazowania. Trzasnęła aktami o stolik, a on w odpowiedzi przeciągnął się z lekka leniwie i usiadł na krześle bardziej jak człowiek. Jak prędko się okazało, Willow zamierzała być bardzo profesjonalna i trzymająca się protokołu. Ciekawe, czy da radę znaleźć w niej Weasley, którą pamiętał ze szkoły. Ta zdawała się zakopana gdzieś pod wymalowanym na twarzy zmęczeniem i powagą.
Głośno i z trudnością przełknął krew sączącą się do gardła. Wyszczerzył się w uśmiechu, a w miernym świetle pojedynczej żarówki jego zabarwione posoką zęby wyglądały co najmniej groteskowo.
— So, koega śle spisł? — zapytał, wciąż rozmywając spółgłoski i gubiąc końcówki, balansując na krawędzi niezrozumiałego bełkotu. Pulsująca bólem bita szczęka i głęboko przygryziony język niespecjalnie ułatwiały komunikację, a te jełopy nie pomyślały o tym, by przed zebraniem od niego zeznań jakkolwiek ułatwić sprawę zarówno sobie, jak i jemu. Na szczęście Fintan był jednak bardzo uparty. Rozejrzał się po pomieszczeniu, przypominając sobie drogę do sali przesłuchań i analizując, gdzie może być ta ich magiczna przeźroczysta ściana. Lewa czy prawa? Chyba lewa, wskazywałby na to układ drzwi na korytarzu.
— F-A-R-L-E-Y, F-I-N-T-A-N — przeliterował dostatecznie wyraźnie, wlepiając spojrzenie w wysokość, na której spodziewał się jakiegoś pustego łba w mundurze. Pech chciał, że na ostatniej literze zakrztusił się trochę, przez parę sekund walcząc z krwawiącym językiem o możliwość złapania oddechu.
Gdy przestał zanosić się kaszlem, obiema dłońmi chwycił szklankę z wodą niczym ostatnią deskę ratunku. Gdyby kłykcie jego dłoni nie były zdarte i okrwawione, pewnie zbielałyby jak kreda. Wziął mały łyk, krzywiąc się trochę z bólu, a później większy, którym przed przełknięciem nieco przepłukał sobie usta.
— Szy moch... mochsz soś... pomóc? — wydukał, mając nadzieję, że choćby dla szybszego uwinięcia się z tym przedstawieniem dawna przyjaciółka zlituje się nad nim i spróbuje jako-tako zaleczyć mu język.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-21-2025, 15:13
Patrzyła na niego bez wyrazu, próbując powstrzymać poirytowanie na swoich współpracowników, ich opieszałość i obrzydliwe lenistwo kalające mundur służby magicznej policji. Nie była jednak w pozycji, aby móc im grozić, mogła jedynie sugerować i robić małe manipulacje, które sprawiłyby, że koledzy będą poważniej podchodzić do swoich obowiązków. Donoszenie wyżej nie wchodziło w grę, widziała, jakim ostracyzmem to się kończy. Na szczęście w jej jednostce mieli lepsze podejście do swoich obowiązków, szkoda tylko, że lwia część z nich poszła już do domu o tej godzinie, a Hawthorne przesłuchiwał drugiego podejrzanego.
Patrzyła na przedstawienie, które dawny przyjaciel postanowił odgrywać – sepleniąc i kierując twarz w stronę lustra weneckiego, najpewniej trafiając, w twarz któregoś z funkcjonariuszy. Drgnęła dopiero, gdy zaczął kaszleć, jej ręka powędrowała automatycznie do różdżki, a ciało zrobiło parę kroków wokół stołu. Dała mu napić się wody, skoro sam po nią sięgnął i gdy odstawił szklankę podniosła różdżkę do góry uprzednio wypowiadając inkantację Lumos.
– Otwórz buzię – poprosiła grzecznie i poświeciła na aparat mowy chłopaka światłem. Widok nie był najprzyjemniejszy, chociaż przynajmniej miał wszystkie zęby na swoim miejscu. – Nie będę tego leczyć, język jest zbyt delikatnym narządem – mruknęła pod nosem. – Nox. – Różdżka zgasła. Tyle, ile wyniosła z pierwszej pomocy niewiele tu się przydało, może skaleczenie na ręce, nodze, wstępne zabandażowanie rany, czy utrzymanie kogoś przy życiu było w jej zakresie umiejętności, ale leczenie języka? Nie bardzo. Nie chciała mieć na sumieniu źle zrośniętych wrażliwych tkanek mogących skutkować wadą wymowy, utratą smaku, czy jeszcze czymś gorszym. – Dajcie tu medyka – wypowiedziała donośnie i schowała różdżkę, otwierając drzwi od sali. Stała chwilę w przejściu, aż pojawił się dobrze znany jej uzdrowiciel, który pełnił służbę na posterunku właśnie w takich chwilach. Czasem wymieniał się z kimś innym ze św. Munga, ale przeważnie to jego twarz widziała i w trakcie akcji operacyjnych, i na samym posterunku. Nie był policjantem sam w sobie, jednak współpracował blisko. Kiwnęli sobie głową na powitanie i czarodziej skierował się do Farley’a, zajmując się jego ranami.
Weasley, natomiast oparła się o otwarte drzwi, testując najwyraźniej skrzypiące zawiasy. Zaraz potem obok pojawił się jej kolega z nietęgą miną.
– Nie wpadłeś na to, żeby najpierw wezwać uzdrowiciela nim poszedłeś po mnie? Naprawdę? – zapytała, podnosząc brodę, aby lepiej móc przyjrzeć się twarzy policjanta. Młody mężczyzna był ewidentnie speszony, zupełnie, jakby ktoś przyłapał go na wkładaniu gumochłona do czyichś butów.
– Nie było takiego rozkazu. Hawthorne był zajęty tym drugim, a Rogers machnął ręką, że przecież w gorszym stanie zwoziliśmy przestępców – potarł się po karku, patrząc gdzieś w bok, jakby chciał uciec spojrzeniem.
– A to sam nie umiesz myśleć? – zapytała, podpierając boki. Wyglądała jak jej własna matka, która rugała dorosłego chłopa za to, że spóźnił się na rodzinny obiad. Sama jakiś czas temu była na jego miejscu – posterunkowa Weasley, której obowiązki kończyły się na pobieżnym spisaniu informacji i wystawianiu mandatów - nigdy nie była tak leniwa, nigdy nie miała innych "gdzieś". Medyk zajmował się poszkodowanym podejrzanym, a rudowłosa obserwowała jego czyny przez uchylone drzwi. Patrzyła jak język wraca do swojego normalnego stanu, a część opuchlizny staje się mniejsza na tyle, na ile można było szybko połatać młodego mężczyznę. Nie była to kwestia zaufania do uzdrowiciela ani do Farley'a, raczej to była jej własna, silna potrzeba kontroli tego, że wszystko przebiega jak należy.
– Naprawdę w ten sposób utrudniasz sobie sam pracę – rzuciła do mężczyzny i pokręciła głową.
– Nie pouczaj mnie co?
– Nie pouczam, odnoszę się do tego, że twój brak pomyślunku, mógłby nas kosztować skargę w Wizengamocie, gdyby to był ktoś z nazwiskiem pokroju Black, czy Crouch… – powiedziała sztywno, a oba nazwiska wydawały się mieć gorzki smak w jej ustach.
– Ale nie jest.
– A jeśliby ci skłamał? Jeśliby był i wparowałby tu jego stryj, pracujący bezpośrednio pod Ministrem? – zapytała, mierząc mężczyznę spojrzeniem, chcąc dalej dowieść swój punkt widzenia na tę sytuację. Swoją rację.
– Merlinie, dobra, Weasley weź, za bardzo się spinasz. Patrz, już ci go poskładano – machnął ręką, a potem wskazał na uzdrowiciela, który kierował się do wyjścia.
– Język sprawny, rany zabandażowane, trzeba będzie zmienić opatrunki rano albo jak się po prostu chłopak umyje. Medycy na miejscu go puścili bez leczenia?
Weasley spiorunowała spojrzeniem posterunkowego na pytanie medyka.
– Eeee… – wykrztusił z siebie kolega policjant i uciekł spojrzeniem znów gdzieś w bok. Wziął głęboki wdech i chyba chciał zacząć się solidnie tłumaczyć, skoro to już nie była tylko kwestia sporu z Weasley, w końcu zaangażowany został ktoś trzeci, i to płci męskiej.
– Ja nie chcę tego słuchać – stwierdziła, odwracając się od funkcjonariusza. – Dzięki, Reggie, dobrze, że cię tu mamy – uśmiechnęła się przelotnie do medyka, a potem weszła do sali przesłuchań, zamykając za sobą drzwi. Zostawiła za sobą wszystko tam i wzięła pod rozwagę, że na koniec dzisiejszego dnia służby, jednak się nie powstrzyma i zda bardzo dokładny raport swojemu przełożonemu z nieostrożnych działań kolegi.
– No dobrze, panie Farley, mam nadzieję, że z panem już lepiej – odchrząknęła, błądząc wzrokiem po jego dłoniach, potem kajdankach, aż wreszcie, zatrzymując się na jego twarzy. Chciała, aby ich spotkanie mogło wyglądać inaczej, aby bariera, która ich obecnie odgradzała mogła runąć.
– Muszę zweryfikować pańską tożsamość. Data i miejsce urodzenia? – przecież doskonale je znała, a mimo to nie mogła ich ot tak wpisać bez zadania tego pytania. Zerkała to na arkusz papieru, to na Fintana. – Potrzebuję także pańskiego adresu zamieszkania i wykonywanego zawodu – dodała, wyciągając ołówek. Gdzie teraz mieszkasz, Fintan? Co robisz? Czemu się nie odzywałeś? Czym cię skrzywdziłam, że tak mnie po prostu zostawiłeś?
Nie czekając na odpowiedzi, zaczęła w odpowiedniej rubryce wpisywać imię i nazwisko mężczyzny, a potem jej ołówek po wpisaniu daty urodzenia zatrzymał się raptowanie. Wciąż przecież nie usłyszała odpowiedzi. Jedenasty listopada – dokładnie dwa dni przed jej urodzinami. Pamiętała, jak każdego roku obchodzili swoje urodziny, żartując, śmiejąc się, wymyślając co rusz nowe sposoby, na połączenie tych dni. Choć wiele nie miała, to zawsze mu coś podarowała, czy to sweter wydziergany przez mamę, czy kupione słodycze w Miodowym Królestwie za ostatnie kieszonkowe, czy kamyk, który razem znaleźli pod bijącą wierzbą. Zachowała go, bo przecież ten głupek prawie wybił sobie zęba o ten kamień w korzeniach drzewa.
Postukała ołówkiem w arkusz, podnosząc wzrok w oczekiwaniu na odpowiedzi. Co jeśli on poda nieprawdziwe dane? Musiałaby wziąć nowy protokół albo wymazać datę, zostawiając ślad swojej gorliwości. Czy raczej ślad tego, że siedzący naprzeciw niej nie był wcale obcy. I jak miałaby mu udowodnić, że podał nieprawdziwą datę urodzenia? Próbując zagłuszyć lękliwe pytania, odsunęła krzesło nogą i usiadła, tak jakby ciężar zmęczenia całą sytuacją ściągnął ją w dół mocniej niż powinien.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
08-21-2025, 19:36
Bolała go obojętność, z którą na niego patrzyła. Już wolałby krzyki i wyzwiska, przebłysk jakichkolwiek emocji, bo na ciepłe powitanie raczej nie miałby co liczyć nawet wtedy, gdyby okoliczności ich spotkania były zgoła inne. Sam na to zapracował, więc w ostatecznym rozrachunku musiał przyjąć ten chłodny profesjonalizm, który prezentowała mu Willow.
Była uprzejma i traktowała go z szacunkiem. Znając ją — a przynajmniej ją sprzed lat — wyszedł z założenia, że była po prostu dobrą osobą i podchodziła tak do każdego przesłuchiwanego. Zezłościła go myśl, że prawdopodobnie nie wszyscy przesłuchiwani odwzajemniali to podejście. Szmaciarze.
Bez pajacowania otworzył usta i pokazał język, a napięcie mięśni wokół oczu i żuchwy zdradzało, jak wiele bólu mu to sprawiało. Gdy oznajmiła, że nie będzie go leczyć, Fintan zamarł na moment. Czyżby przebywanie z tymi patafianami, których nazywała kolegami po fachu, jednak ją zmieniło? Zaraz jednak zeszło z niego napięcie, gdy zażądała medyka. Moja bohaterka, pomyślał, żałując, że nie może jej tym dla zabawy lekko podrażnić, jak miałby w zwyczaju za czasów Hogwartu.
Cholera, robię się zbyt nostalgiczny.
Zaraz pojawił się uzdrowiciel, który nie tracąc czasu zaczął krzątać się przy Fintanie. Farley z kolei mógł udawać, że skupia się na byciu nieruchomo żeby nie utrudniać procesu zasklepiania ran, a tak naprawdę na spokojnie mógł podsłuchiwać rozmowę toczącą się w drzwiach. Musiał uważać, żeby się nie zaśmiać z głupoty tamtego faceta. Tak, to były ten cień dawnej Willow, nie dającej sobie dmuchać w kaszę.
Jak na zawołanie zaburczało mu w brzuchu — nie jadł nic od rana, a jedna zwinięta z piekarni bułka to nie był wybitnie sycący posiłek. Miał dziś w planach kupić sobie w miarę — albo prawie — przyzwoitą kolację, jednak z wiadomych przyczyn nie doszło to do skutku.
— Dzięki — mruknął do uzdrowiciela, gdy ten skończył. Kojący wpływ magii leczniczej działał cuda na jego obolałe ciało. Z oka zeszła prawie cała opuchlizna, twarz nie pulsowała mu już tym nieprzyjemnym ciepłem towarzyszącym stłuczeniom, a język był wręcz jak nowy — a na pewno najbliżej nowości na przestrzeni kilku ostatnich lat.
Drzwi jeszcze raz się zamknęły, a Fintan i Willow zostali znów sami — oczywiście, jeżeli nie liczyło się nie wiadomo jak licznej widowni za podrabianą ścianą.
— A owszem, dziękuję za troskę, panno Weasley. Koledzy — spojrzał wymownie w stronę zamaskowanej szyby — mogliby brać z panny przykład. Bo dobrze usłyszałem, tak? Panna Weasley? — odparł, pytając dla zachowania całej szarady, jednocześnie uważne spoglądając na czarownicę. Jeżeli przy okazji tej całej wycieczki na komisariat dowiedziałby się czegokolwiek o aktualnej sytuacji życiowej Willow, uznałby to za swoje niewielkie zwycięstwo — nawet, jeżeli ta informacja miałaby dotyczyć jej sytuacji matrymonialnej.
Co swoją drogą było dość ciekawe, gdyby była nadal panną. Błękitnokrwiści słynęli przecież z tego, że prędko wypychali swoją dziatwę w starannie dobrane ramiona jakiegoś dalszego kuzyna czy innej dziesiątej wody po kisielu. Z drugiej strony, Weasleyowie zawsze byli w porządku, więc nie posądzałby ich o uczestniczenie w tych okrutnych procederach odbierania młodym możliwości samostanowienia. Zresztą, skoro Willy pracowała w takim zawodzie, to chyba nie musiał się martwić o to, że rodzina wywierała na niej presję.
Westchnął cicho na wspomnienie o weryfikacji tożsamości. Z jednej strony miło, że ktoś pilnował się protokołu. Z drugiej, wolałby nie mówić jej o niektórych sprawach. Normalnie pewnie próbowałby też być bardziej problematyczny — tyle że w tej sytuacji nie było nic normalnego. A na pewno nie to, jak sponiewierana tym dniem była Willow. Nie chciał jej zbytnio utrudniać życia: tylko tyle, ile to wypadało w jego położeniu.
— Jedenasty listopada trzydzieści sześć, Londyn — odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie mógłby jej okłamać w tej kwestii i nie zamierzał. Kolejne pytania... cóż. Oby zadowoliła się półprawdą. — Głupia sprawa, akurat jestem w trakcie zmiany lokum i ścieżki kariery, więc nie do końca wiem, co odpowiedzieć — uśmiechnął się przepraszająco, ryzykując spojrzenie na Willow. Mógł mieć tylko nadzieję, że pod płaszczykiem skruchy nie dopatrzy się ziarna wstydu. Nie chciał aby wiedziała, że oficjalnie jest bezdomny i bezrobotny. A już na pewno nie miał w planach przyznawać się do działalności przestępczej. — Swoją drogą, polecałabyś pracę w magicznej policji? Jak to jest stać na straży prawa, dobrze czy nie dobrze? — zapytał, z jednej strony trochę dla podtrzymania swojego wizerunku zawadiaki, z drugiej naprawdę będąc ciekaw, co odpowie. Nie był pewien, czy uraczy go choć namiastką informacji, ale pozostawał przy nadziei, że może między wersami uda mu się coś z niej wyczytać — trochę jak z dawniej lubianej książki, do której wracało się po latach by poczuć się jak w domu, ale zarazem pozostając otwartym na zaskoczenie czymś zupełnie nowym.
Jak tam, Willow? Czy wszystko u ciebie stoi dalej tam, gdzie stało?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-22-2025, 14:50
Nie wiedziała, ilu funkcjonariuszy nadzorowało przesłuchanie, mógł być tam każdy, a mogło też nie być tam nikogo. Nauczyła się jednak nie spoglądać w kierunku obserwatorów, w przeciwieństwie do jej dawnego przyjaciela, który chyba wziął sobie za cel irytowanie potencjalnej publiczności. Nawet nie doszedł do niej komplement pod jej adresem, ominęła go swoimi myślami, raczej analizując, co i komu próbował Farley udowodnić. Wyglądało więc to tak, jakby po prostu zignorowała jego słowa, puściła mimo uszu, nie odpowiadając na jego ciekawość.
Przygryzła lekko policzek od wewnątrz, gdy usłyszała datę urodzenia i mogła dopisać do niej miejsce. Było tak, jak być powinno, nie kłamał i całe szczęście nie próbował się migać… do czasu. Uniosła brew na jego odpowiedź, a zaraz potem oba łuki nad oczami powędrowały w dół.
– Rozumiem – mruknęła i położyła arkusz na stole, wpisując w rubryce wykonywanej pracy: w trakcie zmiany zawodu. Podobną formułę zapisała w tabeli z adresem: w trakcie zmiany adresu zamieszkania. Podczas pisania poza ołówkiem sunącym po kremowym papierze padły też jej kolejne słowa. – Niemniej potrzebujemy pańskiego adresu w przypadku ponownego wezwania pana na posterunek lub do Wizengamotu, jeśli zostanie pan zwolniony z aresztu – stuknęła rysikiem o kartkę i podniosła spojrzenie na Fintana. Przez myśl przemknęło jej, że może to po prostu z nią nie chce dzielić się tym, gdzie obecnie mieszka. Dlaczego? Wstydził się? A może nie chciał, żeby go odwiedziła, jeśli wpadłaby na taki pomysł? Raczej nie wykorzystałaby takich informacji, chociaż pokusa konfrontacji z kimś, takim jak Farley była ogromna, jednak czy warta swojej ceny?
– Pańskie dane zostaną użyte tylko, w tym celu – podkreśliła, chcąc może go ośmielić, a może zapewnić, że nie musiał się obawiać niespodziewanej wizyty z jej strony. Zaprzepaścił ich przyjaźń dawno temu, a ona nie miała siły o to walczyć. Na pewno nie w tej chwili, gdy szwy założone na ranę porzucenia zostały zdjęte i pozostała jedynie blizna. Biaława smuga przerywająca tkankę uczuć, które były osobowością kobiety.
Jego kolejne pytanie wywołało w niej dziwny rodzaj irytacji. Naprawdę, Fintan? Naprawdę myślisz, że możesz w tej chwili zadawać mi takie pytania i oczekiwać, że opowiem ci o moim życiu? Patrzyła znów na niego tymi zmęczonymi oczami, jakby jego widok bolał ją w sposób nie tylko psychiczny, ale też fizyczny. Zaraz, jednak wypuściła powietrze nosem, tak jakby chciała prychnąć. Poprawiła się po tym na krześle i otworzyła notatnik na czystej stronie.
– To miłe, że jest pan ciekaw, ale teraz musimy przeprowadzić czynność zgodnie z procedurą. Ma pan prawo do zachowania milczenia, jeśli jednak pan z niego zrezygnuje, wszystko, co pan powie, może zostać użyte w Wizengamocie przeciwko panu. Czy rozumie pan prawo, które przedstawiłam? – wyrecytowała neutralnie, chociaż wciąż uprzejmie, tak aby nie zdradzać prywatnych odczuć. Nie chodziło, że chciała je ukrywać konkretnie przed nim – to było dodatkową zaletą. To, przed kim należało je skryć? Przed potencjalnymi obserwatorami, a także przed samą sobą. Własne uczucia mogły niestety wpłynąć na zadane pytania, a to prowadzić mogło do pytań pełnych sugestii, co było niezgodne z procedurami. Nie chodziło też o to, co chciała usłyszeć. Ale gdyby mogła czegoś chcieć? Dlaczego tak po prostu się odsunąłeś?
– Czy chce pan złożyć wyjaśnienia w kwestii zajścia, które miało miejsce w dzielnicy Lambeth między godziną 20:00 a 22:00 w budynku na ulicy Old Paradise? – kolejna formuła wyciągnięta z formularza procedury przesłuchań. Po pouczeniu, należało zapytać, czy przesłuchiwany zechce sam złożyć wyjaśnienia. Jeśli nie – zwykle kończono przesłuchanie, w przeciwieństwie do aurorów policja nie miała brudnych narzędzi do wymuszania odpowiedzi, ani veritaserum na zwołanie. Jednak przez reputację niektórych funkcjonariuszy i mit policji, narosło przekonanie, że swoją wersję wydarzeń warto było opowiedzieć, a to otwierało furtkę do pytań, kluczenia i szukania prawdy. Nie każdy funkcjonariusz to lubił, a Willow? Chyba właśnie w tym odnajdywała się najlepiej. Zastanawiała się, jak będzie brzmiała opowieść Farley’a oraz jak będzie współgrała lub nie z opowieścią, którą słuchał Hawthorne w innej sali.
Czekała w ciszy i nieruchomo, patrząc na niego chłodnymi oczami, nie zdradzającymi nic poza tym, czego oczekiwać mogła policja. Była gotowa zanotować pęd wydarzeń lub odmowę, choć, jeśli miałaby mu doradzić, najlepiej wyszedłby na tym, aby dokładnie przedstawić prawdę. Zatajanie informacji budziło podejrzenia, a to mogłoby sprowadzić na niego gorsze konsekwencje. Pozostawała także kwestia aresztu, która w przypadku Fintana nie wyglądała za dobrze, po przesłuchaniu, jeśli nie będzie oczyszczony ze wszystkich zarzutów – a, w tym była napaść na poszkodowaną – to zostanie zamknięty, póki sprawa się nie wyjaśni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
08-24-2025, 12:17
Siedząc naprzeciwko Willow mógł, w ramach tej rozmowy — o ile policyjne przesłuchanie można było nazwać rozmową — przypatrywać się jej dość swobodnie. Tym bardziej bolała go obojętność, z którą do niego podchodziła. To, że trudno mu było dopatrzeć się choćby śladu przychylnego spojrzenia z jej strony. Chociaż było z jego strony naiwnym, by mieć nadzieję na uraczenie go choćby namiastką konwersacji, co dopiero łaskawsze traktowanie, jakaś część jego bardzo chciała, by dawna przyjaciółka pokazała mu jakikolwiek przejaw tego, że nie skreśliła go całkowicie.
Zamiast tego otrzymywał jednak formalne zwroty, nienaganne przestrzeganie procedur i obojętny wyraz twarzy. Traktowała go jak nieznajomego. Kiedy jednak podał jej datę oraz miejsce urodzenia i obserwował, jak zapisuje ją ołówkiem na druku, zauważył że zapisała chyba tylko miejsce. Przechylił lekko głowę, przypatrując się jej z otwartą ciekawością. Zdecyduj się, Willow — obcy, czy dobrze znany? Oby twoi koledzy za szybą tego nie zauważyli.
Uniesienie brwi to było najwięcej, co do tej pory od niej otrzymał. Niedowierzanie? Zaskoczenie? Czy może przyjęcie tego za próbę krętactwa, bo spodziewała się po nim najgorszego. Też bym się tego po sobie spodziewał, skoro ot tak wyrzuciłem siedem lat przyjaźni na śmietnik.
A jednak, jakaś jego część ubolewała nad faktem, że tak po prostu przyjęła jego zdystansowanie się. Zupełnie, jakby cały czas się tego po nim spodziewała. Ostatecznie, życie bez balastu w postaci jego osoby wyszło jej chyba na dobre, prawda?
— Rozumiem — zawtórował jej. Z pozoru spokojnie, wewnątrz jednak zastanawiał się, co jej teraz odpowiedzieć. Nie poda jej przecież adresu Mewy i Księżyca, bo chociaż tam pojawiał się najbardziej regularnie, nie zamierzał ściągać londyńskiej policji do Cardiff. Już walijscy przedstawiciele prawa potrafili napsuć krwi w okolicy. — 44 Cale Street, mieszkanie 27. To w mugolskiej części Chelsea. Bywam tam dostatecznie często, by raz na jakiś czas być w stanie odebrać pocztę — odpowiedział w końcu, podając adres jednego ze swoich squatów. Ten konkretny mieścił się na poddaszu opuszczonej kamienicy. Jeżeli miało to być faktycznie tylko po to, by wysłać mu jakąś informację w razie gdyby był im jeszcze potrzebny, to było to wystarczające. Nie czuł się zobowiązany zaglądać tam niezwykle często, a jeżeli chcieliby go z jakiegoś powodu przyskrzynić to był w stanie porzucić miejscówkę bez większego żalu. Jeżeli jednak Willow będzie chciała wykorzystać tę informację do prywatnych celów, to Fintan bez wątpienia się o tym dowie.
Jego próby przejęcia choć odrobiny kontroli nad rozmową spełzały na niczym. Gdy zaczęła recytować formułkę jego spojrzenie stało się bardziej butne, chłodniejsze.
— Rozumiem — powtórzył, tym razem oschlej. Willow wybrała swoją opcję i nie był nim zawadiacki Fintan, który opowieść opatrzyłby nad wyraz pomocnymi informacjami. Nie był nim też Fintan całkowicie utrudniający życie, który odmówi zeznań — to zresztą nie odpowiadałoby mu jakkolwiek, bo wiedział, że w sytuacji eskalowania byli w stanie dokopać się na niego większego brudu niż bójka, czy te parę drobnych kradzieży, które widniały w jego kartotece. Padło na opcję pośrodku: rzeczowa, do celu, bez uprzejmości. Niektórzy by powiedzieli, że z deka wredna i złośliwa — przeważnie takiego zdania byli ludzie, którym nie pozwalał naciągnąć się na darmowe próbki.
— Tak, chcę złożyć wyjaśnienia w kwestii zajścia, które miało miejsce w dzielnicy Lambeth między godziną 20:00 a 22:00 w budynku na ulicy Old Paradise — odparł, zakładając nogę na nogę i rozsiadając się na niewygodnym krześle tak, jakby było najwygodniejszym fotelem.
Eustace House było jednym z tych szemranych miejsc, do których ludzie udawali się, gdy chcieli coś ukryć. Hazard, kochanki, prostytucję oraz — a jakże — handel substancjami zakazanymi. Obskurny bar, dziurawy parkiet, prywatne pokoje, a to wszystko ukryte przed mugolską ciekawością. Idealny punkt, jeżeli potrzebujesz lokalu do użytku całkowicie dyskretnego, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalały ściany. Właściciele nie byli wirtuozami zaklęć, ale w zamian za ich niezwykle milczące usta dało się to przeboleć. Fintan wpadał tam sporadycznie, kiedy ruch był dobry, co przekładało się na jego potencjalny utarg. Pocztą pantoflową ludzie dowiadywali się, że Lucky będzie dziś u Eustachego, a Eustachy wynajmował mu melinę na spokojny handel. Tego dnia nie było inaczej, siedział sobie w swojej dziupli, a uczynne ptaszki podsyłały do niego spragnionych wrażeń. Szybko wypstrykiwał się z towaru, bo było świeżo po wypłatach — z pełną kiesą każdy czuł się panem świata, a on sprzedawał substytut szczęścia na gramy i krople.
Została mu ćwierć tego, z czym przyszedł, a siedzący naprzeciw klient chciał kupić całość. Towar i pieniądze leżały już na stole, negocjowali jeszcze konkretne kwoty, bo oczywiście facet chciał zniżkę większą, niż Farley był skłonny mu udzielić. Dodatkowo w targowaniu się nie pomagały hałasy z pokoju obok. Ewidentnie zabawiała się tam jakaś parka. Z minuty na minutę odgłosy robiły się jednak coraz dziwniejsze, które skutecznie utrudniały formułowanie myśli w słowa. W pewnej chwili pojawił się kolejny dźwięk, jakby stłumione wołanie o pomoc? Choć bardziej brzmiało to jak zdesperowane miauczenie dręczonego kota, który nie miał już siły dalej walczyć o życie.
— Momencik — Finn uniósł palec i wstał od stołu, choć nigdy, przenigdy nie powinien zostawiać kogokolwiek samego z towarem. Miał jednak dziwne przeczucie, że nawet zgarnięcie wszystkiego z powrotem do kieszeni zajmie zbyt długo. Wypadł ze swojego pokoiku i bez ceregieli wpakował się do pomieszczenia obok, nie myśląc o pukaniu czy jakimkolwiek zaanonsowaniu swojej obecności. Skoro i tak byli tak głośno to chyba nie mieli nic przeciwko temu, że ktoś dokładnie wiedział, co robili?
Jeszcze nigdy jednocześnie nie miał tak wiele racji w swoim działaniu, a tak wiele błędu w swoim osądzie.
Paskudny facet przypominający krzyżówkę wyjątkowo włochatej świni z człowiekiem, będąc w samych gaciach i rozchełstanej koszuli wisiał nad dziewczyną przywiązaną do łóżka tak, że w żaden sposób nie mogło być to ani wygodne, ani tym bardziej przyjemne. Pod sińcami i krwią twarz dziewczyny była naprawdę ładna, lecz jej przerażone, chwiejące się na granicy przytomności spojrzenie ewidentnie mówiło, że to nie był sposób, w jaki lubiła się bawić.
Nie myśląc, rzucił się na faceta z pięściami, choć zdecydowanie logiczniej byłoby wyciągnąć różdżkę. Tej jednak nie do końca ufał — bał się, że kapryśny rdzeń przypadkowo porazi tę biedną dziewczynę, a nie wyglądała jakby była w stanie znieść wiele więcej. Mężczyzna natomiast... Farley widział w swoim życiu dostatecznie wielu ludzi niespełna rozumu i psychopatów, by jednego rozpoznać. Zaczął się drzeć, żeby ktoś wezwał policję, a wtedy koleś zamachnął się i przywalił mu w twarz. Pech chciał, że język utknął Finnowi miedzy zębami. Krew wylała się tam, gdzie jej nie powinno być, a ból na chwilę stłumił mu myśli. Nie wiedział, jak długo się okładali, kiedy w końcu od strony drzwi posypały się zaklęcia. Nieprzyjemne, całkowicie przesadzone jak na jego gust. Reszta zatrzymania też nie należała do profesjonalnych, czy dopuszczająca do głosu zasadę niewinności do momentu udowodnienia przewin. Dopiero będąc ciągniętym przez zdruzgotany przybytek i widząc wyszczerzoną twarz swojego niedoszłego klienta Fintan zrozumiał, w jak głębokie bagno wdepnął.

— Podnajmowałem pokój w Eustace House kiedy usłyszałem dźwięki zza ściany. Na początku brzmiało to jak schadzka lubiących ostrzejszą zabawę kochanków, albo świadczenie usług seksualnych dla bardzo specyficznego klienta — zaczął mówić, wiedząc, że scena jest jego. Patrzył na Willow, chcąc zobaczyć jej reakcję, oraz żeby wiedziała, że mówi prawdę. Już zdążył ominąć pewne wygodne dla siebie fragmenty, ale pozostawało mieć nadzieję, że skupi się na kwestiach naprawdę ważnych dla tego konkretnego śledztwa. — Z czasem dźwięki zaczęły robić się coraz bardziej niepokojące. Coś, można nazwać to przeczuciem albo gryfońskim pakowaniem się w różne sytuacje bez większego zastanowienia, kazało mi pójść do pomieszczenia obok. Byłem też już dość zirytowany, bo ciężko było jakkolwiek zebrać myśli przy takich hałasach. Wpadłem więc do pokoju obok i zobaczyłem tego obleśnego typa, który wisiał nad dziewczyną. Miała siniaki i krew na twarzy, była przywiązana do łóżka, ale nie w taki zabawowy sposób. Bardziej jakby... — zawiesił się i ściszył głos. — Jak... przypomniało mi to, jak przez moment pracowałem w rzeźni, jak wiązało się zwierzęta do uboju — mówiąc to ostatnie zdanie nie wytrzymał i wbił spojrzenie w stół. Zrobiło mu się trochę niedobrze, bo sam wcześniej nie uświadomił sobie, dlaczego na ten widok zareagował aż tak gwałtownie. Teraz jeszcze wyobraźnia podsunęła mu zupełnie inny widok, inną skatowaną twarz w takiej sytuacji.
Milczał przez chwilę, po czym odchrząknął.
— Rzuciłem się na niego z pięściami, zacząłem krzyczeć by ktoś wezwał policję. Biliśmy się, głównie on mnie bo był jakoś trzy razy szerszy i silniejszy. Przywalił mi parę razy w twarz by spróbować mnie uciszyć, ale ktoś chyba mnie jednak usłyszał, bo po jakimś czasie pojawił się oddział. Trudno stwierdzić ile to trwało, trochę walczyłem wtedy o życie więc pewnie upływ czasu mi się nieproporcjonalnie dłużył. Potem już tylko policjanci dołożyli parę dodatkowych siniaków przy zatrzymaniu i znalazłem się tutaj, w o wiele bardziej kompetentnych dłoniach — spojrzał wtedy na nią i westchnął. — Skończyłem zeznanie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-25-2025, 22:01
Spuściła wzrok na kartkę, słysząc dane adresowe i zaczęła kreślić znaki, zapisując adres ulicy w Chelsea. Nie była w stanie przywołać obrazu tego konkretnego miejsca, jednak sama dzielnica wywoływała pewne skojarzenia, szczególnie te dotyczące bohemy i artystów, którzy upodobali sobie tamte rejony, czy właśnie w takim towarzystwie obracał się obecnie Farley? A może z takim środowiskiem zrywał, skoro zmieniał i adres, i pracę? Nie próbowała rozgryźć podejrzanego, chciała dowiedzieć się co u dawnego przyjaciela, nie dając mu nawet szansy na jakąkolwiek informację zwrotną z jej strony. Czułaby się sama ze sobą gorzej z tego powodu, gdyby nie krople goryczy sączące się ze szczelin pamięci, w których jak w myślodsiewni odgrywane były uciekające przed nią buty, milczenie będące jedyną odpowiedzią na pytania, odwrócone spojrzenie na powitanie, listy, które nie otrzymały odpowiedzi, a może nawet nigdy nie zostały przeczytane. To on podjął samolubie ten wybór, aby ją odtrącić, nie ona.
W jego słowach był jeszcze jeden trop, o którym nie pomyślała. Bywał tam dostatecznie często – może to nie było jego dawne miejsce zamieszkania, a czyjeś? Przyjaciela? Koleżanki? Kogoś… z kim był? Nieprzyjemne ukłucie rzeczywistości dźgnęło jej przełyk, rozpalając goryczą. Kto był lepszym przyjacielem od niej, że aż razem zamieszkali? Przez chwilę marsowa mina przyozdobiła twarz, jednak zniknęła tak szybko jak się pojawiła, zaraz za odchrząknięciem i poprawieniem się na krześle, najwyraźniej potrzebowała na nowo osadzić się w rzeczywistości.
Niemal natychmiast dostrzegła zmianę w jego spojrzeniu, gdy potraktowała jego ciekawość chłodnym policyjnym żargonem. Ciepło rozlewające się w przełyku rozpełzło się, sprawiając, że żołądek powoli skręcał się w supeł. Nie wystraszyła się, ale pewien rodzaj lęku przespacerował się po krawędzi jej myśli, gdy buta w brązowych oczach zaczęła wieść prym. Gdyby tylko mogła złapać to, co jeszcze było tam przed chwilą, chwycić tę ulatującą wstążkę, żartobliwego i ciekawskiego chłopaka z Gryffindoru, zrobiłaby to. Jednak… nie mogła tego zrobić. Gdyby tylko mogła z tego powodu zapłakać, zrobiłaby to już chwilę temu, pozwalając nieszczęściu ściec po policzkach i przynieść ulgę temu dziwnemu kłębkowi emocji. Ale nie mogła tego zrobić. Gdyby tylko mogła cofnąć się tę parę lat wcześniej i zażądać wyjaśnień już wtedy, zrobiłaby to. Tylko nie było to możliwe.
Oddech powoli opuścił usta, a jasny błękit oczu utkwiony został w twarzy siedzącego naprzeciw niej mężczyzny – już nie chłopca. Był tak inny, tak okrutnie przetrawiony przez dorosłość i uformowany przez wydarzenia, o których pojęcia nie miała, ale zapisały się na jego nowych zmarszczkach pod oczami, paru nowych bliznach i ostrzejszym wyrazie całej jego osoby. Chyba tylko poczucie dawnej więzi sprawiało, że nie czuła przed nim strachu, ale logika podpowiadała, że nie chciałaby się znaleźć z kimś takim, obcym, samotnie w ciemnej alejce.
Skup się, Willow. Podpowiadał zdrowy rozsądek, ale ten niezdrowy chciał brnąć dalej. Gdyby byli w innej sytuacji, tak długo skupiony wzrok na kimś, pozbawiony mrugnięć, analizujący do bólu każdy cal twarzy, mógłby wzbudzić niepokój, może nawet dwuznaczne myśli. Teraz jednak czuła na sobie ochronną pelerynę obowiązku, wymówkę.
– W takim razie proszę opowiedzieć swoją relację – mrugnęła parokrotnie, przywołując samą siebie do porządku i przyciągając notatnik bliżej swojego krańca stołu. Jej własny głos zabrzmiał nagle tak obco, a dłonie wydawały się być obok, zupełnie odklejone od ciała, jednak posłuszne myśli i czynowi.
Nie patrząc na niego, łatwiej było zachować znów ład w głowie, a najważniejsze informacje w formie notatek zaczęły zdobić kawałek papieru w dość krzywym, choć czytelnym obrazie liter i słów. Paradoksalnie delikatne tematy, które wywołałyby prawdopodobnie rumieńce już u niejednej panny z dobrego domu, wydały się nie robić na niej większego wrażenia, zupełnie jak krople deszczu ściekające po gęsich piórach. Zgodnie z zasadą, choć miała pytania, nie przerywała monologu, dając podejrzanemu odpowiedni czas i przestrzeń. Wyczekała każdą pauzę bez wtrącania, a raczej wykorzystywała do spisania notatki, przez co, chwile ciszy wypełniał dźwięk rysika sunącego po papierze. Przygryzła lekko policzek, powstrzymując kącik ust chcący unieść się do góry na wspomnienie dotyczące gryfońskiego sposobu bycia. Skup się, Willow.
Podniosła spojrzenie, gdy usłyszała zawahanie, a potem mrożące porównanie, które ostatecznie zmusiło ją do przełknięcia kolejnej fali ciepła rozchodzącej się w gardle. Żałowała, że nie przyniosła wody dla samej siebie. Powolny wdech i równie powolny wydech ratowały jej powagę. Utkwiła w nim znów spojrzenie, ale nie ponaglała go, cierpliwie czekała, aż znów zbierze się w sobie, by mówić. Gdyby nie cała otoczka sali przesłuchań, najpewniej jej dłoń wylądowałaby na jego ramieniu, a usta mówiły coś o tym, że jeśli jest to zbyt bolesne, to wcale nie musi jej opowiadać o tym. Niestety potrzebowała tych zeznań, on zresztą też.
Gdy nastąpiła kontynuacja opisu zdarzenia, jeszcze chwilę mu się przyglądała, przypatrywała się twarzy i mimice, szukała oznak kłamstwa, może matactwa, ale nie potrafiła nic znaleźć. Może nie chciała? Może chciała bardzo wierzyć w wersję, w której przyjaciel ze szkolnych ław okazał się bohaterem, a nie dawcą przemocy? Chwilę przed skończeniem przez Fintana opowieści, wróciła spojrzeniem na notatnik i dodała kilka zdań, które miały dopełnić obraz zeznań. Minęli się wzrokiem, gładko i bez wzajemnej wiedzy o tym, jak jedno spoglądało na drugie.
Niemal w tym samym momencie drzwi od pokoju przesłuchań uchyliły się, a do środka wpełzł dobrze znany dwójce policjant. Zamachał aktami i położył je tuż obok Weasley, a następnie popatrzył na Farley’a oceniająco, tak jakby dokładnie zapoznał się z zawartością teczki.
– Cóż, okazało się, że jednak ma kartotekę, pomyślałem, że ci się przyda – stwierdził policjant, krzyżując ramiona i chyba najwyraźniej na coś czekał. Podziękowanie? Brawo, potrafisz jednak sam myśleć, gratulacje.
– Dzięki, Richardzie, przyda się – skinęła w jego kierunku głową i położyła dłoń na aktach. – Chcesz zostać? – dodała, spoglądając na niego z ukosa, choć jej ton brzmiał bardziej, jak ponaglenie do wyjścia.
– Nie no, radzisz sobie przecież dobrze beze mnie – parsknął sam ze swojego żartu i chyba liczył, że wywoła tym na twarzy Willow jakiś uśmiech. Liczył na próżno. Zimne spojrzenie odprowadziło policjanta do drzwi i choć mogłaby go poprosić o szklankę wody dla samej siebie, przełknęła głośno ślinę i nie schowała dumy. Dłoń samoistnie otworzyła kartotekę Farley'a, jakby bezwiednie.
Nie, najpierw pytania do zeznań, potem zadowolisz swoją ciekawość. SKUP SIĘ, WILLOW.
Westchnęła ciężko i zamknęła akta, zupełnie, jakby coś tam zobaczyła, lecz w gruncie rzeczy nawet nie przeczytała numeru spraw. Jej pochopność kierowana dociekliwością w kwestii życia dawnego przyjaciela musiała zostać powstrzymana. Cała jego przeszłość, być może odpowiedzi, co działo się z nim przez ostatnie siedem lat mogła mieć na wyciągnięcie ręki, ale skoro nie wpadła na sprawdzenie tego wcześniej – bo nie podejrzewała, że miałby kartotekę – to mogła poczekać jeszcze chwilę.
– Zadam ci teraz kilka pytań – poinformowała, odsuwając kartotekę i skupiając się na swoich notatkach. Dopiero po wypowiedzeniu słów, zapomniała o jakże ważnej formułce „panu”. Jeśli sama na to nie zwrócisz uwagi, on pewnie też, próbowała okłamać samą siebie. Oczywiście, że zwróci, był zbyt bystry. – Czy znał pan wcześniej te osoby – ofiarę, jak i podejrzanego? – zapytała, zerkając na notatki z miejsca zdarzenia, które zrobił funkcjonariusz Richard, a potem zajrzała do innych dokumentów, które wcześniej sama przyniosła. Na wiele jej pytań, które zdążyła przygotować miała odpowiedzi podane w opisie miejsca zdarzenia, więc te sobie darowała. – Czy ofiara była przytomna, gdy wszedł pan do pomieszczenia? – była to dość ważna kwestia, jeśli tak i jej stan byłby stabilny, mogłaby zeznać na korzyść Fintana. I o ile dziewczyna nie doznała amnezji, w końcu mózg często tak się bronił przed traumą. – Czy słyszał pan osoby trzecie w pokoju poza ofiarą i podejrzanym? – nie jest wykluczone, że agresor ograniczał się tylko do jednej osoby, a słowa Farley’a nie były zbyt precyzyjne, jeśli chodziło o dźwięki zza ściany. – Czy po pańskiej interwencji do pomieszczenia ktoś jeszcze wszedł poza oddziałem magicznej policji? – zastukała ołówkiem kilka razy o blat, nieumyślnie, jakby potrzebowała tego dźwięku, aby przypomnieć sobie kolejne pytanie. – Czy poza ciosami w twarz, podejrzany atakował pana w inny sposób?
Po każdym pytaniu dała mu czas na odpowiedź, a sobie czas na zapisanie odpowiedzi. Jednak pomiędzy tym wszystkim jej wzrok mimowolnie uciekał na pokusę w postaci kartoteki. Wreszcie zastanowiła ją jedna rzecz, ot śrubka, którą mogła dokręcić Richardowi i Rogersowi.
– Wspomniał pan o siniakach przy zatrzymaniu, czy mógłby pan dokładnie opisać zachowanie funkcjonariuszy? – odchyliła się na krześle, tłumacząc się sama przed sobą w myślach, że to przecież standardowe pytanie. Kto wie, czy, któryś z funkcjonariuszy osobiście nie znał podejrzanego, wypadało więc dopytać, czy nie chodziło o jakieś prywatne animozje.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Fintan Farley
Czarodzieje
do you have enough love in your heart to go and get your hands dirty?
Wiek
25
Zawód
przedsiębiorca (diler i złodziej)
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
żebracza
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
8
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
15
Brak karty postaci
08-27-2025, 22:05
Nie było chyba dnia od skończenia Hogwartu, żeby nie kwestionował swojej decyzji. Nigdy nie pozwolił sobie jednak na to, by otwarcie przyznać się do tego, że najprawdopodobniej popełnił błąd, kiedy siedem lat temu postanowił pójść swoją własną, samotną drogą.
Teraz też tego nie zrobił. Zgniótł myśl niczym robaka, gdy tylko zaczęła przyjmować kształt w jego głowie, kiedy w akompaniamencie dźwięku ołówka sunącego po kartce bez ogródek przypatrywał się Willow. Skupionej, schowanej za maską profesjonalizmu, zdystansowanej, obcej. Starszej, zmęczonej, dojrzalszej, innej A jednak — wciąż tak bardzo znajomej. Byłoby mu o wiele łatwiej odgrywać rolę zagniewanego, niebezpiecznego zatrzymanego, gdyby nie widział tego charakterystycznego sposobu trzymania ołówka, dobrze znanej krzywizny liter, zmarszczki tworzącej się między brwiami, gdy była na czymś bardzo skoncentrowana, poskromionej w więzach burzy rudych włosów na znak, że Willy podchodziła do czegoś na poważnie, oraz kręcenia się na krześle, gdy potrzebowała ściągnąć swoje myśli na ziemię.
Oddałby swojego ostatniego knuta za to, by dowiedzieć się, co kotłowało się w jej głowie. Co o nim sądziła? Nie tylko teraz, ale odkąd ją porzucił? Chociaż chwila obecna ciekawiła go tak bardzo, że wręcz był w stanie fizycznie odczuć, jak skręcają mu się wnętrzności. Bo na pewno przecież nie ze stresu. Przechodził już przez policyjne przesłuchania i to nie różniło się od nich czymkolwiek, prawda? Po tym pobiciu i utracie krwi musiał czuć się trochę źle i słabo, to było najbardziej logiczne wytłumaczenie tego mdłego posmaku w głębi gardła.
Oboje byli okropnie uparci i gdyby nie sprawy, które doprowadziły do ich spotkania, to pewnie siedząc tak naprzeciw siebie byliby w stanie patrzeć na siebie godzinami, próbując odnaleźć odpowiedzi, które nie byli pewni, czy chcieli usłyszeć wypowiedziane na głos.
Starał się nie mówić zbyt prędko, żeby zdążyła wszystko wynotować. Pewnie któryś z jej kolegów również spisywał słowa Farleya, ale przesłuchiwany stracił już jakiekolwiek zainteresowanie kimkolwiek, kto nie był Willow Belisent Weasley. Mówił jej o rzeczach, o których według społecznych prawideł nie powinien opowiadać tak otwarcie i bez skrępowania — a jednak. Bo zeznawał. Bo to była Willow, a jej kiedyś mógł powiedzieć wszystko. Było to jak przywrócenie namiastki przeszłości do teraźniejszości. I nawet wtedy, gdy nie był w stanie na nią patrzeć, bo słowa z jego ust tworzyły nieprawdziwe obrazy w jego głowie, to wciąż ona była obok. Paradoksalnie, byli bezpieczni w tej sytuacji.
Tę iluzoryczną bańkę wyimaginowanego komfortu przebiło otwarcie drzwi i pojawienie się intruza. Fintan miał już tego kolesia po dziurki w nosie, więc popatrzył się na niego lekko spode łba. Zaczęli swoją znajomość niefortunnie, ale nawet swoją własną krzywdę byłby w stanie puścić w niepamięć, gdyby koleś nie zachowywał się jak skończony kutas względem Willy.
Gdybym tylko bezkarnie mógł mu oddać...
Na moment Finn pogrążył się w fantazji, w której wymierza celny cios w tę irytującą facjatę, nim nie dotarło do niego, z czym przyszedł ten bezużyteczny darmozjad żyjący z publicznych podatków. O nie. Starał się nie okazywać tego, jak bardzo nie chciał, żeby Willow czytała o wszystkich jego głupich błędach, o tym jak dał się złapać i na czym. Stare przewiny sprzed kilku lat, pierwsze niewprawne kradzieże i włamania. Tamten piekarz, który za głupi bochen wezwał mundurowych, doprowadzając do wlepienia Farleyowi grzywny, którą ze swoich nieistniejących dochodów spłacał pół roku. Nocne włamanie do apteki, gdy tak się pochorował po czymś nieświeżym co zjadł wieczorem, że myślał, że umiera — wtedy przynajmniej ktoś się nad nim zlitował i odstawili go do Munga w łagodzącej okoliczności bycia w stanie niespełna funkcji umysłowych od absurdalnie wysokiej gorączki. Spisany po aurorskiej akcji na Nokturnie, bo odstawili go na komisariat kiedy okazało się, że tylko był w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Przywłaszczenie sobie zegarka znalezionego na ulicy, bez wiedzy o tym, że nałożone było na niego zaklęcie śledzące. Mandat za przebywanie na posesji prywatnej bez zezwolenia, gdy uciął sobie drzemkę w czyimś ogrodzie — o czym zupełnie nie miał pojęcia, bo była to jakaś wielka posesja należąca do błękitnokrwistych i pomylił ją z parkiem, a w tamtej chwili nie połączył swojej niemożności znalezienia furtki w ogrodzeniu z tym, że może w takim razie nie powinien się za nie dostać. Jeszcze ze dwie lub trzy drobne kradzieże, których nie mógł sobie przypomnieć, zanim nie przeniósł się na działanie po mugolskiej stronie miasta, które dla początkującego bezdomnego złodzieja-magika było zdecydowanie lepsze do nabierania wprawy.
To, że Willow miała to wszystko teraz poznać sprawiało, że chciał zapaść się pod ziemię. A kiedy zajrzała do akt, Farley nawet nieznacznie osunął się na krześle, zupełnie jakby próbował stać się mniejszy i w ten sposób niewidoczny dla siedzącej naprzeciwko dawnej przyjaciółki.
Na duchu podniosła go drobna pomyłka Willow. Niby szczegół, jedno drobne potknięcie, ale dla niego było to jak piętka chleba rzucona głodującemu. Kiwnął głową, na znak, żeby pytała, lecz jednocześnie jego spojrzenie dawało jej jasny komunikat: nie, nie umknęło mi to.
— Nie, nie przypominam sobie, bym którekolwiek z nich spotkał wcześniej — odpowiedział zgodnie z prawdą na pierwsze pytanie. Odpowiedź na drugie była jednak twierdząca. — Tak, spojrzała na mnie, gdy wszedłem do pokoju. Próbowała coś powiedzieć, ale albo od adrenaliny nie byłem w stanie usłyszeć co, albo ona nie mogła wydobyć z siebie głosu — wyjaśnił, porzucając swoje wcześniejsze postanowienie o tym, że nie będzie dawał z siebie więcej informacji niż konieczne minimum. Na trzecie pytanie znów pokręcił głową. — Słyszałem tylko tę dwójkę i nie wydaje mi się, by był z nimi w pokoju ktoś trzeci — odparł, dochodząc do wniosku, że chyba nie wygląda to dla niego aż tak źle. Na czwarte pytanie zmarszczył brwi, namyślając się. — Nie jestem w stanie tego stwierdzić, głownie byłem zwrócony tyłem do wejścia i starałem się skupiać spojrzenie na tamtym kolesiu, żeby przypadkiem nie zamknął mi oczu na zawsze — powiedział, wewnętrznie ciesząc się, że miał aż tyle szczęścia w tym wszystkim i chyba nawet nie stracił któregoś ze swoich dziewięciu żyć. Kolejne pytanie spotkało się ponownie z twierdzącą odpowiedzią. — Tak, stosował na mnie chwyt unieruchamiający, podduszał i próbował podcinać nogi, parę razy przez to kopnął mnie poniżej kolan — wymienił w szczegółach, przywołując przed oczami tamte chwile, w których panicznie walczył zarówno o oddech, jak i utrzymanie pionu.
Ostatnie pytanie wzięło go z zaskoczenia, ale tego miłego. Obrócił głowę i delikatnie uniósł jedną brew, prawą — tak, żeby ich publiczność nie była w stanie stwierdzić, czy faktycznie to zrobił, czy była to tylko kwestia perspektywy. Czy próbujesz mi właśnie pomóc, Panno Proceduro? A może też przy okazji pomagasz trochę sobie?
— Oczywiście, mogę — poprawił się nieco na krześle, czując, że zaczęły mu drętwieć nie tylko zbyt mocno skute dłonie, ale również pośladki. — Najpierw została na nas użyta Drętwota, a później zaklęcie Everte Statum, co po użyciu zaklęcia oszałamiającego wydaje mi się trochę przesadzoną reakcją. Zostałem odrzucony plecami na ramę łóżka, upadłem na podłogę, byłem skulony na boku i próbowałem złapać oddech, co było trudne ze względu na krwawiący język i ból po uderzeniu w łóżko. Zostałem przewrócony na brzuch i dociśnięty kolanem do podłogi. Wykręcono mi ręce za plecy i skuto kajdankami, swoją drogą zbyt ciasno, bo od dobrej chwili tracę czucie w palcach — uniósł nieco dłonie, gdzie kajdanki wpijały mu się w i tak szczupłe nadgarstki. — Coś do mnie mówili, w sensie policjanci, ale docierało do mnie tyle, że mam im podać imię i nazwisko, a poza tym mam prawo zachować milczenie. Potem próbowałem wstać, więc otrzymałem od posterunkowego Richarda pomoc w postaci szarpnięcia za ramię, jest szansa że mam na lewym bicepsie ślad idealnie pasujący do obrysu jego palców — skinął głową w stronę swojego lewego ramienia, uśmiechając się bardzo gorzko.
Jeżeli miał dostać tylko wisienkę z tego tortu, to przyjmie ją z największą przyjemnością.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-30-2025, 17:16
Skrupulatnie notowała słowa, co chwilę, zerkając na niego, aby dopatrzeć się kłamstwa, ale wciąż go nie znajdowała. Jego odpowiedzi były czymś, czego raczej się spodziewała, zero nowych tropów, był bohaterem z sąsiedniego pokoju, który zdecydował się pomóc, choć nie miał w tym żadnego interesu. Zęby bezwiednie przytrzymywały dolną wargę i gdyby nie ból tym wywołany, najpewniej zatapiając się w myślach o bohaterskim czynie dawnego przyjaciela, oczy zaszłyby mgłą. Na szczęście podświadomość wydawała się teraz trzymać w ryzach ciało. Czy była z niego dumna? Właściwie to tak, w jej oczach uratował kogoś. Zęby puściły dolną wargę, a kącik ust powędrował ku górze, gdy ołówek postukał kilkakrotnie brodę, patrząc na zeznania spisane w notatniku. Jednak opadł zaraz, gdy Farley zaczął zeznawać odnośnie incydentu zatrzymania przez policjantów.
Doszło do niej, jak bardzo jej koledzy byli bezsensownie brutalni. Domniemanie niewinności? Szacunek? Środki przymusu bezpośredniego miały swoje łagodne wersje. Chociaż z drugiej strony, mieli pewnie na celu ratowanie dziewczyny przywiązanej do łóżka, a nie wiedząc, który jest sprawcą, mogli zadziałać zbyt ostro. Czy próbowała ich usprawiedliwiać w głowie? Nawet ich…
Słysząc o kajdankach oprzytomniała, po czym odłożyła notatnik i ołówek, wyciągając rękę w jego kierunku, niemal, jak zaproszenie do tańca.
– Proszę, połóż ręce na stole – powiedziała dość miękko, a gdy nadgarstki znalazły się w odpowiednim miejscu, wyciągnęła z tylnej kieszonki spodni uniwersalny kluczyk do kajdanek i rozpięła najpierw obręcz z lewej strony, luzując i zamykając ponownie, a potem z prawej. Niby dotyk jego dłoni, był czymś zwyczajnym, a jednak, mogłaby przysiąc, że gdy ich skóra się zetknęła, przeszył ją jakiś rodzaj błyskawicy, może iskierka, może magia, a może umysł płatał jej już figle? Jednak nie drgnęła ani trochę, gładko poczyniła swoje obowiązki, jedynie na sam koniec, przeciągając domknięcie kajdanek i podnosząc spojrzenie wyżej. Prawdopodobnie, gdyby Fintanowi na tym zależało, przy odpowiedniej determinacji, mógłby spróbować przecisnąć rękę. Czy Willow sądziła, że to zrobi? Nie. Oboje wiedzieli, w jakiej pozycji się znajdował, a kajdanki były już tylko formalnością. Gdyby to od niej zależało, to by je całkowicie zdjęła, ale nie chciała ściągać na siebie kłopotów. – W porządku, panie Farley, jeśli nie ma pan nic więcej do dodania, to zakończyliśmy przesłuchanie – poinformowała go wstając z krzesła. Zerknęła na wszystkie teczki, które zabrała i właściwie większości z nich nawet nie potrzebowała. – Zostanie pan tu jeszcze chwilę, aż podejmiemy dalsze decyzje, wrócę do pana za moment – mówiła, zbierając wszystkie akta i notatki na kupkę, którą wzięła pod pachę. Skierowała się do drzwi i gdy chwyciła za klamkę obróciła się jeszcze na chwilę w kierunku Fintana. – Dziękuję za współpracę – i za bycie porządnym człowiekiem. Po tych słowach wyszła, a kroki powiodły ją do dyżurki. Tam wymieniła kilka zdań z innymi funkcjonariuszami, aby dowiedzieć się, na jakim etapie przesłuchania był Hawthorne.
Poszli razem do mniejszej sali, gdzie funkcjonariusz właśnie wymierzył cios prosto w twarz podejrzanego – mężczyzna był tak obrzydliwy, jak opisał go Farley. Po kilku minutach Hawthorne wyszedł z sali i wszyscy funkcjonariusze wymienili się stanem wiedzy.
– Poczekałbym do rana, aż się ta dziewczyna w Mungu obudzi, potwierdzi zeznania tego chłopaczka i puścimy go wolno. Ten skurwysyn zaśmiał się na widok zdjęcia tej dziewczyny z Tamizy, czaisz to? No nie wytrzymałem i musiałem mu dać w mordę. Skurwiel jest winny jak chuj, dowodów i zeznań mamy, żeby go przytrzymać nawet na więcej niż dwie doby, ale żeby Wizengamot orzekł o winie to potrzebujemy znacznie więcej, typ w ogóle nie chce współpracować – mówił Hawthorne tym swoim szorstkim głosem. Willow potarła łuk brwiowy i czuła, jak powieki stają się coraz cięższe, była zmęczona, dochodziło już prawie do tego, że była prawie dobę na nogach.
– Czyli co, do celi tego młodego? Ale chyba nie tej samej z tym…? – zapytała, nieco kiepsko kontaktując. Przeciągając sylaby, które, wydawały się prześlizgiwać po języku, chcąc uciec i nie dać się wypowiedzieć.
– Nie, pozabijaliby się. Ja jeszcze posiedzę z tym gagatkiem, może coś od niego wyciągnę, może się złamie. Młodego do celi – westchnął policjant, podciągając rękawy i dopijając kubek z zimną kawą. Ewidentnie był również zmęczony, jednocześnie zbyt nieustępliwy, żeby się teraz poddać. W gorącej wodzie kąpany, jak to mówią.
– To ja zostanę do rana nad zeznaniami i aktami, może coś wymyślę – a to była kolejna, którą kąpano w wannie przepełnionej, prawie że wrzątkiem. Hawthorne uniósł brwi pytająco, bo choć nie był to pierwszy raz, gdy Willow wychodziła z taką inicjatywą, to nie podejrzewał, że wydarzy się to w środku nocy.
– Jak sobie chcesz, ruda, ale o drugiej po południu widzimy się na patrolu i komendanta zwolnienie lekarskie nie będzie interesowało.
– Wiem, wiem. Po prostu sprawa nie da mi spokoju, a jak mam nad tym myśleć to wolę tu niż w łóżku.
– Heh! Moja krew – zaśmiał się Hawthorne i klepnął kobietę w plecy. Upartość, którą oboje nosili w sobie była niemal identyczna. Może to były pewne cechy dobrego policjanta?
Weasley żartobliwie zasalutowała, po czym skierowała swoje kroki do Fintana, a za nią sunął Richard, próbując jakoś zagaić rozmowę, ale każdy jego żart, czy zaczepkę kobieta spychała słownie. Nie miała do niego siły, a tym bardziej nie chciało jej się mu z czegokolwiek tłumaczyć. Ktoś może bardziej zorientowany w relacjach damsko-męskich podsunąłby jej myśl, że ze strony Richarda był to jakiś specyficzny rodzaj uszczypliwego flirtu, ale dla niej było to po prostu gburowate zachowanie.
– Panie Farley, niestety nie możemy pana jeszcze zwolnić. Wstępny areszt będzie obejmował dwanaście godzin, włączając w to już odbyte godziny na komisariacie. Zostanie pan odprowadzony do celi, jeśli coś się zmieni niezwłocznie pana poinformujemy. Przysługuje panu dostęp do toalety i bieżącej wody, również ma pan dostęp do wody pitnej. W celi znajdzie pan leżankę, a o godzinie siódmej podany będzie posiłek, który przysługuje panu z uwagi na zatrzymanie – przedstawiła, recytując część z pamięci, a część z naturalnego potoku zaspanych słów. Zawsze dbała o więźniów, bo wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, to te inne pacany o czymś zapomną, a podsumowując wszystko przy innym funkcjonariuszu, miała pewność, że jeśli Farley czegoś nie dostanie lub włos mu spadnie z głowy, to ona się postawi. Jeszcze przez chwilę zawiesiła się, wpatrując w Fintana, rozważając, jak ująć ostatnie pytanie. – Czy jest ktoś, kogo mamy powiadomić o pańskiej sytuacji? Ktoś bliski?
Gdy Richard odprowadzał Farleya do celi z przeciwnego korytarza rozległ się krzyk „chuja mi zrobicie! Jestem nietykalny, nasrać na was mogę, a wy gówno z tym zrobicie” i dosięgnął uszu Willow. Podejrzany przeszedł do wyzywania, bardzo typowe. Chyba miała dziś szczęście, że jej mimo wszystko trafił się Farley, a nie tamten buc, z którym nie wiedziała, czy poradziłaby sobie. Zresztą, nie dopuściliby jej do niego i wtedy zrozumiała, dlaczego Hawthorne, podzielił tak to przesłuchanie. Dla potencjalnego bohatera ratującego kobietę, trzeba było podstawić kobietę, której pięknie wszystko wyśpiewa. Dla oprawcy? Mężczyzna, którego nie podważy. Westchnęła po raz kolejny – trudno było jej to przyznać, ale to był naprawdę dobry plan, wykorzystujący zasoby, które były wówczas na posterunku. Wreszcie rozsiadła się na krześle przy swoim biurku, ale zamiast analizować obecną sprawę, złamała się i otworzyła akta Farleya. Mogła to wytłumaczyć zapoznaniem się z kartoteką świadka, normalna czynność, nic zdrożnego… prawda?
Przesunęła palcami po papierze, czując ten stary rodzaj druków mających już jakiś czas. Spodziewała się jednak, że teczka została już przejrzana wcześniej przez Richarda, gdy niósł ją do sali przesłuchań. Niebieskie tęczówki przesunęły się po pierwszych napisach, a mróz wlał się w żyły, wyciągając na wierzch dreszcz. Skręt w trzewiach narósł do poziomu, w którym kobieta musiała poprawić się na krześle i powstrzymać chęć zwrócenia kolacji, która jadła prawie sześć godzin temu. Nokturn był paskudnym miejscem, a bycie spisanym przez magiczną policję w tamtej okolicy, było równoznaczne z byciem w pewien sposób na radarze. Być może Fintan znalazł się tam w niewłaściwym momencie, całkowitym przypadkiem, ale… był tam. Łączyło się to z kolejną zagmatwaną sprawą, która potem był przekazana do biura auror w związku z konotacją dotyczącą czarnej magii. Oddech powoli opuścił płuca, wylatując przez nos z lekkim świstem. Dlaczego? Pytanie pęczniało, jak rosnące ciasto drożdżowe mamy w sobotnie poranki. Kolejne były w kartotece włamania i kradzieże, przeróżne dotyczące innych miejsc, lecz wciąż rysowało to obraz kogoś, kto chyba nie radzi sobie najlepiej w życiu lub miał wyjątkowego pecha. Bochenek chleba czy apteka na celowniku sugerowały brak jakichś podstaw, pytanie czy jego, czy czyichś? Może kradł dla kogoś? Brał winę na siebie? Czy jednak taka zbieżność mnogich sytuacji nie zakrawała już o głupotę? Przecież Farley nie był głupi, był piekielnie sprytny, aż dziw, że nie został Ślizgonem.
Mandat za przebywanie na posesji bez zezwolenia, zegarek, kolejne drobne kradzieże. Weasley łączyła czerwonymi nitkami miejsca w głowie, łączyła też powody i wizerunek, który z tego powstawał był po prostu smutny. Czy w takim razie ta zmiana pracy i miejsca zamieszkania miała być dla Fintana nowym rozdziałem, a on, chcąc kogoś uratować wpakował się niechcący w kolejne kłopoty?
Analizowała szczegółowo jeszcze z godzinę wszelkie druczki i zapisy, chcąc zbudować historię, jednak powieki stawały się coraz cięższe. Waga zmęczenia uczepiona rzęs ciągnęła je do ziemi, sprawiając, że czarownica odpłynęła na średnio wygodnym krześle, obok biurka usłanego chaosem dokumentów, papierów, zeznań i zdjęć.
Dopiero trzask drzwi i hałas różnych głosów przywołały ją do rzeczywistości. Nie śniła, czarna przepaść pochłonęła ją na kilka godzin, choć dla jej świadomości było to przecież jedno mrugnięcie. Zerwała się, a teczka z aktami Farleya uderzyła o podłogę, powodując, że część dokumentów rozsypała się po podłodze. Ciche przekleństwo wyrwało się z jej usta i pochyliła się, czując cenę, którą zapłaciła za sen na krześle. Bolała ją szyja, plecy, pośladki i ramiona, wydawały się tak sztywne, jakby ktoś rzucił na nie drętwotę. Gdy na klęczkach próbowała wydobyć świstek papieru spod biurka, usłyszała za sobą czyjś śmiech, dość niski, ale wyraźnie pozytywny. Odwróciła głowę, a pasma włosów wciąż lekko przysłoniły jej widok, niemniej dostrzegła wyraźny zarys funkcjonariusza Hawthorne’a.
– Różdżkę zgubiłaś, że Accio nie rzucisz? – zapytał, kładąc ręce na udach i pochylając się nad rudowłosą, jak dzieciak, który ogląda robaki na podwórku. Zaraz po swoim żarcie roześmiał się, a Willow pokręciła głową i wspierając się łokciu pochyliła głowę w dół, ostatecznie również się śmiejąc. Czemu sama nie wpadła na użycie magii? – Dobra, dobra. Już cię nie dręczę. Nie uwierzysz, ta dziewucha z Munga się obudziła i mamy jej zeznania. Dziewczyna wszystko opowiedziała od razu, jeszcze się domagała, uwaga cytuję „żeby prosiak zgnił w Tower”, ale ja coś myślę, że go chyba kopsnie Wizengamot do Azkabanu, ale zobaczymy – zaczął funkcjonariusz, przesuwając krzesło i rozsiadając się na nim wyraźnie dumny z siebie. W tym czasie Weasley dosięgnęła przeklęty mandacik i wpakowała go do teczki z resztą papierzysk, po chwili podnosząc się do pionu ze stęknięciem.
– To świetnie, a co z tym młodym? Wypuściliście go? – zapytała, zerkając na zegar wiszący w dyżurce. Było chwilę po siódmej rano.
– Nooo, jak zje to go chłopaki wypuszczą. Bohater z niego, ta dziewucha to chciała dla niego jakąś nagrodę, że życie mu zawdzięcza i mamy mu podziękować od niej. Ale ja myślę, że obejdzie się – policjant przeciągnął się na krześle i popatrzył na zegarek. – Zawijaj żagle, ruda, ja też zwijam się do domu. Patrol o drugiej po południu mamy – klepnął podłokietniki krzesła i podniósł się raptownie, a potem kiwnął jej na pożegnanie i udał się do swojego biurka zebrać rzeczy. Willow poczuła, jak brzuch zaburczał z głodu, a zmęczenie ciągnęło ją z powrotem w dół. Przeholowała z własnej upartości, ale chyba nie byłaby sobą bez podejmowania decyzji w taki sposób.
Chwilę potem znalazła się już przed wyjściem z budynku, oparła się o kamienną ścianę, pozwalając, by wschodzące promienie słońca przebijające się przez szczyty dachów i poranną mgłę otuliły jej policzki. W odbiciu szyby okna dostrzegała swoją przemęczoną twarz, opuchnięte worki pod oczami i bladość większą niż zwykle. Może mogłaby konkurować z upiorem? Tylko upiory mogły przynajmniej latać. Wiedziała, że i tak wróci na piechotę, była zbyt słaba, aby się teleportować, nie chciała ryzykować rozszczepieniem, zbyt dobrze pamiętała ten ból. Zresztą, po drodze może zgarnie jakiś wypiek z piekarni czarodziejskiej lub mugolskiej, łagodząc brzuch domagający się czegokolwiek treściwego. Więc czemu jeszcze stała? Czemu czekała i wpatrywała się w drzwi?
Czekała na niego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:07 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.